Skocz do zawartości

Ural

Użytkownicy
  • Postów

    294
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ural

  1. Masz na myśli to zdjęcie Ściery w HP? No wiesz, wstydziłbyś się!
  2. Eee, co też wygadujecie, przecież fabuła jest za(pipi)ista, a misje są pełne polotu i z pewnością nie na jedno kopyto, tylko bardzo zróżnicowane, wielowymiarowe, wielowątkowe - chyba nie graliśmy w tę samą grę! (sarkazm mode off)
  3. Owszem ja łaski nie robię ale Extreme mi też łaski nie robi bo wrzuci raz na ruski rok jakiś tekst związany z Ninny, ale wiesz sądząc po tym że magazyn przechwala się mottem na każdym numerze"największy w polsce magazyn o konsolach" gdzie na górze widnieją Sony,MS i Ninny to można zrozumieć że piszą o całej trójce jak należy a nie robią wielką łaskę bo twierdzą że nie jest popularne czy grają niby wszyscy na piratach, i sądzę że jak jakiemuś redaktorzynie płaci się za to aby tam kuźwa pojechał i zebrał materiały to niech to zrobi a nie jeszcze narzeka, bo właśnie tak jak Butcher napisał w swoim HP to nie interesuję mnie GoW3, Killzone 3 czy zdojony Kinect bo mam inny gust i dla mnie te dwie gry są totalnymi przeciętniakami i nic więcej(a Kinect to już w ogóle szmira i naciągacz kasy), ale jeżeli niby największy magazyn o konsolach w polsce robi łaskę ludziom którzy kupują ich magazyn co miesiąc od kilku lat i nie chce im się zrecenzować dwóch gier to wiesz to naprawdę jest totalna kpina, i wiesz i chyba masz racje że w końcu zacznę sprowadzać sobie Nintendo Power, przynajmniej będę mógł sobie w spokoju poczytać to co mnie tak najbardziej interesuje a nie co miesiąc mieć zgubne nadzieje że w rodzimej gazecie przeczytam uczciwie i bezstronnie napisaną recenzje gry na której mi zależy. Stary, wszystko super, tylko nie masz racji. Specjalnie się wysiliłem i policzyłem - o Nintendo jest 21 stron (gry na Wii, DS, publicystyka). Magazyn ma coś pod 100 stron, odlicz strony z reklamami, odlicz publicystykę typu 3D, Alvernia, itd, czy dziewczyny z E3, czyli parędziesiąt stron i co się okazuje? Że biedne, pomijane Nintendo ma 21 stron, czyli niemało - o X360, PS3, PSP jest łącznie ok. 40 stron - czyli jak to podzielić przez liczbę platform wychodzi PO RÓWNO, a w Polsce X360 i PS3 są popularniejsze od konsol Nintendo. Dlatego skończcie już biadolić, bo to naprawdę nudne - ja rozumiem, jakby o Nintendo było 5 stron, no ale kurcze - 21 stron, to chyba sporo biorąc pod uwagę popularność Ninny w Polsce i liczbę stron w miesięczniku, jak odliczyć reklamy, publicystykę, listy, itp? A może o Nintendo ma być 50 stron, a o innych konsolach 10, czy to o to chodzi? Odrobina obiektywizmu... Pomijam już względy formalne, o których pisałem 1000x, czyli brak polskiego przedstawicielstwa, problem z dostępem do gier do recenzji, imprez związanych z Nintendo, itd. - jakby nas przedstawiciele Ninny zapraszali na pokazy, to bardzo chętnie byśmy się tam wbijali. Tak czy siak do mnie argumentacja o pomijaniu Nintendo w świetle owych 21 stron nie trafia. A co do pomijania niektórych gier, to na X360 i PS3 też masę pomijamy, bo miesięcznik nie jest z gumy, choć ja bym chciał, bo bym go żuł czytając, no ale cóż... Ściera, zróbmy następny numer z gumy, tylko porzeczkowej, pliiiiz! Ten smak mi się kojarzy z moją byłą...
  4. No co Ty, przecież byście mnie zlinczowali!
  5. Powód jest ten sam, co zawsze. Ściera się schlał i numeru nie poskładał. A poważnie - zawsze w okresie wakacyjnym numer wychodzi w nieco późniejszym terminie, bo sezon urlopowy, itp. Natomiast wracając do wyrażenia "tu pisze" może ono być jak najbardziej poprawne, o ile pojawi się w odpowiednim kontekście - np. komentujemy czyjś artykuł i stwierdzamy "tu pisze, że bla bla bla" - w domyśle "tu on (czyli autor tekstu) pisze" - i wtedy jest git. Natomiast jeśli patrzymy na rozkład jazdy autobusów i stwierdzamy, że "tu pisze, że odjedzie za 5 minut", to oczywiście jest to już błędne, no chyba, że w domyśle mamy zakład komunikacji miejskiej, który jest autorem. Jednym słowem można z takowego "błędu" mimo wszystko wyjść z twarzą, bo zawsze można stwierdzić, że w domyśle naszej wypowiedzi znajdował się autor tekstu. Jeszcze tylko wymówki dla "poszłem" nie wymyśliłem, hmm...
