Podobno ostatnio popularny kierunek, zwłaszcza w krajach zachodnich, przynajmniej z tego co słyszę od znajomych.Byliśmy wiec na tzw. Riviera Maya na Jukatanie to pomyślałem ze podzielę się z Wami wrażeniami.
Spędziliśmy tam dwa tygodnie pierwszej polowy grudnia, cztery osoby - ja, moja narzeczona i dwie sąsiadki, chata ogarnięta przez airbnb, bardzo spoko mieszkanie z wszystkim co potrzeba, 5min od plaży. Ceny za wszystko podam w peso, ewentualnie w dolarach, niemniej lepiej jest płacić w pesiakach wszędzie chyba ze planuje się trip z jakąś agencja to lepiej w dolcach.
100 peso = 20zl
Uciekliśmy z ponurej angli cieszyć się słońcem a pierwsze co to przywitał nas... deszcz i tak lalo aż do nocy. Taksa z lotniska w Cancun do Playa del Carmen gdzie się zatrzymaliśmy, po stargowaniu się z jefe taksówkarzem, 1000peso i w niecała godzinkę już byliśmy na miejscu. W spojlerze mapka wybrzeża.
Pierwszy dzień to oczywiście PLAŻA, najbliższy odcinek nas zwany playa Mamitas, blisko restauracje i tutejsze 'żabki' czyli Oxxo. Nic tylko leżec i popijać zimne piwko. Obczailiśmy tez najbliższą okolice. Ulica zwana 5th avenue to coś w stylu promenady, mnóstwo restauracji i sklepów z pamiątkami jak i jeszcze więcej przechodniów i naganiaczy. Wieczorami to już prawdziwe tłumy. Jeśli chodzi o jedzenie to kaźdy najdzie coś dla siebie, od tutejszych knajp z meksykańskim żarciem po sushi, włoskie restauracje, burgerownie jak i wege/vegan miejscówki. Temat żarcia zostawię na sam koniec.
Nie przylecieliśmy się tylko smażyć na plaży wiec dziewczyny uderzyły do agencji ogarnąć wyprawę do 'największego, najpiękniejszego parku z atrakcjami' czyli Xcaret [czyt. eszkaret]. Tutaj płaciliśmy w dolarach, cały dzień w parku jako VIP 130 dolców i możesz robić wszystko, rzekomo, na ulotce mnóstwo aktywności pan mówi - nie zawiedziecie się!
Dzień następny ruszamy rano autokarem gdzie pan przewodnik oznajmia że możemy sobie wybrać tylko po maksymalnie po dwie aktywności z ulotki i za każda się płaci dodatkowo XD To zaj.ebiste to vip nie ma co. Godzinka drogi, jesteśmy na miejscu, przy kasach decydujemy co kto gdzie i kiedy. Ja ze znajoma bierzemy, snuba diving i pływanie z rekinami, po 60 dolców od atrakcji. Narzeczona i druga znajoma pływanie z delfinami i sea trek, w tych samych cenach. OK to co można robić w parku w cenie początkowych 130 dolców? Wielkie gó.wno XD Można pospacerować, popatrzeć na flamingi, wielkie żółwie, płaszczki, znajdzie się jakiś krokodyl czy jaguar [podobno bo ta część była zamknięta akurat] plus można sobie snorkelingować czyli nurkować z rurka i oglądać rybki czy korale, meh. W cenie jest tez obiad w postaci, kilku restauracji na terenie parku, my wybraliśmy miejsce serwujące 'szwedzki stół'.
Snuba diving czyli nurkowanie gdzie butla zostaje na powierzchni a płynie się tylko z 'kablem', szkolenie pan robi na motorówce w trakcie płyniecia na miejsce. Instruktarz prosty ale i ważny. Nigdy wcześniej nie nurkowałem to chwile zajeło mi ogarniecie jak oddychać przez aparat. Samo nurkowanie trwało 30min i było naprawdę super dla mnie jako laika, głębokość to może z 10m pod woda ale rafa i te wszystkie rybki i żółwie z bliska, miło popatrzeć.
Pływanie z rekinami, tzw. catsharks, bo to nie takie rekiny jak w filmach, mocny meh. Baba przez 15min robi instruktarz, później siedzisz w wodzie i baba pier.doli cala historie tego gatunku, pozwalają ci podotykać rekina i go nakarmić przy czym lampi sięna ciebie tłum ludzi...po czym te 10 osób biorących udział może sobie popływać, ze sprzętem do snorkelingu, z tymi rekinami jakieś 15min. No i to tyle, zero emocji.
Pływanie z delfinami, 6 osób siedzi w basenie i instruktor pokazuje sztuczki z delfinem które każdy z uczestników może później powtórzyć samodzielnie, plus karmienie, dotykanie etc. Dziewczynom się podobało, z daleka mocny meh.
