Skocz do zawartości

ogqozo

Senior Member
  • Liczba zawartości

    22 274
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Zawartość dodana przez ogqozo

  1. Rebirth to nie tylko gra generacji, to gra-generacja. Jest tu tak dużo tak dobrych scen, cytatów, motywów, widoczków, że zanim człowiek skończy, to już zapomniał początek w sumie, można być tak grać tylko w to - inne gry nie są już potrzebne. Różnorakie kapitalne detale i nie tylko detale w tej grze można wymieniać i wymieniać, trudno będzie grać teraz w coś innego. Gdybym miał 14 lat, nie wiem, ile razy bym to przechodził, może przez lata nie dostałbym innej gry i miałbym tylko tę i powtarzał cały scenariusz na pamięć, jak niegdyś do szósteczki (trójeczki wtedy). W przerwach bym robił jakieś tam inne rzeczy poza graniem. I by mi to zupełnie pasowało. Jak patrzę wstecz to aż trudno uwierzyć, ile tu się działo w jednej grze. Wiele rozdziałów jest praktycznie jak osobna solidna opowieść, która ma tyle highlightów, ile nie widziałem w żadnej zachodniej produkcji. Różne rzeczy, które mi niezbyt pasują, można by oczywiście wymieniać bez końca. Ale co tu mówić, dla fana takich gierek, nie było takiego połączenia jakości, ilości i różnorodności. Wiele osób grając w pierwszego FF7 czy MGS-a mogło sobie wyobrażać taką grę w przyszłości kiedy gry będą wyglądać jak filmy i "wszystko" będzie możliwe. Ponadto można by pisać tomy o tym, jak niesamowicie wzbogacono oryginał. Liczba rzeczy które dodali tak, że można powiedzieć "wow, teraz to ma sens" pod względem postaci, l o r e, emocji, połączenia różnych momentów opowieści, przedstawienia na ekranie, żartów, historii za wszystkim, estetyki, jest po prostu szokująca. Nie było takiego projektu w historii gier i teraz każdy, kto ma jakąś swoją ulubioną grę z przeszłości, może tylko marzyć o tym, jak wyglądałaby ona potraktowana w ten sposób.
  2. ogqozo

