Skocz do zawartości

The Wire


Figaro

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Beka Wnusiu
Dopiero zacząłem oglądać i po 2 epach jakoś nie powala, choć wszyscy jednogłośnie mówią, że jest to arcydzieło.

 

Znacie, lubicie ten serial?

 

Kiedys zaczalem ogladac, obejrzalem ze 3 epy i tez jakos mi nie podeszlo i wczoraj po zakonczeniu Oz postanowilem dac jeszcze jedna szanse.

No wlasnie, co jest w tym serialu takiego genialnego?

Odnośnik do komentarza

Oglądam równolegle Oz (obecnie 3 sezon) i The Wire (4 sezon). Ten drugi serial bardziej mi podchodzi. Może dlatego, że nigdy nie kręciła mnie tematyka więzienia.

W The Wire jest coś rzeczywistego, gdy ukazywana jest praca policji (zresztą HBO nigdy poniżej jakiegoś poziomu w realizmie nie schodzi). Mozolne dłubanie przy śledztwie, ciągnące się miesiącami, bezskuteczne dochodzenia, bezsilność wobec polityki na wyższych szczeblach hierarchii, słabości funkcjonariuszy (alkoholizm, skłonność do nadużywania przemocy, nieumiejętność ułożenia sobie życia prywatnego). Nie ma w tym nic niespotykanego, rewolucyjnej narracji, czy niezwykłych sytuacji, wciągających w serial od pierwszych epizodów, ale osobiście oglądam z satysfakcją i bez znużenia.

No i drugi sezon to praktycznie jeden wielki polski akcent.

Odnośnik do komentarza

Ja oglądałem połowę 1 sezonu przez chyba 2 miesiące. Nie mogłem się przekonać, ale jak się już przekonałem obejrzałem wszystkie sezony w ponad tydzien i było mi smutno jak sie skonczył. Jeden z najlepszych seriali jakie oglądałem.

Odnośnik do komentarza

Nie lubię takich tematów, nienawidzę wręcz, bo oczywiście w nie kliknę i będę czytać, jak prostaki obrażają najlepszy serial wszech czasów i tylko się będę denerwować.

 

O "The Wire" nie powinno się rozmawiać inaczej niż pochwalnie. To jest świętość. Nie znam nikogo, kto by ten serial obejrzał i zrozumiał i go krytykował. To jak "Rodzina Soprano" czy "Deadwood" - może nie wpasować w twój gust, ale nie możesz znaleźć w nim błędów, bo ich nie ma.

 

Jednocześnie co jakiś czas słucham opinii, że nie jest genialny. To boli. Zarazem trochę was rozumiem, bo sam oglądałem ten serial, kiedy tylko się pojawił i nie do końca łapałem. Ale jak 1 sezon wyszedł na DVD to obejrzałem jeszcze raz i wsiąkłem. Zacząłem go wielbić. To zresztą normalne. W telewizji wielkim osiągnięciem jest, jeśli drugi sezon dorównuje pierwszemu, tymczasem "The Wire" to dzieło, które z każdym kolejnym sezonem tylko potęguje zachwyt. Powszechne jest teraz nazywanie go najlepszym serialem, jaki powstał, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek odważył się tak powiedzieć przed końcem 3-ego sezonu. Najwcześniej.

 

To jest trudny do polubienia serial. Nie tylko dlatego, że na początku dostajemy 20 głównych bohaterów, a z każdym sezonem przybywa 5-10 następnych. Raczej dlatego, że jego atrakcyjność polega zupełnie na czym innym, niż w klasycznym serialu. Filmy i seriale, praktycznie w 100%, polegają na opowiadaniu jakiejś wymyślonej historii. Tu nie o to chodzi. To jest być może najbardziej udana w historii próba oddania tego, jak skonstruowane jest miasto, próba pokazania całego łańcucha pokarmowego od burmistrza do dzieci ulicy i jak jedno wynika z drugiego. Jakiś krytyk powiedział, że to jest filmowy odpowiednik "Komedii ludzkiej" i faktycznie, trudno znaleźć mi lepsze porównanie.

 

"The Wire" ma mocne, emocjonalne momenty, ale nie znajdziesz w nim jakichś błyskotliwych zwrotów akcji, cliff-hangerów, pięknie wyreżyserowanych scen. Wręcz przeciwnie - po pewnym czasie zaczynasz już wiedzieć, co się wydarzy, wiesz, którzy bohaterowie są skazani na bliską śmierć. Ale to nie zniechęca do oglądania. Bo ta przewidywalność nie wynika z tego, że znasz prawidła i schematy filmowych scenariuszów, tylko z tego, że znasz życie. Wiesz, że coś jest nieuniknione, bo tak wskazuje na to logika. Wiesz, że w prawdziwym Baltimore takie zdarzenia mają miejsce i przebiegają właśnie w taki sposób.

