Treść opublikowana przez Josh
-
Aktualnie ogladam
Szybki review aktualnych animków: 7 Deadly Sins s.3 - pierwszy sezon nie był żadną rewelacją, ale dało się to fajnie pooglądać. Drugi niestety potężnie opuścił loty serwując fabularną papkę, jakieś randomowe starcia z randomowymi przeciwnikami i tak manipulując power levelem bohaterów i antagonistów, że szybko zrobiło się to śmieszne i żałosne. Trzeci sezon jest pod tym względem jeszcze gorszy. W zasadzie nie wiem już co tu się wyprawia, wszystko jest strasznie losowe, bez ładu i składu: jakieś podróże w czasie, zamiany ciał, przedstawianie nowych hiper-ultra-duper-mega wrogów, którzy za 2 odcinki okazują się zwykłymi pierdołami, bo pojawia się coś jeszcze silniejszego, no k****rwa jedyne co jest tu dobre to muzyka Sawano. Assassin's Pride - badziewie dla nastolatek, które mają kisiel w gaciach, kiedy przystojny bohater ratuje młodocianą damę w opałach. Do pieca. Sword Art Online: Alicization - patrz wyżej. Vinland Saga - to jest akurat dobre, chociaż tempo ma zbliżone do Dominiki Gwit wspinającej się po schodach na czwarte piętro. Bardzo wolno się rozkręca, są odcinki gdzie totalnie nic się nie dzieje, ale jak już czymś dowalą to nie ma zmiłuj. Trochę niezłych walk (nikt na szczęście nie strzela ognistymi kulami z dupy), sporo knowań i spisków, ciut historii, MASA latających w powietrzu kończyn. Strasznie brutalne, efektowne i całkiem dorosłe widowisko, jedna z lepszych serii ostatnimi czasy. Fire Force, Black Clover, One Piece - typowe shouneny pozbawione choćby krzty oryginalności, ale takie w sam raz do obejrzenia podczas obiadu. One Piece powinno się skończyć jakieś 500 odcinków temu, widać że autor po Marineford Arc nie ma zielonego pojęcia jak to dalej pociągnąć i po prostu utrzymuje trupa przy życiu. Money, money, money... Boruto - Nie jestem aż tak chory psychicznie, żeby to oglądać na bieżąco, powiedzmy że sprawdzę 2 odcinki w ciągu roku, żeby się upewnić czy to dalej takie odchody jak na początku i póki co poziom się utrzymuje. Pierwszą serię Naruto oraz Shippuudena uwielbiałem i miałem świadomość, że kiedy tylko skończy się materiał mangowy zacznie się dojenie martwej krowy, ale liczyłem na to, że twórcy kontynuacji chociaż trochę się postarają. Myliłem się. Z napakowanego akcją shounena z charyzmatycznymi bohaterami i kozackimi antagonistami zrobili jakieś żenujące school-life, w zasadzie każdy ep jaki widziałem to poziom najgorszych fillerów z Naruto, a sam Boruto to przyjeb jakich mało. Brawo, nie mam pojęcia jakim cudem to jeszcze nie zniknęło z anteny, moc fanbojów musi być przepotężna. Psycho-Pass s.3 - na to czekałem Wprawdzie do pierwszej serii sporo brakuje, ale i tak dobrze się ogląda. Cały czas gęsty klimacik, kilku ciekawych nowych bohaterów, epizody po 40 min, no i twist pod koniec drugiego odcinka (mniej zaskakujący dla osób, które obejrzały kinówki). Liczę, że będzie jeszcze lepiej.
-
Platinum Club
#63 Code Vein Poziom trudności platyny: 3/10, czas potrzebny do wbicia wszystkich trofików: około 60 godzin. Generalnie gra jak najbardziej spoko, ale ze względu na sporą ilość grindu przy jednym trofeum nie będę nikogo zachęcał do platynowania. No chyba, że kręci Cię wizja siedzenia 12 godzin w jednej lokacji, mozolnego wyszukiwania randomów przez sieć (trzeba to zrobić w multiplayerze) i tłuczeniu w kółko tych samych potworków, to śmiało. No i grę trzeba ukończyć minimum 3 razy, żeby obejrzeć wszystkie zakończenia, przy czym kolejne 2 podejście to w zasadzie speedrun. Reszta dzbanów to same śmieci: zdobądź wszystkie znajdźki, wbij max lv. oręża, wymasteruj skille, pozmywaj, pozamiataj, poodkurzaj. Platka jak najbardziej do zrobienia, tylko trzeba mieć ciut cierpliwości.
