Skocz do zawartości

Sonotori

Użytkownicy
  • Postów

    332
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Sonotori

  1. Oczywiście gra nieszczególnie urodziwa może być po prostu fajna. Mało kto Ci zarekomenduje God Hand jako must-have, ale mimo surowej grafy to właśnie God Hand jest dla mnie jednym z najważniejszych exclusive'ów na PS2. Drugi taki brylancik to Gradius V. Za te gry trudno przepłacić. Skondensowana frajda (przyprawiona migdałami frustracji).

  2. Dla dziecka poleciłbym Metal Slug Anthology (czy któregoś z osobno wydanych Metal Slugów, jeśli trafi się tanio), ale nie w wersji PAL. Tak czy owak jeśli masz wątpliwości, odpal sobie Metal Sluga na emulatorze (choćby NeoRAGEx). Poza tym idealny wydaje mi się Rez i seria Klonoa (dwuprzyciskowy gameplay). Oczywiście Burnout 3: Takedown się nadaje. Nawet na pudełku jest znaczek 3+ i faktycznie trudno mi sobie wyobrazić sześciolatka, który miałby kłopot z opanowaniem zasad tej gry. W Burnouta można się zresztą ścigać na split-screenie.

    P.S. Jeszcze Gradius V (polecam wybierać Type 2 na starcie). Gradius V JEST trudny (może nie aż tak, jak dawne Gradiusy z automatów), ale to właśnie dziecko ma największe szanse osiągnąć w tej grze biegłość. Dla tej gry warto sobie sprawić drugiego pada. Jeśli pograsz z dzieciną w co-opie, powinna Cię rychło przerosnąć skillem. Can u dig it?

  3. W Chinach jest PAL, czy też PAL/SECAM, jeśli wierzyć tej mapce. Natomiast nic mi nie wiadomo o tym, aby PS2 została oficjalnie wprowadzona na chiński rynek (co ciekawe, koreański Jak 3 ma opcjonalnie japońskie głosy/napisy i działa na japońskich PS2, choć w Japonii tej gry nie wydano, ale tam wszędzie jest NTSC). PS2 w Chinach funkcjonuje raczej tak, jak pierwszy Klocek w Polsce (też oficjalnie go tu nie było). Czy gry z Chin na PS2 będą PAL-owskie i oryginalne - pojęcia nie mam. Chińskiej roboty undub FFX był raczej w NTSC (nie mam stuprocentowej pewności, ale obrazem i prędkością nie różnił się od amerykańskiej FFX).

  4. Star Wars Episode III: Revenge of the Sith można taniutko nabyć. Pojęcia nie mam, czy ta gra jest dobra, ale przynajmniej nie jest ochłapem wersji next genowych. Vs mode jest bodaj największą atrakcją Zemsty. Można się łuzgać różnymi wariantami rozmaitych postaci (młodym i starym Obi-Wanem, Anakinem i Vaderem...), więc niewykluczone, że to jedna z lepszych starwarsowych party games. Then again, takich rezanin - wybitnych, tylko dobrych i zgoła niedobrych - PS2 ma od groma.

  5. Akurat gram w XIII na PC i też pomyślałem o IGI. Grafa nie zestarzała się najlepiej (Ōkami to nie jest), ale XIII okazuje się całkiem zacnym szuterem IGI-podobnym. Nawet z myszą i WSAD-em na poziomie realistic gra jest dość trudna.

  6. Nie działa ten filmik.

    Co do Translatora, dzięki za takie uwagi, mam co robić z odrobiną wolnego czasu którym dysponuje. 8)

    Najedź myszą na okno z filmem, wciśnij prawy przycisk żeby wywołać menu kontekstowe i wybierz opcję "Watch on YouTube", albo skopiuj sobie link.

