Skocz do zawartości

Silent Hill: Downpour


Słupek

Rekomendowane odpowiedzi

Gram. W sumie już od dawna czaiłem się na tego Silenta, jeszcze żadna część serii mnie nie zawiodła i wygląda na to, że i na Downpour się nie zawiodę. Zapowiada się długa przygoda, bo po trzech godzinach grubego szarpania dopiero trafiłem na ulice Silent Hill.

 

Gdybym teraz, na spontanie miał jednym zdaniem określić tą grę, to napisałbym to w ten sposób - najlepszy straszak na current-geny. Powaga. Można zapomnieć w tym momencie o Residentach, Dead Space czy Condemned - ekipa Vatra Games wzięła sobie temat naprawdę poważnie i sklecili prawdziwy survival-horror, taki w którym akcja zdecydowanie ustępuje pola czystemu straszeniu. Dość powiedzieć, że w ciągu tych 180 minut gry nie oddałem nawet jednego strzału z pistoletu, a zabite maszkary policzyłbym na palcach jednej ręki. I jeżeli ta tendencja utrzyma się do końca, to będę wniebowzięty. Downpour zachowuje wszystkie najlepsze cechy poprzednich odsłon Cichego Wzgórza - jest ciekawa fabuła, jest zgraja dalekich od normalności postaci, są wymagające zagadki (przynajmniej grając na hardzie), jest w końcu i KLIMAT.

 

Ciężka atmosfera trzyma gracza za jaja od pierwszych minut i w zasadzie nie chce puścić. Już początek jest mocny, budzimy się w więzieniu, a pierwszym postawionym przed nami zadaniem jest... zmasakrowanie naszego współwięźnia - wielkiego, tłustego i błagającego o litość świniaka. Kolo ma niemalże wypisane na ryju, że jest dupkiem, więc robimy to z wielką frajdą. Później leci dosyć standardowo: przejażdżka przez las, oczywisty wypadek i samotna wędrówka do SH. Czyli z deszczu pod rynnę, chciałoby się powiedzieć. No właśnie - deszcz - czyli świeży i bardzo fajny patent, który wcześniej się w serii nie pojawił. To właśnie on informuje nas jak bardzo mamy w danej chwili przerąbane. Wcześniej to radio informowało nas o czychających na nas zagrożeniach, tym razem funkcję tą pełni stopniowo narastająca ulewa. Kiedy naprawdę ostro leje, to już wiadomo, że shit just got serious i trzeba albo gdzieś się schować (koniecznie w jakimś mieszkaniu) albo po prostu sp*erdalać, bo w tym momencie przeciwnicy atakują nas z każdej strony i w mgnieniu oka robią z nas papkę. W tym miejscu muszę pochwalić designerów, bo maszkary nie wyglądały tak dobrze chyba od czasu pamiętnego SH2. No, przynajmniej te, które ja spotkałem.

 

Generalnie klimat rozwala. Moment kiedy przeszukujesz - zdawałoby się opuszczony - dom, ale co chwila słychać jakieś odgłosy dobiegające z pokojów obok (szuranie, trzaski, sapanie) autentycznie jeży włosy na tyłku, tym bardziej kiedy wchodzisz do tych pokojów, a tam... nic nie ma. A to i tak jedna z luźniejszych akcji. Jazda kolejką w stronę miasta i makabryczne obrazy, które są nam wtedy podrzucane, albo sekwencje ucieczek przed ścigającym nas "ch*j-wie-czym" to już totalna rozwałka mózgu. W tym miejscu biję pokłony dla nowego kompozytora czyli pana Daniela Lichta, bo ewidentnie sprostał uber-trudnemu zadaniu dorównania mistrzowi Yamaoce. Jego psychodeliczna muza tylko dobija już i tak kompletnie zdruzgotane nerwy.

