Treść opublikowana przez Kmiot
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Mam kody z nowego CD-Action na miesięczny Gamepass (działa jedynie na kontach bez aktywnej subskrypcji) i Watch Dogs (PC, Uplay). Ktoś chętny?
-
Primera Division
Jaka parodia xd
-
Primera Division
Je'bać wynik, bo zadymy między piłkarzami lepsze. Jak za dawnych lat u nas na podwórkowym boisku.
-
PSX Extreme 249
Ale Panowie, nie straszcie tak więcej, bo przez chwilę myślałem, że StarCraft naprawdę zadebiutował 30 lat temu i poczułem się wyjątkowo stary.
-
Wrzuć screena
Ruiner jest w porządku, z tym, że sama rozgrywka nie hipnotyzuje już tak, jak w HM. HM wprowadzał gracza w swoisty trans, Ruiner trochę rozbudował system rozgrywki, dał więcej możliwości zabawy ze zdolnościami przez co spowolnił gameplay. HM to chwilami czysty mord, Ruiner próbuje nadać temu odrobinę finezji, dostosowania gry do swojego stylu, ale znalezienie go może zabrać trochę czasu. Takie moje wrażenia po dwóch misjach. No i według mnie broń biała jest za słaba, powinna nokautować po jednym ciosie, wtedy byłby sens jej używania. Póki co tego nie robi, może dalej będzie coś mocniejszego.
-
Europa League
Jakby co, to na Eurosporcie już druga połowa Atletico - Arsenal. Niezły orient.
-
Wrzuć screena
Przepraszam za niewyraźne zdjęcie, ale nadal trzęsę się z podniecenia podczas rozdziewiczania mojego Słicza, poza tym mam kiepski telefon, bo zamiast kupić nowy wolałem Słicza. Na obrazku oczywiście Celeste, gra wręcz stworzona dla tej konsoli, gdyby nie fakt, że brakuje jej dobrego krzyżaka. Poza tym wiadomo, 20/20 truskawek w pierwszym świecie.
-
PSX Extreme 249
Ja podejrzewam, że z tym update to jest jakiś test, aby sprawdzić jak zareagują czytelnicy. @Perez, pisz prawdę.
-
Zakupy growe!
A w zieleniaku dostałem za darmo. Szach mat. Nie no, bekę cisnę, bo zawsze mnie to bawiło i wyczuwam zażenowanie u kasjerki, gdy mówi "muszę panu do tej kwoty 2 zł doliczyć". Wtedy ja miłosiernie kiwam głową ze słowami "no trudno, cóż począć".
-
PSX Extreme 249
No tak, niby tak, ale przecież gra jak wychodziła na XOne nie była chyba opisywana jako beta? Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale ona uchodziła za pełnoprawną wersję (były nawet pudełkowe wersje), więc tym bardziej nie widzę usprawiedliwienia dla dawania jej beta werdyktu i czekania nie wiadomo ile na oficjalną ocenę. Bo teraz nie wiadomo ile czekać. To już, czy jeszcze parę miesięcy? A co jeśli zaczniemy czekać z ocenami, aż wszystkie gry zostaną załatane? Te odstępstwa od normy działają trochę wybiórczo i może warto byłoby to uporządkować. Ocena na podstawie tego, jak gra działa i jaką ma zawartość na premierę, a potem ewentualny update, ale bez silenia się na ponowną ocenę? Nie wiem, głośno myślę.
-
PSX Extreme 249
Ale Panowie, nie idźcie tą drogą z updateami recenzji. To aż razi niekonsekwencją, bo dlaczego taki Battlefront się doczekał aktualizacji oceny, a, przykładowo Driveclub i No Mans Sky nie? Przytaczam takie, a nie inne przykłady, bo o ile się orientuję, te dwie gry w kilka miesięcy/rok po swojej premierze to zupełnie inne tytuły z dodaną masą zawartości. Albo PUBG, który domyślam się, że został już połatany i ocena 5/10 przestaje być adekwatna? Albo Destiny 2, któremu (jak sam Rozbo przyznał) wystarczyło zawartości na zaledwie miesiąc, a miało na lata? Ja rozumiem potrzebę poinformowania o tym graczy, ale dział recenzji nie jest według mnie na to najlepszym miejscem. Ocena jest jedna i wyrok powinien zapadać w czasie premiery. Rośnie tutaj potrzeba oddzielnej rubryki/dwóch stron z tego rodzaju updateami do najpopularniejszych gier, ale nie wsadzajcie kija w mrowisko wystawiając im nową ocenę, bo tym samym stawiacie pod znakiem zapytania sens wystawiania ocen na premierę.