    Co się wolnego czasu tyczy, jeśli chcesz go poświęcić na wypuszczanie flaków z growych panopków, zarejestruj się na LavaLit, ściągnij i rozpakuj to, po czym uruchom plik OpenBOR.exe. Rozgryzienie angielszczyzny w menu ułatwi to narzędzie. Niniejszej porady udzielam bez żadnych złośliwych intencji.

    P.S. Okej, poświęciłem się i obejrzałem ten filmik. Animacja i wykrywanie kolizji nieco lepsze niż w Soul Reaverze 2 z 2001 roku, ale w sumie tamta gra miała chyba okazalszą grafę. Nie zobaczyłem tu niczego, co byłoby warte pieniędzy i czasu kogoś, kto nie grał jeszcze w produkcje Capcomu na PS2 takie jak Onimusha 2, Devil May Cry 3 (Second Edition), God Hand czy nawet Shadow of Rome (w tę ostatnią sam jeszcze nie grałem, ale jest ponoć przebrutalna i trudno uwierzyć, żeby Capcom schrzanił system walki). Miniona generacja hojnie obrodziła tego sortu nawalankami.

  7. Choć lokalizacja Revelations nie ma najlepszej sławy, Atlus wydał w USA wszystkie Persony z wyjątkiem Innocent Sin, więc raczej się jednak przestraszył niewygodnej tematyki. Wtedy oczywiście był to zupełny margines amerykańskiego rynku jRPG-ów (chociaż niezupełnie; King's Field sytuowało się chyba jeszcze dalej na lewo). Dopiero powszechne rozczarowanie głównym nurtem na current genach skierowało na te gry życzliwszą uwagę ogółu.

    Sony było, zdaje się, tylko wydawcą Demon's Souls. Nie ma sensu po nich jeździć tylko dlatego, że na zachodzie wyda to Atlus. Grunt żebyśmy tak zdrowi byli. Przecież to jest gra wydłubana z tak głębokiego rowka, że nie ma wielkich szans na mainstreamowy sukces.

    P.S. Mogę się mylić, bo nie siedzę w temacie, ale bodaj ostatnim takim srogim dungeon crawlerem na kompa była Świątynia Pierwotnego Zła, a na konsole (konkretnie PS2) - Shadow Tower Abyss i może jeszcze Dragon Quest: Shounen Yangus to Fushigi no Dungeon wydane tylko w Japonii. Pewnie cały czas jakieś rogue-like'i znaczkowe powstają, ale to nie jest powszednia strawa duchowa niedzielnego gracza.

  8. WOW - i wyda to nie kto inny, a sam ATLUS !!

    Sony ssie na całego, wiwat Atlusowi - ta firma nigdy nie zawiodła !!

    Zawiodła, zawiodła. Atlus nie wydał na zachodzie Innocent Sin, ponoć ze względu na obecność w grze pana Hitlera i wątku pederastycznego. Dawne dzieje rzecz jasna, a i gra doczekała się fanowskiego tłumaczenia na angielski, jednak Atlus koncertowo dał wtedy ciała.

  9. Czemu dziś już takich gier nie robią? Jedynie twisted metal black wypełniał lukę po V8, ale nie do końca.

    Jak X to przede wszystkim wyścigi, ale jest tam również sporo arenowej łuzganiny (i chyba wszystkie odmiany multiplayera, jakich można chcieć od takiej gry, może z wyjątkiem przechodzenia fabuły w co-opie). Prawdopodobnie jedna z lepszych auto-moto-nawalanek w dziejach, a już na pewno na PS2 (nawet wziąwszy pod uwagę Burnouty). Gra może i płytka, ale frajda kolosalna. Dziś można ją mieć za półdarmo.

  10. A wiecie co jest rowniez wielka szkoda? Ze SONY nie posiada wlasnego sklepu wysylkowego ze swoimi produktami, po swoich cenach - wtedy moglibysmy kupic kazdego exclusiva, nie wazne czy bylby wydany w naszym regionie.

