Skocz do zawartości

Kazuo

Użytkownicy
  • Postów

    1 656
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Kazuo

  1. Teraz przynajmniej, bez obawy o posądzenie o fanbojstwo mogę się z Tobą posprzeczać. :ninja:

     

     

    Albo i nie, wszak z większością przedstawionych przez Ciebie rzeczy ciężko się nie zgodzić. Walki rzeczywiście są nazbyt banalne, postacie płytkie niczym kałuża, a sam gameplay momentami wpada w monotonię. Natomiast nie rozumiem krytyki na temat systemu rozwoju bohaterów - rozbudowana plansza w postaci Sphere Grid nawet jeżeli tylko daje złudzenie pełnej swobody, to i tak oferuje w tej materii znacznie więcej niż standardowy system z wielu innych jRPG. Najlepszym na to dowodem jest to, że bez większych problemów nawet z takiej Rikku można zrobić dopakowaną postać fizyczną, a z Tidusa speca od czarnej magii (chociaż zajmuje to trochę czasu). Inną wymienioną przez Ciebie kwestią jest design świata. Powołujesz się w tym momencie na nową trylogię Star Wars, stawiając tym samym w niekorzystnym świetle wykreowany przez Squaresoft świat Spiry. Też nie bardzo rozumiem dlaczego. Moim zdaniem zwiedzane tereny są świetne - zróżnicowane, klimatyczne, mające w sobie magię (vide Macalania Forest czy Zanakard Ruins), także całkiem spójne. Najlepiej na tym polu wypadają zwłaszcza wszelakie świątynie, których w grze nie brakuje. W końcu scenariusz. Nie genialny, ale zdecydowanie dobry. Postacie, wszechobecna cukierkowatość i okazjonalny fan service to jedno, ale wciągająca historia na czele ze świetnym wątkiem podróży na pierwszym planie to drugie. Twierdzisz, że nic Cię nie zaskoczyło. Na pewno? Osobiście finałowy twist z Tidusem uważam za jedną z najbardziej zaskakujących scen w jRPG w ogóle. Kult Yevona obalony, ład na Spirze przywrócony, wszyscy się weselą, 100% happy end...a jednak nie do końca. W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewał po tej rzekomo totalnie dziecinnej opowiastce. W ogóle fabuła pomimo pewnych sporych zgrzytów trzyma dość porządny poziom - przede wszystkim mniej więcej trzyma się kupy, nieraz potrafi zadziwić oraz sprawić, żeby gracz przejął się losem cyfrowych postaci (nawet jeżeli są to tylko wkurzające dzieciaki), zawiera w sobie przyjemny ładunek emocjonalny, ma dobre tempo i trzyma w napięciu. A im dalej tym lepiej. Radziłbym więc Ci jednak Suavek spróbować się przemóc i w końcu skończyć tą przygodę należycie. Czytanie opisu fabuły z Wikipedii, to jednak nie to samo co aktywne uczestniczenie w tych wydarzeniach ;)

     

    Generalnie tak jak dla Ciebie ocena "9" jest dla tej gry za wysoka, tak dla mnie "7" jest zdecydowanie zbyt niska. Mocna ósemka wydaje się być idealnym kompromisem, dla tak nierównego, ale jednocześnie całkiem dobrego tytułu.

  2. Nie będę ukrywał, że kiedyś przeżywałem coś podobnego. Znudzenie, przesyt grami - straszna rzecz, ostro ryjąca psychikę. Ale to było dawno temu, chodziłem wtedy jeszcze do piątej klasy szkoły podstawowej i nie miałem większych problemów. Obecnie chciałbym móc zamartwiać się takimi pierdołami.

     

     

    Omnia, napisz do Bravo. Pani Ania na pewno Ci pomoże.

  3. Powiedziałem, czas pokaże.

    Napisałeś też:

    Będzie to horrorek klasy B z nazwą Silenta, na którą nie zasługuje.

    Oczywiście to tylko takie gdybanie, rozumiem. Jednak podobny wniosek wydaje się być zbyt daleko idący jak na to co dopiero widzieliśmy, a przypominam - nie widzieliśmy na razie tak naprawdę nic, co by pozwalało tak źle osądzać. A nawet wręcz przeciwnie.

