Skocz do zawartości

Bloodborne


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 9,4 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Musze sie poswiecic. Oplacalne to bedzie. Tym bardziej, ze moj build do pvp idealny nie jest, a nie chce robic nowej postaci. Otoz wybralem klase Cruel Fate i build mial byc pod Skill/Arcane, a okazalo sie, ze najlepiej gra mi sie Chicage, wiec z 5 BT dobilem do 38, a Arcane z 15 poczatkowych do 20 takze okolo 15 punktow poszlo w dupe - tak bym wziial klase pod Skill/BT jakbym wiedzial. 

Szkoda ze nie ma chocby jednego itemu jednorazowego uzycia do zmiany statsow. I tak tez boli mnie to, ze nie ma przedmiotu naprawiajacego bron i po kazdej walce musze leciec naprawiac bron do HD.

Edytowane przez Jerome
Odnośnik do komentarza

Najbardziej zje.bany polski portal o gierkach o nazwie hc gamer ( :yao:) daje BB 7/10 bo typ płacze, że checkpointy są za daleko.

 

 

 

Bloodborne jest tak bardzo wkurzający, że to aż niemożliwe. Jednocześnie jest tak satysfakcjonujący, że w grze można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Po chwili zaczynałem jednak odczuwać, że ten związek nie funkcjonuje tak, jak należy.

 

Zanim zacznę narzekać, jakim to jestem cieniasem i jakie rzeczy w produkcji From Software mi przeszkadzały, wspomnę o tym, co mnie w tej grze zauroczyło. Jest to przede wszystkim niesamowicie gęsty klimat miasta Yharnam – miejsca tak nieprzyjemnego, że aż ciarki przechodzą po plecach na samą myśl o nim. W tym oto zapomnianym przez Boga świecie przyszło mi pokierować stworzonym przeze mnie od podstaw tropicielem. W tym świecie tropiciele to prawdziwi synowie nierządnic, którzy wychodzą na podwórko wtedy, kiedy inni mieszkańcy miasta grzecznie zamykają drzwi na kilkadziesiąt spustów.

 

Historia głównego bohatera przedstawiona zostaje w nienachalny sposób, i to tylko od gracza zależy, ile wyciągnie z fabuły. Mało jest tutaj przerywników filmowych, dialogów z innymi postaciami i animacji, podczas których z offu jakiś „mędrzec” opowiada o tym, co zaraz się wydarzy. Zamiast tego są zapiski, hasła rzucane przez NPC-ów czy obserwacja otoczenia, razem mówiące więcej niż tysiąc słów. Bardzo spodobało mi się takie rozwiązanie.

 

Yharnam jest pełne tajemnic, mroku i uroku. Jego stylistykę wzorowano na epoce wiktoriańskiej, gdzie swoje miejsce znalazłby zarówno Dr Frankenstein, jak i Dracula. Obecny jest także brud i smród wąskich uliczek z tamtego okresu, z cuchnącymi ściekami na czele. Otoczkę obrzydliwości potęgują także bestie oraz istoty spotykane na swojej drodze przez tropiciela. Część z nich można łatwo zidentyfikować, jak np. wilkołaki, wielkie szczury i inne upiory, jednak wygląd niektórych poczwar jest tak wymyślny, że ich ujrzenie na własne oczy może być zaskakujące. Pod tym względem przodują bossowie – serio, juz dawno nie widziałem tak dziwnych i pokracznych przeciwników, którzy mieli w sobie jednocześnie coś wspaniałego i odpychającego. Niektórzy potrafią nawet przenikać przez obiekty, podobnie jak tropiciel… Chwila – to chyba akurat nie jest powód do dumy twórców gry, prawda?

Dużo antonimów pojawia się w tej mojej recenzji, ale takie właśnie uczucia wywołuje u mnie Bloodborne. Mieszane. Z jednej strony bardzo chciałbym wszystkim ten tytuł polecić, ale z drugiej najchętniej połamałbym płytę, posklejał i połamał ją ponownie.

