
Treść opublikowana przez Mendrek
-
Quake 2
Dziwię się, że niektórzy wahają się czy brać jednego z najlepszych fps-ów w historii. Jest tak dopracowany i dobry, że do dziś może być przykładem akademickim "good game designu". Ten flow, mądre rozplanowanie poziomów, przeciwnicy do których się odpowiednio podchodzi, muzyka i te ciary, które przechodzągdy słyszysz za plecami "tresspassa!" albo co gorsza "aruba!". I niezapomniany odgłos Railguna czy Hyperblastera, o feelingu nie wspominając. Quake 2 był też odważnym skokiem w coś innego niż Quake 1, co też trochę podzieliło scenę, ale dzięki temu dostaliśmy naprawdę zjawiskowy klimat. Tajemnicza rasa obcych Stroggów, którzy zbierają żywą tkankę (były teorie, że to rasa przypominająca scyboganizowanych ludzi z przyszłości, którzy tęsknią za żywą skórą, choć później w Quake 4 wyjaśniono, że potrzebują jej do czegoś w rodzaju żywicy aby przetrwać). Klimat otoczenia z dreszczykiem to zapewne wkład Americana McGee (twórcy m. in. wykręconej wersji Alicji), który w tamtym czasie pracował w ID Software. No i soundtrack to nadal absolutnty top, heavy metal pompujący w nas wolę do napieprzania w tych paskudnych Stroggów. Wy się nie zastanawiajcie, tylko bierzcie i obcujcie z czymś, co jest kwintesencją klasycznych FPS-ów
- Quake 2
-
własnie ukonczyłem...
Chasm: The Rift - skoro o ukrytych perełkach mowa, to ta będzie troche brudna, ale jednak nią będzie. Młodzi gracze mogą pomyśleć, że to kolejny "boomer fps", a to po prostu stary fps, który miał ambicję i pecha wychodzić w czasach złotej ery FPS-ów. W 97 wyszły przecież takie tuzy jak Quake 2, Turok, Jedi Knight czy Outlaws. I pomiędzy nimi niesfornie przydreptało niewielkie ukraińskie studio Action Forms, którego twórcy byli zafascynowani Doom-em i chcieli zrobić podobną grę. Ale nie poszli na łatwiznę i opracowali własny silnik (AtmosFear), a ich gra miała na pewnym etapie być konkurencją dla Quake. No ale to było akurat porywanie się z motyką na słońce. Jak dzisiaj prezentuje się w dobie boomer fps-ów ten lekko zremasterowany twór? Ano całkiem przyzwoicie. Od razu jednak zaznaczę, że mam sentyment do tej gry. Jak większość w Polsce zapewne po raz pierwszy zagrałem, gdy dodali go jako pełniak do jednego z wydań CDA. Obecnie gra zadebiutowala na konsolach. Z dobrych rzeczy to atmosfera - jest brudno, ponuro i z dreszczykiem, ale też nie dominuje tutaj ciemność. Fabularnie walczymy z Time Strikerami, którzy mieszają w czasie, co jest powodem wędrowania przez różne epoki. Stąd mamy bazę wojskową, Egipt, średniowiecze i bazę kosmitów (podobną do bazy wojskowej) - w każdym po 4 levele zakończone walką z bossem. Nic nadzwyczajnego, ale też mają unikatowych przeciwników adekwatnych do settingu. Ciekawostką jest to, że w epizodzie średniowiecznym nie brakuje chrześcijańskich ikon z ukrzyżowanym Chrystusem na czele (w tym w roli przełącznika), ale w sumie to lata 90 i mało znany wydawca, więc wyjebongo 200 procent na poprawność zapewne. Plansze to mix tuneli i małych otwartych przestrzeni, uzupełnione przez labirynty, pułapki i sekrety, a wszystko w grubiociosanym 2.5D, co przypominało mi trochę Doom 64. To co wyróżnia ten silnik i grę na tle ówczesnych rywali, to możliwość odstrzeliwania kończyn potworkom, przez co np. nie mogą strzelać i próbują nas dorwać w zwarciu. Ta