Jakoś w zimę zaje.biście bałem się zombie. Nie mogłem grać w L4D2, czy RDR:UN, ale np. w DS2 grało mi się przyjemnie - bez kupy w gaciach. Aktualnie mam odwrotnie - DSa nie włożę do napędu, a masakrowanie zombie sprawia mi mega frajdę. Wszystko zależy od tego, czy lubisz ten zapach, bo ja obecnie nie tykam mutantów nawet Plasma Cutter'em, a w Dead Space'ach straszenie polega na: cicho, chicho i nagle bum - wyskakuje Ci nekromorf ze ściany wydając przy tym przeraźliwe dźwięki.
Edit: Co oczywiście nie zmienia faktu, że w uniwersum Dead Space'a wchłonąłem na maxa.