Josh
Użytkownicy
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda temat: Clair Obscur: Expedition 33
Treść opublikowana przez Josh
-
własnie ukonczyłem...
Ending FFX był słodko-gorzki. Z jednej strony to co spotkało Tidusa i Aurona z drugiej ostateczne pokonanie Sina, zakończenie długiego cyklu poświęceń kolejnych summonerów i obalenie sekty Yevona co finalnie doprowadziło do rozwoju technologii, który wcześniej był zakazany. Ludzkość została w pewnym sensie wyzwolona Większość FFów ma zakończenia utrzymane w takim stylu i podobnie jak Ofi właśnie za to cenię tę serię. Nie lubię typowo złych zakończeń, bo mam wrażenie że wtedy cały wysiłek protagonistów poszedł na marne, ale też nie jestem fanem słodkiej pierdziawy jak w innych joterpegach. Według mnie jedyne Finale, które naprawdę źle się kończą to Crisis Core i Type-0 Zwłaszcza po tym drugim byłem w ciężkim szoku.
- Growe Szambo
-
Clair Obscur: Expedition 33
Zawsze mogłoby być gorzej. Mógłbym tworzyć posty na 30 akapitów, z których finalnie może ze dwa zdania mają jakiś sens. A tak serio: może niech Bioware przestanie robić gówniane gry, to ludzie nie będą się z nich śmiać w każdym temacie, na każdym forum, na każdej planecie na której istnieje życie. Taka mała sugestia tylko. Druga jest taka, że absolutnie nikt was nie zmusza do czytania moich postów. Podpowiem więcej: możecie oszczędzić sobie kolejnych wylewów kałowych przez nogawkę i mnie po prostu wrzucić na ignora. Odnosząc się bezpośrednio do tematu: akurat Dragon Age, to świetny punkt odniesienia jeżeli mowa o Clair Obscure, z którego często będę korzystał opisując swoje wrażenia grając w CO. Z jednej strony mamy erpega AA stworzonego przez ludzi, którzy kochają gry i to czuć od pierwszego trailera, z drugiej wielomilionowe szambo AAA stworzone przez aktywistów, żeby forsować ideologie, które nie obchodzą nikogo poza tym 0,00001% ludzi na świecie (ale oni akurat i tak w to nie zagrają). Grę na którą warto wydać każde pieniądze vs grę, w którą nie ma sensu grać nawet w ramach abonamentu. Mem, z którego jeszcze nasze wnuki będą się śmiać, kiedy mu bujając się na foteliku z fajką w mordzie będziemy wspominać wspaniałą przygodę z Expedition 33.
-
Manga, co polecacie
Już nawet jest anime o type co się zamienił w automat z coca-colą, więc nic mnie nie zaskoczy.
- Disney+
-
Właśnie zacząłem...
Ghostrunner nagrzał mnie na oczojebne, turbodynamiczne giereczki.. Właśnie wjechało 10 misji Vergilem w trybie Legendary dark knight (areny zalane dziesiątkami wrogów), co za spektakl destrukcji i symfonia strzelających paców
-
Właśnie zacząłem...
Screen na szybko z googli. Pardą, Szermac-senpai
-
Właśnie zacząłem...
W oczekiwaniu na potężnie slasherowe uderzenie, które nastąpi pod koniec roku odświeżam DMCV i pierwsze Ninja Gaiden. Obie gry to absolutny top swojego gatunku po dziś dzień.
- Devil May Cry 5
-
Disney+
https://www.eurogamer.pl/ryan-gosling-gwiazda-nowych-gwiezdnych-wojen-zapowiedziano-film-star-wars-starfighter Ciekawe czy Gosling będzie pomiatany przez silne, niezależne kobiety i co ważniejsze: czy w filmie wystąpi też Zendaya Po Akolicie oraz ostatnich trzech Gwiezdnych Srakach mam całe ZERO zaufania do Disneya.
