Skocz do zawartości

Mendrek

Senior Member
  • Postów

    6 094
  • Dołączył

  • Wygrane w rankingu

    5

Odpowiedzi opublikowane przez Mendrek

  1. 3 godziny temu, Dud.ek napisał:

    A na pierwszy ogień co odpalić? 

     

    Proponuję Gundam Wing i potem Gundam Seed. Są najbardziej przystępne dla nie-fanów Gundama. A potem możesz resztę, o ile się nie zniechęcisz ich specyfiką ;)

    • Plusik 1
  2. Przypomniał mi się remis z Niemcami. Oni byli o dwie klasy wyżej, praktycznie grali obroną pod naszym polem karnym, grali kombinacyjnie, byli też dobrzy w swoim polu karnym. Po prostu popełnili może ze trzy błędy w obropnie, a Lewandowski jeden z nich wykorzystał. Hiszpania nadal moim zdaniem spokojnie może dojść do półfinałów. My generalnie pogryźliśmy trawę i graliśmy bardzo desperacko, ale liczy się właśnie drużyna. Możemy sobie dziś podać rękę z Węgrami ;)

  3. 20 godzin temu, Hendrix napisał:

    Quake 2 - damn, moje wspomnienia z wersją na PSX, to no, ojciec speedrunujący go na najwyższym poziomie trudności (skubany, nie żartuję, przeszedł go minimum 100 razy, dosłownie na pamięć znał rozkład każdego przeciwnika na planszy).

    Podobnie miał z Black na PS2 xDDD

     

    Twój stary to niezły wariat. Quake 2 na PSX-a nie miał backpacka, więc nie mogłeś stack'ować Quad Damage. Stąd walka z Makronem (ostatni boss) to był niezły RNG, bo typ mógł z dupy walnąć dwie kulki BFG i już po speedrunie. Pamiętam, jak pierwszy raz przechodziłem, to ustawiałem go specjalnie by w razie BFG był twarzą do ściany i sam siebie splashem uszkadzał.

    No i to nadal była gierka, gdzie dla dzisiejszego gracza obłożenie analogów do abnominacja. Choć Q2 na PSX-a obsługiwał również myszkę ;)

  4. Bardzo mi się podobała ta konfa, MS to nawet połowy z tego nie był tak fajny. Wybór kupna Switcha okazał się dla mnie bardzo trafny. MH Stories 2, te Mario Party Stars, SMT V, Advance Wars... Wszystko w moje gusta chyba trafiło, nawet przy BOTW 2 zabiło mocniej serducho, a nienawidzę Zeldy. Może warto ten Skyward Sword HD skosztować, skoro to prequel? Nawet Mario Golf ten nowy wygląda ciekawie. Nintendo jak dla mnie konfa 8/10 ;)

    • Plusik 1
    • Haha 1
  5. Kurde, za to kocham takie turnieje. Czasami myślisz sobie - Finlandia vs. Dania, co tam może być ciekawego? Już abstrahując od sytuacji z Eriksenem, to jednak emocje są tu niesamowite, że będzie to mecz który zapadnie mi w pamięć. A fajnie mieć takie checkpointy w pamięci, bo człowiek wie wtedy że żyje ;)

    • Plusik 1
    • Minusik 1
  6. Turcja-Włochy 0:2
    Walia-Szwajcaria 0:0
    Dania-Finlandia 2:2
    Belgia-Rosja 3:0
    Anglia-Chorwacja 2:2
    Austria-Macedonia 0:1
    Holandia-Ukraina 3:1
    Szkocja-Czechy 0:3
    Polska-Słowacja 1:0
    Hiszpania-Szwecja 1:2
    Węgry-Portugalia 0:3
    Francja-Niemcy 2:0

     

     

    Mistrz: Wlochy

     

    Wicemistrz: Belgia

     

    Król strzelców: Romelu Lukaku

  7. Sęk w tym, że VF5: FS miał jeden z najlepszych netcode w historii bijatyk. Namco to mogło sobie wtedy nafiukać AM2. Lagi zaczynały mi się dopiero jak walczyłem z Chinami czy ze zachodnim wybrzeżem USA. Oczywiście teraz to jest remake na Dragon Engine, więc może wcale nie być tak wspaniale...

  8. W dniu 25.05.2021 o 18:55, gekon napisał:

    budżetowy remejk/remaster 10-letniej gry, która już dziś nikogo

     

    tyko na umierającej konsoli poprzedniej generacji 

     

    tak, to się musi udać xD

     

     

    a ten HUD to chyba znaleźli w chipsach 

     

    Koszty aż tak duże nie były, bo port był już zrobiony na potrzeby "minigry" w salonie gier w Yakuza 6 ;)

  9. Platformówki - nie mam cierpliwości to tego, by po raz osiemdziesiąty siódmy wpadać do tej samej dziury.

     

    Przekomplikowane city buildery i tycoony - jeśli jest za dużo opcji, to jest za dużo opcji. Co innego np. gry Bullfroga, gdzie wszystko było z jednej strony intuicyjne, z drugiej pozwalało na kreatywną strategię. Wyznaję zasadę ETP-HTM :)

     

    Gry logiczne/łamigłówki - gram w gry aby się zrelaksować, a nie żeby jeszcze bardziej zmęczyć.