-
Code Vein
Wczoraj skończyłem. Fajna gierka, a jak ktoś lubi anime to nawet fajniejsza, bo CV jest przesiąknięte tymi klimatami, przy czym na pewno nie jest to poziom gier From Software - słabszy design, znacznie prostsza walka, technicznie też bez rewelacji (przy grubszych akcjach fpsy pięknie lecą na pysk). 7/10 mogę dać. Szukam jakiegoś z(pipi) masochisty do splatynowania gierki, konkretnie chodzi mi o ten trofik za masterowanie multi. Chce się ktoś pobawić?
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Doom: Anihilacja Już sądziłem, że większego szamba niż filmowe Residenty nie da się zrobić, ale zostałem pięknie wyprowadzony z błędu Przede wszystkim żaden z tego horror. Nie jest nawet trochę strasznie, ba! film nie posiada absolutnie żadnego klimatu (oglądałem sam, w nocy, z dobrze podkręconym dźwiękiem), przeciwnie - jest całkiem grzecznie i powiedziałbym nawet, że bardzo "czysto", sceneria wyczyszczona na glanc, krwi i flaków tyle tutaj co kot napłakał, natomiast jak już szykuje się jakaś mocniejsza akcja to kamera elegancko robi taki unik, że g*wno widać (za przykład podam scenę z piłą mechaniczną i żałosne dekapitacje). Na pewno budowaniu grozy nie pomaga też fakt, że bohaterzy to banda idiotów, którzy często sobie śmieszkują, a sceny starć z demonami przypominają akrobacje cyrkowe (Alice z Residenta autentycznie wymięka). Co tam jeszcze z minusów? Dialogi czerstwe jak moje niedojedzone bułki z poniedziałku, plejada aktorów tak poprawna politycznie, że bardziej się nie da (przewija się każdy kolor skóry + 1 lesbijka w krótkich włosach, no i sama protagonistka to wypisz-wymaluj silna, twarda, niezależna i wyzwolona kobieta, przy której wszyscy filmowi faceci to banda mazgajów ). Aktorstwo na poziomie deski klozetowej i taka sama fabuła. Bronie wyglądają jak plastikowe zabawki i tak samo się zachowują (BFG powoduje mniejsze obrażenia niż pistolet na wodę). Jedyne co się tu może podobać to smaczki z gier, szkoda tylko że podane w tak bezpośredni sposób, że samemu nie ma nic do odkrycia. Generalnie przed seansem radzę wyłączyć mózg, tylko wtedy jest szansa, że ten film może się spodobać. A jeżeli to nie poskutkuje to polecam też wyłączyć telewizor. 2/10
- A Way Out
-
A Way Out
Co najmniej 5 razy prosiłem kolegę, żeby olać to w cholerę, ale gość się uwziął i pocieszał mnie przy każdym kolejnym chapterze, że zaraz będzie koniec gry to + spore ilości alko + wspólne brechtanie na każdym kroku z tego crapa i jakoś się przemęczyłem, ale gdybym grał sam to możesz być pewny, że po godzinie max gierka by poleciała z dysku. Wiesz jaka jest decydująca różnica między UD i AWO? Taka, że AWO nie robi NIC dobrze, a Until Dawn przynajmniej potrafi utrzymać w napięciu do samego końca przygody, bo wiesz że wybory w tej grze mają znaczenie i jak coś s(pipi) to możesz stracić wszystkich bohaterów. Ta gra angażuje, każe ci sie skupić i mimo kiepskiego gameplay'u nie nudzi. Podobnie jest w Detroit, dlatego te dwie gry uznaję za chlubne wyjątki od tego całego samograjowego szamba. Tekst o "exie" trochę z dupy biorąc pod uwagę, że Detroit ma też wyjść na PC. Odpowiadając tym samym na Twoją zaczepkę = nie, nie jestem fanbojem Sony (bo chyba to zdajesz się sugerować). Co do reszty to cięzko mi się odnieść, ale mam wrażenie, że gdybym grał z kimś kto nie ogarnia pada, to wk*rwiałbym się jeszcze bardziej przy tej grze. A tak, to mimo że czerpałem z grania w zasadzie 0 funu, to przynajmniej męczyłem się krótko. Natomiast jeżeli chodzi o target to jestem zdecydowanie targetem dla dobrych gier kooperacyjnych. A Way Out dobrą grą w coopie nie jest.