-
NETFLIX
Krótki urywek z drugiego sezonu, fajnie że Dante teraz bardziej przypomina siebie z gry i będzie dzierżył Ebony&Ivory. Jeszcze jakby nie spieprzyli Vergila to byłoby cudownie, ale po zakończeniu pierwszego sezonu idzie się domyślić, że pójdą z nim w inną stronę niż w DMC3
-
Platinum Club
#172 Ghostrunner 2 Świetna gra, ze świetnym zestawem trofików. Sporo wpada za samo przechodzenie trybu fabularnego (co już samo w sobie potrafi być wyzwaniem, bo gra do łatwych nie należy), jest trochę znajdziek, ale w rozsądnej ilości i co mi się podoba: wszystkie są zaznaczone na minimapie, więc nie trzeba lizać każdego kąta i każdej ściany - problem może stanowić dostanie się do nich, bo to że je widzimy, nie znaczy że tak łatwo możemy je zgarnąć. Kilka dzbanków związanych jest z bossami, np trzeba pokonać jednego ziomka bez korzystania z pomocy NPCa, należy wymasterować na złoto każdy z 10 challengy i ukończyć 5 etapów nie ginąc na nich ani razu (brzmi przerażająco w grze, w której ginie się co 5 sekund, ale można to cheesować ). Wisienką na torcie jest bonusowy tryb roguerunner.exe wzorowany trochę na grach typu roguelike: musimy pokonywać kolejne etapy mając ograniczoną ilość żyć, co jeden etap dokonując wyboru którą z trzech oferowanych dopałek chcemy zgarnąć, a jeżeli żyćka nam się skończą, to zaczynamy zabawę od nowa. Osobiście nienawidzę rogali, ale jako taka osobna aktywność nawet mi się trybik podobał. Całość zajęła mi około 20 godzin, a trudność platyny oceniam na 7/10.
-
Clair Obscur: Expedition 33
Też tak sądzę. System walki trafia do mnie w 100%, świat wygląda pięknie, do tego śliczne bohaterki, żadnych przysiadów za karę i żałośnie niska cena, nawet jak za grę AA. Takie gry trzeba wspierać każdą złotówką, bo według mnie to one są przyszłością gamingu, a nie rozdmuchane i bezduszne blockbustery za setki milionów dolarów klepane przez aktywistów.
- Clair Obscur: Expedition 33
-
The Last of Us - HBO
Różnica polega na tym, że w grze Ellie była sympatycznie wkurwiającą smarkulą, a w serialu jest irytująco wkurwiająca... tak, wiem jak to brzmi, ale chyba rozumiecie o co mi chodzi. Oglądając pierwszy sezon miałem wrażenie, że scenarzysta napisał ją w taki sposób, żeby na siłę oddać jej zadziorny charakter, jej zachowanie wydawało mi się wymuszone, a te dwa grymasy na krzyż jakimi dysponuje Bella - bo zespół downa nie pozwala jej bardziej poszaleć z mimiką - wcale nie sprawiły, że smarkula jest bardziej wiarygodną postacią. To jest ten sam zabieg co z Netflixowym Devil May Cry i jak przedstawiono tam Lady: podobnie jak Ellie w serialowym TLoU jej cała osobowość opiera się na rzucaniu fucków co 5 sekund i udawaniu jaka to ona jest "badass", ja tam nie czułem do niej żadnej sympatii, mimo że w grze bardzo szybko dało się ją polubić.
-
HORROR
Ciekawe czy w Kingdom Hearts 4 Goofy z Donaldem będą nakurwiać potwory z tych filmów
- Growe Szambo
-
The Last of Us - HBO
Słyszałem o orientacjach sapioseksualnych i spektroseksualnych. Może Dina jest dałnoseksualna.
-
Konsolowa Tęcza
Zassane. Omg, reklamy PS2 w tej encyklopedii
-
CRONOS: the New Dawn (nowa gra od Bloober Team)
Ja widzę: łączenie się przeciwników i tworzenie z tego nowych mutacji. Jeżeli to nie będą tylko jakieś sporadyczne, oskryptowane fragmenty, to możemy mówić o bardzo ciekawej i niespotykanej mechanice.
-
CRONOS: the New Dawn (nowa gra od Bloober Team)
Patrzę na to i nie mogę wyjść z podziwu jak ten nasz szkrab wyewoluował. Jeszcze niedawno mały Blooberek walący w gacie śmierdzące kleksy, a dzisiaj poważny deweloper, za którego grami czekam niemal tak samo jak za hitami od Capcomu. Oczywiście day 1 i nie ma w ogóle dyskusji.
-
Alan Wake II
Klimat, fabuła, cała strona artystyczna, zwłaszcza z tymi surrealistycznymi etapami Wake'a: 10/10. Gameplay: 6/10. Gra potrafi potężnie zamulić, pałac umysłu u Sagi to zbędne klikało, które fajnie brzmi na papierze, ale wykonane jest beznadziejnie i atakuje strasznie nachalnie, za mało jest walki żeby nazywać to survival horrorem, tytułowy bohater dostaje mniej czasu antenowego niż powinien. Ja się lepiej bawiłem przy DLC, bo i grania było tam więcej, ale powtórzę: jeżeli komuś nie przeszkadza powolny pacing, tuptańsko, potężna dawka skryptów, to będzie zachwycony. Ja z tą grą mam dokładnie ten sam problem co z God of War: Ragnarok, ale Tobie ostatnia przygoda Kratosa siadła, więc i tu nie powinieneś być rozczarowany.
