Oczywiście, że tak jest Mój kumpel z czasów licealnych od chyba 13 lat pracuje jako doradca serwisowy w po kolei: Fiat, Honda, Land Rover Jaguar, teraz Nissan Subaru. I takie rzeczy jak dostawa nowych aut do salonu porysowanych czy pogniecionych, z wyciekami, awariami elektroniki to jest może nie codzienność, ale nic nadzwyczajnego. Najwięcej tego oczywiście było w JLR, tam normą było, że nowe auta przyjeżdżały z adnotacją, żeby nie wydawać klientowi przed aktualizacją oprogramowania całego infotaimentu, bo np nawigacja nie działa, albo android auto 5 lat tam ziomek pracował i był pełen podziwu dla ludzi, których auta 1/4 roku spędzają w serwisie, a potem i tak przychodzą i kupują kolejnego Range Rovera za 700k zł. Pamiętam przysłał mi kiedyś zdjęcie z "backstagu", jak leży chyba 6 czy 7 silników 2.0 turbo z Jaguarów/Land Roverów z przebiegiem poniżej 100k km, wszystkie miały albo pęknięte głowice, albo pęknięte bloki. Nowy silnik 70k zł Najbardziej lubił poniedziałki, najlepiej po długim weekendzie, od 8 rano kolejka lawet pod serwisem Albo jak zamawiali nowe części blacharskie z UK to zamawiali np 7 identycznych błotników, wtedy była szansa, że choć jeden będzie prosty i nadający się do założenia.