Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 159
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez kotlet_schabowy

  1. Call of Duty: Modern Warfare 2019

     

    Oczywiście kampania w singlu, multi nawet nie ruszam. No naczytał się człowiek o tym, jaka to świetna przygoda, że powrót do formy i korzeni MW (ostatnia część, w jaką grałem, to BO2 na raty, ale jak widziałem zapowiedzi kolejnych, coraz bardziej odklejonych i "kosmicznych" edycji serii, to podziękowałem za współpracę) i chyba oczekiwania zbyt urosły. Oczywiście, kampania jest bardzo dobra, ma mocne momenty, w miarę sensowną i przyziemną, jak na kilka ostatnich części CoDa, fabułę, ale szczęka mi ani razu nie opadła. Wiem, to nie miało być epickie rozwalanie miast i desanty całych armii z atomówkami w tle i doceniam również tę bardziej kameralną atmosferę, no ale nadal.

     

    Chyba największy zarzut mam o to, że z pół gry (trwającej może z 5-6h) latamy po generycznych "pustynno-skalistych" terenach jakiejś fikcyjnej republiki (mniej lub bardziej subtelnie nawiązującej do Syrii i obecności tam rusków, choć wyczuwałem też "vibe" Kaukazu). Kiedy zmieniamy miejscówki, robi się ciekawiej. Klasycznie dla serii, jest tu sporo skryptowanych akcji, wrogowie atakują falami w nieskończoność, aż ich oflankujemy, co chwila skaczemy po lokacjach i postaciach i co chwila dostajemy jakieś urozmaicenie gameplay'owo/narracyjne, typu sterowanie dronem (fajowe), skradanie się jako pozornie bezbronny więzień czy zabawę nowymi gadżetami (laserowe namierzanie celu i zrzucanie kacapom rakiet na łby: jest fun), a takich różnorodnych akcji jest tutaj multum, co jak na tak krótką narrację jest samo w sobie osiągnięciem. Ciągle coś się dzieje, no i w tym tkwi główna siła tej gry i chyba serii w ogóle. Nie sposób się nudzić, a samo strzelanie (broni jest tutaj multum, standardowo możemy niestety nosić tylko dwie na raz) niezmiennie cieszy.

    Grałem na PS4 i na pochwałę zasługuje oprawa graficzna: jest świetnie, szczegółowo, wrażenie robią efekty świetlne, rozwałka otoczenia i oczywiście wykonanie arsenału. Moment, kiedy skradamy się po domu z włączoną noktowizją (swoją drogą jedna z lepszych misji w grze, rewelka) zahacza momentami o uncanny valley. Oczywiście efekt nie byłby tak dobry, gdyby nie płynna animacja. Jasne, są braki, szczególnie na podstawowej wersji sprzętu, ale ja byłem bardzo kontent.

     

    Osobny akapit dla moim zdaniem skandalicznej i absurdalnej kwestii instalacji gry i wymogów, które trzeba spełnić, żeby w ogóle odpalić singla. W skrócie:

     

    a) nie zagracie w singla bez stałego połączenia z netem

    b) nie zagracie w singla bez ściągnięcia aktualizacji i patchy

    c) nie zagracie w singla bez założenia jakiegoś obesranego konta Activision

    c) nie zagracie w singla bez zainstalowania rzeczy, które w ogóle do singla nie są potrzebne

     

    W sumie musiałem zwolnić ponad 200 GIGABAJTÓW na dysku. Łącze mam szybkie, więc z samym ściąganiem nie było wielkiego problemu, pomijając to, że cały czas potrzebne było coś nowego i jak jedno zainstalowałem, to okazywało się nagle, że trzeba jeszcze czegoś. Na dodatek temat nie jest w ogóle jasno przedstawiony (czy to na pudełku, bo o instrukcji można zapomnieć, czy gdzieś po odpaleniu gry) i nie dziwię się, że co bardziej niezorientowane Janusze mogą uznać, że z grą jest coś nie tak. Tra-ge-dia. Nie spotkałem się z czymś takim nigdy i czuję, że chyba się już nie spotkam, w każdym razie mela na ryj wydawcy/devom za takie zagrywki. Jest to podwójnie irytujące biorąc pod uwagę fakt, jak krótka jest sama gra. Śmiało można powiedzieć, że przy słabszym łączu czystego grania jest mniej, niż pobierania danych i instalek.

     

    No ale poza tym niesmacznym motywem, zabawa była niezła. Tyle, że z podejściem, że chcę tylko zaliczyć kampanię, to cena jest mocno nieadekwatna (nówki ponad stówkę, używki niewiele mniej, dochodzi tu kwestia, że gierka nie jest spiracona nawet na PC, więc no nie przeskoczysz).

    • Plusik 3
    • Lubię! 1
  2. No gameplay jest świetny (choć mało odkrywczy i kiedy kończy się "plansza z przeciwnikami", to wracamy do klasycznego, niezmiennego z grubsza od 2013 roku zwiedzania miejscówek, lootowania i słuchania, co nam powie towarzysz/co pomyśli na głos bohater, co przy prawie 40 godzinach potrzebnych na zaliczenie gry w pewnym momencie już po prostu męczy). Technicznie cymes. Fabuła: wiadomo.