    Przypuszczam, że gdyby Sony chciało zarabiać na sklepowej dystrybucji gier, toby sobie kupiło udziały w jakiejś sieci handlowej (może je zresztą posiada) i ciągnęło dywidendy, zamiast stwarzać konkurencję. Rynek jest tak urządzony, że jedni zarabiają na produkcji sprzętu i oprogramowania (Sony), drudzy na sklepowej sprzedaży tego wszystkiego (EMPiK, MediaMarkt...). Trudno żeby tak znienacka Sony nastąpiło na odcisk dystrybutorom własnych wyrobów. Gdybyś prowadził np. sklep RTV na osiedlu, a Sony otworzyło własny sklep ze sprzętem po drugiej stronie ulicy, weszłoby w paradę Tobie, który do tej pory sprzedawałeś ich telewizory w terenie i nie było konfliktu.

    Ktoś kto zarządza takim Sony dobrze się zastanowi, nim zacznie produkować snopowiązałki, bo mu strzeliło do głowy, że rolnik posiadający konsolę Sony i telewizor Sony pewnie wybrałby snopowiązałkę Sony, gdyby takowe produkowano. Owszem, niby jest to jakiś pomysł na złoty interes, ale rynkowy rekonesans może ujawnić, że wejście w paradę obecnym już na rynku producentom snopowiązałek może się jednak nie opłacić.

    Innymi słowy: skoro masz taki dobry pomysł, czemu sam nie otworzysz wysyłkowego sklepu z importami po TWOICH cenach? Koneserzy z całej Unii kupowaliby u Ciebie przepłacając, ale np. mając pewność, że wysyłka szybko dotrze, albo że jeśli się opóźni, będą mogli oddać nawet rozfoliowaną grę i dostać zwrot kasy. Skuteczny marketing to nie tylko niskie ceny, ale i różne takie cuda na kiju, programy lojalnościowe... Możesz sporządzić biznesplan i wystąpić o unijną dotację. Zachodzi rzecz jasna ryzyko, że pomysł nie jest wcale dobry i skończyłoby się to katastrofą, ale w tym właśnie sęk: Sony kręci lody na znacznie większą skalę i ma dużo więcej do stracenia, więc dobrze się zastanowi, nim zacznie opylać swoje gry z pominięciem zwykłych kanałów dystrybucji. Toż od wydawania gier Sony w Europie jest SCEE. Czyli co, centrala ma sprzedawać gry europejskiej klienteli jeszcze nim się zdecyduje, czy w ogóle wydać je w Europie?

    Jeszcze innymi słowy: olej unijne dotacje, napisz do Sony żeby Ci przysłali pudło chińskich albo koreańskich Demon's Soulsów, a dostaną od sztuki tyle to a tyle. Opyl te giery elegancko i odeślij im kasę, sobie zostawiając umówioną górkę (choćby symboliczną). Czysty zysk dla wszystkich, prawda? Konkurencja 100% stealth, dystrybutorzy się nie nadąsają. Tylko że ktoś w głównej bazie Sony musiałby podjąć decyzję: "Panowie, olewamy SCEE, lepiej nam te gry opyli już teraz jeden taki typunio. Rozprowadzi 666 sztuk bo tylu panopków w całej Europie już teraz chce mieć tę grę i nam tyle wystarczy. Marketing? Poważna dystrybucja? Bez jaj, po co to komu, żeby grę kupiło, ilu, 6666 panopków zamiast 666? A i to nie na pewno? Śmiech na sali."