     

    Nowy Silent hill musi pojsc swoja droga, zamiast byc naciaganym na stare, zuzyte ramki poprzednich czesci, wszelkie zarzuty o to ze nie podola mianu Silent hill sa chybione, bo wynikaja z waszych apriorycznych oczekiwan wzgledem tytulu - jesli chce poczytac romans, a ksiazka jest o wojnie, to z góry jest kiepska. Miejmy nadzieje, ze ta ewolucja SH, nie bedzie inwolucja jak w przypadku MGS (mgs3>mgs4)

    "Swoją drogą" seria poszła już przy okazji ostatniej odsłony, wprowadzając naprawdę sporo znaczących zmian i zmieniając nieco sam punkt patrzenia na Ciche Wzgórze. Jednak chociaż jak najbardziej udany, był to jednak tylko swoisty eksperyment niż nowa, ugruntowana ścieżka, którą mogłaby podążać seria. Teraz właśnie przydałoby się wrócić do korzeni i pokazać w czym SH zawsze było najmocniejsze. Bez kombinowania.

  4. Takie czarnowróżenie przypomina mi identyczną sytuację z sąsiedniego tematu o MGS:Rising. Mimo wszystko jeden trailer to trochę za mało, żeby od razu wnioskować, że będzie kicha.

     

     

    Shattered Memories udowodnił, że nawet pomimo pewnych znacznych różnic między poprzednimi odsłonami da się zrobić dobrego Silent Hill'a. Tak więc, Twój przepis na dobrego Sajlenta nie został niestety zatwierdzony przez szefa kuchni jako jedyny słuszny ;]

  5. Ostatnio, po kilku ładnych latach przerwy, postanowiłem w końcu znowu zmierzyć się z FFX, a przy okazji zweryfikować swoje zdanie na temat wspaniałości tego tytułu. Wynik powtórnego spotkania okazał się jednak dosyć zaskakujący...

     

    w FFX grałem za nastolatka i być może stąd moje wspaniałe wspomnienie tej gry...

     

    Ktoś tu chyba trafił w "dziesiątkę". Minęło naprawdę sporo czasu od kiedy ostatnio w to grałem, dlatego też mój obraz na temat FFX mógł zostać w pewnym stopniu zniekształcony przez wspomnienia oraz przez sentyment. Faktem jest natomiast, że teraz, po ponownym zagraniu widzę ten tytuł w znacznie wyraźniejszych barwach. I już bynajmniej nie robi takiego wrażenia jak dawniej, tym bardziej po zestawieniu go z całą masą innych świetnych produkcji jRPG, które zdążyłem rozpracować przez te wszystkie lata.

     

    Mając obecnie na koncie przygody między innymi w światach Xenosagi, Shadow Hearts czy Shin Megami Tensei trudno mi wychwalać pod niebiosa scenariusz dziesiątego Finala. Oczywiście dalej uważam go za jedną z bardziej wciągających historii rozgrywających się w świecie fantasy, jednak dopiero teraz widzę ostre zgrzyty, które dawniej mi umykały. Dziecinność, prostota, fan service. Kiedyś nieświadomie przymykałem na nie oko, teraz często zniechęcały mnie do dalszego wgłębiania się w fabułę. Falujące cycki Lulu, wypięty tyłek Rikku, idiotyczny śmiech Tidusa, przegięte nastawienie Yuny - wiek i doświadczenie robią swoje, a ja już jestem zdecydowanie za stary na takie głupotki.

     

    Jeżeli zaś chodzi o sam gameplay to tutaj prawie bez zmian. Prawie. Walki są bardzo miodne, ale o tym w zasadzie możemy przekonać się dopiero w dalszej części rozgrywki (szerzej za chwilę), system rozwoju postaci z kolei cieszy pewną dawką swobody. Największą bolączką jest oczywiście stopień trudności, który sprawia wrażenie jakby był dobrany specjalnie pod kątem totalnych żołtodziobów w gatunku, a nie zwyczajnych, mających pewne doświadczenie graczy. Jest to naprawdę spory minus z uwagi na praktycznie brak jakichkolwiek emocjonujących starć w czasie zwykłej przygody. Można przy tym zaryzykować stwierdzenie, że prawdziwa gra zaczyna się dopiero po skończeniu wątku fabularnego (nowy dungeon + multum bonusowych bossów do pokonania).

