Super Mario Odyssey
Po tygodniu intensywnego grania Marian pękł i zrobiłem wszystko co można było w grze zrobić (no, brakuje mi paru ciuchów dla których muszę wyfarmić kasę, no ale to już nieistotny szczegół). Chciałem go skończyć w stu procentach by móc z czystym sumieniem się o grze wypowiadać, dlatego, choć "fabułę" ukończyłem już parę dni temu, dopiero teraz zdecydowałem się popełnić ten tekst. I... nie będzie on lekki i przyjemny. I dla mnie i dla Was. Dlaczego? Bo Odyseja wcale nie jest Mesjaszem i zbawicielem, przynajmniej dla mnie i nigdy w życiu bym nie postawił tej grze dychy. Nawet dziewiątki. Możecie spokojnie wyciągać widły i kontynuować czytanie, ale zbierać się pod moimi oknami z pochodniami w rękach.
"The game is fun" mówił Reggie podczas sławetnej przemowy na tegorocznych targach E3. I cóż, Mario Odyssey jest fun. Jest fun tak silny, że od konsoli autentycznie ciężko się oderwać i syndrom jeszcze jednego księżyca wchodzi tak mocno, że sam budziłem się o 8 rano, włączałem grę na chwilę by po "chwili" ogarnąć, że już jest po 12 a ja jeszcze śniadania nie jadłem. Oj tak, Odyseja ciąga straszliwie i strasznie bawi. Gra stoi eksploracją, poczuciem przygody i zadanie swoje spełnia wzorowo. Marian jest super responsywny, wachlarz jego ruchów z początku onieśmiela i micha mi się cieszyła za każdym razem jak uczyłem się czegoś nowego i dostawałem się do, zdawałoby się, miejsca do którego nie dało się wejść. Część królestw została ślicznie wykonana zachwycając widokami, a sama gra wygląda naprawdę solidnie, nieważne czy grana na 6 calowym ekranie konsoli czy na 50 calowym TV. Ale to w zasadzie wszystko co mogę pozytywnego powiedzieć na temat tego Mariana.
Przechodząc do rzeczy, które mi się nie spodobały, na pierwszy ogień - sterowanie, w szczególności w trybie handheld. Nie rozumiem, dlaczego Nintendo na siłę wrzuciło do gry sterowanie ruchowe. Jasne, możesz rzucić czapką naciskając przycisk, ale już jej nie nakierujesz na najbliższy cel tak jak możesz to zrobić ruchowo. Nie puścisz czapki wokół siebie wygodnie jednym przyciskiem czy jakąś prostą kombinacją, oj nie, musisz rozkręcić Mario (co wcale nie jest zawsze takie proste jak otaczają cię wrogowie) i dopiero wtedy puścić czapkę. Ruchowo to oczywiście kwestia wykonania jednego gestu. Podobnie jest z wszystkim innym. Chcesz się wspinać szybciej? Trząś kontrolerami. Chcesz rozciągnąć się szybciej - trząś padami. Jak się gra na TV czy w trybie tabletop, nieważne czy joyconami czy pro controllerem - w sumie to aż tak dużego problemu nie ma, ale jak grasz w trybie handheld to sorry, musisz albo wykonywać niewygodne komendy przyciskami, albo trząść konsolą jak wariat. Polecam ten sposób w miejscu publicznym, ludzie patrzą się na Ciebie jak na kretyna a przy okazji mam wrażenie, że zaraz mi joy-cony się oderwą od konsoli jak nie przestanę machać sprzętem.
Druga rzecz: muzyka. Jest kiepska. Jasne, niektóre utwory wpadają do ucha i słucha się je przyjemnie, ale brakuje mi tu tej epickości z Mario Galaxy. OST jest jałowy, bezduszny, ot, plumkanie w tle. Co z tego, że miłe, jak tak bardzo nijakie? To już 3D World miał lepszy OST. A skoro już o 3D World mowa, to był również lepszy od Odyssey w jednej, ale najważniejszej kwestii - platformowaniu.