  6. Już nie będę cytować tego, co pisał Słupek a propos tego, że historia była znana wcześniej, czy tam czasy. Otóż doświadczenie Gracza nauczyło mnie jednego - nie chcesz sobie psuć zabawy, nie poddawaj się hype'owi. Zatem im bardziej czekam na jakiś tytuł, tym mniej o nim czytam, by sobie nie psuć zabawy. Dlatego o RDR starałem się przed premierą czytać jak najmniej. Tak samo robiłem np. z Heavy Rain i wyszło mi to tylko na zdrowie, bo nie oczekiwałem cudów na kiju. Natomiast co do poprawności politycznej. A gdzie tu Murzyni? Indianie? (pomijam śladowe ilości). Dziki Zachód (owszem, wcześniejsze czasy właśnie), to cała masa problemów politycznych. A jakieś wydumane spiski, no sorry, to dla mnie żadna niepoprawność polityczna, tylko wymysły piszących scenariusz. Ja mówię o REALNYCH problemach tamtych czasów, tj. rasiźmie, czy wybijaniu Indian. To są poważne i śliskie tematy, których nikt w USA nie tyka po dziś dzień w imię politycznej poprawności właśnie. Nawet Chińczyków nie było, a mało kto wie, że na Dzikim Zachodzie też było ich sporo (pracowali zwłaszcza przy budowie kolei). Mówię - RDR, to fabularnie takie GTA. Przerzucić ten cały wątek można było do każdych czasów - i dzisiejszych, i za Jezusa Chrystusa. Dziki Zachód miał swoje własne problemy - niewolnictwo, robienie w wała Indian, pionierów, wybijanie bydła (wyginęły np. bizony) - no sorry, ale to są poważne tematy, a nie jakaś zdrada i przemiana. Może tu był mój błąd, bo przez to, że specjalnie nie czytałem o RDR, to liczyłem na odważne podejście do tematu westernów, Dzikiego Zachodu i tamtych problemów. A co do reszty to w całej rozciągłości zgadzam się z Koso. Też mnie dziwi, że niektórzy nie dostrzegają, że misje w RDR są na jedno kopyto jak w GTA IV. A może nawet bardziej. Najbardziej mnie rozwalił argument, że niby misja w kopalni jest taka za(pipi)ista. A co tam się niby dzieje prócz strzelania do kolesi pochowanych za skrzyniami i do beczek? Polowanie na zwierzynę... tak fajne... za pierwszym, drugim razem. Ale potem, gdy już tylko zejdziesz z konia i masz 50% szansę, że nadbiegną kujoty (sorry Kujot ), to zaczyna to irytować, bo BEZ PRZESADY! Tyle zwierzyny, to cały Dziki Zachód nie widział. Ogólnie tych popierdółek dookoła jest za dużo... chyba kilkanaście razy ratowałem np. jakąś wieszaną babkę na gałęzi, faktycznie - musiała to być w owych czasach codzienność. I owszem, koncentruję się na minusach (dla mnie minusach), ale też jak niektórzy pytają czemu w takim razie nie 3/10, a 8+. Bo te minusy, to nie wszystko - RDR ma też całą masę plusów, ale po co je wymieniać po raz kolejny, skoro wymieniane były tysiące razy. RDR jest wspaniałą grą, ale nie idealną. Słupek a co do misji - dla mnie ubijanie zajęcy, czy zaganianie bydła (nota bene czym się różni zaganianie krów od zaganiania koni?), to taka sama nuda. Mamy strzelanie, odbicie pociągu, jeżdżenie za kimś, łapanie kogoś, no i na początku konie i bydło. Może pogrupuj misje w RDR - i przypomnij mi coś poza tymi elementami, bo odbijanie pociągu, to przecież też strzelanie. Głowię się i głowię i ciężko mi sobie przypomnieć misje, które by się specjalnie wyłamywały. Nie wiem jak możesz w ogóle pisać, że RDR jest jak VC, dla mnie TO jest herezją dopiero. Nie ma nawet porównania.
