Treść opublikowana przez Farmer
-
własnie ukonczyłem...
God of War Ascension - najnowsza i (miejmy nadzieję) ostatnia odsłona przygód spartiaty Kratosa, który wydawałoby się, że wybił już wszystko co było do wybicia. Otóż twórcy stwierdzili, że cosik jeszcze można zaszlachtować w antycznej Grecji. No i tu jest problem bo tak na prawdę nie ma za bardzo co ubijać. Serio już nie mieli pomysłu kogo wrzucić pod rozgrzane ostrza wiecznie wkurwionego wojownika. Furie, czyli główne przeciwniczki na drodze Kratosa do wyzwolenia się spod jarzma Aresa (bo fabularnie to prequel), nawet nie należą do mitologii greckiej tylko do rzymskiej. W mitologi greckiej ich odpowiednikami są Erynie potocznie zwane "życzliwymi" co pewnie było powodem zmiany nazwy. Jak to? Kratos będzie teraz ubijał życzliwe emerytki? W sumie to tylko takie moje czepianie się. Ale teraz serio. Rodzaje przeciwników da się policzyć na palcach obu rąk. I w większości to tylko wariacje znanych nam już minionów. Chyba tylko pierwsza walka z bossem - Hekatonchejrem dawała jakąś cząstkę epickości znanej z poprzednich odsłon. Reszta to już takie klepanie Heliosa po błyszczącej dupie. W sumie to tych bossów nie aż nazbyt. Po prostu brakło pomysłów. To może dla odmiany coś dobrego o grze. Oprawa A/V to już standardowo najwyższa półka. Obiekty są ładne, a walki płynne. Tylko filmiki wydają się mieć spadki klatek. Co jest dziwne. Nawet polski dubbing dał radę. Boguś Linda pasuje na Kratosa pod warunkiem, że nigdy nie słyszało się głosu Carsona. Prz nim Linda brzmi jak uczennica pierwszego roku jakiejś szkoły zakonnej. Teraz czas chyba na wspomniane przeze mnie irytujące motywy. Na poziomach easy i normal nie ma dużego problemu. Schody zaczynają się na hardzie. I nie dla tego, że jest trudny bo nie jest. Wkurzający jest gameplay. Zamiast dać jakiegoś wymagającego przeciwnika, którego trzeba załatwić sposobem gra wrzuca nam tabuny minionów i co gorsza na cholernie małym terenie. Kurwa, co oni zrobili z tą grą? W innych częściach mieliśmy spory kawałek do manewrowania co pozwalało rozbić grupę i wypracować combosa. We Wstąpieniu możesz zapomnieć o combosach na większej grupie. W moment zostajesz sprowadzony do bloku. A skubani mają synchronizację ataków jak jakieś (pipi)e rosyjskie łyżwiarki figurowe. Czekasz aż skończą okładać jeden za drugim i wtedy masz czas na szybki atak bo po chwili znów się zaczyna. Już pal licho jak są tylko Satyry. Ale o tym twórcy też pomyśleli. "Hej, żeby nie było za łatwo wrzućmy jakiegoś sub-bossa. Będzie śmiesznie". Nosz (pipi) mać. Pomysł iście szampański jakby powiedział Bansai. Jak się obronić przed atakiem niewrażliwym na bloki kiedy musimy się bronić przed klepiącymi nas satyrami, a uniku nie ma jak wykonać? Nie da się. Najlepiej ubić bydlaka na początku, a później zająć się resztą "przeszkadzajek". Szybko nauczysz się też które ataki możesz blokować, a przed którymi trzeba ratować się unikiem. W grze jest kilka takich momentów. Szczególnie irytująca jest walka w rozdziale Oj, leciały kurtyzany na prawo i lewo. Drugim takim momentem jest chwila potem na początku rozdziału Twórcy nie mają Allaha w sercu, że skazują nas na takie męki. W "Platinum Club" wspomiałem o trofiku "Wyzwania Archimedesa" i o tym, że nie jest on tak wymagający jakby nam to gra sugerowała. Z prostego powodu. Tutaj wystarczy wiedzieć kiedy da się blokować, kiedy robić uniki ogólnie znać przeciwników. Zapomniałem