Skocz do zawartości

Jukka Sarasti

Użytkownicy
  • Postów

    129
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jukka Sarasti

  1. Jukka Sarasti

    Broken Roads

    Na to mam spory hype, zwłaszcza, że ilość przesunięć wskazuje na to, że porządnie doszlifowali giereczkę. A przynajmniej mam taką nadzieję, chyba, że celowali po prostu w datę katastrofy smoleńskiej.
  2. Killer7. Ależ to jest piękny kwas.
  3. Na dwa posiedzenia skończyłem Wanted: Dead i pomimo pewnych kwestii związanych z budżetem bawiłem się doskonale. Gra została totalnie zjedzona przez recenzentów (zresztą ze sporej części recenzji można wywnioskować, że całej gry, choć zajmującej z 8 godzin, nie ukończyli), sporo ludzi mogło się odbić od wysokiego poziomu trudności, więc sequela niestety się nie spodziewam. W dużym skrócie czułem się jakbym grał w jakąś zaginioną slasherową perłę z PS2 z grafiką na poziomie PS3, za to wydaną na PS4/5. Fabuła jest o dziwo całkiem przyzwoita, podobnie jak tutejsza wizja brudnego i stosunkowo wczesnego cyberpunku. Postacie są całkiem nieźle napisane plus końcowa cutscenka po napisach, chociaż zostawia z pytaniami, ładnie zespala wszystko, co działo się w grze i wyjaśnia intrygę. Szkoda jedynie, że dubbing, zwłaszcza głównej bohaterki brzmi tak, a nie inaczej - jeżeli zamysłem było podkreślenie niemieckiej narodowości bohaterki, to wyszło na to, że któryś z twórców bardzo nie lubił Niemców. No i ta gra ma STYL - od doboru muzyki (bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie np. pierwsza piosenka w minigrze w karaoke czy fakt, że w trakcie ostatniej misji w motyw przewodni jest wmiksowany fragment bardzo mocno inspirowany "In Court of the Crimson King" King Crimson) przez biedę i ubóstwo w części lokacji (choć to może mieć związek z poziomem grafiki) po uberbrutalne ciosy kończące głównej bohaterki (aż przypomniało mi się wykańczanie biedaków bez kończyn w NG, tu zresztą po odblokowaniu odpowiednich skillów również pojawia się podobna opcja). Dosyć jednak o prezentacji, bo sednem gierki jest mordowanie na potęgę - nie zdziwiłbym się opiniom, że gra robi się monotonna, ale mnie to nie przeszkadzało. System walki mógłby mieć minimalnie więcej ruchów, ale to co się ma pod ręką spokojnie daje radę, zwłaszcza, że tempo wymaga nie kontemplacji, tylko reakcji. Już od początku gra rzuca na gracza tłumy wrogów, więc ten szybko się orientuje, że grając w to jak w Gearsy za wiele nie wskóra, natomiast musi pędzić po polu bitwy jak demon, aby wykańczać frajernię z bliska, ewentualnie po drodze robiąc sobie przerwę na headshota. Koniecznie headshota, bo reszta ciał przeciwników to gąbki na pociski, nawet tych najsłabszych. Tyle tylko, że za graczem też pędzą przeciwnicy nastawieni na meelee i od początku wymuszają perfekcyjnie posługiwanie się dwoma typami kontr, zwłaszcza, że co mocniejsze miśki są nas w stanie wykończyć jednym kombosem. Słowem, dzieje się. Na pewno nie polecam tej gry jako relaksu po ciężkim dniu w pracy - gra nastawiona jest na ludzi, którzy są w stanie skupić się na perfekcyjnym opanowaniu systemu walki i raz po raz wznawiać grę po game over, zwłaszcza, że czasem checkpointy dzieli długa droga. Mnie akurat ten typ rozrywki bardzo rajcuje. Nie będę namawiał każdego do grania tego tytułu, bo ma swoje wady i ewidentnie celuje w konkretną niszę graczy. Temu też się jakoś super nie sprzedała i została zelżona przez recenzentów i graczy, którzy chcieli sobie pograć w efektowne pifpaf. Nie ma widocznie obecnie rynku na takie gierki, ale jeżeli ktoś lubi slashery, to powinien przynajmniej sprawdzić z czym to się je. Mocne 8/10.
  4. Jukka Sarasti

