Rule Of Rose - Kolejna survival horror perełka z PS2. Być może wielu z was kojarzy ją za kontrowersje i banowanie w wielu krajach pod rzekomymi zarzutami o przedstawianie treści seksu i przemocy z udziałem nieletnich. Cała sytuacja działa się jeszcze w czasach kiedy w modzie było gierki obsmarowywać o najgorsze rzeczy w mass mediach, niekoniecznie przyglądając się sprawie trzeźwym okiem. Gierka podobno jest też największym białym krukiem na aukcjach ale na szczęście nie musiałem się tym przejmować.
Gra zabiera nas do Anglii rok 1930, gdzie wcielamy się w 19 letnią Jennifer i w towarzystwie swojego wiernego labradora Browna staramy się przetrwać wśród "arystokratycznej" hierarhii Red Crayon ustanowionej przez pewne dziewczynki z okolicznego sierocińca, do którego przyszło nam trafić na początku przygody. Pewnie zauważyliście, że zawsze staram się nie rozpisywać specjalnie o stronie fabularnej gier, a bardziej skupiam się na gameplayu. Tutaj nie zrobię wyjątku ponieważ wielka szkoda byłoby spoilerować cokolwiek. Sam wszedłem w tą gierkę nie wiedząc o niej absolutnie nic i takie podejście gorąco polecam. Rule Of Rose należy do psychologicznych horrorów i pozostawia wielkie pole do interpretacji materiału przez gracza.
Fabuła jest podzielona na miesiące i w każdym naszym celem aby przeżyć jest znaleść określoną rzecz, którą należy przynieść do loży dziewczyn. W tym celu posłuży nam nasz kochany pies. Brown jest nieodzownym towarzyszem, który pomoże nam znaleść przeróżne przedmioty pochowane w lokacjach a które Jennifer nie jest w stanie zobaczyć. Wygląda to tak, że wybieramy przedmiot z inwentarza, który trafia do zakładki "find" i pod przyciskiem pieseł zacznie węszyć. Pomysł w założeniu bardzo fajny, w praktyce często gęsto błądzimy po tych samych korytarzach i pokojach, zbierając przeróżne graty. Przykładowo klipsy do ubrań mogą nakierować nas na jedną z 3 rzeczy np jedzenie, które leczy albo kolejne klipsy. Wszelakie graty można potem oddać do loży gdzie po uzbieraniu określonej ilości dostajemy więcej jedzenia. Problem w tym, że możemy oddać tylko pojedynczą sztukę naraz i tak np szklane kulki w liczbie sztuk 12 dopiero nam coś dadzą. Teraz klikajcie za każdym razem do inwentarza i wybierajcie pojedynczą kulke, kiedy nazbieraliście ich przez połowę gry z 50 XDD
Druga sprawa, że pathfinding Browna czasami głupieje i próbuje przejść przez zagrodzone przejście albo drzwi, które są zamknięte zamiast obejść korytarz od drugiej strony i spróbować dostać się inną stroną. Jest to często frustrujące w ogniu walki (ale do walki zaraz wrócimy ...) Często miałem też sytuacje, że wychodzimy z pokoju i pies już "nie wie" gdzie ma szukać Przedmiot się rozpłynął.
Wcześniej narzekałem, że walka w Kuon była słaba ale nic nie przygotowało mnie na taką frustracje jak starcia w Rule Of Rose. Powiem tylko tyle, że w pewnym etapie po prostu olałem zapisywanie tylko i wyłącznie wewnątrz gry (czyli klasyczne save roomy - tutaj w ramach ciekawostki rolę tą pełni ludzik zbudowany z mioteł i wiadra na wodę ) i waliłem quick savy w emulatorze. Szczerze współczuje ludziom przez co musieli przechodzić natywnie na konsoli. Właściwie większość walk w grze będziemy unikać ponieważ kiedy występuje zagrożenie mamy do czynienia z całym plutonem egzekucyjnym na korytarzach. Na szczęście łatwo ich wymijać ale problem zaczyna się na wymuszonych starciach i bossfigtach. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy zmarnowałem godziny swojego życia na zbieraniu różnych gówien z podłogi, które odnalazł pies żeby potem zostać spacyfikowany w gangbangu i cofnąć się do save roomu. Problem leży w zasadzie we wszystkim - niesprawiedliwych hitboxach (przeciwko Jennifer a jakże), słabym systemie identyfikacji naszego stanu zdrowia, drewnianym sterowaniu podczas walki. Uwierzcie mi na słowo - Dużo się tu gada jaki Silent Hill miał drewniany combat ale w czasach PS2 świat naprawdę widział gorsze gry pod tym względem i Rule Of Rose na razie wiedzie u mnie prym.
Muzyka w tej grze to coś przepięknego. Jest jej niedużo ale skrzypce po prostu chwytają za serce i wprowadzają w melancholijny nastrój. Polecam przesłuchać, albo chociaż zobaczyć intro tej gry bo to prawdziwy sztos.
Daje gierce 3/6 i robię to z bólem bo Rule Of Rose jest dosłownie jak ta róża - piękny kwiat, ale ma dużo kolców. Pośpieszny developing i rozdmuchane kontrowersje mocno pokrzywdziły ten zapomniany tytuł. Bardzo chętnie zobaczyłbym jakiś remake, albo adaptacje tej produkcji bo to naprawdę jest mimo wszystko retro perełka.
W dzisiejszych czasach, kiedy wychodzą często poprawne i generyczne gry (ba nawet plagiaty) ogrywane przeze mnie horrorki z PS2 uświadomiły mnie, że nawet pozycja z oceną 3/6 z 2006 mogła mieć dużo własnej tożsamości. Jest wiele rzeczy, które można poprawić w tym produkcie ale jednocześnie wiem, że o niej nie zapomnę. Po prostu chwyciła i już nie puści.