Skocz do zawartości

koso

Zg(Red.)
  • Postów

    562
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez koso

  1. Ja mam lepszy patent. Co by było, gdyby czyny podejmowane w LA miały przełożenie na wydarzenia na wyspie? Konkretnie na wymazywanie tego co się na niej stało do tej pory. np. Jack uratował hobbita wbrew jego przeznaczeniu. Więc na wyspie Charlie też nigdy nie umarł, Zwierciadło nie została zatopiona itd.

     

    Jeśli się tego trzymać, to prędzej wziąłbym na warsztat pierwszą reanimację hobbita, w pierwszym sezonie. Wtedy też już właściwie nie żył, a nagle wrócił do żywych. Wbrew logice. Trochę jak Sayid.

     

    Teoria fajna, ale to by się zrobiło zbyt złożone jak na Losta. Po następnym odcinku będziemy mądrzejsi. A może wszyscy pasażerowie Losta są w stanie śmierci klinicznej? Za tym świadczą słowa blondyny, gdy odchodziła (a może po prostu wracała do siebie). Pamiętacie śmierć Boone'a? Z tego co pamiętam, umierając chciał coś powiedzieć, ale już nie zdążył. Może "O (pipi), znowu jestem w samolocie!"?

  2. Jestem jednak za swoją wersją:) Inaczej byłoby mało ciekawie, a odcinek rozpoczynający musiałbym uznać za kiepski. I tak było to najgorsze otwarcie sezonu w ogóle.

    Co do Hugo. Ogladałem to jeszcze raz, facet wygląda na zrelaksowanego i spokojnie mówi, że jest najwiekszym farciarzem na świecie. Co innego stary Hugo, który wariował, że przynosi wszystkim pecha. Siora Boona. Nie chodziło mi o to, ze nie było widać aktorki. Nie tęsknie za pasztetem, tylko, że ona wrcała wtedy z bratem z jakiegoś ważnego powodu, teraz Boon mowi do Locka

    Przyleciałem uwolnić siostrę ze złego związku, ale okazało się, że wcale tego nie chciała.

     

    Zobaczymy, ja jestem 100% pewny, mojej wersji i mam nadzieje, ze mam rację, bo wydarzenia na wyspie są po prostu przewidywalne i troche nudne.

     

    Ja też wolałbym, żeby poszło w tym kierunku. I być może coś w tym jest. Nawet to, jak Locke opowiada o swojej wyprawie... nie widać żeby kłamał. A ten aktor potrafiłby zagrać ściemę. Może naprawdę polował?

  3. Na razie widzę jedno rozwiązanie tego co dzieje się w samolocie - przedstawione tam wydarzenia "zaczną się" dopiero po zakończeniu 6. sezonu. W finale stanie się coś, co ostatecznie pozwoli samolotowi wylądować, a historii toczyć się po swojemu. Po alternatywna rzeczywistość jest nielostowa.

    Damn, czytałeś spoilery ? ;) Na tą chwilę wydaje się to dość prawdopodobne. Zresztą, przekonamy się w kolejnym epie, czy alternatywne wydarzenia będą stałym elementem tego sezonu.

     

    Nie, to jedyne logiczne wyjaśnienie które przychodzi mi do głowy :) Ale bardzo liczę na inne, równie logiczne.

     

     

    A ja tylko w tej alternatywnej rzeczywistości znajduję coś ciekawego i warte uwagi.

    -Hugo mówiący Sawyerowi, że jest szczęściarzem i ma zawsze farta kiedy jak wiadomo tego farta nie ma.

     

    Ależ miał farta - to inni wokół niego go nie mieli. Hugo żadnej krzywdy osobiście nie zaznał. No, a przynajmniej uszczerbku na zdrowiu ;)

     

    -Brak siostry Boona w samolocie.

     

    To akurat podpiąłbym pod problemy z przekonaniem aktorki do występu (ale nie wiem, może się mylę - jest zakontraktowana na ten sezon?)

  4. Z Rzeczywistością B coś jest też nie tak - Jack w niewytłumaczalny sposób kojarzy Desmonda, ten znów pojawia się i znika,

     

    To tylko podpucha. Spotkali się wcześniej w trakcie joggingu i to do tego odnosi się dyskusja.

     

    Na razie widzę jedno rozwiązanie tego co dzieje się w samolocie - przedstawione tam wydarzenia "zaczną się" dopiero po zakończeniu 6. sezonu. W finale stanie się coś, co ostatecznie pozwoli samolotowi wylądować, a historii toczyć się po swojemu. Po alternatywna rzeczywistość jest nielostowa.