    Owszem, z mojego punktu widzenia Demon's Souls to - obok Valkyria Chronicles - jeden z nadal nielicznych sexy towarów tylko na PS3 i zdecydowanie należy wydać to we wszystkich regionach. Tylko że Sony ma swój kolektywny punkt widzenia i swoją strategię. Mogę się tylko domyślać, że w ich planach jako wymarzony exclusive dla zachodniego gracza figuruje Killzone 2, jako prestiżowa gra "dziwna" - LBP i bieząca produkcja Teamu Ico, natomiast dla Demon's Souls jako czarnego konia w stajni PS3 mogli nie przewidzieć miejsca. Ot, wydali to w Azji i może wydadzą gdzie indziej, ale nie mają pewności, czy jest sens tłoczyć kasę w marketing, czy też wszyscy potencjalni nabywcy już są na tę grę napaleni i na potęgę importują tak, że jeśli zostanie w końcu wydana w innych regionach, sprzeda się tyci nakład niezależnie od ewentualnej promocji. Po prostu umiem sobie wyobrazić, że z punktu widzenia Sony ten towar nie jest aż tak bardzo sexy.

  11. Jest parę gier wystylizowanych błyskotliwie na jakiś filmowy gatunek (choćby Max Payne), ale RE4 nie zaliczyłbym do czołówki takich stylizacji. Jeśli film, to raczej Toxic Avenger Tromy albo Zły smak Petera Jacksona niż The Quatermass Xperiment Hammera. Trochę szkoda, bo Capcom jednak potrafi wykrzesać niezgorszą fabułę (Ōkami).

  12. Wiesz co musze Ci zwrocic troche racji. Koncowka RE 4 bardzo mi sie podobala( labolatoria itd).

    hehe dość nietypowa opinia. Ja należe do grupy osób, ktore twierdzą że końcówka jest całkowicie pozbawiona klimatu :P

    Zwiedzanie hiszpańskiej wsi, zamku, miało w sobie to coś. Rozwalanie jakiś robotników w kaskach, z pasożytami w środku mi całkowicie nie odpowiadało.

    Z miejscówek w RE4 najbardziej podobały mi się te laboratoryjno-industrialne. Może dlatego, że przez pierwszych parę godzin ni cholery nie potrafiłem zrozumieć, skąd powszechne zachwyty nad grafą RE4 na PS2. W plenerowych lokacjach jest najwięcej widocznych kompromisów graficznych. Engine znacznie lepiej radzi sobie z wnętrzami. Nowe lokacje w Separate Ways należą wg mnie do najurokliwszych.

  13. Najprostszym sposobem sprawdzenia, czy dane nie są, że użyję skrótu myślowego, uszkodzone, jest skopiowanie zawartości płyty na HD. Można wykonać obraz, choćby Nerem, wybierając jako nagrywarkę Image Burner. Jeśli operacja się powiedzie, to z danymi na CD wszystko okej.

    Uszkodzenia mogą być subtelne. Np. czasem kompakt (tłoczony oryginał) z muzyką zacina się na jakimś fragmencie i jeśli laser grzeje w to miejsce przez czas dłuższy, może powstać trwałe uszkodzenie, choć płyta nie jest zarysowana. Na Pleju, przynajmniej w teorii, też jest to możliwe. Kompakt mógł być wystawiony na długotrwałe działanie promieni słonecznych, co nie bez kozery odradzają producenci nośników optycznych...

    To jednak akademickie rozważania, skoro grać się nie da. Masz oryginał, więc kopia zapasowa jest legit.

  14. Spróbuj odpalić na PC na emulatorze i sprawdzić, czy pójdzie.

    Co mu to da? Napęd napędowi nierówny. Równie dobrze może po prostu zrobić obraz płyty. Jeśli w miarę sprawny PC-towy napęd nie zdoła odczytać wszystkich danych, to PSX-owy tym bardziej sobie nie poradzi. Natomiast jeśli nawet uda się skopiować dane na HD, wcale to nie wykluczy ewentualności, że dla Pleja płyta jest zbyt pokancerowana.

    Skoro oryginał nie działa jak należy, radziłbym oddać CD do renowacji lub napalić sobie kopię zapasową i jej używać do grania. Renowacja tak czy owak się opłaci, bo w ostateczności będzie można sprzedać grę "w stanie idealnym".

  15. Jeśli chdzi o mnie to i tak wole odpalić sobie amigowe Franko albo Domana- te gry to dopiero mają klimat (o brutalności już nie mówie :twisted: ).