-
A Way Out
Dobrze zgadujesz, na ogół gardzę samograjami (oczywiście są małe wyjątki jak Until Dawn czy Detroit). I fakt, ja się nastawiłem na czysty gameplay, z kolei kolega grający obok nastawił się wyłącznie na dobrą fabułę i "emołszyns". Obaj zawiedliśmy się na całej linii. Jak już napisałem wcześniej, gra jest beznadziejna pod każdym względem.
- A Way Out
-
A Way Out
A Way Out - matko boska, jakie krapiszcze pyknęliśmy z kumplem gierkę na raz i muszę przyznać, że już dawno tak się nie modliłem, żeby przygoda dobiegła końca. Absolutnie nic nie jest w tej grze dobrze zrobione. Gameplay niczym z najgorszych oskryptowanych samograjów: mix chodzenia po małych, nudnych i brzydkich lokacjach z quick time eventsami i żałosnym skradaniem, dopiero pod sam koniec jest trochę swobody i można faktycznie coś pograć (gdzie pod sam koniec mam na myśli 3-4 lokacje na krzyż przed ostatnim bossem). Fabuła wlecze się niczym ślimak i stanowi mix najbardziej oklepanych filmowych motywów. Widać, że twórcy za wszelką cenę starali się tak ją zmontować, aby gracz zżył się ze sterowanymi bohaterami (np. przedstawiając ich problemy rodzinne), ale niestety 5 godzin gry to za mało, żeby zdążyć ich polubić, dlatego ja miałem na nich totalnie wy(pipi)ane i kompletnie nie ruszyło mnie to co się wydarzyło na końcu (jedyne co poczułem to ulgę, że nie muszę więcej oglądać ich pysków rodem z ps2). W ogóle cała grafika to śmiech na sali, zaczynając od marnej jakości tekstur przez fatalne animacje po żenujące efekty. To już nawet The Quiet Man wizualnie zjada AWO na śniadanie. Zresztą co ja będę się produkował, ta gra to jest poziom The Quiet Man, tylko dobrze udało jej się namieszać w głowie co poniektórym tym całym rozdmuchanym "co-opem" (który wcale nie jest dobrze zrobiony, przez całą przygodę są najwyżej ze 3-4 ciekawie wykonane momenty, które faktycznie wymagają synchronizacji między graczami). Jakim cudem to ch*jstwo ma 78% na metacritic do końca życia pozostanie dla mnie zagadką. Trzymać się z dala 3/10
-
Co teraz męczysz na PSX`ie
Pamiętam jak w to grałem za gnoja i wydawało mi się wtedy strasznie trudne, zwłaszcza ostatni boss, ten szatan co miał chyba z 10 pasków życia. Za nic nie potrafiłem tego przejść
-
Resident Evil 2 Remake
Bo ja wiem czy te przecieki są nic nie warte, niekiedy zgadzają się z porażającą dokładnością (że przypomnę tylko ploty odnośnie DMC5 na długo przed premierą). W Revelations 3 lub inne spinoffy nie wierzę, Capcom raczej będzie kuć żelazo póki gorące, czyli inwestować w rimejki oraz pełnoprawne odsłony serii. Od premiery RE7 minęło trochę czasu, więc na bank wkrótce pojawi się zapowiedź ósemki, RE3 remake to też w zasadzie sprawa przesądzona (dziwne by było, gdyby po sukcesie RE2 odpuścili temat). Jakoś nie widzę tu miejsca na popierdółki.