Sea trek czyli coś podobnego do snuba diving. Spacer ścieżką po dnie morza z śmiesznym hełmofonem zamiast aparatu do oddychania. Idealne dla ludzi bojących się tego 'prawdziwszego' nurkowania a chcących podziwiać rybki/żółwie/płaszczki pod woda.
Byliśmy jeszcze na spływie 'podziemnym strumieniem' jako ostatnia wodna atrakcja, 30min machania płetwami pomędzy skalami i przez oświetlone tunele.
Na koniec jeszcze był pokaz taneczno-muzyczny o historii Meksyku dla laików w je/bitnej hali. Początek super, przebieranki majowie, ognie dupersztyki, później jacyś konkwistadorzy, rewolucje ok ale dalej to już tance plumkania na gitarach, bylem już zmęczony po całym dniu w wodzie i miałem mocno wyj/ebane a trzeba było zostać do końca bo autokar z powrotem.
Podsumowując cały ten park jest spory i dużo czasu zajmuje dojście z miejsca na miejsce, to tego trzeba pilnować godzin swoich atrakcji jak i godzin otwarcia restauracji. Mocno nastawiony za zachodniego turystę który cieszy się z byle pierdoły. Dziewczyny były zadowolone ja bylem zawiedziony bo wiem ze mogliśmy te pieniądze wydać lepiej. Np. na 4dniowy kurs nurkowania z certyfikatem, co kosztuje z 200 dolarów właśnie.
Nasz następny cel, Tulum, ogarnęliśmy sobie już na własną rękę. Transport autobusami ADO z dworca to koszt 60-80peso w zależności od godziny plus godzinka drogi, w jedna stronę. Tulum czyli mala miesjcowość gdzie mieszczą się ruiny miasta Majów. Nie ma tego dużo, wieża strażnicza, Pałac i Świątynia zstępujacego Boga i parę dupereli. To tyle, nigdzie nie można wejść, można podziwiać z odległości, całość spacerkiem w godzinę można obejść, tłumów brak. Informacja turystyczna na początku to klasyczni naciągacze. Niemniej skusiliśmy się na snorkeling i zdjęcie na tle pałacu od strony morza,z łódki, ruiny 40 peso plus reszta jakieś 150 chyba. Ten snorkeling to trochę przypal bo zostawiasz swoje rzeczy z 'kapitanem' który nie wygląda na godnego zaufania i wskakujesz na łódkę z jego dwoma sługusami i heja na morze. Ludzie jednak okazują się bardzo przyjaźni i pomocni, po zdjęciu, płyniemy na i spot na morzu, dostajemy sprzęt do snorkelu i już sobie pływamy z rybkami/żółwiami/płaszczkami. Dzień spędzony przyjemnie ale bez szału.
Plan mieliśmy taki ze jeden dzień spędzamy na zbijaniu baków na plaży, kolejny na zwiedzaniu i tak dalej. W trakcie szwendania się za restauracja po 5th ave zagadaliśmy z jednym z wielu taksówkarzy na temat kolejnej wyprawy. Trochę dalszej wiec nie opłacało się brać autobusu ze względu na czas. Pan imieniem Freddy był bardzo pomocny w ułożeniu planu dnia i umówiliśmy się na dzień kolejny rano. Cena za cały dzień usług taksówkarskich to bodaj 3200peso.
Miejsce pierwsze, Coba, strefa archeologiczna z ruinami Majów [wejście 50peso], teren podobno bardzo duży i nieodkryty bo porośnięty dżunglą. Niemniej można tutaj sporo pospacerować i pooglądać trochę zabytków z czego najbardziej charakterystyczna jest piramida Nuhoch Mul, najwyższa [42m] i na którą można wejść! Pokonanie stopni mega męczące a widoczek elegancki... sama dżungla XD Rano ludzi mało, w drodze powrotnej już tłumy z autokarów. Obejście całości zajęło nam lekko dwie godziny.
Miejsce drugie, Chichen Itza, zabytkowa miasto Majów i Tolteków [wejście 230peso]. Dwa najbardziej charakterystyczne miejsca to Świątynia Wojowników i Piramida Kukulkana. Ludzi od zaj/ebania, potężny tłum. Sprzedawców pamiętek tyle samo co turystów. Teren do złażenia jest spory. Poświęcić trzeba z 3h, z czego z godzinę na kupienie pamiątek i negocjacje ze sprzedawcami. XD
Miejsce trzecie, cenota Ik Kil. Cenota czyli wapienna studnia krasowa [wejście 70peso]. Ik Kil jest największa i znana z skoków do wody organizowanych przez Red Bull. Niestety popołudniu tłum był ogromny wiec nie było nawet sensu pływać, popatrzeliśmy na ludzi kiszących się w wodzie i po 20minutach zwinęliśmy manatki za namową pana kierowcy innej, mieszczącej się niedaleko, cenoty.
Miejsce czwarte, cenota Xkeken [30peso]. Tłumów brak, parę lokalsów. Cenota mieści się w oświtelonej jaskini, woda cieplutka, dobry relaks po całodniowym łażeniu po ruinach.
