Tomb Raider: Definitive Edition. Skusiła fajna cena, 49 zł za cyfraka, gdy nie ma się w co grać, to niezły interes. W tym momencie żałuję jednak, że wziąłem remasterowane przygody Lary, a nie np. Sleeping Dogs. Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest zła gra, ale tylko w granicach zapłaconych 50 zł. Ładna grafika, efektowne, bogate w efekty quick time events, ale... jakies łatwe to i do bólu naiwne. Jako, że to prequel wszystkiego, co w związku z Tomb Raider widzieliśmy, obcujemy z Larą - młodą niewinną dziewuchą, która morduje po drodze dziesiątki złoczyńców, która zjeżdżając na plecach w przepaść doskonale obsługuje obrzyn, wytrzymuje mołotwa rzuconego w głowę i konstruuje ulepszenia karabinów maszynowych... Nie trzyma się to kupy, gra dodatkowo usiłuje nam utrudniać przygodę niezbyt finezyjnymi zagadkami, jeszcze gorszymi znajdźkami sztucznie przedłużającymi rozgrywkę (jedynie relikty ubarwiają tę podróż)... Nie wspominam już o lokalizacji - trafiona strzałą Lara wydaje z siebie niewinne "Niech to szlag". No nic, możliwe że po Last of Us'owym survivalu i zabierania się za Bloodborne każda gra wydaje mi się teraz łatwa. Tomb Raider gwarantuje fun z zabawy, ale po zerknięciu na GryOnline i 9,1 spodziewałem się czegoś, co zwali z nóg. Jak dla mnie mocne 6,5/7