Skocz do zawartości

Ulubiony japoński film


sheepysheepy

Rekomendowane odpowiedzi

  • 4 tygodnie później...
  • Odpowiedzi 37
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

  • 2 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...
  • 5 miesięcy temu...
  • 1 miesiąc temu...
Super są obydwie części Azumi a także Shinobi

Oczywiście moje ulubione: Shinobi, Casshern, Karas, Final Fantasy Advent Children, Ghost in the Shell, Shaolin Soccer...

_niezłe są też: Vexille, Appleseed, Zatoichi, Tokyo Riders

...a co do Azumi, pierwsza część była dużo ciekawsza

 

Shaolin Soccer to Chiński film ;)

 

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc temu...

większośc filmów Kitano (Battle Royale, Brother, Blood and Bones, Hanabi), Takashi Miike i jego gangsterka (Dead or Alive, Ichi The killer, Full Metal Yakuza ) Shinya Tsukamoto i jego bardzo specyficzne i trudne w odbiorze kino (Tetsuo: The Iron Man, Gemini czy bardziej przystępne zwykłym śmiertelnikom Nightmare Detective) oraz kilka filmów z Ryuhei Matsudą (9 Souls, Taboo, Ranpo Jigoku, Aoi Haru). Z horrorów gorąco polecam Pulse Kiyoshiego Kurosawy, oraz Audition (bardziej thriller). Z filmów akcji prócz Azumi wymieniłbym jeszcze Returnera z Kaneshiro.

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

Konban wa minasan,

 

Yohko napisała kiedyś o Gackt'o san, tak:

"...no ale on kiedys mowil w wywiadach, ze boi sie dzieci... "

 

Chyba nawet wiem czemu :D

Aibon na pewno dorzuciła kolejną cegiełkę do jego koszmarów

 

*(wtrąca się w kwestiach formalnych) "The Eye"/Gin Gwai jest filmem koprodukcji

Hongkong , Singapur , Wielka Brytania , Tajlandia...(pokornie przeprasza za przemądrzałość)

 

 

Mój licznik już wybił około 60-70 filmów made in Japan.

Myślę więc, że jakieś dwa zdania mogę o tej kinematografii rzec.

Ale zamiast pisać o kinematografii, bardzo gorąco chciałbym polecić film, który ma coś wspólnego z moim nickiem.

 

Mowa o dziele Nobuhiro Yamashita z 2005 "Linda Linda Linda".

Tytuł filmu jest zarówno tytułem piosenki, którą skomponowała japońska punk/rockowa kapela "The Blue Hearts".

Film rozgrywa się w murach jednego liceów, ukazując kulisy szkolnego festiwalu. Wszyscy coś przygotowują: posiłki, plakaty, pamiątki etc.

Ale dla pięciu dziewcząt najważniejszy był festiwal rockowy w sali gimnastycznej.

Był, bo gitarzystka(Moe) połamała sobie palec, wokalistka(Rinko) pokłóciła się z przyjaciółką, która gra na klawiszach (Kei), o chłopaka, który miał zastąpić gitarzystkę(Moe). Dziewczyny się do siebie nie odzywają i normalnie masakra ;), istny licealny dramat :D

 

O co w ogóle między dziewczynami zaszło, niech faceci nawet nie starają się zrozumieć :blink: .

No i klops. Rinko próbuje się pogodzić i kontynuować próby starych piosenek tylko, że bez Moe. Na to się dziewczyny nie godzą. I szukają nowej wokalistki.

Szukają to "eufemizm", bo Son zostaje zwyczajnie przez Kei wkręcona, po to by spławić Rinko.

Żeby było śmieszniej, Son jest w programie wymiany uczniów i pochodzi z Korei.

Po japońsku rozumie jakieś 50%, do tego jej akcent jest słyszalny.

No ale cóż, klamka zapadła.

W rolę Son wcieliła się Du-na Bae, którą można już było zobaczyć w koreańskim "Host".

 

Tak się przedstawia początek tej przygody. Niech mi zarzucają, że to film dla nastolatków/dzieci/dziewczyn, a i tak za jakiś czas znów go będę oglądał.