dodać, że od momentu dostania w łapy Kamienia Orkosa i Amuletu Uroborosa jest znacznie łatwiej. Polecam nadużywanie obu. Ale pomimo tych cyrków gra się przyjemnie choć mocno odczuwalny jest backtracking. Część gorsza fabularnie i trochę gameplayowo od reszty ale wciąż solidna. To już chyba ten czas by przerzucić się na inną mitologię. Zarówno nordycka jak i rzymska mitologia ma wystarczająco bóstw do by zadać im jedyne słuszne pytanie (i jednoczesną odpowiedź): "Do you bleed? You will." A może czas wybrać się do starożytnej Japonii? Ocena: 7+/10
-
Platinum Club
God of War Ascension - Platyna średniej trudności. Większość wpada przy przejściu, zbieractwa nie ma dużo ani też znajdźki nie są jakoś specjalnie poukrywane. Zirytować mogą dwa trofiki: "Lubed up/Śliskie podeszwy" oraz "Legendary Warrior/Legendarny wojownik". Pierwszy irytuje z powodu mechaniki. Polega on na zjechaniu ze stopy bez zgona i ...bez wczytywania. Jak zginiesz to trzeba powtarzać rozdział. Auto save zapisuje niby przed tą sekwencją ale nawet jak zaliczymy bez zgona trofika nie zaliczy. Niby jest to początek rozdziału ale przed zjazdem mamy jeszcze falę wrogów do ubicia. Jest to problem szczególnie na hardzie. I tutaj dochodzimy do drugiej irytującej rzeczy. Ale o tym rozpiszę się w odpowiednim dziale. Komplet piór jak i oczu da się na spokojnie pozbierać nawet na hardzie. "Fully louded/Pełen arsenał" też ale trzeba się liczyć z faktem, że otworzyć trzeba będzie prawie wszystkie czerwone skrzynie. Resztę da dozbierać poprzez wybór rozdziału. Wyjątkiem jest trofik "If ain't broke.../Pomysłowy Dobromir". Skrzynie trzeba naprawić po kolei. Nie da się wrócić do przegapionej skrzyni, naprawić i liczyć na trofik. Teoretycznie najwięcej problemów powinien sprawić "Next time use the stairs/Ukończ wyzwanie Archimedesa" ale w moim odczuciu nie stanowi wyzwania. W tym etapie gry powinieneś mieć już, drogi graczu, opanowane co i jak, kiedy stosować bloki, kiedy unik, który przeciwnik jakie stosuje ataki, itd. A czemu nie jest wyzwaniem? Z tym wiąże się właśnie ten irytujący wątek, który opisze w "Właśnie ukończyłem". Zestaw jest na pewno łatwiejszy niż w poprzednich odsłonach serii. Dodatkowo nie ma tu wyzwań na arenie po ukończeniu fabuły. Zaś multi to formalność. Nie trzeba nawet odpalać meczu, wystarczy ukończyć tutorial. Ocena: 5/10
-
DC
Geoff Johns twierdzi, że to nie restart ani nic w ten deseń. Stronę wcześniej masz filmik gdzie się tłumaczy. Ej, jest gdzieś temat o komiksach internetowych?
-
DC
Nie wszystkie zmiany są na plus. Kara Zor-El z powrotem dostanie spódnicę i znów stanie się szkolną cheerlederką Kanarek również ma lekki lifting No i nie wiem czy dobrze widziałem gdzieś ale Swamp Thing będzie bardziej przypominał Hulka niż potwora z bagien.
-
Daredevil - 2015 - Steve DeKnight - Netflix
Nie powiem, że drugi sezon jest lepszy od pierwszego ale to nie znaczy, że nie jest solidny. Punisher ma bardzo dobry origin. "Frank Castle nie żyje. Została tylko kara". Niby dobrze, że rozwinęli postać Karen ale na koty Yano, czy ona musi za każdym razem beczeć? Chyba w każdym odcinku płacze od byle czego. Po Electrze spodziewałem się więcej choć nie jest najgorzej. Sezon chyba miał za dużo rozgrzebanych wątków. Punisher, Elektra, Stick, Karen, The Hand, Foggy... Przez co sama krucjata Daredevila jakoś tak bez polotu. Ale finał satysfakcjonujący i mniej więcej taki jakiego się spodziewałem.