     

    Jeszcze nie tak dawno z czystym sumieniem potrafiłbym wystawić FFX ocenę sięgającą nawet mocnej dziewiątki w skali dziesięciostopniowej. Teraz jednak, po ponownym odkryciu tego tytułu, ponownym rozważeniu wszystkich "za" i "przeciw" nie waham się zarówno obniżyć samej noty jak i miejsca w swoim osobistym rankingu RPG. Z biegiem czasu jednak ta "superprodukcja" Square nie robi aż tak mocnego wrażenia jak dawniej.

     

    Chociaż bez dwóch zdań i tak pozostaje świetną grą. Na pewno zasługującą na więcej niż marne 7/10.

  6. Jeżeli mam być szczery, to film wzbudził we mnie masakrycznie mieszane odczucia. Z jednej strony genialne odwzorowanie miasta, podobny klimat i świetny występ Piramidogłowego, a z drugiej kompletny brak własnego charakteru, schizy oraz historia którą w zasadzie wszyscy znamy (dosyć płytka warto dodać). Bardzo trudne do ocenienia zjawisko.

     

    No, ale to w końcu nie temat na takie wynurzenia. Ze swojej strony dodam jeszcze tylko, że mam nadzieję, iż najnowsza odsłona kultowej serii obierze nieco inną drogę niż film Gansa czy wcześniejszy Homecoming i da radę nie tylko usatysfakcjonować, ale także zaskoczyć czymś swoich fanów.

  7. W tym momencie musiałbym być chyba skończonym idiotą, żeby się z Wami nie zgodzić. Scenariusz oczywiście jest najmocniejszym punktem tej gry. However, parę poważnych potknięć i tak się w tej materii znalazło. Zastrzeżenia mam przede wszystkim do postaci Raidena oraz większości badass'ów. Spaślak na rolkach podkładający bomby, homoseksualny wampir, kuloodporna laska, kolejny "klon"? Walczący z nimi wymuskany blondasek wywijający kataną? Do tego nerdowata siostra Otakona, jakby wyjęta z innej bajki? MGS nigdy nie był wiarygodny pod względem występujących charakterów, ale tym razem Hideo wybitnie poniosła wyobraźnia. I to bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To raz. Dwa to przegadanie, ogrom prowadzonych przez codec dialogów skutecznie stopował akcję. Za "trzy" mogę uznać kilka dziwacznych, typowo Kojimowskich scen psujących dość poważny klimat gry - czasem jest zbyt ckliwie, innym razem komicznie. Kolejną rzeczą jest nadmiar różnych wątków i motywów: wielkie roboty, rosyjscy terroryści, zjawiska paranormalne, mafia, eksperymenty biologiczne, polityczne knowania, łzawe historyjki, problemy z osobowością głównego bohatera - zbyt duży misz-masz jak na jeden tytuł. Jednak reasumując, pomimo kilku znaczących błędów SoL i tak ma jeden z najlepszych scenariuszy w serii (a nawet w grach wideo w ogóle). Jest to przede wszystkim niesamowicie wciągająca, ale też bardzo głęboka, stawiająca ważne pytania natury egzystencjalnej i dająca do myślenia historia.

     

    Natomiast odstawiając kwestię scenariusza na bok - gdyby tak zrobić to MGS:2 nie zachwyca już w zasadzie niczym. Dlatego w moim osobistym rankingu stoi tylko ciut wyżej niż średniawy GotP. Rzekłem.

  8. Że też MGS2 pozostał najbardziej niedocenioną i niezrozumianą częścią serii. A to ona najbardziej z wszystkich pokazywała geniusz Kojimy. :(

    Cholernie sporna kwestia. Sons od Liberty miał kilka mocnych punktów, w tym całkiem dobry scenariusz (nomen omen), jednak w ogólnym rozrachunku wcale nie tak daleko mu do przeciętnego GotP'a.

  9. Gdyby to nie miało literek MGS, to bym tu nawet nie zaglądał. Ale że ma, to ja chętnie z nich obedrę tą produkcje, bo na nie nie zasługuje.

    Z cyklu "Mam pod łóżkiem kryształową kulę, czasem sobie z niej powróżę."

     

     

    Coś mi się wydaje, że po premierze będzie w tym temacie niezła rozwałka.

  10. Nie widzę tutaj Twojego zdania, co najwyżej jakieś lipne zestawienie, z równie lipnego serwisu. Tak więc nie masz się co bać, nikt Cię nie zjedzie.

