
Treść opublikowana przez Mendrek
-
Granie po procentach :)
Wszyscy znamy te dawne, osiedlowe legendy o ziomku, który strasznie lamił w Tekkena 3, ale po wypiciu kilku głębszych rozpykiwał wszystkich, w dodatku grając Leiem i stosując tylko styl pijanego mistrza Mając 18 lat, można legalnie ubijać Rathalosy na bani defaultowym sprzętem, próbować splatynować Hotline Miami 2, oraz nadziwić się ej czmu Fallpwut 747 ma takiee sabe o ceny??// Czy dane było Wam grać w tytuły nie będąc pod wpływem alkoholu? A jeśli tak, to w które z nich (o ile pamiętacie) grało się Wam najlepiej (możliwie lepiej niż na trzeźwo?). Czy Wasz skill wzrasta pod wpływem alkoholu w jakiejś grze? Jeśli chodzi o mnie, to od zawsze najlepiej mi się grało w Carmageddony wszelakie, szczególnie w jedynkę na PC i na PSX, bo po prostu nie trzeba się nawet starać by przejeżdżać ludzi, a ubawu po pachy. W FPS-ach staję się mega-agresywny, co może i kiedyś pomagało, ale przy obecnym zalewie drużynowych strzelanek, bardziej szkodzi i wk*rwia współgraczy z drużyny Pomaga to za to przy battle racerach, gdzie takedowny wchodzą często falami niczym w transie. Niestety, legendarne trudne gry typu Nioh czy Monster Hunter, nie stają się dla mnie łatwiejsze, a w bijatykach lamię i bywam dla ludzi mniej miły, ten tego...
-
Hype na grę, którą kupiliście, ale szybko przestaliście grać...
No właśnie. Czasy się zmieniły, bo staliśmy się bogatsi i wybredni. Branża zaś stała wielką machiną marketingową, która wchłania setki tysięcy owiec i przerabia je na fanatyków jeszcze na kilka miesięcy przed premierą gry. Czasami hype jest tak duży, że strach coś złego powiedzieć o grze, ba czasami wręcz ma się wrażenie, że wpadają w tą pułapkę sami krytycy. Hype to potężne tornado i biada temu, który odważy się pójść mu na przekór. Już lepiej zamknąć się w piwnicy i przeczekać. Ok, kupujemy grę. Do ostatnich sekund instalacji ekscytacja buzuje w nas niczym wulkan. Odpalamy grę. Ok, zaczyna się niepozornie. Ale dajmy jej szansę, przecież dostała takie wysokie oceny i ludzie piszą, że jest dobra! No musi być dobra wtedy. Prawda? Tak? Gramy dalej, ale coś tu nie gra, nie trybi. Po godzinie mamy dość i zastanawiamy się, czy aby faktycznie jesteśmy normalni, albo może to z grą coś nie tak? A nie chwila, przecież oceny, ludzie, opinie, forum. Na następny dzień zaczynamy drugą turę. Po tygodniu gry mamy dość i ląduje na kupce pt. : "Do ogrania kiedyś, być może, jak najdzie ochota". A potem wchodzimy znowu na fora i czytamy jak to każdy chcę grę kupić. Dopiero po miesiącu, gdy hype upada, ludzie też niemrawo zaczynają krytykować to i tamto. Ale kto kupił, ten spija teraz to piwo, które hype nawarzył. Znajoma sytuacja? Kurde, jak dla mnie bardzo często. Nawet nie liczę momentów, gdy przehype'owana gra "nie weszła" mi. Pragnąłem w nią grać, zmuszałem się, bo "przecież musi być dobra, GOTG i w ogóle". W końcu jednak odpuszczałem. Było mi głupio. Napaliłem się, kupiłem na premierę, nie chce czuć się wyruchany, więc nie sprzedaję od razu. Bo "kiedyś ogram", wszak nie wypada tak dobrze ocenianej gry nie przejść. Gdy patrzę na półkę, widzę kupkę pudełek. Liczby w cyfrowej bibliotece przestały wzbudzać dumę, a bardziej niespełnienie. A jak tam u Was? Często ulegacie hype i kupujecie grę, w którą potem nie gracie? Jakie gry skusiły was hype'm, a zawiodły gameplay'em? Jeśli chodzi o moje mocne przykłady: RDR 2, Horizon: Zero Dawn, Dishonored 2, Elite: Dangerous. Pewnie by się coś jeszcze znalazło. Aha. JESZCZE WAŻNE JEDNO. Nie twierdzę, że te gry są złe. Po prostu mamy różne gusta, ale czasami hype przesłania nam zdrowy rozsądek, który zadaje pytanie: "Ok, fajnie, ale czy to faktycznie gra dla mnie?"