-
Zakupy growe!
Jestem spontanicznym człowiekiem, więc kiedy wstałem rano, to powiedziałem do mamy: Mamo, daj mi na konsolę do gier wideo. Matka trochę kręciła nosem, ale w końcu dała, jednak nie tak do końca za darmo, bo musiałem przy okazji zrobić jej zakupy w zieleniaku, jak również obiecać, że w końcu poszukam sobie pracy. Twarda z niej negocjatorka, więc z bólem serca przyjąłem warunki i o ile z tym drugim mogę grać na czas, to zieleniak trzeba było w drodze powrotnej zaliczyć. Ech, zawsze pod górkę. Na koniec się trochę zdenerwowałem, bo robi człowiek w takim Saturnie zakupy na prawie 2 tysiące złotych i nawet reklamówki za darmo na to nie dadzą. Musiałem dopłacić 2 zł z własnej kieszeni. Ech.
-
Champions League
@szczudel Wszystko w porządku, je'bać aktorzenie i przewracanie się przy każdym najlżejszym kontakcie, by wymusić wolnego/karnego. Ale nie pisz, że to wyłącznie patologia Champions League, bo to ułomność całej dyscypliny. Piszesz, że przypomniałeś sobie dlaczego nie oglądasz LM, więc się zapytam: w takim razie co oglądasz? Bo o ile się orientuję takie przykre obrazki, niezbędne nosze, minuta potrzebna na opuszczenie boiska podczas zmiany (o ile zawodnik w ogóle zauważy, że wywołują go do zmiany, bo często dziwnym trafem znajduje się w przeciwnym narożniku boiska i wielce zdziwiony "ja? ja do zmiany?! ojej, już IDĘ") to przypadłość meczów na każdym szczeblu. Mnie najbardziej w tej dyscyplinie irytuje naskakiwanie na sędziego, ciągłe dyskusje, darcie mu się w ryj, nawet rękoczyny. To należałoby ukrócić. Chyba w żadnym innym sporcie sędziowie nie są takimi piz'dami. Bo nawet gdyby sędzia zechciał wyjaśnić drużynie dlaczego podjął taką decyzję, to nie ma takiej możliwości, gdy wianuszek idiotów go otacza i wyzywa od "puta madre" czy "verfluchte schweine". Jest kapitan? Zapraszam, wyjaśnię, ale dyskutujmy jak dżentelmeni. Jeżeli się nie mylę, to w rugby tak jest i spisuje się dobrze.
-
Hit, którego fenomenu nie pojmujecie
Ta, to wszystko wina grzybiarza. On zaczął.
-
Video shows o grach
Fajny ten jego kanał. Nie trafiłem na niego wcześniej. Póki co obejrzałem materiał dotyczący Furi i jest bardzo dobrze. Będzie oglądane do kotleta. Swoją drogą polecam Furi, jeśli jakimś cudem ktoś w to jeszcze nie grał. Kosmicznie miodna walka i jeden z najlepszych soundtracków jakie słyszałem w grach.
-
Hit, którego fenomenu nie pojmujecie
Order miał fajne uzbrojenie i strzelanie, ale zbyt stacjonarne. Dwie, trzy osłony, między którymi wystarczyło się przełączać i ładować w przeciwników. Nie przypominam sobie tam bardziej otwartych terenów zmuszających do wzmożonej mobilności. Mimo wszystko strzelało się fajnie, grało/oglądało znośnie, ale do dzisiaj bawi mnie pewność twórców, że będą mieli okazję sklepać kontynuację, więc zrobili chyba najbardziej otwarte zakończenie w historii gier wideo xd A potem poszli klepać multipayerową popier'dółkę z toczącymi się stworami, czy coś xddd
-
własnie ukonczyłem...