     

    No i coś musi się kryć za tą całą sprawą z chatką i zabiciem Jacoba, że dymkowi udała się akcja dopiero po opętaniu Bena. Przecież miał już wcześniej na wyspie całą gromadę trupów, w których mógł się wcielać.

  5. Może wydarzenia "bez katastrofy" to paralela wydarzeń na wyspie? Albo na odwrót. Locke będzie mógł znów chodzić, gdy zoperuje go Jack, Kate i Claire się zaprzyjaźnią i wychowają dzieciaka, blabla.

     

    Dodanie kolejnej grupy strasznie mnie zawiodło. Siłą Losta było to, że z odcinka na sezon odchodził od klasycznej opowieści o rozbitkach. Tymczasem tajemnicza cywilizacja w środku dżungli trąci tandetnymi robinsonami. Oczywiście twórcy potrzebują doktora Pajchiwo i reszty wesołej gromadki do wyjaśnienia jakichś tajemnic, ale na razie grubymi nićmi to szyte. Zaraz odkryją, że po drugiej stronie wyspy to już nawet Biedronka jest, a Kulczyk zdążył wybudować fragment A9.

     

    No i chociaż wiadomo było, że Locke nie jest już Locke'iem, to takie ewidentne wejście w jego skórę przez dymka trochę boli. W końcu starego Locke'a już nie ma.

  6. Kupiłem sobie brytyjski SciFi Now, świetny magazyn o kinie science-fiction. Kupiłem, bo z okładki uderzał Lost, a w środku 7 czy 8 stron materiału składającego się z wywiadami z czołowymi aktorami. Zapowiadało się fajnie, ale niestety - zero jakichkolwiek informacji. Poza tą, że aktorzy przyznają się, że nigdy tak bardzo nie pilnowano ich przed zdradzaniem tajemnic. Zapewne producent autoryzuje wywiady, ale trudno się dziwić.

     

    Plus, wróciłem do pierwszego sezonu Losta (Blu-ray bejbe). Oglądam pierwsze odcinki i rozglądam się za jakimiś drobiazgami. Trochę tego jest:

    - 2. czy 3. odcinek, Locke wyjaśnia Waltowi zasady backgammona - pokazuje biały i czarny pionek, robi tą swoją minę. Wiadomo - dobro i zło.

    - podobna metafora powtarza się w koszmarze Claire kilka odcinków potem. We śnie ucieka przez dżunglę i wpada na Locke'a - ten ma jedno oko białe, drugie czarne.

    - Pytanie: co robi Locke w śnie Claire? To, co wydarzyło się w ostatnim odcinku 5. sezonu, musiało się zacząć wcześniej. I wygląda na to, że nastąpiło podczas pierwszego spotkania Locke'a z dymkiem. Miało to miejsce w 3. odcinku 1. sezonu. Nie pokazano samego dymka - jedynie ujęcie z jego perspektywy. Locke nie wydawał się przerażony. Ale właśnie od tego momentu zaczął się Locke taki, jakiego znamy. Pełen wiary w wyspę, manipulujący Boone'em.

    - Gdy Jack ratował tonącą kobietę, Charlie wytłumaczył swój brak inicjatywy faktem, że nie potrafi pływać. Czy nauczyć się w trakcie (bo wiadomo jak zginął)? Nie pamiętam dokładnie, ale pewnie ma to uzasadnienie.

    - Jeszcze co do Claire. W jej pierwszym flashu odwiedza jasnowidza, który najpierw nie chce jej wróżyć, potem się decyduje - i stanowczo nie pozwala oddać jej dziecka. Ostatecznie mówi, że znalazł dla niego rodzinę zastępcza i musi lecieć do LA - ale tylko dlatego, że wie, że samolot się rozbije. Zasadniczo jego lęk przed faktem, że ktoś inny mógłby wychowywać dziecko Claire, przeraża. I mając wiedzę o rozbiciu samolotu nikomu o tym nie mówi, tylko z premedytacją pakuje do niego Claire. Wiadomo, chodzi o to, żeby dziecka nie mieli Inni. Ale co z tym, co stało się później - wychowaniem małego przez Kate? Czy to też ma mieć jakieś zgubne skutki dla wyspy, dla rozbitków? Ciekawe, czy tworząc postać jasnowidza twórcy myśleli tak daleko naprzód.

