Jukka Sarasti
Użytkownicy
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda temat: DOOM: The Dark Ages
Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
Po pierwszym chapterze na normalu i mając bezpośrednie porównanie - w tym roku sobie przeszedłem NG2 - widać, że się nie pierniczą i już od startu jest wymagająco nawet jak na tę serię. Ale to jest zajebista gra.
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
Właśnie odpalam, jakby mnie długo nie było na forum to się nie martwcie, po prostu przeżywam chwile szczęścia (i pewnie wkurwu :D).
-
własnie ukonczyłem...
Tym razem w ramach krótkich indyków padło na Metal Garden, to jest shootera na 90 minut zrobionego przez jedną Chorwatkę. Gierkę wyróżnia, jakkolwiek to złośliwie zabrzmi, szaroburość. Przez całą zabawę bowiem zwiedzamy betonowo-metalową megastrukturę z przebitkami zieleni - nie ma co ukrywać, specyficzna estetyka i budowany przez nią klimat to największy atut omawianej gierki, inspirowanej między innymi takimi tytułami jak Blame. Dodać do tego należy, że choć gra działa na UE5, to grafika i interfejs są stylizowane tak, że naprawdę byłem święcie przekonany, że to po prostu stary dobry Source. Fabuła jest prosta - od niepamiętnych czasów ludzie (albo i nieludzie, co zauważycie dosyć szybko patrząc na design pewnych postaci i przeciwników) żyją w industrialnej megastrukturze. Nie ma z niej zdawałoby się wyjścia, nikt nie wie skąd się tam wzięli i kim byli przed wykształceniem lokalnych klanów i korporacji. Nasz heros, zabijaka bez pokazanej w grze przeszłości, przypadkiem na początku gry natrafia na informację o tym, że być może istnieje stąd jednak jakieś wyjście - postanawia iść za ciosem, a przy okazji odkrywa coraz więcej o świecie i początkach miejsca, w którym on i inni są uwięzieni od pokoleń. Strzelaniny do trudnych nie należą - mamy trzy gnaty, dwa typy przeciwników, do tego double jumpa i chwytanie się krawędzi. Poza walką (funkcjonalną, acz nieporywającą) bardzo dużo czasu spędzimy na platformingu i po drodze wpadnie jedna czy tam dwie proste zagadki. Gameplayowo jak na tak krótki czas wcale nie jest ubogo i ten koncept po lekkiej rozbudowie sprawdziłby się także jako dłuższa gra. Wizualnie jest celowo topornie, muzyki nie uświadczymy aż do końcowych potyczek w grze, ale gdy już się pojawia, to wypada bardzo dobrze. Nie chcę pisać o tej grze w kategoriach "doświadczenia", bo mogło to by zabrzmieć, jakbym chciał ten tytuł dezawuować. A nie chcę - to kompetentna gameplayowo gra, która działa jednak przede wszystkim przez nietypowy setting, poczucie osamotnienia i ogólną dziwność rzeczywistości, w której będziemy wymieniać się ogniem z typami, którzy wyglądają jak King z Tekkena albo jacyś postapo wojownicy zasłuchani w Fields of the Nephilim. Naprawdę z przyjemnością śledziłem kolejne rozdziały tej krótkiej gry i chłonąłem informacje o świecie. Powiedziałbym, że to giereczkowy ekwiwalent naprawdę dobrego opowiadania science fiction - jest interesująca rzeczywistość, fabuła zmierzająca do celu i poszczególne sceny (walka czy platforming) nie pozwalające się nudzić. Kawał miłej i odpowiednio wycenionej do długości gierki - liczę, że pani Aleksandra potraktuje Metal Garden jedynie jako wprawkę i dowali za jakiś czas większym tytułem.
-
własnie ukonczyłem...