A ja ostatnio urządziłem sobie pożegnanie z WiiU i zaliczyłem ostatnią grę z mojej listy. Legend of Zelda: Twilight Princess HD - czyli o indyku z cyckami i listonoszu w samej bieliźnie. Backstory: niepotrzebne. Uwielbiam tę serię, którą przez wiele generacji zaniedbywałem. Teraz stale nadrabiam zaległości. Przyznam, że początek gry nie napawał mnie optymizmem. Czułem, że gra jest jakaś toporna w prowadzeniu. Olałem tę drobną niedogodność, bo jestem wyrozumiałym graczem, poza tym zdawałem sobie sprawę, że jedną z macierzystych platform TP był GameCube, więc ciszej nad tą trumną. Ta mechanika gry, poruszania, walki nie przeszkadzała mi wcześniej w Okarynie, ani w Masce Majory (obie zaliczałem po raz pierwszy w odświeżonych wersjach 3DS), ale tutaj poczułem najwyraźniej zmęczenie przestarzałego materiału. Trochę się nawet zmuszałem do gry, ale to nadal była Zelda, więc nie zamierzałem odpuszczać. Wtedy twórcy dorzucili Linkowi powłokę wilka i... poczułem się jeszcze gorzej w tej grze. Kurde nie wiem, nie siadły mi te wilcze fragmenty, męczyły a nawet irytowały, czekałem jedynie aż się skończą i to odczucie się nie zmieniło aż do creditsów (szczęśliwie później wilk schodzi na drugi plan). Swoją drogą ciekawy przypadek, że w 2006 roku ukazuje się Zelda z powłoką wilka i jednocześnie na świat przychodzi zelda-wanna-be Okami. Przypadek? Tak sądzę. Dopiero gdzieś w okolicy trzeciego dungeonu zaczęło się coś zazębiać i odnajdywałem wiele przyjemności w przemierzaniu tych fragmentów. Dungeony wiadomo, że dość liniowe, żaden weteran nie ma prawa się w nich zaciąć na dłużej, bo ani zagadki nie należą do zbyt wyszukanych, ani bossowie większego wyzwania nie stawiają. Jednak twórcy kilka fajnych i pomysłowych patentów w grze zawarli (kula burząca FTW), więc uznaję to za pocieszenie. Jedynie bonusowe skrzynie z fragmentami serc są odrobinę zmyślniej ukryte, więc polecam ich odnajdywanie. Żal jedynie, że ostatnie dwa dungeony mnie rozczarowały. Nie potrafię powiedzieć czego w nich zabrakło, ale czegoś na pewno. 40 godzin przygody w dość mrocznym klimacie (choć Majora była według mnie cięższa w tym aspekcie) i nawet jeśli było mi przyjemnie, to jednak odczuwam drobne rozczarowanie. Wtedy, w 2006 roku ta gra pewnie robiła znacznie lepsze wrażenie, ale dodanie lepszych tekstur to tylko pudrowanie mającego ponad dekadę gameplayu. Milczeniem pominę też fakt, że gra potrafi koncertowo gubić klatki, a uwierzcie mi, jestem jednym z ostatnich, którym w grach przeszkadzają sporadyczne dropy. Tutaj chwilami był dramat, więc nie wiem co tak słabo. Koniec końców dotarłem do końca i odczułem nawet coś w rodzaju ulgi. Nie miałem ani motywacji, ani zapału szperać po świecie w poszukiwaniu bonusów, ulepszeń i... pieczątek (na chu'j mi one?). I bez upgrade'ów ta gra jest zbyt łatwa. Przez całą grę złowiłem tylko jedną rybę (bo wymagał tego główny quest), z rupiami nie miałem co robić, więc rozdawałem je na lewo i prawo, jazda konna ssie po same kule i wolałem wszędzie biegać na piechotę lub pod postacią wilka (szybko śmiga). A, i coś nie tak jest z ryjem Linka. Jakiś upośledzony z paraliżem mimicznym i zbyt często przyklejonym głupim uśmiechem mówiącym coś w rodzaju "ty już wiesz co zrobię w nocy tobie i twojemu odbytowi". Nie chcę być źle zrozumiany. Twilight Princess jako gra jest świetna, szczególnie biorąc pod uwagę jej rocznik. Ale w obrębie serii odrobinę słabuje i źle znosi swoje lata - recykling wielu pomysłów, które gdzieś już wcześniej wszyscy widzieli, plus kilka swoich własnych. Wind Waker jest starszy a zniósł to godniej, ba, nie postarzał się wcale. No i chyba jednak należę do drużyny "Zeldy 2D > Zeldy 3D". Ok, WiiU pożegnane [*]. Słiczu, nadchodzę.