 

Żeby nie było zbyt kolorowo to gameplay nieco ssie - pracy kamery pozostawia wiele do życzenia, sterowanie to samo, a walka z potworami przypomina starcie dwóch pijanych żuli spod monopolowego (całe szczęście, że częściej niż walczy się tu ucieka). Grafika z kolei powala... teksturami, efektami i wykonaniem postaci rodem z epoki PS2. Częste loadingi i "zwiechy" przy quick-save również niesamowicie irytują.

 

Shit, miałem szybko machnąć 2 zdania i wracać do pykania, ale chyba trochę się rozpisałem. Reasumując - w ciągu trzech godzin grania Downpour zdążyło na mnie zrobić wielkie wrażenie, a jako miłośnik wirtualnych horrów jestem już wręcz bliski orgazmu. Biorąc pod uwagę niedobór takich gier na tej generacji, ten Silent podchodzi pod perełkę. Byle tylko reszta przygody utrzymała ten poziom. Fuck this shit, idę grać dalej :)

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Gram. W sumie już od dawna czaiłem się na tego Silenta, jeszcze żadna część serii mnie nie zawiodła i wygląda na to, że i na Downpour się nie zawiodę. Zapowiada się długa przygoda, bo po trzech godzinach grubego szarpania dopiero trafiłem na ulice Silent Hill.

 

Gdybym teraz, na spontanie miał jednym zdaniem określić tą grę, to napisałbym to w ten sposób - najlepszy straszak na current-geny. Powaga. Można zapomnieć w tym momencie o Residentach, Dead Space czy Condemned - ekipa Vatra Games wzięła sobie temat naprawdę poważnie i sklecili prawdziwy survival-horror, taki w którym akcja zdecydowanie ustępuje pola czystemu straszeniu. Dość powiedzieć, że w ciągu tych 180 minut gry nie oddałem nawet jednego strzału z pistoletu, a zabite maszkary policzyłbym na palcach jednej ręki. I jeżeli ta tendencja utrzyma się do końca, to będę wniebowzięty. Downpour zachowuje wszystkie najlepsze cechy poprzednich odsłon Cichego Wzgórza - jest ciekawa fabuła, jest zgraja dalekich od normalności postaci, są wymagające zagadki (przynajmniej grając na hardzie), jest w końcu i KLIMAT.

 

Ciężka atmosfera trzyma gracza za jaja od pierwszych minut i w zasadzie nie chce puścić. Już początek jest mocny, budzimy się w więzieniu, a pierwszym postawionym przed nami zadaniem jest... zmasakrowanie naszego współwięźnia - wielkiego, tłustego i błagającego o litość świniaka. Kolo ma niemalże wypisane na ryju, że jest dupkiem, więc robimy to z wielką frajdą. Później leci dosyć standardowo: przejażdżka przez las, oczywisty wypadek i samotna wędrówka do SH. Czyli z deszczu pod rynnę, chciałoby się powiedzieć. No właśnie - deszcz - czyli świeży i bardzo fajny patent, który wcześniej się w serii nie pojawił. To właśnie on informuje nas jak bardzo mamy w danej chwili przerąbane. Wcześniej to radio informowało nas o czychających na nas zagrożeniach, tym razem funkcję tą pełni stopniowo narastająca ulewa. Kiedy naprawdę ostro leje, to już wiadomo, że shit just got serious i trzeba albo gdzieś się schować (koniecznie w jakimś mieszkaniu) albo po prostu sp*erdalać, bo w tym momencie przeciwnicy atakują nas z każdej strony i w mgnieniu oka robią z nas papkę. W tym miejscu muszę pochwalić designerów, bo maszkary nie wyglądały tak dobrze chyba od czasu pamiętnego SH2. No, przynajmniej te, które ja spotkałem.