Trochę jako przerwę między dwiema większymi gierkami, które ogrywam, a trochę jako przystawkę przed NG4 (i przyzwyczajanie się do nowego pada) skończyłem sobie Assault Spy, czyli indyczego slashera z 2018 roku, co zasługuje na sporą pochwałę (rok produkcji, nie ja) - kiedy wszyscy robili turlanie ze staminą, ktoś uznał (bo podobno za gierkę odpowiada głównie jedna osoba), że bardzo mu brakuje DMC, więc zrobił swoje. Coś w ten deseń. I już ten fakt należy docenić. Fabularnie było dla mnie raczej irytująco. Otóż rzecz rozgrywa się w siedzibie korporacji produkującej rozmaite roboty, do której trafia dwójka szpiegów - Asaru i Amelia - a także ich przydupasi. W siedzibie dochodzi jednak do zamachu terrorystycznego, robociki zostają przejęte, a nasi tajniacy siłą rzeczy muszą wcielić się w bohaterów mimo woli. Całość przyjmuje ton anime komedii - sęk w tym, że w wolnym czasie trudno wyobrazić mi sobie, żebym oglądał anime komedię o szpiegach, więc raczej odczuwałem uczucie cringe'u, a później po prostu już przewijałem cutscenki. Ponarzekam jeszcze trochę, aby mieć tę upierdliwą część za sobą. Widać, że to gra robiona głównie przez jednego człowieka - chwilami jest nieco janku, modele większości postaci i otoczenia wyglądają jak prototypy-placeholdery. Różnorodność wrogów nie zachwyca. Audio równie dobrze mogłoby nie być. Na start mamy tylko easy i dosyć łatwy normal. I wiecie co? I tak bardzo fajnie spędziłem czas. Bo to po prostu kompetentnie zaprojektowany slasher z masą serducha. Choć niestety kampanie obu postaci różnią się głównie cutscenkami, to obie mają różne sprzęty i przez to style walki. Asaru to największy hołd dla DMC - kombosy wyprowadzane walizką poprzez zachowanie odpowiedniego odstępu między naciśnięciami przycisków (lub wduszenie w odpowiednim momencie), bojowy parasol działający niemalże jak Yamato i tak dalej. Amelia za to naparza przeciwników piąchami, kopniakami, pistoletem (można air jugglować lamusów w powietrzu, a jakże) i włócznią. Do tego odpowiednik devil triggera, bo czemu by nie. A dodać do tego należy, że obie postacie mają bardzo dużo ruchów do odblokowania, więc z przyjemnością wbija się rangi w walkach. Wokół przeciwników śmigamy dashami (jest perfect dodge), a dobierając ataki i ruchy kombinujemy jak tu złapać w pole rażenia jak największą ilość lub jak zaatakować od tyłu lub boku, żeby nie musieć zbijać im tarczy lub w przypadku Asaru zapakować morderczego supleksa po naładowaniu paska speciala. Do tego walki z bossami to kawał fajnych wymian ciosów i zdecydowanie najbardziej dopracowany element gry. Po prostu fajnie śmiga się od killroomu do killroomu, bo niczego więcej ta gra nie oferuje - może to i dobrze, uwzględniając, że całość jest skondensowana i jedną postacią można grę przejść w czasie poniżej 4h. Nie będę Wam opowiadał, że to jakiś zapomniany mesjasz i rzucajcie wszystko, aby nadrobić Assault Spy. Ale dla mnie to kawał grywalnego kodu z jednego z ulubionych gatunków, które braki budżetowe i okolice nadrabia czystą frajdą z przemocy. Czego chcieć więcej?
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
No po prostu się czuję jak za gnoja :D
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
U mnie preload zainstalowany, ale aż mi głupio, że aż tak czekam na odpalenie jakiejś gierki :(
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
Tak było zapowiadane z tego, co pamiętam - że Ryu to bardziej gościnne występy, niż pełnoprawny bohater gry, zresztą takie wrażenie można też było odnieść po dotychczas opublikowanych materiałach. Dla mnie okej, skoro Ryu i tak ma mieć mocno ograniczony arsenał, to nie przeszkadza mi taki układ ani trochę - podejrzewam, że dostanie więcej czasu ekranowego i sprzętu w DLC.
- Clair Obscur: Expedition 33
-
własnie ukonczyłem...
Bardzo dobrze tę grę (I dwójkę) wspominam z dzieciństwa, ale pomimo tego, że lubię wracać do ogranych kilkukrotnie staroci, to tutaj wolę sobie zostawić piękne wspomnienia. Pamiętam, że boss na chmurce mnie przeorał w wieku dziecięcym bardziej, niż Ninja Gaideny i inne Sekira dekady później.
-
Cyfrowe zakupy growe!
-
Wymiana kodów Steam/Origin, kart itepe
Oddam klucz do XCOM 2 na GOG, zapraszam na PM.
