Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 155
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez kotlet_schabowy

  1. Listy wrzucać nie będę, w 2022 skończyłem 36 gier (jeśli nie pominąłem jakiejś powtórki, bo tych nigdzie nie odnotowuję) co, o ile dobrze pamiętam, jest moim osobistym rekordem rocznym. Jest to tym większym sukcesem, że gorsze wyniki osiągałem w latach, kiedy miałem dużo więcej czasu (neet, studia), ale to wynika w sumie z wielu czynników. Jednym z nich jest to, że od dłuższego okresu pracuję hybrydowo, co w kontekście ilości wolnego czasu do dyspozycji w tygodniu, tudzież samej ochoty i siły na granie, okazało się totalnym game changerem i na ten moment nie wyobrażam sobie powrotu do "tradycyjnej" pracy z codziennymi dojazdami etc. Faktem jest też, że w tym roku raczej nie sięgałem po dużo bardzo rozbudowanych pozycji na dziesiątki godzin (w sumie to tylko Fallout: New Vegas, z którym spędziłem ok. 40h oraz GoW: Ragnarok z prawie 30h na liczniku), ba, kilka pozycji to blantmany na 3-4 godziny zabawy, co tylko pokazuje, że te listy, jeśli patrzeć na same liczby, nie są miarodajne. No ale z drugiej strony, to tylko niezobowiązujące podsumowanie własnego gejmingowego roku, a nie badania naukowe. Poszczególne tytuły "recenzowałem" na bieżąco we "właśnie ukończyłem", więc tutaj już sobie daruję. W skrócie: raczej nic nie spowodowało u mnie opadu szczeny, retro raczej pozostawiało obojętnym lub rozczarowanym.

     

    Co było w "menu"? Wszystkiego po trochę, głównie tytuły z dalszego (pamiętającego PSXa) i bliższego (2021, vide Kena, The Medium) backlogu, bo gry z premierą w 2022 ograłem dosłownie dwie (Stray i Ragnarok). Wynikało to, po pierwsze, z braku PS5 (nieliczne exy Sony), a po drugie z subiektywnie małej liczby ciekawych premier. Wielkim nieobecnym można by nazwać Elden Ring, ale po prostu nie miałem ochoty i czasu na wsiąkanie w takiego kolosa, tym bardziej, że na ten moment mógłbym go odpalić tylko na PC, który niekoniecznie udźwignąłby to dzieło w satysfakcjonującej formie. Nie jestem zresztą fanatykiem From, z ich gier skończyłem tylko Sekiro i gdyby nie hype, to po prostu nie byłbym Eldenem jakoś specjalnie zainteresowany. Ale sprawdzić zamierzam.

     

    Z początkiem roku złożyłem w końcu nowego, choć niezbyt imponującego mocą, peceta, co było małym przełomem i po latach znowu blacha stałą się pełnoprawną platformą do grania (ale mimo wszystko wolę odpalić PS4, nawet jeśli port gry jest gorszej jakości czy więcej kosztuje).

     

    Grałem dużo, grałem regularnie i, co jest dużym sukcesem, również "w tygodniu", a także w sezonie wiosenno letnim (choć naturalnie tutaj spadek zaangażowania w to hobby był odczuwalny). Na boczny tor poszły filmy i seriale, no trudno. Wsiąkłem trochę mocniej w twitcha, ot lubię sobie czasem odpalić wieczorem lubianego streamera pykającego w jakieś retro z PSXa czy męczącego raz po razie jakiś speedrun. Albo odpalić setne playthrough któregoś z kolei MGSa na extreme. I to chyba tyle.

    • Plusik 4
  2. God of War: Ragnarok

     

    Udało się wyrobić w okresie świąteczno-noworocznym, co było jednym z moich planów na ten czas. Gdy zaczynałem zabawę, wokół panowała jeszcze mocno zimowa aura, śnieg i zamieć, więc IMMERSJA była zwiększona. Przygodę zakończyłem z niemal równymi 30 godzinami na liczniku, przy czym jakoś w 2/3 wątku głównego olałem już zadania poboczne i leciałem fabułę. Notabene, gdyby nie dłuższe wolne od pracy, to męczyłbym ten tytuł pewnie z miesiąc. No, ale do meritum.

     

    Może hasła o "rozbudowanym DLC" do jedynki są przesadzone, ale wynikają z niepodważalnego faktu, że sequel jest naprawdę bardzo zachowawczy, bezpieczny i zwyczajnie podobny do przygody z 2018 roku. Zarówno czysto technicznie (rodowód past genowy), jak i gameplay'owo. Wynika z tego pewna oczywistość: w zależności od tego, jak dana osoba przyjęła tamte, co by nie mówić, rewolucyjne w skali serii zmiany i jak ogólnie oceniała poprzednią część, z grubsza tak samo oceni Ragnaroka. W moim przypadku ogólne wrażenia są podobne: bardzo dobra gra, potrzebne zmiany w systemie walki i wciągająca fabuła, ale rozciągnięcie czasu rozgrywki, wepchanie quasi otwartych światów i elementów metroidvani tudzież różnego rodzaju misji pobocznych i do przesady rozbudowanego (przy tym mało efektywnego i efektownego) zarządzania rynsztunkiem to akurat te gorsze strony wspomnianej rewolucji. Tak jak w poprzedniku, tutaj również mocno cierpi szeroko pojęty pacing, szczególnie, jeśli ulegniemy "kuszącym" (szczególnie ludzi z "natręctwami gracza") side-questom, w których nagroda zazwyczaj jest nieadekwatna do wysiłku, natomiast samo poszerzenie lore....cóż, powiedzmy, że w przypadku tych, które jeszcze chciało mi się robić, niekoniecznie było aż tak fascynujące. Co nie zmienia faktu, że zanim gra pójdzie do żyda, to pewnie jeszcze chwilę pobawię się w post game, a kieedyś, kiedy już będzie latać po 39 zł kupię ponownie i może splatynuję xD.