-
PlayStation Plus vPS4
Onrush kupiłem na premierę i nie żałuję ani złotówki, pomimo że gra słabo się sprzedała (obwiniam marketing i słaby single player) i szybko potaniała, to bawię się do dziś (nawet przed chwilą grałem). Grze należy dać szansę i szybko wbić do multiplayera, gdzie pokazuje pazur. Im dłużej się gra, tym bardziej się grę rozumie - jeździ się taktycznie, nieco drużynowo i wbrew pozorom opłaca się jechać przodem - gra jest po trochu wyścigiem. Do tego świetna muzyka, która jest dynamiczna - zmienia się w zależności od tego co się dzieje w grze (i są to utwory komercyjne). SOMA mam, ale boję się trochę tej gry. Jako szczyl bałem się szalonych maszyn bardziej niż ksenomorfów. Ta gra uderza w moje głęboko skrywane lęki. Niemniej jest niezwykła i ma świetną fabułę. Stein's;Gate jest nietypowe. Przez ponad pół gry wydaje nam się dziwną mieszanką komedii i teenage soap opery. A potem uderza z buta i kopie do końca. Jest też trudna w osiągnięciu "true ending". Bez jakiegoś poradnika, jest to bardzo skomplikowane. Trzeba byłoby być jakimś geniuszem dedukcji by tak pokierować wydarzeniami, by owe zakończenie odkryć. Ale warto przejść i dwa razy Iconclast dodałem do koszyka na wypadek promocji, bo widziałem jak jakiś Azjata grał na Twitchu i mega mi się spodobało. No i Sony chyba zobaczyło, że dodałem i zrobiło mi prezent
-
Cyfrowe zakupy growe!
Już jutro będę mógł przerwać pewną długą, meczącą grę i wskoczyć raz jeszcze do świata Mario 64 killera
-
Jaką grę wybrać?
Możesz też nabyć remaster Resident Evil 5 - najlepsza coopowa gra poprzednej generacji. Do tego LittleBigPlanet 3 daje dużo, bo gracze stworzyli bardzo dużo poziomów (czasami są to niczym "gry w grze"). Jeśli szukasz czegoś "na chwilę" z klimatami arcade, to Wild Guns: Reloaded czyli remaster hitu ze SNES-a, bardzo ładny i w klimatach steampunkowego dzikiego zachodu (można w tej wersji grać w 4, dodali też dwie nowe postacie z nowymi mechanikami). Jeśli lubisz bijatyki chodzone, to Mother Russia Bleeds, albo po prostu klasykami - Capcom Beat'em Up Bundle. Chyba też w Tiny Troopers Joint Ops da się na dwóch, a gra jest w stylu Cannon Foddera. Spróbowałbym też rytmicznego rogue like'a - Crypt of the Necrodancer, solo też jest zresztą świetny. Helldivers w pewnym sensie opiera się o progres społeczności online też, podobnie jak Dead Nation, ale szczytowa popularność tych gier dawno minęła. Jeśli miałbym obecnie coś z top-down shooter'ów polecić, to Nex Machina
- PlayStation Plus vPS4
-
Zakupy growe!