-
własnie ukonczyłem...
Shady Knight kibicowałem od pierwszych trailerów - połączenie szybkiego i bogatego movementu, meelee i rang jak w DMC brzmiało elegancko. Do tego lubię formułę gier FPP, które zbudowane są wokół krótkich, ale intensywnych poziomów jak ogrywane na przestrzeni ostatniego roku Anger Foot i I Am Your Beast. Shady Knight z tych gier jest tytułem o zdecydowanie najbardziej rozbudowanych możliwościach, ale jednocześnie ostatecznie bawiłem się z tej całej trójki przy tym tytule najsłabiej. Fabuła jest mocno pretekstowa, ciut enigmatyczna, ale zasadniczo po konfrontacji ze złym rycerzem lądujemy w czymś na kształt zaświatów, z których próbujemy się wydostać celem zemsty. W związku z tym czaszka (bo czemu by nie) zleca nam kolejne zadania, w ramach których nasz ostateczny cel to zawsze rozbicie kuli umieszczonej na najwyższej kondygnacji danej misji. No i w zasadzie tyle. Niemniej klimat jest bardzo fajny - z jednej strony gra ma mroczny ton, a z drugiej wszystko to jakieś ascetyczne i dające poczucie, że otacza nas zżerająca wszystko pustka i być może po prostu w ten sposób umysł protagonisty dogorywa. A protagonista nie jest jakimś łapsem z pierwszej lepszej łapanki. Ma on do swojej dyspozycji sztylet na łańcuchu przydatny zarówno do walki, jak i platformowania, miecz z opcją zwykłego i ładowanego ataku oraz parowania, a także oczywiście skakanie, kopniaki i wślizg, a do tego dasha pozwalającego złapać broń lewitującą w powietrzu czy upuszczoną przez przeciwnika - czemu akurat dasha? Ano temu, żeby móc wpleść podnoszenie broni do platformowania lub przemieszczania po polu walki. Gra mimo krótkiego czasu (podstawowe przejście zajmie z 5 godzin, ale jak ktoś chce zbierać sekrety, robić wyzwania i śrubować rangi na levelach, to zajmie mu to dużo więcej) co chwilę wprowadza nowe mechaniki i zależności - szybko więc okaże się, że np. od ścian można i trzeba odbijać się kopniakami lub samo chwycenie broni w powietrzu może mieć dwie postacie i dwa zastosowania związane z przemieszczaniem. Wrogowie też robią się coraz bardziej skomplikowani - a to można ich ranić tylko backstabem lub wyrzuceniem poza arenę, a to trzeba najpierw podpalić - nudy nie ma. Brzmi super? Byłoby super, gdyby sterowanie było nieco bardziej precyzyjne, a postać nie miała chwilami fizyki, jakby ważyła 5 kilo. Nieraz miałem wrażenie, że dany skok mi nie wychodzi nie dlatego, że nie umiem wykonać jakiegoś manewru, ale dlatego, że np. celność mojego herosa (który pośród wielu zalet nie ma akurat dostępu do standardowego celownika) nieco kuleje, gdy trzeba płynnie odbić się od bardzo konkretnego punktu na mapie, chwycić łańcuchem inny punkt, by na koniec skokami wspiąć się po odpowiednio oznaczonej ścianie. Również walka, choć chwilami bardzo satysfakcjonuje, to przy niektórych starciach nie wiemy w zasadzie od kogo dostaliśmy, a próby pozbywania się wrogów poprzez zrzucanie ich - co czasem jest wręcz wymagane - idą upierdliwie wręcz źle, bo wspomniana celność sztyletu-łańcucha nie zachwyca. Ciekawostka - co prawda nasza postać może przyjąć tylko dwa ciosy (po pierwszym po paru sekundach się regeneruje, ale dwa ciosy w krótkim czasie to zawsze game over i zaczynanie mapy od nowa), ale za to może dowolną ilość razy spadać do otchłani i odradza się na ostatnio zdobytym piętrze, więc często optymalną taktyką po otrzymaniu ciosu staje się rzucenie w przepaść. Same poziomy dzielą się na trzy rodzaje. Standardowe mapy kręcą się wokół dotarcia na najwyższe piętro - walka nie jest wtedy obowiązkowa, choć czasem wyczyszczenie danego piętra z lamusów przydaje się, aby spokojnie przejść przez platforming. Inne mapy to areny, gdzie