Skocz do zawartości

koso

Zg(Red.)
  • Postów

    562
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez koso

  1. Jeszcze taka jedna refleksja po weekendowym ciągu z RDR.

     

    Dżizas, jaką ta gra ma naiwną fabułę. Nie mówię o świetnej narracji, kapitalnym klimacie, doskonałych dialogach, ale o sensie całej tej epopei. Uwaga, będą małe spojlery dla osób, które jeszcze nie grały:

     

    Najpierw 10x:

    "-Hej, szukam Williamsona.

    - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz go.

    - Ok. (...) Nie było Williamsona.

    - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam go znajdziesz.

    - Ok".

     

    Potem 10x:

    "-Hej, szukam Williamsona i Escuelli.

    - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz ich.

    - Ok. (...) Nie było Williamsona ani Escuelli.

    - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam ich znajdziesz.

    - Ok".

     

    I znów 10x

    "-Hej, szukam Dutcha.

    - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz go.

    - Ok. (...) Nie było Williamsona.

    - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam go znajdziesz.

    - Ok".

     

    Liczby oczywiście orientacyjne.

     

    Wiadomo, to prosta opowieść o nawróconym rzezimieszku. Jeśli jednak ta opowieść trwa kilkanaście godzin, to wypada stworzyć fabułę, która ma więcej niż jeden wątek. Nawet rozdymane i rozciągnięte GTA IV było znacznie ciekawsze w tym względzie.

  2. Ja wiem tylko ze po nr nie stawia się kropki i zawsze jak mogę to wytknąć to jestem happy :P

     

    A jednak udało Ci się zrobić błąd, bo numer w miejscowniku ("numerze", jak w Twoim zdaniu) powinien mieć kropkę. Czyli nr., nie nr

     

    Ciekawe, ile osób Ci uwierzyło i odtąd pisze numer w dopełniaczu, narzędniku lub miejscowniku bez kropki, czyli błędnie. ;)

  3. PS. Czyli każdy post który różni się od Twojego zdania, "racji" jest nietrzeźwy, nierozsądny ?

     

    ...to jest cios poniżej pasa, że tak powiem.

     

    Nie-ee. Z Tobą się świetnie dyskutuje, gdy masz inne zdanie, bo - no właśnie, dyskutujesz na temat, a nie pienisz się i nie przypominasz ocen sprzed iluś lat, przez co dyskusja zbacza gdzieś bez sensu. Edit: nie wiedziałem, że tego emgieesa Ty też mi wypominałeś ;) Dla Khadgara RDR to dycha, z czym się nie zgadzam, ale widzi w grze słabe punkty, więc patrzy trzeźwo, a przede wszystkim na nikogo nie naskakuje. Na forum PE generalnie przyjemnie się dyskutuje, chyba że jakaś kwestia dotyczy Warszawy i przeczyta to Maiden ;)

  4. Pytasz które misje, dwie pierwsze z brzegu. Wspomniane odbicie pociągu i odbicie Bonnie. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat, adrenalina, ciary na jajach, epickość.

     

    W obu chodziło o strzelanie :) To już w GTA IV było lepiej - kapitalny napad na bank chociażby. A był jeszcze powrót do domu po gorzałce, ochranianie kolegi geja na wycieczce w parku i wiele innych. Jeśli mimo tych chlubnych przykładów GTA IV miało misje na jedno kopyto (a miało, tu się wszyscy zgadzamy), to RDR jest w tym aspekcie po prostu gorszy.

     

    Khadgar - trzeźwy, rozsądny post. Pozdro.

  5. Mamy do czynienia z najbardziej klimatycznymi, zaje.bistymi misjami od czasów VC bez efektu deja vu ( GTA4). No sorry ale pisanie, że są nudne to dla mnie herezja. Poza tym najpierw piszecie, że zaganianie bydła, ubicie zająca to badziew itd. a potem wyskakujecie z tym, że są na jedno kopyto :blink: Jedno kłóci się z drugim.

     

    Podaj mi proszę przykład za(pipi)istej misji :) Takiej porywającej i epickiej, w której nie chodzi tylko o jazdę/bieg i strzelanie do wszystkiego. Z tym "od czasów VC" przesadziłeś, bo Epizody z LC były fantastyczne - i pomysłów na zadania miały mnóstwo (edit: no, przynajmniej gej Tony).