     

    Sęk w tym, że TLoU zgarniał te wszystkie nagrody i wywoływał zachwyty raczej nie dlatego, że zajebiście craftowało się broń z nożyczek i taśmy klejącej i niesamowicie strzelało z shotguna w klikaczy, ale głównie dlatego, że przedstawił ciekawą, poruszającą historię i tą mityczną RELACJĘ między bohaterami z krwi i kości. Bohaterami, których można polubić i wczuć się w ich rolę (i tak, jak ze wspominanymi filmami klasy B, jeśli ten aspekt jest na poziomie, to można wybaczyć inne wtopy, dziury czy sam fakt, że scenariusz w gruncie rzeczy jest bardzo prosty i mało innowacyjny).

    Więc oczekiwania od TloU2 były "ma się grać super i ma wyglądać super, ale też historia i postacie mają być tip top". A że w tym aspekcie zawód dla wielu graczy był tak duży, to rzutuje to na ich ogólną ocenę gry bardziej, niż słaba fabuła w kolejnej platformówce czy FPSie.

  3. Obejrzałem Obi-Wana no i cóż, oczekiwań zbytnich nie miałem (choć z racji tematyki i obecności znanego duetu na pewno większe, niż w stosunku do jakichś noname'ów w rodzaju Andora), a i tak się zawiodłem. Poniżej spoilery.

     

    Tak jak już tutaj pisano, serial generalnie nie pokazuje nic specjalnie ciekawego z punktu widzenia całej sagi. Jasne, spotkanie z Vaderem (drugie, bo pierwsze to żenada totalna) wywołało jakieś tam emocje (choć karny kutas za totalnie nijaką, szaroburą miejscówkę wybraną na starcie, ogólnie wizualnie serial prezentuje się strasznie mdło), ale poza tym dużo tu zmarnowanego potencjału. Leia jest irytująca, ma 10 lat, wygląda na 6, pyskuje jak nastolatka, a intelektem przerasta niektórych dorosłych xD. Ta inkwizytorka to kolejny niewypał, aktorsko słabizna, prezencja zupełnie nie pasująca do postaci, no ale tak się kończy robienie castingu pod klucz ideologiczny a nie talent. Poza tym standardowo dla seriali z uniwersum SW, drugi plan i wszelkiego rodzaju nowe postacie poboczne są absolutnie nijakie i bezjajeczne. Całość jest pełna scenariuszowych głupot i absurdów a efekt końcowy to bezpieczny i nijaki produkt stworzony zdecydowanie dla młodych widzów. Mimo wszystko props za momenty z Vaderem, ogólnie miło zobaczyć wracającego do roli Christensena (zdecydowanie najlepszy moment całego serialu to wymiana zdań po przegranym przez niego pojedynku, prosta zagrywka z uszkodzeniem maski i zbroi i idącym za tym efektem w wyglądzie i brzmieniu, a zrobiła robotę).

     

    Jak na razie Mando>wszystko. Ale generalnie jakoś nie do końca trafia do mnie modna teraz formuła serialu (i to takiego 6x~20 minut).

  4. Nie no piątka jest na tyle oderwana od najlepszych części serii, że spokojnie można grać bez znajomości prequeli. W sumie bezpośrednio i najmocniej kontynuowane są wątki z Peace Walkera, którego i tak z czystym sumieniem ciężko polecić, więc graj śmiało. Tylko nie wyrabiaj sobie zdania o całej sadze na tej podstawie xD

     

    Ale w sumie jak spodobało Ci się DS, to duża szansa, że PP też przypadnie do gustu.

    • Dzięki 1
  5. Nie no ja się Maverickiem w kinie jarałem i oceniłem po seansie bardzo pozytywnie, co nie zmienia faktu, że gdybym to oglądał w domu to raczej by mnie nie porwał i zapomniałbym o filmie na drugi/trzeci dzień. Taki trochę casus Grawitacji, której to właśnie nie widziałem na dużym ekranie.

     

    Oczywiście tutaj większość ma ogromnego OLEDa i potężne nagłośnienie, więc pewnie kontrast w stosunku do multipleksu nie jest aż tak uderzający, no ale to nadal nie jest kino.

    • Plusik 1
  6. Polskie cebulaki to ściągają/przywożą takie skarby kupione po parę funciaków (niestety, zazwyczaj w gorszym stanie niż na powyższych fotkach) i potem wrzucają na aukcje za ceny z kosmosu (z wielkim dopiskiem UNIKAT!).

     

    Ostatnio szukałem Tekkena 3, na polskich portalach ceny typu 200-250 zł za jakieś wybrakowane wersje w podejrzanym stanie albo za platynę.  Ebay z UK 15-20 funtów za kompletną premierówkę i to pewnie jeszcze całkiem zadbana.