musimy zaszlachtować wszystkich. Do tego dochodzą cztery upierdliwe huby, które tylko spowalniają grę. Otóż trzeba w takim hubie wymyślić sobie jak dojść do miejsca, gdzie otwiera się dostęp do trzech poziomów, przejść te poziomy, potem to powtórzyć i tak aż do punktu, gdzie możemy przejść do nowego huba - niepotrzebnie spowalnia to grę i nic nie wnosi, zamiast tego moglibyśmy po prostu odpalać poziom po poziomie. Stylistycznie - ładnie i schludnie. Prosta grafika daje zadowalającą czytelność, co się ceni przy grze tego typu. Muzyka jakaś tam sobie plumka, ale nic, co bym zapamiętał. Ogólnie to trochę zawód, bo wiele rzeczy w tej grze działa, ale niektóre mnie już zaczynały męczyć pod koniec i czekałem tylko, aż Shady Knight się skończy, choć to krótka gra. Z drugiej strony jestem chyba jedyną osobą na świecie, która narzeka na ten tytuł, więc jeżeli opis Was zainteresował, to warto sprawdzić, zwłaszcza na jakiejś promocji czy w bundlu. Gdybym bawił się w skalę ocen, to dałbym 6/10 - gra ma w sobie coś, nie żałuję poświęconego jej czasu, ale też nie będę rekomendował, dopóki ktoś nie jest nakręcony na ten typ rozgrywki na tyle, aby przełknąć omawiane wady. Wychodzi na to, że teraz muszę przy jakiejś okazji kupić Bloodthief i porównać, bo założenia się bardzo podobne.
-
Anime godne polecania
-
Crimson Desert
Mam podobnie, przy pierwszych gameplayach byłem nakręcony, teraz nieco przeszło, więc czekam na opinie graczy. Aczkolwiek jak walka dostarczy, to jestem w stanie sporo przełknąć.
-
własnie ukonczyłem...
Trójkę zapamiętałem najsłabiej - choć dalej jako bardzo dobrą grę - ze względu na wymuszony wersją Xboxową podział map na ładujące się obszary, aczkolwiek dziś można to obejść jakimś modem.
-
własnie ukonczyłem...
Ja akurat bardzo lubiłem te misje z potworami, bo ładnie odświeżały klimat, no i przy końcu robi się nawet strasznie, zwłaszcza, że ich projekty też są pomysłowe.
-
własnie ukonczyłem...
Wczoraj wieczorem zakończyłem powrót do Thief: The Dark Project (a właściwie wydania Thief: Gold, które to wprowadza drobne poprawki i trzy dodatkowe misje) - ta gra się nie starzeje, to było kolejne doskonałe 17 godzin zabawy. Nie będę owijał w bawełnę i powiem otwarcie, że Thiefy to moje ulubione podejście do skradanek - wybaczcie Snejki, Fiszery, Rimikaru i Hitmany, ale król może być tylko jeden i jest to cyniczny cwaniak w osobie Garreta. Człowiek, który ma swoje zasady (kanonicznie nikogo nie zabija, a wyższe poziomy trudności poza dodatkowymi celami i nieco zmienionym rozkładem strażników dodają też wymogi związane z ograniczeniem lub brakiem zabijania - w końcu "przemoc to oznaka amatora", a to, że ktoś pracuje jako strażnik nie oznacza, że zasługuje na śmierć), ale najważniejsze dla niego pozostaje, aby wynieść jak najwięcej dóbr wszelakich z miejsca napadu. Garret to niejedyny bohater Thiefa - równie dużą rolę odgrywa doskonale wykreowane Miasto. Miejsce, które z jednej strony wchodzi w rewolucję przemysłową, a z drugiej ciągle drzemią w nim stare i niezrozumiałe siły objawiające się chociażby w nieumarłych, magii czy samym głównym wątku, który tak naprawdę zaczyna się dopiero po paru pierwszych misjach. To miejsce klimatyczne, ze świetnie zrealizowanym lore (intra między misjami z cytatami z ksiąg religijnych czy notatki, które znajdujemy), a przy okazji pozwalające na duże zróżnicowanie w lokacjach - raz będziemy zwiedzać magiczną posiadłość w mojej ulubionej misji w postaci "The Sword", innym razem niczym Lara Croft pobiegamy po jaskiniach z pozostałościami dawnej cywilizacji, a gdzie indziej zinfiltrujemy gildię magów czy wyznawców technologii. Albo będziemy robić pod siebie ze strachu w