Pierwszy Asasyn, od którego zaczęła się moja nieregularność w ogrywaniu kolejnych tytułów trafiających na rynek.
Przygodę rozpocząłem w 2016 roku, ale po raptem 5 rozdziałach przerwałem. Wkradła się wówczas przeogromna nuda, a i nie za bardzo podszedł mi przemodelowany system walki, który sprawiał, że już nie dało się kozaczyć z większą grupą przeciwników. No, ale co się odwlecze to ...
... i tak po prawie 6 latach wróciłem do gry w ramach maratonu z serią Assassin's Creed. Gra została kompletnie przemodelowana w sferze parkour. Teraz mamy osobne przyciski odpowiadające za wspinanie się i schodzenie z budynków, co jest mega wygodne. Niestety wydawałoby się, że dzięki temu uniknie się sytuacji, gdzie nasz skrytobójca zacznie się przypadkowo czepiać krawędzi budynków przebiegając obok nich. Nic bardziej mylnego, gdyż tego typu sytuacje wciąż mają miejsce.
Paryż wygląda cudownie, a grafika nawet dzisiaj na poczciwej PS4Pro robi wrażenie. Tysiące npców poruszających się ulicami sprawia, że nie można nie zrobić "wow" patrząc na te tłumy. Ma to jednak również swoje minusy, gdyż w niektórych momentach widać, że klatki spadają i choć nie jest dramatycznie to jednak wyraźnie odczuwać utratę płynności. Dlatego rozwiązaniem jest wędrować po dachach. No i gra do tego zachęca a same animacje są rewelacyjne.
Nasz protagonista Arno Dorian (wyraźnie wzorowany na Ezio) ma do dyspozycji niemały arsenał, który odblokowujemy wraz z postępami. Niestety brakuje tego najważniejszego w tego typu grach, czyli wabienia do siebie przeciwników, co miało miejsce w poprzednich odsłonach. Domyślam się, że decyzja o rezygnacji z tego ficzera podyktowana było nie ułatwianiem graczowi za bardzo. Zatem mamy do dyspozycji bomby dymne, błyskowe, dźwiękowe (wabiki) oraz z trującym gazem. Z drugiej strony strony są trzy rodzaje broni białej - miecze/szpady (broń jednoręczna), włócznie (broń długa) i różnego rodzaje młoty, maczugi, topory i potężne miecze (broń ciężka lub oburęczna). Jest też pistolet, strzebla (z której nie korzystałem, bo mój pistolet radził sobie doskonale) oraz w dodatku Dead KIngs dostajemy również gilotyno-strzelbę, która może służyć jako granatnik lub broń ciężka.
Historia dupy nie urywa, ot standardowa opowieść o walce Skrytobójców z Templariuszami o władzę i artefaktu cywilizacji Isu. Same misje są całkiem fajne, ponownie uzbrojone w dodatkowe wymagania do pucharków, a wiele z nich faktycznie wymaga od nas działania po cichu z wykorzystaniem całego skrytobójczego arsenału. Nasz protagonista wreszcie może się skradać i chować za osłony, co mocno ułatwia ciche podejście do eliminacji celów. Dodatkowo każde zlecenie otwiera przed nami kilka możliwości wykończenia osobnika, na którego otrzymaliśmy zlecenie. Sprawia to, że teraz możemy albo wejść na Jan (czego nie polecam), albo zakraść się po cichu do celu eliminując pod drodze niezbędne przeszkody albo wykonać kilka dodatkowych wymagań i skorzystać z kontekstowego zabójstwa, np. zakraść się do konfesjonału, kiedy nasz cel się spowiada lub otruć wino, którego skosztuje. Bardzo często zdarzało się jednak, że w danym pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilku ochroniarzy, więc z reguły kończyło się zadymą.
Gra wprowadziła również kooperację do 4 graczy. Niestety tylko raz udało mi się trafić na jakiegoś gracza, z którym wykonałem jedno zadanie. Moje wrażenia z tego doświadczenia nie są jednak zbyt pozytywne, gdyż drugi osobnik był bardziej dopakowany ode mnie i skończyło się na tym, że chaotycznie latałem za nim od punktu do punktu - kompletny brak planowania i cichego działania. Na szczęście każdą z misji kooperacyjnych da się wykonać solo, więc niewiele straciłem, a misje te składają się z reguły z kilku etapów i z 11 dostępnych w grze każda kolejna jest trudniejsza jednak jak najbardziej do przejścia samemu.
Wrócę jeszcze na chwilę do mechaniki walki. Jak już pisałem nie należy do łatwych. Nie da się tak wejść od niechcenia w grupę przeciwników, gdyż Ubisoft tym razem popracował trochę nad SI przeciwników i teraz potrafią atakować kilku na raz. Do tego bardzo często korzystają z broni palnej, która zabiera sporo zdrowia. 2-3 strzały i game over. W dodatku bardzo często dochodzi do takiej sytuacji, że walczymy z 3-4 przeciwnikami bronią białą, a z dystansu ostrzeliwuje nas kilku innych. Dlatego zawsze warto zacząć po cichu i ciągnąć tę strategię tak długo jak się da. Bardzo dobrym pomysłem jest również wyeliminować snajperów zanim zaczniemy właściwą akcję.
Przeciwników mamy 4 rodzaje i na każdego trzeba znaleźć inny sposób. Jednych da się wytrącić z równowagi i można ich skontrować, ale dla dryblasów dwie powyższe taktyki nie działają, więc trzeba stosować uniki i atakować, kiedy się odsłaniają. Niektórzy wrogowie mają też serię 2-4 uderzeń pod rząd, które trzeba odpowiednio zablokować i dopiero ostatni blok pozwala na wyprowadzenie kontry. Nie da się też walić w przyciski jak popadnie, więc trzeba złapać rytm i obserwować, co się dzieje na ekranie. I teraz wyobraźcie sobie, że mamy do czynienia z 7-8 wrogami na raz i każdy z nich jest innej klasy. O zgon bardzo łatwo jak się jedzie na pełnej kurtyzanie. I to mi się bardzo podoba.
W tej grze Ubi wprowadził też po raz pierwszy poziomy (1-5) i wiadomo, że dopóki się nie ulepszymy to wrogowie z wyższą liczbą gwiazdek są trudniejsi do ubicia w bezpośredniej walce, a sami zadają większe obrażenia. Na szczęście mamy dosyć dużo miejsca na zdobywane wyższych poziomów, a sama konfiguracja wyglądu naszego bohatera (ciuchy) jest ogromna i daje masę możliwości.
Gra się jednak dłuży. Na początku robiłem wszystko, ale jak już zebrałem ponad 200 skrzyń i zrobiłem to co niezbędne do pucharków to poleciałem wątek główny. Wiem, że pozbawiłem się tym samym kilka smaczków, ale trudno. W końcu to ósma gra z serii pod rząd, więc mam prawo do lekkiego znużenia.
Teraz przede mną ostatnia przygoda, czyli AC Syndicatem, a potem wreszcie przesiadka na PS5 i dłuuuuuuuuga przerwa od Skrytobójców. Valhallę odpuszczam i zostawiam ją sobie na za parę lat, bo to też kolos.
Au revoir.