Skocz do zawartości

tomasz_sromasz

Użytkownicy
  • Postów

    106
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomasz_sromasz

  1. Jeśli zamówiłeś przez przypadek, zawsze możesz anulować preorder i zamiast brać jak najszybciej, odkupić później jak najdrożej.
  2. tomasz_sromasz

    Trening

    W sierpniu wpadło 418 km biegiem. Jest lekki przesyt, ale najważniejsze, że nic nie boli. 12 września lecę dyszkę na biegu nocnym w Toruniu. Trasa jest z atestem PZLA, więc liczę na życiówkę. Potem w październiku 7,5 km Ostromecko z fajnymi nagrodami, połówka u mnie w Bydgoszczy (jeśli się odbędzie -- jak nie to w Pile) i tyle. Dawno nie było tak ubogiego w starty sezonu ;_; Niezbyt fajnie, bo większa presja na wynik i spięta dupa.
  3. tomasz_sromasz

    bieganie

    Z nałogu w nałóg. W piciu jak i w bieganiu przejawia autodestrukcyjne, bezrefleksyjne podejście. Trochę smutne, ale pewnie już taki charakter.
  4. tomasz_sromasz

    bieganie

    400 robię sporo szybciej, dzisiaj 3:00-3:05 min na km (1:13-1:14 na 400). Zazwyczaj tysiące robię w tempie startu na 10 km, czyli w przyszłym tygodniu 8x1k po 3:28-3:30.
  5. tomasz_sromasz

    bieganie

    (pipi)a jasna, jak ciepło. Żeby zrobić planowane 16x400 w znośnych wsrunkach, musiałem wstać o 5:50 w sobotę. Ale potem koktajlik białkowo-bcaaowy i z powrotem spać, z przerwą na sranie.
  6. tomasz_sromasz

    bieganie

    Dobrze, że się nie ładowałem w jakieś mainstreamowe garminy. Tymczasem u elity na polarkach zero problemów w przygotowaniach do olimpijskich minimów.
  7. tomasz_sromasz