Ale w moim poście też jest RDR 2, więc zminusowałeś RDR 2 i to się liczy A tymczasem na bazarku dorwałem coś na Halloween i coś na jesienną melancholię...
-
Zakupy growe!
No dobra, wczoraj byłem w sklepie i nie będzie żadną niespodzianką co nabyłem.
-
co cię cieszy, a co złości?
No mnie też wnerwia, zwłaszcza wywindowane ceny gier na PSX-a. Gry w jakiś popękanych pudełkach, płyty w stanie "gra działa", co druga "unikat" i j*b cena jak na premierę albo drożej. I kurde, przecież tego było od groma, gdzie te gry? Ludzie powyrzucali na śmietnik czy jak? Ja żałuję trochę, że kilka gier sprzedałem, które teraz mają drogie ceny. Niemniej jako gracz, bardzo cierpię - bo nie wszystkie z PSOne są cyfrowo, a taki Croc 2 czy Nightmare Creatures to cenowo znacznie wygórwane względem ich jakości. Ja rozumiem Einhander czy MGS, ale litości, niektóre gry na "7" mają ceny z kosmosu (bo kolekcjonerskie rzekomo). Zresztą swoją drogą Vita świetnie się nadaje do tych klasyków, teraz jest promocja że MGS za niecałe 13 PLN Wnerwia mnie dobrobyt gier i deficyt czasu. Kiedyś jak miałem wakacje, to potrafiłem spędzać godziny w Morrowind na szukaniu książek i kontemplowaniu kultury Tamriel, dziś nie mam czasu by nadażyć z przechodzeniem gier bez znajdziek. Doszedłem do momentu, w którym pora się chyba pogodzić, tak jak mam z przeczytaniem książek, że pewnie wielu gier nigdy nie przejdę, choćbym chciał. Z perspektywy gracza, który karmiony jest hype z każdej strony, powoduje to pewien dyskomfort...
-
własnie ukonczyłem...
No ja rok temu ograłem RE4, opisałem to chyba nawet w tym temacie. Uznaję ją za gameplay'owo bardzo przyjemną, ale jak kolega parę postów wyżej wspomniał, ta gra jest mocno "cringe". Chyba najbardziej infantylny fabularnie i reżysersko RE z całej serii. Gra w swojej epoce na pewno musiała być topem, bo skoro do dziś gra się tak miodnie, to znaczy że mechanika wyprzedzała swoje czasy. Ten TPP znad ramienia jest na pewno jednym z filarów dzisiejszej branży. Nie jest to dla mnie gra życia, a nawet nie RE życia, bo tym zostanie część piąta. Która jest mocno dopicowanym RE 4, nieco bardziej stonowana w głupotach, z bohaterami niczym z Rambo, no i oczywiście najlepszy coop zeszłej generacji (jak i online, jak i na kanapę)
-
własnie ukonczyłem...
