Treść opublikowana przez Kmiot
-
Targi: E3, GC, TGS
-
Targi: E3, GC, TGS
Ale obsada głosowa powoduje, że warto mieć tę grę na radarze.
-
Targi: E3, GC, TGS
No nie wygląda na grę rzeźbioną przeszło 5 lat, ale ok.
-
Targi: E3, GC, TGS
From Poland.
-
Targi: E3, GC, TGS
Żałuję, że nie uruchomiłem licznika "Excited". Przez ostatnią minutę padło już chyba cztery razy. Albo pięć.
-
Targi: E3, GC, TGS
O wow, "taktyczne strzelanie", wow. Już nie mogę patrzeć na te CoD xd
-
Targi: E3, GC, TGS
Chcieliśmy Dead Space 4 i wreszcie go dostaniemy. W grudniu otwieramy szampana. Chyba że będzie opóźnienie, to wtedy nie xd
-
Targi: E3, GC, TGS
Callisto Protocol ma cudowny vibe.
-
Targi: E3, GC, TGS
Ujebali się tych kooperacyjnych strzelanek i w ogóle strzelanek z Alienami, tak jakby innych gatunków nie było. W jakiegoś fabularnego Aliena by się zagrało...
-
The Best of Ósma Generacja, ćwierćfinały.
Dobra, dosyć tego trollingu. Zacznijcie ratować Aliena, bo już nieco ponad doba tylko została.
-
Targi: E3, GC, TGS
Obok GTA5 to najbardziej niepotrzebne remaki/remastery w branży. TLoU był już na siódmej i ósmej generacji, a teraz jeszcze dorzucają na kolejną? Ale i tak się obejrzy. A Microsoft w niedzielę o której ma pokaz?
-
The Best of Ósma Generacja, ćwierćfinały.
Uncharted vs Spiderman. Czwarta gra z cyklu "to samo, tylko ładniej" vs. najlepsza gra z Pajonkiem w historii gamingu. Wybierz mądrze.
-
The Best of Ósma Generacja, ćwierćfinały.
Odejmuję głosy Mendrka. Ktoś jeszcze chciałby się przyznać do głosowania na grę, w którą nie grał?
-
The Best of Ósma Generacja, ćwierćfinały.
Jedni faworyci odpadają, inni faworyci idą dalej. JUŻ NIE MA ŻARTÓW. Pełna drabinka TUTAJ. kolejny raz startuje 256 gier. I kolejny raz to lista stworzona przez nas. Lista, która wymyka się pewnym zasadom, lista po części sentymentalna i nietypowa. domyślnie funkcjonował limit dwóch gier na cykl, ale zrobiliśmy jeden wyjątek (Resident Evil). głosowanie w tej rundzie standardowo zamknie się w piątek (10.6.2022) o godzinie 23:59. w przypadku remisu zliczane będą głosy Senior Memberów + Adminów i wygra ta gra, która uzbiera ich więcej. jeśli również w tej kwestii będzie remisowo, to zorganizuję Turbo Dogrywkę trwającą około 12 godzin. Czasem mniej, zależy jak mi się uda to ogarnąć, ale zawsze będę się starał, aby dodatkowe głosowanie kończyło się w okolicach sobotniego południa. Bo jak najszybciej chcę mieć możliwość wystartowania kolejnej rundy, a brak rozstrzygnięcia mnie powstrzymuje. drabinka została wygenerowana losowo. Gameplaye:
-
The Best of Ósma Generacja, 1/8 finału.
Ooo, jednak ktoś to czyta. Widać, że Dead Space siedzi mi w głowie bardziej, niż powinno. Mój błąd, ale zostawiam dla potomnych. Nasze wnuczki będą miały ubaw po pachy.
-
The Best of Ósma Generacja, 1/8 finału.