     

    No żmudne się robi w pewnym momencie powtarzanie tego samego schematu w różnych lokacjach. Rzuć toporem w mechanizm, przejdź korytarzem, spadnij z platformy na niższą, szeroką platformę, na której "o dziwo" zrespawnują się te same mobki. Albo popłyń łódką i posłuchaj rozmów (to akurat zawsze spoko, szkoda, że wszystko jest na tyle słabo wyliczone, że zazwyczaj w połowie wymiany zdań dobijamy do brzegu i albo przerywamy gadkę, albo stoimy i słuchamy). Szczytem antyrozrywki był dla mnie epizod w którym poznajemy Angrbodę. Akurat miałem powoli kończyć, ale myślę se "no dobra, zebrałem już jakieś gównorośliny, to chyba lecimy dalej". Ale nie, teraz zbieramy jakieś gównokorzenie. I cały czas poruszamy się powooooli, no bo przecież NARRACJA. I takich rozwleczonych momentów jest więcej, tylko czasem zamiast skupiania na rozmówkach, mamy niekończące się kill roomy (Helheim...). Obśmianych trolli już nie ma, ale spoko, są inne powtarzające się monstra. Tym razem grałem od początku na normalu (GoW 2018 leciałem na hard) i nie żałuję, bo w świetle ogólnego rozwleczenia przygody, dodatkowe powtórki starć i jeszcze wolniej uciekający wrogom HP mocno pogorszyłyby wrażenia. Podszedłem do tematu tak, że mam sobie przyjemnie pociachać toporem, poznać historię i napawać klimatem tudzież wizualiami.

     

    I tu parę słów o oprawie. Grałem na PS4 Slim, porównania do PS5, poza filmikami w necie, nie mam, ale co tu się czarować, nie ma żadnej rewolucji w skoku między platformami i na past genach brakuje głównie 60 klatek i szybszych loadingów. Oczywiście pewne elementy wizualne są już niedzisiejsze, ale jak na moje wymagania gra wygląda naprawdę świetnie i pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet lepiej niż prequel, choć to pewnie bardziej kwestia decyzji artystycznych, niż czysto technicznych. Są lepsze (Vanaheim nocą, końcówka) i gorsze (Helheim) momenty, niektóre modele postaci wyraźnie odstają od głównych bohaterów (Kratos natomiast prezentuje się imponująco), a tekstury niestety szału nie robią, ale generalnie: super. OST natomiast lekko mnie zawiódł, szczególnie w kontekście mocnych pochwał innych graczy. Wrażenie zrobiły na mnie ze trzy, może cztery kawałki (i to głównie te, które są mocno inspirowane utworami z poprzedniej części, co akurat samo w sobie nie jest wadą, a nawet na swój sposób zaletą), ale dam mu szansę przesłuchując poza grą. Czysto technicznie jest wszystko cacy, żadnych bugów, zwiech i innych baboli, produkt mocno dopieszczony.

     

    Historia, dialogi, postacie: tu w zasadzie wszystko gra i problem jest jedynie we wspomnianym już tempie i ogólnie sposobie narracji. No bo z jednej strony czujemy wielkie napięcie przed zbliżającym się nieubłaganie Ragnarokiem, wojną i epickimi wydarzeniami, a z drugiej co krok słyszymy od jakiegoś towarzysza teksty w stylu "wojna poczeka, jak chcesz to chodźmy eksplorować" xD. No trochę wybija z wczuwki, choć wiadomo, że to nadal "tylko" gra. Abstrahując od tego, mamy tu też momenty mocnego spowolnienia czysto fabularnego i mniej ciekawych wątków (niestety głównie epizody Atreusa, ale też Frejr i cała ta banda obdartusów z dżungli xD), ale każde pojawienie się Thora i jego rodzinki zwiastuje ciekawe akcje. No i wisienka na torcie, czyli końcówka :banderas: Cała ta atmosfera, muzyka, widoczki, rewelka. Dla takich momentów gram w AAA i szkoda, że na przestrzeni całej przygody jest ich trochę mało (mam wrażenie, że mniej, niż w GoW 2018). Druga sprawa, że tempo we wspomnianej końcówce odbija trochę w drugą stronę i wszystko leci aż za szybko (chociażby dwie ostatnie walki, następujące po sobie, dosłownie w tym samym miejscu, no spodziewałem się, że zostaną one osobno, mocniej podbudowane). Ale z dwojga złego, wolę tak. I żeby nie było, że wyznaję tylko szkołę epickich wydarzeń, walk z gigantami i rozwałki całych miast ala GoWy 1-3: uważam, że jest czas i miejsce na różne style narracji i formuła starych części dawno się wyczerpała, a bardziej osobista i "głębsza" historia, jaką raczyły nas dwa ostatnie epizody serii, są świetne i pozwalają lepiej zrozumieć bohaterów. Ale można spotkać się "po drodze" i trochę więcej starej dobrej rozpierduchy nigdy nie zaszkodzi, oczywiście w ramach określonej konwencji.


    Na koniec kilka luźnych uwag, bo post się robi za długi. Standardowo, słabiutko wypadły elementy rozbudowywania broni i sprzętu, te wszelkie talizmany, dodatki i inne chuje muje. Było to słabe 4 lata temu, jest słabe i teraz, choć może coś tam poprawili (zniknęły te kamyki przytwierdzane do broni). Absurdalnie rozbudowane, nieadekwatnie wpływające na realną rozgrywkę. Schemat walki jest z grubsza niezmieniony, ale parę nowych ruchów zawsze spoko, inna sprawa, że te, które dokupujemy za expa, w dużej mierze są zwyczajnie niepotrzebne. Czyli typowe grzeszki action adventure AAA. Nowa broń w sumie na propsie, ale i tak jakieś ~80% walk używałem toporka, ewentualnie żonglując ekwipunkiem w celu skorzystania z działania efektów. Mapa to porażka i w sumie realnie po prostu nie działa. Z racji tego, że stosunkowo mało latałem między światami poza wątkiem głównym, to nie odczułem aż tak niewygód z "szybkiej" podróży, ale faktem jest, że bramy są rozmieszczone zbyt rzadko i backtracking na pewno nie sprawia specjalnie dużej frajdy.

     

    No także ogólnie największe minusy poprzedniej części są największymi minusami najnowszej. Ja się momentami już męczyłem, a tego bynajmniej nie szukam w grach. Idealną formułą byłoby dla mnie skondensowanie całości do jakichś 20h plus parę godzinek na poboczne zabawy. Mniej powtarzalnych schematów zarówno w eksploracji, jak i walce i uproszczenie/większa przejrzystość ekwipunku. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu to żadne wady, ale ja pewnych elementów giereczkowych mam już po prostu dosyć. Całość to mimo wszystko mocne 8/10.