    bieganie

    Ruszyłem z jakimś konkretniejszym treningiem. Rower, kosz, siatkówka idą już w odstawkę. Zwiększam liczba treningów w tygodniu i rośnie stopniowo kilometraż, w tym tygodniu ok. 90 km. Więcej też różnorodnych akcentów: to skipy, to przedłużone rytmy 200 m, to 400-800 na stadionie, długie drugie zakresy i tysiące na ulicy. Za to przyhamowuję z tempem easy runów. Nie biegam ich szybciej niż 5:00, czasem nawet 5:30, bo to ma być baza tlenowa + aktywna regeneracja pomiędzy cięższymi jednostkami. Jak się biega codziennie, to nie ma sensu cisnąć też w easy days, bo to krótka droga do przeciążeń albo ciężkich nóg na kluczowych treningach. Wagę też zbiłem z pandemicznego 70 do treningowego 67. Na starty (i tylko wtedy) planowane 65. Dla mnie to już nieprzyjemna w utrzymywaniu waga na dłuższą metę. W roztrenowaniu i na zimę ważę z reguły 70-71. Najważniejsze, że nic nie dolega. Czasem tylko pogoda dopi.erdoli i trzeba w biegu modyfikować trening jak jest patelnia + duchota.
  8. Krótka, ale bardzo treściwa eseistyczna laurka złożona Lovecraftowi przez Houellebcqa. Lovecraft nazywany "pustelnikiem z Providence" już w roku urodzenia, 1890, był reakcjonistą starej daty. W wieku 31 lat był starcem, któremu nigdy nie dane było żyć, bo z życia się zupełnie wycofał. Dziwnym zbiegiem okoliczności, cudem właściwie, zaczął pisać i źródeł tego pisania szuka Łelbek. Niepoślednim czynnikiem, który wpłynął na taki a nie inny kształt jego prozy był głęboki rasizm, który zdaje się zinternalizowaną mieszaniną strachu i pogardy do mulatów, murzynów i metysów, którzy sprzątnęli mu sprzed nosa wszystkie okazje do zarobku, gdy bezowocnie latami szukał stałej posady w Nowym Jorku. Lovecraft był całkowicie nieprzystosowany do życia w Ameryce lat dwudziestych. Nienawidził absurdalnej presji wydajności, wigoru i seksualnego rozkiełznania imigrantów, był wrogiem wszelkiego postępu i modernizacji. Z podziwem patrzył na purytan odwróconych od życia, próbujących przekuć je w manifest czystości, ale w swej mitologii poszedł o krok dalej ("stąd bije czyste źródło jego poezji: zdołał przekształcić swą niechęć do życia w a k t y w n ą wrogość"). Jednak jego rasizm nie łączył się ściśle z poczuciem wyższości, utożsamianiem się z Nordami i rojeniami o Walhalli -- przyjął perspektywę słabeusza podziwiającego silnych. Stworzył też bohatera typowego dla jego twórczości, którego obsadzał niemal zawsze w swoich utworach -- idealnego intelektualistę: "Bohaterowie Lovecrafta całkowicie wyrzekają się życia, odrzucają każdą ludzką radość, stają się intelektualistami w czystej postaci, umysłami nakierowanymi na jeden tylko cel: poszukiwanie wiedzy. U kresu poszukiwań czeka ich przerażająca rewelacja: od bagien Luizjany po lodowe połacie antarktycznej pustyni, w samym sercu Nowego Jorku tak samo jak w cienistych dolinach Vermontu, wszystko głosi p o w s z e c h n ą o b e c n o ś ć Z ł a." Czasami konstruował swe mity biorąc chrześcijańską matrycę, ale przekształcając ją a rebours, jak w Koszmarze w Dunwich, gdzie niepiśmienna chłopka rodzi monstrualne stworzenie o nadludzkich mocach -- anty-Chrystusa krzyczącego "Ojcze! Ojcze! Yog-Sothoth!" (czyli "Eloi, Eloi, lamma sabachtani!"). Negroidalna bestia ma odrodzić ludzkość przez bestialstwo i występek. Do tego dochodzi aspekt formalny, czyli poetyckość frazy, reakcyjne rozpasanie werbalne i stylistyczne wielu fragmentów. Za życia