Siedzę, gapię się w ekran i nie wiem co napisać.
Gameplay, ze zwiedzaniem Seattle i jej centrum wraz z przeczesywaniem pomieszczeń i zbieraniem zasobów jest cudowny. Ta niepewność co zastaniemy w środku. Liczenie i oszczędzanie pocisków w myśl zasady "make every shot count...", skradanie się do przeciwnika i podcinanie gardła . Brutalność i nieprzyjazne środowisko. Feeling apokalipsy przedstawiony na najwyższym poziomie. Zniszczone budynki, rozmowy między Ellie i Diną jak one pamiętają strefy kwarantanny, przekazywanie osobistych doświadczeń i wspomnień zanim trafili do Jackson. Wspaniałe. A wykonanie Take on me by Ellie, och, ach!
Przez te kilka godzin targały mną: radość, strach, gniew, wściekłość. Teraz poczucie zemsty.
Dzisiaj cisnę dalej. Przede mną stacja telewizyjna.