Pojedynki twarde, ale raczej każdy z nich miał swojego wyraźnego zwycięzcę. Podsumujmy: Red Dead Redemption 2 łatwiutko poradził sobie z Hollow Knightem. Nie ma wątpliwości, że obie gry są doskonałe, ale... w swoich klasach. Obie to ogrom pracy włożonej w różne elementy i choć Hollow Knight ze swoją Igłą próbował powalczyć, to SKAŁY GAMINGU jakim jest RDR2 nie był w stanie spenetrować. Salutujemy mu, bo wstydu nie było. Łysy Kratos nie takich przyjemniaczków już rozsmarowywał po glebie, więc kicający po oktagonie Sekiro złapał jednego czy dwa solidne strzały na mordę i już się nie podniósł. Przegrany twierdzi, że jakiś mały rudzielec oślepiał go z dystansu laserowym wskaźnikiem, ale sędziowie nie odnotowali żadnych nieprawidłowości w przebiegu pojedynku. Alien Isolation urasta do miana Czarnego Konia, choć drabinka była dla tej gry nieco łaskawa. W tej rundzie Nekromorf z drobnymi problemami, ale jednak pokonał parkę ludzików ze split screena. Niby dwóch na jednego, ale odrobinę zabrakło. Wiedźmin vs. Zelda to mógł być iście elektryzujący pojedynek, ale Link na swoje nieszczęście musiał go stoczyć w ojczyźnie Geralta. A wiadomo - gospodarzom pomagają nawet ściany i sędzia patrzy łaskawszym okiem, więc starcie przebiegło dość jednostronnie. Tym samym żegnamy ostatniego reprezentanta obozu Nintendo, elo. TLoU2 to było dla wielu jedno z największych rozczarowań zeszłej generacji. Głównie pod kątem warstwy fabularnej, bo chyba każdy przyzna, że technicznie to majstersztyk z obsesyjnym przywiązaniem do detali, któremu może dorównać tylko RDR2. Do tego wizualne ukazanie brutalności wyniesione na kolejny poziom. A tymczasem lepszym w tym starciu okazał "ledwie reskin Dark Soulsów". Ale za to JAKI reskin. o MGS5 powiedziano już wystarczająco wiele. Że niedokończony. Że - klasycznie - świetna gra, słaby MGS. I tak dalej, i tym podobne. O ilości niezadowolonych z tej gry niech poświadczy fakt, że właśnie przegrał (i to wyraźnie) z "asasynem w Japonii". dla Pana Kojimy to zresztą nie jest udana runda, bo Death Stranding właśnie żegna się z plebiscytem. Katem okazały się kolejne przygody Drejka. To tak gdybyście w przyszłości się zastanawiali dlaczego twórcy wolą tylko udoskonalać i mielić do znudzenia sprawdzone marki, zamiast zrobić coś "inaczej". z kolei dla Człowieka Pajonka to będzie udany tydzień. Bo najpierw zapowiedź podróży na PC, a teraz zaproszenie do kolejnej rundy plebiscytu. Days Gone to gra solidna, ale nikt nie ukrywa, że drabinka sprzyjała. Aż do teraz, bo dysproporcja głosów nie zostawia wątpliwości.
-
Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes
Ja tutaj tylko wkleję, bo pewnie nie każdy zagląda do tamtego tematu. Moje odczucia po ukończeniu EC: Rising
-
własnie ukonczyłem...
Eiyuden Chronicle: Rising [PS5] Za rok ma się ukazać DUCHOWY SPADKOBIERCA Suikodena (Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes) i dwa lata temu byłem tak bardzo zajarany tą perspektywą, że po raz pierwszy w życiu wsparłem jakąś inicjatywę na Kickstarterze. Zresztą nie tylko ja, bo to była jedna z najszybciej zakończonych sukcesem zbiórek. A teraz ukazał się swoisty prolog i gdyby nie to, że dzieli z nadchodzącym "Suikodenem" uniwersum, to pewnie nawet bym się EC: Rising nie zainteresował. No, ale okoliczności są, jakie są, więc po pierwsze - wypadało się zapoznać, a po drugie - byłem nieco ciekawy jaki kształt i charakter będzie miał świat Eiyuden Chronicle. A po wszystkim mam trochę mieszane odczucia. EC: Rising to przede wszystkim gatunkowy skok w bok, bo żaden z tego JRPG. A jeśli już koniecznie chcemy się trzymać gatunku, to raczej uproszczony action-rpg. Jednak nade wszystko to mało skomplikowany i niespecjalnie wymagający hack&slash 2D. A jeśli to już mamy ustalone, pora przejść do