Lovecraft terminował u Poego, ale po śmierci można wręcz powiedzieć, że kontynuator-uczeń przerósł mistrza. Tylko 144 strony, ale Houellebecq umieścił w nich całą masę trafnych spostrzeżeń zarówno biograficznych i literaturoznawczych, które pozwalają na pogłębiony wgląd w tajemniczą postać pustelnika z Providence. Polecam mocno! Propozycji przybliżania czytelnikowi natury mamy na rynku wydawniczym coraz więcej. Odbywa to się w rozmaitych trybach. Czasem da się zaobserwować wyraźne wahnięcie w kierunku humanizmu, np. we wszystkich trzech pozycjach Roberta Pucka z serii "Menażeria" wydawnictwa Czarne, gdzie autorowi za wehikuł do prezentowania braci mniejszych posłużył świetnie realizowany motyw czytania z Księgi Natury. Niekiedy ta popularyzacja ma charakter bardziej naukowy, specjalistyczny, choć czyta się to wówczas z nie mniejszym zainteresowaniem. Tak jest w przypadku Bernda Heinricha. Bywa, że czytelnikowi stawia się mniejsze wymagania i poszerza się tzw. target przystępniejszym językiem nie tracąc przy tym na merytoryce, jak u Petera Wohllebena. Słowem, dla każdego amatora ekotematyki znajdzie się odpowiednia poetyka i zakres treści. Gdzie sytuuje się natomiast "Tajemna mowa drzew"? Tutaj natrafiamy na pewien problem, bo Thoma jest jakby w rozkroku. Raz że z całą pewnością nie włada tak dobrze piórem jak pisarze zawodowi (jakkolwiek to rozumieć) pokroju Pucka i wszelkie miejsca, gdzie sili się na literackość wypadają albo bardzo konwencjonalnie -- czyli żadnej wartości artystycznej, albo pustosłownie, bo mierzyć się musimy z długimi pasażami właściwie pozbawionymi treści (zobaczcie sobie początek rozdziału o palności litego drewna), albo trącą tanią afektacją -- są zbyt emocjonalne w bezpośredni sposób, zamiast wywoływać emocje w odbiorcy, stanowią manifestację przeżyć podmiotu. Większą jeszcze bolączką jest "niebezinteresowność" całego przekazu. Tak jak wzorcowi autorzy nurtu zarażają swoją pasją i rozbudzają po prostu pragnienie poznawcze, by wyjść z domu i na własne oczy przekonać się, jak to wszystko żyje, tak Thoma sprawia wrażenie, jakby w pierwszej kolejności chciał opchnąć nam swój w ciężkich bojach (które musiał oczywiście skrupulatnie opisać) wywalczony patent holz100 na budowę domów z litego drewna. To właśnie dlatego wręcza nam swoją przydługą i grafomańską ulotkę reklamową rodzinnej firmy. No i jest jeszcze osobowość podmiotu mówiącego. Co prawda to rzecz gustu, ale skoro i tak w pewnym sensie autor nagina zasady literatury popularnonaukowej tak wyraźnie odsłaniając się na łamach książki, to wystawia się tym samym na krytykę. Chodzi mi o silnie ezoteryczne podejście. O ile u (znowu porównanie) Pucka to nie razi, bo sam wyraźnie swoje nastawienie podkreśla i jest to czynnikiem kształtującym jego licentia poetica; u Thoma'y szybko traci się cierpliwość do zwalczania naiwnie pojmowanej mechanistycznej wizji świata, profetyki snów i dziwnych zbiegów okoliczności. Rażą też niefachowe nawiązania do językoznawstwa w wyjaśnianiu zjawiska komunikowania się drzew. Największy mój zarzut to fakt, że sprawa drzew i ich tytułowej tajemnej mowy traktowana jest pretekstowo, jako kilka zaledwie ciekawostek rozsianych po książce, zaś gwoździem programu jest to, co autor może z ich drewna wybudować i dlaczego to jest lepsze od materiałów przemysłowych. Spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Odradzam.
  9. tomasz_sromasz

