Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Ale i tak czekam, głównie dlatego, że przepadam za podsumowaniami w "starym stylu", no i fajnie zapowiada się Retrorecenzja, dobry pomysł, zresztą sugerowany tu i ówdzie już od jakiegoś czasu. jeszcze tylko zorganizujcie czasami zgrentgen (GoW: Ragnarok byłby chyba idealną okazją, bo z tego co chociażby było widać po Hyde Parkach, to sporo redaktorów ogrywało tego hita) i będzie elegancko.
  2. No albo tak wspaniale się wywiązywali z umów, że klienci odchodzili.
  3. Ten upadek drukarni i wymuszona tym faktem zmiana to chyba najlepszy news "około Extrimowy" od dawna, przecież gorzej pod względem współpracy i wywiązywania się z umów być nie może. Nie może, no nie?
  4. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Twelve Minutes Mało brakowało, a tytuł wpisałbym w temacie "właśnie porzuciłem". W czym rzecz? Otóż to growy "Dzień Świstaka" (tak, wyświechtane, ale najprostsze porównanie), tyle, że osadzony w małym mieszkaniu z trzema bohaterami. Niestety w pewnym momencie można mieć serdecznie dość błądzenia po omacku i próbowaniu w kółko tego samego, tyle że np. z jedną odmienną rozmową/czynnością. No ale przebrnąłem. Tytułowe 12 (w zasadzie to 10) minut to czas, po którym następuje zapętlenie i gramy od nowa. Wracamy do mieszkania, gdzie czeka na nas z deserem kochająca żona, gadka szmatka, można zjeść ciastko i popić wodą, poszwendać się po pokojach, aż do drzwi zapuka pewien jegomość. Cała idea pętli polega na poznawaniu z każdym "cyklem" kolejnych informacji, które tworzą elementy większej układanki, ale nie zdradzę za dużo jeśli powiem, że w zależności od naszych decyzji możemy np. skończyć martwi/nieprzytomni/być świadkiem czyjegoś morderstwa/samemu zabić. Im większą mamy wiedzę, tym więcej dostajemy np. opcji dialogowych i możemy "posuwać do przodu" fabułę, tudzież zmieniać bieg wydarzeń. Sam pomysł jest świetny, gorzej z realizacją. Otóż żeby dotrzeć do "prawdziwego" zakończenia (tych generalnie jest kilka, przy czym takich serio, z creditsami, to chyba ze dwa) musimy odwalić szereg czynności (których wykonanie umożliwia nam poznanie konkretnych informacji w poprzednich pętlach) i wybrać konkretne opcje dialogowe. Jedna pomyłka i jedziemy od nowa. Pod koniec staje się to okropnie uciążliwe i miałem nawet momenty zwątpienia, czy po prostu nie wywalić gry z dysku. Problem sprawia głównie to, że zestaw wykonywanych raz po razie, identycznych czynności/rozmów zwyczajnie trochę trwa, co prawda rozmowy można przyspieszyć (choć, co dziwne, nie zawsze to działa), to jednak nawet gdy je przeklikujemy to po -entym razie można mieć dość. Dużo by pomógł choćby osobny przycisk "przewijający" akcję w trybie fast forward. Sterowanie (grałem na padzie) też potrafi wkurwić swoją niedokładnością, prezencja ma swój urok, ale za sprawą pewnych decyzji designerskich można mieć problem ze znalezieniem sensownego rozwiązania problemu (vide przedmiot schowany w pewnym miejscu, o którym wiedziałem, ale na ekranie praktycznie go nie widać i nie wiadomo, gdzie kliknąć). No i cały czas musimy pamiętać o upływającym, no właśnie, czasie. Nie wyrobimy się ze wszystkim odpowiednio szybko: skucha, rób reset i leć od nowa. Co ciekawe, swoich głosów użyczyli tu James McAvoy, Daisy Ridley (oboje prawie nie do rozpoznania, zapewne przez zmianę naturalnego akcentu) i najbardziej charyzmatyczny w ekipie, Willem DaFoe. No tylko, jak wcześniej wspomniałem, teksty odsłuchiwane po raz dziesiąty wychodzą bokiem. Akcję oglądamy z góry, a poruszamy się trochę na zasadzie point and click. Mogę polecić jako eksperyment, bo samego grania tu niewiele, a nawet błądząc i powtarzając pętlę wielokrotnie, z zaliczeniem gry można wyrobić się w 2-3 h (choć przy tej formule to akurat plus). Gdyby całokształt był wygodniejszy w obsłudze i bardziej "przejrzysty" w kontekście tego, co i kiedy trzeba zrobić, to mógłbym mocno spropsować. A tak to w sumie lekko się zawiodłem, choć nie przeczę, że obserwowanie kolejnych możliwych scenariuszy zróżnicowanych w zależności od naszych decyzji, było interesujące i wciągające.
  5. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na XM. odpowiedź w temacie w PS5
    Przecież to proste, tylko trzeba trochę z większym chłodem podejść do GoWów (albo mieć mniejszą wrażliwość na zmęczenie schematem) i widzieć jej wady mimo przesłaniających niektórym oczy zalet. Gearsy działają, bo są to gry stosunkowo krótkie, natomiast mięso to najwyższej jakości koncentrat z gameplay'owego miodu. Co nie zmienia faktu, że wrzucone w 40+ godzinną epopeję zrobiłyby zupełnie inne wrażenie końcowe. GTA to już trochę inny przykład, bo gra oferuje otwarty, potężny świat i jeszcze więcej godzin potencjalnej zabawy, niż Ragnarok. No ale tutaj znowu działa inna kwestia: to, co "pomiędzy" mięsem, samo w sobie jest wartościowe. Chodzi oczywiście o podróżowanie. Model jazdy, rozmowy w samochodzie, no i rzecz jasna OST. A i tak w większości przypadków możemy skipnąć podróż do celu wsiadając w taxi. Zauważ też, że to właśnie schemat "jedziesz z punktu A do B" oraz nadmierna ilość generycznych strzelanin, były najczęściej padającymi zarzutami wobec czwórki. Moglibyśmy wymieniać dalej, ale tak: większość dużych gier AAA prędzej czy później wpada w schematyczność i jak dla mnie to jest jeden z problemów dzisiejszego gamingu. Nawet nie tyle sama schematyczność, co takie rozwlekanie gier, że wyłazi ona coraz mocniej na wierzch, i kłuje. I tu wychodzi jeden z większych problemów GoWa. Nużąca zawartość "pomiędzy mięsem". Nużąca głównie gameplay'owo, bo wiadomo, że zawsze spoko pooglądać widoczki czy posłuchać gadek bohaterów. Męczy tempo przemieszczania się, te wszystkie gejmizmy, przeciskanie się szczelinami, powolny trucht Kratosa, generalna "zamuła" ruchu, którą wprowadził prequel. Sięgnąłem ostatnio w ramach endgame do "misji" dotyczącej i prawie mi się niedobrze zrobiło od tych wszystkich ślamazarnych etapów podróży. I tu właśnie wchodzi wspomniana wcześniej subiektywna kwestia wrażliwości na dany schemat: na ile piękne wizualia, lore i pojawiająca się co jakiś czas (później wręcz co chwila) walka, która oczywiście sprawia frajdę, "wynagradza" to słabsze momenty. Dla mnie w ogólnym rozrachunku wyszło tak, że grę uznaję za bardzo dobrą, ale musiałem sobie w pewnym momencie tak pokierować przygodą, żeby właśnie te proporcje nie zepsuły mi ogólnego wrażenia i minusy nie przesłoniły plusów. I dlatego też w takich gierkach, jak Cuszima czy Spider-Man jestem w stanie bez mrugnięcia okiem pyknąć platynę i spędzić w nich 30-40h (no dobra, w GoT już się pod koniec nudziłem), bo śmigam sobie wszędzie w wygodny, przyjemny sposób, a jak mi się nie chce jeździć koniem/strzelać pajęczyną w wieżowce, to "teleportuję" się 100m od interesującego mnie punktu na mapie. Tak, wiem, inna struktura świata, no ale rozmawiamy o odczuciach końcowych z obcowania z grą, a moje są właśnie takie.