misjach zbudowanych wokół Haunted Cathedral czy będzie nam brakowało tchu przy intensywności misji "Escape!". Tak, Thief potrafi zadbać o dużą różnorodność przy jednoczesnym poszanowaniu dla swojego gameplay loopu. Choć nieraz cel misji zmieni się dramatycznie w trakcie, to zazwyczaj przybywamy na miejsce włamu dysponując pewnymi wskazówkami i zawsze uzasadnioną fabularnie dosyć ogólnikową mapą (a są miejsca, których mapa w ogóle nie uwzględnia - strasznie klimatyczny patent), a z tego punktu kombinujemy, jak dotrzeć do celu misji lub wpierw próbujemy go w ogóle zlokalizować przetrzepując notatki czy podsłuchując strażników. A w tym celu się skradamy. I pod tym kątem gra traktuje się bardzo poważnie. Garret nie jest może totalnym lebiegą - potrafi wywijać mieczem i poskładać jednego przeciwnika w systemie opartym o cięcia i blok (lepszy system niż w SHf) - ale większa ilość przeciwników to pewna śmierć, a strażnicy ochoczo alarmują o tym, że ktoś się tutaj panoszy. Zamiast tego musi metodycznie przemieszczać się w cieniu, uważać czy podłoże po którym stąpa nie jest za głośne i dobrze wybierać momenty na przemknięcie za plecami strażnika lub jego ogłuszenie, a do tego trzeba też zająć się ciałem - gra nie traktuje gracza jak debila i oczekuje bezwzględnego respektowania jej zasad. Poza tym do dyspozycji ma łuk z wieloma rodzajami strzał (od mających zastosowanie ofensywne po takie, które gaszą pochodnię, wytłumiają odgłosy powierzchni czy pozwalają wystrzelić linę) i kilka innych przydatnych gadżetów jak np. granaty oślepiające czy miny. Głównie jednak będzie pełzał po rewelacyjnych poziomach. To, czym najbardziej błyszczy Thief, także 26 lat po premierze, są rewelacyjne projekty poziomów. Są one czasami ogromne, zróżnicowane i zachwycają architekturą oraz pomysłami. Naprawdę, jak człowiek popatrzy na nowsze gierki to może poczuć wręcz zażenowanie, gdy porówna się ich mapy do wielokondygnacyjnych lokacji w Thiefie, gdzie na człowieka czekają zróżnicowane widoki i filozofie - od industrialnych kompleksów i surrealistycznych miejsc spaczonych magią, po "zwykłe" więzienia i ulice. Do tego mapy wypchane są opcjonalnymi znajdźkami, które przekładają się na zysk i możliwość zakupu gadżetów. Dwóch lokacji co prawda w tej grze nie lubię i uważam za upierdliwe (kasyno zmieniające się kanały zmieniające się w posiadałość... - ta misja dodana w Thief Gold to moim zdaniem zlepek odrzutów oraz misja, gdzie trzeba w krótkim czasie aktywować przełączniki), ale poza tym absolutnie wybitne mapy, nawet jeśli sporo sobie połazimy tu i tam. Grafika oczywiście zestarzała się najgorszej, ale po wgraniu HD Moda było całkiem spoko. Audio natomiast jest dalej wybitne i to gra stworzona pod słuchawki. Przede wszystkim nasłuchiwanie pełni w skradaniu gigantyczną rolę. Po drugie Garret miał szczęście do rewelacyjnego aktora głosowego. Po trzecie, klimat, mimo, że to "tylko" skradanka potrafi niesamowicie zjeżyć włos na głowie. Niepokojące ambienty w trakcie misji, które jednocześnie są czasem podpowiedzią, że jesteśmy na dobrej drodze, horrorowate odgłosy przeciwników w niektórych misjach czy to, co słyszymy w misji z odzyskiwaniem pewnego oka... Rewelacja. Krótki motyw dźwiękowy w czasie intr z cytatami brzmi jak najlepsze mroczne ambienty. Brzmi to jak wpis fanboja, ale nie mam problemu z przyznaniem się do bycia fanbojem tej serii. A teraz dam sobie chwilę przerwy i odpalam moją ulubioną dwójkę, aby zweryfikować czy to dalej dla mnie gra 10/10. Potem trójka i może w końcu zmuszę się do ogrania średnio przyjętego rebootu. Liczę, że Nightdive ładnie kiedyś odświeży trylogię, a seria dostanie wskrzeszenie na jakie zasługuje.