Kolejny dzień spędziliśmy na prywatnej plaży zwanej Xpu-ha, plaża jak plaża, ładnie i bez tłumów, wjazd 50 peso, pan Freddy skasował chyba 300 peso za transport taksą w dwie strony, 30minut drogi. Bardzo dobry spot do całodniowego chillowania.
Następny trip to Cancun, czyli tutejsze największe, najbardziej turystyczne i imprezowe miasto gdzie mieści się tez lotnisko. Koszt taksy 1600peso w dwie strony. Dzień zaczęliśmy od charakterystycznego pchlego targu zwanego Mercado 28, mnóstwo sprzedawców i miliony pamiątek, można się było grubo stargować z cenami. Niemniej ciągle naganianie szybko robi się męczace i trzeba uciekać. Dalej zona hotelara czyli miejsce z wyje/biście wielka plaza i, jak nazwa wskazuje, mnóstwem hoteli. Turystów od chu/ja, po zasłyszanych głosach większość to amerykanie i niemcy. Ogółem samo miasto nic specjalnego.
Ostatnia miejscówka jaka udało nam się zobaczyć to Cozumel, wyspa nieopodal Playa del Carmen. Transport na miejsce to 200peso za ferry. Jeszcze przed wejściem na łódź naganiacz namówił nas na wynajem auta bo taksy rzekomo drogie, do wyboru sedan/jeep/buggy/garbus. Wzięliśmy garbusa ale pan przestrzegł ze nie ma wspomagania klimy i etc ok bierzemy i tak, 130 peso za cały dzień. Na miejscu gdzie mieliśmy odebrać auto panowie kilkukrotnie pytali czy na pewno chcemy tego garba. Na pytanie czy jest sprawny i da się nim jeździć potakiwali twierdząco. Podstawili takiego szrota ze głowa mala, Castro w młodości pewnie na takiego dupeczki wyrywał XD Zacinająca się skrzynia, 60km/h maks, nie działające zegary, brak lusterek... no ale dało się jechać XD W sumie to był niezły ubaw jeździć tym garbusem i sporo takich autek po wyspie się bujało. Na wyspie poza żarciem i leżeniem na plażach nie ma specjalnie nic do roboty. Chyba ze się chce nurkować na rafach koralowych to jest mnóstwo miejsc oferujących ta usługę, my jednak odpuściliśmy. Przy zwrocie tego szrota typy oglądały go dookoła jakby był ze złota XD
Ostatni dzień spędziliśmy na mieszkaniu bo cały dzień niestety lalo, tyle co udało nam się wyjść na szamę i drinki.
Jedzenie
Restauracji w Playa del Carmen jest od zaje/bania ,wszystko jest co najmniej dobre, nie trafiliśmy na jakieś totalne złe jedzenie. Były lepsze i gorsze ale raczej wychodziliśmy zadowoleni. Oczywiście najczęściej wszelkiej maści taco, burrito, quesadille, enchialady, salsy... Biedne taco jakieś 70 peso wypaśne 130. Średnia cena szamy w restauracji 150peso plus 40peso za piwo. Oddalając się od turystycznych Ścieżek można znaleźć Świetny street food, czasem lepszy w smaku niż w restauracji. Śniadania i kolacje robiliśmy sobie sami na mieszkaniu wiec co parę dni atakowaliśmy amerykański Wallmart a później 'tutejszy wallmart' czyli Soriana. Zakupy na 3-4dni to jakieś 400-500 peso na dwie osoby. Bardzo ciekawa miejscówka w Playa jest Cerveceria Chapultepec, czyli browar, nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bardziej jako bar. Co dobre w tym miejscu to to ze każde piwo czy szot tequilli kosztuje dokładnie 21peso. Do tego do jedzenia można zamówić mikro burgera/burrito/taco etc wszystko za dwa gryzy i wszystko w cenie 21 peso sztuka. Zawsze dużo ludzi, zwłaszcza młodzieży,mało turystów, często brak wolnego miejsca i kolejka pod wejściem, idealne miejsce na tania naje/bke.
Ludzie
Pomijając wszelkich naganiaczy ludzie bardzo przyjaźni i pomocni, większość niska i krepa. W turystycznych miejscach bez problemu dogadasz się po angielsku. Bardzo szybko można podłapać kilka częstych zwrotów w hiszpańskim co też ułatwia życie. W Playa del Carmen mnóstwo uzbrojonej policji na ulicach, zwłaszcza wieczorami, ani razu nie spotkaliśmy się z żadnym zagrożeniem, nawet jak oddalaliśmy się od centrum. Podróż taksą w głąb Jukatanu to już bieda jaka pokazują w tv, wioski z rozpadającymi się domami, rozlatujące się auta, bezdomne psy, dzieci w lachach bawiące się patykiem...
Jak coś mi się jeszcze przypomni to dopisze.