     

    To tyle z takich ogólnych akcji.

  7. Jeszcze jedno źródło dzisiejszego materiału, tym razem na Vimeo i z pełnym wprowadzeniem:

    http://www.dailymotion.pl/video/xbxx6j_tvn-cnbc-o-xbox-live-w-polsce_news

     

    Wrzucę jeszcze jeden obrazek, który mnie dosłownie położył na łopatki.

     

    wewantlive.jpg

     

    Świetne, nie?

     

    Stanowczo nie świetne, wręcz przykre. Zestawianie walki o wolność i uwolnienia się z okowów komunizmu z lepszym dostępem do rozrywki jest beznadziejne, żałosne i może akcji zrobić krzywdę.

  8. Odświeżam temat po roku, ale właśnie wsunąłem pierwszy sezon "Damages". Głównie dla Glenn Close, bo nie nastawiałem się na nic, a tu okazało się, że to świetny, złożony i inteligentny serial.

     

    Trochę prawnego żargonu i amerykańskiego systemu prawnego, odrobina ekonomii, a do tego środowisko, w którym każdy ma drugą twarz, kłamie, kieruje się tylko swoim interesem. To nie żadne tam "Law & Order", tylko serial z krwi i kości, solidnie nakręcony, z niezłym aktorstwem (z wyjątkiem młodej pańci grającej przy boku Close) i fantastycznym zakończeniem.

     

    Do tego konstrukcja - z jednej strony wątki aktualne, z drugiej rozwijana co odcinek retrospekcja pokazująca śmierć dwóch osób. Na końcu oba wątki się spotykają i wydaje się, że wszystko wiemy, tymczasem największy twist czeka na końcu... Zaczynam drugą serię, póki co polecam pierwszą.

  9. Kolejnego odcinka nie będzie :) Nakręciliśmy dwa programy dla zabawy i sprawdzenia się. Było fajnie, bo chłopaki z High-Score znają się na rzeczy, ale odległość/inne sprawy na głowie zadecydowały. Ale pewnie niedługo pokażę mordę gdzieś indziej :)

  10. Ja oprócz ww. zauważyłem jeszcze 2 kwiatki :)

    "Alarm ucichł, zatem wróciłem - kompletnie nieniepokojony".

    "Postać Seana nieźle pomyślano" (chyba przemyślano :P )

     

    A wyjaśnisz nam, co masz na myśli? Bo mylisz się w obu przypadkach.

     

    Pora założyć temat "Czytelnicy punktują rzeczy, które w ich opinii są błędami, ale nie wiedzą, że nie mają pojęcia o czym piszą".

     

    Skoro się myli to mu wyjaśnij o co chodzi. Bo ten temat jest właśnie po to.

     

    Cris - temat polega na wyjaśnianiu, dlaczego poprawne zdanie w PE jest poprawne? To może być czasochłonne ;)

     

    Cold, tak jak krytyka powinna być kulturalna (a najlepiej jeszcze konstruktywna), tak wytykanie błędów powinno być... wytykaniem błędów. Wcześniej wytknięte rzeczy ("kilkanaście" coś tam z Saboteura) sprawiają, że pokrywa mnie rumieniec wstydu, ale jeśli ktoś punktuje urojone wpadki (i to dwie za jednym zamachem), no to sorry, opadają ręce.

  11. Shrek to film do śmieszenia ludzi. Natomiast Avatar rozśmieszać nikogo nie chciał ale tym patosem w fabule ewidentnie chciał (To znaczy Cameron chciał by jego film taki był) należec do bardziej poważnej kategorii filmów. Nie udało mu się bo, jak juz napisałem, historia jest zbyt ckliwa i naiwna by można o niej powiedzieć "Wspaniała fabuła". Ten film fabularnie leży na tej samej półce co Titanic, Jurassic Park czy Pojutrze. Na półce z karteczką "Super efekty specjalne i nic ponadto".

     

    I na Shreku, i na Avatarze może się dobrze bawić rodzina z dzieckiem. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dlatego sensowniejsze jest porównanie Avatara do Shreka, niż Avatara do Aliens. Jeśli już potrzeba porównywania bierze górę.

     

    (uderza czołem w ścianę z rozpaczy)

     

    Niezmiennie elo-elokwentny.

  12. Pod względem technicznym to wielki film. Natomiast pod względem treści w nim przekazywanych niekoniecznie. Po prostu ckliwa historyjka jaką nam zaserwował Cameron nie ma szans sprawić by ten film był czymś więcej jak pokazem technologii.