     

    Poniżej parę fotek, jak ktoś jest wrażliwy na spoilery w rodzaju zdradzenia miejscówek, to niech nie patrzy xD. A takie stricte spoilerowe są schowane.

     

    1.thumb.jpg.20ff39622f00d4c6201c5da5966ce144.jpg

     

    2.thumb.jpg.d34ed64dba83e1ef9ef82fda5b0d8133.jpg

     

    22.thumb.jpg.c705f553e3585cd07f3c5e42ddcab587.jpg

     

    3.thumb.jpg.d286d52ac859f58521c3edaa8f8ef2f1.jpg

     


     

    Spoiler

    4.thumb.jpg.a37ea2110b9b9f08b7a1b646731f1573.jpg

     

    5.thumb.jpg.d898120495e5719b401768c1f0fd9943.jpg

     

     

    6.thumb.jpg.c2fd83d8a04d342a4e3dd13233d50297.jpg

     

    7.thumb.jpg.cfb5395a2962fb3736cf1c308afed91d.jpg

     

    8.thumb.jpg.147db2f5e697f0e0da3eb01ac891632f.jpg

     

     

     

    • Plusik 5
    • Lubię! 1
  3. Znam ten ból, też mnie gra zaczęła w pewnym momencie męczyć tym powtarzalnym schematem, choć chyba nie aż tak, jak Ciebie xD. W okolicach 15-20 godziny, czyli w moim przypadku jakoś po pierwszej wizycie w Vanaheim, zwyczajnie zacząłem lecieć już tylko przez główne misje i przygoda tylko na tym zyskuje. Bo narracyjnie jest tip top i poza paroma rozciągniętymi "skokami w bok" fabuła wciąga mocno.

    • This 1
  4. Piękna kolekcja. Mam kilka numerów z początku rocznika 99 i póki grało się na oryginałach, to pismo robiło robotę, choć cena faktycznie była potężna i trochę trzeba było rodziców namawiać (a że kilka egzemplarzy równało się jeden tańszy pełniak, to rachunek robił się prosty, notabene do rocznej prenumeraty dorzucali jakiegoś wybranego z niezbyt imponującej listy starocia xD). Generalnie żałuję, że więcej numerów nie nabyłem/nie dostałem w czasach, kiedy te demówki miały jeszcze swoją magię (pismo zresztą, jakie by nie było, też), bo po latach każdy taki egzemplarz to osobne wspomnienia i przygoda (do dziś lubię sięgnąć po takie stare gazetki, które wtedy czytało się na mega wczutce, a wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, i każdy screen uruchamia to specyficzne uczucie nostalgii). Abstrahując już od tego, jaką to ma teraz wartość.

     

    Pyknąłem dzięki nim w sporo gierek, o których nikt by dzisiaj nie pamiętał (a już wtedy przeszłyby cichaczem), a ze względu na ich obecność na "cover CD" będą miały jakieś małe miejsce w osobistej historii gejmingowej już zawsze (ot takie O.D.T. czy jakiś crapowaty Psybadek). Doświadczyłem też pierwszych spotkań z uber hitami pokroju MGS czy Crasha 3, które kierunkowały moje późniejsze zakupy growe i wpływały na kształtowanie gustu. No i demówki zwyczajnie zapewniały godziny zabawy. Także OPSM, choć to krótki epizod w mojej karierze, na zawsze zostanie w serduszku.

    • Plusik 3
  5. 22 godziny temu, Quake96 napisał:

    Jak się grało? Świetnie.

     

    No to zaskoczony jestem, bo sam zaliczyłem jedynkę parę lat temu (odpalone na PS3) i mimo, że też mam ogromny sentyment do tej części (jedna z pierwszych gier na PSX, jeszcze oryginał), to jednak ostatnie, co bym stwierdził, to że świetne się grało, bo warstwa techniczna i archaizmy tak dają w tyłek, że momentami gra jest po prostu niegrywalna. Szczególnie bolał koszmarny framerate, chora kamera (patent z oddalaniem się przy nabieraniu prędkości i na odwrót), w zasadzie brak fizyki (co kończyło się notorycznym utykaniem auta np. na jednym pikselu bitmapowego płotu) itd. No i klasyka, czyli save między "miastami" (bo w praktyce mamy po dwa etapy na jedno miasto).

     

    Za to dwójeczka, mimo, że nadal ma pewne męczące rozwiązania, to już gameplay'owo całkiem sympatyczna jest. Trochę skusiłeś sprawdzić ten Londyn, bo to jedyna część serii, w którą nie grałem.

  6. Jako że stosunkowo niedawno pierwszy raz zaliczyłem Soul Reavera, to muszę powiedzieć, że jest to jedna z tych lepiej starzejących się gier z PSXa i sterowanie/responsywność to naprawdę wysoki poziom, spokojnie do łyknięcia w 2022, w przeciwieństwie do wielu gier z tamtego okresu, a nawet młodszych. Więc jakim to musiało być rozpierdalatorem w '99.

    Graficznie jest ładnie i w "wysokiej" rozdziałce, no ale ja mam słabość do okresu późnego PSXa, natomiast czysto obiektywnie nie da się nie być pod wrażeniem tego, co twórcy osiągnęli czysto technicznie przy tak słabym sprzęcie.

     

    No a SH niestety był brzydki już na premierę. W żaden sposób to nie ujmowało tej grze, ale nie ma co się czarować, że ze wszystkimi starociami jest tak samo.

  7. 17 godzin temu, Mejm napisał:

    Nie rozumiem tego gardzenia 3ka. To nadal jest gra o chodzeniu typkiem i strzelaniu do nekromorfow.

     

    No dokładnie, tzn. rozumiem niższe oceny, stawianie na końcu rankingu serii itd., ale dla mnie to są różnice jak między 8/10 a 7/10, a niektórzy piszą o niej jak o jakimś crapie nie godnym stanie obok prequeli.

     

    W sumie po latach to najmniej wyróżniających się i zapadających w pamięć elementów mogę przywołać z dwójki. Trzecia odsłona miała przynajmniej świetny początek i mocno klimatyczne latanie między wrakami.