-
własnie ukonczyłem...
Nier (PS3), czyli muszę odnaleźć lekarstwo dla śmiertelnie chorej córki, ale najpierw złowię dziesięć sardynek i zasadzę pomidorki w ogródku. Backstory: Kilka razy wpisywany na listę TO DO i kilka razy z niej skreślany. W końcu wyszła Automata, a magia hajpu zrobiła swoje i uznałem, że chcę najpierw zaliczyć prequel, nim zacznę się ślinić do pośladków 2B. A Nier błądził po mojej liście backlogu z wiadomych przyczyn - mieszane opinie graczy raz do gierki zachęcały, innym razem wytykały jej największe wady, a te nie należą do takich, na które łatwo przymknąć łaskawe oko i uznać je za nieistotne detale. Ułomności tej gry są trudne do wybaczenia. Jej wykonanie techniczne to w zasadzie kwestia gustu, ale obiektywnie patrząc Nier przypomina tytuły z przełomu PSX/PS2. Lokacje cztery na krzyż (dosłownie), raczej puste, choć trzeba przyznać, że dość klimatyczne. Wszystko uproszczone: niby RPG, ale warstwa rozwoju postaci/broni mocno ograniczona; niby akcja i walka, ale system walki to dwa przyciski, trzy ciosy, jeden kombos i upośledzona kamera próbująca to śledzić; czarów kilka, ale i tak używa się raptem dwóch, trzech na zmianę. Prosta gra pozbawiona rozpraszaczy (poza sidequestami, nad którymi poznęcam się później). Wszystko proste. Nawet geometria lokacji prosta, a NPC pojawiają się na widoku z takim popupem, że można się przestraszyć jak w niczego sobie horrorze przy okazji taniego jump scare, ale chu'j tam, nie bądźmy wybredni, przynajmniej feeling sprzed kilku generacji jest i można to nawet uznać w jakiś pokręcony sposób za zaletę. Fabularnie też jest w porządku. Umówmy się, że nie jest to jakiś łamacz szczęk, ale można odnotować kilka przyjemnych chwytów narracyjnych, a i bohaterom (oraz relacjom między nimi zachodzącym) raczej niczego nie brakuje. Kogo tutaj nie ma! Są seksowne rudowłose bliźniaczki. Jest nie dość że latająca, to posługująca się magią i sarkazmem księga. Jest Emil, którego nawet trudno opisać, ale jego historia potrafi rozczulić i poruszyć. Kaine jest świetna, wiadomo, a jej przekomarzanki z Weissem to najlepsze dialogi w grze, miód dla uszu. Walki z bossami schematyczne, ale twórcy mieli kilka całkiem spektakularnych pomysłów na ich przeprowadzenie. I tylko ten główny bohater... Wydaje się niezbyt lotny, taki typowy mięśniak, który szlachtuje wrogów bez chwili namysłu, a jak już otwiera gębę by coś powiedzieć, to wypadają z niej suche kwestie bez charakteru. "Muszę zabić wszystkie cienie, a potem muszę uratować horom curke, hyaaa!" Jeśli Niera zakwalifikować do gatunku RPG, to długość wątku głównego nie stanowi żadnej rewelacji. Na spokojnych ruchach można fabułę zamknąć w 15-20 godzinach. Standardowo aby gracza przytrzymać przy tytule dłużej twórcy zaimplementowali liczne sidequesty i te obrosły już swoistą legendą. No kur'wa, tak wielkiej wanny potężnego backtrackingu to już dawno nie uświadczyłem. Weszłaby do niej nawet twoja matka, tak przepastna to balia. A ja choruję na tą nieuleczalną przypadłość, że lubię takie rzeczy zaliczać, muszę je zaliczać na 100%, by uspokoić swoje sumienie gracza. I biegam jak pier'dolnięty z jednego kąta mapy na drugi, a potem z powrotem. I szlachtuję te dziesiątki kozłów licząc, że wydropią skórę zamiast mięsa, bo potrzebuję dziesięciu sztuk, aby zadowolić jakiegoś ziomka bez imienia. Fast travel? Zapomnij, a nawet jeśli pojawia się jakaś jego namiastka, to