nadzienia. Wcielamy się w CJ, młodocianą poszukiwaczkę przygód i skarbów. W ramach rodzinnego "rytuału przejścia" trafiamy do dźwigającej się ze zgliszczy wioski, którą nawiedziło trzęsienie ziemi, czy coś. W każdym razie wszystko się posypało jak domki z kart, ale kataklizm przyniósł też profity, bo pojawiła się możliwość plądrowania tajemniczych podziemi, a co za tym idzie, w okolicach zaroiło się od poszukiwaczy bogactw i bandytów czających się na cudze skarby. Tyle w ramach wprowadzenia fabularnego, a jak moje ogólne wrażenia po ukończeniu całości? Intryga trąci trochę infantylnością. Co prawda pod koniec schodzi na odrobinę gorzkie wątki, jednak nadal pozostaje dość beztroska w wydźwięku. Dlaczego mnie to martwi? Bo Suikodeny (przynajmniej te, które uwielbiam) zawsze uderzały w bardziej przyziemne sprawy, konspiracje polityczne, konflikty interesów. Pewnie, że w międzyczasie walczyliśmy z klasycznymi żelkami i wiewiórkami w pelerynach, ale dojrzała (jak na normy jrpg) fabuła potrafiła to zrównoważyć. EC: Rising w niewielu momentach stara się do tej cenionej przeze mnie tradycji nawiązać. Tak jak pisałem - końcówka daje nadzieję, bo pojawiają się wątki globalne i postacie reprezentujące interesy "imperialne", których rozwinięcie dostaniemy zapewne w EC: Hundred Heroes - ale ogólnie EC: Rising pachnie za słodko i cukierkowo. Mam wiec drobne obawy, ale zdaję sobie sprawę, że ten prolog moze po prostu miał być taki lekkostrawny. Bo jest lekki. Długimi fragmentami bardzo radosny. Dialogi dość zabawne i ostro cięte, choć zdarzają się i takie trywialne. Jednak bohaterowie dają się z pewnością polubić, entuzjazm łobuzerskiej CJ bywa zaraźliwy, marudny Garoo sprawnie to równoważy, a Isha całkiem zgrabnie się rozwija jako postać, przez co nasz odbiór się wobec niej zmienia. Do tego dorzucimy kilka całkiem udanych bohaterów pobocznych, a wielu z nich zapewne powróci w takiej czy innej formie w EC; Hundred Heroes. Zawsze będzie to miłe zrekrutować "starego znajomego" do drużyny. Jednocześnie całość zachowuje kameralny charakter, bo poza startową wioską nie odwiedzimy żadnej innej osady ludzkiej, a jedyne wyprawy których się podejmiemy, to te do dungeonów. Tam przede wszystkim walczymy. No dobra, jest też trochę eksploracji, ale najpierw o starciach. Te początkowo sprawiają wrażenie banalnych. I takie są w zasadzie do końca gry. Co prawda nabierają trochę kolorów, możliwości i potencjału, ale według mnie zbyt wolno. EC: Rising przez całą swoją długość to takie niezobowiązujący, wręcz rozluźniający hack&slash, gdzie robimy z wrogów mielonkę przy pomocy dwóch przycisków i czasami skoku. Kolorowe cyferki symbolizujące zadawane obrażenia wesoło migają na ekranie, my mashujemy guziki, bohaterowie walą kombosy-kosmosy, a między kolejnymi pojedynkami biegamy i skaczemy po prostych korytarzach, zbieramy materiały do craftingu i czasem skarby. Nie zrozumcie mnie źle - gra ma całkiem rozbudowany system rozwoju i ulepszania uzbrojenia, ale niski poziom trudności nie wymusza na graczu żadnych kombinacji czy rozkminy. Ot, co jakiś czas kliknijmy u kowala "Upgrade" i jesteśmy gotowi na nowe misje. Niby jest poziom Hard, ale dostępny dopiero po ukończeniu gry, więc trochę bez sensu. A i tak nie jest specjalnie wymagający. Przez całą grę nie zginąłem ani razu. Wniosek z tego jasny - jeśli szukasz wyzwania zręcznościowego, to nie tutaj. Grze doskwiera też wyraźny brak zawartości. Niby całość zajęła mi 20 godzin, ale obiektywnie jest w niej materiału na połowę tego czasu. Jedna wioska, 5-6 niespecjalnie rozległych dungeonów (i tyle samo unikatowych bossów). To wszystko. Nawet ilość rodzajów przeciwników jest mała, a między kolejnymi dungeonami zmienia się tylko ich kolor oraz żywioł, którym władają, czyli klasyka recycligu. Więc