    NBA

    Rockets są teraz jeden mecz za Warriors po serii kapitalnych wyników w marcu. Ale była to też seria słabych przeciwników - nawet ci niby dobrzy zazwyczaj akurat nie byli, bo Cavs po kontuzji Mitchella strasznie bez ikry są, a Phoenix bez Nurkicia to zawsze cienizna. Teraz Houston zaczyna serię meczów trudnych - nawet bardzo... dzisiaj OKC (Shai kontuzjowany, więc może nie tak źle), a do końca już ani jednego cieniasa i tylko kilka średniaków. Niesamowity byłby comeback do playoffów, ale szanse nadal uważam za małe. Najgorszą serię ma jednak zdecydowanie Phoenix - ani jednego nawet średniaka do końca, no, może ci Cavs. W sumie niemożliwe prawie, żeby wypadli z 10. miejsca, ale patrząc na terminarz rywali, Suns - przed sezonem typowani do 2. miejsca na Zachodzie - mogą jeszcze skończyć w dolnej drabince play-in, kto wie. Ogólnie miejsca 4-10 są bardzo blisko i trudno powiedzieć, czy którakolwiek z tych ekip wygląda lepiej czy gorzej od pozostałych, zależy jaki mają dzień. A nagromadzenie supergwiazd w tej grupie... maksymalne.
  3. Też miałem pewne męki z nimi wieloma (3D Brawler nawet jak się "oszukuje" jest dla mnie pojebany, i nie ma specjalnie wiele do nauki, ot musisz rozróżniać te ciosy, szybko), tylko tak mówię że specjalnie platyną to bym się nie przejmował na zapas w tym kontekście hehe. Ja sam nie wiem, czy mi wpadnie, kto to wie. Próbować walkę spoko, ale próbować walkę która jest po PÓŁ GODZINY innych walk... może to zrobię, bo nadal bardzo mnie interesuje ten system i nadal sporo czytam i myślę o róznych wariantach, na razie nadal jestem daleko od posiadania składu żebym uznał "ok, to jest nie na próbę, tylko dokładnie to co chcę", a możliwości dopakowania ekipy są spore. Więc jeszcze sporo możliwości przede mną, zanim nie będę miał co robić. Na pewno jednak jak ktoś to zrobi, to cactuary może pyknąć na deser.
  4. Nie wiem no, jak dla mnie to jak ktoś rozwalił te boss rushe, to te wszystkie minigierki są relatywnie łatwiutkie. Trochę przygotowania do Cactuar Rusha i w sumie robi się niemal banalny, nie ma tam tak wiele zmiennych. Ot trochę prób może być potrzebne żeby wyczuć kiedy co się pojawia, i ewentualnie ustawienie do ataków obszarowych, dostosować build postaci... Jak pisałem wyżej, ja dopiero myśląc o Cactuarach odkryłem trzymanie kwadratu Yuffie, które uczyniło minigierkę dość prostą, pewnie dla innych mogą to być inne rzeczy w systemie. W porównaniu do tych walk to nic wielkiego. Nie czuję tekstów "minigerce do platyny"... jak ktoś zrobił ten godzinny boss rush itd., to te cactuary czy pianinko to jak dla mnie relatywnie mały problem, nie trzeba też w żadnej z tych minigierek za bardzo zbliżyć się do perfekcji, by osiągnąć wynik potrzebny do trofeów. Jak się wyczai Cactuary to zostaje dużo czasu i punktów. Obecnie platyny się nie da zrobić hehe, bo po nowym patchu jest zbugowane ostateczne wyzwanie na motorze. Nie wiem czy w każdej grze, ale sporo osób tak mówi. Quest po prostu nie postępuje. Nie wiem, jak SE to zrobiło. Przed patchem działało normalnie.
