Skocz do zawartości

NBA


Rekomendowane odpowiedzi

Nie odnoszę wrażenia, że to Indiana gra tak dobrze... Bardziej zawodzą mnie Bulls. Grają strasznie zachowawczo i bez pewności. Wydają się zestresowani - cóż, pierwsza ich seria PO w pozycji faworyta. Z Cavs i Bostonem w zeszłych latach wygrać mogli, a teraz muszą.

 

Obrona gra wystarczająco dobrze, ale kiepściutki jest atak. Rose rzuca te swoje 44% (słaba pierwsza połowa i świetna druga - możemy już zacząć nazywać to "standardem Rose'a"?), ale to tylko jeden zawodnik. Bulls, o czym niewielu mówi, ma najlepszą (zaraz po Boshu) trzecią opcję w całej lidze. Przynajmniej tak było w sezonie. Na razie w serii z Indianą skuteczność Boozera spadła bowiem do 43% (w sezonie 51%), a Denga - do 38% (w sezonie 46%). Ale nie trzeba analizować cyferek, wystarczy spojrzeć na grę Bulls - jak ofensywną beznadzieją, cegiełka po cegiełce, budują nam "widowisko", które było jednym z najnudniejszych meczów PO, jakie w życiu widziałem. Myślałem, że Thibo, pełen krytyczych uwag po pierwszym meczu, w drugim wystawi już perfekcyjną maszynę śmierci, ale to (jeszcze?) nie to.

 

Sixers z kolei już chyba potwierdzili, że po pierwszej serii podziękują. Ale Miami wcale nie ma się z czego cieszyć, bo problemy zdrowotne ma Dwyane Wade. Zagrał wczoraj bardzo średnio (4-11 z gry, 2 asysty, 5 strat), a mimo to trener Spo trzymał go na boisku nawet przy przewadze, o ile pamiętam, 27 pkt. To chyba zła decyzja - Heat powinni chuchać i dmuchać na swoje gwiazdy, w następnych rundach będą potrzebowali wszystkich trzech w dobrej dyspozycji.

Odnośnik do komentarza

tu się zgadzam. po Bykach można sie było spodziewać więcej ale z jednej strony tak się gra jak przeciwnik pozwala. i to się tyczy obu stron bo o ile w ataku Bulls grają ospale i bez enegii to w obronie też odstają od poziomu do jakiego nas przyzwyczaili i pozwalają graczą Pacers na zbyt wiele. szkoda tylko, że Pacers nie wyrwali tego jednego meczu, było by ciekawej.

nagrody ze sezon jak na razie bez niespodzianek, DPOY znowu dla Howarda, 6TH MAN do Odoma. zreszta oba wyróżnienia w pełni zasłużone.

dzisiejszych meczy nie komentuje bo nawet nie znam wyników. obejrzę po pracy.

Odnośnik do komentarza

Celtics nadal wyglądają słabiutko, wczoraj znów potrzebowali punktów w ostatnich 15 sekundach, żeby wygrać mecz. Gdyby nie Toney Douglas i jego brak defensywy, to Celtics by ten mecz przegrali, bo sam Rondo miał 12 layupów ogrywając głównie Douglasa. Melo zagrał genialny mecz, Knicks stłamsili C's na deskach grając bez Billupsa i praktycznie bez Amare ( kontuzja pleców ). Oby Knicks wygrali oba mecze u siebie to będzie jeszcze ciekawsza seria.

Odnośnik do komentarza

Dla mnie to poza ewidentnym brakiem Centra to Celitic wyglada dla mnie jak druzyna ktora oszczedza sily ... graja ospale ale jak trzeba to biora sie za siebie i dociskaja ( nie mowie o ewidentnych wtopach jak slynne 0/13 Pierce'a ) Najciekawsze seria poki co to Atlanta - Orlando bedzie 3-3 ^_^

Odnośnik do komentarza

Polewałem na shoutboksie strasznie z fanów Rose'a. Koleś miał 4-18 z gry, trafił w całej drugie połowie JEDEN rzut, ale jak go trafił, to nagle był to dowód, że jest Bogiem, że wygrał mecz w pojedynkę itp. Jego kolejne cegiełki i łatwe straty były przez owych kibiców niewidoczne, ale każdy trafiony wolny dowodził, że oto mamy do czynienia z najlepszym koszykarzem świata. Przednia komedia.