Spiderman (2018) - zdanie "Be Greater", będące maksymą tytułowego bohatera, idealnie oddaje istotę tej gry - od procesu produkcyjnego, kariery Insomniac, przez sam gameplay, fabułę i trochę też gracza. Insomniac być może stworzyli swój magnum opus, wykorzystali bowiem całe swoje doświadczenie i kunszt z poprzednich produkcji, by je dopieścić i uczynić możliwie jeszcze lepszymi. Czy to ciągłe dokładanie po trochu nowości wraz z progresem rozgrywki, czy to genialna animacja Spidey'a, czy humor i punchlinery przebijające to co widzieliśmy w Ratchetach, a także ogrom świata i wypełnienie go masą marvelowskiego fan service'u - że chce się zwiedzać te małe kompendium Spidermana i marvelowskiego Nowego Jorku (ah, ta wieża Avengers ) - i jest tego więcej niż było Gotham w Batmanach od Rocksteady. I chyba to co najważniejsze - oddano ten młodzieżowy, luzacki styl Spidermana. To nie ponury czołg z Arkham Asylum, lecz wyginający się, efekciarski, pełen wigoru i strzelający sucharami równie co swoją siecią młokos, który przy okazji jest geniuszem i samcem beta. Ten drugi aspekt również został uwzględniony, bo oprócz Spidermana, kierujemy też czasami Peterem Parkerem, tocząc swój dość standardowy żywot z typowo życiowymi problemami - jak zalegający czynsz, czy problemy miłosne. Gra wrzuca nas w środek pewnej lini czasowej, więc oszczędzono nam widoku umierającego wujka i przemiany w bohatera, ale i tak spotkamy plejadę wielu postaci. Spiderman wraz wykonywanymi czynnościami staje się "greater" i to czuć. Walki z początku nieco wymagające, stają się łatwiejsze i zaczynają przypominać swawolną zabawę - taki dopakowany pajęczak bywa w trzech miejscach na raz, kopiąc, owijając, wybijając i naparzając różnorakimi gadżetami których nie powstydził się Tony Stark (zresztą w grze jest do zdobycia jego zbroja dla Spidermana z Homecoming). Generalnie micha cieszy się mocno. Fabularnie na wysokim, komiksowym poziomie, a trzeci akt to istne WOW, mega uderzenie w gębę. No i główny motyw muzyczny jest wybitnie marvelowy i pasuje do stawki jak ulał. Na plus możliwość zmiany kostiumu bez zmieniania mocy kostiumu - można sobie dowolnie szafować, niezależnie od stroju. Z wad? Trochę subquesty bez szału, a także dużo popierdółkowatych aktywności, które już potem potrafią znużyć, jeśli nie robione przy okazji. Poza tym to dość klasyczny hero-sandbox, tylko że taki w zasadzie miał być. Bo to najepszy Spiderman jaki wyszedł w historii gier, a do tego naprawdę zacna gra. Brawo Insomniac, stalście się lepsi
-
Noob kupuje telewizor bądź monitor pod PS5/XSX
Potrzebuję monitora do ps4 do 1100 pln i upatrzyłem sobie coś takiego. Będzie dobry? https://www.mediaexpert.pl/monitory-led/monitor-msi-optix-mag241c,id-1186222?gclid=EAIaIQobChMI2uL3gNXx3QIViuJ3Ch024Q6BEAQYASABEgJf6vD_BwE https://www.displayninja.com/msi-optix-mag241c-review/
-
własnie ukonczyłem...
Prey (2017) - mogę na początku przyznać, że Prey jest i będzie dla mnie jedną z najlepszych gier tej generacji. I choć gameplay'owo nie jest w żaden sposób odkrywcza, tak w niesamowity sposób korzysta z osiągnięć innych, łącząc to w wiele warstw i nie powodując uczucia że cokolwiek z tych rzeczy jest wepchane na siłę. Tak jakbyś jadł perfekcyjnie przyrządone danie z najprostrzych składników. I to bardzo dorodnych i smacznych w dodatku. Zaczyna się niepozornie, trochę w stylu Half-Life i nawet kluczem walczymy z pająkami-obcymi, a nasz bohater wysławia się niczym Gordon Freeman. Potem płynnie przechodzi w zabawę sprzętem i mocami, niczym w Bioshocku, mamy tu zbieractwo, przetwarzanie i tworzenie przedmiotów. A potem gra dokłada jeszcze naprawdę mocne rozkminy moralne, które są de facto cichym bohaterem tej gry - każdy taki wybór mniejszy lub większy będzie miał znaczenie do samego końca. Zresztą już na samym początku gry dostajemy masywnego plot-twista