Samurai Shodown (2019) - czyli kolejny raz z cyklu "ukonczylem bijatyke". Tym razem poszlo szybko, bo gra moze i nie ma mniej kontentu niz SFV ale nie sprzedzilem z nia pieciu miesiecy tlukac sie online. Niemniej jest to dla mnie seria zajmujaca miejsce zaraz za SF na polce nostalgii. Przeniesmy sie ponownie do roku 1993.
Albo 1994, nie wiem, pamiec juz nie ta. W kazdym razie, w ktores wakacje zawitalem nad piekne polskie morze. Turnus w osrodku cegielskiego. Wielka stolowka, posilki o stalych porach, zawsze wyporcjowane talerze, zupy z wazy, zadne tam szwedzkie stoly i jajecznica z parownika, miejsca przy stoliku przypisane na stale. A po kole fortuny dziennik telewizyjny, a po nim film sensacyjny z ameryki na vhs. Piekne czasy. Ale odbieglem od tematu. Z czym jeszcze nieodzownie kojarzy mi sie morze tamtych lat? No z tym co kazdemu tutaj, z automatami. Turnus wczesniej przygladalem sie jak starsze chlopaki mloca w SF2 (wtedy zaczalem nabierac podejzen, ze cos z moimi statycznymi planszami na kompie jest nie tak) a w tym przyciagnal mnie inny, ktorego wczesniej nigdzie nie widzialem. Wielkimi napisami wyryte bylo na planszy tytulowej - Samurai Shodown. A jako, ze przeciez juz "wiedzialem o co kaman" w bijatyki to nie bylo mozliwosci zebym sie nie popisal i tutaj. Niestety, zadne lewo prawo guzik nie dzialalo bo to juz nie byl korenski hack i gra akceptowala jedynie prawilne cwierckolka, o ktorych istnieniu nie mialem pojecia. Takze jak to zwykle bywalo, dwie walki i do domu, albo po nowy zeton. Raz do salonu przyszla taka typowa, normalna, "schludna" rodzina. Mama, tata, maly syn i starsza corka, ktorzy chodza zawsze razem bo przyjechali tylko z dziecmi a one z kolei nie maja z kim sie bawic. Dziewczyna byla bardzo urodziwa, ale wyglada na taka co nie odstapi taty na krok bo nie bedzie sie zadawala z pospolstwem. Jak wiec takiej zaimponowac i zwrocic swoja uwage? No wysmienitymi umiejetnosciami w gre wideo, a jakze. Zwlaszcza, ze jak gralem to cala czworka stanela z moimi plecami i patrzyla. Niestety, CPU lvl 8 dawal znac, ze do trzeciez walki to juz nie ma co i musialem po 40s zakonczyc swoja probe podbicia serca nieznajomej. Odsunalem sie nonszalancko o krok od budy, westchnalem i pokiwalem glowa udajac, ze doskonale wiem co sie stalo i ze to tylko wypadek przy pracy xD Obrocilem sie, spojrzalem ostatni raz dziewczynie w oczy i wyszedlem.
Od tego momentu myslalem tylko o niej. Chcilem ja miec, spedzac z nia czas, nigdy sie nie rozstawac. Poznac bardziej. Zaprzatnela wszystkimi moimi myslami. Ta gra o samurajach w starej epoce japonii, z dziwnym zielonym stworem z rekawica jak Fredy Kruger i robiacym obroty jak Blanka. Wygladala jak klon Street Fightera ale nim nie byla. Miala swoj styl, miala rzeczy ktorych SF nie mial. Zakochalem sie z marszu w kolorowych i swietnie animowanych planszach, wielkich postaciach, ich designie i fakcie, ze zamiast piesci uzywa sie broni bialej, w sedziach z chorogiewkami i w japonskich komendach rozpoczecia i zakonczenia rundy (suobuai ippon do dzis mi dzwieczy w glowie). Salon odwiedzalem wielokrotnie a co zabawniejsze stal w nim tez automat z MK1, ktory zupelnie mnie nie interesowal. Ale turnus dobiegal konca i trzeba bylo wracac do domu gdzie czekal jedynie PC 286. Z oczywistych wzgledow nie moglo na nim SS chodzic, wiec zastepowalem sobie go partiami w First Samurai, w koncu za gnoja czesto czegos miec nie moglismy, wiec wymyslalismy sobie substytuty albo uciekalismy wlasnie w gry, ktore pozwalaly poczuc sie jak zolnierz czy mistrz formuly 1.