co nam zajmuje tyle czasu? Fetch questy i backtracking. Bo aby pomóc wiosce w odbudowie po trzęsieniu ziemi wykonujemy proste zadania dla mieszkańców i zbieramy przy tym "pieczątki lojalnościowe". Tych misji są dziesiątki, ale szczęśliwie w większości przypadków potrafią przebiegać błyskawicznie. Czasem ktoś nas prosi o trochę drewna, który akurat mamy w nadmiarze w ekwipunku, więc cyk, quest zaliczony bez wysiłku. Czasem ktoś nas prosi, byśmy w jego imieniu porozmawiali z innym mieszkańcem wioski, więc całość zadania sprowadza się do przebieżki z jednego ekranu na drugi i z powrotem (!). Trudno w tym wszystkim szukać ekscytacji, ale gra daje przy tym jakieś przyjemne choć niewytłumaczalne poczucie drobnych satysfakcji - pojedynczych, małych, ale stale dawkowanych. Są też oczywiście nieco bardziej wyszukane questy, które najczęściej wymagają od nas ponownego odwiedzenia jakiejś lokacji. Ale znów - wszystko przebiega w iście błyskawicznym tempie. To głównie zasługa dostępnej pod przyciskiem Szybkiej Podróży. W każdym momencie możemy przywołać menu lokacji (a wręcz pojedynczych dzielnic wioski) i natychmiast się tam przenieść. Ograniczenia są tylko w dungeonach, ale tam mamy rozsądnie rozmieszczone pojedyncze punkty Szybkiej Podróży, więc wyprawa nigdy się nie dłuży. Co nie zmienia faktu, że lokacji, rodzajów przeciwników i pomysłów na misje jest tutaj ledwie na połowę z tych 20 godzin. Alternatywą jest to, że możemy się skupić wyłącznie na misjach fabularnych i olać te poboczne. Niski poziom trudności sprawia, że nie będzie to droga przez mękę. Niezbyt wiele pochlebnych słów na temat Rising dotychczas napisałem. Mimo to przyłapałem się na tym, że czerpię z tej gry całkiem sporo przyjemności. Pętla rozgrywki była zaskakująco satysfakcjonująca, ale biorę pod uwagę, że to już podchodzi pod mój lekki masochizm. Tak już mam. A jednak bez skrzywienia wygrindowałem sobie platynkę i dziesiątki razy odwiedziłem te same lokacje, zaszlachtowałem tych samych przeciwników/bossów i wypełniłem dziesiątki podobnych do siebie sidequestów. Bywało nawet uzależniająco, ale stale przyspieszające tempo rozgrywki i zakres możliwości (rozrastająca się wioska) dostarczały wciąż nowych impulsów do działania. Dodatkowo gra jest w wielu momentach po prostu śliczna (śnieżna kraina <3), choć z jakością tekstur bywa różnie. No i upstrzone detalami postacie cieszą oko. Muzyka? Nie porwała mnie, ale ma swoje nastrojowe momenty. Podsumowując. Szykujący się na przyszłoroczne Danie Główne powinni dać grze szansę, choćby ze względu na możliwość posmakowania uniwersum Eiyuden. Reszta może z czystym sumieniem odpuścić, chyba że ktoś szuka niewymagającej i rozluźniającej rozrywki hack&slash z naleciałościami rpg. Z lekkimi obawami, ale czekam na Hundred Heroes.
-
Właśnie porzuciłem...
Krótka historia o tym, jak zacząłem i po dwóch godzinach porzuciłem Fade to Silence na PS4. Co mnie skusiło do tej gry? Setting. Survival post-apo w klimatach wiecznej zmarzliny, plus jakieś siły piekielne czy jaki chuj uprzykrzające nam życie, aby nie było zbyt łatwo w tym śniegu i lodzie. Brzmiało mocno apetycznie, a jestem taki, że dla udanej atmosfery mogę znieść wiele drewnianych elementów gameplayowych. Jednak gdybym te drewniane patenty mógł używać jako opał, to już nie musiałbym go zbierać w grze, bo miałbym stały dostęp i ciepełko. Najmniej boli dramatyczny voice acting i dialogi, bo to mało istotna warstwa. Wiele go nie doświadczyłem, ale już czuję się nim zmęczony. Dalej jest mało responsywna i okropnie uproszczona walka, która nie przynosi satysfakcji. A na szczycie tego jest niekoniecznie przyjemna eksploracja, bo o ile konstrukcja świata mi się podoba, to już samo poruszanie się po nim niekoniecznie. Strasznie toporne odczucia, postać