O wysokim poziomie trudności nowej produkcji From Software było wiadomo już zanim ta trafiła do sprzedaży. Byle przeciwnik jest w stanie załatwić głównego bohatera dwoma/trzema ciosami, nawet jeśli ten ma dopakowane statystyki. Zmusza to do ciągłego oceniania sytuacji, analizowania „pola walki” oraz uczenia się zachowań poszczególnych rodzajów wrogów. Jednocześnie wymaga to od gracza wykorzystania wszystkich swoich umiejętności – podczas starć trzeba szybko reagować, robić efektywne uniki i wyprowadzać pchnięcia mieczem (czy innym ciaciarajstwem) w idealnych momentach. Jest to trudne do zrealizowania, ale po pewnym czasie można się do tego schematu przyzwyczaić… chociaż to i tak nie wróży pełnego sukcesu. W Bloodborne ginie się tak często, że nie sposób obliczyć, ile razy wąchało się kwiatki od spodu. Nie byłoby to uciążliwe, gdyby nie kilka niuansów nieszczególnie przypadających mi do gustu.

W tym momencie prawdopodobnie podpadnę wielu fanom gry i zostanę uznany za lamera, ale kompletnie nie rozumiem zachwycania się tym, że po stracie życia trzeba na nowo powtarzać (zazwyczaj) bardzo długi fragment rozgrywki. Moim zdaniem checkpointy zostały rozmieszczone w debilny sposób i nie ma nic wspólnego z podniesieniem poziomu trudności, tylko z brakiem szacunku developera wobec graczy i ich wolnego czasu. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy po pracy odpalacie konsolę na dwie godzinki, z czego po czterdziestu minutach giniecie i musicie powtarzać cały fragment mapy ponownie. Następnie czeka na was przeraźliwie długi ekran ładowania (naprawdę prze-raź-li-wie DŁUGI…), by ponownie móc raczyć się identycznymi pojedynkami – większość przeciwników umieszczona jest w tym samym miejscu i atakuje w ten sam sposób. Najlepsze jest to, że nie zawsze traci się życie z własnej winy (choć oczywiście tak jest w lwiej części przypadków). Czasami jednak w przybiciu piątki ze Śmiercią pomagała mi kamera wariująca w ciaśniejszych pomieszczeniach, albo przycięcie sie na jakimś małym obiekcie, na którym nie miałem prawa się przyciąć. Aha, spadki płynności także nie ułatwiają megaprecyzyjnego zadawania ciosów.

 

Duża rolę w grze odgrywa Sen Tropiciela, czyli swego rodzaju baza, w której można awansować postać na wyższe poziomy, ulepszać oraz naprawiać oręż, a także kupować różne przedmioty potrzebne do dalszej podróży. Do tego miejsca można wchodzić wyłącznie poprzez specjalne lampy pełniące jednocześnie rolę checkpointów. Co ciekawe, po opuszczeniu Snu Tropiciela wszystkie wcześniej ubite postacie ponownie pojawiają się w tych samych miejscach i atakują w ten sam sposób. Nikt mi nie wmówi, że respawn wrogów jest czymś fajnym, nawet jeśli taka jest konwencja gry. Czemu był to główny zarzut kierowany w stronę Far Cry 2, a w tym przypadku jest uznawany za coś „spoko”?

 

Gwóźdź do trumny wbił natomiast znienawidzony przeze mnie „problem”, za który ostatni raz zwyzywałem polsko-niemieckie Lords of the Fallen (postać zacięła się w momencie zapisu gry na schodach i uniemożliwiła dalszą rozgrywkę). Produkcja From Software również nie omieszkała ze mnie zakpić, usuwając część postępu mojej rozgrywki. Po uruchomieniu konsoli i odpaleniu gry dostałem komunikat, że podczas poprzedniej sesji Bloodborne ten został „źle zamknięty” (tj. nie nacisnąłem „Opuść grę”, tylko zamknąłem aplikację w menu konsoli) i save’a szlag trafił. Nie muszę dodawać, że mnie również – straciłem przez to jakieś cztery-pięć godzin gry. Wspominałem już o braku szacunku twórców do mojego wolnego czasu?

 

Bloodborne to tytuł niesamowity. Bardzo ładna oprawa wizualna, świetnie wykreowany świat oraz wymagający poziom trudności sprawiły, że ciężko było mi wracać z Yharnam do prawdziwego świata. Z drugiej strony respawnujący się przeciwnicy, (po pewnym czasie) przewidywalne pojedynki, problemy z kamerą, optymalizacją oraz parę pomniejszych błędów nie pozwoliły mi w pełni rozkochać się w tym tytule. Czarę goryczy przelały zaś absurdalnie rozmieszczone checkpointy i zniknięcie zapisu gry. Gdyby nie to, ocena byłaby taka jak u innych redakcji, a tak pozostaje mi stanąć w opozycji do mainstreamu przesadnie zachwycającego się tym tytułem.