 

Derrick jest chyba na szybkiej drodze do najbardziej hejtowanego gracza NBA. Najbardziej niezasłużone MVP od 10 lat, styl gry oparty na wymuszaniu fauli w każdej akcji, gra w drużynie, która wygrywa mecze defensywą i jest bardzo średnia w ataku, no i coraz więcej psychofanów... Oczywiście to nie jest jego wina, no ale ile można słuchać, że koleś "wygrał mecz", kiedy po prostu trafił jeden rzut. Można pomyśleć, że świetna defensywa Denga i Noaha ani celne rzuty Korvera (5-6) w ogóle nie mają wpływu na wynik. Tylko jak Rose'owi coś wyjdzie to się liczą punkty. Ech, duch Allena Iversona jednak ciągle żyje w tej lidze.

Odnośnik do komentarza

ogorek czepiasz się, liga (Bullsi) potrzebuje bohaterów a Korver, który trafia procentowo więcej niż Rose'a na takiego się nie nadaje. Ja wiem, że cyferki są ważne, ja wiem, że jak by trafił przynajmniej połowę z tych 18 to Byki by się MOŻE (podkreślam, bo kto wie jak by wtedy Pacers zagrali) nie męczyły do końca, ale kurde, mógł również zrypać ten ostatni rzut, tak jak nieraz potrafił zrypać sam syn boży w postaci LBJ mimo wcześniejszych 30+, kijowej gry kolegów itd. Co potem zostaje po takim meczu w pamięci? 30 punktów czy ten jeden fartowny rzut, który dał wygraną?

Odnośnik do komentarza

Chodzi mi o to, że Rose ma psychofanów, co zawsze zniechęca. Czy jakiś inny koszykarz ma psychofanów w polskim necie? Może Kobe, ale w mniejszym stopniu. Ten mecz był po prostu słaby, a Rose i tak zbiera pochwały. Nikt inny tak nie ma. Gdyby LeBron zagrał na 4-18 z gry i 5 strat przy dwóch asystach (wiem, czysta teoria), kto by go chwalił? Nie widuję takich osób. Kobe? Chris Paul? Dla nich byłby to słaby mecz, ale dla MVP jest dowodem wielkości, bo trafił jeden rzut w końcówce. I to jest coś innego, niż bycie fanem Bulls - to są specyficzni fani Rose'a. Bo przecież Kyle Korver w ostatniej kwarcie trafił cztery kluczowe rzuty, a Ronnie Brewer dwa wolne, które powiększyły przewagę do czterech punktów i uniemożliwiły Indianie spróbowanie "zwykłego" game-winnera. Ale nie zauważyłem nigdzie żadnej opinii, że "Korver w najważniejszym momencie się obudził, po tym się poznaje lidera" ani "Brewer wygrał mecz".

 

Nie krytykuję Rose'a, bo jest młody i trudno oczekiwać od niego jeszcze więcej. Krytykuję ludzi, którzy naprawdę uwierzyli, że on jest najlepszym graczem ligi. Tymczasem słaby mecz to słaby mecz. Zespół wygrał, ale Rose zagrał słaby mecz. Deng zagrał lepiej, po obu stronach parkietu, ale nikogo to nie obchodzi. Każda stronka o koszykówce w pewnym momencie sezonu miała artykuł w stylu "Luol Deng jest taki niedoceniany", ale na co dzień... go nie doceniają. "Derrick Rose's only basket of the second half (...) was the difference maker". Można odnieść wrażenie, że jak inny zawodnik trafia do kosza, to się w ogóle nie wlicza do wyniku.