    HBO Max

    Od razu, dzisiaj pisali maila o tym. Natomiast kluczowej informacji, to jest ceny, już nie podali. Szczególnie interesujące, bo mają być trzy pakiety.
  5. Jukka Sarasti

    Rise of the Ronin

    Nie było, wręcz przeciwnie. Natomiast wprawienie tego w soulsowe ramy niechybnie by ją spowolniło, więc leciał by potężny aspekt w postaci dynamiki walk.
  6. Jukka Sarasti

    Rise of the Ronin

    Niby bardzo ucieszyłbym się z nowego NG, ale patrząc na obecny kierunek studia obawiam się, że akurat zrobiliby z niego właśnie coś bliskiego do soulslike. Jakkolwiek ten kierunek lubię, to bym dostał szału widząc soulsowe elementy w NG.
  7. Skończyłem dzisiaj Niohiro... wróć, Wo Longa. Ogólnie to cieszę się, że mój entuzjazm w stosunku do tej gry ochłodziły recenzje czy opinie graczy - jako fan Nioha miałem spory hype, a i Sekiro dało mi masę frajdy - bo podchodziłem do tytułu jak do "siódemkowej" gry. Okazało się, że to faktycznie gra na taką ocenę. Zacznę od tego, co się w grze udało - lokacje są całkiem dobrze zaprojektowane, na pewno lepsze, niż w Niohu. Patent z flagami zachęca do dokładnej eksploracji, a że flagi często mają swoich strażników, to i gracz ma okazję zmierzyć się z minibossami. Zresztą jeżeli zahaczyliśmy o bossów, to ich całkiem miło wspominam, chociaż to generalnie dosyć prosta gra i sporą część rozbijałem przy pierwszym podejściu. No, z jednym wyjątkiem. Pierwsze starcie z Lu Bu spuściło mi takie baty, że zacząłem podejrzewać, że teraz zaczęła się gra na poważnie . Walka ma intensywne tempo i nie ukrywam, że gdyby wszystkie walki z szefami były takie szybkie, to pewnie oceniałbym grę lepiej. Gorzej wypadł natomiast system walki. Nie jest on absolutnie zły - po prostu Nioh, który siłą rzeczy przez różne podobieństwa (system ekwipunku, przyzywanie demonicznego zwierzaka jak w Naruto) pobudza do porównań, to mój ulubiony pod kątem walki soulslike (i po Bloodborne drugi ulubiony w ogóle), natomiast tutaj system pomimo różnych pierdoł sprawia wrażenie nieco płytkiego. Poza spamem kwadratem i dokładaniem cięższego ciosu w odpowiednim momencie nie ma tu zbyt wielu opcji ofensywnych. Z kolei sam taniec ostrz przy wymianie ciosów i parowaniu wypada o dwie klasy gorzej, niż w Sekiro, choć jeśli ktoś się od Sekiro odbił, to tutaj mam wrażenie, że okienko na parowanie działa znacznie łaskawiej. A, można też blokować ciosy, ale nie użyłem tej funkcji ani razu przez całą grę. Czary i sztuki walki to raczej popierdółki (choć z tych drugich czasem korzystałem, a taki ruch przerywający atak przeciwnika znajdujący się w parasolce-mieczu z początku gry to solidny argument) - dużo bardziej wolałbym wywalenie całych czarów w zamian za np. zmienianie stancji z Nioh, bo te zwyczajnie albo mają umiarkowaną i średnio efektowną naturę (nakładanie buffów) albo zadają zbyt małe obrażenia, aby się nimi przejmować (czary ofensywne). Do tego pomysł na wsadzenie pod jeden przycisk parowania i uniku działa kiepsko, zwłaszcza, gdy w ruchu chce się zablokować atak. Naprawdę, wystarczyłoby włożyć to głupie zbijanie ciosów pod L1, gdzie kryje się blok i walka zrobiłaby się przyjemniejsza. Z Nioh natomiast akurat mogli sobie odpuścić też znajdowanie 150 części ekwipunku, zazwyczaj beznadziejnych, na misję. Narzekam i narzekam, ale ogólnie rzecz ujmując bawiłem się dobrze. Na pewno pomogło olewanie pobocznych misji, bo inaczej bym się już trochę męczył, a tak to całość elegancko zamknięta w 24 godziny i do zapomnienia. Ze względu na dosyć przyjazny poziom trudności gra była wręcz relaksująca.
  8. Jukka Sarasti

