Skocz do zawartości

Splinter Cell: Double Agent


orion50

Rekomendowane odpowiedzi

Gość maciek88

Phi, w ciemno bierz. Majstersztyk grywalności począwszy od pomysłowej strony wizualnej (lokacje!), bardziej zjadliwy scenar i zróżnicowane misje po naprawdę spore pokłady satysfakcji czerpane z finezyjnego wycinania złowrogich soldatów. Masa.

Odnośnik do komentarza
  • 2 miesiące później...
  • 3 tygodnie później...
  • 9 miesięcy później...
Gość Marvelous

Singiel na 4 razy mi styknął, byłem syty. Zaliczając misje na 100% - satysfakcja gwarantowana. Plus wszystkie poziomy trudności. Jedna z moich najbardziej katowanych gier na 360tkę. Multi raczej słabo choć nie sprawdzałem.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

Pierw krecisz galka i gdy zebatka bedzie blisko tego czegos, zmieni kolor na zielony i zrobic pstryk - potem krecisz w przeciwna strona i bedac blisko tego czegos zwalniasz obroty by zaczepic, potem znow w przeciwna strone

 

http://www.gry-online.pl/S024.asp?ID=574&PART=100&PAGE=1 na samym dole videło

Edytowane przez Scorp1on
Odnośnik do komentarza
  • 6 miesięcy później...
  • 1 rok później...

Panowie i panie, odświeżam temat, bo "Double Agent" zdecydowanie jest tego wart ;)

Umieszczam swoje wypociny w postaci recki, trochę się odzwyczaiłem od przelewania wrażeń na papier/Word, ale co tam...

 

Tom Clancy’s Splinter Cell: Double Agent

 

Patrząc przez pryzmat czasu trzeba przyznać, iż Ubisoft miało przyswojonego czuja decydując się zainwestować niemałe wszak sumy w przygody nieznanego jeszcze nikomu Sama Fishera. Jak się okazało, była to decyzja niezwykle trafna, dzięki której rynek gier video wzbogacił się o kolejnego wyrazistego bohatera, godnie stającego w szranki z wysłużonym już wtedy Snakem (pamiętającym wszak czasy Pegasusa, pardon, NESa). Jednocześnie zaś postać Sama, mimo iż należąca do świata „skradanek”, była jakże odmienna od wspomnianego węża pod wieloma względami. Koniec końców, flagowy tytuł KONAMI prezentował również zgoła odmienne podejście do fabuły, ze wszystkimi wykręconymi bohaterami, pompatycznymi dialogami i w ogóle o stawaniu się lepszym człowiekiem nie wspominając. „Splinter Cell” zaś obrał inną drogę, drogę stosunkowo realistycznej historii podlanej dorosłym klimatem, bez japońskich dziwactw i naleciałości.

 

I tak postać Fishera na przestrzeni paru lat zdołała się dorobić trzech części cyklu „Splinter Cell”; każda z gier co prawda wnosiła drobne zmiany w gameplayu/grafice/technikaliach, aczkolwiek wszelkie zmiany miały charakter zachowawczy, co by azymutu serii nie wywrócić do góry nogami a stałych klientów i fanów marki trzymać blisko przy sobie (a Ubisoft mógł nadal kłaść swoje kosmate łapska na portfelach graczy). Niemniej z różnorakich przebitek prasowych dotyczących czwartej już odsłony przygód Sama można było wywnioskować, iż tym razem developerzy poczynią znaczne zmiany zarówno w całej historii, jak i w elementach gameplayu. Czy tym razem obietnice znalazły pokrycie w rzeczywistości czy twórcy znowu postanowili mydlić oczy fanom Sama patentami rewolucyjnymi inaczej?