  5. Przy odpowiednim setupie, jest to jedna z taktyk na osiągnięcie wielkiego efektu, ale też osiągnięcie wymarzonego celu wymaga przygotowania. Raz że pojedyncze zaklęcia niekoniecznie są jakoś wyjątkowo silne w porównaniu do innych rzeczy (czasami są, ale serio te czary ogólnie nie są takie bardzo silne bez jakichś wzmocnień), dwa że rzucanie czaru wymaga czasu, zwłaszcza cometa, w trudniejszych walkach takie combo często nic nie da bo trudno jest zapewnić wystarczająco długą ochronę postaci rzucającej, ponadto postać cały czas rzuca cometa zamiast generować ATB, co w długich walkach pozbawia nas ostatecznie wielu możliwości, czysty damage w mało której naprawdę trudnej walce jest kluczowy. Wydaje mi się, że nie ma opcji by w tej grze mieć 2 materie comet, więc nie ma opcji żeby zalinkować jedną do Synergy a drugą do Fast Cast. Oczywiście po odpowiednich buffach, w odpowiednim momencie, można zdemolować bossa na staggerze korzystając z tego... ale raczej myślę, że jeśli ktoś jest w stanie przeżyć w danej walce zarządzając tak dobrze HP, ATB i czasem, to ją wygra i bez tego. Nie powiedziałbym więc, że jest to od razu "zepsute".
  6. Może z czasem to się staje łatwe z wyczuciem, ale ta seria łatwych walk przed mnie przywaliła. Te dodatkowe epopeje Chadleya są chore, jak i serie w Gold Saucer w sumie, ale przed nimi nic mnie chyba aż tak nie rozwaliło jak to. Przecież cała reszta analogicznych rzeczy Chadleya to są banały, a tutaj koleś wylatuje jak naćpany i zaczyna cię jebać w czerep jak Tyson Gołotę. Jaki randomowy cios w jaja. Wyspę zrobiłem poniżej 50 levelu, duet Odyńca i finałowa walka też wymagały sporo i były dramatyczne, ale nie zniechęciły mnie do życia w połowie tak jak ten gnom.
  7. Pisałem dawno temu, że ta platyna nie zajmie normalnym ludziom mniej niż 200 godzin hehe. Tak tylko mówię. Ja chcę wszystko wymaksować dla zabawy, w tym rzeczy, za których nie ma wyraźnie akurat trofeów. (Akurat tak wyszło że wpadła w Remake'u platyna, chyba jedyna w moim życiu). To oznacza, że jestem bardzo daleko do osiągnięcia celu. Przykładowo chciałbym mieć znowu maksymalny level i wszystkie umiejętności - to oznacza zrobienie nie tylko całej gry jescze raz na hardzie, ale też WSZYSTKICH questów pobocznych, bo tylko po ich zresetowaniu można ostatecznie zdobyć wszystkie manuskrypty. Jednak się cieszę - kurczę, ja nie tylko za lata, ale już teraz chętnie jeszcze raz bym zaczął tę grę, jest tyle wspaniałych cytatów, scenek, widoczków... Na pewno więc kiedyś za lata przejdę grę całą jeszcze raz. Niemniej z tymi ostatnimi walkami to zaczynam się zastanawiać. Pojedyncze walki uwielbiam - ten system jest kapitalny, warto się starać, duże wymagania i możliwości. Ale nienawidzę w grach boss rushy i ogólnie marnowania czasu. Sam fakt, że nie można zmienić ustawienia ekwipunku i materii między kolejnymi próbami jednym klikiem już mnie zawsze wkurwiał, a do tego są takie serie jak wyżej wymieniona, że trudna walka następuje po wielu minutach łatwych. Nie mówiąc o ostatnim boss rushu, który nawet dobrym graczom nie zajmie raczej mniej, niż PÓŁ GODZINY... jeden błąd i od początku. Ogólnie to koloseum i symulator się kurwa nie kończą hehe. W czasach PS2, ktoś by zrobił całą dobrą grę za 60 euro, która