  6. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Super Mario 64 Rok zacząłem z grubej, hehe, rury. Gra-legenda, rewolucja, punkt odniesienia dla platformówek (i nie tylko) na wiele lat do przodu. Mimo, że trafia na moją listę ukończonych dopiero po ponad ćwierćwieczu od premiery, to jednak swoje miejsce w moim gejmingowym serduszku ma od bardzo dawna. "Mario" to w czasach mojego dzieciństwa niemal synonim GRY, czemu przysłużyła się oczywiście popularność Pegasusa i SMB. Z N64 miałem po polskiej premierze do czynienia głównie gdzieś na standach w nowo powstających HIPERMARKETACH (bardzo prawdopodobnie, że w Krakowie było to w Hicie i/lub Geant'cie). No i co tu dużo gadać, gra na takim gówniaku, który do tej pory kojarzył granie głównie z "chodzeniem w prawo", robiła oszałamiające wrażenie. Pierwszy level (Bob-Omb Battlefield) zawsze będzie jednym z moim najbardziej nostalgicznych wspomnień. Ta swoboda, te ruchy, ta wielkość dostępnego obszaru. Dość powiedzieć, że na zbliżającą się jakoś wtedy komunię miałem poważne postanowienie zakupu N64. Cóż, historia potoczyła się tak, że w moim domu zagościł PSX (jakieś 10 minut po odpaleniu Demo 1 odrzuciłem rozterki dotyczące wyboru konsoli, a po zagraniu w demo Tekkena 3 zapomniałem o istnieniu sprzętu Nintendo) i z punktu widzenia czasu była to bardzo szczęśliwa sytuacja. Lata sobie leciały, a Mario 64 tkwił gdzieś tam w głębokim backlogu. A to miałem kupić N64 już w "dorosłym życiu", a to odpalić emu, a to jakąś konwersję na nowszy sprzęt N. W końcu zmotywowały mnie niedawne wpisy forumowiczów chwalących się ukończeniem tego klasyka w tym właśnie temacie i pod koniec ubiegłego roku stanęło na tym, że w końcu odpaliłem Mariana na emu na PC. Cóż, nienajlepsza forma, tym bardziej, że cenię sobie granie w formacie jak najbliższym oryginałowi, no ale trudno, miałem już dość odkładania. No to, kończąc już ten przydługi wstęp, jak było? Zaskakująco dobrze, ale też momentami zaskakująco upierdliwie. Wiadomo, że gierka ma swoje lata, ale ta kamera i sterowanie naprawdę dają w dupę. O ile o sterowanie to jeszcze kwestia w miarę dyskusyjna (specyficzne ślizganie się, rozpędzanie Mariana, no mi to nie siadło, ale jakaś responsywność w tym wszystkim jest), tak kamera to po prostu tragedia: skutecznie przeszkadza w najtrudniejszych momentach, blokuje się bez większego powodu, zmienia sama położenie etc. Wiem, że pierwsze koty za płoty i jak sam wspomniałem, to była nowość, ale nie da się tego pominąć przy opisywaniu wrażeń, a chyba już po premierze były zarzuty w tym temacie. Robotę robi oczywiście level design. Poziomy są dosyć małe (tu też byłem zaskoczony, miałem wyobrażenie, że dostanę bardziej coś w stylu późniejszych platformówek typu Spyro), za to pełne smaczków, niespodzianek i poukrywanych motywików. Zabawa opiera się na powtarzaniu ich po kilka razy (bo nie jest ich w sumie tak dużo), co jest wymuszone niestety chujowym patentem, mianowicie wyrzucaniem do zamku-huba po znalezieniu każdej gwiazdki (oprócz tych za monety). Upierdliwe z oczywistych względów. Co ciekawe, tą samą drogą poszedł Gex (tam mieliśmy piloty) i było to równie wkurzające i zniechęcające do maxowania poziomów. Tu akurat motywacja jest duża, bo odpowiednia liczba gwiazdek zapewnia progres "fabularny" (całe szczęście jest to liczba dosyć wyważona i w zasięgu ręki). Na ten moment zakończyłem przygodę na obowiązkowych 70 i może skuszę się na więcej, ale to już zabawa typowo "z opisem na kolanach" i potencjalnie nieco żmudna (choćby 100 monet w każdym świecie). Niestety levele "jakościowo" są nierówne i do niektórych w ogóle nie chce się wracać (z grubsza tych opierających się na jakichś szaro burych labiryntach, czy oczywiście "wodne"), za to na niektórych klimat jest elegancki i typowo "bajkowy". Ogólnie atmosfera, budowana przez oprawę wizualną (dającą radę nawet dziś), muzyczną (szkoda, że dosyć powtarzalną) i wygląd miejscówek czy wrogów, jest dużą zaletą tej produkcji. Generalnie: status zasłużony, bo (o czym w minimalnym stopniu udało mi się przekonać) lata temu ta gra była totalnym kozakiem. Szkoda, że nie miałem możliwości dłuższego obcowania z nią już wtedy. Jak widać jest też ponadczasowa, bo bez większego zgrzytu można się nią dobrze bawić nawet dziś. Co pokazuje też scena speedrunnerów. Skakanie, bieganie, salta, odbicia od ściany, to wszystko ma fajny feeling. No i kurde, to w końcu Mario! Nie będę silił się na oceny, grało się dobrze, choć momentami z lekką frustracją.