  7. Wiesz, animacja, itp jest spoko, nie przeczę, mnie chodzi o model jazdy na koniu, że się tak wyrażę, tak jak chyba napisałem w 3gr - realistyczny, a po co? Jazda na koniu tylko mnie wkurza - rozpędzisz się i hamujesz na odcinku parudziesięciu metrów i ma się średnią jak dla mnie nad tym kontrolę. Ogólnie jazda na koniu mnie osobiście irytowała w tej grze, a że w sumie na koniu się jeździ prawie cały czas to... wpłynęło to na moje odczucia z całej rozgrywki. W dodatku strzelanie będąc na koniu i polowanie na jakichś atakujących nas czy goniących wtedy kowbojów, fast niewygodne... przynajmniej moim zdaniem. W grach po prostu jestem taki, że lubię mieć nad czymś pełną kontrolę... w RDR czułem się, jakby to koń miał kontrolę nade mną, a nie ja nad nim. Ok, ktoś zaraz powie, że to zwierze, więc nie musi się słuchać, bla, bla, bla, że koń musi swoje przebiec, by wyhamować. Ja to wszystko wiem. Ale to jest gra, ma być przyjemna. Jak będę chciał sobie pojeździć na koniu, to śmignę do stadniny, do czego nigdy mnie nie ciągnęło... No właśnie czasy - i tu dochodzimy do sedna problemu. Gra jest umiejscowiona w (pipi)atych czasach, czyli gdy wkracza już mocno technika i era industrialna. A ja, wychowany na westernach w Johnem Waynem, spodziewałem się po prostu czegoś innego... Tu naprawdę klimat Dzikiego Zachodu jest... na swój sposób oszukany. Owszem, mamy te westernowe miasteczka, karety, cowbojów, duperele, ale wystarczy obejrzeć pierwsze lepsze Eldorado, czy inne Rio Bravo, by zobaczyć, że coś tu nie gra. Owszem, są różne westerny, są też te z Eastwoodem, który w każdym filmie ma minę, jakby dostał sraki, ale ja wolę te z Wayne'm, które może były przejaskrawione, z przymróżeniem oka, naiwne momentami, ale też szalone, z humorem i bardzo specyficzne. A w RDR misje za mało czerpią z takich westernów. Pojedynki, panienki do towarzystwa, inne duperele wydają się tu wrzucone "bo wypada" - często nie ma to w fabule znaczenia. W sensie... cała fabuła RDR mogłaby być wrzucona do dzisiejszych czasów i też by się sprawdziła - nie widzicie tego? Mogłoby być o byłym mafiozo, który przechodzi na jasną stronę mocy. Liczyłem na coś bardziej westernowego, a Indian mi brakowało jak cholera, bo jak się też wychowa na książkach Karola Maya, no to kurcze... jak może nie brakować Indian? Ha, widzisz i tu dochodzimy do sedna. Ja się nastawiałem od początku na taki klimat, że jesteśmy oprychem, napadamy na banki, saloony, pociągi, farmerów, urządzamy zasadzki, wykolejamy pociągi, wieszamy, porywamy dla okupu, uczestniczymy w ujeżdżaniu byków, bierzemy udział w bijatykach w saloonach (ile tego było w westernach!), jakieś szalone akcje odwalamy z kolesiami od firm pogrzebowych (szmuglowanie coś w trumnach, pogrzeby, strzelaniny?), wysadzamy masę rzeczy dynamitem (dynamit też przecież podstawa westernów), akcje z kościołami, klechami, napady na karety, bycie bezczelnym dżentelmanem wobec dam, więcej spluwaczek (), palenie kalumetu pokoju, złoto, jakieś akcje z Indianami, kradzenie bydła, ogniska, ale takie prawdziwe, w większej grupie, z dyskusjami, harmonijki, krzaki targane na wietrze, no naprawdę można wymieniać i wymieniać, czego zabrakło, albo czego było zdecydowanie za mało. Cóż, nastawiałem się na grę bardziej niepokorną i innego bohatera. Tak jak napisałem wcześniej - trochę szkoda, że Martsona poznajemy wtedy, gdy już postanowił się zmienić i jest grzeczny. Skoro już chcieli się bawić w tą przemianę, to mogli go przemieniać w połowie gry - byłoby to znacznie lepsze, bo byśmy sobie ponapadali na te pociągi i banki, potem bylibyśmy zdradzeni, a potem byśmy szukali odkupienia. Tak czy siak cieszy mnie, że niektórzy dostrzegają, że temat można było pociągnąć głębiej i w większym stopniu wykorzystać bogactwo Dzikiego Zachodu, bo Dziki Zachód, to nie tylko kaktusy... (to taka metafora, bo znów ktoś uczepi się tych nieszczęsnych kaktusów ).
  8. No i Ścierze znów się upiekło...
  9. Hmm, najpierw musiałbyś dostać zgodę Ściery, by owe 3gr na temat Fify móc napisać . A poważnie - w GTA IV, to chyba 100 godzin nabiłem, albo i więcej, ale z perspektywy czasu uważam, że te 10-, to była ocena na wyrost. Co do bugów, cóż, no ja niestety widać w pechowym gronie - z jednym bugiem się męczyłem długo (odsyłam do wątku nt. nowego PE) i szczerze mnie to wkurzyło. Tak czy siak nie zmienia to faktu, że RDR to bardzo fajna gra, ale uważam, że mogła być o wiele lepsza biorąc pod uwagę dawne dokonania Rockstar... takie Vice City miażdżyło klimatem jak Kolos Rodyjski i wgniatało w ziemię humorem, niepokornością, itd., było zadziorne i przepełniane całą masą pomysłów. W RDR niby wszystko jest, ale czegoś brakuje, przynajmniej mnie. Właśnie owego pierwiastka szaleństwa. Przypomina mi się taki dialog z GTA: VC, kiedy to koleś będący reżyserem (taki niby Spielberg) na jachcie nawija o swoim nowym filmie i wypowiedź kończy tekstem (cytat z pamięci): "i wtedy podpływa do niego rekin i odgryza mu jaja!", ostro przy tym gestykulując. 8 lat minęło, a wciąż pamiętam teksty z tamtej gierki. RDR skończyłem prawie miesiąc temu i nie pamiętam już żadnego dialogu. No mniejsza, widocznie jestem wobec R* zbyt wymagający .