-
Matrix Quadrilogy
Pierwszy Matrix to dla mnie najlepszy film EVER i niedościgniony wzór kina akcji, do którego nawet dzisiaj nic się nie zbliżyło. Pozostałe dwie części choć gorsze też bardzo lubię (Reaktywacja miała za(pipi)iste walki, a Rewolucje legendarną scenę batalii w Syjonie), naprawdę bym się nie obraził gdyby kolejna odsłona była chociaż na poziomie tych dwóch.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Dżon Łyk 3 - nic specjalnego, zresztą podobnie jak pierwsza oraz druga część. Typowe amerykańskie łubudubu. Do teraz nie udało mi się rozkminić czy sceny akcji są oryginalne i efektowne czy pozbawione sensu do tego stopnia, że aż żenują i obrażają inteligencję widza. Keanu? Kolo absolutnie nic nie gra w tym filmie, chociaż to nie jego wina, że John to postać jednego wyrazu twarzy, kompletnie pozbawiona głębi czy jakiegokolwiek rozwoju (a mówimy tu już o trzeciej części... ), gość po prostu jest i strzela, nawet za dużo się nie odzywa. Jego sojusznicy czy przeciwnicy? To samo, ludki które rysowałem w zeszycie na nudnych lekcjach w drugiej klasie podstawówki miały więcej charyzmy. Czekam na koniec tego cyrku i niech Neo wraz z Morfeuszem dadzą ładnie popalić w nowym Matrixie. 4/10
-
Final Fantasy XV
Przy zakupie epizodu Ardyna widnieje informacja, że trzeba posiadać podstawkę, ale już przy odcinkach ekipy Noctisa nic takiego nie jest napisane, więc na nieświadomce kupiłem. Cóż, trzeba będzie wyrwać jakąś tanią używkę w takim razie
-
Kingdom Hearts 3
KH2 dalej najlepszą częścią serii.
-
Final Fantasy XV
Takie pytanie - posiadanie podstawki jest konieczne, żeby zagrać w DLC? Konkretnie mam na myśli epizody Gladiolusa, Prompto oraz Ignisa.
-
Platinum Club
#60 Attack on Titan 2: Final Battle 110 godzin, a jak pokazuje stosowny licznik jestem w grupie zaledwie 1% graczy, którzy splatynowali gierkę. Przede wszystkim MASA grindu, farmienia śmieci liczonych w setkach, zabijania przeciwników liczonych w tysiącach i wykonywania w kółko tych samych zadań, a więc platyna nie dla każdego. Na szczęście walka jest tak GENIALNIE zrealizowana, że mimo powtarzania cały czas tego samego gra się szybko nie nudzi. Dla fanów anime to jest niebo. A tak poza tym dosyć prosta sprawa, trudność oceniam na 5/10.
-
Resident Evil 2 Remake
Na HC jedyne plecaczki jakie możesz zdobyć to te z tych małych przenośnych sejfów (łamigłówka z lampkami), więc w szafce po walce z G1, w kanałach i w laboratorium na końcu też nie masz co szukać.
- NETFLIX
-
Attack on Titan 2 + Final Battle
Jaki to jest kuźwa sztos Ostatni raz byłem tak podjarany wykonywaniem w kółko tych samych misji i farmieniem śmieci jak grałem w Phantom Pain. Stuknie ze 150-200 h jak nic.
-
NETFLIX
https://www.youtube.com/watch?v=VRyP5pvMAXM Bardzo fajny dokumencik dotyczący anime - nie tylko dla obrzydliwych, zaślinionych nerdów tulących się do swoich waifu-poduszek. Luźny język prowadzącej nie szczędzący fucków i zabawnych uwag, niezły montaż, sporo ciekawych wywiadów ze znanymi i mniej znanymi twórcami japońskich animacji.