-
Alan Wake II
Mi też jedynka siadła idealnie, do dzisiaj przeszedłem ją z 10+ razy, dwójkę splatynowałem klepiąc ją dwa razy, skończyłem każde DLC i wiem, że nie wrócę do niej przez następne 15 lat. Tak jak napisał doktor Manhattan: wszystko zależy czego oczekujesz. Pierwsze AW to arcade'owa strzelanka, dwójka ma bardziej walking simową formułę, jak lubisz dużo chodzić, jeszcze więcej klikać i słuchać masy dialogów (czasem przez 30 min nie oddajesz ani jednego strzału), to pewnie siądzie Ci mocniej.
-
Właśnie porzuciłem...
Twisted Metal - sorry, ale nie. Mam gigantyczną odporność na archaizmy, potrafię dużo wybaczyć starym grom, ale to jest dzisiaj niegrywalne i podaję w wątpliwość czy kiedykolwiek było. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tą serią, na Szaraku grałem tylko w Vigilante 8 i mniej więcej na coś podobnego się nastawiałem, jednak ani skala lokacji nie jest ta sama, ani starcia nie dają żadnej frajdy. Przecież przez to sterowanie nie da się w nic trafić, a jeszcze gra wymaga takiej precyzji, że ja p*erdolę kolizje to dramat, bardzo łatwo na czymś utknąć, a zanim obrócisz się do grzejącego w Ciebie od tyłu przeciwnika, to już jesteś wrakiem. Wyśrubowany poziom trudności jest ok, ale nie jeżeli wynika z ewidentnych błędów i wad po stronie gry. Może kolejne części są lepsze, tylko nie wiem czy mam jeszcze ochotę się o tym przekonywać, bo gierka całkowicie mnie wydrenowała z energii oraz wszelkich pokładów optymizmu.
-
własnie ukonczyłem...
Ghostrunner 2 Ultra szybki, bardzo wymagający, stawiający w 100% na gameplay mix platformówki i slashera, czerpiący podstawowe założenia z Hotline Miami (krótkie sekwencje z bohaterem ginącym od jednego uderzenia), a to wszystko w dystopijnym klimacie przywodzącym na myśl Łowcę Androidów = właśnie taki był pierwszy Ghostrunner i miło mi donieść, że w przypadku sequela deweloperzy nie próbowali odkrywać silnika parowego na nowo, tylko dostarczyli dokładnie to czego wszyscy chcieli: więcej tej samej, ostrej sieczki i szalonego parkouru z licznikiem zgonów adekwatnym do ilości soczystych fucków rzucanych przez gracza. Znowu wskakujemy w gacie cybernetycznego zabijaki imieniem Jack, tym razem stając do nierównej walki z innymi ghostrunnerami, którzy próbują zniszczyć miasto przy okazji unicestwiając w nim wszelkie życie. Fabuła nie jest jakoś super wciągająca, zresztą umówmy się: w tego typu grze nie musi być, jednak ma przynajmniej jeden twist, który wziął mnie kompletnie z zaskoczenia. Mocno za to nadrabiają postacie, które są w stałej łączności z Jackiem i często prowadzą z nim konwersacje, często bardzo żywiołowe i zabawne, nie zawsze związane z głównym wątkiem. Gra generalnie uderza w poważne tony, mamy apokalipsę która doprowadziła do wyginięcia niemal całej ludzkości, lokacje są zimne, sterylne i mroczne, jucha i odcinane kończyny są tutaj na porządku dziennym, dlatego tak jak na ogół nie lubię, kiedy NPCe nie zamykają mordy, tak tutaj ich częste żarciki i przekomarzanie się między sobą stanowią przyjemne comic relief. W pewnym momencie do teamu dołącza irytujące czarne babsko, które lubi się wymądrzać i rozstawiać wszystkich po kątach i już myślałem że trzeba będzie się męczyć z tym netflixowym stworem do końca gry, a koniec końców babeczka okazała się moją ulubioną postacią z naprawdę sprawnie i charyzmatycznie napisanymi dialogami San Jack, jak na skupionego na swojej misji, pozornie bezwzględnego cyborga też potrafi być zaskakująco ludzki, przy okazji nieźle gasząc innych kozackimi one-linerami. Uwielbiam gry, które po opanowaniu pozwalają się poczuć jak totalny, dominujący swoich przeciwników madafaka i tutaj tak właśnie jest. Protagonista ginie od jednego uderzenia, ba zabiłoby go nawet pierdnięcie, ale cały myk polega na tym, żeby to pierdnięcie go nawet nie dosięgło i twórcy dają nam do tego odpowiednie