    Steam

    Z moim najlepszym giereczkowym przyjacielem dzisiaj założyliśmy "rodzinę" - w teorii są gry, które nie są możliwe do dzielenia się, ale to trzeba sprawdzać samemu, wyświetliło nam nawzajem wszystkie nasze gry.
  9. Jaka platforma? Natomiast warto mieć na uwadze, że los daje Ci wspaniałą szansę NIE grać w NG3.
  10. Plan zrealizowany, a więc nie wpadłem w szał kupowania na wyprzedaży - wpierw pora dokończyć to, co mam z zimowej. Pozwoliłem sobie jedynie na Tekkena 8.
  11. Jukka Sarasti

    Tekken 8

    Ale świat jest mały, z Caradolphem do jednej klasy w liceum chodziłem.
  12. Najwyżej jak mnie zacznie łamać ponad miarę, to użyję save slotów na emulatorze. Albo tym rzucę w cholerę.
  13. Red Dead Revolver - skoro mam na półce obie części Redemption, to pora zacząć "trylogię" (wiem, że Revolver jest bardzo luźno powiązany) od gry, która swoim arkadowym gameplayem najpewniej najbardziej mnie usatysfakcjonuje Po kilku pierwszych misjach ciężko wydać mi wstępnie jednoznaczną opinię - są chwile totalnie zajebiste (jak pięknie tutaj czuć potęgę headshotów), jak i takie, gdzie widać specyficzny development (gra tworzona i anulowana przez Capcom, a potem przejęta i dokończona przez jeden z oddziałów Rockstara), kiedy to trzeba resetować misję, bo boss się zawiesił na jakimś dachu czy toporność.
  14. Jukka Sarasti