 

Generalnie klimat rozwala. Moment kiedy przeszukujesz - zdawałoby się opuszczony - dom, ale co chwila słychać jakieś odgłosy dobiegające z pokojów obok (szuranie, trzaski, sapanie) autentycznie jeży włosy na tyłku, tym bardziej kiedy wchodzisz do tych pokojów, a tam... nic nie ma. A to i tak jedna z luźniejszych akcji. Jazda kolejką w stronę miasta i makabryczne obrazy, które są nam wtedy podrzucane, albo sekwencje ucieczek przed ścigającym nas "ch*j-wie-czym" to już totalna rozwałka mózgu. W tym miejscu biję pokłony dla nowego kompozytora czyli pana Daniela Lichta, bo ewidentnie sprostał uber-trudnemu zadaniu dorównania mistrzowi Yamaoce. Jego psychodeliczna muza tylko dobija już i tak kompletnie zdruzgotane nerwy.

 

Żeby nie było zbyt kolorowo to gameplay nieco ssie - pracy kamery pozostawia wiele do życzenia, sterowanie to samo, a walka z potworami przypomina starcie dwóch pijanych żuli spod monopolowego (całe szczęście, że częściej niż walczy się tu ucieka). Grafika z kolei powala... teksturami, efektami i wykonaniem postaci rodem z epoki PS2. Częste loadingi i "zwiechy" przy quick-save również niesamowicie irytują.

 

Shit, miałem szybko machnąć 2 zdania i wracać do pykania, ale chyba trochę się rozpisałem. Reasumując - w ciągu trzech godzin grania Downpour zdążyło na mnie zrobić wielkie wrażenie, a jako miłośnik wirtualnych horrów jestem już wręcz bliski orgazmu. Biorąc pod uwagę niedobór takich gier na tej generacji, ten Silent podchodzi pod perełkę. Byle tylko reszta przygody utrzymała ten poziom. Fuck this shit, idę grać dalej :)

 

 

siema. mógłbys również cos naskrobac jak ukonczysz? z góry dzieki:)

Odnośnik do komentarza

Koniec. Całość rozwalona w 12 godzin... mało, biorąc pod uwagę, że grałem na najwyższym poziomie trudności walki i zagadek. Liczyłem na trochę dłuższą przygodę.

 

Pozostaje lekki niedosyt. Sam wątek fabularny zostaje zbyt szybko ucięty i to akurat wtedy, kiedy na dobre się rozkręca, ponadto zaskakuje całkowite olanie niektórych postaci - co z tajemniczym listonoszem? Co ze speakerem radiowym? Co z siostrą zakonną? Ludzie pojawiają się i zaraz słuch o nich ginie. Dziwne. Za niepotrzebne uważam pojawiające się w czasie gry wybory, które prowadzą do kilku zakończeń. Fabuła powinna kroczyć z góry ustaloną ścieżką i prowadzić do jedynego słusznego zakończenia - mogłoby być ostre p*erdolnięcie na miarę Silent Hill 2, ale niejako na siłę dano nam możliwość zakończenia historii, więc równie dobrze można ją zwieńczyć happy endem. Szkoda. Trochę za dużo tu kalki innych produkcji, w tle przewijają się motywy z poprzednich Silentów (co jest jak najbardziej zrozumiałe), ale też widać inspiracje Deadly Premonition czy Alanem Wake, Downpour po prostu brakuje własnego charakteru. Mimo wszystko scenariuszowo i tak jest dobrze - tajemniczo, zaskakująco i bez irytujących motywów znanych chociażby z Homecoming. Główny bohater to nie jakaś śmieszna kukiełka w stylu Jamesa Sunderlanda czy Henry'ego Townshenda, kolo zachowuje się bardzo wiarygodnie i chyba jako pierwszej postaci z serii naprawdę zależy na tym, żeby wydostać się z tego przeklętego miasta. Wyróżnienie leci również do pani policjant, którą spotykamy kilka razy w czasie naszej wędrówki. Reszta bohaterów pojawia się dosyć sporadycznie i niestety nie odgrywa zbyt dużej roli w scenariuszu.