     

    Może tu chodzi o to czego obawiano się od początku, że RDR obrywa się bo nie ma GTA w nazwie !?

     

    E, bzdura. Raczej jest na odwrót - skoro to Rockstar, dla świętego spokoju dajmy dychę.

     

    A co do Dzikiego Zachodu - to genialny setting. Ale jednocześnie ograniczony. Wiele przytyków do RDR to tak naprawdę nie wina twórców. I tak dzięki ambient challenges wycisnęli z pustych stepów maksimum grywalności.

  6. Feeling dekadencji to kapitalna rzecz i mocny atut RDR. Mało komu udaje się to przekazać w grze.

     

    Wiele rzeczy mi się nie spodobało. Dojazd na miejsce misji - nuda. Fajnie, że sobie po drodze gadają, ale często to gadki jałowe. W GTA lawiruje się między autami, a tu po prostu trzyma się X i tyle. Misje poboczne - nuda. W karty czy w kości grałem w dziesiątkach innych gier. Fajnie tu to przedstawili, ale odkrywczości za grosz. Śmiganie za przestępcą ściganym listem gończym, wybicie do nogi bandziorów w ich bazie - ogrywane setki razy. Patrolowanie miasta z psem - nuda. Ujeżdżanie konia - prymitywna gra "rytmiczna".

     

    Dziki Zachód to niejako wada sama w sobie. Bo nic się tam nie dzieje (gdyby nie randomowe wydarzenia, byłoby naprawdę nudno). Jedziemy przed siebie i jedyne, co nas interesuje, to to czy podjedziemy pod skarpę. No i misje główne na jedno kopyto. Strzelamy, albo na nogach, albo na koniu. Łaaał. Przecież za mało pomysłowe misje krytykowano GTA IV, a tu jest to samo. W ogóle w tekście "RDR naprawia te elementy, w których GTA IV zawodziło" jest takie natężenie bzdur, że koniec.

     

    Poza tym - gra jest fantastyczna. Peanów nie chce mi się wypisywać, więc tylko uargumentowałem, dlaczego gra nie ociera się o dychę. Dla mnie mocne 9-.

  7. http://ps3.nowgamer.com/news/3594/cage-explains-heavy-rain-dlc-cancellation

     

    Cóż, już ostatecznie DLC nie będzie. Tych, "które wyjaśnią motywy bohaterów, pozwolą lepiej ich zrozumieć, i wcielić się w zabójcę z origami". Żenujące.

    Zenada. Swoj egzemplarz juz sprzedalem, a trzymalem go wczesniej tylko dla DLC. Cage nas delikatnie mowiac oszukal. Walic go.

     

    Też w pierwszym momencie rzucałem strzałkami w jego plakat, ale on tu nie miał nic do gadania. Sony "delikatnie zasugerowało", że inne rzeczy są ważniejsze.

  8. Natomiast zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości jeśli chodzi o RDR. Ta gra choćby przez moment nie ociera się o dychę, bo ma wiele słabszych elementów. Co nie zmienia faktu, że jest wspaniała :)

    Heh od razu po przeczytaniu tego zdania nasunęła mi się myśl (zresztą widzę, że nie tylko mi) "napisała to osoba która wystawiła 10- mgs4". Gra która ledwo co ocierała się o 7 bo była archaiczna, naciągana, kiczowata. Była jednym wielkim słabym elementem a mimo to dostała 10- hmmm...

     

    "Jeden wielki słaby element" na 7? 7 to gra dobra, słaba to 2-3. Kazuo chyba nie lubiłby Twoich recenzji.

     

    Poza tym Słupku, argumentacja typu "tak proszę pani, nie mam zadania domowego... Ale Wojtek z drugiej ławki też nie ma!" sprawia że odechciewa się rozmawiać :) Dlatego nie śmiećmy tu już.