     

    Nie przypominam sobie, żeby Aliens przekazywało jakieś mega-głebokie treści.

     

    ale nie byly alieny infantylne jak bajka od disneya no i kosmici nie przypominali krzyzowki elfow ze smerfami;];]

     

    Dżizas, a czy Avatar aspiruje do bycia nowymi Aliens? Aha - oba filmy zrobił Cameron. Łaaaaał.

     

    To już nie oglądam żadnej komedii ani filmu familijnego. Wszystko jest infantylniejsze od Aliens.

     

    Pozbierajcie się, co niektórzy. Avatar jak mało który film potrafi bawić i zmusić do myślenia dzieciaki, jednocześnie będą ciekawym obrazem dla starszych. To działka zarezerwowana dotąd choćby dla Shreka.

  13. Ja oprócz ww. zauważyłem jeszcze 2 kwiatki :)

    "Alarm ucichł, zatem wróciłem - kompletnie nieniepokojony".

    "Postać Seana nieźle pomyślano" (chyba przemyślano :P )

     

    A wyjaśnisz nam, co masz na myśli? Bo mylisz się w obu przypadkach.

     

    Pora założyć temat "Czytelnicy punktują rzeczy, które w ich opinii są błędami, ale nie wiedzą, że nie mają pojęcia o czym piszą".

    • Plusik 1
  14. ponawiam pytanie

    jeśli efekty nie są tak bezpośrednie jak w filmach przygotowanych specjalnie dla imax to avatara ogladac lepiej na cyfrowych seansach np w normalnym cinema city czy lepiej iść jednak do tego imaxa?

     

    Wystarczy przejrzeć temat 1-2 strony wstecz. Nie ma po co iść do Imaxa, film przygotowano pod "zwykłe" 3D cyfrowe.

  15. Nawet jeśli, to przynajmniej widz oglądając film mógłby trochę pomyśleć i sam wybrać, z kim trzyma. Ale taki dylemat prawdopodobnie przerasta hamburgera. Bo wiadomo, że jak ktoś czegoś nie rozumie, to znaczy się, że to coś nie trzyma się kupy.

     

    Mordechay, mówisz że można wytrzeszczać oczy na więcej niż jeden sposób?

  16. Noo, Lang dał czadu. Kawał skurczysyna.

     

    Poza nieznośną dawką patosu na końcu dało się to oglądać, oczywiście jeśli szło się do kina ze świadomością, że idzie się na amerykańskiego popcorniaka. Jak sobie Jacksully z niebieską dziewoją hasali po drzewach, to w całym rzędzie nuciliśmy main theme z Pocahontas.

     

    Jestem zawiedziony jednostronnością przesłania. Podczas E3 byłem w Lightstorm Entertainment, gdzie fragmenty filmu pokazywał nam Landau (koproducent; jeśli komukolwiek zdradziłbym wtedy choćby fragment fabuły, nie spłaciłbym kary do końca życia :) ) miało to wyglądać inaczej. Podział nie miał być czarno-biały. Ludzie mieli mieć ważne powody żeby wydobywać unobtanium, a z Na'vi miały być większe zadziory. I tak pewnie jest w większym zamyśle - film ma tylko 2,5 godziny i ledwie wspomniane jest o sytuacji na Ziemi, gdzie energia po prostu się skończyła. Szkoda, że nie uwypuklili tego faktu - że prace wydobywcze na Pandorze to być albo nie być dla Ziemian.

     

    Film zresztą jest cienki u samych założeń. W jednej ekipie kolonizacyjnej znajduje się ekipa, która chce Pandorę zbadać, i ekipa, która chce Pandorę wycyckać z surowców. To tak jakby w jednej armii był generał, który chce przeciwnika wybić do nogi, i ten, który chce wziąć go żywcem. No ale napędza to film, luz.

     

    Aha, Worthington dołącza do elitarnej grupy aktorów dowodzonej przez Matthew Foxa pod wezwaniem jednego grymasu.

  17. jutro chce sie wybrac na Avatara i mam dylemat. isc na seans "zwykly" czy w 3D? ogladal ktos ten film w 3D? poleca czy odradza?

     

    Dylemat brzmi raczej, czy iść na 3D cyfrowe czy do Imaxa. Otóż - na 3D cyfrowe. Bo Avatar jest zaledwie "Imax ready", że tak powiem.

