oba filmy widziałem w dwa de. po grawitacji pomyślałem - świetne kino, szkoda że nie oglądałem w trzy de. po avatarze - o to tyle szumu ? może jakbym obejrzał w trzy de.....
grawitacja ma w sobie coś, co w filmach zdarza się niezmiernie rzadko. łączy szalenie spektakularne technikalia z dość intymną opowieścią i łączy oba te elementy tak, że ogląda się to na jednym wdechu. ani przez moment nie pomyślałem, że bohaterowie robią to co robią tylko po to, żeby pokazać mi efekty za miliony. nie było też sytuacji w stylu - sandra, dżordż - zamknijcie mordy i dawać rozpierduche. używając forumowej nomenklatury można powiedzieć, że to taki armagedon dla wyższej klasy, albo transformers dla smakoszy dobrego wina. no i nie będę się już marszczył na widok sandry w obsadzie potencjalnie dobrego filmu, nie lada wyczyn.
uwielbiam ludzkie dzieci i byłem troche zaniepokojony, że cuaron robi film w green boksie.......tyle, że ja tam żadnego green boxa nie widziałem, great success. nie wierzyłem też, że te bajecznie długie ujęcia zajarają mnie w pełnym CGI. można ? można.
aha, niespełnione oczekiwania domorosłych fizyków kwantowych można podsumować w jeden sposób - neilowi tysonowi grawitacja bardzo się podobała.
co mi się nie podobało ? zagęszczanie dramaturgii na chama, zwłaszcza pod koniec. ale nie przeszkodziło mi to w kurczowym ściskaniu fotela i palenia fajki za fajką, więc wybaczam.
nawet na 42 calach to CGI jest obłędne, a nie jestem fanem ładowania grafiki komputerowej ponad stan. w życiu pi zachwyciły mnie animowana fauna, flora i martwa natura, a w grawitacji........tworzywa sztuczne.
na ogół są trzy możliwości
1. widz za głupi
2. reżyser/operator się nie popisał
3. alkohol lub narkotyki
jeżeli nie byłeś pod wpływem, to asekuracyjnie możesz zaznaczyć odpowiedź numer dwa