Borderlands 4 - nie wiem jak reszta endgamu sie zaprezentuje, ale po dobiciu solo do UVH5 jestem wniebowziety. Najlepsze jest to, ze procz treilera i doslownie polminutowego zwiastuna prezentujacego jakichs tam przeciwnikow nie wiedzialem o grze nic. Bardzo przypadla mi do gustu nieco odmieniona formula i piaskownica. Nie jest o wiele lepiej, ale takiej wlasnie innosci oczekiwalem. Wybralem sobie wiec Vault Hunterke (Harlowe) i ruszylem na nowe podboje. Juz na samym poczatku zauwazylem, ze sterowanie i poruszanie sie naszymi bohaterami poddano srogiej zmianie. Wspominalem juz w dedykowanym temacie jak wiele zerznieto w tej kwestii z Destiny 2. Podwojny skok z niemal identycznym czuciem jak u huntera, glide to miks tytanowo-warlockowego stylu poruszania sie, dash w powietrzu jak u warlocka. Jedynie linka, jak slusznie zauwazyl Square, to koncept najbardziej przypominajacy gadzet Master Chiefa z Halo Infinite. Dzieki temu mozna wyczyniac niestworzone tance smierci, a bron (przynajmniej w moim przypadku) leciala jak marzenie, co tylko uprzyjemnialo naturalna i dosc malo wyboista progresje. Byly momenty przestoju vide jeden wkurwiajacy boss w jednej z pieczar czy trzech latajacych pojebow gniotacych mi jaja przy kazdym podejsciu, ale po dopakowaniu postaci i znalezieniu kilku bardzo ciekawych legendarek wrocilem i zemscilem sie okrutnie za moja wszesniejsza frustracje. Projekty map i eksploracja wciagnely mnie niemilosiernie. Wszystko znalazlem sam. Czyscilem mapy jak nawiedzony co zaowocowalo tym, ze dobilem do 50go lvlu gdzies w polowie fabuly. Moze troszke za. Legendarny sprzet lecial dokladnie wtedy kiedy go potrzebowalem. Dorwalem Kaosona, ktory niosl mnie przez 15 lvli, Firepot, ktory mialem na sobie przez 25 lvli czy Jakobsowe auto rifle, ktore dzieki mojemu pro controlerowi mordowaly scierwo jak leci. Znalazlem wiecej sprzetu, wokol ktorego zbudowalem sobie mala krolowa lodu bazujac na splashu i critach. Tak wygladala Harlowe po ostatnim starciu prowadzacym do UVH5: Nie jest to kompletnie build na bossow, ale nie chcialo mi sie juz kombinowac i badac wiec cisnalem tym co wykombinowalem. Hot Slugger to shotgun, ale rownie dobrze moze byc snajperka. Build umozliwia zamrazanie przeciwnikow nawet bez cryo. Dodajcie do tego duzo splashu, tarcze o nazwie bodajze Fireworks i po oddaniu jednego strzalu mozna isc na spacer. Fabulka przynudzala przez pierwsze godziny niemilosiernie glownie za sprawa nijakich i bezbarwnych NPCow, ale pozniej nabiera rozpedu. Nawet taki antyfabulowy ignorant jak ja docenil rozwoj, a zakonczenie moim skromnym zdaniem zdalo podstawowy egzamin wiarygodnosci scenariusza. Niestety czasem glupoty, ktore wygaduja postacie nie pasuja do zdziczalego swiata Borderlands. Harlowe wykrzykuje „Huhuuuuuu! Juppppiiiiiiiii! Hahaaaaaaa!” odrywajac przeciwnikom mieso z twarzy. Brakuje mi tych dzikich i miesistych wolan Salvadora, Kriega (I like my treasure like my baby steaks - rare!) czy nawet Mayi. B4 broni sie bezproblemowo gameplayem i lokacjami, ale wisienka na torcie sa bossowie. Ostatnie starcie pieknie wpisuje sie w standardy epickosci, ale i wczesniejsi nie sa ulomkami. Endgame rzecz jasna weryfikuje to jak sa “twardzi” lecz pierwsze z nimi spotkanie moze byc intensywne. Z minusow musze niestety napomknac o stanie technicznym gry gdzie czasem nie pojawiaja sie elementy otoczenia odpowiadajace za progresje. Zeby wlacznik czy wajcha byly tam gdzie maja byc trzeba zresetowac gre. Czasem brak jest drzwi do jakiegos pomieszczenia, ale niewidzialna bariera blokuje wejscie. No, takie glupotki sie zdarzaja. Debilne jest rowniez to, ze do farmy class modow trzeba uzywac innych VHow. Spolecznosc dziwi sie dlaczego grajac Amonem wypada z bossow po 10-13 class itemow dla innych klas, a tylko dwa dla postaci, ktora gramy. No cos nie halo. Borderlands 4 to jednak swietna gierka. Teraz dopiero wbije kly w farme i bede sie nia zywil przez kolejne miesiace. A tuz za rogiem czeka jeszcze Cash. Bedzie co robic. 9/10