Grand Theft Auto Chinatown Wars
Najlepsze przenośne GTA w historii. Idealne pod krótkie sesje z racji nieskomplikowanej struktury misji. Już od dawna posiedzenie w kibelku nie przebiegało tak milusio. Przyjemna historia o powracającym na stare śmieci Huangu Lee, który musi rozwikłać tajemnice śmierci swojego ojca, byłego już bossa Triady w brudnym i ponurym Liberty City znanym już z czwartej odsłony serii, a przede wszystkim mega przyjemna rozgrywka nawiązująca do klasycznych części serii widzianych z lotu ptaka. Choć trzeba przyznać, że strzelanie i towarzyszące mu auto aim chyba mógł być lepiej rozwiązany. Kilka misji trzeba było powtórzyć przez złe oznaczenie przeciwnika, który akurat w danym momencie nie stwarzał największego zagrożenia. Dodatkowo mamy bardzo uzależniającą minigrę w handel dragami, dzięki której na dłuższy czas możemy zapomnieć o innych aktywnościach. Jestem ciekaw czy w prawdziwym świecie też idzie zarobić tyle hajsu na koce czy heroinie
Gra wprowadza także do serii kilka urozmaiceń. Tytułowa kradzież aut odbywa się poprzez hakowanie zamka i wpisanie w nim odpowiedniej kombinacji cyfr, to w przypadku lepszych aut. Jeśli chodzi o te gorszej klasy to w grę wchodzi klasyczne rozkręcenie osłonki śrubokrętem i połączenie odpowiednich kabli. Kto grał kiedyś w The Warriors od Rockstar będzie kojarzył podobne motywy w przypadku kradzieży radia z samochodów. Kolejne minigry towarzyszą nam przy produkcji koktajli mołotowa albo przeszukiwaniu śmietników w celu znalezienie nowej broni. Zakładam, że na Nintendo DS było to wszystko bardziej intuicyjne niż na ogrywanej przeze mnie wersji na PSP z racji ekranu dotykowego w następcy Gameboya, ale i na przenośniaku Sony to wciąż genialny tytuł, któremu każdemu gorąco polecam.