  7. 4 godziny temu, Pupcio napisał:

    Jakie c0rwa komunikowanie i metodyczne pochodzenie do miejscówek? xD

    Robicie jakieś fikoły próbując zrobić z średniaka jakiegoś wybrańca zamiast powiedzieć wprost tak to średniak ale bardzo przyjemny i warto go  sprawdzić 

    A ty shen napiszesz czemu niby Days gone to taki klejnot generacji czy tylko minusiki z partyzanta?  :) każdy element tej gry poza jazdą na motorze to średnia półka a z hord pieknie zrobili zagrajmerów w chuya bo takie prawdziwe to są może 3 :reggie:

     

    No ale czemu ktoś ma pisać, że to "przyjemny średniak", skoro to indywidualna ocena i dla mnie gra jest zdecydowanie powyżej średniej xD? Jako całokształt działa i nie bardzo widzę powód, żeby odnosić się za wszelką cenę do jakichś rzekomych, "obiektywnych" prawd i obniżać własną ocenę poprzez odniesienia poszczególnych elementów do innych gier.

    Idąc tym tropem można by o Uncharted, napisać, że to fajna gierka, ale strzelanie jest lepsze w Gearsach, fabuła w Personie, reżyseria scenek w MGSV, a skakanie w Tomb Raiderze, więc no sorry, średniak. Nie chodzi o to, żeby udawać, że to gry przełomowe czy jakoś bardzo wyjątkowe, bo w sumie wszystko powyższe to prawda, ale odpowiednie połączenie tych elementów dało w wyniku SYNERGII pewną satysfakcjonującą całość.

    • Plusik 2
  8. W dniu 4.09.2022 o 09:06, Nemesis napisał:

    Abby bardziej odstraszyła ludzi aparycją, a nie napisaną wokół tej postaci opowieścią. Cała drama. Wystarczy wziąć poprawkę. Trochę syndrom przerośniętego Chrisa z RE5. A tam grało się bardzo dobrze, tak samo tutaj. 

     

    No nie, mnie zawiodła strona scenariuszowa, charakter i tło postaci, a nie żadna aparycja (choć jedno łączy się w pewnym sensie z drugim, bo jej wygląd nie jest w żaden, ale to żaden sposób znaczący dla budowania jej jako bohaterki tej historii, ot jest sobie przypakowany babochłop i już, czemu w ogóle zwracacie na to uwagę jako na coś nienaturalnego, bigoci?).

     

    Grałem w TLoU 2 jakieś 2 lata temu i w sumie abstrahując od jej wyglądu, nie jestem w stanie powiedzieć nic o Abby, poza tym, że jest mściwa i wredna. Choć to w sumie i tak sporo. W słynnej już recenzji Star Wars: E1 Mr. Plinketta jest takie "ćwiczenie": spróbuj opisać bohatera, nie odnosząc się do jego wyglądu/funkcji. No i meritum jest takie, że w starej trylogii możesz to zrobić bez problemu, a E1 ciężko cokolwiek sensownego powiedzieć o takiej Padme, młodym Anakinie, Qui Gonnie itd. (czy się z tym zgadzam, to inna sprawa). Tutaj jest analogicznie. Opisz, jaką osobą jest Abby. Albo Lev xD. Albo Yara (autentycznie musiałem googlować te imiona). Z drugiej strony bierzemy TLoU1 i takiego Billa czy nawet Henry'ego i Sama. Spadek poziomu jest nie do zignorowania i ciągłe chwytanie się przez apologetów motywu "gracze nie tolerują lgbt i tyle" jest od dawna delikatnie mówiąc strzałem kulą w płot.

     

    • Plusik 3
  9. Bez przyspieszonej "regeneracji" postawy na bloku to bym chyba nie skończył tej gry xD. Dlatego też dziwi mnie jak czasem wpadam na twitcha popatrzeć, jak się tam męczą z Sekiro i niektórzy w ogóle nie korzystają/nie znają tego patentu.

     

    No ale z drugiej strony ja skończyłem gierkę nie używając chyba ani razu petard ani toporka, więc różnie bywa.

  10. Tak na świeżo po seansie, bez wczytywania się w poprzednie posty:

     

    dobra robota i przede wszystkim szacun dla twórcy za poświęcony czas, energię i, jak mniemam, niemałe koszty, tym bardziej, że wbrew pierwotnym deklaracjom (obracanym teraz w żart z brodą, ale przecież początkowo całkiem serio) skończyło się na pełnym metrażu i to za darmoszkę. Inna sprawa, że gdybym teoretycznie zapłacił za dostęp/fizyczne wydanie "w ciemno", to po seansie chyba bym tego trochę żałował. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.

     

    Merytorycznie jest spoko, ale w czasie seansu często miałem wrażenie, że to "filmowa adaptacja numeru 300". Dużo anegdotek czy nawet konkretnych kwestii się powtarza i doskonale rozumiem, że nie da się tego uniknąć, opowiadając (kolejny zresztą raz) pewne historie związane z PE. No ale z racji świeżości numeru jubileuszowego dało się to mocniej odczuć i osobiście nie dowiedziałem się za wiele nowego, tudzież nie zobaczyłem za wiele nieznanych materiałów (pojawiały się tu raczej jako przebitki, np. scenki z prywatnych nagrań EP czy wyjazdów na targi). Biorę jednak pod uwagę, że film nie trafia tylko (choć przede wszystkim) do wyjadaczy siedzących cały czas w temacie.