    Do tematu jak ulał pasuje Mortal Kombat: Shaolin Monks. Pod względem production values nie może się równać z Ninja Gaiden czy GoW, ale ma co-opa i to jest główne danie tej uczty. Rzecz, jak na MK przystało, specyficznie brutalna.

    Jeszcze The Red Star warto wspomnieć. Bijatyko-strzelanka z co-opem. Ponoć trudna (sam grałem tylko trochę, więc nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam).

  16. Umiejętności też są ważne. Umiejętnością jest umiejętne rozwijanie postaci, strategiczne poprowadzenie walki, czasami zdobycie ekwipunku. Wiadomo, możesz mieć postaci na 99 lvl i super zarąbisty miecz i pokonać bossa, ale dużo więcej radości daje ubicie go na 50 lvl (przykładowo).

    Toteż ja nie twierdzę, że umiejętności nie przydają się na nic. Twierdzę natomiast, że w typowym jRPG skill znajduje boleśnie ograniczone samymi założeniami gatunku zastosowanie. W grach z automatów można się doskonalić "niemal bez końca" (oczywiście prędzej czy później śmierć staje na przeszkodzie procesowi samodoskonalenia). W szachach granice samodoskonalenia wyznacza "tylko" ów gigantyczny graf opisujący wszystkie możliwe szachowe rozgrywki, co dla istoty śmiertelnej równa się nieskończoności. Innymi słowy, zawsze można trafić na lepszego szachistę, żywego lub cybernetycznego.

    W jRPG "bez końca" można co najwyżej grindować. Owszem, niby można iść na superbossa z zardzewiałym kozikiem i niedorzecznie niskim levelem, ale tu akurat pułap jest ewidentny, bo istnieje najniższy możliwy level i najsłabszy w grze ekwipunek. W skrajnych przypadkach pokonanie tegoż superbossa w tak niekorzystnych warunkach porównać można do rzucania kostką tak długo, aż 666 razy pod rząd wypadnie 6, co wszak nie wymaga skilla, jeno tzw. "szczęścia" (które można roboczo zdefiniować jako nader korzystny zbieg okoliczności).

  17. Mam prośbę. Dajcie mi 5 argumentów za DQVIII. jRPG zawsze i chętnie, tylko, że ta seria jakoś w ogóle mi nie podchodzi. Mam szansę zagrać i chciałbym się dowiedzieć co w tej grze jest, to może po nią sięgnę. : )

    Uprzedzam, że mnie DQVIII w sumie rozczarował. Oczekiwałem wiele, tymczasem całość do końca nie zatrybiła tak, jakbym sobie życzył. Sam nie wiem czemu, bo trudno wytknąć tej grze jakieś wady. Zabrakło tzw. magii.

    Nie mam ochoty numerować argumentów, ale DQVIII jest za co pochwalić. Oto zalety: ładna grafa (zwł. jeśli się lubi styl Akiry Toriyamy), multum przeróżnych, zaprojektowanych z fantazją potworów (pewnie wiele z nich wystąpiło we wcześniejszych częściach), brytyjska angielszczyzna w rozmaitych odmianach - i to nie BBC English na całe szczęście - (słychać nawet Cockney, a japońskich głosów nie szkoda, bo w ogóle ich nie było; voice acting nagrano dopiero na eksport), fabuła, no cóż, może nie rewelacyjna, ale i nie najgorsza, charakterne postacie (żadne tam transkomando), zachowawczy, ale z polotem zaimplementowany system walki (główny wątek można przejść z marszu, ale są też opcjonalni superbossowie, których nawet po ciężkim level grindingu niełatwo zaciukać)... Ogólnie rzecz biorąc DQVIII to gra dopracowana w każdym aspekcie, testowana do upadłego, itd., itp. Produkt z najwyższej półki. Są losowe walki, ale można ich uniknąć przy pomocy wody święconej. Łatwo zginąć, ale zmartwychwstaje się w najbliższym savepoincie, karą zaś jest utrata połowy złota z bagażu (wystarczy więc regularnie deponować złoto w banku, żeby strata była minimalna). Do tego potencjalnie wciągające minigierki typu kasyno, ujarzmianie potworów i wystawianie ich do walki na arenie, alchemia (produkcja przedmiotów, nieraz bardzo przydatnych). Tradycyjny jRPG, ale na wysoki połysk. Godzi tradycję z dzisiejszymi standardami. Ponadto umożliwia eksplorację z buta (choć są też inne środki transportu, ze standardowym teleportem włącznie) ogromnych przestrzeni. Freeroamingowym potencjałem DQVIII przewyższa nie tylko Shadow of the Colossus, ale chyba nawet GTA: SA. Bodaj w żadną inną grę na PS2 nie wtłoczono tak wielkiej połaci terenu.