byłaby tak rozbudowana, jak tylko walczenie na arenach w Rebirth. Minigierki dla mnie są w sam raz, naprawdę zajebiście się bawiłem. Żadna nie jest długa, co jest dla mnie kluczowe. To jest niesamowite, ile pracy i jakości poszło w tyle rzeczy, które tak naprawdę trwają DWIE MINUTY. Te oparte na walce to jedne z moich ulubionych, zwłaszcza ta Clouda, bo jest silny i mocno czuć brutalność uderzeń w te skrzynie hehe. Aerith, hm... nawet zaskakująco grywalna, jak na to, jak beznadziejnie się nią gra pojedynczo w każdym innym momencie. Trochę kląłem przy tych cactuarach, "kurwa to jest niemożliwe", ale da się przemyśleć podejście, zmienić materie, ewentualnie szukać porad, pomyśleć nad zarządzaniem ATB, gdzie stać żeby efektywnie iść z ATB i z czasem i zabrać najwięcej HP naraz, i ostatecznie wydają się łatwe. Przykładowo, dopiero szukając porad do cactuarów odkryłem coś, czego serio nie używałem całą grę. Trzymanie kwadratu rzucając shurikena, nie naciskanie. Zazwyczaj rzucam shurikena po to, by nawalać obrażenia danego żywiołu, a trudni przeciwnicy są zbyt agresywni, by ciągle nim rzucać, nie ma okienka, więc tym bardziej nie ma powodu ciągle to robić. Jednak do cactuarów, metoda "natychmiast po trójkącie trzymaj kwadrat, powtórz" działa cuda na te magiczne, zwłaszcza jak się ma sobowtóra to cały obszar jest bombardowany tymi falami hehe.
  8. Przez ostatni tydzień robiłem sporo rzeczy, przy których ostro przeklinam i mam trochę dość. Walka z Kid G i dwoma deathclawami w symulatorze jest absurdalnym skokiem trudności, a co gorsza, trzeba za każdym razem stoczyć wszystkie kurwa poprzednie, bardzo łatwe, żeby do niej dojść. Do tego finałowego boss rucha to mi się nawet nie chce podchodzić. Nie wiem no... Mogę coś powtarzać i się stawać lepszym, ale nienawidzę jak początek jest łatwy i jego też trzeba powtarzać. Ten debil jest absurdalnie szybki i agresywny, bardzo ciężki nawet sam, a dwóch tak silnych przydupasów sprawia, że agresywne podejście jest niemalże samobójcze. Wszystkie trzy postaci ruszają się szybciej niż najszybsza nasza postać, atakują zaje'biście szybko i mocno, w tym atakami zabijającymi od razu. Wyzwanie podniecające, ale te wszystkie walki przed są wyczerpujące. Nie wiem no... sporo osób tu gada o platynie, ciekaw jestem ile osób faktycznie ją zrobiło/zrobi, na pewno jak ktoś umie to się da to wszystko wygrać, ale będzie trochę ciężej niż na pianinku.
  9. Nomura potwierdził, że materia Knights of the Round będzie tylko dostępna jako bonus za posiadanie sejwa ze splatynowanego Kingdom Hearts 4,(66).
  10. Rebirth opisuje podróż do Temple of the Ancients, więc nie ma snowboardu. Wydaje się pewny w trójeczce, biorąc pod uwagę, że Square-Enix stara się ewidentnie zmieścić każdy gatunek klasycznych hiciorów z N64 w jednej grze. Wiele gierek ma nowy wariant hard pojawiający się później, zazwyczaj pod koniec gry albo nawet po przejściu. Niekoniecznie są jakoś specjalnie trudne, ot nieco więcej i bardziej rozbudowane.
  11. Ta gra ma tyle kapitalnych wyjątkowych momentów i pomysłów, że bardzo dobrze, że można sobie odpocząć między nimi i przekąsić czosnkiem.
  12. ogqozo