     

    Niestety poważniejszy zarzut mam do warstwy, nazwijmy to, technicznej, a raczej montażu. Tym bardziej, że autor nieraz podkreślał swoje zawodowe doświadczenie w temacie. Przede wszystkim niewypałem jest wplatanie oderwanych całkowicie od treści (w tym przypadku: wypowiedzi zgredów) urywków jakichś reklam, gameplay'ów, prezentacji etc. Moment, w którym np. Rozbo rozwodzi się nad realiami pracy dziennikarza, a my "podziwiamy" reklamę Xboxa (notabene w marnej jakości), albo Dziadu mówi o "Śmietniku", a na ekranie leci reklama pierwszego MGSa: WTF xD. A było tego więcej, dużo więcej. Serio, widz wytrzymałby oglądanie przez minutę-dwie zwykłych "gadających głów", w ostateczności przebijanych jakimiś zdjęciami z dawnych lat (materiałów ponoć było multum). Tu już nie chodzi tylko o wrażenia estetyczne, taka zagrywka jest zwyczajnie rozpraszająca uwagę.

    A tak już trochę bardziej się czepiając: momentami, szczególnie podczas wizyt w jakichś mniejszych pomieszczeniach u redaktorów, fonia mocno niedomaga (pogłos).

     

    No także sorry, ale tradycyjnie musiałem dolać trochę dziegciu. Mimo wszystko obejrzałem całość z uwagą i uśmiechem, a szczególnie sympatycznie wypadły oczywiście wszystkie fragmenty interakcji starej ekipy, ze Ścierą na czele. Widać, że między nimi do dziś jest ta słynna "chemia" (i nie wiem, czy to tylko tak niefartownie wyszło w tym konkretnie momencie, ale mocno widać ten kontrast w jednej scenie, gdy Alien opowiada z zaangażowaniem i śmiechem jakąś anegdotkę, obok komentują i śmieszkują Myszaq z Kalim, a Butcher siedzi z boku prawie że naburmuszony xD). Ciekawie było też zobaczyć pewne historyczne dla magazynu miejscówki. Generalnie: spoko, choć z lekkim niedosytem (dużo nieobecnych, i tak szczerze mówiąc jak czytam wyjaśnienia typu "raz był chory, później miał remont, a w końcu zabrakło czasu" to się lekko uśmiecham pod nosem, bo okazja nie byle jaka, a w XXI wieku przy takim dostępie do cudów techniki nie dograć się choćby na chwilkę, zdalnie, do filmu powstającego od lutego i tłumaczyć to brakiem czasu, to już pachnie wymówką) . Ale na wersję rozszerzoną raczej chętny nie będę.

    • Plusik 3
  11. Filmweb: przycisk "chcę zagrać". I potem masz listę na profilu.

     

    Rzuciłem właśnie okiem u siebie i widnieje tam 48 pozycji, z czego myślę, że może połowa to takie faktycznie must play. Przy czym do mojego backloga potrafi wskoczyć coś zupełnie z dupy, na podstawie impulsu typu artykuł w dziale retro w PE, i cyk, jakaś gierka z PSXa wlatuje na listę. Bo nowych/świeżo zapowiedzianych rzeczy to już tam jest naprawdę niewiele.

  12. Jako że przeczytałem całość, to parę słów odnośnie samej "merytoryki".

     

    Pierwsze wrażenie to było "wow". Uwielbiam szaraka, V generacja to moje ukochane czasy w gejmingu, a lata pre-Extrimowe (a bardziej po prostu czasy sprzed posiadania przeze mnie wspomnianej konsoli) mają w sobie coś tym bardziej magicznego. Szata graficzna kreowana na wczesne numery PE idealnie łechtała nostalgiczną część duszy, a że lubię ulec takim zagrywkom, to zostałem kupiony. Zwyczajnie dobrze czytało się teksty o nawet niezbyt interesujących mnie tytułach (bo w sumie co mnie dzisiaj obchodzi Disruptor czy pierwszy Ridge Racer). Ktoś w tym wątku już o tym wspomniał, mianowicie oldschoolowa oprawa pisma sprawiła, że paradoksalnie teksty nabrały jakby większej "przejrzystości" (ot, większa czcionka, mniej samego tekstu). No także sama idea i wykonanie na plus i obcowanie z numerem 0 było osobliwym i przyjemnym przeżyciem, czego dowodem jest to, że przeczytałem dosłownie każdy tekst.

     

    Jednak pochłaniając magazyn nie mogłem nie dostrzec (prędzej lub później) pewnych mankamentów. Po pierwsze, problem, który dotyczy również "głównych wydań" PE i o którym nieraz (nie tylko zresztą ja) już tutaj pisałem, a teraz pewnie łatwo będzie można próbować go usprawiedliwiać "zamierzonym efektem": jakość materiałów graficznych i konsekwencja/sens ich użycia.