 

Oś fabularna lekko zaskakuje już na samym początku, bowiem tym razem Sam staje po przeciwnej stronie barykady. Gdy córka naszego protagonisty zostaje zabita (oficjalnie zginęła w wypadku samochodowym, co dla Sama jest tak prawdopodobne jak podwyżka polskich emerytur), Fisher postanawia działać pod przykrywką w celu wniknięcia w szeregi organizacji JBA (terroryści i inni źli panowie z kompleksem małych…pistoletów). Oczywiście nadal działa na zlecenie agencji rządowej NSA, ale o tym wiedzą tylko nieliczni. Co się wiąże z obecnością tych dwóch organizacji w grze? Ano to, że nierzadko Sam (czyli gracz) dostaje sprzeczne zadania do wykonania (np. jedna strona zleca mu zabójstwo kreta z CIA, zaś rząd chce owego agenta utrzymać przy życiu za wszelką cenę). Wykonanie (bądź ominięcie) danego zadania ma wpływ na kondycje pasków zaufania (osobne dla każdej agencji) przedstawiających stosunek dwóch sprzecznych ideowo organizacji do postaci Sama; trzymanie poziomu zaufania na odpowiednim poziomie szczególnie leży zatem w interesie gracza. Tutaj wypadałoby przyklasnąć twórcom za implementację ciekawego patentu, z drugiej jednak strony dać sygnalizowanego plaskacza w twarz za realizację wspomnianego pomysłu. Utrzymanie obu pasków na zadowalającym poziomie nie nastręcza bowiem zbytnich trudności, co automatycznie ułatwia rozgrywkę.

 

Skoro już o historii mowa, to fabuła została poprowadzona w iście filmowym stylu. Fisher rzucany jest w różnorakie miejscówki (każda wykonana kapitalnie!), raz śmiga po lodowcach (zaliczając jednocześnie nurkowanie w lodowatej wodzie), innym razem ucieka z więzienia…Po drodze odbędzie też podróż luksusowym jachtem, bynajmniej nie w celach turystycznych (chyba że wysadzanie statku podpada pod kategorię rozrywki), błąka się po terenach Afryki ogarniętej konfliktem zbrojnym, pomyszkuje w siedzibie JBA…Chwileczkę, na tej ostatniej lokacji należy zatrzymać się na moment, bowiem stanowi ona pole działań paru misji z łącznej puli jedenastu. A o co chodzi ? Po każdej udanej misji w terenie (i po zaskarbieniu sobie zaufania terrorystów), Sam oddelegowany zostaje do głównej siedziby JBA (tych złych do szpiku kości Panów) z szeregiem zadań do wykonania. Zarówno JBA jak i NSA zlecają Fisherowi kilka punktów do wykonania (obowiązkowych jak i dodatkowych, te trudniejsze są wynagradzane dodatkowymi gadgetami); ci pierwsi oczekują np. rozbrojenia bomb, przeniesienia ciała poległego kamrata do spalarni bądź odbycia treningu na strzelnicy; rząd zaś zleca bardziej wysublimowane zadania, z pobraniem próbek głosu i odcisków palców członków JBA na czele. Kruczek jest tylko jeden – z całej gamy celów musimy dokonać selekcji, bowiem limit czasu na powrót do miejsca zbiórki wynosi 25 minut czasu rzeczywistego. Nie muszę chyba wspominać, że Sam, jako świeży nomen omen narybek w JBA, nie ma dostępu do wszystkich pomieszczeń ze względu na obecność skanerów linii papilarnych itp. (to raz), jak również i z powodu ściśle określonego obszaru dostępnego dla członków niższych rangą (to dwa). Teoretycznie zatem gracz powinien wykonywać tylko zadania zlecone przez terrorystów, jednak hołdując zasadzie „czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal”, jeżeli nikt nie przyłapie Sama w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie (np. przeszukującego tajne akta członków organizacji), może on szwendać się po siedzibie JBA wykonując zadania dodatkowe. Rajcowność tego pomysłu tkwi w tym, że nierzadko zdobycie ważnych informacji wiąże się z pompującym adrenalinę do żył skradaniem pod nosem przeciwnika (zbyt mocne wychylenie gałki analoga, Sam zbyt szybko stawiający kroki i…restart) jak również i z pewną dozą kreatywności (jedną próbkę głosu można uzyskać tylko od jegomościa mamroczącego przez sen!). W dodatku misje w kwaterze JBA to doskonała odskocznia od i tak wyśmienitych „zwykłych” etapów, zatem na nudę narzekać nie można, oj nie!