Jest w nim tyle sympatii i ciepła, że aż dusza się raduje, na twarzy przybywa zmarszczek od uśmiechu i normalnie "Aż żyć się chce!!!".

 

Warto wspomnieć, że wszystkie aktorki naprawdę musiały się nauczyć tych piosenek, i pomimo, że Bae Du-na nie śpiewa zbyt czysto, to ich cover nie ustępuje oryginałowi. Dlatego cały film wydaje się taki..(hm ..) prawdziwy. Bez żadnych "playback singer'ów/player'ów" itd. 100% real.

Kiedy przeczytałem ten news, to coś się we mnie zmieniło.

Aki Maeda wymasterowała Drums'y :good::blink::wacko: (ta aktorka, którą podziwialiśmy w "Battle Royale")

Pomyślałem sobie:

qrcze, te aktorki nauczyły się grać na instrumentach na potrzeby filmu, będąc w tym temacie kompletnymi "noobami".

Ja też tak chcę.

Jak pomyślałem tak zrobiłem. "Guitar Hero2" i "Rock Band" nie są już włączane od pół roku.

Chwytam za wiosło, kiedy tylko znajdę trochę czasu (to jakaś godzina dziennie, i to nie zawsze). Początki były ciężkie i bolesne (pozdzierane i opuchnięte koniuszki palców lewej ręki, obolałe nadgarstki, brzydkie blizny na opuszkach..itd), ale było warto.

Slashem na pewno nie zostanę, ale mam z tego grania niesamowitą satysfakcję, a wszystko dzięki temu filmowi.

Dodam, że pierwszą piosenką jaką zacząłem się uczyć była właśnie "Linda Linda Linda" :D

 

Takiego punk rocka już nikt nie gra ;)

Check this out --> http://www.youtube.com/watch?v=SUab1kM2Rmc

 

A tak wygląda jedna z piosenek, które dziewuchy nauczyły się biorąc udział w tej przygodzie:

 

Mnie po tym filmie natchnęło i go polecam wszystkim.

Kto wie, może w kimś jeszcze odezwą się pokłady twórczej mocy.

Edytowane przez Rafalinda
Odnośnik do komentarza

 

Oczywiście moim ulubionym Japońskim filmem jest - The Machine Girl. Ten film zawiera w sobie nieskończone kombo poziomów za(pipi)istości japońskiej w definicji europejskiej

 

a) dziewczyna w mundurku szkolnym

 

b) karabin maszynowy zamontowany w odciętej przez Yakuzę ręce, który strzela do ninja

 

c) NINJA

 

d) YAKUZA

 

e) Motyw zemsty na Ninja z Yakuzy

 

 

5 x combo zaje.bistości = win.

Edytowane przez Ak0nia
Odnośnik do komentarza
b) karabin maszynowy zamontowany w odciętej przez Yakuzę ręce, który strzela do ninja

Jaki był cel montowania karabinu maszynowego w odciętej przez Yakuze ręce?

 

 

 

Ja obecnie czekam na Super Gore Girl - głównie ze względu na Sayake (dziewczyna z grupy B AKB48) grającą jedną z głównych ról. Chcę zobaczyć jak ktoś kto na codzień śpiewa w zespole złożonym z prawie 50 dziewczyn radzi sobie z rolą w gore flicku.

Odnośnik do komentarza

Jeśli ktoś myśli o "Battle Royale", jako największej rzeźni, to koniecznie musi skonfrontować swoje poglądy z "The Machine Girl" :yes:

Myślę, że to "dzieuo" przebija wszystko co widzieliśmy w filmach klasy B.

Powiem więcej, jest w tym klimacie niedoścignionym liderem :D

Beznadziejne dialogi, jeszcze gorsza gra aktorska i oklepana fabuła.

Za to jatka i całość tak mnie zassała, że nie potrafiłem przestać oglądać.

Czułem się jak 10 letni smarkacz, który pierwszy raz widzi takie sceny.

To chciało mi się śmiać, to zamykałem oczy z wrażenia. A raz wczułem się tam mocno, że sam zacząłem machać piłą łańcuchową (tzn w rękach miałem poduszkę) i z wywalonym jęzorem udawałem, że szlachtuję Yakuza-Ninja :wkurzony:

Film świetny (oczywiście, w swej kategorii).