  7. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na okens odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Jasne, co nie zmienia faktu, że oryginalną Mafię swego czasu skończyłem. I akurat moje podejście jest takie, że gdybym nie zagrał te ~10 lat temu, to pewnie wersji definitywnej bym nie ruszył. Tak samo choćby z FF VII. Dla kogoś to może być oczywiście dziwactwem, no ale tak czy siak analogią by było, gdyby ktoś skończył MGSa, a później TTS. Zresztą czytałem sobie później trochę o różnicach w odświeżonej Mafii i całkowicie rozumiem zarzuty, używając Twojego słownictwa, psychofanów. To są w dużej mierze dwie różne gry i zawsze w takich przypadkach będzie się pojawiać dyskusja "co lepsze dla świeżaka" (w przeciwieństwie do remake'ów w stylu wspomnianych Kolosów, notabene wyobraźmy sobie, że w SoTC na PS4 mielibyśmy całkowicie zmieniony OST). Inna sprawa, że między Mafiami minęły dwie pełne generacje. Twin Snakes wyszedł ledwo 5 lat po jedynce i między innymi dlatego był on w kontekście postępu w branży, mało potrzebny. Choć faktem jest, że na tamte czasy graficznie przeskok między generacjami był potężny. W rozmowach o gierkach, filmach i innych hobby nie jestem typem, który się upiera przy swoim, bo z reguły kieruję się zasadą "co kto lubi". Ale w tym przypadku nie będę KONCYLIACYJNY, bo w mojej ocenie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, TTS oferuje albo zmiany na minus, albo "neutralne", a chyba jedyną w miarę obiektywnie mierzalną (choć wcale nie obiektywną w kontekście osobistej "wrażliwości estetycznej") zmianą na plus jest grafika. Więc, pytając retorycznie, dlaczego ktoś miałby w ogóle grać w TTS zamiast oryginału? Tylko przez liczbę polygonów i jakość tekstur? C'mon. Paradoksalnie, ta gra jest właśnie idealnym produktem dla fanów oryginału, bo cały fun z obcowania z nią wynika z porównań do poprzednika. Jak wyjdzie kiedyś w końcu nowy, mityczny remake, to zmieni postać rzeczy. Mimo wszystko polecę fajną analizę, oczywiście pełną spoilerów:
  8. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na okens odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Nie no weźcie nie polecajcie Twin Snakes ludziom, którzy nie znają MGSa, bo to niedźwiedzia przysługa xD @zdrowywariatTemat wraca przy różnych okazjach i zawsze mnie uruchamia, bo znam tę serię na wylot i po prostu TTS, choć ma swoje zalety i gierką sam w sobie jest niezłą, to koło oryginału nawet nie stał. Zmian jest sporo i w większości są to zmiany na minus, pozbawiające przygodę mitycznej DUSZY, nie oferując w zamian wymiernych korzyści. A to, że grafika trochę lepsza, to dajcie spokój, tu siedzą boomery wychowane na starych konsolach, a nie dzieciaki, które trzeba zachęcać stroną wizualną (i tak już mocno niedzisiejszą, paradoksalnie umowne i niewyraźne sylwetki z 1998 nie rażą tak, jak "porcelanowe" gęby z czasów szóstej generacji, czego najlepszym przykładem jest Meryl). Sterowanie jest tak samo archaiczne (a nawet gorsze, niż na szaraku, vide wciskanie dwóch przycisków, żeby wejść w codec), gameplay jest z grubsza identyczny (kilka dodatkowych ruchów Snake'a i widok FPP wepchane do gry, do której nie pasują ze względu na jej trzon i level design), za to muzyka, reżyseria scenek, różnice w dialogach i zupełnie inna atmosfera skutecznie psują tę przygodę. Czyli nic nie zyskujesz, a sporo tracisz. Ktoś chce zrozumieć "o co cały ten szum", to powinien sprawdzić oryginał i tyle. Pomijam już temat dostępności poszczególnych wersji, jeśli ktoś gra na oryginałach. Mógłbym zalinkować analizy ładnie i dokładnie pokazujące, co jest z tym rimejkiem nie tak, ale to każdy zainteresowany może sobie łatwo znaleźć, może wystarczy, że wrzucę to: Abstrahując od porównań- czy w jedynkę "da się grać"? Ciężko mi odpowiedzieć, bo ogrywam ją regularnie od ponad 20 lat i nie byłbym tu obiektywny, ale porównując do innych gier, które też znam z tamtych lat, a obecnie granie w nie jest bolesnym doświadczeniem (choćby Syphon Filter, stare Tomb Raidery) to jednak MGS wyprzedził czasy i jest jak na dzisiejsze standardy dużo bardziej grywalny. Jest też grą stosunkowo łatwą i przystępną, z możliwością częstego save'a, więc odpada znany problem retro, jakim jest frustracja z powodu poziomu trudności. Jak dla mnie gra się elegancko, tylko pewnie parę razy trzeba będzie sięgnąć po jakąś podpowiedź w necie, bo niektóre motywy, które trzeba zrobić w celu postępu są dosyć...nieoczywiste.
  9. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na okens odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Widzę, że nie wpisywałem się rok temu, więc nie mogę sobie odhaczyć, co z planów na 2022 się udało zrealizować, a co nie. Grunt, że w końcu zrobiłem upgrade pieca, bo to przeskakiwało z roku na roku w sumie już od 2020, jak nie 2019 xD. W dużej mierze dzięki tej zmianie udało mi się zaliczyć dużo rzeczy z backloga, z czego wyróżnić mogę Fallout: New Vegas (bo odkładany od dawna), Walking Dead sezon 3 i finałowy (bo zaliczyłem długą przerwę w samym środku historii, co więcej, trzymałem zapisane save'y, żeby prawilnie kontynuować swoją ścieżkę, a okazało się, że nic z tego nie wyszło). Jeśli dobrze pamiętam, to zamierzałem ograć nowego GoWa w okolicach premiery, i to się udało zrealizować. Co na 2023? Grać jak najwięcej, w rzeczy jak najbardziej mi pasujące. Wiadomo, zaliczanie backlogu, bo po rzucie okiem na zapowiedzi na 2023 już wiem, że kolejny rok z rzędu raczej niewiele premier będzie mnie interesowało. Ze starszych rzeczy mam gierki z przekroju 4 generacji, więc będzie co robić. Z nowości może skuszę się na Hogwarts Legacy, remake RE4 i Dead Space, ale bez ciśnienia, możliwe, że poczekam z nimi na lepszy sprzęt. Tu przechodzę do najważniejszego "postanowienia" (bo wcale nie jest to ani pewne, ani tak ważne), czyli kupna PS5 i jakiegoś fajnego TV (marzy się rzecz jasna OLED, ale w tym temacie czeka mnie jeszcze doktoryzowanie się, na myśl o którym odechciewa mi się w ogóle tego zakupu). No i może jakieś lepsze GPU (oczywiście mowie tu o przyziemnym sprzęcie, a nie jakichś chorych zakupach za kilka tysięcy). Jako że nieco niespodziewanie pod koniec roku zakupiłem sobie rocznego PS Plusa, to zamierzam z niego mocno korzystać i w końcu trochę pobawić się multi online, bo cała generacja PS4 minęła mi bez takich "uciech". No i na dzień dobry wpadła zremasterowana trylogia Mass Effect, której zakup w pudełku od dawna odkładałem na "kiedyś", więc myślę, że zmotywuje mnie to do powtórzenia sobie serii. Ładnie by się złożyło, bo jakoś na wiosnę będzie okrągłe 10 lat od skończenia trójki z DLC. Zakładam, że siłą rzeczy dzięki abonamentowi ściągnę trochę nieoczekiwanych, również mniejszych tytułów, więc nastawiam się na NIESPODZIANKI. Akcje typu "kupno PS VR/jakieś innej konsoli" pozostawię raczej spontanowi, bo już dawno miałem takie pomysły i nic z tego nie wyszło, bo też aż tak mnie do tego nie ciągnęło.