mechanika bawi przez całą grę, łącznie z odstrzeliwaniem czerepów (brakuje tylko sikającej z oderwanych kończyn juchy ). Przeciwnicy też bywają zróżnicowani, choć inteligencją niezbyt grzeszą. Broni jest całkiem sporo - od shotguna i dwururki, miniguna, po bardziej fikuśne bolcownice, wyrzutnię dysków, granatnik, miny i działo plazmowe (a la BFG). Feeling jest bardzo spoko (jak na swoje czasy), a to dla niektórych w fps-ach najważniejsze. Są też chwilowe ulepszenia jak niewidzialność, nieśmiertelność i odbijacz pocisków, ale paradoksalnie tylko ten ostatni bywa tak umiejscowiony, że się do czegoś bardziej mi przydawał. Napisałem - przyzwoicie, to nie znaczy, że idealnie. Widać, że twórcy bardzo chcieli, ale byli świeżakami. Jest kilka błędów designerskich. Gra to totalny symulator save scumingu, bowiem wielu przeciwników czai się za winklem i strzela celnie z prędkością 1 sekundy. Potem dochodzą chamskie pułapki (często instant kill) i spawnujący się obok wrogowie (oczywiście od razu prują do nas), a że gra stara, to bazujemy na pancerzach i leżących tu i ówdzie apteczkach. Banalnie tu zginąć będąc nieuważnym, a czasami po prostu nieświadomym pułapki. Niekiedy hitboxy winklów są za duże i przez to niby powinniśmy strzelić do wroga, a tu prujemy w ścianę (na szczęście vice versa). Zagadki nie są przesadnie trudne, ale już starcia z bossami zawsze wymagają podejścia sposobem (a nie górą ołowiu) i ta pierwsza walka IMO nieco przekombinowana (trzeba bossa wpakować w wielki wentylator). Muzyka też specjalnie nie robi wrażenia - od genericowy ambient, z małymi wyjątkami. Gra nie jest długa - raptem 16 leveli, plus 3 w dołączonym w remasterze DLC. Czy warto? Dla mnie warto, bo najważniejsze elementy jako FPS gra ma na dobrym poziomie, a do pewnych niedoróbek i lekkich frustracji da się przywyknąć. Jest naprawdę spoko
-
Pokemon - Karcianka
Ostatnio w sklepie z jednego boosterboxa OG Scarlet and Violet wyciągnąłem 10 singli i był tam m. in. ultra rzadki Gyarados EX i ultra rzadki Koraidon EX. Nie przydadzą mi się, ale są coś tam warte, to sobie je skitrałem w koszulkach. Mozolnie buduję nową talię i sam nie wiem jeszcze czy pójść w Arcanine EX z doładowywaniem go z discarda energiami (i ewentualnie jakiś proxy pokemon z 0 kosztem wymiany) czy może Tinkaton EX z oczywistymi dociągarkami do pakowania młotka. Musiałbym zainwestować w inne boostery dla poszczególnych talii
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Sea of Stars (PS4, PS5) Moving Out 2 (PS4, PS5) Destiny 2: The Witch Queen (PS4, PS5) Lost Judgment (PS4, PS5) Destroy All Humans 2 Reprobed (PS4, PS5) Two Point Hospital: Jumbo Edition (PS4) Source of Madness (PS4, PS5) Cursed to Golf (PS4, PS5) Dreams (PS4) PJ Masks: Heroes of the Night (PS4, PS5) Hotel Transylvania: Scary-Tale Adventure (PS4, PS5) Lawn Mower Simulator: Landmark Edition (PS4, PS5) SpellForce III Reforged (PS4) Midnight Fight Express (PS4) PlayStation Classics Medieval Resurrection (PSP) Ape Escape: On The Loose (PSP) Pursuit Force: Extreme Justice (PSP) Not bad. Lost Judgement dla fanów Yakuzy, Two Point Hospital to ta sama formuła Theme Hospital (nawet interfejs znajomy) aaleunowocześniona, Spellforce zawsze na propsie. Pursuit Force: Extreme Justice to mega sztos i nie jest tak trudny jak pierwsza część
-
Właśnie zacząłem...