    Pierwsza kwestia jest dość oczywista: rozmazane lub brzydkie, nienajlepiej dobrane arty czy zdjęcia. O ile częściowo faktycznie można się zasłonić kreowaniem "oldskulowego klimatu", tak osobiście nie przypominam sobie, żeby w dawnych latach jakoś szczególnie często trafiały się jakieś rozpaćkane babole vide środek recenzji Soul Edge.

    Druga sprawa, to screeny z emulatora. Powiedzmy, że z oczywistych powodów można to wybaczyć, choć przy odrobinie zaangażowania osoby "łapiącej" fotki, można było uzyskać o wiele ciekawszy efekt, choćby odpalając na emulatorze odpowiednie filtry i chociażby scanlines (żaden wysiłek, kilka kliknięć).

    Trzecia sprawa, to już zwyczajne niedbalstwo/bałaganiarstwo/nieznajomość tematu i wrzucanie artów/screenów nie z tej części gry, co trzeba (ktoś wspominał o Suikodenie, od siebie dodam choćby Raymana z młodszej o kilkanaście lat serii Legends/Origins, czy Jill i Chrisa z RE Remake w recce pierwszego Residenta). Wrzutki związane z Dragon Ballem (który, owszem, był nadawany w Japonii w połowie lat 90, ale pierwsza emisja i boom w Polsce to rok 2000 i później) też są tu trochę na siłę. Czepialstwo? Nie powiedziałbym, w końcu to nie są aż tak trudne do uniknięcia błędy, a moim zdaniem (znowu nawiążę do tego, że podobne motywy obserwuję w "normalnym" PE regularnie od jakiegoś czasu) wynikają właśnie z niedokładności/wygody, a nie zaplanowanego efektu. Ale może się mylę.

     

    Jeśli chodzi o meritum programu, czyli recki, to powiem tak: na początku miałem lekki problem z brakiem zdecydowania, jaka to ma być ogólnie forma oceny gry: z dzisiejszej perspektywy, z perspektywy "udawania, że mamy 1997" czy jako luźne wrażenia i osobista ocena na podstawie przeżyć z tamtych lat. To ostatnie jest chyba najfajniejsze, choć rozumiem, że niekoniecznie możliwe do zastosowania w przypadku mniej popularnych gier (i określonej liczby redaktorów gotowych do pisania, notabene odniosłem wrażenie, że cały numer "ciągnie" dosłownie kilku autorów). No ale powiedzmy, że taki miszmasz też ma swój "urok". Inna sprawa, że nawrzucano tu tych gierek chyba trochę na wyrost (choć to też fajne nawiązanie do tego, jak dużo recenzji "dużych" tytułów potrafiło swego czasu pojawiać się co miesiąc w pismach o grach). Po prostu wolałbym więcej miejsca na inne teksty, no ale trudno.

     

    Przechodząc płynnie od powyższego: mam trochę niedosyt w temacie publicystyki/wspominek. Trochę czuć w tym dziale lekką przypadkowość i to, że materiały zbierano bez większego "klucza" od wielu miesięcy. A już szczególnym przypadkiem jest wywiad Dziatkiewicza z mitycznym Piotrkiem: nie wiem, o co tu chodziło i dlaczego w ogóle ten tekst pojawił się w tak wyjątkowym numerze PE, choć skłamałbym mówiąc, że czytałem to ze zgrzytem. No ale jednak trochę kuriozum bez większego kontekstu.

    Mimo wartości "sentymentalnej", można było sobie też darować/skrócić tipsy i kącik szperacza, ewentualnie ująć je w jakąś będącą nawiązaniem do tamtej tematyki, ale mogącą faktycznie zainteresować czytelnika formę (jaką? nie wiem, ja tu tylko narzekam na efekt).

     

    Plus dla Soqa za jego "Co Nowego? i udane nawiązanie do stylu pisania z tamtych lat, widać, że zadał sobie trochę trudu, żeby to odwzorować (a może poszło "z głowy"? tym bardziej props).

     

    No także trochę ponarzekałem, może dlatego, że efekt wspominkowo-jubileuszowego hype'u trochę opadł, a najwięcej splendoru doznał numer 300. Nie zmienia to faktu, że z całokształtu #0 jestem kontent i chętnie zobaczę kolejne tego typu skoki w bok, choć wolałbym, żeby nie nastąpił efekt przesytu.

    • Plusik 8
  13. Też niedawno obejrzałem Bezsenność (choć może powinienem napisać "powtórzyłem", bo na fb mam wystawioną ocenę, choć nic z niego nie pamiętam xD) no i na mnie zrobił średnie wrażenie. Intryga jest grubymi nićmi szyta i w kontekście psychologii bohaterów pewne zachowania są po prostu od czapy. DeNiro robi swoje, ale jego postać mnie zupełnie nie przekonała. Początek zwiastuje dobrą, klimatyczną intrygę w (bez)sennym klimacie, a po postrzeleniu wiadomokogo robi się już coraz bardziej naiwnie i sztampowo. Meh.