-
Attack on Titan 2 + Final Battle
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o jeny. Wiadomo, że bez muzy geniusza Sawano gra sporo traci, ale szczerze to już wolę taki kompromis niż żeby miało zabraknąć aktorów podkładających głosy w anime. Tutaj CAŁA japońska obsada się zgadza, włącznie z jakimiś epizodycznymi rolami i za to spory szacun, zwłaszcza że na potrzeby gry nagrano całą masę nowych dialogów. Prawie 40 h na liczniku. Kończę tryb Inferno, nie jest zbyt trudny, chociaż lepiej się pilnować, bo jak tytan wejdzie w tryb wk*rwienia to może bardzo szybko sponiewierać naszego herosa. Ponoć prawdziwe wyzwanie i tak czeka dopiero w endgame'owym contencie, gdzie poza Inferno jest jeszcze ukryty poziom trudności Eden
-
Attack on Titan 2 + Final Battle
Tak. Cyfra to jest wyjebka w biały dzień, w pudle za te cenę masz wszystkie 3 sezony. Właśnie skończyłem podstawkę i podtrzymuję to co napisałem wyżej. Gra jest MEGA. Jak ktoś nigdy nie oglądał serialu, to mimo wszystko polecam najpierw obejrzeć, bo siłą rzeczy tam fabuła jest znacznie lepiej i bardziej emocjonalnie przedstawiona, natomiast sam gameplay w gierce Omega Force po prostu kosi. Mam 22 h na liczniku i póki co zero znudzenia za to zapału do cięcia wielkich brzydali całe mnóstwo
-
Attack on Titan 2 + Final Battle
Aż się poplułem kawą. Polecam allegro, AoT 2 z dodatkiem Final Battle kupiłem za 250zł.
-
Attack on Titan 2 + Final Battle
Jakie. To. Jest. Dobre. Po partaczach odpowiedzialnych za Dynasty Warriors nie spodziewałbym się tak grywalnego tytułu, a tu niezłe zaskoczenie, bo gierka nie dość, że daje mnóstwo funu to jeszcze stanowi całkiem elegancką egranizację jednego z najlepszych anime ostatnich lat. Ok, czuć budżetowość, zwłaszcza jak się patrzy na oprawę wizualną, ale jeżeli ktoś nie jest z(pipi)em, któremu staje wyłącznie na widok gier AAA od developerów first party to powinien przełknąć te ciosane z drewna postacie i smutne przestrzenie. Najważniejsze, że gameplay daje radę i to daje, że HO HO. Ale o tym za chwilę. Fabuła jest niemal żywcem przeniesiona z mangi / anime, z tą różnicą że tym razem wszystkie wydarzenia obserwujemy z perspektywy nowego bohatera. Nasz "nameless hero" to stworzony specjalnie na potrzeby gry bolek, który podobnie jak Eren stracił swoich rodziców podczas ataku tytanów na Shinganshinę, a następnie zgłosił się na ochotnika do woja, aby po skończeniu treningu walczyć z oprawcami ludzkości. I w sumie tyle, kolo to niestety typowa japońska niemowa na modłę starych jRPG i zdaje się nie mieć żadnego większego udziału w scenariuszu (po prostu jest), a jego interakcje z pozostałymi bohaterami ograniczają się do wyboru jednej z kilku opcji dialogowych (które swoją drogą są iluzoryczne, bo niezależnie do odpowiedzi wszystko toczy się tak samo). O tyle fajnie, że twórcy oddali nam całkiem rozbudowany edytor postaci i w ten sposób możemy sobie stworzyć własnego, unikatowego wojownika (ewentualnie robimy kopię Leviego, Mikasy albo kogo tylko chcemy, bo edytor daje i taką możliwość). Kto żył przez ostatnich kilka lat pod kamieniem i nie wie o co tu w ogóle kaman: historia Attack on Titan przedstawia alternatywną wersję świata, gdzie ludzkość nie jest na samym szczycie łańcucha pokarmowego. Wyżej są przerośnięte, niekiedy nawet kilkunastometrowe humanoidalne stwory, a ludzie niczym przestraszone szczury kryją się przed nimi w miastach otoczonych ogromnymi murami. Dosyć powiedzieć, że te mury to jedyna rzecz, która chroni ich przed kompletnym unicestwieniem ze strony tytanów. Nieliczni śmiałkowie wyruszają poza bezpiecznie schronienie ryzykując