Socom US Navy SEALs: Tactical Strike - zacząłem po raz drugi w życiu po latach świetną grę, o której nie było zbyt głośno, a szkoda i chciałbym zwrócić uwagę. Po pierwsze - to nie jest klasyczny SOCOM, kojarzony ze strzelanką TPP. Tactical Strike to gra... cóż, taktyczna Najprościej będzie ją podsumować, że jest klonem Full Spectrum Warrior. Tyle, że na PSP. I PSP świetnie do tej roli się nadaje. FSW to była krótka seria, w której dowodziliśmy czteroosobowym oddziałem specjalnym podczas akcji poprzez wydawanie im rozkazów, ale resztę wykonywali samodzielnie. Ideą było też oddanie realiów operacyjnych oddziałów specjalnych w działaniach na wrogim terenie często z przeważającymi oddziałami wroga. Cele misji są jasno określone, choć na placu boju okoliczności mogą się dynamicznie zmienić. Otrożność i przekradanie się są szczególnie zalecane, a operatorzy nie bez powodu podzieleni są w pary i mają odpowiednie wyposażenie. Nie chodzi o to by wybić wszystkich, chodzi o to by wykonać misję i przeżyć. Każda rana, czy śmierć to ogromna strata i duże ryzyko niepowodzenia. Ale też rozkazujemy nie byle komu - to świetnie wyszkoleni komandosi. To co dodaje całego smaku, to z jednej strony mnogość możłiwości/rozkazów, a z drugiej intuicyjność w stosowaniu, przez co skupić się możemy w pełni nad rozpracowywaniem konkretnej sytuacji - od punktu do punktu. Warto jednak pierwszą misję zaliczyć w trybie "tutorial", który pokaże jak to wszystko działa. Gra ma też kilka smaczków od siebie - wbrew nazwie nie ograniczamy się jedynie do SEALS'ów, ale mamy sporo innych oddziałów - oprócz amerykańskiego, jest jeszcze australijski, francuski, holenderski, niemiecki, brytyjski, włoski, czy nawet koreański. Nie ma niestety polskiego GROM-u Co ciekawe, każdy kraj ma swój unikalny hymn (ale nie chodzi o narodowy) i swoich operatorów, a nawet w briefiengach jak i w trakcie misji nasz kontakt z bazą czy teksty operatorów są w ich języku ojczystym (ale spokojnie, są angielskie napisy!), toteż sami decydujemy czy wolimy słyszeć "Go!" czy "Vamos!" czy "Allez!" czy jeszcze coś innego Hymny też brzmią fajnie: Operatorzy mają swoje doświadczenie, które rozwijamy poprzez trening. Mają także swoje uzbrojenie, które możemy im dobierać przed misjami (oczywiście mamy tu oryginalne pukawki z prawdziwych akcji). Gra ma dobrą muzykę, sztampową fabułę o jakiś terrorystach-rewolucjonistach do pacyfikacji, a grafika jest na tyle spoko, że pole walki jest czytelne (co jest ważne, bo perspektywa nie jest izometryczna, tylko bardziej trzecioosobowa, w pełnym 3d. Jak oryginalne SOCOM-y nigdy mnie nie urzekły, tak tego polubiłem strasznie i chętnie raz drugi przejdę, pomimo że na dalszych etapach nie jest łatwo, ale za to gra daje mnóstwo satysfakcji i możemy poczuć się jak polowy dowodzca
-
własnie ukonczyłem...
Untold Legends: Brotherhood of the Blade (PSP) - pewnie się zastanawiacie, czemu w dobie premiery Diablo IV pokusiłem się o starego hack and slasha na dość stary system. Od razu powiem, to było moje drugie przejście po latach. Ja po prostu pałam ogromnym sentymentem i zamilowaniem do klasycznych hack and slashów, w tym takich jak Darkstone, Nox, Space Hack i inne. Chłonę je całym sobą, bo działają na mnie wyjątkowo relaksująco. Untold Legends: BotB to launch title na PSP i z tego co wiem developerzy z Sony Online Entertaiment bardzo śpieszyli się z wydaniem tej gry na premierę. Pomysł bardzo zacny - premierowy i pełnoprawny hack and slash w kieszeni z możliwością multiplayera (niestety bez online). To, że się śpieszyli widać na każdym kroku. Muzyka to jakieś radosne pinkanie niczym z formatu MIDI (ale