  9. Jeżeli ktoś jest zaślepionym fanbojem danej serii i celowo pomija w recenzji pewne znaczące wady występujące w grze, ewentualnie maksymalnie je spłyca traktując je jakby nic nie znaczyły, przez co dodatkowo podbija wyżej ocenę, to właśnie w tym momencie wprowadza graczy w błąd. Nie wiem jak inni, ale ja zawsze na Twoim zdaniu polegałem, podobnie jak na samych ocenach, tymczasem po przeczytaniu recenzji MGS4 kompletnie straciły dla mnie one na wiarygodności. Własne zdanie własnym zdaniem, ale kiedy koliduje ono z rzeczywistym obrazem jaki przedstawia sobą komentowana rzecz, to sorry - ale niewiele takie zdane jest warte.

     

    Chciałbym teraz przeczytać od Ciebie Twoją definicję gry na "10", oraz jak wobec niej ma się czwarty MGS.

     

    MGS4 dostał ode mnie 10-, nie 10, więc definicja jest niepotrzebna.

     

    Trudno operować bez przykładów, więc musiałbyś mi napisać, co rzekomo spłyciłem. Ale to już nie w tym temacie. Wkleję tylko fragment recki MGS4 dla przypomnienia: "Ta recenzja nie ma Cię przekonać do gry w MGS4. Nie ma też tego na celu ocena. To nie ja mam odpowiedzieć na pytanie, czy Guns of the Patriots jest tytułem dla Ciebie. To Twoje zadanie. Zastanów się głęboko i pomyśl, czy jesteś gotów znieść patos i górnolotne wyznania w formule przejaskrawionego bohaterskiego etosu, tuż obok problemów gastrycznych, gapienia się na kobiece tyłki i bekającej małpki. Czy filozoficzne rozważania mają rację bytu, gdy poprzetykane są szydzeniem na temat pozbawionego wibracji pada, rozpływaniem się nad zaletami Blu-raya i przytykami pod adresem gier wideo."

     

    To jest moje zdanie na temat MGS4. Wprowadziłem Cię w błąd zachęcając do myślenia? :)

     

    Niewiele jest gier, które mogą być odbierane na skrajnie różne sposoby. To nie Uncharted 2, które wpasuje się w gusta znaczącej większości. Patrząc na gry jako na zjawisko, bardziej interesuje mnie historia dziada z plamami wątrobowymi, który całe życie był obiektem manipulacji, niż prosta opowiastka o kowboju. Ale niektórzy lubią po prostu pograć i to jest też dobra postawa. Nie da się napisać recenzji jakiegokolwiek MGS-a, która spodoba się wszystkim. I dobrze, bo nie taki jest cel recenzji.

  10. A w którym momencie MGS4 ociera się o 10?

     

    Ziew.

     

    Uprzedzając kolejne pytanie - nie wiem, czy Crash Team Racing zasłużyło na 10, nie grałem.

     

    Nie ma to jak dyskusja na temat.

     

    Dychy dla MGS:4 i Halo:3 to chyba dwa największe faile w historii pisma. Subiektywizm subiektywizmem, ale minimum obiektywizmu też jest jednak potrzebne. Co by było gdyby taki Kali każdemu nowemu Dynasty Łoriorsowi wystawiał "10"?

     

    Taka wysoka nota w przypadku takich dalekich od doskonałości gier ociera się już wręcz o wprowadzanie graczy w błąd.

     

    Twoje stanowisko spina klamra "według mnie". Mniej więcej tak jak moją recenzję MGS4.

     

    Nie bardzo wiem, jak własną opinią (którą przedstawiamy w recenzji) można "wprowadzić graczy w błąd". Wytłumaczysz? :)

  11. Ehm, to jest wątek o nowym numerze, a nie o 3gr Urala. Więc może zakończmy ten temat, będzie Zgrentgen, może coś naskrobię w wątku o RDR jak będę miał czas, ale nie zaśmiecajmy tematu o PE.

     

    ...powiedział Ural, po czym napisał elaborat o RDR na pół strony.

     

    Natomiast zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości jeśli chodzi o RDR. Ta gra choćby przez moment nie ociera się o dychę, bo ma wiele słabszych elementów. Co nie zmienia faktu, że jest wspaniała :)

     

    Żeby się jeszcze wpisać w klasyczny wydźwięk tematu - numeru nie dostałem w kiosku, bo przyszła prenumerata, dobra okładka, słaba okładka, mało Nintendo, dużo Nintendo, za mało E3, za dużo E3, za mało o DS, za dużo o DS.