  10. Zwykłe foliowe koszulki A4, do dostania w większych marketach z działami papierniczymi. 10-15 zł za 200 sztuk. W zupełności wystarczają, a trzymam tak większość PE od wielu lat.
  11. Listy wrzucać nie będę, w 2022 skończyłem 36 gier (jeśli nie pominąłem jakiejś powtórki, bo tych nigdzie nie odnotowuję) co, o ile dobrze pamiętam, jest moim osobistym rekordem rocznym. Jest to tym większym sukcesem, że gorsze wyniki osiągałem w latach, kiedy miałem dużo więcej czasu (neet, studia), ale to wynika w sumie z wielu czynników. Jednym z nich jest to, że od dłuższego okresu pracuję hybrydowo, co w kontekście ilości wolnego czasu do dyspozycji w tygodniu, tudzież samej ochoty i siły na granie, okazało się totalnym game changerem i na ten moment nie wyobrażam sobie powrotu do "tradycyjnej" pracy z codziennymi dojazdami etc. Faktem jest też, że w tym roku raczej nie sięgałem po dużo bardzo rozbudowanych pozycji na dziesiątki godzin (w sumie to tylko Fallout: New Vegas, z którym spędziłem ok. 40h oraz GoW: Ragnarok z prawie 30h na liczniku), ba, kilka pozycji to blantmany na 3-4 godziny zabawy, co tylko pokazuje, że te listy, jeśli patrzeć na same liczby, nie są miarodajne. No ale z drugiej strony, to tylko niezobowiązujące podsumowanie własnego gejmingowego roku, a nie badania naukowe. Poszczególne tytuły "recenzowałem" na bieżąco we "właśnie ukończyłem", więc tutaj już sobie daruję. W skrócie: raczej nic nie spowodowało u mnie opadu szczeny, retro raczej pozostawiało obojętnym lub rozczarowanym. Co było w "menu"? Wszystkiego po trochę, głównie tytuły z dalszego (pamiętającego PSXa) i bliższego (2021, vide Kena, The Medium) backlogu, bo gry z premierą w 2022 ograłem dosłownie dwie (Stray i Ragnarok). Wynikało to, po pierwsze, z braku PS5 (nieliczne exy Sony), a po drugie z subiektywnie małej liczby ciekawych premier. Wielkim nieobecnym można by nazwać Elden Ring, ale po prostu nie miałem ochoty i czasu na wsiąkanie w takiego kolosa, tym bardziej, że na ten moment mógłbym go odpalić tylko na PC, który niekoniecznie udźwignąłby to dzieło w satysfakcjonującej formie. Nie jestem zresztą fanatykiem From, z ich gier skończyłem tylko Sekiro i gdyby nie hype, to po prostu nie byłbym Eldenem jakoś specjalnie zainteresowany. Ale sprawdzić zamierzam. Z początkiem roku złożyłem w końcu nowego, choć niezbyt imponującego mocą, peceta, co było małym przełomem i po latach znowu blacha stałą się pełnoprawną platformą do grania (ale mimo wszystko wolę odpalić PS4, nawet jeśli port gry jest gorszej jakości czy więcej kosztuje). Grałem dużo, grałem regularnie i, co jest dużym sukcesem, również "w tygodniu", a także w sezonie wiosenno letnim (choć naturalnie tutaj spadek zaangażowania w to hobby był odczuwalny). Na boczny tor poszły filmy i seriale, no trudno. Wsiąkłem trochę mocniej w twitcha, ot lubię sobie czasem odpalić wieczorem lubianego streamera pykającego w jakieś retro z PSXa czy męczącego raz po razie jakiś speedrun. Albo odpalić setne playthrough któregoś z kolei MGSa na extreme. I to chyba tyle.
  12. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Już poprawione.