niczym plaskacz w pysk, a potem zaczynamy się zastanawiać co z tym zrobimy I to uczucie będzie towarzyszło nam przez całą grę, zadając nam klina co do naszych działań i dalszych wyborów. A te się pogłębią, dojdą kolejne plot twisty, a nawet epilog nie da nam spokoju od tego. Istny roller coaster dla emocji i własnej moralności. Gra ma dużo subquestów, sporo lore i mrocznych sekretów stacji Talos 1. Na plus sekwencje z mikrograwitacją i próźnią poza stacją. Na osobną wzmiankę na koniec zasługuje muzyka - melancholijna nieco, elektryczna nuta, potęguje uczucie osamotnienia i dramatu, a jednocześnie odruchów ludzkich. A gdy poznamy epilog, to w ogóle ten utwór nabiera zupełnie innego sensu. Spoiler z końca:
-
Wiedźmin - NETFLIX
Piękny jest ten prawacki sh*tstorm, bawię się do rozpuku, jak podnoszony jest argument o dyskryminacji białej rasy, o promowaniu lewactwa, o upadku cywilizacji. Tymczasem: 1. Netflix to wytwórnia, więc pierwsze na co zwraca uwagę - to kasa. Pewnie decydenci biją się z myślami, kogo olanie bardziej się opłaci - innych niż biała grup etnicznych, czy fanatycznych wielbicieli uniwersum. Zasadniczo kontrast koloru skóry w dość ryzykownej produkcji jest zrozumiały - obejrzy go więcej ludzi o innym kolorze skóry niż biały, o ile wśród bohaterów będzie ktoś z kim mogą się lepiej utożsamiać (nie wierzycie? To ile filmów/seriali z samymi czarnymi obejrzeliście w życiu?). Wyobraźcie sobie, jakby wszyscy w Wiedźminie byli czarni. Tak właśnie czułby się przeciętny czarnoskóry, który nie jest szczególnym maniakiem serii. A serial o tym budżecie to nie jest fan-service. Nie jest też dziełem historycznym. 2. Sapkowski nie ma nic przeciwko, a jest nawet za. Jak wiadomo jest lewakiem, stąd jest jego pełne przyzwolenie. Poniekąd saga jest trochę o dyskryminacji mniejszości, tyle że zamiast czarnych są elfy, itp. https://kotaku.com/netflix-witcher-writer-tries-to-smooth-unfounded-racial-1825960625 3. Netflix jest prywatną korporacją o lewicowych poglądach, jak się nie podoba, można nie oglądać - na tym powinna skończyć się w ogółe ta dyskusja
-
NETFLIX
Mi się PD Police bardzo podoba, w sensie wiem czego się spodziewać - kloacznej sieki pełnej absurdu o głębi kałuży z porannej mrzawki. Jak się ma odpowiednie podejście i zamiłowanie do brzydkich żartów, to takie coś jest niezwyke odprężające. Dla mnie dobry appertif przed zbliżającym się nowym sezonie poważno-komediowego Bojacka
-
Spider-Man
Chyba tych wcześniejszych, ale nie widziałem Homecoming. Ale to stylistyka, bo generalnie gra ma swój styl, widać pewną komiksową umowność. Bardzo mi się to kojarzy z Batmanem, tyle że jest barwny (ale nie pstrokaty czy neonowy). Co do polskiego dubbingu - to największa porażką uważam, że nie dali tu aktorów z pierwszych kreskówek. Ja bym wtedy mógł to jakoś znieść, bo nostalgia i te sprawy. A tak jest średnio. Parker brzmi ok, ale taki Fisk to dla mnie tragedia...
-
Spider-Man
Kurde, nowy Spiderman jest tym heroic sandboxem, na który czekało się od czasów Spidermana z PSX-a od Neversoftu. Właściwie to już wtedy, gdy bujało się w ograniczony sposób na pajęczynie, pewnie wielu zastanawiało się czy kiedyś powstanie taki prawdziwy wirtualny świat, gdzie Spidey będzie mógł niczym w kreskówce czy filmie przemierzać miasto ponad ulicami. I ten moment właśnie nastał - to jest piękne Grze chyba bliżej do filmu, miasto jest kolorowe i nowoczesne. Walka - wow, wymagająca nawet. Tutaj trzeba reagować szybko i dynamicznie, łatwo wpaść w chaos. Ten marker zagrożenia trochę mało widoczny, pomimo faktu że jest zgodny z komiksem. Jestem podjarany ogromem frajdy jaką zaoferuje mi ten tytuł. Takie trochę z Batmana, trochę z Infamousa - a wszystko polane marvelowskim sznytem efektowności i czaderskości. Spiderman jest taki jaki miał być i chyba lepszego prędko nie dostaniemy
-
Zakupy growe!