 

Grę do recenzji dostarczył wydawca.

 

 

 

 

http://hcgamer.pl/bloodborne-recenzja/

 

beka.

 

powinni zmienic nazwe portalu na hcjanusz a nie gamer.

 

TFU!

Odnośnik do komentarza

Mam dosc BB po 100h z gra trafilem na sciane nie do przebicia w postaci

 

Tej (pipi) (pipi)anej Amygdali w tym (pipi)onym Defiled Dungeonie gdzie cie (pipi)a prawie wszystko One Shootuje ja (pipi)e >>>>>><<<<<<<

 

Chyba mam dosc na dzisiaj i zaczynam sie obawiac o Platyne :/

Odnośnik do komentarza

Biegam sobie po Zakazanym Lesie...

 

wchodzę do jaskini z trzema olbrzymami i węgorzami (jest tam coś ciekawego, bo przeszukałem chyba dwa trup), wychodzę po drabinie do góry i jestem w Centrum Yharnam... mózg roz(pipi)any :obama:

 

 

Co do Kliniki

 

Właśnie rozwaliłem tą babkę, do której miałem odsyłać napotkanych npc, a ona miała ich "leczyć". To że ją zabiłem będzie miało jakiś wpływ na zakończeniem?

 

Edytowane przez YETI
Odnośnik do komentarza

 

Najbardziej zje.bany polski portal o gierkach o nazwie hc gamer ( :yao:) daje BB 7/10 bo typ płacze, że checkpointy są za daleko.

 

 

Bloodborne jest tak bardzo wkurzający, że to aż niemożliwe. Jednocześnie jest tak satysfakcjonujący, że w grze można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Po chwili zaczynałem jednak odczuwać, że ten związek nie funkcjonuje tak, jak należy.

 

Zanim zacznę narzekać, jakim to jestem cieniasem i jakie rzeczy w produkcji From Software mi przeszkadzały, wspomnę o tym, co mnie w tej grze zauroczyło. Jest to przede wszystkim niesamowicie gęsty klimat miasta Yharnam – miejsca tak nieprzyjemnego, że aż ciarki przechodzą po plecach na samą myśl o nim. W tym oto zapomnianym przez Boga świecie przyszło mi pokierować stworzonym przeze mnie od podstaw tropicielem. W tym świecie tropiciele to prawdziwi synowie nierządnic, którzy wychodzą na podwórko wtedy, kiedy inni mieszkańcy miasta grzecznie zamykają drzwi na kilkadziesiąt spustów.

 

Historia głównego bohatera przedstawiona zostaje w nienachalny sposób, i to tylko od gracza zależy, ile wyciągnie z fabuły. Mało jest tutaj przerywników filmowych, dialogów z innymi postaciami i animacji, podczas których z offu jakiś „mędrzec” opowiada o tym, co zaraz się wydarzy. Zamiast tego są zapiski, hasła rzucane przez NPC-ów czy obserwacja otoczenia, razem mówiące więcej niż tysiąc słów. Bardzo spodobało mi się takie rozwiązanie.

 

Yharnam jest pełne tajemnic, mroku i uroku. Jego stylistykę wzorowano na epoce wiktoriańskiej, gdzie swoje miejsce znalazłby zarówno Dr Frankenstein, jak i Dracula. Obecny jest także brud i smród wąskich uliczek z tamtego okresu, z cuchnącymi ściekami na czele. Otoczkę obrzydliwości potęgują także bestie oraz istoty spotykane na swojej drodze przez tropiciela. Część z nich można łatwo zidentyfikować, jak np. wilkołaki, wielkie szczury i inne upiory, jednak wygląd niektórych poczwar jest tak wymyślny, że ich ujrzenie na własne oczy może być zaskakujące. Pod tym względem przodują bossowie – serio, juz dawno nie widziałem tak dziwnych i pokracznych przeciwników, którzy mieli w sobie jednocześnie coś wspaniałego i odpychającego. Niektórzy potrafią nawet przenikać przez obiekty, podobnie jak tropiciel… Chwila – to chyba akurat nie jest powód do dumy twórców gry, prawda?