-
Silent Hill f
Silent Hill 4 to taka część, która najwięcej zyskałaby na remake od zera - koncepcyjnie ta gra jest świetna, ale wykonana tak, że za cholerę bym po nią nie sięgnął ponownie.
-
własnie ukonczyłem...
Również ostatnio ukończyłem Silent Hill f i bardzo dawno nie miałem tak mieszanych wrażeń po ukończeniu jakiejś gry. Od razu uczciwie powiem, że mimo dobrych chęci nie zmusiłem się do kolejnych przejść. Wczytałem NG+, zadałem sobie pytanie po sięgnięciu po gazrurkę czy chcę znowu bić się z tymi maszkarami i stwierdziłem, że jednak nie. Internet dostarczył reszty materiałów i zakończeń - a dodam, że zaledwie przyzwoity i funkcjonalny gameplay pozwalają mi brnąć przez gry z dobrą fabułą. Dodam, że Spec Ops: The Line to jedna z moich ulubionych gier (a przynajmniej była taką, gdy ogrywałem ją kilka lat temu), a oryginalnego Niera na PS3 przeszedłem bez żadnego kręcenia nosem. Tu miałem jednak dość. I żeby nie było - SHf jest grą wartą ogrania. Jednocześnie jednak chwilami tak drażniącą, że nie widzę do niej powrotu - wypisz wymaluj ostatnie Ciche Wzgórze, które ograłem (nie licząc remake dwójki), to jest czwórka. Na początek kwestia tego, co mnie najbardziej zastanawiało - na ile tajwański Silent Hill w japońskiej wiosce będzie Silent Hillem. Okazuje się, że w pełni zadowalającej mnie mierze. Gdzieś tam po cichu rozkminiałem, czy będą jakieś bardziej bezpośrednie nawiązania (np. azjatycki kuzyn kultu z Cichego Wzgórza), no i nie ma. Reszta natomiast ma chwilami bardzo silentowy vibe - mgła i zagadki spokojnie mogłyby znaleźć się w innych grach z serii, podobnie jak pewne aspekty narracyjne. Z drugiej strony, Dark Shrine, czyli tutejszy Otherworld (do którego przejdę nieco dalej), budził pewne skojarzenia z Kuon z PS2, co samo w sobie uważam za dobrą rzecz, bo setting z horroru From Software zasługuje moim zdaniem na większą eksploatację w giereczkowie. Fabuła? Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze i to ona wraz z klimatem ciągną ten tytuł. Zarówno wydarzenia na ekranie, jak i próby ułożenia sobie w głowie, co tak naprawdę zaszło, są mocno satysfakcjonujące i od wizyty w świątyni, gdzie pewne cechy bohaterki się zmieniają gra wchodzi w naprawdę popaprane klimaty, co bardzo mi się podobało - zwłaszcza przypasowały mi się zmiany świata, ostatnie sekwencje w grze, jak i pewna bomba. Przy czym jednocześnie gra nie jest w ogóle straszna - w porównaniu do SH2R, gdzie chwilami musiałem sobie odpocząć od gry albo uspokoić się przed kolejnymi pomieszczeniami, to tu są może z 3-4 lekkie jump scare'y i to tyle. Miałem pod tym kątem większe oczekiwania. Sama gra toczy się na dwóch płaszczyznach - miasteczko i Dark Shrine. To pierwsze wypada dużo lepiej - są paskudne strachy na wróble (w ogóle design przeciwników jest rewelacyjny), większe uczucie zagrożenia i najlepsze momenty w grze (dom rodzinny i końcowa przebieżka ulicami ku drodze do finału) pod kątem klimatu. Dark Shrine samo w sobie nie jest jakąś fatalną lokacją, ale jednak wypada zbyt powtarzalnie mimo dużego potencjału na wsadzanie tam popapranych rzeczy. No i w tym drugim jest łatwiej pod kątem walki, ze względu na nieniszczącą się broń oraz dochodzący później upgrade, który mimo wszystko wzbudził uśmiech na mojej twarzy (Bionic