  18. A przeciez teksty sa drukowane dla mediow, ktorzy w jakims stopniu szukaja w nich informacji, aby przekonac sie czy warto wydac ciezko zarobione pieniadze na dany tytul.

     

    Mediów powiadasz :)

     

    Przez to recenzje sa za bardzo pisane subiektywnie i "pod" autora.

     

    I o to chodzi! Osobiście mam już dosyć recenzji pisanych według klucza "wstęp, rozwinięcie, zakończenie", gdzie każda ze składowych wygląda za każdym razem tak samo. Nie chce mi się czytać o mechanice gry (bo wszystko wiem z wcześniejszych materiałów), o tym jakie są opcję (gulp), ile trybów multi. Chcę mięsko, czyli subiektywny krzywy rzut oka na wszystkie elementy, podane w soczystym, literackim języku. Oczywiście wymagam zbyt wiele, poza tym rynek (co pokazuje Twój post) nie jest gotowy na takie podejście i nadal chce recenzji "obiektywnych", czemu siłą rzeczy musimy czynić zadość w PE. Ale z utęsknieniem wypatruję zmiany trendu.

     

    Bo recenzję ma się dobrze czytać. A o trybach mogę się dowiedzieć z Wikipedii.

     

    PS. Z tym biadoleniem, że "gra wygląda na 8-9" to dorzuciłeś do pieca. Zagraj, wtedy komentuj :)

  19. No było kilka baboli w ostatnim odcinku. Olanie obecności Dextera w garażu, szaleńcza podróż autem, wizyta w vanie na parkingu, utrata panowania nad sobą przy akcji z gościem co lusterko stracił (kompletnie nie pasuje to do modelu zimnokrwistego, wyrachowanego zabójcy). Nie wiem, czy Mustang ma bagażnik, a jeśli ma, to czy Dexter by się do niego zmieścił.

     

    Rozdrażniły mnie te skróty myślowe. Nagła zmiana głównego podejrzanego z Beaudry'ego (czy jak on tam miał) na Trójkowego przez policję Miami to ewidentnie zabieg mający na celu dążenie do zamknięcia sprawy. Wiecie, wiele odcinków rozkmin, a tu nagle całe śledztwo kończy się w kilka minut. Prawie jak w ostatnim Prison Breaku, gdzie w ciągu ostatnich 5 minut wydarzyło się tyle, że spokojnie można było z tego zrobić jeszcze jeden durny sezon.

     

    Wracając do Dextera, 5. seria ma niewiarygodny potencjał. Przede wszystkim dlatego, że kipnęła słodka ciotka Rita, przez którą Dex z hardkorowego zabójcy stał się głową rodziny. Jasne, to napędzało serial, ale chyba nie tylko mnie brakowało tego polowania na ofiary. Nagle wizerunek gościa, który kreowano w pierwszym sezonie, okazał się bzdurą. Mówię o fizycznej chęci mordowania, niechęci do zbliżenia i seksu, udawania normalnych relacji społecznych. Scenarzyści nie potrafili tego ciągnąć i Dex się "znormalnił", mało wiarygodnie zresztą.

     

    Widzę dwa startkicki nowego sezonu:

    1) 5. sezon zaczyna się od osadzenia Dextera w więzieniu. Bo: a) zabił niewierną żonę (świadczą Masuka i Elliot); b) zabójstwo w afekcie po tym, co powiedziała mu Debra, c) zbrodnie Trójkowego sprawiły, że zabił Ritę w ten sam sposób co on (o ich znajomości świadczy rodzina Trójkowego).

    2) 5. sezon rozpoczyna się jak zwykle, ale jest mocno przymocowany do czwartego. Quinn siedzi na ogonie Dextera (to jedyny wątek, który cały czas przewijał się w czwartym sezonie i pozostał nierozwiązany), zaczyna kojarzyć fakty (Kyle Butler i te sprawy). Ritę faktycznie zabił Trójkowy, zatem trwa polowanie na nowego zabójcę. A Dexter staje się bezwzględniejszy niż dotąd - oby.

  20. Dla mnie hitem jest pani żołnierz. Ryczy po nocach, nie chce być znaleziona przez PMC, wpada w histerię gdy się dowiaduje, że jej stary powiedział o jej obecności Panu Zmarszczce. Chyba naprawdę nie chce, żeby najemnicy ją odnaleźli.

     

    I pewnie właśnie dlatego zamieszkała w najmniej oczywistym miejscu, w którym nie będą jej szukać.

    • Minusik 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...