    Balatro

    Jeśli nie grasz w Balatro nawet śniąc, to nie jesteś prawdziwym graczem. "Moim głównym zainteresowaniem w Balatro zawsze będzie design; i liczba sugestii, krytyki i ciekawych dyskusji naprawdę mnie zainspirowała do tego, by znowu myśleć. Pracuję obecnie nad portem na telefony i uaktualnieniem balansu, które zapewne wniesie też trochę całkiem ciekawych zmian zawartości. Myślę, że naprawdę docenicie, jak wpłyną one różnorodność i ogólne doświadczenie na wyższych poziomach trudności. Wiem, że gra nie jest obecnie idealna, i widziełm wiele pytań o to, ile będę nad nią pracował. Wiedzcie, że mam zamiar długo przy tym być, i już teraz mam masę pomysłów na kolejne fajne rzeczy. Konkrety ujawnię dopiero wtedy, gdy będą jakieś konkrety do ujawnienia - ale gra na pewno nie będzie porzucona, zbyt dobrze się z nią bawię".
  13. O to co jest kanonem to ludzie się w niektórych miejscach internetu tak ostro kłócą, że to zostawię hehe. W ogóle to próbowałem to wymaksować i przeczytałem w końcu w necie, że... się nie da. Ocena SSS jest tak naprawdę niemożliwa, KAŻDY ma zaliczone 3 goody zamiast greatów w każdej rundzie, zapewne jest to błąd gry. A myślałem, kurde, czemu wiecznie mi niby brakuje precyzji.
  14. Niemaksowaczom powiem tyle: randka Reda w Gold Saucer zaskakująco wiele wnosi. Porównanie limitów z oryginału i dzis. Ech... kiedyś to się nie trzeba było męczyć w 30 klatkach, w grze niczym z Pegazusa, przecież w takim klatkażu oczy ludziom wypadają...
  15. Platyna jest głównie za wypełnienie gabloty u Johnny'ego, tam wpada jedno trofeum za zaliczenie, styke brąz, niekoniecznie na złoto. Acz warto chyba, niezłe wyzwanie. Dla mnie zdecydowanie ulubione w karciance w całej grze - konieczność zarządzania długofalowego i to ile różnych decyzji ma jakiś wpływ na kształt tego całego wyniku 3 rund wzniosło gierkę na wyższy poziom imo, kapitalna sprawa. I taka sugestia, że gra faktycznie mogłaby dostać rozwinięcie, z bardziej rozbudowanymi walkami, celami, dynamicznymi wydarzeniami i zarządzaniem surowcami i strategicznym ryzykiem. A propos poprzednich stron i żalu, że za dużo pobocznej zawartości i mało głównego wątku. Zabawne, że pamiętam mówienie tego tyle lat temu o tym, że zapominam o głównej grze przez nadmiar minigierek w FF7, ale pamiętam raczej samotność w tym uczuciu hehe. Jakoś z czasów "bycia hejterem FF7" nie pamiętam. by to było popularne podejście. Dla mnie zaś zawsze dwa najbardziej hejtowane fajnale to były siedem i dziesięć czysto niemal z racji minigierek. A minigierki w oryginale były naprawdę duuuuużo bardziej monotonne i mniej oczywiste i często strasznie powolne. Na samym zdobyciu złotego chocobo spędziłem chyba więcej czasu, niż na całym głównym wątku, wszystkich postaci. Najlepszy summon w nagrodę to było coś, co nie pozwalało zostawić tego, ale zasady były tak mętne, a wszystko trwało tak długo. Nawet wiedząc, co trzeba robić i kogo z kim hodować, musieliśmy oglądać te wyścigi po prostej linii miliard razy. A zrobienie wszystkich misji w Fort Condor? Bez śledzenia cały czas poradnika to co, dosłownie po każdej scence wracanie tam zobaczyć, czy pojawił się nowy challenge? A z poradnikiem... wracanie tam, ile, 30 razy w ciągu gry, przez pustą mapę świata i masy losowych walk? Właściwie to tak ogólnie sporo osób tak uważało (nie w PE, z tego co pamiętam), co jednak nie było jakimś istotnym punktem dyskusji o FF7. Wiele osób na świecie uważało że gierki słabe, ale FF7 i tak najlepsza gra ever. Być może obecność TROFEÓW sprawia że ludzie bardziej myślą o tym niż tak jak na PSX, że coś jest i robisz jak chcesz a jak nie chcesz to nie i nic więcej nie ma. (Ale nawet te obowiązkowe w oryginale potrafiły dobić...) Dla mnie różnica jest taka - te gierki są znacznie lepsze niż te w siódemce czy dziesiątce po prostu. Jakby przebiegały tak jak w oryginale, to też bym narzekał.
  16. ogqozo

