Final Fantasy XVI
Uff, co to była za piękna przygoda pełna sprzeczności designersko/gameplayowych ale z przeważającą ilością jednak zachwytów, które towarzyszyły mi do samego końca. Ale od początku.
Nowy finalek totalnie odcina się od tego co reprezentował wcześniej (nawet pietnaski oraz rimejku siódemki). Nie ma kombinowania z ekwipunkiem, nie ma siedzenia za wiele z itemkami - są 4 rodzaje potków do użycia i tak się leci z tymi do samego końca.
Pewnie zastanawia was co tutaj dostarcza ten zagrajmerski pieprz? A no system walki, który rozwija się razem z historią oraz bohaterowie, którzy (w końcu) nie są papierowi i sztampowi. Devi finalka oczywiście zadbali by troszkę drewna w dialogach zostało oraz głowny protagniosta nagle nie zmienił się w japońskiego geralta, więc stare przyzwyczajenia cringu w niektorych fillerowych scenach zostały.
Gra jest tak skonstruowana, że zdobywamy nasze moce poprzez pokonywanie kolejnych Eikonów. Idąc wątkiem głównym co jakiś czas przez różne perturbacje fabularne mamy przyjemność niszczyć kolejne monstra by finalnie dostać ich umiejetności. Clive po czasie nabiera zdolności i mozemy troche dobrać 6 zdolności (po dwa z każdego eikona).
Są tutaj dwie mechaniki w naszych atakach specjalnych - damage i staggered. Pierwsza to wiadomo, a druga to damage, który zbija pasek potrzebny do "powalenie" wroga by ten leżąc na ziemi jak placek otrzymywał spore obrażenia. Ten pasek staggered mają tylko silniejsi wrogowie i oczywiście bossy (a nawet EIkony!). Także trzeba wiedzieć co używać by później podwajać sobie na obrażenia na wrogach.
Walki eikonów to absolutna uczta audio-video i nic lepszego w tym roku w gierkach ani w kinach nie zobaczycie - stąd gra robi piorunujące wrażenia. Wszystko sie wali, całe dzielnice wybuchają, a później nawet i granica i kunszt efekciarstwa wchodzi na jeszcze wyższy poziom. Muzyka podczas walk eikonów (a nawet niektórych pomniejszych) to arcydzieło. Przy każdej walce eikonów głosniki / słuchawki volume 120%, bo dawały takie feelsy, że to trzeba poczuć i zobaczyć. Żadne trailerki czy youtuby tego nie oddają - ale to już tak jest z grami wybitnymi, że trzeba je ograć na kanapie samemu i zatopić się w tym co Square przygotował. Uczta dla koneserów zagrajmeskich.
No tak fajnie fajnie, ale jest pare minusów, które bolą. Tym bardziej, że można było tego uniknąć. Te nieszczęsne questy poboczne. Do bólu generyczne, a nawet jak maja coś ciekawego do powiedzenia ze świata FF16 i rzeczywiście coś nowego się dowiadujesz, to jest to podane w taki obrzydliwie leniwy sposób, że miałem dość. Najgorsze jest to, że z tych wszystkich poboczniaków znajdzie się pare wartych uwagi, jednak są one w zdecydowanej mniejszości. Duży karny kutach dla square, że nikt nie dopilnował tego aspektu i nie wywalił po prostu tych, które są dosłownie o niczym (czyli jakies 70-80%).
Kolejny minusik był wstawił za rozciągnięty wątek główny - no dało się wywalić pare wątków i głupotek z postaciami pobocznymi, które w życiu Clive'a nie wiele wniosły w ogólnym rozrachunku i pisząc tą recke pewnie już ich nawet nie pamiętam. Z ciekawszych rzeczy - pies Torgal mógłby otrzymać więcej ciepełka i historii zamiast tych generycznych popłuczyn pobocznych, w których musiałem uczestniczyć.
Kończąc tą mini reckę - jest to final w moim rozrachunku kompletnie inny od poprzedników i wydaje mi się, że dla nowego odbiorcy. Stare finale opierały się na totalnie innym podejściu a tutaj dostaliśmy duży ładunek emocjonalny w relatywnie przystępnym czasie (no wywalajac te poboczniaki of course). Nie ma grindu, nie ma kombinowania z ekwipunkiem - najważniejsze jest mocne klepanie wrogów i parcie do przodu, bo świat FF16 nie będzie czekał!!! Wstawaj graczu, mamy Eikony do spalenia!
Miało być 10 ale te questy i głupotki w niektorych momentach nie pozwalaja po prostu tez grze dać maxa.
9+/10 z odznaką "system seller" z małym plusikiem to najbardziej uczciwa ocena jaką mogę dać. Jakbym mial oceniać samą muzykę to oczywiście wywaliło by ponad skale.
PS.
Troche ciekawostek.
Koleś odpowiedzialny za OST - Pan Masayoshi Soken - tworząc OST do FF16 oraz dodatku Shadowbringers do FF14 miał chemioterapie i walczył z rakiem w 2019. Mimo wszystko pracował ze szpitala i nikomu nic nie powidział z dev teamu. Wydaje mi się, że to co Soken zrobił w tym finalku to przerósł samego siebie. Pasja do muzyki wylewa się z ekranu. Soken oszukał śmierć i w zamian otrzymaliśmy coś co trudno będzie powtórzyć. A to moim zdaniem jego największe dzieło i absolutny banger:
Daje w spoiler ale jest to walka z początku historii więc można nawet przesłuchać bez oglądania co się dzieje jak ktoś jeszcze nie grał:
Ciareczki od początku do końca tego kawałka. Jest oczywiście tego więcej, ale to musicie zobaczyc i usłyczeć to sami.
Tutaj wypowiedź Sokena jak ujawnia na scenie devom swoją tajemnice:
Cudowna historia. Oby żył jak najdłużej.