A w sumie mogę, ale nic nadzwyczajnego się nie działo, co by mogło potem być wspominane. Nie umiem się streszczać w opowieściach, więc może komuś będzie chciało się przeczytać.
Generalnie, wypad dość specyficzny jak na tygodniowy wyjazd, bo trzeba wziąć pod uwagę, że wymaga załatwienia kilku spraw organizacyjnych. Po pierwsze, ogarnięcie biletów lotniczych w dobrej ofercie cenowej i logistycznej, żeby nie koczować gdzieś na lotnisku przez cały dzień, czekając na kolejny samolot. Owszem, można polecieć do Pekinu bezpośrednio z Warszawy, ale bilety są dużo droższe, do tego dojazd z Gdańska do Warszawy i podróż się wydłuża. Czaiłem kilka dni i kupiłem przez pośrednika lot przez Amsterdam no i chyba mi się udało, bo cenowo nie było źle, połączenie znośne, 1,5h lotu do Amsterdamu, tam czekałem 6h i 9,5h lotu do Pekinu. W tamtą stronę China Southern, z powrotem KLM. O samym locie za chwilę. Następnie zarezerwowałem jakiś nocleg w Pekinie, ale tylko prowizorycznie, bo jeszcze nie wiedziałem, czy cały pobyt będę w Pekinie, a miejsce pobytu potrzebne jest do wizy. Wziąłem pierwszy lepszy na Booking, który nie wymagał podawania karty kredytowej. Potem przychodzi czas na złożenie wniosku o wizę. Na szczęście, konsulat jest w Gdańsku, więc nie musiałem 2 razy zaginać gdzieś z tym (raz się składa, odbiera się po tygodniu, albo przyspieszoną szybciej, no ale na miejscu i tak się nie da). Mając wizę i bilety, chciałem sobie jeszcze ogarnąć jakiegoś neta w telefonie. Chyba jedyna firma w Polsce, która to ogarnia to SimGlob, dość drogo, ale net śmigał bez problemu. Pewnie wiecie, że w Chinach jest zapora sieciowa i żadne strony, ani apki europejskie nie działają, potrzebny jest VPN, żeby to ominąć, który działa różnie. Mój net akurat ciągnął sieć z Tajwanu, więc VPN nie potrzebował, używałem jedynie, gdy korzystałem z Wifi w hotelu lub na lotnisku, nigdzie indziej nie dało rady się połączyć. To tyle ze spraw organizacyjnych, z wiżą nie było problemu, aplikowałem o turystyczną, więc nie musiałem jakichś skomplikowanych dokumentów przedstawiać, wystarczy wypełnić dość wnikliwy wniosek (trzeba podać nawet, gdzie członkowie rodziny pracują), dołączyć rezerwację lotu i hotelu.
Myślałem, że taki lot jest męczący, a okazało się zupełnie odwrotnie. W dodatku, do tej pory latałem tylko plebsowymi Ryanairami i Wizzairami do UK i raz czymś lepszym do Turcji, a tu było zupełnie inne latanie. Odprawę robi się tylko raz, bagaż z Gdańska poleciał do Pekinu. Do Amsterdamu podstawili taki mały samolot, 100 osobowy, poszedł po płycie lotniska jak przecinak, w żołądku zakręciło, fajnie. Już od początku ciekawie, większa przestrzeń na nogi, wygodniejsze fotele, jedzenie i napoje w cenie biletu, no nawet lekko prestiżowo się poczułem. Lotnisko w Amsterdamie miazga, łaziłem 3h i zwiedzałem, mega sprawa i kosmicznie zorganizowane, wszystko przejrzyste i eleganckie, nie da się zgubić, albo czegoś pomylić. Lot do Chin i z powrotem bezproblemowo i dość komfortowo, nawet dla dwumetrowego człowieka. Całkiem dobre żarcie, do tego fajny zbiór filmów do oglądania, więc na zmianę filmy i spanie i lot zleciał szybko. Na miejscu jedna wielka kontrola, skanowanie odcisków palców, paszportu, ryja, wypełnianie dokumentów po co przyleciałem i gdzie będę przebywał.