Patrzta co mi w PS Plus wpadło, nie wierzę
-
Niegranie w gry
Po części się chciałbym zgodzić, ale moim zdaniem to nie chodzi o filmowe AAA, a o AAA w ogóle. Zauważyłem pewną tendencję. Czasy zmieniły się, a branża rozrosła. Z wartkiego wodotrysku zrobił się ogromny gejzer. To oznacza więcej większych gier o większych budżetach. W tej sytuacji rodzą się dwie klęski dobrobytu: - trudniej nas czymś zaskoczyć - "syndrom pirata" Pierwsze wynika po części też z polityki wydawców, którzy wymuszają umieszczanie pewnych elementów w procesie produkcyjnym, by gra dopasowywała do trendów (lub przynajmniej nie odstawała), a poza tym no siłą rzeczy pomysł raz użyty został użyty i drugi raz to "odgrzany kotlet". Drugie wynika z łatwości dostępu do tytułów. Wszelkie humble bundle, season sale i dziesiątki gier w abonamentach, to tak naprawdę zbawienie i zmora jednocześnie. Kiedyś gier nie kupowało się hurtem. Kupno gry było w pewnym sensie ceremoniałem, dla niektórych do tego stopnia, że gdy akurat nie trafiała w pełni w nasze gusta, to przesuwaliśmy granicę tolerancji, bo głupio było nie grać w coś co już się kupiło. Tym bardziej fizyczność nośników dodawała dużo do tego poczucia własności nabytej, funkcjonowały wypożyczalnie i rynek wtórny, sami też lubiliśmy pożyczać sobie tytuły nawzajem. Dziś jak coś nam nie pasi, to się odinstalowywuje. Coś, co kiedyś było nazywane "syndromem pirata". Mając dziesiątki gier, taki pirat strasznie zawyżał sobie próg wejścia. Szafował grami jakby to były pomidory w warzywniaku. Dziś nie trzeba być piratem by mieć ten problem. Na sobie wiem, że kupuje się gry w promocji by potem nigdy ich nie odpalić. To jest patologia, z przykrościa to przyznaję, bo przecież gra to w pewnym sensie dzieło bardzo złożone, czasami to lata pracy setek ludzi. IMO gry bardzo straciły na wartości. Zresztą widać to w innej patologii - ocenowej. Jesteśmy już jak zblazowane pudle, dla których gra na 7, czyli BARDZO DOBRA, to w zasadzie tyle co średniak niewarty zakupu, ewentualnie do odpalenia z ciekawości gdy już wyląduje w jakimś abonamencie. Dobra, ale co w temacie niegrania w gry? Co zrobić? Jak żyć?! Znalazłem pewien sposób. Otóż w tym zalewie AAA w których "widzieliśmy już wszystko", czasami rodzą się gry, które mają jakiś "magnes", który sprawia że gra nam się przyjemnie, bo po prostu mechanika gry świetnie dograła się z całą resztą. Te gry oprócz tego że są świetne, przywracają nam chęci do grania. Te wyjście z marazmu jest kluczowe. Taką grą jest moim zdaniem np. nowy Prey. Nie jest to gra wybitna, lecz posiadająca mnóstwo takich sprawdzonych i świetnie wpasowanych przyjemnych elementów, które powinny przypaść do gustu każdemu. Od zbieractwa i grindu, wyboru ścieżek i sposobu przechodzenia, intrygi fabularnej, po quasi-metroidvaniowości w przechodzeniu gdzieś po odblokowaniu jakiejś umiejętności. Ta gra ma coś co wyzwala w nas chęć do grania w nią i grania w ogóle. Myślę że takich gier jest trochę i cały sęk by odnaleźć te uniwersalne "wyzwalacze chęci do grania". Macie jakieś pomysły?