    • Plusik 3
  8. The Medium

     

    Grałem tylko w jedno dzieło tego teamu (Observer), ale i tak ciśnie się na usta hasło "kolejna typowa gra Bloober Team". Dłużące się, powolne szwendanie po pomieszczeniach, będący punktem wyjścia świetny setting (wtedy cyberpunkowy Kraków, teraz opuszczony podkrakowski ośrodek wczasowy, na każdym kroku przypominający o poprzednim systemie, za którego miał swoją świetności, ale i doczekał dramatycznego upadku), który po paru godzinach trochę "ginie" w tle bieżących wydarzeń i mocno paranormalno-horrorowatych (powiedzmy) klimatach. Całość krótka i z niespecjalnie rozbudowanym gameplay'em. Ogólnie: raz na jakiś czas taka gierka dobrze mi siada, ale przyznam, że tutaj musiało minąć trochę czasu, zanim pykło. Pierwsza godzina-dwie raczej nudzą. Ciekawie robi się, kiedy pojawiają się fragmenty z równoległym funkcjonowaniem w dwóch światach (niestety technicznie jest to katorga dla sprzętu, w moim przypadku PC) i nie powiem, bo zagadki, choć proste (żeby nie powiedzieć, prostackie) wykorzystują ten patent w całkiem fajny sposób i generalnie jest to coś świeżego. Również wizualnie, bo choć Beksińskim się jakoś specjalnie nie jaram, tak nie sposób odmówić wizjom przedstawionym w The Medium kunsztu i efektowności. Za to te wszystkie elementy PRLowskiego wystroju wnętrz, różne nawiązania do epoki itd. są świetne i dla odbiorcy-Polaka (a już szczególnie krakusa) to zawsze dodatkowy plusik.

     

    Drażnią takie typowo gejmingowe, wepchane nieco na siłę patenty, typu "fragment z ucieczką przed niezniszczalnym złym, gdzie każda pomyłka na trasie to game over i powtórka" czy beznadziejne sekcje skradania. Irytujące (a przy tym lekko zabawne, a może bardziej żenujące) są zagrywki, kiedy to nasza bohaterka (swoją drogą mocno bezpłciowa i nijaka, również wizualnie, całkowitym zaskoczeniem było dla mnie, gdy w creditsach ujrzałem, że to niby Weronika Rosati, zero podobieństwa) wchodzi do nowego pomieszczenia i przez chwilę gada do siebie o tym, co trzeba tu zrobić (i przez tę chwilę nie możemy użyć żadnego przedmiotu ani przerwać jej wywodu).

     

    Na plus cały wątek Dorocińskiego, ogólnie moment, kiedy go poznajemy zapamiętam chyba najlepiej i był to jeden z mocniejszych fragmentów gry (fabularnie, bo gameplay'owo latanie po labiryncie żywopłotu nie robi szału). No i trochę szkoda, że nie dostaliśmy polskiej ścieżki dialogowej, bo to jeden z nielicznych przypadków, kiedy byłoby to naprawdę naturalne i na miejscu.

     

    Generalnie: niezła przygoda i wcale nie taki samograj, jak niektórzy mówią, ale ma swoje dosyć mocno odczuwalne wady i pierwszoligowym hitem dla mnie nie jest. Ale sprawdzić warto, chociażby dla patentu z poruszaniem się w dwóch światach.

     

     

    2.png

     

    1.png

    • Plusik 1
  9. Wpadłem tylko napisać, że jestem już zniesmaczony tymi wszystkimi opóźnieniami i innymi dziwnymi akcjami. Nie dość, że pismo z mojej czysto subiektywnej perspektywy zalicza od jakiegoś czasu regres, wygląda źle, a kosztuje coraz więcej (tak wiem, koszty, inflacja), to jeszcze teraz (a w sumie od dawna, jeśli chodzi o prenumeratę) dochodzą jakieś hece logistyczne.

     

    W dniu 16.12.2022 o 20:48, Mejm napisał:

    Z inna drukarnia by tak nie bylo? Moze, ale z jakiegos powodu nie jest mozliwe wybranie innej.

     

    No właśnie jako szary czytelnik jestem ciekaw tego powodu, bez złośliwości, po prostu dlaczego nie działa mityczny wolny rynek i PE w odpowiedzi na tak nieprofesjonalne podejście drukarni (o ile to faktycznie jest główny powód i wina leży po jednej stronie) nie podziękuje za współpracę.

    • Plusik 4
  10. Strasznie to nierówne było. Są odcinki bardzo dobre i trzymające w napięciu, a są usypiające. Są ciekawi, charyzmatyczni, niejednoznaczni bohaterowie, którzy zdecydowanie pasują do wysokich norm jakościowych ustalonych przez Grę o Tron, i są postacie nijakie, bezjajeczne i nie zapadające w pamięć (osobiście niektórzy mi się po prostu ze sobą mieszali, szczególnie cała ta murzyńska rodzinka z białymi mopami na głowie), część zwyczajnie irytuje (i nie, nie chodzi o zamierzoną irytację w stylu znienawidzonego Joffrey'a, tylko drażniących bohaterów, którym "powinniśmy" kibicować). Całość oczywiście odczuwalnie polana sosem "woke'izmu", z braku lepszych określeń (women stronk itd.). Zagrywka z przeskokiem czasowym i podmianką niektórych aktorów może i sam w sobie nie byłby problemem, gdyby nie tak duża niekonsekwencja w odpowiednim "postarzeniu" (a właściwie jego całkowitym braku) niektórych postaci. Wiele z nich wypada po prostu nieprzekonująco (30 letnie kobiety udające matrony rodu z kilkorgiem nastoletnich dzieci, tak, wiem, realia Westeros to szybsze dojrzewanie, no ale wizualnie to po prostu nie gra).

     

    Sama intryga ma potencjał, ale naprawdę ciekawie robi się dopiero w ostatnich 3 odcinkach serii. No i jeśli tak jak ja, nie ogląda się tego "binge'ując", to można się trochę pogubić (co nie zdarzało mi się w przypadku GoT, która niby słynęła z zamotanych układów i wątków). W połowie sezonu uznałem, że raczej będę miał wywalone na dalszy ciąg serii, ale po finale w sumie jestem lekko zaintrygowany. Tak czy siak, nie powiem na pewno, że to jakieś objawienie po niesmacznym zakończeniu oryginalnej sagi. Ot, niezły, niezobowiązujący serial, co jak na dzisiejsze standardy wielkich produkcji tego typu i tak jest chyba sukcesem. Audio-wizualnie jest tip-top.