Odnośnik do komentarza

Podkreślanie tego "zwycięskiego" rzutu Rose'a rzeczywiście żenada, zwłaszcza, że grał bardzo słaby mecz. Ale MVP chyba jednak zasłużone - najlepszy bilans w lidze, duży postęp drużyny - taka specyfika tej nagrody, vide MVP dla Nowitzkiego odbierane tuż po odpadnieciu w pierwszej rundzie z Warriors ;) Pewnie jakby Heat mieli najwiecej zwyciestw MVP dostalby Lebron, bo jednak Wade mial wiecej slabych meczow. Twierdzenie, że niezasluzone mvp, bo mecze wygrywali defensywa troche z pupy, Cavs za Brona tez mieli zawsze czolowa defensywe ligi.

Odnośnik do komentarza

Dzisiaj mamy trzy mecze nr 3. Serie przenoszą się na boiska Nowego Jorku, Atlanty, i Nowego Orleanu. Wszystkie te ekipy były skreślane przez ekspertów, ale zaskoczyły in plus w dotychczasowych spotkaniach: Hornets i Hawks wygrali pierwszy mecz, Knicks oba przegrali dopiero w ostatnich sekundach. Kto z nich ma szanse zanotować korzystny wynik w całej serii?

 

Przede wszystkim widzę szanse Hawks, bo obecny sposób gry Magic (jeden wielki zawodnik i coś tam wokół niego) w playoffach częściej zawodzi, niż działa. Oczywiście Jameer Nelson nawet nieźle sobie radzi na swojej pozycji, pomógł wygrać Game 2, więc Magic nie skreślam. Zwłaszcza, że Atlanta to Atlanta. Nie są znani z osiągania dobrych wyników w playoffach. Jednak okazję mają.

 

Po Hornets nie spodziewam się awansu. Stawiałem 4-1 przed serią i nadal uważam, że to prawdopodobne. Jeśli Kobe gra kiepski mecz, Gasol gra kiepski mecz, a Lakers i tak dość luźno wygrywają Game 2, to znak, że chyba mają już sposób. To LAL kojarzy się z teamem, który w miarę rozwoju serii gra coraz lepiej: poza swoim trenerem, może liczyć na co najmniej pięciu dobrych zawodników, z kolei Hornets mogą liczyć głównie na jednego. Może CP3 urwie Lakersom jeszcze mecz, ale trzy?

 

Knicks zagrają dzisiaj, jak ostatnio, bez Billupsa i Amar'e. Celtics mogą być w najgorszej formie w całej swojej historii, ale w takiej sytuacji po prostu nie mogą przegrać. Nie wiem, czy się w końcu "przełamią", zaczną grać jak Celtics, ale na zespół mający - obok dobrze grającego Melo - Ronny'ego Turiafa, Billa Walkera i Toneya Douglasa nawet słabsza forma C's po prostu MUSI wystarczyć. Jeśli po dwóch meczach w NY Celtics nie będą prowadzić przynajmniej 3-1, będzie to kompromitacja. Nie mówię, że się tak nie zdarzy... ale to by był naprawdę zawód. Teoretycznie nic nie przeszkadza im np. wymęczyć w tej serii 4-3, a później i tak wejść do finału, ale wydaje mi się, że aż taki skok formy wzwyż jest mało prawdopodobny.

Odnośnik do komentarza

Chciałeś i masz ogórek Boston zagrał jak Mistrz

 

Allen 32 pts 8/11 za 3

Pierce 38 pts 14/19 z gry w czym 6/8 za 3

Rondo Tripple Double 15 pts 20 asyst 11 zbiorek

 

Reszta zgrabnie pomagała, nie gubiła głupio piłek i zagrała mecz zgodnie z założeniami Riversa <ok>

 

Orlando jak niestety jak zwykle do tego kolejny Techniczny dla Howarda + J Rich wy(pipi)any z boiska zal jak cholera i Orlando całkiem prawdopodobnie straci Howarda :(

Odnośnik do komentarza

Ray Allen jest niesamowity w tej serii. 15/20 za trzy. nie mam pytań.