 

Tradycyjne misje są również urozmaicone ciekawymi przerywnikami, wszak pilotowanie pikującego w dół helikoptera (sugestywny blur ekranu + trzęsiawka kamery daje radę), skok z samolotu (należy w odpowiednim momencie otworzyć czaszę spadochronu) bądź pomykanie po dachu i ścianach wieżowca (za wszelką cenę unikając świateł reflektorów z latającego nad naszą głową helikoptera) potrafią trzymać w napięciu. Jakby tego było mało, twórcy nowego „Splinter Cella” zaimplementowali w swoim dziele szereg mini gierek – chcąc otworzyć sejf, musimy przekręcić trzy bolce zamka do jednakowej pozycji (wymagane precyzyjne kręcenie kółek analogiem), zaś by włamać się do terminalu/komputera/laptopa, musimy wykazać się refleksem i w krótkim limicie czasowym wybrać odpowiednie cyfry z czterech kolumn. Uwierzcie mi, iż dokładne nastawienie bolców jest niezwykle stresującym zadaniem zwłaszcza wtedy, gdy wykonujemy je tuż za plecami wroga, gotowego obrócić się w każdej chwili i przerwać nam zabawę.

 

W odróżnieniu od poprzednich odsłon „Splinter Cella”, w najnowszej części gracz otrzymuje spory stopień swobody. Oczywiście gra cały czas polega na przejściu z punktu A do punktu B, niemniej lwią część zleconych zadań można ominąć (tylko wspomniane wcześniej primary objectives są wymagane do ukończenia misji), przy okazji tracąc jednak dużo frajdy z zabawy w agenta…Co cieszy, to czas potrzebny na przejście kampanii single player na normalu, wynoszącym zadowalające 8-9h. I pomyśleć, że w czasach premiery „Double Agenta” ludzie narzekali iż tryb dla jednego gracza jest za krótki. W dobie dzisiejszych produkcji możliwych do przejścia w niecałe 4 godzinki, tamte opinie brzmią aktualnie niczym niesmaczny żart. Jeśli komuś by jednak było mało zabaw z Fisherem (?), do obadania pozostaje jak zwykle solidny tryb multiplayer, którym to jednak z tych czy innych powodów nie będę się zajmował. Szpiedzy donoszą, iż zabawa w parę osób (po sieci i przez Internet)jest świetna, pozostaje mi zatem wierzyć na słowo.

 

Seria „Splinter Cell” od zawsze stała mocnymi wizualiami, zatem od X360 można oczekiwać wiele, wszak przesiadka na konsolę next-gen otwiera wiele możliwości. Cóż, postawię sprawę jasno, jak alkoholik na spowiedzi – oprawa po prostu „robi”! Pomimo wielu lat na karku, „Double Agent” nadal potrafi zachwycić stroną wizualną (wyraźnie widoczny pot na twarzy Fishera przy lekkim zoomie kamery, dbałość o detale elementów otoczenia, budynki skąpane w promieniach słonecznych), niemniej malkontenci mogą ponarzekać na lekkie dropy animacji (co mimo wszystko nie przeszkadza w rozgrywce), momentami drętwą animację wrogów (Fisher bowiem rusza się zawodowo) i inne detale, ale jak mawiają mądrzy ludzie „nie można mieć przecież wszystkiego”, a że do grona mądrych głów mi daleko, akceptuję piękno grafiki ze wszystkimi jej niedoskonałościami; niczym mąż swą żonę w kilka lat po ślubie.

 

Co momentami wyraźnie szwankuje w grze Ubisoftu, to sztuczna inteligencja przeciwników. Nie raz Sam może przykucnąć tuż przy twarzy wroga, pozostając niezauważonym tylko ze względu na lekki cień okalający sylwetkę Fishera. Permanentna głuchota to chyba kolejna przywara terrorystów, bowiem jak inaczej uzasadnić sytuację, kiedy to dwóch bolków patrolujących teren przystaje na chwilę, po czym jeden z nich zostaje zdjęty przez Sama celnym strzałem w potylicę robiąc przy tym więcej hałasu niż cała orkiestra dęta razem wzięta, a jego kompan spokojnie oddala się w nieznane? Nie ma to jak zażyłość stosunków między terrorystami, nie ma co! Co prawda błędy w SI są momentami dość rażące, niemniej nie rzutują w większy sposób na radość płynącą z gameplayu, zatem kolejny minus odnotowałem z czysto kronikarskiego obowiązku.