     

    I nie wiem co Ty akurat uważasz za "dojrzałość" w anime, ale jak na mój gust, to jest to trochę szersze określenie, na pewno wychodzące poza ramy ukazywanej brutalności czy wulgarności (które zapewne były jedynymi elementami branymi pod uwagę podczas przyznawania kategorii wiekowej przez ww serwis).

  11. Figaro, obawiam się, że Twoje przeczucie może okazać się jak najbardziej trafne ;]

     

    Jestem po pierwszym odcinku czwartego sezonu. Pomysł rezygnacji z retro na rzecz futurospekcji cholernie przypadł mi do gustu (za tymi pierwszymi nigdy nie przepadałem, bo stopowały akcję), podobnie jak rozbicie grupy na dwie drużyny. No i postać Jack'a, w końcu dali mu jaja i charakter. Obawiałem się, że z czasem twórcom zaczną się kończyć pomysły, ale wygląda na to, że jest wręcz przeciwnie. Teraz chyba zacznę sobie dawkować ten serial, bo inaczej musiałbym obejrzeć wszystko pod rząd. :smile:

  12. Jeżeli spośród tych wszystkich dziecinnych serii shounen miałbym wytypować najmniej pozytywną i jednocześnie najbardziej dojrzałą i logiczną to byłby (ku zdziwieniu zapewne wielu jego anty-fanów) Naruto Shippuuden.
    I fanów chyba także. Gdzie ty widzisz dojrzałość w Naruciaku? Litości.

     

    No może z tą "dojrzałością" trochę się rozpędziłem, ale pewne jest, że w zestawieniu wszystkich popularnych aktualnie serii shounen (Dragon Ball, One Piece, Fairy Tail, Hitman Reborn, Bleach) Shippuden zamiata wszystko jeżeli chodzi o powagę scenariusza. W moim mniemaniu pod tym względem wypada nawet ciut lepiej niż FMA. Wiadomo, to dalej bajka kierowana głównie dla nastolatków, w której pierwsze skrzypce grają walki, ale jakoś twórcy mangi nie przeszkadza to w łamaniu pewnych utartych schematów. Raz - typowych scen komediowych nie ma w zasadzie w ogóle (co najwyżej okazyjne deformacje twarzy bohaterów), podobnie jak idiotycznych postaci działających na zasadzie comic-relief (na myśl przychodzi mi tylko Jiraya). Dwa - często giną ważne dla fabuły postacie pozytywne, zazwyczaj w niezbyt wesoły sposób. Trzy - jest dość brutalnie, wliczając w to lejącą się juchę, wydłubywanie oczu i dekapitacje (chociaż samych widoków oszczędzono, przynajmniej w anime). W końcu cztery - prawie wszystko jest wyjaśnione logicznie, począwszy od motywacji czarnych charakterów (którym nieraz daleko jest typowych badass'ów opętanych rządzą władzy - vide Itachi czy Nagato), przez supermoce bohaterów (każda postać dochodzi do formy za pomocą treningu, nie nagłego przypływu energii), na walkach kończąc (nieraz wynik potrafi być bardzo zaskakujący). Samym starciom daleko do kretyńskiego wymachiwania kataną czy okładania się pięściami po mordach, a niektóre z nich pomysłowością wręcz powalają (większość z udziałem Shikamaru i Kakashiego).

     

    Żebym nie został źle zrozumiany - pierwsza seria Naruto (zdarzenia przed trzyletnim treningiem u ero-sennin'a) faktycznie jest całkiem lekka jeżeli chodzi o powagę i klimat, dlatego nie bez powodu skupiam się tutaj na Shippudenie. W końcu to dopiero od drugiej serii zaczynają się i porządne wydarzenia i prawdziwe mięcho.

  13. Uwielbiam kiedy ktoś próbuje doszukiwać się logiki w takich produkcjach anime.

     

    Choćby nie wiem jak bardzo taki serial od początku trzymał się kupy, to i tak wiadomo, że pod koniec zaczną się dziać głupoty. Byle tylko doszło do happy endu. Za najlepszy przykład niechaj posłużą tutaj walki z czołowymi bad-guy'ami, zazwyczaj władającymi siłami znacznie przekraczającymi możliwości głównych bohaterów. Mogą oni kopać po jajach takiego Edwarda przez kilka odcinków, ale ostatecznie w przypływie silnych emocji ten dostanie jakiegoś dupnego power-upa i rozłoży złego na łopatki (wcześniej rzucając lipnym tekstem w stylu "I'm never gonna give up. I will protect everyone!"). Starcie z Fatherem na pewno nie będzie przebiegać inaczej. Oczywiście na ofiary śmiertelne w obozie tych dobrych nie ma co liczyć (stawiam, że co najwyżej Hohenheim się poświęci), za to ci źli zdechną wszyscy bez wyjątku.