Sam pobyt to w zasadzie bardzo dużo zwiedzania, takie miałem nastawienie, jak najwięcej zobaczyć. Chciałem zwiedzić główne atrakcje, ale też poszwędać się po mieście, zajrzeć tu i tam. Specyficzne jest to, że idzie się centrum miasta, są wieżowce, nowe budynki, a kawałek dalej są małe uliczki z mieszkaniami, domami, urokliwe to jest. Podstawowe, odhaczone atrakcje to Zakazane Miasto, Świątynia Lamy, Plac Tian'anmen, Pałac Letni z ogromnym Parkiem, muzeum narodowe, muzeum kobiet i dzieci, jakieś ulice handlowe, Silk Market, kilka parków, no i Wieli Mur, ale o tym potem. Wszystkie te podstawowe atrakcje były naprawdę mega, tłumy ludzi, ale w niczym to nie przeszkadzało, nie było kolejek. Można trochę chińskiej kultury zaciągnąć, polecam. Wycieczka w góry, na Wielki Mur to przygoda życia. Zorganizowaliśmy się z ludźmi z hostelu, wynajęliśmy busa i pojechaliśmy w góry na jakieś zadupie. Godzina wędrówki i dotarliśmy do dzikiej części muru, zero żywej duszy, trzeba było wspinać się po ścianie, wrażenia ogromne, niektóre etapy dość wymagające. Po jakimś czasie dochodzi się już do komercyjnej części, jest mnóstwo chińskich januszy i jest już jak w polskich górach, jest nawet kolejka jak z Kasprowego i miasteczko jak Zakopane. Grube widoki, no budowla robi ogromne wrażenie. Zaliczyłem też imprezę w techno klubie, podobno jeden z lepszych w Azji, spoko wiksa, klimatyczne miejsce.
Jedzeniem jest zachwycony, bardzo smakowało. Moim zdaniem, zupełnie inaczej smakuje niż chińszczyzna w Polsce, o wiele lepiej, jakby bardziej domowo, głębszy smak. Jeść można dobrze i bardzo tanio, ale też w cenach zbliżonych, co w Polsce. Jedzenie jest bardzo różnorodne, głównie mnóstwo mięsa. Nie jadłem raczej nic udziwnionego, choć na night markecie widziałem pieczone robale, w tym także ruszające się małe skorpiony. Myślę, że to bardziej ciekawostka, bo nikt tego nie kupował. W sklepach dużo ciekawych produktów, szczególnie słodyczy, lody i słodkości z grochu, fasoli są dosyć dziwne, ale intrygują smakiem. Bardzo mało czekoladowych rzeczy, jeśli już do jakieś Snickersy, czy europejskie produkty. O napojach pisałem w Smakoszu. Prawie w ogóle nie widziałem takich większych marketów, czy dyskontów, głównie małe sklepy, warzywniaki.
Ludzie dość specyficzni, inna kultura, zwyczaje, czuć powiew komuny. Często zaczepiali mnie do zdjęcia, albo coś gadali po swojemu. Miałem w muzeum sytuację, że non stop podchodzili do zdjęcia i zrobił się owczy pęd, chyba myśleli, że jestem sławny, czy coś. Inba straszna xd Generalnie, myślalem, że jednak sporo białych twarzy będę tam widział, skoro to stolica, ale jak się okazało, chińczyków jest tyle, że biali widziani są tam naprawdę rzadko i po prostu giną. Ludzie wydają się być raczej sympatyczni, choć moje odczucie jest takie, że komuna mocno w nich siedzi i często są jak zombie, szczególnie w tłumie to widać. Ciekawe jest też to, że boją się białych. Na lotnisku ziomek mnie nie przeszukał, azjatów macał dokładnie. Angielski funkcjonuje bardzo rzadko, a jeśli już ktoś się trafi to ciężko go zrozumieć, takie miałem odczucie. No kupić bilem na pociąg, autobus to czasami katorga. Tak samo dotrzeć gdzieś. Wyjątkiem jest metro, bo są automaty biletowe z językiem angielskim i jest bardzo dobrze zorganizowane. To był mój główny środek transportu.
Z ciekawostek, zawsze Chiny kojarzyły mi się ze smogiem, brudem, a tu zaskoczenie, ulice czyste, bardzo dużo bezpłatnych toalet, które też są utrzymane w czystości. Inna sprawa, myślałem, że Chiny też płyną technologią, spodziewałem się sklepów ze sprzętem i z gierkami, a nie widziałem chyba ani jednego. Za to każdy łazi ze smartfonem, płatność telefonem, nawet w warzywniaku, jest na porządku dziennym. Wechat to chyba ich życie.
Sam klimat tego miejsca robił na mnie ogromne wrażenie, tam jest zupełnie inaczej niż w Europie, często to czuć. Sprawiło to, że jakoś nie chciało mi się wracać, chętnie bym tam został gdzieś na 2 miesiące, ale taka wycieczka byłaby zbyt droga, a robić tam coś zarobkowego przez taki czas raczej nie miałbym co. Taki tygodniowy pobyt sprawił, że konto mi zawyło i myślałem, że mniejszych nakładów finansowych będzie to wymagało, ale koniec końców, nie żałuję ani złotówki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdzie mi się wybrać w takie miejsce. Żałuję, że nie wybrałem się do innego miasta. Jednego dnia mieliśmy wybrać się do Shijiazhuang, ale kupiono nam złe bilety i zrobiliśmy sobie wycieczkę na dworzec, no szkoda. To zupełnie inne miasto niż Pekin, byłoby ciekawie.
Tak na szybko napisałem, mogę kogoś zachęcę do takiej podróży.