niewiele sytuację poprawia. Teraz stękam i narzekam, ale odnajdywałem w tym jakąś masochistyczną przyjemność, a kiedy licznik questów wskazał magiczne 100% to trochę mi nawet dygnął penis, przyznaję. W ogóle gra robi bardzo dużo, by wkur'wić i wyprowadzić z równowagi gracza. Fetchquesty bywają mozolne, ale przynajmniej próbują przy tym mieć jakieś tło fabularne, a niektóre wątki są nawet całkiem niezłe, dwuznaczne i pozwalające na wybór moralny (bez żadnego wpływu na fabułę, ale zawsze to coś). Inna kwestia to farmienie składników do upgrade'u broni (którego swoją drogą dokonujemy u 13-letniego kowala, no ale to japońska gra, więc meh). To prawdziwie masochistyczny test cierpliwości, którego przebiegu nawet nie potrafię oddać słowami. Jeśli już zdecydujesz się na wymaksowanie wszystkich broni to trzaśnij coś na uspokojenie, a na drugim ekranie włącz sobie jakiś mecz, albo porno, aby odrobinę złagodzić wrażenie, że marnujesz cenne godziny życia na taką bzdurę. Ktoś mądry mógłby zapytać: w takim razie po co to robić i byłoby to trafne pytanie. Odpowiadam: bo jestem poje'bany w w pewnym momencie ambitnie/nierozsądnie (niepotrzebne skreślić) postanowiłem sobie, że z gry wycisnę platynę i nie dam się sprowokować twórcom. A ci stanowczo próbowali mnie wyprowadzić z równowagi choćby nieistotnymi detalami. Na przykład nie wiem, kto zadecydował, by bohater wspinał się po drabinie tak pooowoooli. A drabiny w tej grze potrafią być dłuuugie. Sytuację ratuje trzymanie przycisku skoku, co jednak w żaden sensowny sposób nie usprawiedliwia ślamazarnego defaultowego wspinania, który najwyraźniej ma nas po prostu zirytować. Mam wrażenie, że gra wiele straciła już na etapie projektowania, bo brakuje jej balansu w wielu kwestiach. Niektóre dropy są zbyt rzadkie i chciałbym widzieć, jak twórcy samodzielnie próbują znaleźć 15 czarnych pereł, cztery orle jaja i inne śmieci niezbędne do upgrade'u broni. Tych przy okazji jest trzydzieści, ale i tak wszyscy biegają z Phoenix Spear, bo to potężna włócznia (do kupienia w sklepie za bezcen), która jednocześnie psuje grę, bo ścina paski energii przeciwników w zastraszającym tempie i nawet bossowie przestają stanowić wyzwanie. Jest w Nierze takich ułomności mnóstwo, o mniejszym i większym znaczeniu. Czasami nie sposób oprzeć się odczuciu, że twórcy najzwyczajniej w świecie nie szanują czasu i nerwów gracza (tak, farmienie, o tobie myślę). Mimo to się udało, bo po 60 godzinach (plus siedmiu przeznaczonych na speedrun) wpadła mi platyna, której z pewnością nigdy nie zapomnę. Cała jej trudność tkwi w zapasach cierpliwości, którymi dysponuje gracz. Oczywiście, aby być sprawiedliwym, Nier dostarczył mi też dużo satysfakcji w wyłapywaniu wielu subtelności, podziwianiu niektórych widoków (echa upadłej cywilizacji), śledzeniu relacji Weiss-Emil-Kaine, a mityczne zakończenie D, które No i nie mogę przemilczeć kwestii muzyki, bo ta nie pozostawia miejsca na dyskusję - jest topowa i stanowi jedną z najjaśniejszych zalet gry. Mówią, że Nier to jedna z najbardziej niedocenionych gier poprzedniej generacji. No nie. Obiektywnie to gra zyskała tyle uwagi, na ile zasłużyła. Zbyt wiele w niej poważnych niedociągnięć, nieprzemyślanych rozwiązań, braków technicznych i niełatwo byłoby w tym przypadku wybronić ocenę 9/10 czy też 8/10. Nawet 7/10 wydaje się odrobinę naciągnięte, ale z subiektywnego punktu widzenia może być, jak najbardziej.
