Skocz do zawartości

Jukka Sarasti

Użytkownicy
  • Postów

    105
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

75 Exclusive Sony

Informacje o profilu

  • Płeć:
    mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

  1. Jukka Sarasti

    Stellar Blade

    Wiem już jak udoskonalić rozmowę, dziękuję twitterowe literaki.
  2. Nowa okołoturniejowa napierdalanina na Netflixie, pewnie rzucę okiem.
  3. Z tego co pamiętam, to dopiero od startu siódmej generacji zaczęli dodawać dosłownie na pół strony recenzję jednej konsolowej gry i na akapit dwóch mniejszych.
  4. Tematu temu nie będę zakładał, zwłaszcza, że całościowo może wyjść średnio, ale podoba mi się to jako taki (z grubsza) duchowy spadkobierca Condemned, wychodzi jutro: https://store.steampowered.com/app/2137460/Jawbreaker/
  5. Zainstalowałem z GP, ale jak tak widzę teraz opinie, to nie wiem czy jest sens odpalać i się wkurzać, że średnio wyszło
  6. Trójka potrafi być ciężkostrawna, bo ma najwięcej wspólnego z częściami na PS2, przede wszystkim walkę. 4 i 5 mają już fizykę walki raczej jak 0, do tego urozmaica ją granie różnymi postaciami (Akiyama krul). Trójkę bym ruszył i gdyby była zbyt ciężkostrawna to bym zrushował tylko główny wątek plus poboczny wątek Rikiyi, natomiast 4 i 5 bronią się fajnie także i dzisiaj. Możesz też spróbować Judgement - dwie części, "detektywistyczny" spin off Yakuzy, chodzi na silniku 6/Kiwami 2/Y 7. Lost Judgement, choć całościowo średnio mi się podobało, ma najlepszą walkę z całej serii.
  7. Jukka Sarasti

    Steam Deck

    Mnie się zawsze zawiesza przy próbie dodania romów do widoku bezpośrednio ze Steam OS, emulatory odpalam w trybie pulpitu.
  8. Varg to debil o obcych mi poglądach, natomiast od noszenia szmat z logo jego niezwykle wpływowego jednak projektu do nazizmu spora droga. To nie Konkwista 88.
  9. Chodził w koszulce Burzum, stal po "złej" stronie według retardery w Gamers Gate i nie dodał czarnych do XV-wiecznych Czech, ergo według nich jest nazistą.
  10. Korzystając z tego, że wylądował w GP, ukończyłem Evil West. Niby wiedziałem, na co się pisałem, ale początek wcale mnie nie zachęcił - absurdalna wręcz korytarzowość do punktu, w którym skrzynka na 20 centymetrów czy wręcz niewidzialna ściana nie pozwalają zrobić kolejnego kroku czy główna postać na tyle tępa, że w porównaniu do niej Marcus Fenix to specjalista od Heideggera. Zasadniczo to chodzi o to, że jesteśmy kowbojem bijącym wampiry pięścią z metalu i prądem, więcej tutaj nie trzeba, a patrząc na przebieg historyjki nawet nie warto, wiedzieć. Właśnie, ten Marcus wskoczył mi nieprzypadkowo, bo gra ma feeling wczesnej siódmej generacji. Jak się później okazało, nie jest to wcale wada. Na przestrzeni tygodnia przeszedłem sześć etapów. Nie ciągnęło. Później jednak - może kwestia humoru, może gra robi się lepsza - wciągnęło i w trzy dni dograłem resztę. Przede wszystkim z czasem pojawia się więcej opcji - o ile początkowo gra się w to trochę jak w upośledzonego klona nowych GoWów (przy czym gra znacznie słabiej radzi sobie z obsługą postaci i kamery, kiedy postać gracza stoi pod ścianą), to z czasem kolejne bajery podbijają znacząco frajdę z walki, a Evil West umiejętnie korzysta z zasady, że zainteresowanie gracza można podtrzymać co chwilę podsuwając mu nowe narzędzia mordu. Szkoda co prawda, że gra w żaden sposób nie zachęca do tego, aby żonglować broniami czy ciągnąć długie kombosy, co podniosłoby miodność, ale i tak bije się kolejnych frajerów elegancko. Poza tym biciem tak po prawdzie wiele tu nie ma - rzeczy, które zasługiwałyby na miano zagadek tutaj zwyczajnie nie ma, a urozmaiceń praktycznie brak. Z dwa razy pojedzie się wózkiem i z niego postrzela, no i tu się temat wyczerpuje. Same lokacje prezentują bardzo zróżnicowany poziom - "miejskie" są nijakie, natomiast pierwsza misja, w której podąża się tropem Edgara czy opera prezentują się bardzo przyjemnie. Na minus - ponownie poczułem się jak jakieś 15 lat temu - oczojebne łańcuchy sygnalizujące, gdzie mamy iść, co byśmy się nie zgubili. Ciekawostka - całkiem często gra pozwala wspiąć się na 50 centymetrów drewna i przez nie przejść (jest łańcuch), ale już nie zawrócimy (łańcucha nie ma). Ogólnie to ta gra wpisuje mi się w typową grą Flying Hogów - to przyjemny tytuł o solidnych fundamentach, któremu brakuje jakiegoś dopieszczenia czy lepszej wizji jak wykorzystać niegłupie przecież rozwiązania. Z perspektywy osoby, która ograła wszystkie Shadow Warriory (pierwszy najlepszy), Trek to Yomi i właśnie Evil West mam wrażenie, że ciągle brakuje jakiegoś błysku, który pozwoliłby się przebić do czołówki. Cóż, liczę, że studio zrobi jeszcze swój przełomowy odpowiednik Wiedźmina ( ), bo trudno mi im nie kibicować.
  11. Jukka Sarasti

