-
Postów
1 656 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kazuo
-
Prawie, ale świadczy to tylko o niesłabnącym zainteresowaniu tymże animcem. Dosłownie kinder niespodzianka. Ja do dzisiaj mam brechtę z tego odcinka jak w ramach konkursu rzeźbili figury ze śniegu i ktoś ulepił penisa, a wszyscy przechodzący z podziwem rzucali tylko "wow, Neo Armstrong Cyclone Jet Armstrong Cannon!", nikomu do głowy by nawet nie przyszło, że to może być penis . Albo jak parodiowali Dragon Questa i po straceniu całego HP przez status "poisoned" Hijikata zamienił się w trumnę (oczywiście "grał" dalej), a potem okładali przeciwników księdzem z pobliskiego kościoła. Genialne. W ogóle najlepsze akcje są z Mademoiselle Saigo (ten fioletowy ufol) i wymiataczem Katsurą ("It's not Lupin, It's Zura, ah that's not right, it's Katsura!)", no i całe mnóstwo jest w tym anime niszczących dialogów i cytatów: - Kagura, call the ambulance. - Ambulance!!!
-
gekon, rozwiń swoją "wypowiedź", bo nie za bardzo rozumiem skąd ten LOL wirusek, wystarczy przelecieć kilka ostatnich stron tematu - z aktualnie emitowanych serii typowe must watch to na pewno drugi sezon Darker Than Black (znajomość pierwszej serii nie jest obowiązkowa, żeby połapać się w wydarzeniach, ale mimo wszystko warto ją nadrobić) oraz Fairy Tail. Z nowych komedii podobno dobry jest jeszcze Spice and Wolf (niedawno zakończył się drugi sezon), ale tutaj sugeruję się już tylko opiniami innych widzów. No i polecam jeszcze obczaić Gintamę (nowy epek naśmiewający się z current-genów rozwala).
-
Najlepsza jest Elizabeth W ogóle chyba żadne inne anime nie ma tak ostro zrytych bohaterów jak Gintama, tutaj w zasadzie każda postać to unikat
-
Nie chcę cię zmartwić, ale to anime z grą ma niewiele wspólnego
-
Gintama to przezabawne anime przedstawiające losy trójki przyjaciół (samuraja Gintoki z drewnianym mieczem, którego ulubionym hobby jest dłubanie w nosie i czytanie Jumpa, obdarzonej niezwykłą siłą i cofniętą w rozwoju Kagurą, oraz nieudacznikiem Shinpachim), zajmującyh się tzw. "dziwnymi zleceniami", do których zaliczają się między innymi tak ekstremalne zadania jak wyprowadzanie psów-zabójców na spacery, wyprawianie egzorcyzmów czy ratowanie świata przed zmutowanymi szerszeniami z kosmosu. Brzmi idiotycznie? I takie jest w istocie. W dodatku cały serial przyprawiony jest ostrym sosem parodii; zlewają dosłownie z wszystkiego, począwszy od najpopularniejszych japońskich mang i gier wideo, przez amerykańskie thrillery (odcinek z Jigsawem po prostu trzeba zobaczyć), postacie historyczne, na...twórcy oryginalnej mangi Gintama kończąc. Z pewnością mocno zbzikowany humor nie każdemu przypadne do gustu, ale taki już urok japońskich komedii (kto miał wcześniej do czynienia ze Slayersami albo FMP: Fumoffu ten wie o co chodzi). Pomimo prawie dwustu odcinków serial wciąż świetnie się trzyma nie spuszczając z tonu i dalej wyciskując smary z mojego nosa, więc polecam z czystym sumieniem, tym bardziej widzom znudzonym typowymi japońskimi tasiemcami.