 

Rozgrywka zasadniczo dzieli się na dwie części - standardowe zaliczanie fabuły oraz zwiedzanie miasta w celu wykonywania sub-questów. To drugie to nowość i trzeba przyznać, że stanowi fajny motyw. Bocznych zadań trochę jest, więc jeżeli dla kogoś 12 godzin brzmi niewystarczająco, to może dzięki temu skutecznie przedłużyć sobie zabawę. Dodam, że warto, bo niektóre misje rozwalają pomysłowością (vide scena morderstwa odgrywana od końca za pomocą... pozytywki). Tym razem też mamy dodatkowo możliwość wtargnięcia do wielu mieszkań, ale niestety samo miasto nie przytłacza wielkością, na pewno nie jest to nic ponad standardy serii - jak zawsze z każdej strony witają nas blokady ograniczające zwiedzanie. W tym świetle bezsensem jest dla mnie zamontowany w grze system tuneli pozwalający na szybsze przemieszczanie się po miasteczku, i bez tego spokojnie byśmy się obyli.

 

Jakichś konkretnych nowości poza questami nie stwierdziłem, na nadmiar świeżości nowy Silent nie może więc narzekać. Na pewno jeżeli ktoś chce się przy tej grze dobrze bawić, to musi odłożyć na bok swoje przyzwyczajenie do ślicznych giereczek z obecnej generacji - Downpour to jest w najlepszym wypadku graficzny poziom gier z ps2... i to wcale nie tych najładniejszych. Poza tym: niestabilna animacja, częste loadingi, żałosne starcia z potworami (im dalej w las tym ich więcej, więc radzę zacisnąć zęby) no i gubiąca się kamera. Potrafisz tyle znieść? No to przybij piątkę i baw się dobrze.

 

Oprawa wizualna to tragedia, ale jakby dla przeciwwagi mamy tu jedną z lepszych ścieżek dźwiękowych skomponowanych na potrzeby gry wideo. Daniel Licht to prawdziwy specjalista od demolowania zdrowych zmysłów, więc nie licz na litość - już podczas zwiedzania miasta za dnia można dostać gęsiej skórki, ale to co rejestrują nasze uszy podczas ostrzejszych akcji nieraz przyprawia o palpitacje serca. Jeżeli już miałbym narzekać, to na to, że brakuje trochę bardziej subtelnych kawałków i ogólnie większego zróżnicowania do którego przyzwyczaił nas mistrz Yamaoka. Utwór przewodni jest świetny, chociaż już grzmocący na creditsie zespół "Korn" średnio tu pasuje. Idziemy dalej - klimat rozpiernicza na łopaty, ale o tym zdaje się już wspominałem. Projekty przeciwników trzymają poziom, lokacje to stara, dobra sajlentowa szkoła (chociaż piekielny wymiar jeszcze w żadnej części nie był tak fajnie przedstawiony), zagadek jest sporo, w większości są sensowne i wymagają wrzucenia pracy mózgu na wyższe obroty.

 

Cóż, pierwsze wrażnie na temat gry na pewno było bardziej pozytywne. Downpour ma sporo irytujących wad, na dobrą sprawę jest to tytuł, który spokojnie mógłby wyjść na zeszłej generacji. Nie powala ani oryginalnością ani jakimś specyficznym stylem - ot, takie tam lekkie rozwinięcie znanych już w serii motywów. Ale jest coś co wciąż czyni tę grę wartą sprawdzenia, a tym czymś jest gatunek do którego należy. Wymarły gatunek, warto chyba dodać. Dobrych survival-horrorów na tej generacji ze świecą szukać, a SH:D poza tym, że posiada mocarny klimat, to jeszcze autentycznie straszy (i robi to o niebo lepiej niż jakieś Dead Space czy Condemned). Tytuł wybitnie dla fanów klasyki, jednak większość graczy na pewno nie będzie potrafiła go należycie docenić. Grając w ciemnym, pustym pokoju i na ostro podkręconym dźwięku - mocne wrażenia gwarantowane. Polecam.