Nintendo jedna rzecz wyszła dobrze w Odyssey i już o tym wspominałem: eksploracja. Poczucie przygody. To im wyszło fantastycznie. Ale gdzieś w tym wszystkim, w tych dużych otwartych poziomach Big N chyba zapomniało o najważniejszej rzeczy w platformówce - o samym skakaniu po platformach właśnie. Przez 90% gry czułem, że gram w Zeldę BOTW, ale z bardziej zwinnym Marianem a nie Linkiem. Co z tego, że Mario jest responsywny i umie wiele rzeczy, skoro rzadko kiedy jesteśmy w ogóle zmuszani do ich używania? Gdybym nie starał się co chwila robić long jumpy połączone z dive jumpem z odbiciem od Cappy'ego i kolejnym dive jumpem to sporą część map bym po prostu... przeszedł z bardzo sporadycznym skakaniem. Eksploracja eksploracją, mnogość możliwości swoją drogą, ale na co to wszystko, kiedy po pierwsze: gra jest bajecznie prosta, dopiero end game miejscami pokazuje drobny pazur (ale tylko drobny, rzadko kiedy wysuwa go na całą długość), i trzeba się faktycznie postarać, żeby zginąć i tym samym Odyssey nie przedstawia graczu prawie żadnego wyzwania platformówkowego. Po drugie: power-upy a raczej ich brak. Nintendo postanowiło w Mario Odyssey porzucić całkowicie grzyby, fire flowery, gwiazdki i inne zakręcone power-upy a zamiast tego możemy przejmować ciała całkiem sporej ilości przeciwników, zyskując tym samym sporo nowych ruchów. Ale co z tego, skoro większość tych przeciwników pomaga po prostu przejść fragment mapy przy której się znajduje? Częściej czułem się jakbym grał w jakąś eksploracyjną grę logiczną dla dzieci, gdzie twórcy pod nos podają nam rozwiązanie problemu ("o, patrz, tutaj masz kamienie, które wyglądają jakby można było je rozwalić... Może spróbujesz przejąć Bullet Billa który znajduje się metr obok i w nie wlecieć?") . Na co mi ogromny T-Rex w tej grze, skoro on nawet skakać nie potrafi a jedyne do czego się przydaje to w 2,3 miejscach w całej grze do rozwalenia kilku kamulców. Po co mi robienie wieży z Goombasów skoro ten motyw ma faktyczne zastosowanie w bardzo prostych "zagadkach" 2-3 razy w ciągu gry? Cheep-Cheep? No fajnie, że mogę go przejąć i pływać szybciej pod wodą bez martwienia się o tlen, ale czemu nie dano nam jakiś ciekawych sekcji pływackich unikaniem przeszkód czy (nie)sławnym przepływaniem przez okręgi pod wodą? Fire/Hammer Bros? do rozwalania rzeczy tylko, choć były wyjątkowo jedna czy dwie sekcje czysto platformowe z nimi. Wow, mogę przejąć studzienkę kanalizacyjną, żeby ją odsunąć... Ciekawych motywów i faktycznie interesujących umiejętności można policzyć na palcach jednej ręki. Co z tego, że mamy tyle umiejętności, skoro większosć z nich to motywy "na raz" i bardzo rzadko faktycznie zręcznościowe...
Aa, no i same lokacje, jak mógłbym o nich nie wspomnieć! Jedne są lepsze, inne są gorsze. Tych lepszych dla mnie było może ze 3-4. Reszta była albo "tylko" dobra, albo słaba. Zarówno graficznie jak i designowo, gdzie jak już wspomniałem we wcześniejszym akapicie - więcej w tym było eksploracji niż platformówkowania. No i tak, uprzedzając argumenty, że przecież M64 i MS były zrobione w podobnym stylu. Tak, były. Ale potrafiły w jednej "otwartej" lokacji zamieścić więcej wyzwania i więcej skakania niż w całym Odyssey.
Mario Odyssey to niezaprzeczalnie fantastyczna gra EKSPLORACYJNA. Zwiedzanie świata jest ultra przyjemne, zbieranie księżyców wciąga, sama gra jest po prostu bardzo ale to bardzo przyjemna. Ale jest to, dla mnie, bardzo słaba gra platformowa. W tej kwestii, Mario Galaxy 1 & 2 to w dalszym ciągu niedoścignieni liderzy trójwymiarowych gier platformowych, w których zagrało absolutnie wszystko, począwszy od mechanik, power-upów, soundtracku, lokacji, wszystkiego.
Nintendo gdzieś w tej pogoni za sandboxami (bo podejrzewam, że tym właśnie była nowa Zelda i Mario, pogonią za modą na piaskownice) zgubiło sens całego Mario. Widać to w szczególności po tych kilka dodatkowych etapach, odosobnionych od głównych lokacji, w których widać, że Big N jak chce, to potrafi zrobić solidną platformówkę. I choć w przypadku Zeldy przejście w sandbox wyszło serii na dobre, bo w końcu te gry zawsze opierały się na eksploracji, tak w Mario im to za bardzo nie wyszło. Nadal to jest dobra, nawet bardzo dobra gra, ale Marian z tego kiepski. Te wszystkie dziesiątki w internetach pokazują tylko jak bardzo rynek trójwymiarowych gier platformowych podupadł w ostatnich latach... I jak Nintendo nadal ma chody u graczy.
Jako gra:
8.5/10
Jako Mario:
6/10
PS odnośnie "recenzji" Zeldy jaką tu swego czasu umieściłem zarzucano mi to, że podszedłem do tematu zbyt ostrożnie i pomimo tego, że widziałem wady tej pozycji postanowiłem jej dać pełną dychę. Wziąłem to sobie do serca i jakbym miał dziś napisać nową opinię na temat Breath of the Wild, to dychy z pewnością bym jej nie wystawił. Stąd też moja powyższa opinia na temat Mario Odyssey. Surowsza, bardziej osobista, bez przymykania oko na to co mi się nie podoba.