-
Ash vs Evil Dead - 2015 - Showtime
Piszesz-masz. Ash zaczynie drugi sezon od grubej imprezy. Classic Ash
-
The Flash - 2014 - The CW
Barry jak szaleje https://youtu.be/3KNDRCmonT8
-
DC's Legends of Tomorrow - 2015 - The CW
Ostatnie odcinki zapowiadają się kozacko wręcz epicko, a raczej EPICKO! biorąc pod uwagę ostatnią scenę https://youtu.be/mqY7pNKrMYw
-
DC
WonderCon w L.A. przyniosło trochę wieści o szykowanym "Rebirth". Ujawniono nazwiska odpowiedzialnych za kilka kluczowych projektów: http://twitter.com/DCComics/status/713774683926110209/photo/1 http://twitter.com/DCComics/status/713773043990941696/photo/1 http://twitter.com/DCComics/status/713771741957345280/photo/1 http://twitter.com/DCComics/status/713785837859647488/photo/1 http://twitter.com/DCComics/status/713801104824242177/photo/1 I tak jak przypuszczano szefostwo DC Comics celuje zarówno w komiksowych noobów co oglądają seriale (i filmy) jak i stałych czytelników. Dlatego też to nie jest kolejny reboot. Za wiele się nie zmieni. Kid Flash wciąż będzie czarny (ciekawe czy Jimmy'ego Olsena też pokolorują). Główne zmiany to chyba tylko w Zielonych Latarniach: panna Cruz chyba zastąpi Hala na stałe. Kreska Flasha się chyba nie zmieni więc kapa bo mnie osobiście już wkurza ten styl kredki świecowej. Rebirth zaczyna się 25.05 od 80 stronicowego specjala od Geoff Johnesa.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
No wreszcie Paweł. Teraz możesz zabierać się za serial i drugi film. Rango (2011) - animacja od Verbińskiego, czyli twórcy "The Lone Ranger". I jest to animacja na cholernie wysokim poziomie zarówno technicznym jak i artystycznym. Ale to drugie to w połowie zasługa scenariusza. Choć sama historia opiera się o znany schemat: bohater jest zagubiony, bohater znajduje miejsce, bohater przypadkiem zostaje bohaterem, bohater upada, bohater się podnosi, bohater triumfuje. Ale siła tkwi w kilku aspektach. Idealnie wykreowane postacie, klimat spaghetti westernu, sporo nawiązań do innych filmów (m.in. Las Vegas Parano, Wzgórza mają oczy) no i drobiazgowy i szczegółowy świat. Sama historia oprócz właśnie westernu ma trochę psychodelicznych scen. Jedna scena zasługuje na osobny aplauz bo z jednej strony wyśmiewa hollywoodzkie standardy, a z drugiej oddaje hołd świetnemu aktorowi i szkoda, że głos podkłada mu w oryginale Olyphant, a nie rzeczony aktor. No nie można mieć wszystkiego. Swoją drogą polski dubbing jest poprawny. Inna scena, czyli ucieczka z kanionu też zasługuje na wyróżnienie. Chaotyczny balet przywodzi na myśl nowego Mad Maxa. Powiedziałbym nawet, że ów scena wyprzedziła (na swój sposób) wizję Millera o kilka lat. Zresztą Verbiński chyba od dawna chciał zrobić scenę pościgową tego typu, którą zresztą przedstawił w finale "The Lone Ranger". Jest sporo płaskich wygłupów ale są też i przemyślane gagi. Warto sprawdzić. Ocena: 8+/10
- Rocket League
-
DC Cinematic Universe
eS jest niestety najgorszym materiałem komiksowym, który można zekranizować. Świadczy o tym chociażby fakt, że jeszcze nikomu nie udało się zrobić poprawnego filmu o Supermanie. Nawet aktorzy mieli co najmniej przesrane: Pierwszy (G. Reeves) zginął od kuli (jednak nie Człowiek ze Stali), drugiego sparaliżowało, trzeci nie zrobił filmowej kariery, a czwarty... cóż... jeszcze nie okazał nic zjawiskowego. Tzw. "Klątwa Supermana" ciągnie się po dziś dzień. Snyder może się jeszcze gorzko o tym przekonać.