    Buty

    Bardzo ładne butyczki. Jakość warta retailowych sześciu stówek, a za trzy to już kradzież w biały dzień! Do tego branding nie krzyczy ADIDAS mordą.
  10. tomasz_sromasz

    Buty

    Takie wziąłem supercourt rx. Polecam obczaić sale na adidas.pl
  11. tomasz_sromasz

    The Last of Us Part II

    Kourwa, a teraz jeszcze największe upały i duchota przyszły. To będzie wielki sprawdzian dla mojego ps4 amator fat. Jak już je wyciągnę z szafy, podłączę i okaże się, że wciąż działa, to ciekawe, czy uda mu się przeprowadzić mnie przez całą tę survival-lgbt-horror historię dla płaczków bez spalenia domu. Jak teraz nie wykituje, to już nigdy!
  12. tomasz_sromasz

    bieganie

    https://www.maratonczyk.pl/109-bieganie/18209-od-30-05-20-mozliwosc-organizacji-biegow-na-150-osob-uczestnicy-takich-imprez-nie-beda-musieli-zaslaniac-ust-i-nosa MYJCIE JAJA I GOLCIE NOGI NA STARTY WIEJSKIE <150 CZŁOWIEKA
  13. tomasz_sromasz

    bieganie

    Zdążyłem niedzielne wybieganko w lesie wcisnąć przed burzą. 20 klocków bc1 i sikor pokazał średnie tempo 4:31 na km. na dziewiątym konsumowałem żela biegnąc po 4:25 na luzaku Więc baza tlenowa jakaś tam jest, apetyt na bieganie też. Myślę, że od czerwca będzie można zacząć konkretniejszy trening pod jesień z założeniem, że coś się odbędzie. Jak nie, to też dobrze, przyda się w przyszłości.
  14. Mnie przenośność yebie, bo gram na switchu w 95% w domu, dlatego mam klasycznego, ale rzeczywiście dodatkowym argumentem przeciwko lajtowi może być właśnie nieunikniony tokijski drift analogów. Ja w swoim po prostu wymieniłem dżojkony, jak wariowały do tego stopnia, że przy niedotykaniu gał w takim Fire Emblem kamera robiła piruety dookoła postaci. Wydatek niemały, bo 270 złotych, ale jak się spi.erdolą w konstrukcji, gdzie nie idzie ich odpiąć, to czekają radosnego gracza koszty prawie trzy razy takie i transferki danych na nowy gówniany kawałek plastiku
  15. tomasz_sromasz

    Outer Worlds

    No bo początek jest dobry, ale po opuszczeniu stateczkiem pierwszej lokacji zaczyna się rutynowe odbębnianie zadań i zbieranie ton bezużytecznego śmiecia, które się potem opycha hurtem u sklepikarzy, by dopakować trochę nudne bronie.
  16. tomasz_sromasz

    The Last of Us Part II

    Bierę day one, ale żeby nie wspierać złej ideologii, ogram na bazowym modelu ps4 i na tv bez hdr. Chlopak, dziewczyna, normalna rodzina
  17. tomasz_sromasz