  10. Najgorsze jest to, że to wszystko prawda, przyznaję się . Jestem zawodowym prowokatorem i nie mogłem się powstrzymać [płacz]. Na następnym EP masz u mnie piwo za dociekliwość. Ściera stawia!
  11. No... nie do końca, tzn. może tak... Ocena w recenzji danej gry bywa często oceną gremialną, żeby było sprawiedliwiej - jak np. idzie jakaś dycha, to zwykle jest to konsultowane w większym gronie. Z 3gr natomiast bywa różnie. Tzn, jest to bardziej indywidualna ocena, choć z drugiej strony zwykle pokrywa się z oceną, jaką ktoś by danej grze wystawił ALE - no jeśli np. hmm... myślę nad jakimś crapem... recenzowałbym dajmy na to... a zresztą żeby nikogo nie krzywdzić - recenzowałbym jakiegoś crapka i chciał mu dać 9, albo 10, to Ściera by zaraz mnie walnął miotłą w łeb . Gdybym recenzował RDR, to bym oceniał grę z punktu widzenia statystycznego Gracza, ale wtrącając moje 3gr mogę sobie pozwolić na bardziej indywidualne i osobiste podejście, bo to nie jest ocena w recenzji, tylko właśnie moja prywatna. A 8+ dałem z przekory i prowokacyjnie, w ramach żółtej kartki dla panów z R*, a dlaczego, to już pisałem wyżej . Ogólnie dobre pytanie zadałeś...
  12. No, ja niestety Halo też bym dał taką ocenę, ale całe szczęście, nie pisałem nigdy recki żadnego Halo, bo pewnie bym został zlinczowany, hehe. Choć moje bodaj 7+, czy 8 w przypadku 3gr do Halo ODST przeszło zadziwiająco bez echa .
  13. A moim zdaniem jakakolwiek retoryka tu jest zbędna. Jedyny sposób, żeby być zadowolonym z każdej recenzji i oceny, to... wydawać własne czasopismo i oczywiście pisać do niego samemu wszystkie teksty i być jego jedynym Czytelnikiem. Wtedy satysfakcja 100% gwarantowana! Przecież wiadomo, że ocena zawsze będzie sprawą subiektywną. O czym świadczy chociażby fakt, że znajdziecie i przeciwników dychy dla MGS4 i zwolenników. Dogodzić wszystkim się nie da, jeszcze się taki nie znalazł. Hehe, w ogóle sobie właśnie pomyślałem - trzeba będzie założyć taki Growy Komitet Ocenowy i jak za komuny - zbierze się grupka ekspertów i będzie "oceniać" przez aklamację... noż ludziska, to tylko oceny, głupia cyferka . Przypomina mi się kumpel z pracy, co na wszystko co mu się nie podoba krzyczy: "SKANDAL, ZŁODZIEJE!!!" .
  14. No normalnie się rozpłacz... Gra w 3gr dostała 8+ . Zastanawia mnie jak to jest, że niektóre tytuły muszą mieć grono zacietrzewiałych fanbojów. Sorry za dosadność, ale taka jest prawda. Każdy ma prawo do własnej opinii, a to co piszesz, to niestety, cytat z Ciebie: "żenada". Zero otwartości na zdanie innych ludzi. Trochę jak pewien polityk, co niby się przemienił w pazia królowej i światłość wiekuistą, ale tak naprawdę innych poglądów niż jego własne nie uznaje. Odrobina dystansu, to tylko gra. Natomiast sprawa jest prosta - 3gr, to bodaj 800 bajtów tekstu. Wszyscy się spuszczali nad RDR, więc skoncentrowałem się na minusach, na zasadzie prowokacyjnego kontrastu. Dla Ciebie może to być tytuł na 10, ba, co ja gadam... na 15/10 nawet, a dla mnie może być na 8+. I nie ma co podcinać sobie z tego powodu żył, tylko trzeba potrafić uszanować czyjeś zdanie. Czy ja Tobie, albo innym tu rozpływającym się nad RDR bronię oceniania tego tytułu na 10/10? Nie. Natomiast nie podobają mi się jakieś idiotyczne insynuacje, że pograłem parędziesiąt minut w ten tytuł. Grę przeszedłem całą, ale mnie osobiście nużyła. Fabuła jak dla mnie bez polotu, cały ten motyw odkupienia, dajcie spokój, ile już tego było. Nie kupiłem tego klimatu, nie podszedł mi, główny bohater wydał mi się bezpłciowy, a historia mocno naiwna. Co do wątków farmerskich, owszem, to