Dużo antonimów pojawia się w tej mojej recenzji, ale takie właśnie uczucia wywołuje u mnie Bloodborne. Mieszane. Z jednej strony bardzo chciałbym wszystkim ten tytuł polecić, ale z drugiej najchętniej połamałbym płytę, posklejał i połamał ją ponownie.

O wysokim poziomie trudności nowej produkcji From Software było wiadomo już zanim ta trafiła do sprzedaży. Byle przeciwnik jest w stanie załatwić głównego bohatera dwoma/trzema ciosami, nawet jeśli ten ma dopakowane statystyki. Zmusza to do ciągłego oceniania sytuacji, analizowania „pola walki” oraz uczenia się zachowań poszczególnych rodzajów wrogów. Jednocześnie wymaga to od gracza wykorzystania wszystkich swoich umiejętności – podczas starć trzeba szybko reagować, robić efektywne uniki i wyprowadzać pchnięcia mieczem (czy innym ciaciarajstwem) w idealnych momentach. Jest to trudne do zrealizowania, ale po pewnym czasie można się do tego schematu przyzwyczaić… chociaż to i tak nie wróży pełnego sukcesu. W Bloodborne ginie się tak często, że nie sposób obliczyć, ile razy wąchało się kwiatki od spodu. Nie byłoby to uciążliwe, gdyby nie kilka niuansów nieszczególnie przypadających mi do gustu.

W tym momencie prawdopodobnie podpadnę wielu fanom gry i zostanę uznany za lamera, ale kompletnie nie rozumiem zachwycania się tym, że po stracie życia trzeba na nowo powtarzać (zazwyczaj) bardzo długi fragment rozgrywki. Moim zdaniem checkpointy zostały rozmieszczone w debilny sposób i nie ma nic wspólnego z podniesieniem poziomu trudności, tylko z brakiem szacunku developera wobec graczy i ich wolnego czasu. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy po pracy odpalacie konsolę na dwie godzinki, z czego po czterdziestu minutach giniecie i musicie powtarzać cały fragment mapy ponownie. Następnie czeka na was przeraźliwie długi ekran ładowania (naprawdę prze-raź-li-wie DŁUGI…), by ponownie móc raczyć się identycznymi pojedynkami – większość przeciwników umieszczona jest w tym samym miejscu i atakuje w ten sam sposób. Najlepsze jest to, że nie zawsze traci się życie z własnej winy (choć oczywiście tak jest w lwiej części przypadków). Czasami jednak w przybiciu piątki ze Śmiercią pomagała mi kamera wariująca w ciaśniejszych pomieszczeniach, albo przycięcie sie na jakimś małym obiekcie, na którym nie miałem prawa się przyciąć. Aha, spadki płynności także nie ułatwiają megaprecyzyjnego zadawania ciosów.

 

Duża rolę w grze odgrywa Sen Tropiciela, czyli swego rodzaju baza, w której można awansować postać na wyższe poziomy, ulepszać oraz naprawiać oręż, a także kupować różne przedmioty potrzebne do dalszej podróży. Do tego miejsca można wchodzić wyłącznie poprzez specjalne lampy pełniące jednocześnie rolę checkpointów. Co ciekawe, po opuszczeniu Snu Tropiciela wszystkie wcześniej ubite postacie ponownie pojawiają się w tych samych miejscach i atakują w ten sam sposób. Nikt mi nie wmówi, że respawn wrogów jest czymś fajnym, nawet jeśli taka jest konwencja gry. Czemu był to główny zarzut kierowany w stronę Far Cry 2, a w tym przypadku jest uznawany za coś „spoko”?

 

Gwóźdź do trumny wbił natomiast znienawidzony przeze mnie „problem”, za który ostatni raz zwyzywałem polsko-niemieckie Lords of the Fallen (postać zacięła się w momencie zapisu gry na schodach i uniemożliwiła dalszą rozgrywkę). Produkcja From Software również nie omieszkała ze mnie zakpić, usuwając część postępu mojej rozgrywki. Po uruchomieniu konsoli i odpaleniu gry dostałem komunikat, że podczas poprzedniej sesji Bloodborne ten został „źle zamknięty” (tj. nie nacisnąłem „Opuść grę”, tylko zamknąłem aplikację w menu konsoli) i save’a szlag trafił. Nie muszę dodawać, że mnie również – straciłem przez to jakieś cztery-pięć godzin gry. Wspominałem już o braku szacunku twórców do mojego wolnego czasu?