    Natomiast nie śmiem wyrokować, czy znajdziesz w tej grze to, czego ja do samego końca nie znalazłem. Dla niektórych DQVIII to była rewelacja, dla innych gra, owszem, solidna, ale nie wybitna. Na pewno pozwala odpocząć od nadużywanej dziś, szaroburoziemistej palety barw (którą sam nawet nieźle znoszę, ale niektórych srodze już ona wymęczyła).

  18. Tacy ludzie których wtedy szczerze dalej trzyma doktryna "hardcore" po prostu są ludźmi któży stawiają na skilla, na bycie jak najlepszymi, przynajmniej ja tak uważam.

    Tradycyjne jRPG dają mizerne pole do popisu jeśli idzie o skilla. Gracz nie tyle nabiera sprawności, ile zamienia poświęcony czas na statystyki postaci, łup, ekwipunek itd., itp. Od umiejętności zależy tu w gruncie rzeczy niewiele. Pułap możliwej do osiągnięcia biegłości jest nader niski.

  19. Coz a jak myslicie - jak to wygladaloby gdyby stare rpg'i byly pozytywnie traktowane przez masy ?, wtedy nie byloby zadnej mowy o casualowcach, ale hardkor XD..

    Przypuszczam, że segregowaniem graczy na "casualowców" i "hardkorowców" leczą sobie poczucie winy ludzie, którzy we własnym mniemaniu poświęcają grom za dużo czasu. Ciekawe, jak ci, którzy mienią się hardkorowcami, bo przegrindowali setki godzin w jRPG-ach, popisaliby się, gdyby im kazać grać w coś rzeczywiście trudnego. Sam przegrindowałem kawał życia, ale nie łudzę się, że wymagało to Bóg wie jakiego skilla.

    Osobiście nie dzielę jRPG-ów na trudne i łatwe, tylko na mniej lub bardziej upierdliwe/monotonne/młócące/otępiające. Znakomita większość tych, w które grałem, cierpi na starą jRPG-ową przypadłość: za mało gry, za dużo pseudogrowych rytuałów. Właściwie tylko Chrono Trigger ma wszystko na miejscu we właściwych proporcjach. Tezy, jakoby np. Fajnale wymagały więcej myślenia niż Diablo, a Xenogears byli trudniejsi od Chrono Triggera mogę co najwyżej zbyć wzruszeniem ramion, bo nie są dla mnie nawet śmiechu warte.

  20. Xenogears przechodzę średnio raz na pół roku. Wiem jak ta gra wygląda w rzeczywistości, a nie w mojej wyidealizowanej wyobraźni. Mimo wszystko nie mogę się zgodzić z tym co piszesz. Dla mnie Xenogears to jRPG życia + ołtarzyk ;]

    A to w porządku. Ja nikomu nie żałuję takich niewinnych uciech. Tylko uprzedzam tych, którzy jeszcze w Xenogears nie grali, że owa produkcja nie jest takim monolitem wypasionego game designu, jak sugerują niektóre wypowiedzi jej apologetów.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...