-
Niepopularne opinie
Saints Row > GTA. Dla mnie GTA skończyło się na Vice City Stories, które jest lepsze od San Andreas i Vice City. Saints Row od czasu części drugiej, utożsamiam z ideą city sandboxa. I nie przeszkadza mi to, że SR skręciło w stronę totalnej parodii (główny wątek w dwójce miał dużo okrutnych momentów w których nie było do śmiechu). Dla mnie city sandbox powinien tętnić aktywnościami. SR wyróżnia się naprawdę odjechanymi mini-gierkami, które potrafią skutecznie zrelaksować od głównych misji. SR dba o to, by nie utrudniać graczowi pobocznych aktywności - wszystko jest pod ręką, lub w miły sposób pozwalające się do nich dobrać. SR ma świetnie wypełnioną przestrzeń, brak większych pustek, które najbardziej dokuczały mi w GTA V (jadę, jest coś fajnego, podjeżdżam a to makieta i nawet znajdziek nie było wokół). Jest też dużo smaczków, których nie trzeba szukać godzinami, albo szperać po necie. Poza tym SR jest pewną ciągłą historią, dzięki czemu zżywamy się z tymi bohaterami, a przy okazji są niekiedy fajne "running gagi" (typu: "Shaundi is a whore"). Czwórka wprowadziła kozackie superhero niczym w Prototype (ci sami twórcy wszak). Zresztą ja lubię gdy gameplay ma jakieś elementy powtarzalne, które są po prostu fajne i chce się je robić - np. w Just Cause są to eksplozje (małe i większe). A w SR IV te fajne akcje są dodatkowo nagradzane. O ile w GTA V bardzo się wynudziłem poza misjami głównymi, tak w SR IV nie nudziłem się nigdy. I choć widać że to starcie nierówne budżetowo, tak osobiście bardzo doceniam to co zrobili Volition i jak wiele pracy w to włożyli
-
PSX Extreme 253
W recenzji Yakuzy Kiwami 2, Mazzi strasznie pochrzanił chronologię Na początku pisze, że gra umożliwia zapoznanie się z fabułą pierwszej części, ale też oferuje nowe wątki fabularne. Tyle, że Yakuza Kiwami 2 to remake Yakuzy 2. Potem jeszcze nieco spoileruje konkluzję głównego wątku Goro Majimy z Yakuzy 0 (będącej prequelem), pisząc że miał miejsce w pierwszej części Kiwami (która była remake'iem części pierwszej ) i nie oferowała możliwością grania Goro w ogóle). Co ciekawe, w dalszej części recki odwołuje się do części prawidłowo. Oj, chyba o jedno sake za dużo tym razem Ps. I tak nawiasem, Yakuza akurat to nie jest IMO gra, w którą można wskoczyć w dowolnym momencie, raczej znajomość poprzednich części mocno wpływa na odbiór wątków fabularnych (np. Yakuza 4 ma mocne odwołanie do wydarzeń z jedynki, które dosyć wyjaśnia)
-
Noob kupuje telewizor bądź monitor pod PS5/XSX
Odwieczne pytanie - która matryca najlepsza do grania na konsoli (zwłaszcza online) - TN, IPS, czy VA? Czy te mityczne 1ms w TN (kosztem jakości obrazu) to chwyt marketingowy, czy jednak gra warta świeczki? A może pośrednie VA?