    • Plusik 3
    • Dzięki 1
  11. Mafia: Definitive Edition

     

    Do oryginału specjalnego sentymentu nie mam, zaliczyłem go parę dobrych lat po premierze i jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to pamiętam z tej przygody głównie uciążliwe pościgi i wlekące się podróże między dzielnicami. A no i lecący co chwilę, wwiercający się w mózg motyw Central Island, który z jakichś przyczyn cieszy się kultem xD. Z fabuły kojarzyłem głównie zakończenie, więc reasumując powyższy wstęp, do remake'u podchodziłem w dużym stopniu jak do nowej gry. Dlatego też w poście tym nie będę zbytnio odnosił się do zmian między tymi wersjami, które dla fanów mogły mieć duże znaczenie (choć z tego co czytałem, to DE została przyjęta raczej pozytywnie).

     

    No w każdym razie bawiłem się dobrze. Mechaniki to z grubsza typowa "przygodowa strzelanina w otwartym świecie" A.D. 2020, czyli strzelanie zza zasłony, kółko wyboru broni, trzymanie przycisku, żeby otworzyć drzwi etc. Tu od razu pierwszy minus, czyli właśnie strzelanie. Pomijając już generyczność, część broni, niestety na czele z legendarnym Tommy Gunem, zupełnie nie ma mocy. Słabe jest zarówno to, ile naboi trzeba władować w gangusa, żeby padł, jak i czysto wizualny efekt szatkowania kogoś (w skrócie: niemal go nie ma, strzelasz w typa ogniem ciągłym, a ten sobie przeskakuje między osłonami). Obniża to frajdę ze strzelanin, których jest tu całkiem sporo. Na plus natomiast na pewno model jazdy i "czucie" samochodów (oczywiście mowa o trybie symulacyjnym), ale też brak udziwniania i rozszerzania na siłę świata i aktywności. Przygoda jest liniowa, głównie jedziemy z punktu A do B, często scenariusz nawet rzuca nas w dane miejsce bez naszego udziału, wszystko jest skondensowane i ta formuła mi się podoba. Misja, scenka, misja, jedziemy dalej. Co ważne, ciągle dzieje się coś ciekawego, nawet jeśli nie dostajemy jakiejś niesamowitej różnorodności gameplay'owej (ot czasem trzeba się poskradać, czasem pościgać samochodem), to otoczka i pomysł na daną misję z reguły są w jakiś sposób wyróżniające dany epizod. Zwyczajnie nie ma nudy. Do tego poziom trudności jest, zgodnie z panującymi trendami, odpowiednio obniżony, ale to akurat dobrze, bo oszczędzono nam irytacji. Dla fanów oldschoolu: są apteczki, ammo leci dosyć szybko, a bez wspomagania nie jest wcale tak łatwo trafić wrogów.

     

    Poza tym największym plusem Mafii była kiedyś i jest nadal historia. Jasne, można powiedzieć, że to zestaw klisz kina gangsterskiego, ale to po prostu działa (a w 2002 musiało dopiero robić robotę). Postacie są charyzmatyczne, dialogi naturalne, rozwój historii interesuje. Brak tu dłużyzn, jest dynamicznie, może jak na niektóre gusta wszystko leci nawet zbyt prędko, ale mi się podobało. No może trochę zbyt naiwne było tempo, w jakim Tommy został przyjęty do "rodziny".

    Wiem, że bohaterowie przeszli całkowity lifting w temacie głosów i wizerunków, no ale jako osobie "z boku", ciężko ocenić mi zmiany. Paulie wydaje mi się troszkę przesadzony, natomiast Sam, szczególnie w początkowych godzinach gry, bezjajeczny. Generalnie jednak: jako fan gatunku w wersji filmowej, byłem w pełni kontent.

     

    Wizualnie jest cacy, co prawda grałem na PC, który, jak już pewnie z 10 razy tutaj wspominałem, nie grzeszy mocą, więc muszę iść na kompromisy, ale powiedzmy, że na średnich ustawieniach gra prezentuje się świetnie, szczególnie oświetlenie i efekty pogodowe. Natomiast w odniesieniu do oryginału, to po prostu przepaść i tu nie ma się nad czym specjalnie rozwodzić, bo to oczywiste.

     

    No także jestem bardzo zadowolony, dostałem to, czego oczekiwałem, czyli konkretną, niezbyt długą (obstawiam jakieś 12h), wciągającą przygodę w klimatach "złotej ery" gangsterki w USA. To wszystko stanowi wartość tym bardziej, że w ostatnich latach w mainstreamie raczej brak zarówno "samochodowych open worldów", jak i w ogóle gier osadzonych w tych realiach.

     

     

    1.jpg

     

    2.jpg

     

    3.jpg

     

    4.jpg

    • Plusik 6
    • Dzięki 1
  12. Numer powoli kończę i poza wydarzeniami związanymi z jego premierą, to opisałbym go tak, że jest chyba najmocniej "nie gejmingowym" numerem od dawna, ze względy na artykuły, no właśnie, poza growe. Nie powiem, czytało się je ze względu na pióro autorów i raczej ciekawą tematykę całkiem dobrze, ale całościowo jest to dosyć osobliwe. Nad oprawą nie będę się już pastwił, tym bardziej, że powstał w tym celu nawet osobny temat na forum xD. Wyróżnię natomiast tekst o Grze Extreme, spoko napisany (pomijając boomerskie, wycięte momentami wrzutki xD) i przede wszystkim interesujący ze względu na tło przedsięwzięcia, o którym sporo swego czasu się czytało, również na FPE, a które w rezultacie nie wypaliło i jak dobrze pamiętam, wówczas nie było to jakoś mocniej wyjaśniane. Udzielił mi się klimat czasów, kiedy człowiek potrafił się w coś wkręcić na maksa z czystej pasji, poświęcając swój czas "po godzinach", gdzie jedyną zapłatą była satysfakcja.

    Fajnie czytało się też kontynuację "wątku" Powrotu Do Przyszłości, raz, że uwielbiam trylogię, dwa, że tekst nie skupiał się stricte na automatach i pinballach.

    Małe wyróżnienie za art o Zodiaku, uzmysłowił mi, że mimo seansu filmu Finchera parę lat wstecz, w zasadzie nic nie pamiętałem na temat tych wydarzeń i zachęcił do powtórki.