tylko początek gry i co z tego, skoro strzelanie do zajęcy jest po prostu miękkim pędzlem malowane. Cała reszta natomiast bazuje na olbrzymiej wprost schematyczności i brakuje temu wszystkiemu jakiegoś większego polotu i jaja, o czym zresztą pisałem w wątku o nowym PE. R* zawsze było stać na znacznie, ale to znacznie więcej i w grze właśnie tego zabrakło, tj. polotu, którego zabrakło też w GTA4 (które wtedy naiwnie oceniłem na 10-). Tym razem jednak R* nie odpuszczam, bo od tej ekipy wymagam więcej. Osobiście wali mnie patroszenie zwierzaczków, czy ratowanie po raz 20 jakiejś babki powieszonej na gałęzi. Ja chcę misji z polotem, przywiązywania jakiegoś frajera do torów za jajca, żeby go przejechał pociąg. Indian, prawdziwych westernowych pościgów (a nie zaskryptowanych najazdów jakichś cowbojów, którzy będą się pojawiać w nieskończoność), Meksykanów z sombrero, westernowych cliche, wątków związanych z prawdziwymi realiami tamtych czasów (a tu mamy daleko idącą polityczną poprawność), chcę też oprycha z krwi i kości. Mam prawo? Mam. Powiem tak - gdybym ja recenzował tę grę, to pewnie bym dał jej 9. Może nawet z plusem, kto wie, choć niektóre bugi mnie tak irytowały, że pewnie bym tego plusa nie dał (np. misja, którą też opisałem w numerze o PE, więc nie chce mi się do tego wracać). Ale że pisałem tylko 3gr, to miałem ten komfort, że mogłem potraktować sprawę egoistycznie i z mojego prywatnego punktu widzenia. A moje zdanie jest takie, że RDR na takie peany po prostu nie zasługuje. Powiem tak - gry od Rockstar przeszedłem wszystkie i to jeszcze z czasów DMA Design (czyli zanim nazywali się Rockstar). I ci panowie przyzwyczaili mnie do pewnego standardu, do tego, że potrafią się wyłamać i wyjść przed szereg, że potrafią łamać zasady i prowokować, tak jak robili to z pierwszymi GTA, tak jak robili to z Manhunt, czy Bully. Po prostu mieli jaja, odwalali akcje jak z Hot Coffee. A teraz? RDR, to z pewnością bardzo fajna, rozbudowana i ogólnie "spora" gra. Ale wrzucona w ramy komerchy. To po prostu bardzo dobry produkt, ale już pozbawiony tego szaleństwa, które wyróżniało kiedyś produkcje Rockstarsów. Moja ocena ma być dla nich żółtą kartką i powiedzieć, panowie, idziecie w złym kierunku... zgubiliście gdzieś tę szaloną, hardcorową duszę. I właśnie jako hardcorowiec i fanboj Rockstar (tak, jestem fanbojem R* wbrew temu 8+ i nigdy się z tym nie kryłem) protestuję. Dla gier od Rockstar kupowałem różne konsole. Dlatego wobec tej firmy stawiam poprzeczkę znacznie wyżej niż względem konkurencji. A RDR, to tylko solidnie wykonany ogrom możliwości, przynajmniej dla mnie. Tak jak to powiedział Joker w ostatnim Batmanie. Madness is like gravity, all it needs is a little push. Mnie właśnie zabrakło tego delikatnego pchnęcia. Podsumowując - RDR wciąż jest wspaniałą grą, ale nie jest to tytuł tak bardzo dopracowany, jak poprzednie i nie ma tego pierwiastka szaleństwa, do którego R* mnie przyzwyczaiło, z kolei te podróże przez bezdroża, których nie da się przewinąć, po prostu wieją nudą. Dlatego w ramach otwartości i tolerancji dla poglądów innych uszanujcie moją ocenę, a nie próbujcie mnie przekonywać na siłę, że się mylę. Bo i tak mnie nie przekonacie, bo jak każdy Gracz mam prawo do własnych poglądów i własnego zdania. Kapisz? Kapisz. I nikomu nie bronię twierdzenia, że RDR, to najwspanialsza gra pod słońcem. Tak jak np. zakochałem się w Heavy Rain, a wielu wiesza na tej grze psy. No i co, mam się o to obrażać, albo obruszać? Ocena gry jest sprawą subiektywną i wynika z własnych, osobistych preferencji. Czekam na atak .
