Dla mnie to trzecia część MGS obfitowała w najlepsze pojedynki z bossami. 
  
Za punkt honoru postawiłem sobie pokonanie każdego poprzez zabranie staminy, dlatego pokonanie The Fear było jedno z ciekawszym doznań (podejście do całej walki taktycznie) 
  
Genialny klimat walki z The Fury, a po The Sorrow już nie grałem tak jak poprzednio ;p 
  
Pojedynek z The End to majstersztyk! Skradanie się, nieraz po pół godziny, i oddanie jednego strzału, tylko w takiej grze nie może się nudzić! 
  
No i oczywiście The Boss.. Gdy nastała wiadomo która scena, po prostu nie mogłem nacisnąć przycisku.. Jedno z bardziej traumatycznych przeżyć w grach ever