 

Taką metodą serial potrafi osiągnąć wczuwkę, jakiej nie oferuje nic innego. Po obejrzeniu "The Wire" trudno jest się przestawić z powrotem na zwykłe seriale - człowiek widzi, jakie to naciągane i śmieszne.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

No, generalnie to zabiorę głos po obejrzeniu całości, bo z tego co czytałem, to 4 sezon jest najlepszy po pierwszym (nie wiem jak się ma do tego piąty). W pamięci pozostają niezwykłe momenty, niebanalne, jak fragment gdy czarnuch uderza podczas nalotu policjanta, a w odpowiedzi zostaje sprowadzony na kopach do parteru przez pozostałych funkcjonariuszy . Wtedy Kima zrywa się do biegu w ich kierunku z drugiej strony ulicy, mogłoby się wydawać, że chce przerwać maltretowanie murzyna (w każdym innym serialu by tak było), a ta się dołącza do wesołego kankana nad czarnymi zwłokami.

 

No i gadka Herc'a z murzynem, na temat tego, gdzie się kupuje takie fajne czapeczki z daszkiem z boku, no kur'wa xd

 

http://www.youtube.com/watch?v=tt0e5zNRhSo...feature=related od 1:10

Odnośnik do komentarza
No, generalnie to zabiorę głos po obejrzeniu całości, bo z tego co czytałem, to 4 sezon jest najlepszy po pierwszym (nie wiem jak się ma do tego piąty).

 

Piąty sezon jest doskonały, ostatnie dwa odcinki to być może najlepsze epizody, jakie zrobiono w jakimkolwiek serialu. Ogólnie można tylko żałować, że dali im zrobić jedynie 10 odcinków. Czwarty sezon ma 13 odcinków, w tym przedłużony finał, a i tak człowiek żałuje, że niektóre wątki są ledwo tknięte.

 

Mam nadzieję, że po pewnym czasie zaczniesz dostrzegać w tym serialu coś więcej niż okazjonalne poczucie humoru.

Odnośnik do komentarza

Przecież nie oglądałbym go tylko dla okazjonalnego poczucia humoru. Tak tylko mi się te fragmenty przypomniały, jako miły dodatek. Ostatni raz podobnie odbierałem "Six Feet Under". Wtedy, w ciągu roku, obejrzałem wszystkie sezony dwukrotnie. W obu serialach jest jakaś podobna mistyka, choć na chwilę obecną SFU stawiam na zdecydowanym szczycie, daleko z przodu.

Odnośnik do komentarza
Mam nadzieję, że po pewnym czasie zaczniesz dostrzegać w tym serialu coś więcej niż okazjonalne poczucie humoru.

Na Michaela Jackosna. Ten tekst to już szczyt wszystkiego. Jak ktoś nie wielbi tego samego co ty to jest niedouczonym imbecylem, a jak wielbi to za "okazjonalne poczucie humoru" Oo. No bo faktycznie tylko oggozo potrafi dostrzec w takich produkcjach coś więcej, my zwykli niedzielni widzowie oglądamy Wire dla gagów ;]

 

Wire to realizm przede wszystkim. Serial, w ktorym nie ma przegięć i błędów. Wire to klasa wyżej nawet od The Shield.

 

No i gadka Herc'a z murzynem, na temat tego, gdzie się kupuje takie fajne czapeczki z daszkiem z boku, no kur'wa xd
xD
Odnośnik do komentarza

No nieważne. Jak już gadamy o śmiesznych momentach to mój ulubiony to początek 8 odcinku w drugim sezonie:

 

http://www.youtube.com/watch?v=-dy0onycVHE

 

Irlandzkie piosenki zawsze były w moim Top 10, ale jak zobaczyłem tę scenę to wskoczyły na pierwsze miejsce najśmieszniejszych rzeczy na świecie.

 

W powiązanych na YT inne klasyczne momenty, np. dochodzenie na miejscu zbrodni przerywane tylko jednym słowem na "f", czy pijany Bunk, który spalił w łazience swoje ciuchy, żeby żona nie wyczuła zapachu (pipi).

