Mateusz Święcicki:
*Burdel w Napoli, piłkarze wszczynają bunt i mówią synowi prezydenta, by włożył sobie pieniądze w du*ę. O co chodzi?
Jak zwykle w takich przypadkach, poszło o wyniki. Drużyna gra słabo, ma ledwie 18 punktów na koncie po 11 kolejkach (gorzej było tylko w sezonie 2011/2012), spada na drugie miejsce w grupie w Champions League. Od pewnego czasu rośnie napięcie na linii piłkarze - trener. Carlo Ancelotti zbudował sztab oparty na rodzinie i znajomych. Jego syn Davide jest pierwszym asystentem i nie ma dobrych relacji z piłkarzami, którzy wyśmiewają jego "umiejętności". W klanie jest też Mino Fulco (zięć) i Francesco Mauro (syn wielkiego przyjaciela Carlo). Powtarza się sytuacja z Monachium. Grupa podważa kompetencje sztabu szkoleniowego. Starszyzna się buntuje, wyniki są słabe. Wybory trenera budzą kontrowersje w szatni.
Mecz z Salzburgiem przelewa czarę goryczy. Gorące, neapolitańskie głowy wyzywają piłkarzy na trybunach. Do szatni wkracza Dino de Laurentiis, syn prezydenta i przekazuje informację, że autokar czeka na graczy, którzy nie jadą do domów tylko na "karne" zgrupowanie. Pierwszy wstaje Dries Mertens i protestuje. Wie, że nie jest sam. Popierają go Kalidou Koulibaly, Allan, Lorenzo Insigne i Jose Maria Callejon. Starszyzna, wierchuszka szatni. Młody de Laurentiis ostrzega, że będą kary finansowe, że to działanie przeciwko klubowi. Allan rozpoczyna z nim pyskówkę. Mówi: - Wsadźcie sobie te pieniądze w du*ę.
Wszyscy jadą do swoich domów, nie ma mowy o wycieczce do Castel Volturno i skoszarowaniu piłkarzy do meczu z Genoą.
Carlo Ancelotti nie idzie na konferencję prasową i uspokaja piłkarzy, by nie doszło do rękoczynów. Wie, że jeśli stawi się przed dziennikarzami i będzie unikał odpowiedzi, wyjdzie na kłamcę. Poza tym, co ma im powiedzieć? Że w cała szatnia zbuntowała się przeciwko władzom? Brak trenera na konferencji pomeczowej to złamanie regulaminu UEFA. Kara za to jest solidna. 50 tys. euro.
Piłkarze są wściekli, bo o planowanym karnym zgrupowaniu dowiedzieli się dzień przed meczem z dziennika "Il Mattino" i Radia Kiss Kiss. Przeczytali, że po spotkaniu Salzburgiem nie wrócą do domów. Nikt im tego nie powiedział prosto w oczy. Ani dyrektor sportowy, ani wiceprezydent, ani prezydent. Są wściekli na to, że media wiedzą więcej niż oni sami.
Karne zgrupowanie, które De Laurentiis traktuje jako konstruktywne i mobilizujące, piłkarze uznają za bezsensowne. Za chwilę wyjadą na dwa tygodnie na mecze reprezentacyjne i dodatkowe koszarowanie ich przed starciem ligowym jest głupotą. Carlo Ancelotti staje po ich stronie. Kilka miesięcy temu na jednym z włoskich Uniwersytetów, zapytany o zarządzanie szatnią, odpowiada studentom:
- Piłka to nie wojna. Piłkarze nie są od wypełniania rozkazów. Zawsze stawiam na dialog i współpracę.
De Laurentiis ostrzega piłkarzy w oficjalnym oświadczeniu, że jeśli nie będą zachowywać się odpowiednio, firma podejmie stosowne kroki prawne. Już kiedyś Ezequiela Lavezziego, który chciał odejść do PSG i otwarcie się buntował, straszył wielkimi karami finansowymi. Mówił:
- Mój wuj skonfiskował kiedyś willę i aktywa pewnego nieposłusznego reżysera. Był to Federico Fellini.
Carlo Ancelotti staje po stronie drużyny, co boli prezydenta klubu. Trener nie próżnuje i w środę spotyka się ze swoimi prawnikami. Piłkarze dzwonią do agentów, a ci obmyślają taktykę. Mają świadomość zbiorowej siły. To nie jest bunt jednego czy dwóch graczy. To krzyk protestu wszystkich.
Kto zapłaci za to głową? Trener?
Od momentu przejęcia Napoli, to największy kryzys w erze Aurelio de Laurentiisa. Ostatniego dyktatora wśród właścicieli w Serie A.