     

    Nagroda "odklejenia miesiąca" przypada Marcellusowi, ale z góry mówię, że tak jak w przypadku Zooltara, wolę czytać nawet najbardziej kuriozalne poglądy, niż pozbawiać kogoś rubryki, bo drażni nimi ludzi, no także niech to sobie trwa, zawsze to jakiś koloryt. Oczywiście niech to działa w "obie" strony.

     

     

    W dniu 21.11.2022 o 16:21, Piechota napisał:

    tymczasem spoilery - te, na które się zdecydowałem w recenzji, są moim zdaniem potrzebne (bo nie są tak naprawdę spoilerami). Bardzo nie lubię tego we współczesnej branży, że spoiler koniecznie jest ZŁY. Trzymalem się podpisanego embargo, możecie być spokojni :) 

     

    Jasne, że spoiler spoilerowi nierówny, bo zdradzenie zakończenia, kilku plot twistów czy informacja o pojawieniu się bohaterów, których obecność miała być niespodzianką (pozdro HIV) to co innego, niż nakreślenie punktu wyjścia historii, która będzie trwać kilkadziesiąt godzin. Dlatego też post ten piszę bardziej dla "sportu", nie jako wielce poszkodowany, który już ze względu na zepsucie prologu, nie sięgnie po Ragnarok xD.

     

    Generalnie cały motyw spoilerów to w dużej mierze kwestia osobistej "wrażliwości", dla mnie choćby info o tym, że

    Spoiler

    Thor wpada do nas z Odinem i proponują jakąś sztamę

    to już lekki bo lekki, ale jednak spoiler, abstrahuję od opisania zakończenia jedynki, bo "na chłopski rozum" jak ktoś nie grał w GoW 2018, to raczej nie powinien sięgać po reckę dwójki (z drugiej strony, czy w istocie tak powinno być? dla mnie recka to zawsze była bardziej opinia o danym tytule, niż opisanie jej elementów, stąd też nieraz wynikają kwasy w różnych tematach na forach czy grupach dyskusyjnych, no bo jeden gra od premiery i rzuca opisami kolejnych miejscówek, a drugi chce po prostu poczytać, czy gra spełniła oczekiwania, jak wygląda, ile trwa etc.) I z tego co obserwuję, jest sporo osób, które nawet nie oglądają trailerów najbardziej oczekiwanych tytułów. Wiadomo, można sobie na ten temat dyskutować czy nawet kpić, że to przesada i robienie z giereczek "serious business" (są obszary w necie, gdzie spoilery rzuca się bez mrugnięcia okiem, a oburzenie wyśmiewa), ale koniec końców jestem zdania, że złotym środkiem jest po prostu rzucić to wyświechtane hasło "wrażliwi na spoilery mogą ominąć ten akapit" i elo.

     

     

     

     

     

    • Plusik 1
  13. No jednak jest różnica między stroną z samym, zazwyczaj niezbyt atrakcyjnym artem, a stroną z treścią (gdzie można dyskutować, jak wielu czytelników dany dział interesuje, ja np. lubię Region Filmowy, na recki komiksów też zerknę z zaciekawieniem, mimo, że ich nie czytam, i akurat dla mnie te "niegrowe" działy stoją dużo wyżej w hierarchii, niż kilka recek na 1/3 strony)

     

    Z autorem tematu pozostaje mi się tylko zgodzić. Żeby było śmieszniej, uważam, że Romek zaczął słabo, później się mocno poprawiło, żeby od parunastu miesięcy znowu było momentami naprawdę źle. Nie mógłbym nie wspomnieć też o mojej ulubionej "wpadce" ostatnich lat, czyli wpychaniu do artykułów/recek grafik ni z gruchy ni z pietruchy, nie związanych stricte z tematem/opisywaną grą, albo związanych bardzo luźno.

     

    Grafiki na całą stronę, szczególnie te w niskiej rozdziałce, to też już klasyka. I nie chodzi mi teraz o jakąś rewolucję, gonienie trendów w projektowaniu strony wizualnej czy nawet zatrudnianie kogoś innego. Czasem wystarczy po prostu odpuścić i darować sobie coś, co wygląda źle.

  14. Jego działalność internetową znam gdzieś od roku-dwóch, czasem obejrzę streama i ostatnie, co bym na podstawie tej twórczości powiedział, to że ma jakieś skrajne jazdy xD. Jak widać trzeba do tego prowadzić twitterowe "śledztwo". Cóż, 90% tamtejszego towarzystwa ma odchylenie w drugą stronę, więc w sumie spoko odmiana i dodatkowa zaleta tego użytkownika.

     

    Bo przecież koleś odwołujący się bezpośrednio do komunizmu będący regularnie w topce wyświetleń twitcha to już normalna i godna pochwały postać.

  15. Nawiązując do wcześniejszych postów: odnośnie TEW 2 to zobaczę, generalnie po serię w ogóle bym pewnie nie sięgnął, gdyby nie mocno pozytywne opinie dotyczące dwójki, zaintrygował mnie art design itd, ale teraz to ja mam dość współpracy z panem Castellanosem (jeszcze w formule półotwartego świata, bleh).

     

    Dla detoksu sięgnąłem po interaktywny film na 2 godzinki pod tytułem Erica. I w tym przypadku rzeczywiście przypisanie do tego gatunku jest w pełni uzasadnione, bo to dosłownie film z występującymi co jakiś czas momentami "gameplay'u" typu "otwórz drzwi ruszając myszką w prawo" (całkiem fajnie wizualnie wplecione w realne sceny). Fabuła postępuje nieliniowo i nasze decyzje mają wpływ na jej rozwój, ale żeby w pełni to dostrzec, wypadałoby zaliczyć "grę" ze dwa razy (do czego zresztą w zakończeniu zachęcają twórcy), na co niestety nie mam za bardzo ochoty, chociażby z racji tego, że w żaden sposób nie możemy przyspieszyć akcji (co w sumie zrozumiałe), więc kolejne playthrough będzie trwało przynajmniej tyle samo, przy czym część scen na pewno się powtarza.