ma fajne motywy), brak tu cutscenek czy voice actingu (wszystko to serie linijek tekstu). To w w 2005 trochę lipa jak na możliwości PSP (to nie GBA) i standardy. Choć plusem jest, że gra jest w pełnym 3D (kamerę można obracać i zbliżać/oddalać) i nawet zjadliwie radzi sobie z ograniczenami sterowania (choć druga część poradziła sobie nieco lepiej). Jednakże to co sprawia, że chce się grać to trzon rozgrywki - czyli radosna sieczka, loot i dobieranie umiejętności. SOE moim zdaniem to było studio, które miało ogromne, praktyczne know how tego co grach mutliplayerowych jest ważne. To musieli być po prostu hardkorowi gracze. Untold Legends to grubio ciosany hack and slash, bez udziwnień i wyrafinowanych utrudnień (np. do miasta możemy się teleportować w każdym momencie, za darmo - po co jakieś town portale?). Questy? Idź, zabij, czasami coś zbierz i przynieś. Żadnych eskort, zagadek, czy elementów platformowych. Tak, to wręcz siermiężny minimalizm. Ale działa! Po prostu działa i gra się przyjemnie. Mamy cztery klasy postaci - dwie magiczne i dwie fizyczne (odpowiednio Druid i Alchemiczka, oraz Rycerz i Berserker), które różnią się umiejętnościami (ataki i pasywne), oraz mogą używać dedykowanego sprzętu. Jest tu naprawdę tona lootu (głównie złom, ale też unikaty), masa przeciwników w różnych odmianach (i co ciekawe, czasami uciekają i łączą się w grupy, albo mają jakąś wredną umiejętność typu odpychanie i zaraz atak). Mamy klasyczne odmiany terenu - las, tundra, pustynia, wulkan, katakumby. Nawet ciekawie wykreowany świat (np. nekromantami są sępołaki). Fabuła to sztampa, z drobymi plot twistami - ot ratujemy świat przez wielkim złem, acz są tu wątki o zdradzie, pysze, czy pradawnych dziejach. Bolączką gry jest to, że nie stanowi zbyt dużego wyzwania, brakuje tu trochę balansu w sprzęcie (np. czemu buławy są najlepsze?), nie ma żadnego respeca, jest sporo backtrackingu, często za questy losujemy te same nagrody, a gra w końcowych etapach troszkę chrupie w klatkach animacji. Tak poza tym solidny i beztroski hack and slash bez udziwnień, pewnie w 2005 potrafił zrobić odciski sedesowe na pośladkach
-
własnie ukonczyłem...
No More Heroes (Switch) - jakiś czas temu, ale jednak. Gra się zestarzała niestety najwidoczniej, bo generalnie miałem wrażenie, że gram w jakąś wczesną grę z ery PS2. W zasadzie mamy do czynienia z prostym open worldem, gdzie grindujemy sub-questy i minigry by móc stanąć do walki z bossem. I to główna frajda z tej gry. W grze są też znajdźki, które pozwalają nam zmieniać ubrania i zdobywać upgrade'y, ale otoczenie jest puste i nudne. Głównymi atrybutrami gry są klimat i przełamywanie schematów, co było chyba główną ideą szalonego umysłu Sudy51. Wiele momentów wywołuje karpia na mordzie lub/i uśmiech. Nie zamierzam jednak podawać przykładów, bo bym musiał popsuć zabawę, a to jest w zasadzie główny powód by sięgnąć po grę. O ile nie przeszkadza nam tępy grind i rozcinanie hord klonów, oraz nieco slapstickowy i pastiszowy klimat. Jak odpocznę, to sięgnę po kolejne części, ponoć NMH3 jest bardziej zjadliwe dzisiaj
-
Platinum Club