-
Cyberpunk 2077
To co mi się - staremu weteranowi cybera podoba, to oddanie istoty walki przy reflex booście. Generalnie takie przyspieszacze i inne wyzwalacze były chyba najpopularniejszymi cyberwszczepami (k*rwa, kto na to mówi implanty, jak jakieś impotenty ) w niemalże każdej sesji. I tak też grając w papierowe sesje wyobrażaliśmy sobie te akcje - to ktoś szybko przebiegł do nowej osłony, to ktoś zza blatu ostrzelał naraz trzech i zdążył się schować, ktoś inny używał smartlinka, etc. Brawo dla CDP że nie zrobili własnej wizji, tylko musieli ludzi obeznanych w oryginalnych kampaniach dokoptować do zespołu. Do tego miasto faktycznie wygląda na zaludnione. I jest dobry podział na brudne podziemie i pstrokaty casual life. Mam tylko nadzieję, że faktycznie będziemy mogli mieć kilka ścieżek kariery, bo tym się zasadniczo cyberek wyróżniał - mogłeś być solo, ale też fikserem, krawężnikiem, czy korposem. Ja tam zawsze "chroniłem i służyłem", więc mam nadzieję że gra pozwoli mi zasilić szeregi NCPD. No i retrowave w samochodzie Tak czy owak jestem mocno zaintrygowany, choć na razie wygląda bardzo "na grę osadzoną w Cyberpunku" niż "growy Cyberpunk". Może to i tak dobrze. Przy takiej skali to i tak będzie sztos
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Batman vs. Superman - ja nie rozumiem, czemu włodarze marki DC Comics usilnie próbują zrobić coś innego, niż jarmarczne filmy Marvela. To jest tak nieporadne, że gęba się krzywi. Widać duży budżet i jakieś takie miotanie się między komiksową sztampą, a pseudo-poważnym klimatem? Film strasznie smętny i niby ponury, ale jakoś tak wyrywkowo dynamiczny, trochę też chaotyczny. Wszystko niby zmierza do epickiej walki z tytułu, która trwa krótko i jest nieco przewidywalna. Co gorsza, film niczym we wreslingowej operze mydlanej tworzy atmosferę poważnego feudu, ale ostatecznie motywy jednego i drugiego to śmiech na sali. Brakuje temu filmowi powera i jedynie cameo kilku postaci, osadzenie tego w jakimś tam spójnym uniwersum i linii czasowej jest tu na plus. Reszta mogłaby nie istnieć, a tak bezpłciowego Lexa Luthora nie widziałem dawno. Po tym filmie chciałem obejrzeć Suicide Squad, ale po 15 minutach stwierdziłem że będzie gorzej niż tu. To chyba przejdę od razu do Wonder Woman. Ech, serio - ja wiem, że DC Comics chce być trochę takie mroczniejsze niż kolorowe gatki z Marvela, ale nie można jednocześnie tego naśladować i robić mroczną atmosferę do tego. Albo to, albo tamto...
-
Najlepsze gry i aplikacje na Androida
Florence - jak można ująć w skrócie to małe arcydzieło? Interaktywne La La Land. Piękne, wzruszające i szczere. To nie jest właściwie "gra". To interaktywna historia z prostymi czynnościami (typu układanka), okraszona piękną muzyką i ładnymi rysunkami (o raczej prostej kresce bez efekciarskiego cg). Jednocześnie same czynności są często metaforą tego, co odczuwają bohaterowie tej historii, co mnie osobiście poruszyło. Scenariusz jest absolutnie liniowy, gra nie posiada moralnych wyborów, jest jedynie opowieścią podzieloną na rozdziały. Florence (tak ma na imię główna bohaterka) jest historią o miłości umiejscowionej gdzieś między szarą rzeczywistością, a światem własnych pragnień. I pokazuje to naprawdę świetnie. Obecnie kosztuje 10 PLN. Przemierzenie tej historii to jakieś 30 minut. Ktoś może pomyśleć, że zdzierstwo, ale to jest tak jak z wizytą w muzeum - płacimy za bilet, oglądamy sztukę, wychodzimy. Ta gra to taka sztuka. Czy warto więc dać za bilet te 10 PLN? Moim zdaniem tak