  13. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    God of War: Ragnarok Udało się wyrobić w okresie świąteczno-noworocznym, co było jednym z moich planów na ten czas. Gdy zaczynałem zabawę, wokół panowała jeszcze mocno zimowa aura, śnieg i zamieć, więc IMMERSJA była zwiększona. Przygodę zakończyłem z niemal równymi 30 godzinami na liczniku, przy czym jakoś w 2/3 wątku głównego olałem już zadania poboczne i leciałem fabułę. Notabene, gdyby nie dłuższe wolne od pracy, to męczyłbym ten tytuł pewnie z miesiąc. No, ale do meritum. Może hasła o "rozbudowanym DLC" do jedynki są przesadzone, ale wynikają z niepodważalnego faktu, że sequel jest naprawdę bardzo zachowawczy, bezpieczny i zwyczajnie podobny do przygody z 2018 roku. Zarówno czysto technicznie (rodowód past genowy), jak i gameplay'owo. Wynika z tego pewna oczywistość: w zależności od tego, jak dana osoba przyjęła tamte, co by nie mówić, rewolucyjne w skali serii zmiany i jak ogólnie oceniała poprzednią część, z grubsza tak samo oceni Ragnaroka. W moim przypadku ogólne wrażenia są podobne: bardzo dobra gra, potrzebne zmiany w systemie walki i wciągająca fabuła, ale rozciągnięcie czasu rozgrywki, wepchanie quasi otwartych światów i elementów metroidvani tudzież różnego rodzaju misji pobocznych i do przesady rozbudowanego (przy tym mało efektywnego i efektownego) zarządzania rynsztunkiem to akurat te gorsze strony wspomnianej rewolucji. Tak jak w poprzedniku, tutaj również mocno cierpi szeroko pojęty pacing, szczególnie, jeśli ulegniemy "kuszącym" (szczególnie ludzi z "natręctwami gracza") side-questom, w których nagroda zazwyczaj jest nieadekwatna do wysiłku, natomiast samo poszerzenie lore....cóż, powiedzmy, że w przypadku tych, które jeszcze chciało mi się robić, niekoniecznie było aż tak fascynujące. Co nie zmienia faktu, że zanim gra pójdzie do żyda, to pewnie jeszcze chwilę pobawię się w post game, a kieedyś, kiedy już będzie latać po 39 zł kupię ponownie i może splatynuję xD. No żmudne się robi w pewnym momencie powtarzanie tego samego schematu w różnych lokacjach. Rzuć toporem w mechanizm, przejdź korytarzem, spadnij z platformy na niższą, szeroką platformę, na której "o dziwo" zrespawnują się te same mobki. Albo popłyń łódką i posłuchaj rozmów (to akurat zawsze spoko, szkoda, że wszystko jest na tyle słabo wyliczone, że zazwyczaj w połowie wymiany zdań dobijamy do brzegu i albo przerywamy gadkę, albo stoimy i słuchamy). Szczytem antyrozrywki był dla mnie epizod w którym poznajemy Angrbodę. Akurat miałem powoli kończyć, ale myślę se "no dobra, zebrałem już jakieś gównorośliny, to chyba lecimy dalej". Ale nie, teraz zbieramy jakieś gównokorzenie. I cały czas poruszamy się powooooli, no bo przecież NARRACJA. I takich rozwleczonych momentów jest więcej, tylko czasem zamiast skupiania na rozmówkach, mamy niekończące się kill roomy (Helheim...). Obśmianych trolli już nie ma, ale spoko, są inne powtarzające się monstra. Tym razem grałem od początku na normalu (GoW 2018 leciałem na hard) i nie żałuję, bo w świetle ogólnego rozwleczenia przygody, dodatkowe powtórki starć i jeszcze wolniej uciekający wrogom HP mocno pogorszyłyby wrażenia. Podszedłem do tematu tak, że mam sobie przyjemnie pociachać toporem, poznać historię i napawać klimatem tudzież wizualiami. I tu parę słów o oprawie. Grałem na PS4 Slim, porównania do PS5, poza filmikami w necie, nie mam, ale co tu się czarować, nie ma żadnej rewolucji w skoku między platformami i na past genach brakuje głównie 60 klatek i szybszych loadingów. Oczywiście pewne elementy wizualne są już niedzisiejsze, ale jak na moje wymagania gra wygląda naprawdę świetnie i pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet lepiej niż prequel, choć to pewnie bardziej kwestia decyzji artystycznych, niż czysto technicznych. Są lepsze (Vanaheim nocą, końcówka) i gorsze (Helheim) momenty, niektóre modele postaci wyraźnie odstają od głównych bohaterów (Kratos natomiast prezentuje się imponująco), a tekstury niestety szału nie robią, ale generalnie: super. OST natomiast lekko mnie zawiódł, szczególnie w kontekście mocnych pochwał innych graczy. Wrażenie zrobiły na mnie ze trzy, może cztery kawałki (i to głównie te, które są mocno inspirowane utworami z poprzedniej części, co akurat samo w sobie nie jest wadą, a nawet na swój sposób zaletą), ale dam mu szansę przesłuchując poza grą. Czysto technicznie jest wszystko cacy, żadnych bugów, zwiech i innych baboli, produkt mocno dopieszczony. Historia, dialogi, postacie: tu w zasadzie wszystko gra i problem jest jedynie we wspomnianym już tempie i ogólnie sposobie narracji. No bo z jednej strony czujemy wielkie napięcie przed zbliżającym się nieubłaganie Ragnarokiem, wojną i epickimi wydarzeniami, a z drugiej co krok słyszymy od jakiegoś towarzysza teksty w stylu "wojna poczeka, jak chcesz to chodźmy eksplorować" xD. No trochę wybija z wczuwki, choć wiadomo, że to nadal "tylko" gra. Abstrahując od tego, mamy tu też momenty mocnego spowolnienia czysto fabularnego i mniej ciekawych wątków (niestety głównie epizody Atreusa, ale też Frejr i cała ta banda obdartusów z dżungli xD), ale każde pojawienie się Thora i jego rodzinki zwiastuje ciekawe akcje. No i wisienka na torcie, czyli końcówka Cała ta atmosfera, muzyka, widoczki, rewelka. Dla takich momentów gram w AAA i szkoda, że na przestrzeni całej przygody jest ich trochę mało (mam wrażenie, że mniej, niż w GoW 2018). Druga sprawa, że tempo we wspomnianej końcówce odbija trochę w drugą stronę i wszystko leci aż za szybko (chociażby dwie ostatnie walki, następujące po sobie, dosłownie w tym samym miejscu, no spodziewałem się, że zostaną one osobno, mocniej podbudowane). Ale z dwojga złego, wolę tak. I żeby nie było, że wyznaję tylko szkołę epickich wydarzeń, walk z gigantami i rozwałki całych miast ala GoWy 1-3: uważam, że jest czas i miejsce na różne style narracji i formuła starych części dawno się wyczerpała, a bardziej osobista i "głębsza" historia, jaką raczyły nas dwa ostatnie epizody serii, są świetne i pozwalają lepiej zrozumieć bohaterów. Ale można spotkać się "po drodze" i trochę więcej starej dobrej rozpierduchy nigdy nie zaszkodzi, oczywiście w ramach określonej konwencji. Na koniec kilka luźnych uwag, bo post się robi za długi. Standardowo, słabiutko wypadły elementy rozbudowywania broni i sprzętu, te wszelkie talizmany, dodatki i inne chuje muje. Było to słabe 4 lata temu, jest słabe i teraz, choć może coś tam poprawili (zniknęły te kamyki przytwierdzane do broni). Absurdalnie rozbudowane, nieadekwatnie wpływające na realną rozgrywkę. Schemat walki jest z grubsza niezmieniony, ale parę nowych ruchów zawsze spoko, inna sprawa, że te, które dokupujemy za expa, w dużej mierze są zwyczajnie niepotrzebne. Czyli typowe grzeszki action adventure AAA. Nowa broń w sumie na propsie, ale i tak jakieś ~80% walk używałem toporka, ewentualnie żonglując ekwipunkiem w celu skorzystania z działania efektów. Mapa to porażka i w sumie realnie po prostu nie działa. Z racji tego, że stosunkowo mało latałem między światami poza wątkiem głównym, to nie odczułem aż tak niewygód z "szybkiej" podróży, ale faktem jest, że bramy są rozmieszczone zbyt rzadko i backtracking na pewno nie sprawia specjalnie dużej frajdy. No także ogólnie największe minusy poprzedniej części są największymi minusami najnowszej. Ja się momentami już męczyłem, a tego bynajmniej nie szukam w grach. Idealną formułą byłoby dla mnie skondensowanie całości do jakichś 20h plus parę godzinek na poboczne zabawy. Mniej powtarzalnych schematów zarówno w eksploracji, jak i walce i uproszczenie/większa przejrzystość ekwipunku. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu to żadne wady, ale ja pewnych elementów giereczkowych mam już po prostu dosyć. Całość to mimo wszystko mocne 8/10. Poniżej parę fotek, jak ktoś jest wrażliwy na spoilery w rodzaju zdradzenia miejscówek, to niech nie patrzy xD. A takie stricte spoilerowe są schowane.