     

    Sama historia to mieszanka thrillera (tajemnicze morderstwa), horroru (okultyzm i te sprawy) i klimatów paranormalno-schizofrenicznych (nie do końca wiaodomo, co jest autentyczne, a co urojone). Nie porwała mnie jakoś specjalnie, ot w pewnym momencie poszło to nie do końca w moje klimaty, ale wciąga. Aktorsko jest nieźle, nie czuć tu, że to jakaś trzecia liga dorabiająca w "mniej poważnym" medium (choć twarzy i nazwisk nie kojarzę). W sumie polecam jeśli ktoś ma ochotę na taką zabawę.

  16. Backlog to dla mnie przede wszystkim forma odnotowania interesujących mnie tytułów, w które niemal na pewno prędzej czy później zagram, a to, kiedy to będzie, zależy od różnych czynników, w tym nastroju, dostępnego czasu etc. Nie wiem, po co dorabiać do tego głębszą teorię czy implikować, że to jakieś gonienie króliczka, nie dające miejsca na faktyczną radość z grania. Nie gram tylko w nowości (wręcz przeciwnie), nie kupuję ich też "na zapas" więc siłą rzeczy czytając recki/oglądając jakieś materiały retro jeśli coś mnie zainteresuje, to sobie zwyczajnie wpisuję na listę, bo nie da się wszystkiego zapamiętać. Co więcej, jak kończę gierkę i sięgam po następną, to taka lista fajnie podpowiada, po co sięgnąć. Ot, zaliczyłem jakieś duże AAA, mam ochotę na coś krótszego i lżejszego, poskakałbym se jakimś futrzakiem po platformach, więc robię szybki rzut oka na listę i cyk, w sumie to może odpalę sobie zaległego Sly'a? To oczywiście przykład, bo równie dobrze mogę sięgnąć po coś spontanicznie, zobaczyłem gdzieś gameplay i za chwilę gierka się ściąga.

     

    Oczywiście tworzenie listy idącej w setki pozycji, której fizycznie nie da się wyczyścić, bo po prostu życia nie starczy (a przecież wskakiwać będą kolejne tytuły), to już bezsens wynikający z braku umiejętności sensownej selekcji. Oczywiste, że nie zagram we wszystko, co wg jakiegoś mitycznego wyznacznika "warto sprawdzić", oczywiste też, że nie wszystko, co "warto" sprawdzić, akurat DLA MNIE warto, więc nie wrzucam do backlogu przykładowo jakichś nowych jrpgów, wyścigów, choćby do byli pretendencie do GOTG. Bo niektórzy to chyba mają taką tendencje, że dopisują coś, bo "na forumku polecają", nawet jeśli z gatunkiem im w ogóle nie po drodze.

    • Plusik 3
  17. Ja to mam przede wszystkim taki zarzut, że trochę sporo w niej spoilerów (szczególnie z punktu widzenia kogoś, kto ogranicza do maksimum materiały dotyczące gier, w które zamierza zagrać), i to w sumie bez ostrzeżenia.

     

    Druga sprawa to niestety stające się już standardem w PE walnięcie do recki arta z innej gry (w tym przypadku GoW z 2018), weźcie ogarnijcie tam grafika bo to serio nie przystoi, pachnie klimatem pism typu Play czy Click we wczesnych latach 2000.

     

    A sama recka jak najbardziej na dobrym poziomie, ocena mnie nie rusza, ba, spodziewam się, że pewnie wystawię podobną, bo prequel też oceniłem na mocne 8. Słusznie, że w zalewie "dziesiątek" i tytułów GOTY, udziela się głosu komuś, kto podchodzi do tego z trochę większym dystansem. Nie widzę za bardzo powodu do "kontrowersji", na tym etapie życia PE chyba większość czytelników wczytuje się w treść recki, ba, kojarzy konkretnych autorów i ich podejście do gejmingu, a nie rzuca okiem na cyferkę (może się mylę?), więc dla mnie nie ma w ogóle problemu z tym, że jeden zgred ocenę zawyży (casus TLoU), drugi może oceni gierkę bardziej "surowo", niż by się tego spodziewał nahajpowany ogół graczy (GoW: R?). Zresztą tak po ludzku zazwyczaj bardziej ciekawią mnie te mniej standardowe głosy w dyskusji.

    • Plusik 4
    • beka z typa 2
  18. The Evil Within

     

    Oj nie pykło. Wymęczyła mnie ta gra strasznie, mentalnie i wręcz fizycznie. Abstrahuję tu od samego "horroru", bo to akurat na mnie nie działa, zresztą w tym przypadku opiera się głównie na typowym gore, którego zwyczajnie nie lubię. Licznik na koniec pokazał ok. 15h, a czułem się, jakbym grał ze 30 (inna sprawa, że powtórki chyba się nie wliczają do czasu). Zdecydowanie gra jest o parę godzin za długa.

     

    Nie jest to oczywiście crap, ale zbyt dużo rzeczy jest tu zjebanych, żebym mógł powiedzieć, że dobrze się bawiłem. Sterowanie z lagiem, mało intuicyjne. Poruszanie się ociężałe, drewniane i mało precyzyjne. Kamera skutecznie przeszkadza, na dodatek jest jakoś dziwnie, niewygodnie ustawiona, za blisko postaci. To wszystko nie miałoby aż tak dużego znaczenia w lajtowym samograju, ale TEW na domyślnym poziomie trudności jest naprawdę trudny i wymagający, więc frustracja, kiedy w ferworze walki nasz bohater nie zrobił tego, co chcieliśmy i kolejny raz giniemy, sięga momentami zenitu. Do tego słabiutka fabuła i totalnie nijakie postacie. Ok, taka konwencja, ale jakoś w innych przypadkach mimo konwencji całość potrafi mieć swój urok (Residenty chociażby), a tutaj zupełnie nie działa.

     

    Wspomniany wcześniej oziom trudności to niestety nie zaleta. Nie uległem i do końca go nie obniżyłem, mimo bycia naprawdę mocno wkurwionym w niektórych fragmentach, ale serio, wbrew trendom w gejmingu, tutejszy normal to jak hard w typowej grze AAA. Niestety, to jest trudność typu "jest ciemno jak w dupie, wszystko dookoła niewyraźne, idziesz spokojnie i wpierdalasz się prosto na wybuchową pułapkę" albo "masz tu bydlaka, który ma cię na jednego hita i ucz się go metodą prób i błędów". Ciągle brakuje ammo i apteczek, sprint wyczerpuje staminę, operowanie broniami jest ślamazarne, a trafić dokładnie też nie jest łatwo. Przeciwnicy, pozornie mało ruchliwe i tępe "zombie", potrafią mocno zaleźć za skórę, szczególnie w grupie, a ich wytrzymałość jest lekko przesadzona. Do tego wisienka na torcie, czyli rzadkie i niefortunnie porozstawiane checkpointy no i mamy komplet spierdolenia.