co do Waszych postów powyżej to rozumiem Twoją frustrację ogquzo co do zaślepionych fanów ale chwilami brzmisz jak ich lustrzane odbicie. jak gdyby Lakers i Bulls mieliby być lepsi bez Bryant'a i Rose'a.

w tej chwili w Indianie jest do przerwy 33-49 dla Indiany ale nie to jest najdziwniejsze. prawie połowa hali to kibice z Chicago (ok.3h jazdy) i aż dziw bierze, że nie przywieźli swojego parkietu.

i chyba obejrzę w końcu coś z Orl-Atl. wkurzony Stan van Gundy jest przezabawny a w tej serii pewnie aż się w nim gotuje.

edytka: Indiana wygrała ale końcówka pozamiatała. zabrakło tylko game-winnera...

edit 2: wow! co za noc. drugi mecz, drugi raz duże prowadzenie (23pkt) ale tym razem pościg się udał. Portland dopadło Dallas, Roy zagrał rewelacyjnie trafiając wszystko w końcówce z trójką plus faul włącznie!

Edytowane przez 23kowal
Odnośnik do komentarza

5, 3, 3, 2 - różnice punktowe ciągle są niewielkie. Wczoraj widzieliśmy cztery wspaniałe comebacki, ale tylko jeden zakończony zwycięstwem. Portland przegrywało 44-67, by wygrać 84-82. Warto jednak zauważyć, że ostatnie punkty rzucili w akcji, w której mogli (moim zdaniem - chyba powinni) w ogóle nie dostać piłki. Naprawdę trudno stwierdzić, czy piłkę na aut wybił Tyson Chandler, czy Gerald Wallace.

 

W sumie dobrze, że Indiana wygrała - nie zasłużyli na czapę, grając w każdym meczu praktycznie na tym samym poziomie, co rywal, przegrywając maksymalnie różnicą sześciu punktów. We wczorajszym meczu nauczyli się nie faulować Rose'a. Do tej pory średnio MVP zdobywał 15 pkt. z wolnych, wczoraj - tylko 2 pkt. To była różnica. 4-1 też nie oddaje do końca poziomu rywalizacji, ale zapewne tak się skończy.

 

Dzisiaj na swoim parkiecie będą walczyć o życie Sixers i Knicks. Zwłaszcza w przypadku Knicks chciało by się, żeby jeszcze ta seria potrwała... Ale problemy zdrowotne Amar'e i Billupsa się pogarszają. Szanse na przeżycie ma jeszcze Orlando, bo Howard po ostatniej bijatyce nie został zawieszony. Tylko Jason Richardson i Zaza Pachulia. Nadal jest to osłabienie Magic, które dziś może polecieć do domu przegrywając 1-3, a to nigdy nie jest miłe. Na koniec dnia Hornets powalczą zaś o to samo z Lakers, tyle że na własnym parkiecie.

Odnośnik do komentarza

sędziowie w meczu w Portland oglądali powtórkę więc coś tam musieli zobaczyć skoro zmienili pierwotną decyzję. mi w sumie też się wydawało, że będzie piłka dla Dallas ale to nie tutaj zaprzepaścili szansę na wygraną, że jeszcze raz przypomnę trójkę z faulem Roy'a albo koszmarną stratę Kidd'a zupełnie nie w jego stylu. anyway wynik dobry bo oznacza to więcej emocji.

a w tej chwili 76ers nie wyglądają jak by chcieli odpaść 4-0. po 1 kw. prowadzą 16-28, głównie dzięki szybkim kontrom.

Odnośnik do komentarza

Myślę, że wyniki Sixers nie są tak ważne dla losów D'Antoniego... Sweep w pierwszej rundzie wygląda kiepsko, ale patrząc na postawę - Knicks... w pewnym sensie zaskoczyli pozytywnie. Nawet bez Billupsa i Amar'e byli cholernie blisko zwycięstwa na wyjeździe. Game 3 był zupełnie inny, bardziej taki, jakiego można się spodziewać po słabszym teamie, który dodatkowo ma kontuzjowanych dwóch kluczowych graczy, czyli wyraźna przegrana. Tak czy siak to nadal team tuż po dużych transferach, niepoukładany. W NBA nie zwalnia się trenerów w takim momencie...