  12. Peace Walkera anonsowano jako brakujące ogniwo w serii, co jest głupie, bo to już Portable Ops był bliżej kanonu. W PW mamy tylko niezrozumiałe rozkminy Snake'a, który mówi o zdradzie Boss - co jest kretyńskie w kontekście zakończenia Snake Eatera.

     

    Komodo, a gdzie jest to największe doświadczenie w serii? Piszesz że żadna gra z serii nie miała tylu możliwości zabawy. Tylko że tu każda misja polega na tym samym - albo wysłaniu pechowców Fultonem, ale dojściu do punktu B. Pojedynki z bossami w samej tylko pierwszej części dawały "więcej możliwości zabawy". Gdzie tym prostackim zadaniom do znajdowania zakładnika w MGS2 albo szukania bomb tamże, misji z temperaturą w jedynce, pojedynku z The End w MGS3...

     

    Co nie zmienia faktu, że PW bardzo mi się podoba. PSP robi się maszyną dla hardkorowców, po Monster Hunterze i Dissidii kolejna gra wymagająca długiego masterowania.

  13. Nie wierzę, żeby robiąc odcinek o wyrostku Jacka mieli już w głowie sposób na pociągnięcie tego wątku. Jeśli przypomnieli sobie o wyrostku w 6. sezonie i postanowili go zaprząc do roboty - spoko, ale to już nie jest takie fajne. To mimo wszystko amerykański serial - zostawianie wszystkiego domysłom i wyrafinowaniu widzów to za dużo nawet jak na Losta. Choć chciałbym kiedyś uwierzyć, że wszystko ma gdzieś sensowne podstawy.

  14. Ale tam też coś mało się udzielasz. :] Zresztą HIV na konsolowisku też mało pisze.

     

    Kiedyś się zastanawiałem, dlaczego Ściera, w końcu redaktor naczelny, tak mało pisze. Teraz już wiem, jak to jest z redaktorami naczelnymi - nie mają czasu :)

  15. Bardzo jednak zaluje odejscia Kosa, moim zdaniem on i Butcher stanowia merytoryczno-jezykowych rzeznikow. Koso potrafil napisac newsa na 2 zdania w dow(pipi)ny i bystry sposob. Do tego profesjonalizm i ogromna wiedza.

     

    Dzięki za miłe słowa. Może od razu wyjaśnię, bo wokół mojego "odejścia" dużo plotków narosło. "Odszedłem" w tym sensie, że nie ma mnie już w PE w ilościach hurtowych, czyli co 2 strony. Prowadzę Gamezillę i to jest obecnie moja codzienna praca. Natomiast jeśli będzie zapotrzebowanie na moje wsparcie w PE, to jeśli czas pozwoli, chętnie dostarczę Ścierze jakiś materiał.

     

    Nie będzie mnie natomiast z oczywistych względów na PPE, ale jednocześnie traktuję tę stronę jako własną - ponad rok temu razem z Fenixem i Ścierą wymyśliłem layout, zakładkę "Polska" z newsami z rodzimego poletka, blogi redakcyjne, nacisk na miniblogi, klasyfikację newsów ("bateryjki"), ocenianie komentarzy itd. Historia potoczyła się jak się potoczyła - z prowadzenia serwisu zrezygnowałem, ale miłym zaskoczeniem było, że po starcie wyglądał niemal w 100% tak, jak sobie wymyśliliśmy.

  16. No fejl z twojej strony bo gdyby to był "f-jack" to by nie był posiniaczony i zakrwawiony :). To był po prostu Jack, sam aktor przyznał, że wiedział jak skończy jego bohater od samego początku.

     

    Ta, dlatego światło MiBa w sekundę zmieniło w dymek, a Jack jak gdyby nic sobie wyszedł i umarł w bambusach. A scena z ciałem na skałach była dla picu. Rozmowa z Hurleyem i wymowa tej sceny, pewność że Jack już stamtąd nie wyjdzie - też.*

     

    EDIT: Co do tego, że dymek był już wcześniej i przejął jedynie postać MIBa to nie daję temu wiary. "Matka" powiedziała, że ktokolwiek się tam zapuści doświadczy czegoś gorszego niż śmierć a twórcy powyższej teorii twierdzą, że MIB po prostu umarł a jego rolę przejął dymek. Nawet Jacob przy rozmowie z kandydatami wyraża się o potworze tak jakby to on go stworzył.