 

Dla fanów tego typu jatki polecam również "Tokio Gore Police"

 

Oh, Goodbye Days ima...tralala.

Dziewczyna z gitarą była by dla mnie parą - tak mogą podśpiewywać sobie faceci patrząc na Yui. Ale po kolei.

Dziś napiszę 3 słowa na temat cudownego obrazu pt "Taiyou No Uta / A Song to the Sun".

Film który hipnotyzuje już od pierwszego ujęcia, które wygląda mniej więcej tak:

Jest brzask. Słońca jeszcze nie widać, ale powolutku robi się już jasno. Młoda dziewczyna stoi przy oknie i obserwuje chłopaka, który po drugiej stronie ulicy na coś oczekuje. Koaru wie, że czeka on na swoich dwóch przyjaciół.

Dziewczyna z niepokojem spogląda na niebo, po czym znów szybko przenosi wzrok na chłopaka. Jak najdłużej chce widzieć jego twarz zanim słońce pojawi się w zenicie. Młodzieniec usiadł tak, że nie widać jego aparycji. Dziewczyna próbuje więc z każdej strony okna w nadziei, że zobaczy go jeszcze przez chwilę... Gdy nagle pojawiają się pierwsze promienie słońca.

W pośpiechu i ze smutkiem opuszcza kotarę... oddala się w ciemny kąt pokoju.....

 

NIE! Wcale nie jest wampirem :)

Ten film to fantastyczna, niskobudżetowa produkcja o tym wszystkim, za co kocham życie, czyli: miłość i muzyka.

Ona - 16 letnia dziewczyna, która cierpi na chorobę "xeroderma pigmentosum", powodująca nadwrażliwość skóry na promienie słoneczne. Nie uczęszcza więc do szkoły z innymi nastolatkami, przez co doskwiera jej samotność. Wszystkie swe uczucia przelewa więc na papier, a nocami wymyka się z domu i stara się przekazać je światu, grając/śpiewając na ulicy.

On - beztroski chłystek żyjący z dnia na dzień, którego jedyną pasją jest surfing.

To właśnie do niego Kaoru wzdycha każdym rankiem.

O tym jak to się zacznie i skończy, proponuję dowiedzieć się samemu, gdyż historia chwyci was za serca i wyciśnie potok łez. Całość jest podana w bardzo subtelny, spokojny i naturalny sposób, tak jak tylko potrafią Japończycy.

Najlepiej klimat filmu odda piosenka autorstwa Yui :

"Goodbye Days"--> http://www.livevideo.com/video/verdemanmew...s-days-yui.aspx

 

Teraz dlaczego wspominam o Yui-odtwórczyni głównej roli. Gdyż film poniekąd bazuje na jej prawdziwej historii.

W wieku 15 lat mocno zachorowała i prawie zeszła z tego świata.

A, że życie jej śmignęło przed oczami, nie chciała go tracić na szkołę gdyż w jej sercu rozbrzmiewała muzyka. I tak w wieku 16 lat zaczęła pałętać się po ulicy grając swoje piosenki za marne grosze. Zauważył ją pewien amatorski zespół, który nakierował ją na prywatną szkołę muzyczną. Rzuciła więc na dobre ogólniak i zakwaterowała się w "GakushĹŤ juku"(nazwa szkoły muzycznej), lecz nie zrezygnowała ze śpiewania na ulicy. Było kwestią czasu, aż zauważy ją ktoś z poważnej branży muzycznej. Tak też się stało. Jej nowi nauczyciele zaaranżowali spotkanie z szefem SONY MUSIC JAPAN i oto jest. Część jej utworów znajduje się na ścieżce dźwiękowej do filmu, który wam polecam. Jeśli miałbym porównywać Yui do jakiejś zachodniej wokalistki, to chyba najbliższa będzie Lene Marlin

 

Yui jest bardzo ambitna: śpiewa, gra na gitarze, sama pisze teksty, wystąpiła w filmie a teraz kiedy jest rozpoznawalna, jej płyty rozchodzą się jak świeże bułeczki. Ktoś kto oglądał anime "Bleach" mógł również usłyszeć jej piosenki "Roling star" i "Life".