-
Oj, zdecydowanie warto KH jedynkę ukończyć, choćby właśnie po to, żeby potem rozkoszować się genialnym sequelem (i niedługo prequelem na PSP, który zapowiada się równie kosząco). Trzcina ma sporo racji, ale widać, że delikatnie zabrał się za komentowanie KHI, co by zapewne nie zniechęcić cię do grania. Ja bym raczej napisał, że ta część jest mocno przeciętna. Bardzo mocno. Grafika niestety nie jest najwyższych lotów (żeby nie napisać, że jest kiepska), cały gameplay to w zasadzie tylko bombanie w "O" (tak, są też okazjonalne mini-gry, ale szczerze, to lepiej żeby ich nie było), a fabuła rozkręca się na ostatnie 5 godzin grania. Jednak te wszystkie wady bledną kiedy wspomnieć Kingdom Hearts II - zdecydowanie jedną z najpiękniejszych gier jakie kiedykolwiek wyszły, i bynajmniej nie mam tutaj na myśli tylko oprawy wizualnej. Fabuła dostaje kopa i obraca się o 180 stopni wciągając niesamowicie od samego początku (pytanie na dzień dobry - "kim jest do cholery ten blondyn?!") i serwując graczowi taką dawkę emocji jakiej nie powstydziłby się Metal Gear Solid (zwłaszcza pod koniec). Oprawa A-V również jest dużo lepsza, o czym zresztą można przekonać się zaraz po intrze. Gameplay to wprawdzie dalej w głównej mierze nawalanie w "O", ale kilka dodatkowych patentów (m.in. Reaction Command, Drive'y) nieco go urozmaiciło, w dodatku walki są teraz znacznie efektowniejsze i po prostu czuć przyjemność z tego mało wymagającego siepania. Walki z bossami to już inna bajka, ale żeby się nimi cieszyć, trzeba grać na wyższym stopniu trudności (japoński critical w Final Mix + rulez), na plus trzeba jeszcze zaliczyć poprawioną mini-gierkę ze statkiem kosmicznym. Wprowadzone światy z kolei, to następny bardzo mocny punkt KHII - raz, że są znacznie ciekawsze niż w jedynce, a dwa, że bardziej urozmaicone. Wizyta na Czarnej Perle i walka u boku kapitana Sparrowa to bynajmniej nie największe, a jedynie jedno z wielu zaskoczeń jakie przygotowali twórcy KH. Dobra, mógłbym tak spuszczać się cały wieczór nad tym tytułem, ale lepiej już przestanę, bo zaraz mnie Klan ominie. W każdym razie, dawdi17, nie ważne jak bardzo byś nie był zniechęcony jedynką to i tak zwyczajnie musisz ją przejść. Przejdź szybko i zaraz zabieraj się za dwojkę. Tą za(pipi)istą przygodę, której nie nie przeżyjesz w żadnej innej grze,
-
No, trochę gejozy faktycznie jest. Ale Comatose i tak jest zarąbiste.
-
Shippuden>One Piece>>>>>>>>>>>>>>Bleach. Tyle w temacie, EoO-T. Mnie ta Book of Bantora jakoś nie przekonała, w tym sezonie są znacznie lepsze serie do oglądania. Zaciekawiła mnie za to ostatnio zapowiedziana ofałka do Darker Than Black, ukazująca wydarzenia poprzedzające drugą serię: http://www.megavideo.com/?v=NEYQY7PX Może być ostro. Jako fan DTB czekam niecierpliwie.
-
No to trzeba było od razu napisać, że chodzi ci o fillery Fakt, te w Naruto są beznadziejne (chociaż nawet w tych zapychaczach trafiają się świetne techniki, jak np. "Crystal Release" Guren). Z kolei ostatnie fillery z Bleacha są całkiem niezłe, powiedziałbym, że nawet lepsze niż mangowe wydarzenia z Hueco Mundo i Karakura Town (inna sprawa, że te mangowe wydarzenia specjalnie nie wciągają). Jednak fillery to naturalna część tasiemcowych anime, konieczne odcinki dodatkowe, robione po to, żeby nie zawiesić produkcji anime na czas dorabiania mangi. Na szczęście można je ze spokojem pominąć, bez obawy, że przegapiło się jakiś ważny wątek fabularny. Mr. Blue - miło, że ktoś w końcu podziela moją opinię. To racja, że Naruto nie należy do wybitnych animców, ale mimo wszystko stawianie go na równi z Bleachem i innymi chałowatymi shounenami (no dobra, i tak większość się ogląda) to już lekkie przegięcie. Jak na serie liczącą sobie ok. 200 odcinków (wyłączając fillery) to wciąż trzyma się nader rześko. Tylko szkoda, że animacja tak ostro kuleje, byłby wypas jakby zamiast Pierrota za tworzenie zabrało się np. Bones.