środki: Jack zasuwa po ścianach w gracją Ryu Hayabusy, wykonuje błyskawiczne uniki, potrafi na krótką chwilę spowolnić czas, umie odbijać wystrzelone z blastera pociski z powrotem do wrogów albo skracać ich o głowę w ułamku sekundy wykonując szybki ślizg. A to dopiero zaledwie mały wycinek jego możliwości. Z biegiem gry otrzymujemy dostęp do nowych upgrade'ów rozwijając ninję w zasadzie w dowolnym kierunku. Chcesz postawić na potężne kontry blokujące każdy atak i zamieniające adwersarzy w krwawą breję? Nie ma problemu. A może wolisz walczyć na dystans dziurawiąc gagatków shurikenami? Dajesz byczku. Z czasem pojawiają się nawet takie wypasy jak chwilowa niewidzialność pozwalająca zawczasu zająć dogodną pozycję i pozbyć się tego jednego bardzo irytującego wroga zanim rozpęta się sieczka lub nawet możliwość przejęcia umysłu jednego z nich, aby stanął po Twojej stronie i walił do swoich Opcji rozwijania bohatera, a następnie eksterminowania wrogów jest sporo i to tylko od gracza zależy jaki styl obierze. Moją ulubioną dopałką jest chip na moment zwiększający prędkość Jacka o 5% po każdym zabitym przeciwniku na arenie, który zamienia rozgrywkę w możliwie najbardziej dziki i efektowny balet śmierci jakiego można doświadczyć grając na konsoli. Tak jak na początku gry ginie się bardzo często i na najgłupsze możliwe sposoby, tak na pewnym etapie skill jest już tak wyżyłowany, że po prostu z buta wbijasz do kolejnej lokacji, niemalże mechanicznie unikając wszystkich ataków i tnąc każdego śmiecia na kawałeczki w kilka sekund, po czym z tępym uśmiechem na mordzie dochodzi do Ciebie, że kurde, jesteś w tym naprawdę dobry! Gra daje ogrom frajdy i drugie tyle satysfakcji, są jednak dwie rzeczy, do których muszę się doczepić. Pierwszą z nich są sekwencje na motorze - pojawiają się późno i nie ma ich zbyt wiele, ale nie przypadły mi do gustu. Jeszcze jak zasuwasz rynną w stylu Wipeouta strzelając do robali i unikając przeszkód w ramach filmowej, oskryptowanej sekwencji to jest ok, gorzej kiedy gra robi się nieco bardziej otwarta i trzeba poruszać się jednośladem z punktu a do punktu b. Motorek lubi zacinać się na przeszkodach, wpadać w bugi i bardzo nieprzyjemnie się nim cofa jeżeli się o coś zablokujesz (wolałem w takiej sytuacji wcisnąć restart do checkpointa niż wygrzebywać się spomiędzy obiektów i korygować tor jazdy). Przez te etapy siada też dynamika, bo zamiast lecieć przed siebie i kroić wszystko po drodze, to trzeba co chwilę zsiadać żeby gdzieś kawałek dojść z buta i odblokować np. most, aby móc pojechać dalej. IMO kompletnie zbędny ficzer, ale rozumiem że deweloper chciał dodać cokolwiek nowego, no i jak wspomniałem wyżej nie ma tego tak dużo, raptem kilka etapów. Druga rzecz na minus według mnie to nieco niższy poziom trudności niż w pierwszym Ghostrunnerze. I tak nie jest łatwo, w porównaniu do większość produkowanych dzisiaj gier tu naprawdę można się spocić, ale jednak pierwsza część sprawiła mi dużo więcej problemów. Spadek trudności widać zwłaszcza w trakcie starć z bossami oraz w końcowych etapach, które wydają się znacznie prostsze niż środkowa część gry (a chyba powinno być na odwrót?). Na szczęście po ukończeniu gry odblokowuje się tryb hardcore całkowicie zmieniający konfiguracje przeciwników, a nawet... architekturę niektórych lokacji, sprawiając że parkour jest jeszcze bardziej wymagający. Ot, takie Dante Must Die, dla kompletnych masochistów. Tytuł polecam mocno każdemu kto szuka dynamicznej, adrenalinopędnej rozgrywki bez zbędnego pitu-pitu. Nie jest to ani najpiękniejsza, ani najdłuższa, ani najbardziej zapadająca w pamięci produkcja ever, ale swoje zadanie spełnia i osobiście jestem zdania, że właśnie takich gier ta branża potrzebuje: wykonanych z duszą, charakterem i własnym stylem produkcji AA zapewniających krótkotrwały acz solidny zastrzyk serotoniny. 8/10