 

Bloodborne to tytuł niesamowity. Bardzo ładna oprawa wizualna, świetnie wykreowany świat oraz wymagający poziom trudności sprawiły, że ciężko było mi wracać z Yharnam do prawdziwego świata. Z drugiej strony respawnujący się przeciwnicy, (po pewnym czasie) przewidywalne pojedynki, problemy z kamerą, optymalizacją oraz parę pomniejszych błędów nie pozwoliły mi w pełni rozkochać się w tym tytule. Czarę goryczy przelały zaś absurdalnie rozmieszczone checkpointy i zniknięcie zapisu gry. Gdyby nie to, ocena byłaby taka jak u innych redakcji, a tak pozostaje mi stanąć w opozycji do mainstreamu przesadnie zachwycającego się tym tytułem.

 

Grę do recenzji dostarczył wydawca.

 

 

http://hcgamer.pl/bloodborne-recenzja/

 

beka.

 

 

powinni zmienic nazwe portalu na hcjanusz a nie gamer.

 

TFU!

 

Czytaj to (wpis na ich grupie)

 

Dzizas, co tu się porobiło? Moda na sukces do TVP wróciła.

Każuale, hardkorowcy i inne alieny widzę. Komuś się może nie spodobać, że Bloodborne nie podpasowało części odbiorców i już jazda

Gdzie mogę podesłać CV żebym mógł się wypowiedzieć? A co jakby Bloodborne mi w ogóle nie podobał się i w moich oczach jest to gra średnia z plusem? Aż boję się pomyśleć.

W dzisiejszych czasach faktycznie ciężką o grę trudną, ale jasna cholera mnie bierze jak czytam, że ktoś tam napisał "jestem hardkorem, przechodze trudne gry. Takie 10/10, bo trudne" i jedzie wszystkich od każualów. Od kiedy głównym wyznacznikiem jakości jest poziom trudności? Spoko jak pomęczymy się nad danym tytułem, ale k**wa...

Net pęka od chwalebnych pieśni na temat Bloodborne. Że to system seller na których wielu czekało. Ktoś tam ostatnio mówił, że napisał recenzje BB bez wzmianki o Souls'ach. Spoko. Kupuje, odpalam, gram.

Efekty dźwiękowe te same, UI praktycznie bez zmian, nawet ikonki przy podnoszeniu przedmiotów te same. System walki, gdyby nie liczyć uników- praktycznie ten sam. Grafika podobna (sorry, ale to ma być system seller?!). Starożytni bogowie mówili, że jakaś fabuła jest, ale trzeba czytać Lore w necie... No do kur...nędzy! Nowe IP my ass. Jak tu nie porównać tego tytułu do DS?!

Zaraz ktoś mnie zjedzie od każuali, ale Bloodborne nie jest wart tych pieniędzy. A brandzlowanie się hardkorowością wyjadaczy, którzy przechodzą grę na tryliard sposobów też jakoś mi jakoś nie imponuje.

 

xd

Odnośnik do komentarza

Kruczyce spotkałem od razu bo ja w grach od From muszę zniszczyć wszystkie beczki ! :) to jest piękne w tej grze tak samo jak w pillarsach. Gra cię za rączkę nie prowadzi masz zadania ale musisz je znaleźć. O dziwo obie chyba dobrze się sprzedały więc może gry ambitniejsze wrócą ?

 

 

Teraz wszystkie gry rpg muszą mieć znaczek na mapie gdzie iść a takie fable to już nawet linie pokazywało jak gdzieś dojść:D

Edytowane przez blantman
Odnośnik do komentarza

Witam,

 

pytanie z serii "jestem debilem". Gdzie naprawiać broń i ją ulepszać? Mam odlamki krwawego kamienia ale nie mogę ich uzywac.

 

Co daje przedmiot znak tropiciela? Wg opisu w grze poswieca sie wszystkie tętnienia krwii aby przebudzic sie na nowo. Przeciez to samo sie dzieje po naszej smierci. Jaka jest roznica więc?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...