 

+ KLIMAT

+ muzyka

+ design lokacji i przeciwników, straszące momenty

+ scenariusz

+ zagadki

+ zadania poboczne

+ smaczki dla fanów

 

- grafika, niestabilna animacja

- sterowanie

- praca kamery

- loadingi

- archaiczny system walki

- oklepane patenty

- końcówka gry

 

8-/10

Edytowane przez Gary
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Ja ukonczyłem gierke kilka miesięcy temu. Grafike olewam bo raczej nie zwracam uwagi na takie pierdoły jak jakość tekstur. Od gry odrzucała mnie walka, strasznie słabo to zrobili (dobrze, że można zdobyć Tomahawk bo inaczej bym chyba nie dokonczył grania - szkoda że w ostatniej lokacji mi go zabrali). Eksploracja miasta jest spoko, bardzo fajne questy, mapa nieduża ale biorąc pod uwagę brak środków transportu to uważam za plus. Nie podobało mi się to jak zrobili Otherworld, wolałbym spokojną eksploracje tej zdecydowanie mroczniejszej odmiany miasteczka. Gre oceniam sobie na 6/10. Klimat to jest coś co ratuje tą gierkę przed totalną katastrofą (chociaż rozumiem recenzenta z IGN który chyba 4 postawił - przez pierwsza godzine myślałem, że go poniosło z tak wysoką oceną).

 

Jak ktoś ma opcję pozyczenia od kumpla to spokojnie można ryzykować. Jak ktoś planuje wydać na to pieniadze to radze dobrze przemyśleć.

Odnośnik do komentarza

Jak ktoś ma opcję pozyczenia od kumpla to spokojnie można ryzykować. Jak ktoś planuje wydać na to pieniadze to radze dobrze przemyśleć.

jesli odnosisz sie do nowego Resident Evil 6 to tu sie z cala pewnością z tobą zgadzam :)

zas Silenta będę bronił... owszem ma wady ale da sie przeżyć.

kupilem na premierę i do dzis jestem zadowolony z zakupu.

cala z platynowałem, bez porównania do nowego R6 od konkurencji.

 

edit.

teraz lepiej :)

Edytowane przez 4 mE
Odnośnik do komentarza

Hehe RE6 to ja na razie odpuszcze nawet jak bede miał opcje zagrania za darmo (nic mi sie nie podoba w tej grze). Napisałem zeby przemyśleć bo gra nie jest idealna i jak ktoś liczył na to, że gra będzie na poziomie części 2 to może się zawieść. No ale koniec końców grało się ok. Więc może napisze inaczej: za jakieś 70-80 zł juz warto, za 200 nie do końca.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Gdybym teraz, na spontanie miał jednym zdaniem określić tą grę, to napisałbym to w ten sposób - najlepszy straszak na current-geny. Powaga. Można zapomnieć w tym momencie o Residentach, Dead Space czy Condemned - ekipa Vatra Games wzięła sobie temat naprawdę poważnie i sklecili prawdziwy survival-horror, taki w którym akcja zdecydowanie ustępuje pola czystemu straszeniu.

Zagraj w Siren: Blood Curse. To jest najlepszy horror na curent geny. Polecam.

Edytowane przez dunpeal
Odnośnik do komentarza
  • 4 miesiące temu...
  • 5 lat później...