  14. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na XM. odpowiedź w temacie w PS5
    Znam ten ból, też mnie gra zaczęła w pewnym momencie męczyć tym powtarzalnym schematem, choć chyba nie aż tak, jak Ciebie xD. W okolicach 15-20 godziny, czyli w moim przypadku jakoś po pierwszej wizycie w Vanaheim, zwyczajnie zacząłem lecieć już tylko przez główne misje i przygoda tylko na tym zyskuje. Bo narracyjnie jest tip top i poza paroma rozciągniętymi "skokami w bok" fabuła wciąga mocno.
  15. Piękna kolekcja. Mam kilka numerów z początku rocznika 99 i póki grało się na oryginałach, to pismo robiło robotę, choć cena faktycznie była potężna i trochę trzeba było rodziców namawiać (a że kilka egzemplarzy równało się jeden tańszy pełniak, to rachunek robił się prosty, notabene do rocznej prenumeraty dorzucali jakiegoś wybranego z niezbyt imponującej listy starocia xD). Generalnie żałuję, że więcej numerów nie nabyłem/nie dostałem w czasach, kiedy te demówki miały jeszcze swoją magię (pismo zresztą, jakie by nie było, też), bo po latach każdy taki egzemplarz to osobne wspomnienia i przygoda (do dziś lubię sięgnąć po takie stare gazetki, które wtedy czytało się na mega wczutce, a wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, i każdy screen uruchamia to specyficzne uczucie nostalgii). Abstrahując już od tego, jaką to ma teraz wartość. Pyknąłem dzięki nim w sporo gierek, o których nikt by dzisiaj nie pamiętał (a już wtedy przeszłyby cichaczem), a ze względu na ich obecność na "cover CD" będą miały jakieś małe miejsce w osobistej historii gejmingowej już zawsze (ot takie O.D.T. czy jakiś crapowaty Psybadek). Doświadczyłem też pierwszych spotkań z uber hitami pokroju MGS czy Crasha 3, które kierunkowały moje późniejsze zakupy growe i wpływały na kształtowanie gustu. No i demówki zwyczajnie zapewniały godziny zabawy. Także OPSM, choć to krótki epizod w mojej karierze, na zawsze zostanie w serduszku.
  16. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    No to zaskoczony jestem, bo sam zaliczyłem jedynkę parę lat temu (odpalone na PS3) i mimo, że też mam ogromny sentyment do tej części (jedna z pierwszych gier na PSX, jeszcze oryginał), to jednak ostatnie, co bym stwierdził, to że świetne się grało, bo warstwa techniczna i archaizmy tak dają w tyłek, że momentami gra jest po prostu niegrywalna. Szczególnie bolał koszmarny framerate, chora kamera (patent z oddalaniem się przy nabieraniu prędkości i na odwrót), w zasadzie brak fizyki (co kończyło się notorycznym utykaniem auta np. na jednym pikselu bitmapowego płotu) itd. No i klasyka, czyli save między "miastami" (bo w praktyce mamy po dwa etapy na jedno miasto). Za to dwójeczka, mimo, że nadal ma pewne męczące rozwiązania, to już gameplay'owo całkiem sympatyczna jest. Trochę skusiłeś sprawdzić ten Londyn, bo to jedyna część serii, w którą nie grałem.
  17. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Jako że stosunkowo niedawno pierwszy raz zaliczyłem Soul Reavera, to muszę powiedzieć, że jest to jedna z tych lepiej starzejących się gier z PSXa i sterowanie/responsywność to naprawdę wysoki poziom, spokojnie do łyknięcia w 2022, w przeciwieństwie do wielu gier z tamtego okresu, a nawet młodszych. Więc jakim to musiało być rozpierdalatorem w '99. Graficznie jest ładnie i w "wysokiej" rozdziałce, no ale ja mam słabość do okresu późnego PSXa, natomiast czysto obiektywnie nie da się nie być pod wrażeniem tego, co twórcy osiągnęli czysto technicznie przy tak słabym sprzęcie. No a SH niestety był brzydki już na premierę. W żaden sposób to nie ujmowało tej grze, ale nie ma co się czarować, że ze wszystkimi starociami jest tak samo.
  18. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Bigby odpowiedź w temacie w Ogólne
    No dokładnie, tzn. rozumiem niższe oceny, stawianie na końcu rankingu serii itd., ale dla mnie to są różnice jak między 8/10 a 7/10, a niektórzy piszą o niej jak o jakimś crapie nie godnym stanie obok prequeli. W sumie po latach to najmniej wyróżniających się i zapadających w pamięć elementów mogę przywołać z dwójki. Trzecia odsłona miała przynajmniej świetny początek i mocno klimatyczne latanie między wrakami.
  19. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    No wiem, PE to czasopismo więc nie może nikomu podziękować, to taki skrót myślowy. A czy faktycznie jeden jedyny Łapusz jest za wszystkie takie elementy działalności pisma odpowiedzialny, to już inna kwestia.