     

    Gunplay i ogólnie pomysł na zabawę ma mocno odczuwalny vibe RE4 (w końcu to Mikami), ale, no właśnie, wszystko jest tu gorsze i mniej przyjemne, jakby jakieś świeżaki próbowały nieudolnie skopiować lepszy tytuł lepszego developera, albo jakby to była jakaś niedopieszczona beta. Ale odkładając na bok negatywne emocje, przyznam, że rozwalanie "mutantów" zapewnia jakaś frajdę, czuć moc strzałów, jest "mięsiście". Miejscówki są zaprojektowane tak, żeby zapewnić nam możliwość kombinowania na różne sposoby, począwszy od skradania (rzucanie butelką w celu odwrócenia uwagi, stealth kille, ale wszystko jakieś takie niedorobione), przez korzystanie z elementów otoczenia (wysadzanie wybuchowej pułapki, łatwopalne beczki) czy w końcu otwarta wymiana ognia (generalnie i tak chyba najskuteczniejsza). Wybierając ostatnią opcję też lepiej nie lecieć na hurra, tylko wdrożyć minimum taktyki i np. strzelać w nogi, a leżącego bydlaka podpalić (zapałki trzeba odnajdywać po drodze), zamiast pakować w niego pół magazynku. Poza tym mamy eksplorację i zbieractwo, bieda crafting i poszerzanie umiejętności naszego bohatera (baaardzo powolnie to idzie, nie wiem, czy na koniec gry rozwinąłem choćby połowę dostępnych perków, ilość "expa", jaki trzeba włożyć choćby w przyspieszone o ćwierć sekundy przeładowanie jednej broni, jest ogromna).

     

    Technicznie The Evil Within to bubel, a i tak obecnie już popatchowany (tuż po premierze grało się z obowiązkowymi czarnymi pasami na górze i dole ekranu xD). Framerate woła o pomstę do nieba, co jest tym bardziej dziwne, że gra jest typowym cross-genem i nie przesadzę mówiąc, że wygląda jak wzięta prosto z PS3 (nawet rozdziałka to chyba nie pełne HD). Odradzano mi wersję na PS3, ale z ciekawości sobie ją odpaliłem (niestety gra ma ultra przeciągnięty, zamulasty prolog i nie chciało mi się dłużej ciągnąć tego eksperymentu) i w sumie na TV CRT wyglądało to znośnie, tyle, że (abstrahując od ekranu 4:3 xD) wersja na chlebak nie umożliwia wyłączenia letterboxa. No ale to taka dygresja . Swoją drogą, gra wywaliła mnie do dasha kilka razy przez te paręnaście godzin, z czego ostatni raz, na miłe pożegnanie, w trakcie podziwiania końcowych scenek po zajebaniu ostatniego bossa xD.

     

    Także no gra mnie zawiodła i po dwójkę raczej nie sięgnę. Poza w miarę satysfakcjonującym strzelaniem i momentami udzielającym się, ciężkim klimatem, ciężko mi wymienić jakieś jej zalety.

     

     

    TEW2.jpg

     

    • Plusik 4
    • Smutny 1
  19. 23 godziny temu, Elitesse napisał:

     

    Jest jakieś miejsce w sieci, gdzie da się to sprawdzić? W sensie które porty gier i na jaką platformę są skopane.

    Kupiłem w ciemno kolekcję SH czego bardzo żałuję. Dopiero po fakcie dowiedziałem się, że już lepiej było próbować SH emulować na pc...

     

    Nie znam takowego, raczej szedłbym po prostu w kierunku googlowania hasła typu "is Evil Within PS3 port worth playing". Takie dyskusje lubią być na reddicie chociażby.

    • Plusik 1
  20. Slim jest spoko, ale od pewnego modelu wywalili małe elementy "wykończenia" typu podświetlane przyciski power/eject, niby nic, a jednak całościowy efekt wizualny już gorszy.

     

    Co do wyboru platformy, to myślę, że temat nie byłby tak KONTROWERSYJNY gdyby nie to, jak marne technicznie były najczęściej porty na PS3. Rozdziałka to jedno (miłego podziwiania ~720p na dużym TV 4K), ale ten framerate....

    Ja też co do zasady wolę konsolę, ten mityczny klimat i bądź co bądź większą wygodę, ale czasami wybór niedomagającego sprzętu mając alternatywę to już lekki masochizm. I sam bywam tego ofiarą, np. teraz gram w The Evil Within na PS4, z pełną premedytacją wybierając gorszy port, ale widząc, jak to działa, momentami żałuję swojej decyzji. A początkowo miałem grać właśnie na PS3 xD (co odradzano mi, i słusznie, nawet tutaj).

     

  21. Porzuciłem Incredible Crisis na PSX. W okolicach premiery mocno mnie ten tytuł zaciekawił, ale jakoś nigdy nie miałem okazji zagrać, to niedawno postanowiłem sobie go nadrobić. No i cóż, konstrukcja gameplay'u sprawia, że raczej nie podołam. O co konkretnie chodzi? Cała zabawa to następujące po sobie mini gierki na parę minut, opierające się głównie na mashowaniu przycisków lub innych zręcznościowo/refleksowych sprawach. No i sęk w tym, że save robimy co 2-3 etapy, a "żyć" mamy ograniczoną liczbę, więc jeśli trafimy na wyjątkowo irytujący poziom, wpadamy w pętlę powtarzania poprzednich leveli, żeby dojść do tego, na którym znowu możemy się wyłożyć. Co więcej, każda nowa mini gierka rzuca nas do "zabawy" z mocno lakoniczną instrukcją, co mamy właściwie robić, więc najczęściej pierwsza próba z automatu jest nieudana (a naszym wrogiem dodatkowo jest czas i spadające przy błędach "hp"). Za stary jestem na takie tracenie czasu.

     

    Cóż, IC to i tak mocno japońska, dziwaczna ciekawostka na ~2 godziny, więc nie jest to wielka strata, no ale trochę szkoda, że z takiego powodu.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...