    • Plusik 1
  14. Fallout: New Vegas

     

    Tak grałem i grałem i z każdą godziną coraz mocniej mi przelatywała przez głowę myśl "skąd ten kult?". Jasne, główny wątek ciekawszy niż w trójce, opcji dialogowych i szeroko pojętego wpływu na kreowaną historię chyba więcej (piszę chyba, bo w F3 grałem jakieś 5 lat temu), ale poza tym? Pod względem technicznym i gameplay'owym (z kilkoma różnicami, które osobiście mi zwisają, typu chujowy crafting czy rozbudowa arsenału) to jest Fallout 3 i cały czas się czułem, jakbym grał w jakieś, ogromne bo ogromne, ale jednak DLC. Obiektów i tekstur przeniesionych z "prequela" jest tu na pęczki, ale najważniejsze jest to, że po prostu cały feeling gry jest niemal taki sam. Oczywiście ma to swoje plusy, jak i minusy.

     

    Trójkę oceniam na solidną ósemkę, gdzie największą wadą, poza bugami, archaizmami i prezencją (nawet biorąc pod uwagę, że to 2008 rok) była wkradająca się po -nastu godzinach monotonia i powtarzalność rozgrywki, a w efekcie zmęczenie materiału. A no i obesrane tunele, których tu nie ma i to chyba największa zmiana na plus (ale są inne miejsca na mapce drażniące swoją niewygodą). Ten cały Bethesdowy schemat z lootowaniem niekończącej się ilości śmieci, mnożącymi się co krok fedexowymi misjami pobocznymi, "labiryntami" etc. sprawia, że gracz, po początkowym zachwycie i zachłyśnięciu się wolnością i swobodą eksploracji, w pewnym momencie ma dość. New Vegas jest pod tym względem takie samo i kiedy po parunastu godzinach na pustyni wkroczyłem do miasta, w światek gildii rządzących tym rejonem, to poczułem się trochę oszołomiony nagłym namnożeniem kolejnych odgałęzień wątku, nowych frakcji i nowych zadań na liście. Koniec końców, fabuła i sporo pobocznych misji (choć mapki jeszcze całej nie odkryłem) zajęła mi ok 40 godzin i jak na rozbudowanego RPGa to jeszcze w miarę sensowny wynik, ale sporo tego czasu to niezbyt ekscytujące zajęcia, które odhacza się trochę z rozpędu, trochę z pogoni za expem/lootem, a trochę przez "natręctwa gracza". Jest kilka wątków i epizodów zasługujących na wyróżnienie, ot choćby "przygoda" z ex kanibalami, sęk w tym, że niektóre z nich można dosyć łatwo pominąć albo olać zniechęcając się przez tak prozaiczne powody, jak np. problem z nawigacją na ultra nieczytelnej mapie i wkurw wywołany krążeniem po kolejnym identycznie wyglądającym korytarzu budynku z dziesięcioma drzwiami po obu stronach.

     

    Faktem jest, że całokształt nadal ujmuje specyficzną atmosferą (niekiedy naprawdę gęstą), ciekawymi postaciami (na czele z Mr. Housem) i swobodą w rozwijaniu relacji z nimi. Nie jestem fanem motywu "masz tu kilka frakcji i wybieraj, z kim się trzymasz, ale uwaga, jak jedni cię lubią, to drudzy cię nie lubią", ale muszę przyznać, że system w New Vegas pozawala na osiągnięcie naprawdę ciekawych i różnorodnych rezultatów naszych poczynań, przede wszystkim w kontekście zakończenia. Mimo, że raczej mam tendencję przechodzić gierki w sposób, że tak powiem po Mass Effectowemu "idealistyczny", tak tutaj w pewnym momencie sobie pofolgowałem i nacieszyłem się możliwością bycia cynicznym i wbijającym nóż w plecy chujkiem

    Spoiler

    (najpierw "rozkochałem" w sobie BoS, uzyskałem trening umożliwiający noszenie Power Armor, żeby na koniec wysadzić ich w pizdu w powietrze zgodnie z planem pana z komputera xD)

     

    Generalnie miałem iść drogą NCR vs reszta świata plus maksymalnie przekabacone na moją stronę dzikusy z innych frakcji, ale w pewnym momencie zrobiłem sobie save "na zaś" i zaliczyłem "ścieżkę House'a", przy czym zakończenie było dosyć satysfakcjonujące. A do "ścieżki NCR" sobie jeszcze wrócę.

     

    Muzyka w radiu jak zwykle buduje klimacik, ale lista kawałków jest dosyć krótka jak na tak długą przygodę i szybko zaczynają się one powtarzać, więc po jakimś czasie poszło w odstawkę. Aha, standardowo w grze roi się od bugów, łącznie z takimi, które mogą mocno popsuć rozgrywkę i wymagają wczytania save'a (o ile został zrobiony w odpowiednim momencie). Problemy z fizyką, zacinający się w pomieszczeniu kompanii, crash do pulpitu, to niestety tutaj standard. Grałem oczywiście na PC i nie wyobrażam sobie, jaką męczarnią musi być "zabawa" na konsolach.