    Fallout TV Series

    Wczoraj machnąłem pierwszy odcinek, nie miałem żadnych oczekiwań, a tu bardzo przyjemne zaskoczenie. Oglądałem z dziewczyną, która nie zna gier i nie wiedziała nawet, że to na podstawie gry i też ją wciągnęło - rzeczy na ekranie uznała za sympatyczną groteskę.
  12. Mocno tnę ilość kupowanych książek w tym roku, ale wpadło przy okazji:
  13. Nie znalazłem na forum wzmianki o tym bangerze, a tym bardziej tematu, więc nadrabiam. Crystal Project wyszło niemal równo dwa lata temu na pecety oraz Switcha, a gra zalicza się do reprezentantów jRPG spod znaku Final Fantasy V. Znaczy to mniej więcej tyle, że postacie mogą levelować w różnych klasach, a następnie dziedziczyć ich umiejętności aktywne oraz pasywne, co ma doprowadzić do stworzenia szwadronu morderców rzucających bomby atomowe i jednocześnie strzelających z łuku czy innych samurajów leczących drużynę. No i jest to główny wabik do tej gierki, bo fabuła to rzecz mocno szczątkowa i nawet gra się z tym nie kryje (na początku usłyszycie mniej więcej "przeżywaj przygody i baw się dobrze", tak do połowy gry więcej fabularnie się nie dzieje). W eleganckim pixelarcie wspieranym przez sympatyczną i całkiem rozbudowaną ścieżkę dźwiękową zwiedza się całkiem spory i stosunkowo otwarty świat - otwarty na tyle, na ile pozwalają nam dostępne narzędzia, ponieważ jak w co drugim starym jRPG trzeba sobie odblokować różne środki transportu (tu wierzchowce), aby przejść dalej. Tutaj drobne zgrzyty - czasem gra w dosyć nieczytelny sposób sugeruje, co trzeba zrobić (a jak wspominałem, mapa jest spora i odkrycie nowego miejsca nie oznacza z automatu, że dostaniemy też kamień teleportujący), a samo przełączenie między wierzchowcami bywa drażniące, bo można je co prawda przypisać do menu "ulubionych" przedmiotów pod jednym z przycisków pada, ale już nie można ich wrzucić na d-pada, a są miejsca, które wymagają przełączenia między ich rodzajami w ramach platformingu. Ano właśnie, platforming. Jednym z wyróżników Crystal Project jest całkiem duża ilość skakania - czasem w celu ruszenia eksploracji do przodu, a czasem aby dostać się do skrzynki z jakimś fajnym przedmiotem. Ogólnie to miłe urozmaicenie, choć bywają frustrujące sekcje, także ani na plus, ani na minus. No dobra, trochę na starcie ponarzekałem, ale przecież wczoraj skończyłem tego sztosa po ponad 50h i czuję potrzebę jego polecenia. Wynika to z prostego faktu - odkrywanie kolejnych miejscówek, odblokowywanie klas postaci (a jakże, za pomocą pochowanych za bossami kryształów) i kombinowanie jakby tu stworzyć oddział uderzeniowy strasznie wciąga. Co prawda nie wszystko ma sens łączyć ze wszystkim (niektóre skille klasowe działają tylko z konkretną bronią, a tę można sobie wsadzić do innej klasy jako pasywnego skilla, ale wtedy traci się punkty na dodanie przydatniejszych umiejętności jak np. boost HP, kontra, auto-revive czy nadawanie statusu przeciwnikom każdym atakiem), ale kombinacje potrafią dawać piękne połączenia. Jak na przykład taki ninja, który może atakować dwoma broniami (dwa ciosy po wybraniu jednej komendy) wyposażony w aktywne umiejętności bandyty i walący pod rząd dwa zadające gigantyczne obrażenia backstaby czy zasypujący strzałami łowca, który na podorędziu ma obszarowe czary ofensywne. Gra się w to tylko dla gameplayu, a ten zrealizowany jest wzorcowo (może poza nieuczciwym ostatnim bossem - to już prawdziwy test jak bardzo gracz potrafi pomieszać wszystkie zdobyte i wyekspione klasy z pasywami i ekwipunkiem, bo poziom trudności w stosunku do bossów z finalnego dungeonu rośnie gigantycznie). Co więcej, pomijając nazwijmy to główną ścieżkę w grze (odblokowanie wierzchowców i klas, dotarcie do finalnego dungeonu i spuszczeniu łomotu rezydującemu na końcu dziadowi) masa zawartości jest kompletnie opcjonalna z minigierkami, dodatkowymi superbossami czy zbieraniem legendarnego wyposażenia włącznie. A przy kolejnym przejściu można się pobawić ustawieniami świata oraz czekają nowi bossowie. Jeśli ktoś lubi takie staroszkolne gierki bez fabuły, za to z toną miodności, to pozostaje mi tylko polecić. Kupiłem za jakieś grosze na steamowej wyprzedaży i przez ostatnie tygodnie topiłem w tym jakieś 80% czasu na gierki.
  14. Jukka Sarasti

    Wanted: Dead

    Ja szczerze polecam, chwaliłem w "Co ostatnio skończyłem" - wystarczy mieć równie dużo autyzmu i miłości do slasherów co ja
  15. Jukka Sarasti

    Zakupy growe!

    Mam obecnie humor na slashery plus chciałbym w tym roku dograć, co mam do ogrania z exów na Switcha, więc lecimy z tematem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...