Wiele dobrego słyszałem o Forza Horizon zanim w końcu po wielu latach po ten tytuł sięgnąłem. Że niby najlepsze wyścigi arcade od lat, że świetne, że ładne, że cudowne. Osobiście jakoś specjalnie fanem racerów nie jestem, ale postanowiłem dać szansę Forzie Horizon na Xbox 360. I to było całkiem dobra decyzja.
Wiedziałem, że czeka mnie coś fajnego, gdy gra prawie natychmiast wrzuca nas za kierownicę SRT Viper GTS z 2013 roku, by ścigać się z trzykrotnym zwycięzcą poprzednich edycji festiwalu, niejakim Dariusem. Od razu rzuca się w oczy piękne otoczenie, cudowny dźwięk samochodu i dobra muzyka z typowym dla tego typu stacji radiowych spikerem. Gdy ścigamy się ponad 200km na godzinę, wymijając ruch drogowy, rozwalając płotki i stoliki, próbując choć na trochę zbliżyć się do lidera festiwalu, Forza znowu nas zaskakuje. Zabiera nam kontrolę i mówi „Fajnie się jeździło? To teraz koniec zabawy, wsiadaj do tego grata i zasłuż na taki wóz!” Po czym uderza nas prawym sierpowym prosto w twarz i wrzuca do starego Volkswagena Corrado VR6 z 1995 roku. Okazuje się, że to właśnie w kierowcę tego poczciwego staruszka się wcielamy i naszym pierwszym prawdziwym zadaniem będzie dostanie się do festiwalu. Czujemy napięcie, bo zostało zaledwie 8 wolnych miejsc, a im bliżej celu jesteśmy, tym mniej zostaje wakatów. Dosłownie rzutem na taśmę dostajemy się do zawodów i tak zaczyna się nasza przygoda z Forza Horizon. A to dopiero pierwsze 10 minut gry.
Po zgarnięciu pierwszej opaski (reprezentującej niejako rangę kierowy) otwiera się przed nami calutki stan Kolorado z mnóstwem ulic, uliczek, miasteczek, kopalni i innych kanionów. Terenu do zwiedzenia jest sporo, jednak w większości przypadków jest on ograniczony przez wszędobylskie barierki i inne przeszkody uniemożliwiające nam wyjazd poza określoną nitkę drogi. Biorąc udział w oficjalnych wyścigach jesteśmy zdanie na z góry określoną trasę, nieważne, czy jest to wyścig po mniejszym terenie z paroma okrążeniami czy trasa od punktu A do punktu B. Naszym celem naturalnie jest wspinaczka po kolejnych szczeblach rankingu festiwalu, zgarniając kolejne opaski odblokowujące nam dostęp do kolejnych eventów. Przy okazji, dajemy popalić zadufanym w sobie i aroganckim elitom festiwalu wygrywając z nimi w wyścigach 1 na 1, bierzemy udział w mniej legalnych wyścigach za grubą kasę, wykonujemy proste „zlecenia” w różnych punktach mapy (dojechanie na miejsce bez niszczenia samochodu i zrobieni zdjęcia, wykręcenie punktów czy przekroczenie konkretnej prędkości), szukamy tablic do rozwalenia, szukamy zaginionych wozów, uzupełniamy drogi, bierzemy udział w dziwacznych wyścigach z pojazdami latającymi… Jest tego od cholery. Żeby nam ułatwić trochę dojazd do miejscówek, po drodze będziemy odblokowywać przystanki Horizon do których będziemy mogli szybko się przenosić.
Za zdobyte kredyty kupujemy nowe wozy bądź ulepszenia. Za każdą rozwaloną tablicę dostajemy 1% zniżki na ulepszenia wozów. Za wygranie specjalnego eventu dostajemy samochód. Na każdym roku jesteśmy nagradzani, a do tego dochodzą jeszcze specjalne zadania dla sponsorów w stylu wykonania ileś tam driftów, skoków, uniknięcia kolizji i tak dalej i za wykonywanie ich jesteśmy nagradzani kolejną kasą. Za te dostajemy również punkty, a łącząc „triki” uruchamiamy mnożnik i jeśli nie przywalimy w coś po drodze, to dostaniemy te punkty do ogólnej puli naszej popularności (startujemy na 250), a wraz z postępem w rankingu popularności odblokowujemy kolejne specjalne wydarzenia.
By umilić nam podróże przez Kolorado, twórcy rzucili nam trzy odmienne stacje radiowe, Bass Arena z jakimś elektro (pipi)wieco dubstepem, Pulse z techno disco i Rocks z rockiem. Każda stacja ma bardzo dobre utwory, jednak jest ich na tyle mało, że po jakimś czasie zaczynają nużyć. Nie są to jednak jakieś miałkie utwory, na każdej stacji każdy znajdzie coś dla siebie ale jest ich za mało. Między utworami możemy posłuchać silących się na rozbawienie nas spikerów, ale tych możemy w dowolnym momencie wyłączyć w odpowiedniej opcji w menu gry. Grałem w całości po polsku i dubbing dawał radę, choć momentami walił kiczem na kilometr („Masz w sobie prędkość!” :facepalmz:).
Naturalnie, oprócz trybu jednoosobowego jest tryb multi, obecnie trochę wymarły, ale pomijając klasyczne warianty wyścigów mamy jeszcze dostęp do trybu Króla, Zakażonego i Kotka i Myszki. Król to zabawa w berka, Zakażony chyba jasne, a kotek i myszka nudne i nieciekawe – jedni uciekają, a drudzy musza walić ich ze wszystkich stron, by nabijać % zatrzymania. Ziew.
Forza Horizon jest świetna i rozumiem zachwyt ludzi. Jednak trochę ponarzekam. Przede wszystkim, im bliżej końca tym wyraźnie czuć recykling. Mając tak duży teren nie rozumiem, czemu twórcy zdecydowali się rzucać co chwila praktycznie te same trasy tylko z inną klasą samochodów. I do tego dorzucając po 2-3 okrążenia więcej przez co prawie usypiałem już pod koniec. Muzyka, jak już wspomniałem, potrafi w końcu nudzić. Kolorado, choć ładne i malownicze (te wschody słońca ) tak w pewnym momencie zaczyna irytować tą swoją pomarańczowo-brązową otoczką i kolorystyką. No i cofanie czasu, choć patent fajny i nikt do jego używania nie zmusza – jest to trochę zbyt duże ułatwienie. Sama gra na normalnym poziomie trudności nie jest jakoś bardzo trudna, wszystko opiera się na wyborze odpowiedniego samochodu.
Miałem się nie rozpisywać, a wyszło jak zawsze. Dla tych, którym czytać się nie chce:
Horizon to świetna gra, całkowicie rozumiem zachwyty, ja również jestem zadowolony z jakości tytułu. Nie jest to jednak aż taki niszczator umysłów i racerów jak myślałem. Niemniej jednak, jeśli jest ktoś jeszcze kto nie zagrał - koniecznie musi to nadrobić.
Solidne 8/10 i zaczynam powoli ogrywać DLC – Horizon Rally