Ja nie zmuszam się do platyn, chyba że gra jest dla mnie wybitna i nie ma trofeów w stylu "zabij 10000 mobów", albo "znajdź wszystkie ptaki, z czego jeden jest ukryty w kącie dupy bezdomnego na skraju mapy". Tak czy owak wpadła właśnie platyna Streets of Rage 4. IMO to jeden z najlepszych beat'em upów w historii. Wszystko tam klika, czy to system walki, czy wszechstronność bohaterów, różnorodność przeciwników, grafika, muzyka, klimat i sprawiedliwe wyzwanie. Platyna nie jest jakoś wymagająca, choć nie ukrywam DLC ułatwia sprawę, ale też jest przedłużeniem zabawy i generalnie warto. Dostajemy m. in. Shivę, który trzepie combosy jak szalony i ma niesamowity crowd control. A poza tym tryb survival (taka tam "horda") gdzie odblokwujemy alternatywne ciosy do przypisania, dzięki czemu np. Blaze z SOR2 ma świetnego ofensywnego specjala ze skakaniem po głowachj, a Skate z SOR3 dostaje turlanie się i w zasadzie całą grę można "przeturlać" się po przeciwnikach Czy jakieś trofea dają w kość? W zasadzie dwa: przejdź poziom bez żadnych obrażeń, oraz zalicz wszystkie poziomy na ocenę "S" na minimum poziomie hard. Przy pierwszym zalecają wszyscy by na easy zrobić to na pierwszym levelu, ale do cholery jest długi i pełno w nim trolli, co aż marzą by sprzedać ci taniego szlaga, plus trzeba uważać potem na kable i boss też ma swoją pułapkę. Zjadłem zęby z rozpaczy, aż w końcu wnerwiłem się i wybrałem poziom "Skytrain" (bodajże 7) czyli pociąg. Jest krótki, boss też jest przewidywalny, a przeciwnicy czasami walczą ze sobą ułatwiając sprawę. Tam wpadło to trofeum. Drugi jest łatwy w 95 procentach, ale jest jeden niepozorny level - Old Pier (czyli 4), gdzie wytrzepanie "S" wymaga niesamowitej koncentracji. Jest w nim sporo dziur gdzie można wpaść i pełno przeciwników, którzy mają predyspozycje by cię tam wrzucać. Plus najgorszy z nich, czyli Ruby (i jej odmiany), skacząca laska z lekkim namierzaniem i atakami trudnymi do przerwania. To ona najczęściej przerywała łańcuchy combosów, niezbędne by końcowy wynik był wystarczający. Ten dodatkowo jest wyżyłowany. Pomaga nieco dostanie się do retro levelu (trzeba użyć paralizatora na automacie). Kluczem jest dobre rozporządzanie specjalami i wrzucanie wrogów do dziur (bo wtedy generuje to spory damage, a to on decyduje o premii punktowej za łańcuch). Reszta wpada naturalnie, albo to grind (ale nie jest nieprzyjemny). Na pewno muzyka, jak i ta retro z klasycznych SOR-ów, ale też oryginalna - obie dają kopa - ta druga ma niesamowite przejścia wraz z progresem przechodzenia poziomu, dla mnie majstersztyk. Generalnie więc platyna trochę wymagająca, ale też nie przesadnie. Nawet casual przy średniej dozie samozaparcia powinien sobie poradzić
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Gry, które znikną we wrześniu: 8-Bit Armies Borderlands 3 Carmageddon: Max Damage The Crew 2 DCL - The Game GRIP Nidhogg Yakuza 0 Yakuza Kiwami Yakuza Kiwami 2 W sumie Yakuzy zaliczone, Bordery też, Carma też i mam na płycie. Reszta była mehowata dla mnie. Carmageddona sobie sprawdzcie chociaż, jest hardkorowo niepoprawna, zrobiona z myślą o starych fanach i jest w niej coś sadystycznie relaksującego. Nie jest zła technicznie i została IMO skrzywdzona przez krytyków...
-
Growe Szambo
Co do Crasha nie napalałbym się, bo Acti rozmontowało jedyną ekipę, która mogła im to zrobić - weteranów wyrobników z Toys4Bob. Założyciele odeszli, a ekipa została oddelegowana do Call of Duty, a także wydadzą Crash Team Rumble, który zapowiada się, że zdechnie szybko po premierze...
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Hm. Samurai Warriorsa sobie czeknę i może Dynasty, Undertale mam ale warto. Twisted Metal 2 spoko. Taki trochę ogórkowy rzut
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Swoją drogą ciekawe czy dadzą Killzone Liberation DLC z bonusowym rozdziałem, który dokańczał pewną kwestię z podstawki. No i szkoda, źe bez online, bo ten był jedną z najlepszych IMO sieciówek z PSP. Dla hype'u jak zwykle kozackie intro
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Uf pozbyłem się FC6 w tym miechu. Choć w sumie dlatego, że mnie nie urzekł.
-
Właśnie zacząłem...