  15. Nie cytuję całości. Ehm, to jest wątek o nowym numerze, a nie o 3gr Urala. Więc może zakończmy ten temat, będzie Zgrentgen, może coś naskrobię w wątku o RDR jak będę miał czas, ale nie zaśmiecajmy tematu o PE. Natomiast RDR PRZESZEDŁEM i mnie nie powalił na kolana! Jedyna fajna misja, to ta z pociągiem, a co ekscytującego jest w kopalni niby? Strzelasz do wybuchowych beczek i do kolesi... faktycznie - szczyt polotu. Spadłem z fotela przy tej misji normalnie. Jeżdżenie z jakimś dziadkiem/szarlatanem od syropów też mega-ekscytujące, w ogóle te przejażdżki przez pół mapy, których nie da się pominąć, istna poezja... Pierwsze misje, to pierwszych kilka godzin gry i dokładnie to napisałem w 3gr, że pierwsze godziny, to istne Farmville, bo tak jest. Może to mnie już nastawiło negatywnie dla całej reszty, nie wnikam. Rok 1911, to dla mnie żaden argument w sprawie aut - przecież specjalnie dali 1911, żeby te auta wpieprzyć - Dziki Zachód miał ciekawsze okresy, ja bym fabułę umiejscowił znacznie wcześniej i ciekawiej powiązał z historią USA (choćby wojna Północ-Południe, niewolnictwo, Indianie - gdzie to tutaj niby jest?). Zrobiono poprawną politycznie popłuczynę fabularną o Dzikim Zachodzie, tak ja to widzę. A misje dla pani B. - nie wiem co Cie w nich wciągnęło serio. Co do polowań i tych innych dupereli - nie ma się czym podniecać, fajne mini-gierki i nic poza tym. To jest to o czym też pisałem w 3gr - obudowali ten tytuł masą pierdółek, ale trzon kuleje. Po prostu brak polotu. Takich misji jak ta z pociągiem, to w grze powinno być 20. I też nie powiem, żeby to zadanie jakoś zabijało, zwłaszcza, że pociągów to już w grach mieliśmy od groma, że przywołam GoW1, Killzone2, czy ostatniego Uncharted... Skopanego interface'u też jakoś wybaczyć nie mogę, a jest skopany jakby nie było. Co do konia i jego "naturalności". Osobiście wali mnie jak pracują jego mięśnie - ma się dobrze nim sterować i tak, wolałem sterowanie w AC. To jest gra, a nie symulator konia, że mi hamuje przez 20 metrów. Mógłbym się tak rozpisywać i rozpisywać... nie wiem czemu usilnie próbujecie mnie przekonać, odczucia płynące z gry zawsze będą subiektywne. W misjach zabrakło polotu i są w większości na jedno kopyto. Sam piszesz o kopalni - czym się to różni od całej masy innych misji w grze, w których strzelamy do złamasów? Bo rozwalasz ich pod ziemią? A co do bugów, to wymienię jeden, który ostro mnie zirytował, bo pewnie w Zgrentgenie nie będzie miejsca. Wiesz, może jestem idealistą, ale wspominam czasy takich tytułów jak GTA:VC, San Andreas, czy nawet The Warriors, albo Bully i kurcze... te gry miały więcej klimatu, były bardziej szalone, zadziorne, z jajem, przepełnione całą masą szalonych pomysłów. A teraz? Teraz Rockstar się ugrzecznił i odcina kupony. Dają multum możliwości, ale owa pomysłowość i prowokowanie gdzieś się ulotniło. Pamiętasz Hot Coffee? W RDR nawet prostytutki w dupcię nie uszczypniesz. Cóż, może jestem konserwatystą, ale ta poprawność polityczna zaczyna mnie irytować. Tym bardziej, że Dziki Zachód to kopalnia tematów naprawde wzniosłych, wspomniałem już o Indianach, wojnie secesyjnej, a przykłady można mnożyć... Dość . Jak ktoś chce polemizować, to zapraszam do wątka o RDR! Zatem upraszam raz jeszcze o komentowanie tu bieżącego numeru, a o grach możemy sobie podyskutować w odpowiednim wątku. Amen.
  16. Orson, ale żeś spoilerem pojechał . Teraz to Tobie będą niektórzy słać bomby, hehehehe. A co do tego co piszesz, ja to wszystko wiem, ale ja chcę oprycha z krwi i kości i basta, a nie jakiegoś rycerzyka odkupionego... zło, zło, zło! . Wiesz, jakby fabułę zaczęli wcześniej, kiedy jeszcze był zły i tak w połowie gry nastąpiłaby ta przemiana, to by było coś! ----------- Skoro już tu jestem, to ja się ustosunkuje. I napiszę to, co zawsze piszemy - nie mamy nic do Nintendo, ale to Nintendo ma coś do nas. Odkąd w komiksach nabijamy się z Mariana i jego brata, to Nintendo nas tępi i nie lubi i robi nam czarny PR. A poważnie... fakty są niestety nieubłagane. Nintendo w Polsce nie istnieje. Nie ma polskiego oddziału. Owszem, niektórzy z Czytelników sobie myślą: "no i co z tego, co to zmienia, co za problem, pisać przecież można". No można. Ale to nie takie proste. Sony i MS dają gry do recenzji, wczesne kody z gier do obcykania, zapraszają na wywiady, imprezy, konferencje, itd. (widziałeś, że na konferencje na dużych targach typu E3 trzeba się osobno akredytować i co więcej - robią to przedstawiciele danych firm, tj. MS, Sony, czy Nintendo odpowiednio wcześniej zgłaszając się do mediów lokalnych? A kto ma nas wkręcać, jak nie ma polskiego oddziału Nintendo?). Jest również strona biznesowa - tj. Sony i MS dbają o swoje interesy w Polsce, zależy im na tym, by dawać jak najwięcej materiałów o danych tytułach, ale o tym pośrednio pisałem wcześniej - wiesz, dla nas sklecanie tekstów z jakichś ochłapów z Internetu, to nie droga. Kwestię reklam pomijam, bo u nas nigdy nie