 

Fisher podczas swojej mokrej roboty nie raz stanie przed trudnymi wyborami moralnymi, których to reperkusje mogą być mniej lub bardziej tragiczne w skutkach. Wspomniany wcześniej przykład kreta z CIA to tylko kropla w morzu możliwości. By nie zepsuć nikomu zabawy z obcowania z grą dodam tylko, iż samo zakończenie historii zależy od mocno dramatycznej sceny wyboru przymusowego ochotnika na spotkanie ze Stwórcą; wcześniej zaś można (poprzez odpowiednie manipulowanie dowodami) wrobić jednego z członków JBA w sabotaż działań owej organizacji, co z pewnością nie skończy się przyjacielskim poklepaniem po plecach (chyba, że łopatą i grabiami).

 

Czy zatem można mówić o rewolucji w ramach całej serii gier z Fisherem? Mimo różnych ciekawych patentów (miernik zaufania, wybory moralne, interesujące zadania), mocno podciągniętych wizualiów (wszak next-gen zobowiązuje) i świetnie poprowadzonej, dojrzałej fabuły, „Double Agent” to nadal stary, dobry Sam. Granie w nowego „Splinter Cella” po przesiadce z past-genów to jak spotkanie z dobrym kumplem po latach – niby znasz go dobrze, niby wygląda podobnie, a jednak zmężniał, wyprzystojniał i nawet jego opowieści są bardziej interesujące (z wcześniejszych tematów o ilości zaliczonych gier na ilość zaliczonych…ekhm). Niemniej czwarta odsłona zmagań Fishera ze złem tego świata to niezwykle smakowity kąsek dla fanów gier akcji, a tytuł wręcz obowiązkowy dla graczy lubujących się w klimatach stealth. W takiego „Splinter Cella” prędko okazji do zagrania mieć nie będziesz, wszak „Conviction” poszło zupełnie inną drogą, ale to już temat na inną bajkę… Grać i nie marudzić tym bardziej, że „Double Agent” jest dostępny w cenie rzędu 20zł, co zakrawa na żart (ale jakże miły), a nie skorzystać z takiej okazji byłoby nie tyle grzechem, co czystą głupotą ;).

 

Ogółem: 9=/10

Retroatrakcyjność: 9/10 (gra przetrwała próbę czasu, nawet graficznie)

$$$ -> gra chodzi po 20zł, bez komentarza...

 

Podsumowanie dla leniwych: brać i grać, bo WARTO!

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Lap oplusa wszak napisales recenzje wszak mojej ulubionej czesci Splinter Cella, wszak niedawno odgrzebalem stare czesci, wszak jestem juz przy przechodzeniu trzeciej wszak niedlugo zasiade do double agenta. Conviction mi nie podchodzi, wszak jestem za tym, aby przy szostej czesci wrocili do korzeni, wszak Convition jest zbyt arcadowy.

Odnośnik do komentarza

Lap oplusa wszak napisales recenzje wszak mojej ulubionej czesci Splinter Cella, wszak niedawno odgrzebalem stare czesci, wszak jestem juz przy przechodzeniu trzeciej wszak niedlugo zasiade do double agenta. Conviction mi nie podchodzi, wszak jestem za tym, aby przy szostej czesci wrocili do korzeni, wszak Convition jest zbyt arcadowy.

 

MISZCZ!

Słów: 48

Zdań: 2

Wszak: 7

 

Brawo! Poznałeś nowe słowo, teraz pora przestać się nim jarać i zacząć używać też innych.

 

A gramatyki i tak tu nie ma.

 

Co do Double Agent - dziwna część, inna od poprzednich, aczkolwiek ciekawa i daleki jestem od stwierdzeń, że szarga dobre imię serii. Gdyby wyszło znowu to samo, mielibyśmy równie wielkie narzekania, a tak, może znalazło się choć kilka osób, które zaczęły od DA, aby zapoznać się z jego poprzednikami. Tak, jak i Conviction - jest dobry, a jeśli ktoś uważa, że nie pasuje do Splinter Cell, to niech sobie pogra w coś innego, mnie się osobiście podoba.

  • Plusik 1
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (określane jako "RODO", "ORODO", "GDPR" lub "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych"). W związku z tym prosimy o zapoznanie się ze zaktualizowaną Polityką prywatności Polityka prywatności.