Minelo dobrych pare lat i gdzies z poczatkiem lieceum, nie wiem zupelnie jak, na kompie wyladowal SS w wersji drugiej. Ale bylem ucieszony, ze w koncu w domu moge zagrac w gre z wczesnego dziecinstwa. Ale nie cioralem w nia tak namietnie jak lata wczesniej w SSF2T. Wlasciwie jedynym mocnym wspomnieniem jakie mam jest ciagle sluchanie Just A Girl no doubtu jako sciezke dzwiekowa. Nie wiem, wydawala mi sie ta czesc mocno dynamiczna co podkreslal wlasnie ten utwor. I to w sumie tyle jesli chodzi o serie SS z lat mlodosci. Zostalem oczarowany ale milosc nie przetrwala chyba, bo skutecznie uwage odwaracal szarak ze swoimi tekkenami i soul bladeami. W pismach tez o kolejnych czesciach Samurai Shodown bylo cicho a ja w liceum przestalem byc konsolomaniakiem, wiec nawet jesli w neo+ czy pe o nich pisano to tego wiedziec nie moglem (ba, nie wiedzialem nawet o T4 dopoki nie wrocilem z ps2).
Jak wiec wyglada najnowsza odslona tej serii? Przyznam, ze od czasow Okemi nie gralem w tak nasaczona japonska kultura gre. Od zaje.bistej grafiki i muzyki w menu (widac napracowanko a nie kafelki w SFV), po japonskie dialogi (nie ma angielskiego, tylko napisy) oraz swietne ilustracje postaci i tla w trybie story. Tak mnie to wszystko wciagnelo, ze przez caly tryb story nie przerywalem czytajacego nazwy aren glosu ani wstepow zawodnikow przed i po walce. Generalnie klimat feudalnej japonii to jest tu top.
Trybow tez jest cala masa, od treningu po jakies surwiwale, walki z duchami innych graczy az po tryb online, ktory kiedy go odpalilem wydawal mi sie jakis zamulasty. No niestety nie mam motywacji w postaci obrazka zeby ciorac w to troche bardziej na powaznie. Skupilem sie wiec na samym story i powiem, ze jak dla mnie jest o wiele lepszy niz w SFV. Przede wszystkim nie jest to cinematic jak w MK, po prostu tylko wstep, zarysowanie motywacji wybranej postaci i prolog. I tyle na prawde wystarczy bo kazda postac jest odseparowana do siebie (poza przedostatnia walka gdzie walczy sie np. ze swoim wiecznym rywalem) i nie ma czegos takiego jak w SFV ze przez pol story slucha sie Karin a gra Ibuki. Taki klasyczny tryb arcade z nagroda w postaci historyjki na koncu co akurat SFV mocno skiepscil. No i lore postaci z SS i ich charaktery moim zdaniem sa lepiej napisane niz u Capcomu.
Sam system walki jest znacznie innych od tego ze SF. Mniej nacisku polozone jest na combosy i presje na przeciwnika a wiecej na uwazniejsza gre i antycypacje. Widac to tez po mobilnosci postaci, ktore nawet jesli nie sa klocami potrafia poruszac sie powoli. Jest troche mechanik, ktorych mysle nie ma sensu tu opisywac i ktore moga na poczatku przytloczyc (kilka defensywych i ofensywnych, bez borni, z naladowanym paskiem itd.) ale tutorial dosc dobrze je wyjasnia (acz jest pare rzeczy ktore trzeba "doczytac" na yt). Zadawanie ciosow daje satysfakcje, zwlaszcza jak wejdzie heavy, albo kiedy uda sie pare raz z rzedu zrobic just defense czyli powiedzmy takie parry zamiast bloku.
Ogladajac trailery wydawalo mi sie, ze przeniesienie gry w 2,5D odziera zawsze bogate i kolorowe plansze z ich zawartosci. To jednak mylne wrazenie. Stage sa glebokie i z masa detali wiec nie ma sie wrazenia grania na pustyni. Jedyne czego moge sie czepic to modeli zwierzat w levelu Nakoruru, wygladaja tak niemrawo jakby byly na srodkach nasennych. Ilosc publiki na galeonie Galforda tez nie powala ale mozna to wytlumaczyc tym ze to juz nie port i marynarzy jest mniej xD Chociaz brakuje troche scinanych bambusow i innych beczek z jablkami. Graficznie tej grze tez niczego nie brakuje. Wszystkie animacje ciosow czy superow sa w pelni widoczne i wiadomo co sie dzieje, czego niestety o SFV powiedziec sie nie da.
Jedyna rzecza, do ktorej molgbym sie przyczepic to miejscami zbyt szybko znikajace napisy w czytanych prologach xD Serio, nie ma tutaj jakichs wiekszych kasztanow. Mnie jeszcze troszke razil japonski jezyk np francuskiej czy amerykanskiej postaci, no nie gralo to zbytnio, ale z durgiej strony trzeba by nagrywac osobne partie wiec moze nie chcialo im sie je.bac. Przez ten czas od premiery mialem tez wrazenie, ze gra jest diabelnie pusta i generalnie zje.bana, ze nie udala sie i powtorzyla sie historia z Sen na x360. Ale nic z tych rzeczy, to praktycznie reboot czesci pierwszej wzbogacony o kultowe postacie z kolejnych odslon. I to reboot perfekcyjny. Duzo czasu znow tu nie zabawie bo trzeba leciec do kolejnych gierek, ale wspomnienie jak o tamtym salonie i tamtej dziewczynie na pewno pozostanie. 9-/10.