Chyba odkryłem małą perełkę, albo dużą. Zagrałem w demo Fuga: Melodies of Steel i kurcze, ale to jest dobre. Zrobili to o dziwo gościie z CyberConnect2, znani bardziej z akcyjniaków typu JoJo, Naruto czy Dragon Ball (ale także .hack). Żeby było ciekawiej, to Fuga jest częścią wykreowanego przez nich uniwersum Little Tails Bronx (w skrócie - antromorficzne kotki i pieski), które swój początek miało na PS1 (!) w postaci Tail Concerto. A sama gra jest... turowym, strategicznym rpg w 2D (niczym Darkest Dungeon, plus intermissiony gdzie też poruszamy się w 2d i rozmawiamy z innymi). Kreskę ma śliczną, ma (nie zawsze pełny) japoński voice acting i przepiękną muzykę. I bardzo smutną historię - trwa wojna, a 12 dzieci z wioski zajętej przez wroga, których opiekunowie zostali pojmani, znajdują schronienie w jaskinii gdzie odnajdują... wielki, starożytny czołg. Tak wielki, że w sumie jest jak dom. Najstarszy z dzieci postanawia uruchomić maszynę i ruszyć na odsiecz. Dziwny, nieznajomy głos kobiety w radio podpowiada mu co ma robić. Potworny czołg rusza i wzbudza panikę w szeregach wrogiej armii. Ale jego przebudzenie nie jest wcale takie dobre dla świata. Taranis - bo tak zwie się stalowy potwór, jest miejscem w którym toczy się nowe życie. Postacie rozmawiają ze sobą (akcje kosztują AP i musimy zarządzać kto co robi), zacieśniają więzi (odblokowują się scenki dialogowe i nowe ataki - czołg ma trzy wymienne sloty na bohaterów plus obok supportującą postać - co daje różne efekty i typy ataków), jedzą, pracują nad ulepszeniami i marzą o powrocie do swych rodziców. Odwiedzają wioski, rozmawiają z ludźmi i wymieniają łupy wojenne. Taranis jednakże nie jest szlachetnym wytworem jakiegoś ambitnego mechanika. Widać od razu, że to coś co powinno zostać nieodnalezione. Taranis ma też najpotężniejszą broń - Soul Cannon. Jest w stanie jednym strzałem zmieść każdego wroga. Niestety, cena jest okrutna - ktoś musi poświęcić życie. I tak, możemy w walkach z bossami gdy zbieramy baty zdecydować się wygrać starcie używając Soul Cannon. Tylko, czy chcemy poświęcić życie któregoś z dzieciaków? Będzie to miało dość spore znaczenie dla fabuły i atmosfery wewnątrz załogi. Generalnie jestem mega zaskoczony i co ciekawe to ma być trylogia, a druga część wyszła niedawno. PIerwsza jest w promocji obecnie
-
Champions League
No ile można się bronić? Jakby ich rodziny u buka na remis postawiły. No i chcą bardzo teraz tego remisu, poprzzeczka
-
Właśnie zacząłem...
Mam odmienne zdanie, dla mnie Y5 to magnum opus RNG Studio klasycznej Yakuzy. Praktycznie każdy bohater ma swój rodzaj rozgrywki i główną aktywność. Fabularnie tez bardzo dramatycznie, fajnie pospinali wątki i finał absolutnie miazga. Polecam. acz no wypada ograć poprzednie części by nieco dowiedzieć się kto, co i dlaczego Zacząłem Diablo IV. Hm, ciekawa odmiana w serii, choć jej ciemne barwy i ponurość dziwnie mnie męczy. Chyba za bardzo do dwójki przywykłem
-
NETFLIX
Jeśli ktoś szuka emocjonującego dokumentu, to polecam "Udaremnione ataki terrorystyczne" (z 2018 roku). I choć tytuł wskazuje zakończenie, to dokument potrafi budować napięcie i dokładać kolejnych cegiełek do całości. Dodatkowo jest dobrze zmontowany, mieszając oryginalny materiał i grę aktorską. Za muzykę też odpowiada dobry typ - Dylan Berry i jego ekipa ze SmashHaus (którzy robią oprawy muzyczne do znanych show w USA) i trzeba przyznać, że ogląda się to jakby było z gry Ubisoftu spod szyldu Toma Clancy'ego
- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Nigdy nie potrafiłem stwierdzić co to za potworek, cospkay wygląda trochę jak Future Cops A propo Future Copa, to też polecam fanom filmów klasy B z Hong Kongu. Zrobiony w 93 roku tanim kosztem i perfidnie zżynający postaci ze Street Fightera... ale nie tylko. Ten fillm to trochę mem