-
Coś ci się kolego pomyliło z Dragon Ballem. Raz - każdy kolejny odcinek to przynajmniej 15 minut nowych wydarzeń (wyłączając op/ed i przypominajke z zeszłego epizodu), czyli w zasadzie standardowo. Dwa - jednego kolesia wcale nie nawalają 20 odcinków, tak ciągnące się walki zdarzają się sporadycznie, a ostatnio prawie w ogóle (vide szybkie, zaledwie kilkuodcinkowe starcia z Deidarą oraz Peinem). Trzy - jeżeli te walki są dla ciebie nudne to ja nie wiem, może lepiej odpal sobie Pokemony? Serio, wśród wszystkich tasiemcowatych serii, które ja oglądam, żadna po stu (czy już nie mówiąc po dwustu) odcinkach nie ma wciąż tak świeżych, wciągających walk co Naruto (nowe jutsu wciąż dają radę i kopią pomysłowością), także pod względem walk ani żaden One Piece, ani Bleach, ani nawet wypasiony D.Gray-man nie dają Naruto rady. Cztery - może to anime nie ma jakiegoś ultra rozbudowanego scenariusza, ale mimo to fabuła wciąga i z wypiekami ogląda się kolejne wydarzenia. Do tego wszystko trzyma się kupy; jest spójnie, przemyślanie i praktycznie bez idiotycznych scen comic-relief, które tak bardzo irytują ostatnio chociażby w Fullmetal Alchemist. Więc może jednak zacznij oglądać te Pokemony, a nie walisz tu farmazonami.
-
Fillery z samurajami oraz walki mechów z mega-emo-dziećmi na pokładzie, w skrócie - dwie najbardziej przehajpowane serie anime w historii. Lepiej już obejrzeć Złotopolskich. Fumoffu faktycznie powala humorem, ale z kolei Second Raid z komedią nie ma już za wiele wspólnego. W takim razie oglądamy dwa różne Naruto.
-
Masz zeszłoroczne newsy. Jakbyś nie zauważył to nastąpił już mały fix i teraz jesteśmy w jednym dziale z Bon Jovim, więc buzia. Z tym hardcorem to taki lekki fail, po prostu nie trafiłem w odpowiedni link <klęcze i błaga o wybaczenie>. Co do mojego gustu - słucham praktycznie każdego rodzaju rocka, od tego twojego pedalskiego po Punk, Acid i Hardcore. Staram się nie ograniczać tylko dlatego, że jakiegoś rodzaju muzyki "nie wypada słuchać", bo mogą cię wyśmiać na forumie. A co ty - ludek ze śmieszną ksywką i pamperkiem z Family Guya w avatarze o mnie myślisz, to już mnie gówno za przeproszeniem obchodzi.
-
Nic nie pominąłem, po prostu nie chciało mi się już dalej przeciągać myszki. [reklama]skillet grają christian rock! Tylko dla prawdziwych chrześcijan!!!!!111[/reklama]
-
No co ty. Legend może i faktycznie nie powala, ale Anniversary to w zasadzie graficzny majstersztyk przez całą grę. Pomijając już tą ogólną kwestię jakości tekstur, polygonów władowanych w postacie i obiekty oraz zastosowanych efektów to pozostaje jeszcze genialny design lokacji. Obecnie poza dwoma GoW'ami, czwartym Residentem i trylogią Prince of Persia nie znajdziesz w żadnej innej grze na ps2 tak dopracowanych miejscówek jak w Anniversary (fakt, że te w większości były wzorowane na oryginale z szaraka nie ma tu nic do rzeczy). Dla mnie dycha jak nic (z lekkim minusem, za końcowe etapy).
-
Miałem dzisiaj ciężki dzień. Niech jakiś gromowładny mod przeniesie.
-
Jestem za. Nota Kaliego zawsze mogłaby wtedy posłużyć jako ciekawostka.
-
To fajnie, zapraszam ponownie jak już wyrobisz sobie dobry gust.
-
Grupa grająca melodyjny hard rock, pochodząca z Memphis w stanie Tennessee w USA, utworzona w 1996 roku....blebleble, tyle z wikipedii. Od jakiegoś czasu ten zespolik ostro kopie mi dupsko, polecam obczaić. Comatose Hero Rebirthing
-
Jogobele jakąś fajną. A tak to muszę się zadowolić koglem-moglem.