było to czynnikiem (tj. to, że Nintendo się u nas nie reklamuje - moglibyśmy więc w ogóle o nich nie pisać, bo w końcu - po co?). Nie wyjawię jakiejś wielkiej tajemnicy, jeśli napiszę to, co każdy kto interesuje się w minimalnym stopniu rynkiem prasowym wie, tj. że czasopisma nie żyją z nakładu i sprzedaży, tylko z reklam. Ale mówię - na ten czynnik nie patrzymy, wszak Nintendo jest u nas obecne. A obecne jest w takim stopniu, w jakim możemy sobie na to pozwolić. Większość gier, które recenzujemy, musimy kupować sami. A żeby napisać recenzję, trzeba też grę mieć odpowiednio wcześnie, z kolei miesięcznik musi przejść przez skład, drukarnie, dystrybucję, itd., czyli nieco czasu to wszystko zajmuje. Nie zawsze da się daną grę dorwać odpowiednio wcześnie, bo... tadam!... bo nie ma polskiego oddziału Nintendo! Większość materiałow o Nintendo bierze się stąd, że sami to wszystko kołujemy naszymi kanałami, bo nie chcemy pomijać tej platformy. Ale wskutek realiów jesteśmy często bezsilni. Swoje oczywiście też robi popularność konsol Nintendo w Polsce, tj. w stosunku do konkurencji sprzedają się słabiej, ale to znów pewnie efekt tego, że duże N o takim małym, prawie 40-milionowym kraju w centrum Europy zapomniało i najwyraźniej nie chce tu zarabiać kokosów. Tak więc jeśli pytasz, czemu tak mało piszemy o Nintendo, to napisz to do... Nintendo . Niestety, ale póki nie będzie polskiego oddziału firmy Mariana, to nie będziemy mieli dostępu do ekskluzywnych materiałów, wielu gier do zapowiedzi/recenzji, materiałów prasowych, itd., itd. Jeśli w końcu Nintendo się w Polsce pojawi, to i u nas o firmie hydraulików będzie znacznie więcej, wierz mi. Czy moja odpowiedź wyjaśniła wątpliwości w dostatecznym stopniu, czy może mam jeszcze jechać tak z 10KB tekstu? A poważnie, to już kiedyś to wyjaśnialiśmy.
  17. Hehe, szanujesz moje zdanie, ALE... Dobre, dobre... jak szanujesz, to po co ta cała argumentacja? Gra jedzie skapciałym fąflem i prutem Ściery i taka jest prawda! No dobra, żartuję - 8+, to w naszej skali ocen przypominam gra bardzo dobra... 9 wybitna, 10 - rewolucja. No to umówmy się - RDR w moim mniemaniu rewolucją nie jest, grą wybitną też nie, bo jako fana Dzikiego Zachodu mnie nie usatysfakcjonowała w pełni, wrzucono na siłę auta (owszem, w marginalnym stopniu, ale są), są irytujące bugi, zwalony jest interface (kupno-sprzedaż - poracha), jazda na koniu sknocona (no nie podeszła mi), jakieś wyścigi rydwanów, a co to? Starożytny Rzym? Misje bez polotu, zero przywiązywania dynamitu do jajek... miałem deja vu z GTA IV, gdzie wszystkie misje były na 1 kopyto. Fabuła mega-naiwna - ten cały początek, gdzie do niego strzelili i go zostawili nie dobijając... tiaaa... potem bawimy się w farmera, strzelamy do zajęcy podgryzających pietruszkę, zaganiamy krówki i koniki, normalnie istne Farmville. A co do tego, że jest oprychem - no jak mijam pannę do towarzystwa, a ten ciągle gada "I'm a married man"... w dodatku tak naprawdę jest dobrym dziadkiem, który nie może być zły (chyba, że na chama będziemy wszystkich zabijać). Ale dość, odniosłem się tylko do moich 3gr, bo mógłbym pisać i pisać. Dla mnie RDR jest grą przehype'owaną, której czegoś zabrakło. A czego i jakie są moje dokładne przemyślenia, cóż, będzie okazja by je wypowiedzieć . I na koniec, ludziska, to tylko 3gr, a nie recenzja, a tu wszyscy obruszeni, że wielkie RDR dostało w 3gr 8+... no odrobina dystansu, to tylko gra. A ja jestem największym fanbojem R*, jakiego znam i tylko dlatego taka ocena, bo po tej ekipie spodziewałem się większego polotu i lepszego, bardziej jajcarskiego klimatu. Jak mi się tak obrywa za głupie 8+ w 3gr za RDR, to wolę sobie nie wyobrażać, co miał HIV po sławetnej recenzji MGS'a, hehehe, pewnie mu bomby słali i z domu bidulek nie wychodził. Panowie, minimum dystansu, nie ma odgórnej zasady, wedle której każdy ma się spuszczać nad RDR .
  18. E tam nie przepadam, właśnie przeciwnie, chyba wszystkie książki Karola Maya przeczytałem po parę razy, westerny niektóre jak Eldorado, czy Rio Bravo znam na pamięć, więc chyba oczekiwałem po prostu czegoś więcej, albo w ciut innych klimatach . W każdym razie nie przypominam sobie by Old Shatterhand ganiał za zającami podgryzającymi pietruszkę . No ale jeszcze będzie okazja by się rozpisać...
  19. Spoko, spoko, czekajcie lepiej na następnego zgrentgena hehe
  20. No cóż, również Ci życzę tego numerka, szczególnie, jeśli pani z Poczty jest młoda, ładna i powabna, ale biorąc pod uwagę jakie dźwiga w torbie ciężary może przed numerkiem wymagać masażu, co oczywiście należy traktować jako dodatkowy atut
  21. Zgoda - ale dzieje się tak z powodów designerskich, a nie technicznych. Autorzy chcieli, by było bardziej filmowo, niemniej generowane jest całe otoczenie. W HR fixnięta kamera nie ma żadnego wpływu na kwestię oprawy. Jak sobie śmigasz np. po willi na początku, to możesz dowolnie zmieniać kąty kamery, ujęcia, itd., rozglądać się, and so on .