życiem, aby zdobyć cenne surowce. dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, a być może nawet odkryć sposób na ostateczne rozprawienie się z wrogiem. I właśnie w skórę takiego śmiałka wciela się gracz, który ma przyjemność uczestniczyć w niesamowicie epickich, momentami przerażających, ewentualnie rozwalających mózg na kawałeczki wydarzeniach. TATAKAI! Bez dwóch zdań najlepszą rzeczą w grze jest walka. Bardzo byłem ciekaw jak na język gry przełożą zasuwanie na odrzutowym plecaku i szlachtowanie biednych tytanów wielkimi mieczami, szczerze mówiąc gameplaye oglądane na youtubie mnie nie przekonywały, ale w to po prostu trzeba zagrać, żeby poczuć i zrozumieć tę mechanikę. Nie jest łatwo. Pierwsza godzina to chaos, nie mogłem za cholerę ogarnąć tego sterowania na tyle, żeby porządnie rozprawiać się z przeciwnikami i trafiać ich prosto w kark (a jest to jedyny sposób, żeby ich zabić - jakby ktoś nie oglądał serialu). Gra wymaga wyczucia, precyzji, ustawiania się pod dobrym kątem i dobrego ogarnięcia sprzętu, którym się poruszamy. Ale jak już człowiek to załapie to o matko, jakie tu można odpyerdalać dobre akcje Szybki bieg, wystrzelenie linki i błyskawiczne przyciągnięcie się do przeciwnika, unik w powietrzu za pomocą wbudowanego turbo-gazu zanim tytan zmiażdży nas wielką łapą, znowu wystrzelenie linki połączone z gazem, tym razem prosto w kark gnoja i precyzyjne cięcie zabijające go na miejscu. I pach! do kolejnego bydlaka, który jeszcze o tym nie wie, ale zaraz zdechnie w kałuży własnej krwi. Kasowanie rywali perfekcyjnymi cięciami sprawia dziką frajdę, a poruszanie się 3D Maneuver Gear to czysta poezja, można się niemalże poczuć jak Spider-man. Walka to w zasadzie 99% gameplayu, ale żeby chociaż trochę urozmaicić zabawę twórcy wprowadzili elementy rodem z RPG. Tym samym nasz bohater stale leveluje, odblokowuje nowe skille, za wykonywanie w trakcie zabawy questy (również polegające na walce, a jak) zdobywa nowe bronie lub materiały do craftngu, a nawet wzorem Persony może budować relacje z innymi postaciami. Te ostatnie to swoiste social-linki, które nabijamy poprzez walkę u boku konkretnych bohaterów, ewentualnie przez rozmowę z nimi i wręczanie im prezentów - im wyższy stopień przyjaźni, tym możemy liczyć na ciekawsze benefity. Niby pierdoła, ale nawet fajna, dzięki temu lepiej poznajemy postacie drugoplanowe, w pewnym stopniu się z nimi zżywamy, a przy okazji zdobywamy unikatowe przedmioty lub umiejętności. O grafice już pisałem - słabizna, nie wiem czy gry na ps2 nie wyglądały lepiej. Natomiast jestem bardzo zaskoczony w kwestii udźwiękowienia. Oczywiście brak oryginalnej ścieżki dźwiękowej z anime boli i to bardzo, ale utwory specjalnie skomponowane na potrzeby gry nie tylko da się fajnie posłuchać, ale też wiele z nich jest naprawdę dobrych i cholernie nakręcających do walki. Całe szczęście aktorzy użyczający swoich strun głosowych w serialu pojawiają się i tutaj, wszyscy bez wyjątku za co ogromny punkcik do klimatu. Słaba grafa, bohater niemowa - coś jeszcze z wad? Mnie to osobiście nie przeszkadza, nie przy tak dobrej i wciągającej walce, ale na pewno niejednego gracza zabije tu schematyczność. Jakby nie patrzeć gra polega tylko na jednym: na zarzynaniu tytanów. Dziesiątek. Setek. Tysięcy? Nie musi, ale może się przejeść ,tak że czujcie się ostrzeżeni. Powtórzę to jednak jeszcze raz: starcia są absolutnie genialnie zrealizowane i chociażby tylko dla nich warto zagrać i ukończyć tę produkcję. Ja już wiem, że spędzę w tym świecie jeszcze masę czasu i wiele tytanich głów poleci nim gierka wyskoczy z napędu