    The Last of Us Part II

    Przed trofeowymi dziwożonami prawdziwy dylemat: brać tlou ii na premierę w trzech regionach dla zdobycia trzech dzbanów czy bojkotować po całości (wbić tylko europejskiego dzbana), bo postać w grze ma za duże muskuły, które wymagałyby nierealistycznej podaży protein jak na postapokaliptyczny kontekst, co rujnuje immersję. Jest też kwestia benisa. Jeśli bohaterka ma większego od białego heteroseksualnego operatora kontrolera bezprzewodowego to ten ostatni ma prawo czuć się jak ofiara body shamingu.
  18. Wiadoma sprawa, u mnie fizjo na porządku dziennym od pierwszej poważniejszej kontuzji. Teraz oczywiście co innego, bo treningi też nie są jakieś przetrenowujące, ale tak to 2x w miesiącu chodziłem sobie na odnowę biologiczną, masaż etc. nawet bez żadnych urazów, bez żadnego trybu, profilaktycznie, bo panicznie się boję kontuzji. Nie lubię się nie ruszać przez dłuższy czas. Z kawą zrobiłem sobie tygodniowy tapering i wracam xD Przy okazji zrobiłem poważny risercz i zupełnie nie ma sensu, kiedy się trenuje coś wytrzymałościowego nie pić kawy. Profity: - bogactwo antyoksydacyjne, które leczy delikatne stany zapalne, - stymulacja ośrodkowego układu nerwowego, dzięki któremu jest większa motywacja do wyjścia z chaty na trening, - przyspiesza trawienie i działa kało- i moczopędnie -- dla mnie jak znalazł, żeby zrzucić ładunek przed trenio, - podnosi ciśnienie (krótkofalowo, niedługo po spożyciu bo w szerszej perspektywie -- nie), dlatego mogę iść biegać rano, kiedy bez kawy mam bardzo niskie ciśnienie i tętno, - działa znieczulająco -- to się przydaje, gdy treningi są codziennie i zawsze coś tam delikatnie pobolewa, gdzie po kawie tego nie czuć, - i co najważniejsze chyba, zwiększa udział tłuszczu w spalaniu względem glikogenu, a to godsend dla wytrzymałościowców.
  19. Ograłem na 3dsie w glorious 240p czy ile tam. Było świetne, ale nie żebym miał teraz znowu zainwestować 120h w to samo. Za to XCX remaster bym chętnie przytulił. bo nie miałem WiiU (kto normalny miał?).
  20. To chyba odpowiedni temat. Robię kofeinowy detoks z nudów i z naukowej dociekliwości. Drugi dzień mija i nigdy nie czułem się gorzej. Treningi to katorga, walczę, żeby nie zasnąć albo nie puścić pawia, mimo że to wszystko były bc1 i rytmy tylko. Nie próbujcie tego w domu. Mam nadzieję, że niedługo będzie z górki.
  21. ja raz przez nieuwagę omal nie podarowałem 99 tysięcy żabie z wąsem zamiast zdublowanego mebelka czy tam tapety. Na szczęście nie przyjął, to nie jest, (pipi)a, polska policja.
  22. Jednostkowe tragiczne wydarzenie -- śmierć przewodniczki po wybiegu dla sfory wilków w zoo Kolmården jest tematyczną osią książki. Jednak, zgodnie z poetyką reportażu jako gatunku pogranicznego i w zasadzie nietrzymającego się żadnych zasad, temat jest tylko punktem wyjścia. Zaczyna się jak typowy kryminał, od punktu dojścia, czyli przykrego finału, po którym następuje retrospekcja mająca na celu ustalenie, jak mogło do tego dojść. Jest tu nawet proces sądowy rzeczywiście wytoczony przeciwko zarządowi parku zoologicznego, a przecież wpisujący się również w prozę gatunkową. Wkrótce jednak refleksje autora zataczają coraz szersze kręgi i znacznie odbiegają na pozór od clou problemu, ale ta metoda wydaje się być dobrze umotywowana. Autor bowiem uznał to wydarzenie nie tylko za pewnego rodzaju wyjątkowy precedens, ale symptom złożonych procesów skrywających się znacznie głębiej w ludzkiej kulturze. Dokładniej: w miejscu przecięcia się się świata ludzi i (pozostałych) zwierząt, a zwłaszcza w zoo. Berge bada na przykład fluktuacje pola semantycznego wilka jako symbolu w skandynawskiej kulturze. Zestawia dawny okres demonizowania drapieżnika, który skończył się niemal zupełnym wytrzebieniem całej populacji z późniejszą idealizacją po reintrodukcji. Przemiany te ukazane są na dość szczegółowym i wielowymiarowym planie antropologicznym i wpisane w kontekst historyczny i socjologiczny. Celem tej, miejscami chaotycznej, wędrówki wreszcie staje się pytanie o zoo i jego uwarunkowania jako takie. Zagadką staje się już nie tyle, dlaczego opiekunka wilków weszła na wybieg sama, dlaczego zwierzęta zdarły z niej ubrania i ją zagryzły, ale: jak w ogóle doszło do tego, że eksperyment spotkań odwiedzających zoo z żywymi wilkami uznano niemal apriorycznie za w pełni bezpieczny i świetnie zarabiający na siebie produkt konsumencki, mimo że przed tragedią wiele wypadków w parku wskazywało na coś zupełnie odwrotnego? Zaletą "Dobrego wilka" są wysokie ambicje poznawcze. Nie tylko reporterskie drążenie w poszukiwaniu prawdy, ale miejscami nawet postawa filozoficzna, spojrzenie bardziej w głąb. Szkoda tylko, że książka już na etapie wykonania nie do końca te zamierzenia wypełnia, głównie przez nie do końca uporządkowaną strukturę i brak precyzyjnie rozrysowanego planu. Mimo wszystko warto.
  23. tomasz_sromasz

    bieganie

    Przecież rezultatów z treningu nawet nie wpisałem do excela, bo nie sądzę, żeby PZLA dopuszczała wyniki w tych prototypach wykradzionych z laboratorium NASA, już nie mówiąc, że z wiatrem dymałem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...