  22. Jak nie można się w HR rozglądać, co to za absurd? I np. co z lokacjami na zewnątrz, jak np. błotnisty teren, gdzie Norman szuka śladów zabójcy? Można i swobodnie chodzić i się rozglądać, przecież jedna gała w ogóle w całej grze służy do rozglądania się i obracania głową. Grałeś w ogóle w HR? . W HR grafika jest renderowana w sposób tradycyjny, tj. rysowane są całe obiekty. Owszem, większość lokacji jest zamkniętych, no ale trudno by było inaczej, skoro gros akcji dzieje się w pomieszczeniach i budynkach. Gry sandboxowe mają swoje prawa (a AW sandboxem nie jest) i dochodzi w nich do uproszczeń, tu zgoda, ale to nie znaczy jeszcze, że nie można porównywać ich grafiki do HR, choć w szczegóły techniczne nie będę się teraz zagłębiał. Niemniej w grach, gdzie kamera może nam pokazać pełne otoczenie (360 stopni, nawet jeśli fixnięta i dzieje się to z kilku ujęć), to nie ma tu żadnego oszustwa. Inaczej ma się sprawa w grach, gdzie kamera nie pokazuje nam pełni otoczenia i śmiga na swoistym "sznurku". Ot, by daleko nie szukać - God of War III. Genialna grafika ale często nie widzimy wszystkiego, a konkretnie nie widzimy tego, co za plecami naszego bohatera, czy z boku (tj. po stronie Gracza). A nie widzimy dlatego, bo w wielu lokacjach nic tam nie ma. Dlatego czasem w GoW kamera jest irytująca i nie zawsze może być za plecami Kratosa, właśnie dlatego, że renderowane jest tylko to, co jest w kadrze i na wprost ekranu. Rzecz jasna w wielu grach z uwolnioną kamerą również renderowane jest tylko to, co widać na ekranie (i jak obracamy kamerą, to następuje doczytywanie), ale niesie to ze sobą sporo ograniczeń (np. tekstury nie siedzą cały czas w pamięci, obiekty, itd., muszą się więc doczytywać, żeby nie był dropów muszą być prostsze, itd.). Ogólnie grafika z Heavy Rain przy dobrym podejściu byłaby osiągalna nawet w takim GTA. Tylko, że GTA to otwarty świat i nikt nie będzie dłubał nad każdym drzewkiem, każdym domkiem, każdą postacią, każdym promykiem Słońca...
  23. Hm. Chciałem się dowiedzieć czy coś słychać o Driver 5 . Słychać. Ale na razie za mało by o tym pisać.
  24. Ural

    Odejście HIVa z PE

    Uwielbiam te teorie spiskowe - odpadające kartki, zamiatanie pod dywan, teraz z kolei redaktorzy nie pożegnali. Było już tu napisane, że HIV sam zrezygnował i z tego co mi wiadomo pod koniec zamykania numeru. Choćby redaktorzy chcieli, to nie mieli kiedy zareagować, bo teksty (choćby do HP) przysyła się odpowiednio wcześniej, więc fakt jest taki, że i tak nie było jak się do tego odnieść. Myślicie, że numer jest składany i drukowany w 1 dzień? Poza tym mieszkamy w różnych miastach, często na różnych krańcach Polski i każdy załatwia swoje sprawy zawodowe indywidualnie, a HIV nie jest jakimś bucem by rozgłaszać na prawo i lewo, że oto rezygnuje ze współpracy z PE, bo profesjonaliści sprawy zawodowe załatwiają między sobą, a nie na łamach publiki jak coponiektórzy. Zresztą kto wie, może droga Pierdziącego Oszołoma i PE znów się kiedyś zejdzie, ale trudno ludziom odmawiać możliwości rozwijania się i realizowania swoich marzeń, czy celów. W każdym razie nie ma to jak za(pipi)iste teorie spiskowe i szukanie drugiego dna. Wszyscy wiedzą, że Tomek zdecydował się na poświęcenie całej swojej uwagi swojemu nowemu dziełu i trudno mu odmówić do tego prawa.
  25. Ural

    Jaki laptop ?

    Każdy jeden laptop Della będzie dobrym wyborem. Do 2000, to jakiś sensowny Inspiron powinien się trafić. Moim zdaniem nie ma lepszej firmy jeśli chodzi o stosunek jakość/cena - niezależnie czy ktoś chce coś high-endowego, czy ze średniej półki. No i Dell jako bodaj jedyny z większych producentów nie plombuje laptopów, więc można sobie w nich grzebać do woli bez utraty gwarancji. Osobiście na laptopach jadę od lat i uznaję tylko 3 marki: Dell, Sony (choć cenowo niekorzystne), Lenovo, ew. Toshiba i Asus (zwłaszcza netbooki). Natomiast zdecydowanie odradzam wszystko sygnowane logiem HP.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...