-
Sprzedam/kupię/wymienię komiks
@Luqat No tak, wszystko ma wliczoną w cenę wysyłkę. Wspomniałem o tym przy okazji Kaznodziei, w pozostałych zapomniałem, więc rozumiem, że mogło kogoś zmylić. Zaraz zedytuję. Ogólnie ceny wytypowałem "na szybko", odejmując ok. 10 zł od najtańszych ofert allegro, ale mogły się wkraść jakieś babole, więc śmiało mi wytknijcie, jeśli gdzieś się przestrzeliłem.
-
Sprzedam/kupię/wymienię komiks
Nie za bardzo mi się chce klepać konkursowego jotpega.
-
Sprzedam/kupię/wymienię komiks
Sprzedam trzy pierwsze tomy Kaznodziei (te aktualnie wydawane, gdyby ktoś miał wątpliwości). Wszystkie w świetnym stanie, brak zagiętych rogów i innych takich. 50 zł sztuka, 120 zł komplet. W obu przypadkach wysyłka na mój koszt. Poza tym: Sprawiedliwość - 90 zł Amerykański wampir: tom 1 - 40 zł Azyl Arkham - 50 zł Indiańskie lato - 60 zł Pinokia - 25 zł Fight Club 2: zeszyty, dziesięć tomów, plus pilot - 50 zł Pierwszy tom kolekcji Conana - 20 zł. Wszystkie ceny z już wliczoną wysyłką. Przy zakupie więcej niż jednego tomu możemy negocjować.
-
PES 2018
Panowie, krótka piłka (w uliczkę, hehe). Aktualny albo najlepszy patch/data file do własnoręcznego wgrania w PES2018 na PS4. W sensie wiecie - aktualne składy, nazwiska, drużyny, stroje itp. Płacę serduszkami.
-
co cię cieszy, a co złości?
Ogólnie to nie chcę nikogo (Plugawego) wprowadzić w błąd, więc tylko sygnalizuję, że kiedyś używałem tego rozwiązania w swoim TV (Samsung) i hulało. Obraz się wyświetlał w ramie, jakością pewnie nie porażał i używałem to sporadycznie, więc trudno mi wyrazić długoterminową opinię. Dostępność, cena i opłacalność takiego chu'jstwa to osobna kwestia. Temat do obadania we własnym zakresie.
-
co cię cieszy, a co złości?
Nie no, mam takie coś jak na zdjęciu, kupując kilka lat temu TV sprzedawca mi zaproponował, bo też mi zależało na wejściu SCART. Podłączałem przez to PSX i SNESa, grałem nawet. Nie wypowiem się na temat jakości, bo się nie zagłębiałem w możliwe ustawienia, nie jestem wybredny, poza tym się nie znam jakoś szczególnie. Ale działało.
-
co cię cieszy, a co złości?
@PlugawySą przejściówki HDMI>Scart. Takie coś by pomogło?