    NBA

    Na Zachodzie jeszcze jeden zwrot akcji, bo Houston Rockets zaczęli masowo wygrywać i są nagle blisko Lakers czy Warriors w walce o 10. miejsce hehe. Jasne, przeciwnicy byli w większości ciency, ale zrobili, co mogli. Jalen Green to przykład kolesia, który był niby tylko hype i "ma być gwiazdą" i dużo rzuca ale efektywne to nie jest, do... obecnie po prostu dobrego gracza który dużo rzuca. Bez Senguna ekipa wydaje się bardziej skupiona na prostych rolach. Sengun niby robi wszystko, bo i duży, i podaje, i rzuca i tak dalej - ale łatwo zauważyć, że nie robi żadnej z tych rzeczy najlepiej na świecie. Taki Jock Landale gra prościej, ale na swój sposób skutecznie. Ponadto on nawet trafia trójki, jeśli już rzuca, więc zostaje więcej opcji z Amenem Thompsonem, który rzucać nie umie, ale jest kapitalnym obrońcą. Ogólnie bronią mono, VanVleet i Green dyrygują ekipą, świetny jest znowu Dillon Brooks. Przeciwnicy ciency byli, ale dystans zrobił się mały, i Lakers i Warriors mają dodatkowe ciśnienie, że nie mogą nawet tylko czekać na play-in. Nadal możliwe, że chyba większość gwiazd NBA będzie naprzeciw siebie w play-in, bo całkiem możliwe nadal, że ich skład to będzie Lakers, Warriors, Suns i Dallas hehe. Będzie większa oglądalność niż finałów, chociaż duży tradycyjny fandom Bostonu może wyrównać fakt, że neutralni fani nie uważają nawet Tatuma za jakąś największą supergwiazdę. W ogóle to rok temu wyjątkowo Wschód wygrał więcej meczów, niż Zachód, a teraz znowu w to trudno uwierzyć. Prawie wszystkie największe gwiazdy ligi są na Zachodzie (Wembanyama już się chyba też wlicza, ludzie serio uważają w necie że on JEST obecnie wśród może 10-20 najlepszych ogólnie graczy w NBA lol), a ponadto wydaje się, że każda ekipa z tej dziesiątki mogłaby - jakby miała dobry dzień - powalczyć z prawie każdym na Wschodzie spokojnie. Na 15 ekip z dodatnim bilansem punktów w marcu, tylko 4 są ze Wschodu.
  17. W każdej grze są zboczeńcy. W sumie jakby potraktować to jako czysto grę akcji, to Odyn (przynajmniej pierwszy) może nie być skomplikowany i ktoś może nawet nie zauważyć, że inni płaczą. "Wystarczy" unikać wszystkich ataków i używać dowolnych z wielu dość prostych metod zadawania obrażeń (chociaż wielu takich fanów akcji może się naciąć na Reprisal, który i tak zmusza do przemyślenia podejścia - da się jednak to zrobić, bo, spoiler alert, Reprisal działa tylko na skille ATB, a w Rebirth są też synergy skills, którymi da się dużo zabrać, jak się wie kiedy) i pewnie da się tak wygrać walkę na prostaka. Opis w Asses jest w tej walce nieco mylący, jak ktoś unika obrażeń i dużo i szybko ich zadaje to wystarczy tak naprawdę. Geniusz systemu walki Rebirth jest jednak taki, że jest BARDZO elastyczny w aspekcie RPG i akcji. Teraz mamy duże nastawienie na idealny blok, ale też mamy materię, która po wymaksowaniu daje nam bardzo duże okienko na ten perfect blok. Jest wiele takich wsparć, które można sobie samemu pobudować, bo materii, umiejętności i możliwości jest mnóstwo, no mnóstwo. Kto się czuje pewnie z blokowaniem i unikaniem, może pójść w zupełnie inne rejony, a kto inny może wykorzystać levelowanie i ekwipunek i zbudować taki team, który nie będzie wymagał zaawansowanego klikania w samej walce i i tak przeżyje. I to na różnych stopniach zaawansowania jest prawda czy to na zwykłych bossów, czy ten powalony boss ruch Chadleya na hardzie. Final Fantasy XVI poszło na kompromis, który nadal rozumiem - naprawdę wiele osób na świecie nie interesuje się takimi grami, jak Rebirth. Wiem, czemu zrobili taką grę. Ale Rebirth pokazało, że kompromis nie jest potrzebny. Można mieć wszystko. Efektowne walki esperów, które powalają animacjami. Ekscytującą szermierkę 1-na-1 Cloudem. Ekipę walczącą razem. Zarządzanie składem, build jednej postaci, build ekipy. Trening. Współgranie wielu czynników. Przydaje się też refleks i wyczucie akcji. Wpływ naszej eksploracji na odczuwalny rozwój ekipy. Masa, masa rzeczy, z których można korzystać, i fajnie, ale do przeżycia wcale nie trzeba. A do tego TAKŻE wielki i spójny świat, który pod koniec gry możemy naprawdę "poczuć", przemierzając z lewa do prawa, i jasne, nie jest ten aspekt specjalnie ciekawszy niż klasyczne mapy świata z jRPG-ów,poruszanie się jest powolne i nic się nie dzieje, dziś to nie pociąga, ale udało się i to oddać tak dobrze, jak jeszcze nikt nie zrobił, z widoczkami i spójnością miejscówek, które zwiedzaliśmy przez poprzednie 100 godzin z detalami. Nie każdy to lubi, nie ma takiej gry że każdy lubi. Ale kurczę, sam ten 12. rozdział jakby wydano jako osobną grę, to bym przyznał że supersympatyczna gierka warta na pewno normalnej ceny dużej gry. Potencjał wydaje się nieskończony. Może po skończeniu FF7, Square-Enix będzie w stanie doić markę dalej i rzucić kasę na przykład na "Final Fantasy 7: Final Fantasy 8 Remake"?
  18. ogqozo

