Bobby (2006) – Ponad 20 osób całkowicie różnych (starzy, młodzi, żonaci, single, biali, afro amerykanie, Latynosi, kobiety, mężczyźni, gwiazdy, kelnerzy, wolontariusze), które łączy jedno miejsce i czas. Hotel Ambassador, Los Angeles, rok 1968. 4 czerwca w Stanach odbywał się wyścig o fotel prezydenta, w którym bierze udział senator Robert F. Kennedy brat niemniej sławnego JFK-a. Tego dnia w Californii odbywały się wybory, w których senator Robert zwyciężył otwierając sobie drogę do białego domu. Jednak tuż po północy jedno zdarzenie na zawsze odmieni naród USA jak również bohaterów filmu.
Emilio Estevez lepiej radzi sobie jako aktor niż reżyser i to widać w „Bobby’m”. Wziął na warsztat ciekawy temat, pomysł z większą ilością równorzędnych bohaterów był dobry jednak w tym przypadku przedobrzył. Za dużo ich jest po prostu. Widz nawet dobrze się nie zaznajomi z jakimś bohaterem, a akcja przenosi się na innego i znów od początku poznajemy nowego bohatera. Choć w kwestii obsady to Estevez walczy na równi z Sylvestrem Stallone z jego „Niezniszczalnymi”. W „Bobby’m” mamy całą plejadę hollywoodzkich gwiazd: A. Hopkins, E. Estevez, M. Sheen, S. Stone, D. Moore, E. Wood, S. LaBeouf, L. Lohan, C. Slater, F. Rodriuges, H. Hunt, J. Jackson („Fringe”, „Dawson’s Creek”), W. Macy, M. Winstead, A. Kutcher, H. Graham, L. Fishburne, D. Krumholtz („Wzór”). I właśnie to nagromadzenie gwiazd paradoksalnie „osłabia” film. Żaden z większych aktorów nie miał za bardzo czasu na rozwinięcie skrzydeł.
Jednak pod względem technicznym jest dobrze. Fajnie wypadł motyw z przeplataniem nagrań archiwalnych z przemówień senatora Kennedy’ego z wydarzeniami z filmu. Film dzięki temu nabiera wiarygodności.
Z filmu biją słowa takie jak równość, demokracja i bezpośrednio oddziaływają na postacie, a ostatnia scena gdzie historie tej grupki ludzi się krzyżują na zawsze odmienia ich życie .
Film jest dobry ale mógł być lepszy. Jeśli nie obejrzysz to świat się nie zawali.
Ocena:7-/10
Abraham Lincoln: Vampire Hunter/Abraham Lincoln Łowca Wampirów (2012) – Jak wypada zrobienie z prezydenta USA łowcy krwiopijców? Ano jest słabo i nierówno. Po pierwsze młodość Lincolna jest nudna. Mało jest tam akcji i efektów, których nota bebe powinno być od groma w tego typu produkcji. Dziwne zagrywki to też bolączka filmu. Wampiry nie mogą się pozabijać nawzajem i słońce nic im praktycznie nie robi (wystarczy trochę kremu z filtrem), podczas szkolenia wystarczyła silna wola żeby powalić drzewo jednym ciosem (WTF?) . W ogóle cała ta historia jakaś taka słaba jest. Nie ma co się dziwić skoro reżyserował ten obraz twórca „Wanted: Ścigani”, który też wybitnym filmem nie był.
Ale… Żeby nie było, że cały film to słabizna. O dziwo dalsze losy naszego łowcy są dużo ciekawsze. Po pierwsze fajna charakteryzacja głównego bohatera. Aktor rzeczywiście wygląda jakby przybyło mu sporo lat. No i historia nabiera tempa. Prezydentura, motyw z synem Lincolna, więcej akcji, wojna secesyjna w tle i bitwa pod Gettysburgiem. Trzeba też przyznać, że atrybut prezydenta podczas starć z wampirami sprawdza się fajnie. Lincoln wywija siekierą na prawo i lewo, a głowy wesoło latają na wszystkie strony. Najlepsza akcja jest niestety dopiero na końcu (scena z pociągiem).
Jednak cały film jest ogólnie słaby i raczej nie warto wywalać kasy na niego. Lepiej iść do kina na „Lincolna” Spielberga w lutym.
Ocena: 6+/10 (plus za drugą połowę filmu)