    Sifu

    Po postach powyżej będę śledził temat z zainteresowaniem, bo w tej grze są nawet większe wyzwania, niż ruchy gałką i kwadrat Grę ukończyłem w ubiegłym roku - z miejsca wskoczyła do mojego życiowego topu, cudowna gra. Na ten rok zostawiłem sobie powrót i przejście wszystkich map na 20 roku życia (zakończyłem grę bodajże ok. 40 lat przy pierwszym przejściu) i zrobienie wszystkich aren. A dodam, że nigdy nie bawię się w jakieś platyny i okolice.
  15. Dobra rzecz do szpilania po pół godziny dziennie, na dłuższe dystanse zbyt monotonna i mogłaby być o kilka godzin krótsza. Niemniej ogrywałem ją jako "perełkę z GP" i w tym układzie był to sympatyczny przerywnik od innych moich zadań w tamtym okresie.
  16. Nie grałem, jadę z trylogią właśnie mając w perspektywie czwórkę.
  17. Mnie mimo dobrych chęci i predyspozycji (bardzo lubię slashery) nie siadło - po paru godzinach wyrzuciłem z dysku, bo bardziej męczyło, niż bawiło. Kto wie, może jak już mi się backlog wyczyśći (ja, yhm) spróbuję jeszcze raz. Tymczasem ukończyłem po raz pierwszy w życiu Crasha Bandicoota w wersji remake. I zacząłem czuć szacunek do swojej dziesięcioletniej wersji, która rozpykała dwójkę i trójkę - zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie wykształciły się u mnie fałszywe wspomnienia, bo pierwsza część trylogii z PSX chwilami przeorała mnie bardziej, niż praktycznie wszystkie gry, w które grałem od ukończenia Elden Ring jakoś w marcu/kwietniu ubiegłego roku (które sobie wtedy mieszałem z Sifu). Jest kolorowo, miło, przyjemnie, aż tu gra co jakiś czas wywala w pysk działem w stylu The Lost City, Heavy Machinery czy The High Road. W paru miejscach cholernie się napociłem mimo raczej gładkiego przebiegu reszty gry. Bawiłem się jednak bardzo dobrze - lokacje mają na style zróżnicowany styl wizualny, że się nie zaczynają nudzić, a większość poziomów ma idealnie wyważony poziom trudności. Z jednej strony wymagają skupienia (albo nauczenia się jakiejś sekwencji na pamięć...), a z drugiej rzadko powodują wyrzuty bluzgów jak kilka wskazanych lokacji. Na duży plus zaliczam również fakt tego, że gra stara się co jakiś czas nieco przetasować formułę na jakimś levelu - ot, chociażby jazdą na świni czy brakiem światła. Szkoda jednak, że po tym ostatnim epizodzie gra już raczej nie wprowadza tego typu ciekawostek i liniowo leci do przodu. Dalej to kawał sympatycznej gry, która mocno zachwiała w paru miejscach moją samooceną . Jeżeli doczekam się potomstwa dzielącego ze mną zainteresowania, to pierwszy Crash będzie testem dla młodego/młodej, zanim siądzie z tatą do jego ulubionego pierwszego Ninja Gaiden
  18. Zdecydowanie wolę spin off, niż współczesną adaptację oryginału. Pasożyty wyglądają za mocno komputerowo, ale zakładam, że już mało kto chce się bawić w efekty praktyczne. Strzelam, że bohaterka ma pasożyta w stylu tego typa z anime, którego pasożyt zainfekował tylko szczękę (i nauczył się wulgarnego prowadzenia rozmów z TV).
  19. Blade dalej robi robotę. Ten film to trochę taka esencja moich skojarzeń z kinem akcji z przełomu wieku - wszystko ma być nie tyle fajne, co cool i zajebiste, a Wesley Snipes (za ten film, "Człowieka demolkę" i oszustwa podatkowego jest dla mnie honorowym białym) co rusz rzuca obrotowe ciosy kombosy, one linery i wywala frajerni fangę za fangą w rytm techniawy. Szkoda, że nowa wersja pewnie będzie o równości społecznej i biednych prześladowanych wampirach, już pan Ali odrzucił scenariusz, bo Day Walker miał być w nim tylko tłem dla jakiejś silnej i niezależnej kobiety
  20. Dragon Ball skończył się dla mnie na Z, ale człowiekowi tak czy siak smutno. Chrono Triggera sobie jakoś w grudniu jeszcze przechodziłem.
  21. Jukka Sarasti

    Stellar Blade

    F.I.S.T i Eastern Exorcist to fajne szpile dostępne na GP, choć o dużo mniejszej skali jako indyki.
  22. Całe życie miałem słabą drożność po jednej stronie nosa ze względu na przegrodę (i to nie od kokainy ), natomiast po złamaniu i nastawieniu nosa to jakiś zupełnie nowy poziom komfortu w życiu. Wychodzi na to, że z rzadka warto tankować obrażenia.
  23. Obejrzałem ostatnio Zabójcę Finchera. Ogólnie to film jest dla mnie trawestacją francuskiego "Samuraja". Rzetelnie zrealizowany, dobrze zagrany, nie nudził, natomiast ma dwie olbrzymie wady w postaci ogromnej ilości monologów bohatera brzmiących jakby miał 14 lat i pierwszy raz czytał Fryderyka Nickiego oraz zakończenie, gdzie Narracja za pomocą muzyczki też dosyć łopatologiczna. Ogólnie to takie mocne 6/10, przy czym zakładam, że każda ocena powyżej 5/10 oznacza coś ponadprzeciętnego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...