Chciałbym odnotować, że w 2008 w kategorii "Najlepiej sprzedających się płyt na świecie", Yui zajęła Siódmą pozycję.

BRAWO!!! To ogromny sukces. Link do artykułu:

http://muzyka.interia.pl/wiadomosc-dnia/ne...cc8e?source=rss

 

W swojej niespełna 3 letniej karierze wydała już 4 albumy. Nie mogę wyjść z podziwu dla jej zapału. Cieszę się, że w Polsce również o niej słychać, i powstaje coraz więcej blogów poświęconych jej osobie.

Ja od siebie, dorzucam link do piosenki "Love & truth", którą uwielbiam:

http://www.youtube.com/watch?v=rbQg5X-VRKk

Edytowane przez Rafalinda
Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Zachęcony wzmianką "dla miłośników sztuk walki", obejrzałem "Kuro-obi".

 

Ech, jaki to romantyczny film.

Mistrz schodzący ze sceny, w towarzystwie swych studentów, mający jeszcze czas by przeprowadzić ostatni wykład. (klasyka)

Honorowy przywódca, który zhańbiony przegraną walką robi to co robi.

Jego dzieci, które chcą pomścić krzywdę wspaniałego ojca. (poczucie honoru w tej familii jest godne podziwu)

Uciskani mieszkańcy wioski i ostatni sprawiedliwy wśród narodów.

I ten pojedynek gigantów na koniec, gdzie wszyscy dranie uczą się pokory z jednego pojedynku.

Ech :P

 

Ale mniejsza z fabułą. Jest to film traktujący o sztuce walki i tutaj jest PERFECT!!!

Film traktuje o wiekowym już (bo 150-cio letnim) stylu, Goju-Ryu Karate.

Potęga zadawanych ciosów jest tak wielka, że widz niemal odczuwa je na własnej skórze.

Karate w takim ujęciu pokazuje prawdziwą moc tego stylu i to jak można się nim skutecznie posługiwać.

Najbardziej podobało mi się to, że reżyser nie starał się robić na siłę Herkulesa i Samsona z głównych bohaterów.

Chodzi mi o to, że po kilku zadanych i otrzymanych ciosach, bohaterowie stają się coraz bardziej wyczerpani i opadają z sił.

To podtrzymuje realizm tych walk i dlatego duuuuży plus.

Do tego film jest prześlicznie kadrowany statycznymi długimi ujęciami, które podbudowują klimat dojo.

 

Podpisuję się pod zdaniem, że "dla miłośników wschodnich sztuk walk" i dodam od siebie, że "film obowiązkowy".

 

Od siebie, dorzucę propozycję z Korei Południowej pt "Fighter in the wind".

* Po pierwsze - jest to film luźno nawiązujący do życia i rozwoju mistrza Masutatsu Oyamy, (założyciela jednej z najbardziej znanych odmian Karate czyli "Kyokushin kaikan"). I warto go zobaczyć właśnie po "Kuro-obi", gdyż z tego stylu również dużo czerpał Oyama.

* Po drugie - walki w tym filmie dają takiego powera, że człowiek natychmiast nabiera ochoty aby zabrać się do ćwiczeń. Są FE-NO-ME-NA-LNE!!!

* A po trzecie - można się w nim pozachwycać piękną kobietą z fantastycznym poczuciem humoru czyli Hirayama Aya.

Kiedy Aya robi minę a la "kot ze Szreka" nie sposób jej niczego odmówić.

Jakby ktoś nie kojarzył, Aya H. to ta pani :D --> http://www.dailymotion.pl/relevance/search...m-pub-funny_ads

 

A jakby było mało to jeszcze dwa fajne spoty reklamowe, w których użyczyła swojej twarzy:

http://www.youtube.com/watch?v=LKTYLjcP9ow

http://www.dailymotion.pl/relevance/search...ma-ayabiore_ads

 

Edit: Najlepszą zachętą do filmu będzie mały videoclip, dający przedsmak, tego co was czeka w pełnym filmie:

http://www.dailymotion.pl/relevance/search...e-wind_creation

Edytowane przez Rafalinda
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...