- DC Cinematic Universe
- Rocket League
-
Uncharted 4: A Thief's End
Ale do tej reklamy nie było sesji mo-cap więc warunki nagraniowe były takie same, a mimo to polska wersja brzmi dużo gorzej. Zapewne ale przecież nie będziemy grać w reklamę. W tym miejscu chodzi o kwestię zaangażowania. Już w pierwszej reklamie było słychać, że Jarek ma wyjebane.
-
The Flash - 2014 - The CW
Dla mnie końcówka też trochę naciągana. Co do Trajectory to Za to Opal City jest wspomniane już trzeci raz (wcześniej w Arrow, a nie dawno w Supergirl). Chętnie bym zobaczył Elongated Mana, który swój komiksowy debiut miał przecież we Flash'u. A tak w ogóle skoro oryginalny Flash z 1990 roku należy do multiwersum to chcę zobaczyć odcinek gdzie Shipp zakłada swój oryginalny kostium i staje do walki z odwiecznym wrogiem, Tricksterem podczas gdy Barry w międzyczasie zajmuje się Axelem. Ale to byłby sztos
-
Uncharted 4: A Thief's End
Było już tłumaczone setki razy. Oryginalny voice acting jest lepszy bo nie jest nagrywany w studiu. Aktorzy nie podkładają głosów pod postacie, oni są tymi postaciami. Biegają, skaczą, walczą, męczą się... i w tym tkwi siła. Same materiały z "Making of..." to pokazują. Oni tworzą sytuację i emocje jakie im towarzyszą są naturalne. To tak jak z zdubbingowanymi na niemiecki język pornosami z USA. Są "achy...", "ochy...", "ja, schnella", "ruf mich an" i tak dalej ale nagrywane w studiu. Nie da się odzwierciedlić uczucia penisa w (pipi)e bez posiadania rzeczonego narządu w (pipi)e. Spytajcie Mausa. Boberek nie bez powodu jako jedyny posiada certyfikat na głos Kaczora Donalda w Polsce. Jest utalentowany. Ale podkłada głos w studiu. Nie biega, nie skacze, nie walczy i nie męczy się. To jest ten brakujący element w polskiej wersji. Tyle.
- DC Cinematic Universe
- DC Cinematic Universe
-
Cinema news
Będzie sztos Tymczasem jest foto Goblina i Enchantress w kostiumach (czy raczej uniformach) do adaptacji starego komiksu "Valerian and Laureline". Wszystko reżyseruje Luc Besson. Noweli graficznej nie czytałem ale wątpię by był to space rollercoaster na miarę "Piątego Elementu". Ale obsada zacna: Clive Owen, Ethan Hawke, Rihanna czy sam Rutger Hauer. Luc ostatnio nie ma dobrej passy choć mam nadzieję, że "Valerian and the City of a Thousand Planets" nie skończy jak disney'owski John Carter. Ale daleko do tego. Premiera pod koniec lipca 2017.
-
One Piece
W anime są fajne nowe nutki w ost plus z ciekawości warto sprawdzić animację
-
One Piece
Nadrobiłem mange i co ja czytam? Jakie bomby Jaram się jak Yano z majonezu. I ta beka z ninjutsu w Naruto.
-
One Piece
No ale G-8 (odcinki 196-206) mógłby sobie obejrzeć bo to najlepszy filler.
-
Daredevil - 2015 - Steve DeKnight - Netflix
O, to trzeba wykorzystać ten darmowy miesiąc co dają
-
Cinema news
Carter to kupa i tu nie ma obiekcji ale The Lone Ranger jako kino familijne było całkiem zgrabne. Fakt były mocne błędy w scenariuszu i reżyserii, a Depp zagrał płytko ale ogólnikowo obraz dał radę. Na brawa zasługuje na pewno portret Butcha Cavendisha granego przez Fichtnera (Prison Break). Książkowy przykład bandyty żywcem wyjętego z obrazów Sergio Leone.