stale gdzieś grzęźnie, coś się gliczuje, czynności kontekstowe mają swoje kaprysy, obsługa ekwipunku jest nieintuicyjna, a pewnych rzeczy nie da się zrobić, bo nie. Rozpaliłem ogień w beczce, by się ogrzać, ale drewna do niego dorzucić już nie mogę. Muszę poczekać aż zgaśnie i rozpalić go na nowo. Uciekający jeleń się zblokował na drzewie obok mnie, ale pochodnią już zabić go nie mogłem (dziwne, bo na piekielne pomioty cios żagwią działa jak złoto), bo ta przenika model. Gra chyba nie wiedziała co z takim patentem zrobić, więc jeleń nagle zniknął. Ale jego tuptanie i ryczenie już nie. Nawet nie wiem czy to bug, czy tak wymyślono, że w grze survivalowej nie da się uderzyć jelenia ciosem melee. Miałem jeszcze nadzieję, że warto dać grze więcej szansy (bo grałem raptem chwilę), więc odpaliłem kontrolnie 2-3 krótkie recki na YT, a te potwierdziły moje obawy i dotychczasowe spostrzeżenia. Wychodzi na to, że żadna z bolączek nie znika w późniejszej fazie gry, a nawet dochodzą kolejne. Na przykład psi zaprzęg, który przyspiesza podróże, ale w zamian oferuje beznadziejny model jazdy i jeszcze więcej gliczy, więc przyjemność to żadna, a raczej przykra konieczność. Podobnie obsługa towarzyszy sterowanych przez AI. Model walki z czasem nic nie zyskuje - nadal mamy dwa ciosy do wyboru, a przeciwnicy dwie animacje ataku na krzyż. A na deser zostają powtarzalne czynności (nie mówię tu o warstwie survivalowej, bo w jej naturze leży powtarzalność) i szybko atakująca nas monotonia. Może gdyby jeszcze któryś element gameplayu dawał mi przyjemność, to ja dałbym więcej szansy grze. Walka to konieczność pozbawiona emocji, poruszanie się jest niepewne i ociężałe, a crafting dość uciążliwy, choć nie wykluczam, że z czasem wszedłby w krew i był nieco bardziej intuicyjny. Najmocniejszym plusem gry jest sam świat i jego intrygująca geneza, ale recenzje twierdzą, że fabuła nie wynagradza czasu spędzonego w grze, jest szczątkowa, niewiele wyjaśnia i generalnie nie warto. Więc jebać, zagra się w coś innego.
-
HBO Max
Pierwszy raz oglądałem SFU jeszcze na divxach i od tamtej pory nie oglądałem lepszego serialu. Trzy lata temu rewatch już na HBO GO i wciąż byłem zdruzgotany. Polecam keżdemu i wszędzie, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ten klimat siądzie. btw. @LeifErikson jest temaciwo, gdybyś chciał więcej wrażeń innych użytkowników poczytać.
-
The Best of Ósma Generacja, 1/8 finału.
Bardziej slaszerowe nie znaczy jeszcze, że to slaszer. Jest bardziej slaszerowe od tradycyjnych soulsów, czy nie jest?
-
The Best of Ósma Generacja, 1/8 finału.
Sprowadzanie Bloodborne'a do tylko "kolejnego soulslike'a" to słabiutki trolling. Daję 2/10 bo jednak odpisuję. Gra ma niektóre mechaniki gatunku, ale Hollow Knight też je ma. Podobnie jak Sekiro. Bloodborne jest szybsze bardziej slaszerowe, agresywniejsze, wymusza zrewidowanie swojego stylu gry wyniesionego z soulslikeów i wyjście z gatunkowej strefy komfortu, jest lepiej zbalansowane z racji zawężonych możliwości przy tworzeniu buildu postaci, no i rozpierdala większość gier z tej listy samym nastrojem Yharnam i okolicznymi miejscówkami. Pewnie, że to wciąż soulslike, ale na tyle inny i różny, że ma swoich zwolenników nawet pośród antyfanów gatunku. Co następne? Alien Isolation to first person shooter, a Hollow Knight to platformówka, bo się skacze?
-
Champions League
SZEF IDZIE.
-
FIA Formula One World Championship
Czyżby powtórka z zeszłorocznej Belgii? Dwie godziny czekania, a potem decyzja, że jednak nie jedziemy?
-
Temat ogólny.
Jasne, to zawsze jedna z opcji, gdyby nam się zatęskniło. W każdym razie po plebiscycie GOAT na pewno będzie dłuższa przerwa, a kiedy (i czy w ogóle) wrócimy do zabawy oraz w jakiej formie ona się odbędzie to już temat na "za jakiś czas".