    Rise of the Ronin

    Słaba gra popularnego gatunku nadal sprzeda się lepiej, niż dobra gra niepopularnego. To nie jest wybór twórców, tylko gejmerów, klientów. Taki Days Gone został zjechany w recenzjach badziej niż Ronin, a i tak sprzedał dużo więcej sztuk za wysoką cenę, niż każdy wybitny, pomysłowy, oryginalny, 90-95 na Mecie indyk. Na forumie też miał dużo więcej fanów niż owe lepsze gry innych gatunków.
  19. Nie będę jednak ściemniał, kilka minigierek w "ostatecznym minigierkowym wyzwaniu" może być naprawdę ciężkie, ale palmę pierszeństwa w kompletowaniu gry jednak mają walki. Te dodatkowe są naprawdę, naprawdę ciężkie, w sumie już począwszy od Odyna pod koniec gry gra naprawdę testuje możliwości, no ale powiedzmy że częścią gry jest obniżenie siły tych summonów hehe, a potem spora część Harda potrafi naprawdę być ciężka, a ostateczne wyzwania potrafią wprowadzić w depresję. Co za kapitalny pomysł na walkę w ogóle. Jak kolesiowi się znudzi brak wyzwania, to cię zabije. Myślę, że to metakomentarz do fanów "trudności" gierek i narzekania na FF XVI. Być może opis w Assess powinien być bardziej zgodny z tym, jaki faktycznie jest mechanizm tej walki, bo może zmylić. W każdym razie walki z tym typem naprawdę zrobiły na mnie początkowo wrażenie "jak ja to kurwa mam przeżyć" hehe. W sumie ostatnia plansza (Czwarta na hardzie) Fort Condor to chyba jedyna rzecz, przy której uznałem, że potem to zrobię i poszedłem dalej. Może to źle, bo już przez poprzednie siedem miałem jakąś wprawę i wyczucie może, a teraz kiedykolwiek do tego wrócić i znowu rozkminiać może będzie tylko ciężej.
  20. ogqozo