     

    Jeżeli spośród tych wszystkich dziecinnych serii shounen miałbym wytypować najmniej pozytywną i jednocześnie najbardziej dojrzałą i logiczną to byłby (ku zdziwieniu zapewne wielu jego anty-fanów) Naruto Shippuuden.

  14. Mi rentgeny kojarzą się z "Pocałunkiem Smoka" z Jetem Lee i zalatują tandetą. Nie cierpię ich.

    Poprawka - rentgeny są w Romeo Must Die, nie w Kiss of the Dragon.

     

     

    Naprawdę nieźle się ten nowy Mortal zapowiada, zdecydowanie czuć obleśny klimat pierwszych części serii. Po obejrzeniu filmiku z fataities mogę napisać tylko jedno - tasty :blush:

  15. To co napisałeś w swoich ostatnich postach wychodzi poza kontekst samego traileru, a poza tym pokazuje, jak bardzo na chwilę obecną jesteś do gry uprzedzony.

     

    Ja jako fan każdej z 4 części nie wiem czy nie kupie rajzinga tylko z powodu nazwy, jak również nie wiem czy nie będzie to pierwsza część której po przejściu najzwyczajniej w świecie nie sprzedam

     

    Z ambitnego i jakby nie patrzeć epickiego dzieła konami, seria idzie w kierunku slasherów typu ninja gaiden oraz jak "zapowiadano" i jak domniemam z lekką nutką gameplayu a'la tenchu

     

    tu dostaliśmy "przebranego" Raidena - niech nikogo nie zmyli ponieważ pedzio zawsze pedziem zostanie:P i jedyne co robił to siekał niczym Kratos, Nariko, Dante x2 i dziesiątki innych robiących to od swojego debiutu po kolejne części profesjonalnie :) ... Ja się pytam: gdzie głębia w tym wszystkim??

     

    póki co Kojima i jego "banda": wstydźcie się....

     

    Wątpliwości na temat kupna gry? Teksty o braku epickości? Braku głębi? Pisanie w kierunku developera o wstydzeniu się swoim produktem? Już teraz, po tym co zaledwie widziałeś? Naprawdę nie uważasz swoich komentarzy, za zbyt daleko idące wnioski, nawet jeżeli chodzi Ci tylko o trailer?

     

    Wstydzić to co najwyżej Ty możesz się swojego idiotycznego, niczym konkretnym nie uzasadnionego nastawienia.

     

     

    Edit: EOT, bo brakuje sił.

  16. Trzeba być kompletnie pozbawionym obiektywizmu, a przy tym tak bardzo żałosnym, żeby skreślać grę po pierwszym trailerze, na którym widać zaledwie kilkunastosekundowy wycinek gameplay'u. Tak naprawdę to nic jeszcze nie wiesz o tej grze, a już wyrokujesz i przy okazji wymądrzasz się jakbyś już dawno zdążył ją rozłożyć na czynniki pierwsze. To, że Rising będzie slasherem (co jednak wcale jeszcze nie jest takie pewne, zaważywszy na potwierdzenie elementów stealth) wcale nie musi oznaczać, że od razu będzie do bani. To jedynie narzekanie zawiedzionego fana serii, który nie potrafi zaakceptować nowej formuły.

     

     

    Wyjdź.

    • Minusik 1
  17. Teraz będą się kłócić na temat cycków.

     

     

    Z kategorii "ciekawostki" - wiecie że jeżeli chodzi o efekty specjalne ten serial bije na głowę Supernatural (nie żeby to było jakieś szczególne osiągnięcie). Nie wiedzieliście? No to już wiecie.

  18. W normalnych okolicznościach teraz bym Cię zjechał, ale na szczęście zdążyłeś już udowodnić, że Twoich komentarzy nie wypada brać serio. Toteż tylko gwoli wyjaśnienia

     

    Zobaczymy po premierze ale póki co Kojima i jego "banda": wstydźcie się....

    Ktoś już tu pisał, że Hideo nie odpowiada za Rising.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...