Odnośnik do komentarza

moj faw. (humor) to : wizyta na scenie przestepstwa

http://www.youtube.com/watch?v=KQbsnSVM1zM

cudowny akcent pewnego senatora:

zeznanie sadowe stick-up chlopaka:

 

 

MALE I DUZE SPOILERY:

 

uwielbiam serial m. in. za to w jaki sposob przdstawione bylo dojrzewanie niektorych bohaterow ( Bodie - jego opinia o wspolpracy z policja; Carcetti - transformacja z nieco naiwnego, pelnego idealow w raczej cynicznego polityka);

niezgadzam sie z oggozo ze nie mamy tutaj "błyskotliwych zwrotów akcji, cliff-hangerów, pięknie wyreżyserowanych scen" - koncowe montaze sezonow 2 i 5 (szczeg. ten ostst), smierc Wallace'a, kolacja w restaracji (sez 4), 1sze przemowienie carcetti'ego

 

maly bonus - pierwsze spotkanie Bunk'a i McNulty'iego:

 

aha wszystkim fanom polecam the corner - baltimore z perspektywy kochajacego, troskliwego, inteligentnego ojca ktory jest przy okazji cpunem

pare aktorow z the wire, mniejszy zakres tematyczny i przez to bardziej intymny, no i naprawde poruszajace zakonczenie

 

 

Odnośnik do komentarza
Bodie - jego opinia o wspolpracy z policja;

 

 

Jego zgon autentycznie mnie kopnął. Po mistrzowsku to pokazali. O ile z początku mnie irytował, tak ostatecznie szkoda mi było typa.

I jeszcze Omara, bo czarnuch przekozacki był.

 

 

Obejrzałem całość. Nie sposób było się oderwać. Surowe, bezpardonowe mistrzostwo, do którego kiedyś na pewno wrócę.

 

Pięć okejów.

:good: :good: :good: :good: :good:

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Spojlery.

 

Co do Omara. Nigdy nie rozumiałem, czemu każdy fan "The Wire" się nim tak zachwyca. To była postać, owszem, kozacka, zupełnie inna, niż wszyscy w tym serialu - ale to też trochę mi przeszkadzało. Omar był jak bohater zwykłego filmu czy serialu. Nierealny.

 

Aż w końcu, w ostatnim odcinku, w scenie z Michaelem, doznałem olśnienia. Nagle wszystko, co robił Omar, nabrało nowego światła. Zauważyłem, że może to faktycznie tak się da. Że ten facet robił to, nie dlatego, że chciał być jak bohater kina akcji. On po prostu nim musiał być. Nie miał już innego wyboru. Takie osoby mogą przetrwać krótko albo długo, ale to nie od nich zależy, bo i tak są skazane na śmierć przez cały czas.

 

No i zgadzam się, co do Bode'iego. Poruszyło mnie to bardzo. Postać, która na początku historii była chyba takim wulgarnym rzezimieszkiem, pod koniec wygląda jak heros. To zresztą cecha charakterystyczna tego serialu. On potrafi wyjaśnić przyczyny postępowania każdego - i, wskutek tego, napełnić współczuciem do każdego. Ćpuna, zabójcy z gangu, nieuczciwego polityka czy policjanta. Nawet te "bardzo złe" postaci - prawnik Levy, albo ten asystent Carcettiego, nie pamiętam już nazwiska - nie wydają się niczym bulwersującym. Bo wiemy, że nawet gdyby ich skarcić, to na ich miejsce pojawi się tysiąc nowych, a ci uczciwi nie przetrwają.

Odnośnik do komentarza

Cóż, obejrzałem całość, jakoś tydzień temu. Dałem sobie czas na względne ochłonięcie. A teraz lecimy. Wiem, że wszystkop może brzmieć lekko enigmatycznie, ale to kwestia znajomości serialu.

 

Nie jest to Six Feet Under, które wyryło we mnie taką dziurę, że przez pół roku dochodziłem do siebie. Jakie jest The Wire?

Ciągła cyrkulacja bohaterów. Nawet, wydawałoby się, główny bohater - McNulty - w czwartym sezonie praktycznie nie istenieje. To jest swoista magia, którą sposób wyczuć jedynie w kontakcie z postaciami, które teoretycznie tych sezonów przetrwać nie powinny. Ich zmienność względem czasu, położenia, nastawienia. Małe mistrzostwo świata.

Do tego dochodzi przyjemnie ukazana bezsilność, frustracja, tuszowanie i naginanie niewygodnych faktów dla własnej potrzeby.

O dziwo, zapamiętałem tekst Kimy: (cytat z pamięci) "Codziennie wmawiam sobie, że ta praca ma sens".

 

Generalnie serial jest masakryczny, jeden z tych, które się ogląda bez ciągłego wrażenia "byle do przodu". W tym przypadku, już po pierwszym sezonie ma się świadomość, że "byle do przodu" nic nie zmienia i ogląda się epizod po epizodzie.

Ulicznie realny, przykro rzeczywisty.

W kategorii zakończonych seriali wciskam go zaraz na SFU.