Commando, ale to Naruto). Eksploracja bardzo mi się podobała, choć sporo tutaj upierdliwego biegania do kapliczek, by "spieniężyć" przedmioty, natomiast zagadki pozostawiły mieszane odczucia. Sporo jest naprawdę fajnych, ale irytowałem się przy teście z japońskiego ogrodnictwa, zagadka z szyfrem była taka sobie, no i przez chwilę latałem jak głupi po domostwie, bo nie wiedziałem, że zebrany kalendarz mogę umieścić w jednym konkretnym miejscu - dopóki nie przebiegłem dosłownie z Hinako dotykającą frontem ściany, to nie wyświetlał mi się właściwy prompt. Ostatnia zagadka z muralem w grze jest fajna, ale sztucznie przedłużona przez to, że za każdym razem trzeba podejść do jednego z bodajże 10 punktów i tam włożyć odpowiedni emblemat, zamiast jak w innych zagadkach w grze przekładać przedmioty na jednym ekranie prezentującym całą zagadkę. No i jest ta walka obszczana i obsrana. Już pal licho jej logikę w grze - kilkukrotnie spotykamy się z podkreśleniem, że Hinako to talent z dziedziny lekkoatletyki, a kondycję ma jakby zaczynała dzień od dwóch paczek fajek zapijanych denaturatem - ale samo wykonanie jest po prostu nędzne i bez żadnego żalu skończyłem grę na "story mode" pod kątem właśnie potyczek. Uniki zżerają strasznie dużo staminy, walka w ogóle nie daje frajdy i poczucia siły uderzeń, jest drewno, a systemy mające walkę urozmaicić jak perfekcyjne uniki czy kontry po prostu średnio leżą. Nie wątpię, że za rok jakiś jutuber rewizjonista zrobi baitowy tytuł i będzie opisywał jak bardzo chujowa walka wzmaga uczucie terroru i dodaje jeszcze jakości SHf, ale nie ze mną te numery. To jeden z najgorzej zaprojektowanych (powiedzmy) soulslików na rynku, gdzie każda konieczna walka - a w dalszej części gry jest tego masa - budzi irytację, nawet jeżeli szybko i bezboleśnie się z nią uporamy. Ja nie byłem w stanie zmusić się do męczenia z tym przy kolejnych przejściach. No i wychodzi na to, że Silent Hill f to gra pełna kontrastów. Świetna fabuła i artstyle, Yamaoka jak zawsze dostarcza, intrygujące partie w miasteczku - a z drugiej zamulający Dark Shrine, bardzo kiepska walka i sporo słabostek technicznych. Ograłem, cieszę się, że marka wróciła nie tylko jako remake i doczekała się gry, która działa jako autonomiczne dzieło z jednoczesnym odczuwalnym duchem oryginału. Niemniej jednak, dopóki Neobards nie ogłoszą, że walkę w kolejnej grze robi im ktoś z zewnątrz, to chyba postoję.
-
Silent Hill f
Gierkę skończyłem i bardziej rozpiszę się w wiadomym temacie, ale faktem jest, że jakby tutaj przenieść Jamesa, to potwory to by akurat musiały spierdalać przed nim
-
Metal Gear Solid
Cholibka, byłem przekonany, że druga płyta to też Mantis i Sniper Wolf, chyba jednak odświeżę od jedynki.
-
Właśnie zacząłem...
Taki tam kultowy i wpływowy RTS oraz sport narodowy w Korei.
-
Metal Gear Solid
Ostatnio przechodziłem parę lat temu, ale miałem zbliżone wrażenia - w zakresie skradania, to zapamiętałem, że pierwsza płyta go miała całkiem sporo, s sruga to bossowie i cutscenki. W sumie bym nawet odświeżył, ale wpierw chyba dwójka i trójka, bo z tych już praktycznie nic nie pamiętam.
-
Indyki & ukryte perełki, które warto znać
Vomitoreum było zajebiste, więc czekam.
-
Resident Evil 9 Requiem
Tak, to będzie Keon Lennedy, nowy protagonista serii.