-
Wasze ulubione smakołyki, których nie ma już w sklepach
Kazuo odpowiedział(a) na Spyker temat w Klub Smakosza
zwłaszcza smak bananowo - jabłkowo - mandarynkowo - waniliowy dawał rade nie wiem, może da się to jeszcze gdzieś kupić, ale na pewno nie u mnie na wsi -
System walki rzeczywiście jest słabiutki (na pewno porównując do takiego DMC czy NG), ale w ten tytuł nie gra się dla walk tylko dla podziwiania widoków. Widać nigdy nie słyszałeś o action-jRPG. Obadaj Kingdom Hearts (zwłaszcza dwójkę, bo to jedna z najlepszych gier tego gatunku na ps2) albo peespekowe Crisis Core.
-
Dobra, skoro jest nas już tylu to możemy zacząć robić rewolucję. Ja, Trzcina i Alien00 spotykamy się jutro punkt siódma rano przed główną siedzibą Square w Japonii i urządzamy strajk głodowy do czasu, aż nie zaczną się w końcu robić porządnych erpegów na stacjonarki. Tylko się nie spóźnijcie.
-
Wyciąłbym tego kolesia z niemieckiej bajki i zostawił tylko zajebiste esy-floresy.
-
Te fillery naprawdę są zarąbiste w nowym epie tłuką się kolosy, tego nie zobaczysz nawet w mandze
-
To prawda, że z biegiem czasu robi się coraz łatwiej, w końcu po dobrych kilkudziesięciu godzinach grania ma się już w miarę dobrze obcykaną mapę, opanowane taktyki na poszczególnych przeciwników, ekwipunek dopakowany o najlepsze spluwy itd., itd. Jednak Fallout to nie Dragon Quest i trudno wymagać, żeby po 30 godzinach wciąż czekały na nas kolejne lokacje z bardziej mocarnymi oponentami. Jak na tego typu grę (czyt: erpega nie opierającego się w głównej mierze na walkach i levelupowaniu, a praktycznie tylko na podróżowaniu i wykonywaniu rozmaitych questów) to i tak jestem pod wrażeniem jego żywotności. Tutaj jedna mała uwaga - w ten tytuł po prostu nie wypada grać na stopniu niższym niż hard. Jeżeli chcesz odczuć na własnej skórze prawdziwy klimat pustkowi, jeżeli chcesz poczuć się jak mała muszka na wielkim gównie to nie ma innej alternatywy. Fakt faktem, że nawet i na tym poziomie w pewnym momencie mniejsze glizdy kasujesz jednym pociągnięciem baseballa, nieco większe góra trzema, jednak: a) początek, czyli pierwsze 5-10 godzin grania to totalny survival, tym bardziej jeżeli wcześniej w ogóle nie miało się styczności z grą b) nawet po 20-30 godzinach nie można do końca czuć się swojsko, a stimpaków zawsze brakuje (obecnie podróżuję po zachodniej części mapy, gdzie w cholerę nawalone jest Deathclawów i muszę ładować grę średnio co 10 minut Co do tego handicapowego patentu z Obliviona, w ogóle nie jestem przekonany. Może i dzięki temu gra stanowiłaby wyzwanie na dłuższy czas (z naciskiem na "może"), jednak coś za coś - w zasadzie od początku cała mapa stałaby dla gracza otoworem. Niby teoretycznie po wyjściu ze schronu można się udać gdzie tylko się chce, ale spróbuj tak na hard zaraz na początku odbyć wędrówkę do centrum miasta albo odwiedzić pewnego wesołego Ghoula w kanałach (tego z czapeczką urodzinową). Nierealne. Handicap pozwalałby też w miarę szybko dorobić się najsilniejszych broni, a wtedy (np. po zdobyciu A3-21's Plasma Rifle) to już nawet z najniższym levelem postaci szłoby się przez grę jak burza. Ogólnie powiem tak: grać na stopniu nie niższym niż hard, nie save'ować co 5 minut i nie skracać sobie wędrówek za pomocą mapy. Momentalnie + 50% do grywalności, + 30% do wkur*wienia, a i narzekanie na niski stopień trudności z trudem zacznie przechodzić przez gardło.