Ściągać kur'wy.

 

Sorry za względny chaos, ale strzaskałem deko :(

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
Spojlery.

 

Co do Omara. Nigdy nie rozumiałem, czemu każdy fan "The Wire" się nim tak zachwyca. To była postać, owszem, kozacka, zupełnie inna, niż wszyscy w tym serialu - ale to też trochę mi przeszkadzało. Omar był jak bohater zwykłego filmu czy serialu. Nierealny.

 

Aż w końcu, w ostatnim odcinku, w scenie z Michaelem, doznałem olśnienia. Nagle wszystko, co robił Omar, nabrało nowego światła. Zauważyłem, że może to faktycznie tak się da. Że ten facet robił to, nie dlatego, że chciał być jak bohater kina akcji. On po prostu nim musiał być. Nie miał już innego wyboru. Takie osoby mogą przetrwać krótko albo długo, ale to nie od nich zależy, bo i tak są skazane na śmierć przez cały czas.

 

No i zgadzam się, co do Bode'iego. Poruszyło mnie to bardzo. Postać, która na początku historii była chyba takim wulgarnym rzezimieszkiem, pod koniec wygląda jak heros. To zresztą cecha charakterystyczna tego serialu. On potrafi wyjaśnić przyczyny postępowania każdego - i, wskutek tego, napełnić współczuciem do każdego. Ćpuna, zabójcy z gangu, nieuczciwego polityka czy policjanta. Nawet te "bardzo złe" postaci - prawnik Levy, albo ten asystent Carcettiego, nie pamiętam już nazwiska - nie wydają się niczym bulwersującym. Bo wiemy, że nawet gdyby ich skarcić, to na ich miejsce pojawi się tysiąc nowych, a ci uczciwi nie przetrwają.

 

jesli chodzi o omara - ciekawe spostrzezenie oggogzo

bohater kina akcji - w trzecim sezonie mozna go zobaczyc z koszulka = I am the american dream = - no i moze jest tyle ze jak wielu innych (jesse james, great gatsby, nixon?) konczy marnie

Jesse James - amerykanski @bohater@sen@idol@celebrity@ - zginal w podobny sposob - strzal w plecy (glowe)

Jesse James wedlug wielu zrodel byl zwyklym rzezimieszkiem - w owczesnych mediach zyskal jednak miano niemal superbohatera, szczegolnie po smierci - zabity przez @nikogo@

Omar - legenda Baltimore ale jednoczesnie (nie)przecietny zlodziej, morderca, tez zabity przez @nikogo@ - Simons puszcza oczko?

Odnośnik do komentarza

Nie sądzę, żeby były tego typu nawiązania. Omar jest luźno oparty na prawdziwej osobie - Donnie'em Andrewsie. Np. scena skoku przez okno - Andrews to kiedyś zrobił, z większej wysokości. Oczywiście są też inni "wirtuozi złodziejstwa", na których wzorował się Simon, ale Andrews ma tę przewagę, że udało mu się "wyjść na ludzi" i może o swoich przeżyciach opowiadać, a nawet grał w jednym odcinku "The Wire".

Odnośnik do komentarza

Shieeeeeeet.

 

 

Serial istotnie nie wciaga od pierwszych chwil. Trzeba przebrnac przez pare pierwszych odcinkow aby nieco rozkminic kto jest kim, zrozumiec czyms The Wire jest a czym nie jest. Potem mozna jedynie obejrzec blyskawicznie wszystkie pozostale odcinki i slusznie uznac, ze to serial niesamowity. Najlepszy nawet.

 

Co do zabawnych scen to jest moja ulubiona. Wydaje mi sie zreszta, ze aktor, ktory gra Bunka zaczal sie brechtac mimo woli na 0:22.

 

 

edit: haha, opis serialu na filmwebie powala

 

Jimmy McNulty (Dominic West) i jego zawodowa partnerka Shakima Greggs (Sonja Sohn) zrobią wszytsko, aby przestępcy odpowiedzieli za swoje zbrodnie. Gdy jeden z miejscowych dealerów narkotykowych zostaję oczyszczony z zarzutów o popełnione morderstwo, Jimmy postanawia działać. Wraz Shakimą, która jest jego jedynym sojusznikiem, wytacza prywatną wojnę narkotykowym baronom. Dwójka nieustraszonych partnerów stojących zawsze po stronie prawa, zrobi wszystko, aby przywódcy podziemnego gangu, jak najszybciej znaleźli się za kratkami.

 

haha

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (określane jako "RODO", "ORODO", "GDPR" lub "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych"). W związku z tym prosimy o zapoznanie się ze zaktualizowaną Polityką prywatności Polityka prywatności.