Po latach w końcu ograłem do końca na emulatorze PS3 i w sumie nawet jestem pozytywnie zaskoczony :mog:

 

Technicznie gra jest koncertowo s(pipi)ona, graficznie bieda, miejscami wpadnie tekstura jak z wczesnego PS2.  Pokraki zrobiono najsłabiej w całej serii i zupełnie bez pomysłu. Walka irytuje, choć na szczęście rzadko gra nas do niej zmusza, ale przy tym wszystkim:

Scenariusz trzyma się kupy i szybko nawet wciąga. Powiedziałbym, że mamy tu jedną z lepszych fabuł w serii :notbad: - zdecydowanie najmocniejszy punkt gry

Klimat Cichego Wzgórza uchwycono bardzo dobrze, acz próżno szukać tu większego napięcia, o strachu nie mówiąc. Pozytywne wrażenie potęguje soundtrack. I choć już na pierwszy rzut ucha słychać, że nie tworzył go Pan Yamaoka, to kompozytor zastępczy świetnie wyczuł ducha serii.

 

Gamplayowo wrzucono tu elementy  z większości poprzednich odsłon, jak np. walkę wszelkim stojącym pod ręką barachłem z Origins czy sekwencje ucieczkowe z Shaterred Memories. Przy tym wrócono do zagadek z wybieralnym na początku poziomem trudności (całkiem niezłych zresztą) i dodano coś od siebie - parę "wyborów moralnych" mających wpływ na zakończenie, no i sidequesty w bardziej otwartym niż wcześniej miasteczku. Tych ostatnich mamy kilkanaście, na ogół są to proste fetch-questy, za które co najwyżej wpada nam trofeum, albo trochę amunicji... Takie niby to zbędne, ale cieszy, ze coś próbowano odświeżyć w formule. W survival horrorze dopiero ponad 5 lat później pomysł ten ponownie wykorzystało i prawilnie rozwinęło The Evil Within 2

 

Generalnie bawiłem się dobrze, a myślałem, że znów nie dam rady tego zmęczyć, jak kiedyś przy miałkim początku na PS3

 

To naprawdę nie jest zły tytuł. Dla mnie, o ile Homecoming jest lepszą grą, tak Downpour jest lepszym Silent Hillem i z tej dwójki stawiam go wyżej :good:

 

Tym sposobem cała seria w końcu zaliczona :touche:

 

Edytowane przez Frantik
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
  • 1 miesiąc temu...
W dniu 30.01.2019 o 17:13, Frantik napisał:

Po latach w końcu ograłem do końca na emulatorze PS3 (...)Technicznie gra jest koncertowo s(pipi)ona, graficznie bieda

 

Bieda, ale emulacja RSX pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Prawdopodobnie ta gra jest brzydsza na emulatorze niż w rzeczywistości (pomijając porządny AA i wyjściową wyższą rozdzielczość).

 

Tym sposobem cała seria w końcu zaliczona

 

P.T też? ;)

 

- - -

 

I mnie tam się ten SH nawet podobał. To co najbardziej mi przeszkadzało to te ucieczki przed hmm... czymś.

Edytowane przez Berion
Odnośnik do komentarza
  • 1 rok później...

Znacie to uczucie kiedy umieracie w walce, bo wasza zabugowana, szamocząca się w chaotycznej walce postać nie używa apteczki? Albo kiedy gra zawiesza się na ekranie pauzy i tracicie 30 minut gry z racji fatalnego systemu auto-save'ów?

 

Silent Hill Downpour to technologiczny kasztan - boli o tyle, że pomijając koszmarny system walki i najgorszych designem wrogów w serii to całkiem sympatyczna gra.

 

Eh, dałbym już sobie sposób, ale czuję, że jestem już gdzieś pod koniec. Wskazywałyby na to czas (zapewne też zabugowany) 30h jakie spędziłem w grze wg. jej wewnętrznego licznika.

Odnośnik do komentarza
  • 1 rok później...

Gry nie skończę, bo sprzedałem koledze z forum, więc obejrzałem dzisiaj podsumowanie fabuły Downpour. Szkoda, że nie było mi dane poznać tej naprawdę ciekawej historii z powodu spierodlenia technicznego tego tytułu. Eh, szkoda, szkoda. A i Cunningham to fajna, zadziorna dupeczka, troszkę Larunia z buźki, wysyłam całuski dla projektanta. :) 

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...