Odnośnik do komentarza

to jest NY. klub w którym rządził (i nadal ma sporo do powiedzenia) Isaha Thomas. nie szukałbym tam zbytnio logiki. zresztą sposób w jaki budują tą drużynę to potwierdza.

cofam to o Sweepie, zapomniałem o Denver, które ma jeszcze szansę urwać jakiś mecz.

Edytowane przez 23kowal
Odnośnik do komentarza

Kolejny dzień pod hasłem "whoa". Sixers mieli wielką przewagę nad Heat, później ją stracili. Później na prowadzenie wyszli Heat, ale w końcówce Sixers udało się uratować życie. I dobrze, zasłużyli na jednego wina, choćby za to, co na jedynce wyprawia młodzian Jrue Holiday. Magic też przegrywali kilkunastoma punktami, by odrobić, ale ostatecznie przegrać różnicą trzech. Jest 1-3, czyli niezbyt różowo. Atlanta, na którą nie stawiał nikt, jedną nogą w kolejnej rundzie.

 

A Hornets wygrali jednak kolejny mecz z Lakers. Nie chcę być monotematyczny, ale przecież trudno oglądając te mecze tego nie pomyśleć: CP3 udowadnia, że jest ciągle najlepszym PG w lidze. Nie tylko sępi wolne w końcówkach (z umiarkowaniem), ale i trafia z gry (7-14), zbiera (13), podaje (15). Aha, no i jeszcze jedno: jest najlepszym obrońcą w swoim zespole, a nie najgorszym. Lakers wybitnie sobie z Paulem nie radzą - ani Fisher, ani Kobe, ani (gulp) Andrew Bynum. Mecz był bardzo blisko, zabrakło nieco skuteczniejszego Kobe'ego.

Odnośnik do komentarza

CP3 zaczyna przypominać samego siebie z przed kontuzji AD 08/09 a dla mnie to był wówczas najlepszy gracz tej ligi. gość potrafi zrobić coś z niczego, jak ta asysta do Jacka. Paul pewnie będzie trzymał poziom do końca serii, oby reszta chłopaków dała radę. no i szkoda, że nie ma Westa...

Odnośnik do komentarza

Już dzisiaj kolejny mecz. Jest 2-2, a więc ten moment, w którym Lakers powinni zacząć grać serio. Wszyscy się martwią o zdrowie Kobe'ego, ale z Hornets są w stanie wygrać nawet przy obecnej formie Bryanta. Kostki Kobe'ego i Rose'a mogą, ale nie muszą, jeszcze w jakiś sposób odmienić obraz tych playoffów.

 

Boston faktycznie zaliczył jedynego sweepa w 1. rundzie, co jednak w ostatnich sezonach jest raczej klątwą, niż dobrym znakiem (od kiedy gra się do czterech zwycięstw, nigdy nie zakończyło się to mistrzostwem).

 

Dzisiaj o życie walczą Magic i Indiana, oba zespoły w sytuacji 1-3. Patrząc na różnicę punktów, są to najbardziej wyrównane pary (Indiana w całej serii jest tylko -10 pkt., Orlando -11 pkt.). W przypadku Indiany to na pewno zaskoczenie, a w przypadku Orlando o tyle zaskoczenie, że Orlando miało wygrywać. Czy ktoś z nich już dzisiaj zostanie wysłany na ryby? Tak przewiduję.

 

Ciekawostka z rejonu "reszta Miami": Heat są -44, gdy do wielkiej trójki dołącza duet Bibby/Ilgauskas. A Chalmers/Joel Anthony? +92. Inna indywidualna niespodzianka w kategorii +/- to... Mike Dunleavy (+29 w serii z Chicago).

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...