     

    No także ogólnie F3 i NV źle się zestarzały, choć nadal wciągają. Przez te 40h miałem sporo różnych przemyśleń, które mi do tej pory uleciały, ale sedno jest takie, że dużo tu drażniących mechanik i niestety są momenty nudy. Mimo wszystko ta seria "zasługuje" na nowocześniejszą technologię i dlatego też dużo lepiej grało mi się w czwórkę. Inna sprawa, że w takie molochy dobrze się gra w długich sesjach, na skupieniu i wciągnięciu w ten świat, najlepiej późnymi wieczorami, a ja sobie pykałem w dość krótkich sesyjkach przez pół wakacji, no ale trudno. Generalnie wrażenia pozytywne, ale kolejnej części w tym schemacie bym chyba nie zdzierżył.

    • Plusik 6
  15. 5 godzin temu, SlimShady napisał:

    Do TV HD lepszy będzie RGB, czy component?

     

    Wypowiadam się w kontekście PS2, ale myślę, że to dosyć uniwersalna dla tamtej generacji kwestia: najlepiej będzie nie grać na takim TV. Tylko CRT, najlepiej płaski (obowiązkowo przez kabel RGB). Jak w pomieszczeniu jest na tyle miejsca, to można się szarpnąć na panoramę, ale one z reguły były dosyć duże, a to już niezbyt korzystnie wpływa na jakość obrazu (w mojej ocenie wszystko powyżej 21 cali skutkuje już niezbyt wyraźnym obrazem w grach SD, no ale to też zależy od odległości gracza od ekranu). Po prostu wyżej pewnych rzeczy się nie przeskoczy, czysto technicznie.

     

    Jak już musisz, to component dla gier, które obsługują ten tryb (domyślnie w systemie PAL chyba niewiele, natomiast odpalając przez jakiś modyfikowany soft albo stosując specjalne "triki" to nawet na PALowskich grach można to wymusić), ale osobiście byłem rozczarowany efektem na 40 calowym TV FHD (więc mogę się tylko domyślać, co by było na większym, z większą natywną rozdziałką). Tyle, że w tych ultra rzadkich przypadkach, gdy gra na PS2 obsługuje wyższe rozdzielczości (nawet HD) można sobie taki tryb sprawdzić w ramach eksperymentu. Na Xboxie było tego chyba całkiem sporo.

    • Plusik 1
    • Dzięki 1
  16. Chyba większą bekę mam z tego panicznego usuwania (aka "cancelowania") materiałów na Kanale Sportowym, niż z samej działalności Burneiki (oczywiście rozumiem biznesowe i wizerunkowe aspekty tej sprawy, no ale w takim razie po kiego w ogóle zaczęli z nim "poważną" współpracę?) no bo w sumie czy po tym człowieku ktoś oczekiwał jakichś wysokich standardów? W sumie i tak dosyć jawnie (jak na to zakłamane "kulturystyczne" środowisko) gadał o różnych środkach w wywiadach. Wesoły pokemon to pooglądania "dla beki" (choć i z tym już dość słabo), ale kupowanie czegoś z jego sklepów czy chodzenie na jakieś kurwa Burneikowe stejki to już mocne iksde z klientów.

     

    Do tego wyjaśniacz patryk (wyjaśnianie pajaców samo w sobie na propsie, ale sam jest mocnym hipokrytą, opieram się na tym, co oglądałem po łebkach na jego kanale parę lat wstecz) i mamy kompletny zestaw internetowej afery.

  17. A ja się pobawię w adwokata diabła, mimo że (co może kojarzą niektórzy z moich postów) raczej jestem uczulony na wszelkiego rodzaju propagandę SJW w popkulturze i rzygam wciskanymi w mainstreamowym kinie kliszami "facet to świnia/szowinista/nieracjonalny agresor/ciamajda".  Moim zdaniem Prey ma po prostu gorzej napisane, płytsze postacie i chwyta się prostych tropów fabularnych, również "zaangażowanych społecznie" w dzisiejszym stylu. Ale nie robi to z niego z automatu jakiegoś mocno feministycznego wysrywu na poziomie chociażby Kapitan Marvel, gdzie było to po prostu nie do wytrzymania, a cierpiała na tym jakakolwiek głębia postaci. W Prey bardziej odczuwam te schematy jako wadę scenariusza, a nie jakąś specjalnie mocną agendę. Tak, sam fundament historii uderza w modną obecnie narrację, ale z drugiej strony patrząc, czy wątek zbuntowanej wobec narzuconej jej roli dziewczyny, usiłującej udowodnić swoją wartość "bigotom", to jakaś nowość w kinie rozrywkowym?

     

    Przez większość filmu Naru daje sobie radę (albo i nie) raczej ze względu na umiejętności "zbierackie" i tropicielskie, niż stricte waleczne (a o to zawsze chodziło w starych Predatorach). No dobra, ta przewaga w solówce z kolegą z plemienia to już naciągana była, no i sama końcowa walka, ale kurwa, to nadal tylko film akcji xD. A poza tym? Często jej coś nie wychodzi albo ratuje się fartem, ucieczką albo dzięki czyjej pomocy, więc nie ma tu motywu Mary Sue. Koniec końców

    Spoiler

    Predatora wzięła sposobem, a i tak już był mocno "podmęczony".