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Bez Przebaczenia (The Equalizer) - chyba komuś zaleciało sentymentem do starych czasów kreatywnego tłumaczenia, czy też anty-tłumaczenia tytułów. Hm, ale taki "Wyrównywacz" brzmiałoby chyba bardziej oldschoolowo? Film jest takim zalatującym dawnymi czasami akcyjniakiem z nieśmiertelnym i nie chybiającym protagonistą. W sumie jak miałem z 14 lat to marzyłem, że stworzę film, gdzie bohater będzie takim mega madafakerem, że nie będzie biegał, krył się, robił fikołków i innych niepotrzebnych rzeczy. Nie, on będzie na tyle zaje*isty, że będzie po prostu chodził i zabijał. Nieważne gdzi i jak i czym, choćby sprzętem AGD z Leroy Merlin. Cóż, Antoine Fuqua widocznie miał to samo marzenie, acz był w jego realizacji bardziej konsekwentny. I w sumie tyle można rzec - Denzel chodzi i zabija. No dobra, czasami robi to na stojąco. Generalnie jest jak super bohater i skrzyżowanie Johny'ego Rambo i Hitmana, którego na przekór naturze i mdło przez jakieś 1/4 fillmu próbuje kreować na człowieka reżyser - ot nasz heros to z pozoru dobry obywatel, czyta książki, pomaga ludziom, ma pracę i żywi się w lokalnej restauracji. A poza tym próbuje nie mordować wszystkiego złego co napatoczy się w jego otoczeniu, co niestety jak na złość (temu złemu) samo pcha mu się pod nos. Tak więc średnio mu to wychodzi, podobnie jak średnio wychodzi reżyserowi oświetlenie. Na wikipedii pisze, że to film "neo-noir", ale dla mnie jest po prostu ciemno jak w dupie. Nawet w pewnym momencie tuż przed wyczekiwaną akcją spektakularnie gasną światła, tak jakby film troiliował i mówił widzowi: "Ha, co chciałoby się widzieć, co nie?". No ale poza tym sztampowy, bzdurny akcyjniak. Mogą go śmiało puszczać w Pogromcach Poniedziałków w TV Puls
-
PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
Tak nawiasem ona chyba była w segmencie PSVR2. Wygląda dość ascetyczjnie i tak jakby była grą online z asymetrycznym versusem - biegacz kontra snajperzy. Jeśłi tak, to pomysł fajny, choć chyba kokosów nie zarobi
-
PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
Sony może zapomniało moim zdaniem. że pokazy czerwcowe to trochę gra marzeniami, a nie kolejny State of Play (tylko większy). Gry megatonowe się zapewne robią (przecież te studia nie pierdzą w stołki), ale z jakiś przyczyn ktoś w Sony zdecydował, że nie warto rzucić nawet teasera. A choćby taki łysy brodacz na koniu wśród piasków i z egipską muzyką rozbudziłby apetyty wystarczająco. Pokazano gry, które wyjdą w tym roku lub może trochę w następnym, ale masa to multiplatformy. Co w obecnej pozycji PlayStation 5 i tak jest sporym profitem. Tylko uważam, że taki pokaz, który nie nakręca zbytnio core gamerów na przyszłość (którzy są dla fejmu owego kluczowi moim zdaniem), może sprzedaży PS5 zaszkodzić. Ten sprzęt ma ogromny rozpęd, w zasadzie trwa od poprzedniej generacji (a na upartego, można rzec że zaczął się w drugiej połowie generacji PS3), ale jak osiądą na laurach, to szybko może wyhamować. Tu trzeba jechać na pełnej, choćby teaserami gier z 2025, a nie bawić się w szczere pół-środki bo konkurencja leży i kwiczy. A na tych online gaas-ach to sobie wielu ryj rozwali, bo czas i populacja nie jest z gumy, a w tych grach ludzie raczej nie skaczą po tytułach, tylko wybierają sobie długofalowo 1 góra 2 tytuły i jadą do upadłego. Mogą nawet coś czasami sprawdzić z ciekawości, a potem wrócą do Fortnirte czy Apex. No nic, zaciska się zęby i żyje się dalej. Kondycja konsoli jest i będzie bardzo dobra, a wygłodniałym pozostaje czekać na kolejny duży pokaz, który jeśli Sony jeszcze słucha społeczności, powinien być wypełniony dużymi grami od wewnętrznych studiów
-
własnie ukonczyłem...