  20. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    The Medium Grałem tylko w jedno dzieło tego teamu (Observer), ale i tak ciśnie się na usta hasło "kolejna typowa gra Bloober Team". Dłużące się, powolne szwendanie po pomieszczeniach, będący punktem wyjścia świetny setting (wtedy cyberpunkowy Kraków, teraz opuszczony podkrakowski ośrodek wczasowy, na każdym kroku przypominający o poprzednim systemie, za którego miał swoją świetności, ale i doczekał dramatycznego upadku), który po paru godzinach trochę "ginie" w tle bieżących wydarzeń i mocno paranormalno-horrorowatych (powiedzmy) klimatach. Całość krótka i z niespecjalnie rozbudowanym gameplay'em. Ogólnie: raz na jakiś czas taka gierka dobrze mi siada, ale przyznam, że tutaj musiało minąć trochę czasu, zanim pykło. Pierwsza godzina-dwie raczej nudzą. Ciekawie robi się, kiedy pojawiają się fragmenty z równoległym funkcjonowaniem w dwóch światach (niestety technicznie jest to katorga dla sprzętu, w moim przypadku PC) i nie powiem, bo zagadki, choć proste (żeby nie powiedzieć, prostackie) wykorzystują ten patent w całkiem fajny sposób i generalnie jest to coś świeżego. Również wizualnie, bo choć Beksińskim się jakoś specjalnie nie jaram, tak nie sposób odmówić wizjom przedstawionym w The Medium kunsztu i efektowności. Za to te wszystkie elementy PRLowskiego wystroju wnętrz, różne nawiązania do epoki itd. są świetne i dla odbiorcy-Polaka (a już szczególnie krakusa) to zawsze dodatkowy plusik. Drażnią takie typowo gejmingowe, wepchane nieco na siłę patenty, typu "fragment z ucieczką przed niezniszczalnym złym, gdzie każda pomyłka na trasie to game over i powtórka" czy beznadziejne sekcje skradania. Irytujące (a przy tym lekko zabawne, a może bardziej żenujące) są zagrywki, kiedy to nasza bohaterka (swoją drogą mocno bezpłciowa i nijaka, również wizualnie, całkowitym zaskoczeniem było dla mnie, gdy w creditsach ujrzałem, że to niby Weronika Rosati, zero podobieństwa) wchodzi do nowego pomieszczenia i przez chwilę gada do siebie o tym, co trzeba tu zrobić (i przez tę chwilę nie możemy użyć żadnego przedmiotu ani przerwać jej wywodu). Na plus cały wątek Dorocińskiego, ogólnie moment, kiedy go poznajemy zapamiętam chyba najlepiej i był to jeden z mocniejszych fragmentów gry (fabularnie, bo gameplay'owo latanie po labiryncie żywopłotu nie robi szału). No i trochę szkoda, że nie dostaliśmy polskiej ścieżki dialogowej, bo to jeden z nielicznych przypadków, kiedy byłoby to naprawdę naturalne i na miejscu. Generalnie: niezła przygoda i wcale nie taki samograj, jak niektórzy mówią, ale ma swoje dosyć mocno odczuwalne wady i pierwszoligowym hitem dla mnie nie jest. Ale sprawdzić warto, chociażby dla patentu z poruszaniem się w dwóch światach.
  21. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Wpadłem tylko napisać, że jestem już zniesmaczony tymi wszystkimi opóźnieniami i innymi dziwnymi akcjami. Nie dość, że pismo z mojej czysto subiektywnej perspektywy zalicza od jakiegoś czasu regres, wygląda źle, a kosztuje coraz więcej (tak wiem, koszty, inflacja), to jeszcze teraz (a w sumie od dawna, jeśli chodzi o prenumeratę) dochodzą jakieś hece logistyczne. No właśnie jako szary czytelnik jestem ciekaw tego powodu, bez złośliwości, po prostu dlaczego nie działa mityczny wolny rynek i PE w odpowiedzi na tak nieprofesjonalne podejście drukarni (o ile to faktycznie jest główny powód i wina leży po jednej stronie) nie podziękuje za współpracę.
  22. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Figuś odpowiedź w temacie w A Game of Thrones
    Strasznie to nierówne było. Są odcinki bardzo dobre i trzymające w napięciu, a są usypiające. Są ciekawi, charyzmatyczni, niejednoznaczni bohaterowie, którzy zdecydowanie pasują do wysokich norm jakościowych ustalonych przez Grę o Tron, i są postacie nijakie, bezjajeczne i nie zapadające w pamięć (osobiście niektórzy mi się po prostu ze sobą mieszali, szczególnie cała ta murzyńska rodzinka z białymi mopami na głowie), część zwyczajnie irytuje (i nie, nie chodzi o zamierzoną irytację w stylu znienawidzonego Joffrey'a, tylko drażniących bohaterów, którym "powinniśmy" kibicować). Całość oczywiście odczuwalnie polana sosem "woke'izmu", z braku lepszych określeń (women stronk itd.). Zagrywka z przeskokiem czasowym i podmianką niektórych aktorów może i sam w sobie nie byłby problemem, gdyby nie tak duża niekonsekwencja w odpowiednim "postarzeniu" (a właściwie jego całkowitym braku) niektórych postaci. Wiele z nich wypada po prostu nieprzekonująco (30 letnie kobiety udające matrony rodu z kilkorgiem nastoletnich dzieci, tak, wiem, realia Westeros to szybsze dojrzewanie, no ale wizualnie to po prostu nie gra). Sama intryga ma potencjał, ale naprawdę ciekawie robi się dopiero w ostatnich 3 odcinkach serii. No i jeśli tak jak ja, nie ogląda się tego "binge'ując", to można się trochę pogubić (co nie zdarzało mi się w przypadku GoT, która niby słynęła z zamotanych układów i wątków). W połowie sezonu uznałem, że raczej będę miał wywalone na dalszy ciąg serii, ale po finale w sumie jestem lekko zaintrygowany. Tak czy siak, nie powiem na pewno, że to jakieś objawienie po niesmacznym zakończeniu oryginalnej sagi. Ot, niezły, niezobowiązujący serial, co jak na dzisiejsze standardy wielkich produkcji tego typu i tak jest chyba sukcesem. Audio-wizualnie jest tip-top.