     

    Są tu "silne, pozytywne postacie męskie" (wiem, że dostrzeganie zalety w czymś, co powinno być normalności, brzmi śmiesznie, no ale rozmawiamy w kontekście nachalnej ponoć propagandy). Pomijam przerysowanych Francuzików, ale im to akurat dobrze tak xD Inaczej mówiąc, propaganda może być mocniejsza i słabsza, uważam, że w Prey jej poziom jest akurat zjadliwy i trudno mi się złościć na siłę tylko dlatego, że było parę mało subtelnych aluzji typu WOMAN STRONG. No chyba, że już się przyzwyczaiłem do walenia propagandą jak łopatą prosto w mordę i teraz odbieram jako zaletę lekkie spuszczenie z tonu xD

     

    Także no nie spodziewałbym się, że w tego typu dyskusji będę "bronił" twórców, ale po prostu film w mojej ocenie nie zasługuje na tak kategoryczne zaszufladkowanie i poniekąd przekreślenie. Widocznie jestem simpem.

    • Plusik 5
    • Dzięki 1
  18. Zaginięcie Ethana Cartera

     

    Gierkę miałem na celowniku w czasach, kiedy ją zapowiedziano/wydano (o ile pamiętam, najpierw tylko na PC), nie ukrywam, że pierwotnie głównie z dwóch względów: po pierwsze autorzy to polski zespół The Astronauts z Adrianem Chmielarzem, a po drugie, wrażenie robiła będąca jeszcze nowością (i wg opisów robiąca niesamowite wrażenie) technologia fotogrametrii. No i tu od razu mogę powiedzieć, że to ostatnie faktycznie zdało egzamin i mimo, że gierka ma ~8 lat na karku, to wygląda (na PS4, niestety tylko 30 klatek) rewelacyjnie. No, może uściślę: otoczenie, przyroda, wszelkiego rodzaju przedmioty i budynki wyglądają rewelacyjnie, bo już postacie ludzkie prezentują się mocno przeciętnie i pachną jeszcze późnym PS3. Z oczywistych względów obecnie pewne aspekty czysto techniczne już niedomagają i co bardziej wyczulonych mogą trochę mierzić (tu i ówdzie słabsza rozdzielczość tekstur), ale ogólne wrażenie, szczególnie gdy spacerujemy po lasku z przebijającymi się przez korony drzew promieniami światła, jest bardzo dobre.

     

    Poza tym mamy do czynienia z typowym do bólu walking simulatorem, bez większych (znanych chociażby z późniejszych reprezentantów tego gatunku) różnorodności czy jakichś mocniej wyróżniających grę elementów. Mamy śledztwo, szukamy zaginionego chłopaka, po drodze poznając historię jego skrzywionej rodzinki. "Zagadki" rozwiązujemy poprzez odtwarzanie w odpowiedniej kolejności wspomnień-wizji. Nie wchodząc w szczegóły: jest to czasem mocno upierdliwe i mimo krótkiego czasu gry (jakieś 3-4h) momentami czułem się zmęczony. Takie samograje z racji swojej mechaniki powinny być raczej relaksującymi, liniowymi tytułami. A tutaj rzucono nas na dosyć obszerne przestrzenie, dano wolną rękę (co można poczytywać jako zaletę, no ja w tym przypadku tak tego nie odebrałem) i szukaj sobie przedmiotów, wskazówek i innych notatek. Momentami jest to szukanie igły w stogu siana i bieganie tam i z powrotem. Co ciekawe, w pewnym momencie okazuje się, że w sumie dużo rzeczy po drodze nie trzeba robić, żeby skończyć "fabułę", ale przy pierwszym playhrough człowiek nie ma prawa tego wiedzieć (no i raczej nikt z nas nie lubi pozostawiać rozgrzebanych "zadań"). A sama historia jest przekombinowana i mało wciągająca.


    Generalnie: lekki zawód, ale gierka kosztowała 8 zł na PSS, więc jestem w stanie jej wybaczyć. Doznania A/V (muzyka momentami całkiem przyjemna) w miarę rekompensują wady. Cóż, po kilku doświadczeniach z "blantmanami" coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że to po prostu nie do końca typ zabawy dla mnie, ale mimo wszystko sięgam co jakiś czas po jakiś głośniejszy/oferujący ciekawy koncept tytuł tego rodzaju.

    • Plusik 1
  19. 4 godziny temu, wojtas011 napisał:

    i juz leci kawalek z oryginału, gdzie soundtrack jest prawie w pełni dostepny.

     

     

    Oj "prawie w pełni" to trochę naciągane, nie patrzyłem na konkretną listę wywalonych kawałków, ale znając OST z THPS 1 i 2 prawie na pamięć, to od razu rzuciło mi się w uszy, że dużo tego brakuje.

    • Plusik 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...