     

    To wytłumacz, co robi dymek na prastarych malowidłach w świątyni. Btw, nie chodzi o to, że TEN dymek był wcześniej. Mógł być inny.*

     

     

     

     

    *A najlepiej obejrzyj 6 sezonów jeszcze raz, bo nie uważałeś ;)

  17. Co do niektórych powyższych postów - szkoda Was zawieść, ale Jack nie umarł w bambusach. Umarł już w jaskini. Świetne było nawiązanie do śmierci brata Jacoba - ułożenie martwego ciała na skale. Jack w bambusach to już F-jack (hyhy) - nowe wcielenie dymka, którym doktor stał się po śmierci.

     

    F-jack vs. Hurley? Ciekawe.

     

    Christian Shepard. Ale wstyd, że dopiero teraz uzmysłowiłem sobie przekaz nazwiska i skojarzyłem z rolą starego Sheparda.

     

     

    Aha, co do wcześniejszych rozważań, w jakich postaciach dymek się objawiał. Że nie mógł być Waltem, bo nie było go na wyspie (choć twórcy potwierdzili, że był to dymek) itd. Wyjaśnienie jest jedno - dymków jest więcej niż jeden. To, że przed znanym nam był inny, jest oczywiste (malowidła w świątyni, matka braci ukazująca się Ezawowi). Pytanie, czy dwa mogły sobie śmigać równolegle. Czemu nie, do źródełka mogła wpaść każda niezdara.

  18. Twórcy padli ofiarą własnego jeżdżenia bez głowy. Pierwsze sezony wyglądały zapewne tak:

     

    - Ej, czytałem takiego filozofa Locke'a, może nazwiemy tak bohatera?

    - Wrzućmy go, ludzie sobie znajdą kontekst.

    - A Hume?

    - Też wrzućmy. Tyle ksiąg napisał, że widzowie coś wynajdą i będzie pasowało.

    - Ej, fajne hieroglify.

    - O, dawaj. Będą kombinować.

    - Ale jak to wyjaśnimy?

    - <chytry śmiech>

     

    Odnoszę wrażenie, że wiele wątków i tematów po prostu źle przedstawiono. Czy ktoś pyta, skąd Miles ma moce? Nie, po prostu ma. Ale o Walcie nadal się rozprawia. Bo za dużo miejsca mu poświęcono. Jeśli coś w tym serialu odegrało ważną rolę, powinno być wyjaśnione. Ale nie jest. Hanso, Dharma, podróże w czasie, rodzenie dzieci, Aaron, pojedynek Ben vs. Widmore, Eloise, WHH. Wątki zaprzątają nam głowy kilka odcinków/sezonów, po czym przestają być ważne. Dan, Ben, Eko - każdy był kluczem do rozwiązania pewnych kwestii, po czym nagle przestawał być istotny. Bolączką Losta była niekonsekwencja. Pierwsze sezony to nadmierna celebra wielu zagadnień. Zrozumiała, bo i odcinków na sezon przypadało więcej. Śmierć postaci była aż przesadnie opiewana, każde znalezisko budziło dyskusje, łatwo było zrozumieć położenie rozbitków, bo reagowali na wydarzenia tak jak widz. Teraz hop siup.

     

    Strajk scenarzystów na Loście odbił się chyba najbardziej i ostatni sezon pisał woźny na chusteczce w kafejce. Ogólnie 1 i 2 sezon to zwyczajna Wyprawa Robinson, natomiast połowa 3. i 4. to już mitologia w czystej postaci. Potem niestety było już gorzej.

     

    Nie czuję potrzeby wyjaśniania Egiptu czy liczb, to akurat łatwo wykoncypować. Dharmę niby też, ale jeśli poświęca się jej cały sezon (na co czekałem właściwie od początku), to fajnie było zobaczyć działanie stacji itd. A dostaliśmy historię miłosną Sawyera, tylko i wyłącznie.

     

    Finał - merytorycznie 2/10, emocjonalnie 10/10. Fajnie znów poczuć się jak przy "Zakochanym kundlu".

×
×
  • Dodaj nową pozycję...