  23. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Mafia: Definitive Edition Do oryginału specjalnego sentymentu nie mam, zaliczyłem go parę dobrych lat po premierze i jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to pamiętam z tej przygody głównie uciążliwe pościgi i wlekące się podróże między dzielnicami. A no i lecący co chwilę, wwiercający się w mózg motyw Central Island, który z jakichś przyczyn cieszy się kultem xD. Z fabuły kojarzyłem głównie zakończenie, więc reasumując powyższy wstęp, do remake'u podchodziłem w dużym stopniu jak do nowej gry. Dlatego też w poście tym nie będę zbytnio odnosił się do zmian między tymi wersjami, które dla fanów mogły mieć duże znaczenie (choć z tego co czytałem, to DE została przyjęta raczej pozytywnie). No w każdym razie bawiłem się dobrze. Mechaniki to z grubsza typowa "przygodowa strzelanina w otwartym świecie" A.D. 2020, czyli strzelanie zza zasłony, kółko wyboru broni, trzymanie przycisku, żeby otworzyć drzwi etc. Tu od razu pierwszy minus, czyli właśnie strzelanie. Pomijając już generyczność, część broni, niestety na czele z legendarnym Tommy Gunem, zupełnie nie ma mocy. Słabe jest zarówno to, ile naboi trzeba władować w gangusa, żeby padł, jak i czysto wizualny efekt szatkowania kogoś (w skrócie: niemal go nie ma, strzelasz w typa ogniem ciągłym, a ten sobie przeskakuje między osłonami). Obniża to frajdę ze strzelanin, których jest tu całkiem sporo. Na plus natomiast na pewno model jazdy i "czucie" samochodów (oczywiście mowa o trybie symulacyjnym), ale też brak udziwniania i rozszerzania na siłę świata i aktywności. Przygoda jest liniowa, głównie jedziemy z punktu A do B, często scenariusz nawet rzuca nas w dane miejsce bez naszego udziału, wszystko jest skondensowane i ta formuła mi się podoba. Misja, scenka, misja, jedziemy dalej. Co ważne, ciągle dzieje się coś ciekawego, nawet jeśli nie dostajemy jakiejś niesamowitej różnorodności gameplay'owej (ot czasem trzeba się poskradać, czasem pościgać samochodem), to otoczka i pomysł na daną misję z reguły są w jakiś sposób wyróżniające dany epizod. Zwyczajnie nie ma nudy. Do tego poziom trudności jest, zgodnie z panującymi trendami, odpowiednio obniżony, ale to akurat dobrze, bo oszczędzono nam irytacji. Dla fanów oldschoolu: są apteczki, ammo leci dosyć szybko, a bez wspomagania nie jest wcale tak łatwo trafić wrogów. Poza tym największym plusem Mafii była kiedyś i jest nadal historia. Jasne, można powiedzieć, że to zestaw klisz kina gangsterskiego, ale to po prostu działa (a w 2002 musiało dopiero robić robotę). Postacie są charyzmatyczne, dialogi naturalne, rozwój historii interesuje. Brak tu dłużyzn, jest dynamicznie, może jak na niektóre gusta wszystko leci nawet zbyt prędko, ale mi się podobało. No może trochę zbyt naiwne było tempo, w jakim Tommy został przyjęty do "rodziny". Wiem, że bohaterowie przeszli całkowity lifting w temacie głosów i wizerunków, no ale jako osobie "z boku", ciężko ocenić mi zmiany. Paulie wydaje mi się troszkę przesadzony, natomiast Sam, szczególnie w początkowych godzinach gry, bezjajeczny. Generalnie jednak: jako fan gatunku w wersji filmowej, byłem w pełni kontent. Wizualnie jest cacy, co prawda grałem na PC, który, jak już pewnie z 10 razy tutaj wspominałem, nie grzeszy mocą, więc muszę iść na kompromisy, ale powiedzmy, że na średnich ustawieniach gra prezentuje się świetnie, szczególnie oświetlenie i efekty pogodowe. Natomiast w odniesieniu do oryginału, to po prostu przepaść i tu nie ma się nad czym specjalnie rozwodzić, bo to oczywiste. No także jestem bardzo zadowolony, dostałem to, czego oczekiwałem, czyli konkretną, niezbyt długą (obstawiam jakieś 12h), wciągającą przygodę w klimatach "złotej ery" gangsterki w USA. To wszystko stanowi wartość tym bardziej, że w ostatnich latach w mainstreamie raczej brak zarówno "samochodowych open worldów", jak i w ogóle gier osadzonych w tych realiach.
  24. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Numer powoli kończę i poza wydarzeniami związanymi z jego premierą, to opisałbym go tak, że jest chyba najmocniej "nie gejmingowym" numerem od dawna, ze względy na artykuły, no właśnie, poza growe. Nie powiem, czytało się je ze względu na pióro autorów i raczej ciekawą tematykę całkiem dobrze, ale całościowo jest to dosyć osobliwe. Nad oprawą nie będę się już pastwił, tym bardziej, że powstał w tym celu nawet osobny temat na forum xD. Wyróżnię natomiast tekst o Grze Extreme, spoko napisany (pomijając boomerskie, wycięte momentami wrzutki xD) i przede wszystkim interesujący ze względu na tło przedsięwzięcia, o którym sporo swego czasu się czytało, również na FPE, a które w rezultacie nie wypaliło i jak dobrze pamiętam, wówczas nie było to jakoś mocniej wyjaśniane. Udzielił mi się klimat czasów, kiedy człowiek potrafił się w coś wkręcić na maksa z czystej pasji, poświęcając swój czas "po godzinach", gdzie jedyną zapłatą była satysfakcja. Fajnie czytało się też kontynuację "wątku" Powrotu Do Przyszłości, raz, że uwielbiam trylogię, dwa, że tekst nie skupiał się stricte na automatach i pinballach. Małe wyróżnienie za art o Zodiaku, uzmysłowił mi, że mimo seansu filmu Finchera parę lat wstecz, w zasadzie nic nie pamiętałem na temat tych wydarzeń i zachęcił do powtórki. Nagroda "odklejenia miesiąca" przypada Marcellusowi, ale z góry mówię, że tak jak w przypadku Zooltara, wolę czytać nawet najbardziej kuriozalne poglądy, niż pozbawiać kogoś rubryki, bo drażni nimi ludzi, no także niech to sobie trwa, zawsze to jakiś koloryt. Oczywiście niech to działa w "obie" strony. Jasne, że spoiler spoilerowi nierówny, bo zdradzenie zakończenia, kilku plot twistów czy informacja o pojawieniu się bohaterów, których obecność miała być niespodzianką (pozdro HIV) to co innego, niż nakreślenie punktu wyjścia historii, która będzie trwać kilkadziesiąt godzin. Dlatego też post ten piszę bardziej dla "sportu", nie jako wielce poszkodowany, który już ze względu na zepsucie prologu, nie sięgnie po Ragnarok xD. Generalnie cały motyw spoilerów to w dużej mierze kwestia osobistej "wrażliwości", dla mnie choćby info o tym, że to już lekki bo lekki, ale jednak spoiler, abstrahuję od opisania zakończenia jedynki, bo "na chłopski rozum" jak ktoś nie grał w GoW 2018, to raczej nie powinien sięgać po reckę dwójki (z drugiej strony, czy w istocie tak powinno być? dla mnie recka to zawsze była bardziej opinia o danym tytule, niż opisanie jej elementów, stąd też nieraz wynikają kwasy w różnych tematach na forach czy grupach dyskusyjnych, no bo jeden gra od premiery i rzuca opisami kolejnych miejscówek, a drugi chce po prostu poczytać, czy gra spełniła oczekiwania, jak wygląda, ile trwa etc.) I z tego co obserwuję, jest sporo osób, które nawet nie oglądają trailerów najbardziej oczekiwanych tytułów. Wiadomo, można sobie na ten temat dyskutować czy nawet kpić, że to przesada i robienie z giereczek "serious business" (są obszary w necie, gdzie spoilery rzuca się bez mrugnięcia okiem, a oburzenie wyśmiewa), ale koniec końców jestem zdania, że złotym środkiem jest po prostu rzucić to wyświechtane hasło "wrażliwi na spoilery mogą ominąć ten akapit" i elo.
  25. Moim skromnym zdaniem lepiej by wyglądało (i przyjemniej się czytało) w układzie, w którym tekst byłby w miarę proporcjonalnie przeplatany grafikami na całej jego długości, niż w takim, jaki tu opisałeś.