River City Girls - seria z Kunio Kunem to prawdziwy hegemon 8 i 16 bitów, w zasadzie jeden silnik pozwolił na stworzenie niezliczonej ilości odsłon, które były zwykle albo mordoklepką, albo grą sportową z mordoklepką. Jedną z czołowych odsłon był kultowy River City Ransom, gdzie nasi bohaterowie muszą odbić porwaną kobietę jednego z bohaterów. Gra jak wiadomo prześcigała swoje czasy - mieliśmy bowiem eksplorację miasta, rozwój postaci, czy zakupy w sklepach. Ten schemat pojawił się potem choćby w Scott Pilgrim vs. The World. Tak czy owak dziewczyny naszych bohaterów okazują się jednak takimi samymi zakapiorami jak ich gachy, więc miały okazję oklepywać mordy w 1994 w wydanej w Japonii odsłonie na Super Famicom, obecnie sportowanej na Switcha i zlokalizowanej jako River City Girls Zero. Wayforward postanowiło jednak nie tylko sportować starą dobrą grę, ale stworzyć coś swojego i będącego swoistym hołdem serii Kunio Kun. Tak nawiasem chłopaki m. in. mają na koncie bardzo udany hołd w postaci Double Dragon Neon, który zresztą ma parę swoich cameo. River City Girls jest grą zrealizowaną w tym samym klimacie co Neon, czyli luzacki, humorystyczny, czasami wręcz parodiujący. Jest też "babski" w pewnym sensie, choć również w krzywym zwierciadle. Kunio i Riki zostali porwani, więc znudzone dziewczyny postanawiają zmasakrować miasto i odnaleźć swoich ukochanych. Do wyboru mamy nieco naiwną i słodkawą Kyoko (która jednak nie ma problemu by komuś przywalić bejsbolem), oraz zadziorną i chcacą wszystkim spuszczać manto Misako. Każda dziewczyna ma swój zestaw ciosów i swój styl. Jeśli ktoś nie wie czym jest River City - to nawalanka z dużą ilością broni, ale dość specyficzna. Dużo w niej customowych combosów, odbijania się od wszystkiego, używania masy przedmiotów jako broni, czy rzucania oprychami na lewo i prawo. Oprócz tego mamy unikalne starcia z bossami. Postacie zdobywają exp, a w sklepach kupują power upy, nowe ciosy czy odnawiają zdrowie. Gra to bieganie po dzielnicach aby wykonać jakieś proste zadanie lub side quest i ciągłe oklepywanie różnych person - bo w River City po prostu 3/4 mieszkańców napieprza się jak ma tylko okazję I to wszystko jest bardzo płynne, przyjemne i czasami wymagające. W fajnej kreskówkowej oprawie, z masą zabawnych dialogów, a także niesamowitą ścieźką dzwiękową - utwory z wokalem (a jest ich kilka!) są naprawdę świetne i podkreślają owy "babski" klimat gry. W sumie bawiłem się przednio i podejdę chętnie do sequela. Jedyny zgrzyt to taki, że bonusowe postacie odkrywa się po przejściu gry i nie można nimi grać w new game plus, a we free roam trzeba ich levelować od zera. Szkoda, bo akurat to są postacie, którymi też by się chętnie grało. A kto to taki? Ha, zagrajcie, a się dowiecie. Gra to sama przyjemność. A OST będziecie słuchać jeszcze długo po przejściu
-
własnie ukonczyłem...
Castlevania Harmony of Dissonance - ale mnie to wymęczyło. Można rzec - przeszedłem, ale się nie cieszyłem. O ile początek był spoko, jak to Castlevania, to im dalej w las tym bardziej czułem się znużony. Sytuację ratowali bossowie (nie wszyscy, ale generalnie spoko design) i niektóre lokacje. Gra ma dodatkowo system łączenia przedmiotów i 4 żywiołów, a każdy to jakiś unikatowy czar. Sama postać leveluje i ma też możliwość customizacji ekwipunku. Do tego gra nie jest brzydka. I to tyle z plusów. Minusy to wyjątkowo uporczywy backtracking. Gra praktycznie nie ma teleportów między sekcjami (jak np. Dead Cells) i praktycznie biegamy z buta wte i wewte, niszcząc stale respawnujące się stwory. Endgame wygladał u mnie jak rasowy hack and slash tyle, że 2d i bez lootu Po prostu odpalasz najlepszy czar osłonowo-ofensywny po czym przebiegujesz/prześliwizgujesz się przez tabuny mobów na strzała. A żeby było "zabawniej" zamek ma swoją kopię, więc w sumie biegania wte i wewtę jest 2x tyle. Plus niewiele oznaczeń gdzie jest możliwość użycia nowego skilla by się gdzieś dostać. Kolejnym minusem jest muzyka, która brzmi jak jakaś ruska amatorszczyzna z NES-a. No i praktycznie zero szans odgadnięcia jak dojść do prawdziwego zakończenia, najlepiej odpalić poradnik. Albo wcale, bo fabuła w tej grze to może jedna kartka A4 napisana przez ośmioklasistę z nudów podczas lekcji. I jasne, gra ma 20 lat i ma prawo być archaiczna, ale myślę, że już wtedy dało radę nie być tak konserwatywnym. Czy to zła Castlevania? Nie. Czy dobra? Może trochę. Męcząca? W ch...