Póki co: goty experience. 10 godzin z hakiem świetnej zabawy, sporo lizania ścian i szukania znajdziek. Gdybym to olał, to pewnie bez problemu dałoby się zejść z czasem poniżej tego pułapu. Jak paru przedmówców przyczepić mogę się jedynie do nieco zbyt małej różnorodności przeciwników, choć nie powiem żebym jakoś strasznie to odczuwał. Przez dobre 80% czasu rozgrywki klimat przywala swym niesamowitym ciężarem i wymuszał na mnie granie w sesjach po godzinę-półtora. Boję się aż pomyśleć, co jest na VR
Mimo że po opuszczeniu
atmosfera odczuwalnie siadła, a gra zaczęła mocno przypominać mi w wielu aspektach takiego nieco wolniejszego
aż do samych napisów końcowych bawiłem się świetnie. Na uznanie zasługuje również strona fabularna, która początkowo potrafi nawet przywodzić na myśl Ciche Wzgórze, później ładnie wplatać motywy z klasyków amerykańskich horrorów i praktycznie w żadnym momencie nie wali po mordzie tak ordynarnym kiczem jak poprzednie Residenty. Tak powinno się restartować skostniałe serie. Mimo widoku FPP gra jest wierna swym korzeniom i w żadnym wypadku nie można nazwać ją kopią Outlasta czy innego screamera dla jutuberów. Gra straszy, lecz robi to głównie atmosferą, namacalnym brudem i syfem, a scare-jumpy, chociaż są obecne, nie są tak chamskie jak w większości dzisiejszych horrorów. Mam nadzieję, że powstanie Resident Evil 8 będzie oferował doświadczenie na przynajmniej zbliżonym poziomie. No, może dobrze byłoby, gdyby tylko nieco bardziej nawiązywał do mitologii serii. Tym niemniej szczerze polecam RE7