    Stellar Blade

    Twórcy zawsze mówili że to jest action RPG, któremu najbliżej do Niera Automaty, jego głównej inspiracji (choć wymieniono też Sekiro i Bayonettę), i że mocne nastawienie gry jest na buildy bohaterki i świat i opowieść itd. To raczej forumek z kolejną grą, choćby miała tytuł Final Fantasy, jest zawiedziony że jak to twórcom nie udało się zrobić Devil May Cry.
  21. No, wszystkie nie, np. Fort Condor nie polega hehe, i już mam problemy. 3D Brawler jest praaawie jak "wciśnij podany przycisk", ale jednak trzeba czytać ciosy i już się męczyłem srogo. Bonusową piosenkę zrobiłem za pierwszym razem na B, a na perfecta to nie wiem, czy zrobię, może potem jak będzie czas.
  22. No w sumie nieco mnie dziwi że ludzie tyle gadają o "trudności" gier, a potem jest problem z sekcją że przez minutę trzeba wciskać przycisk napisany na ekranie. W sensie dla mnie praktycznie wszystko inne w grach jest trudne poza tym żeby wcisnąć dokładnie podany przycisk w dokładnie podanym momencie. Niestety praktycznie wszystkie gry polegające na graniu muzyki wyglądają tak, że nie grasz faktycznie melodii jaką słyszysz, tylko jakiś inny akompaniujący wariant. Tutaj też tak jest, co może dodatkowo rozczarowywać, bo PRAWIE się udało, jest całe sterowanie pozwalające normalnie zagrać każdą nutkę, zawsze ta sama nutka to to samo miejsce - niestety nie da się zrobić perfecta grając "na słuch" bo w kilku kluczowych momentach melodia i przyciski się rozmijają. Myślę, że myląca może być domyślna prędkość przesuwu, bo przy tak wolnej, człowiek może mieć problem ogarnąć szybsze sekcje dokładnie, mija zbyt wiele czasu pomiędzy pojawieniem się a wciśnięciem i jest za wiele przycisków naraz w tych kilku momentach. Na każdej da się nauczyć piosenki na wyczucie, ale chyba na domyślnej jest to trudniejsze. Ogólnie jednak to wszystko wydaje mi się trudniejsze od takich gierek, że po prostu wciskasz przycisk. A parę takich mniej oczywistych jest tutaj. Np. zdziwiłem się że nikt nie jęczy na sekcję że się rzuca Cait Sithem. Próbowałem ją robić na 10/10 tak jak Square chciało, touchpadem, ale no kiedy twórcy gier pogodzą się z tym, że ten touchpad to do niczego się nie nadaje poza tym żeby go wciskać do włączenia mapy jak jakiś ogromny Select. Poszło od razu po przełączeniu na sterowanie gałką, no ale opcja była... To jakbym obniżył poziom na easy... Ogólnie sekcja że sterujesz Cait Sithem była dla mnie ciężka i niezgrabna, zwłaszcza te trzy walki solowe.
  23. ogqozo

    NBA

    Cały czas gra się coraz mniej i coraz mocniej się min-maxuje wysiłek, nie ma co porównywać. W ostatnim sezonie tylko 9 graczy miało choćby po 36 minut na mecz, kiedyś był to dziesiątki w całej lidze i uważano to za jakąś typową średnią, 36, choć niejeden grał i ponad 40 jak Iverson czy Garnett. Thibs ma reputację mordownika, ale akurat np. w sezonie 2010-11, Rose jakoś się strasznie nie wybijał... Monta Ellis grał więcej minut, Durant grał więcej minut, LeBron, John Wall, Blake Griffin, Deron Williams, Eric Gordon... A propos rozgrywających z przeszłości, Suns podobno podpisali na próbny kontrakt Isaiah Thomasa. On też ma 35 lat i kiedyś był gwiazdą, "prowadząc Boston do wygranych" rzucając masę punktów. Przez następne 7 lat, Thomas zmieniał klub 13 razy, ale nigdzie nie przekonał. Thomas nie będzie oficjalnie najniższym graczem w NBA, bo w składzie Nets pozostaje Jacob Gilyard (173 cm). Temu to niestety się też skończyła bajka raczej. Pisałem niegdyś o jego zaskakująco przyzwoitej grze dla Memphis - jasne, tylko dlatego, że skład został dosłownie wręcz zdziesiątkowany, ale jak na to, że miał być kompletnie nikim z daleka od NBA, to nawet coś tam grał. często ponad 20, ponad 30 minut, a Memphis przegrywało, ale potrafiło powalczyć. Jednak Gilyard nie podbił NBA, Memphis ostatecznie rozwiązało kontrakt, podpisał go Brooklyn, ale na razie nie dostał tam ani minuty. Strona NBA nadal podaje też Markquisa Nowella (170 cm), który jednak tak naprawdę jest zdelegowany do ekipy D-League w Toronto. Na razie nie ma więc nikogo, kto tak naprawdę GRA w NBA mającego poniżej 180 cm.
  24. Kurde to był najbardziej poruszający moment tej gry jak Red XIII płakał
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (określane jako "RODO", "ORODO", "GDPR" lub "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych"). W związku z tym prosimy o zapoznanie się ze zaktualizowaną Polityką prywatności Polityka prywatności.