     

    Symulatory wyścigowe - jeśli gdzieś trzeba hamować przed zakrętem, to przestaje mi się podobać. Najlepiej w zakręty wjeżdża mi się bokiem, albo prawie tyłem. Bonusowa radość jeśli w trakcie turbo boosta ;)

  10. Tak jak przypuszczałem - wyszło takie Dragon Ball Evolution, tylko z fan service'm dla fanów gore. Reżyser wpadł w pułapkę pt. "robimy to chyba na poważnie". I wiele ekranizacji gier na tym poległo właśnie. Jeśli bierzesz się za bijatykę, to każde skręcenie w jakieś próby nadania termu głębi czy wytłumaczenia głupot, kończy się na ogół katastrofą. I wbrew pozorom niektóre te głupoty są w uniwersum Mortal Kombat, ale tu film podchodził do nich z dziwnym dystansem czy dyskrecją, przez co raczej wzbudziło to konsternację. I w ogóle jak robisz film o turnieju, to hm, może byś chociaż dał namiastkę turnieju? A tu wyszła jakaś off-ringowa tępa napier*alanka, coś jakby całą galę WWE zrobić o tym jak zawodnicy bili się w szatni czy na parkingu. Ten film jest po prostu niespójny i ma dużo z dupy momentów, zwłaszcza pod koniec gdzie chyba ekipa zdała sobie sprawę, że im za długi prolog zrobili, wiec w sumie trzeba domknąc i udawać, że taki miał być ten film. Poza tym zmarnował potencjał uniwersum - które ma w sobie kapkę mistyczności (tutaj Outworld to jakieś pustkowie, a w takiej grze Mortal Kombat 2 był las z upiornymi drzewami, koloseum, czy wieża z lewitującym mnichem).

     

    Mortal Kombat z 1995 roku może i scenariusz miał głupi, odchodził od gry (to mu akurat na dobre wyszło, zwłaszcza że motyw z 10 turniejami to gra zaciągnęła z filmu właśnie, a nie na odwrót), ale był czaderski, miał naprawdę dobre walki (nawet jeśli mniej to do zapamiętania), muzykę można słuchać bez filmu (ach, techno z lat 90!), no i miał taki klimacik tajemniczości. Zapadał po prostu w pamięć, na tyle że pomysł gali UFC na wyspie nie bez powodu kojarzą z wyspą Shang Tsunga ;)

     

     

     

    • Plusik 1
  11. Sala samobójców: Hejter (2020) - świeżo po obejrzeniu i dawno nie miałem tak ambiwalentnych uczuć w stosunku do filmu. Po pierwsze - tytuł jest powiązany z poprzednią cześcią tylko jedną postacią, co pozwala jakoś tam dodać głębi jej motywom. Po drugie - jest bardzo dobrze WYREŻYSEROWANY. Podkreślam to słowo, bo to nie oznacza, że tak samo napisany. Komasa naprawdę pokazał kunszt - bawiąc się formą, jak i w sferze audiowizualnej (wręcz Kubrick'owe czasami klimaty!), jak i subtelną nieliniowością czasową, do tego częste ujęcia twarzy - co pozwala widzowi dociekać emocji w postaciach, które często ukrywają swoje motywy czy traumy. Generalnie jak na polskie kino, to reżyseria i montaż - chapeu bas.

     

    Druga strona medalu to scenariusz i przesłanie filmu. Czasami zastanawiałem się czym ten film chce tak naprawdę być - czy manifestem, kinem moralnego niepokoju, klasycznym dramatem? Film ciągnie wiele srok za ogon i o dziwo jakoś trzyma się to wszystko kupy jako obraz wielowymiarowy, w którym kołem zamachowym jest w zasadzie jeden człowiek. I tu w zasadzie uważam, że scenarzysta nieco przesadził. Drażniła mnie bardzo ta filmowa umowność i naiwność. Ilość zbiegów okoliczności, tej nieograniczonej łatwości z jaką bohater spełnia swoje cele i zachcianki, czy płynnie porusza się jako początkujący po wszystkich ciemnych sferach, że już nie wspomnę o scenie finałowej, która jest wisienką na torcie - to zastanawiam się gdzie są w filmie jakieś organy kontrolne?! Domyślam się, że nie starczyłoby na nie czasu i mogłyby popsuć siłę przekazu, ale ostatecznie wygląda to wręcz sztucznie. Jak występująca ponownie gra komputerowa MMO, której oddanie jest tak samo bzdurne, albo i bardziej jak w części pierwszej (ale przynajmniej nawet ładnie wygląda).

     

    Tak czy owak - warto obejrzeć, bo film dotyka oczywistej sprawy wpływu mediów społecznościowych na nasze relacje i nasze opinie. O tym jak łatwo można kimś manipulować i jednocześnie samemu nieświadomie oddawać się manipulacji. Że to nie jest tylko jakiś tam internet, tylko ostatecznie po obu stronach kabla znajdują się ludzie, między którymi żyjemy i na to życie raczymy wpływać...

  12. Puzzle Quest: The Legend Returns - bynajmniej nie jest to nowa część (a szkoda), a dopakowana o nowe misje i klasy postaci część z 2007 roku. Pierwotnie ukończyłem na PSP. Czy w związku z tym grało mi się gorzej? Absolutnie nie! To ten sam dobry, wciągający i oszukujący na potęgę 3-row battle. Tyle, że z mapą po której chodzimy robiąc to i owo, prowadząc dialogi i czasami dokonując wyboru między dwoma opcjami (np. zatrzymać przedmiot lub oddać go). Pozwala to rozwijać postać, a tych jest od groma i każdy dysponuje własnym zestawem skilli, które wzmacniamy dodatkowo ekwipunkiem. Jako, że z biegiem czasu liczba możliwych skilli przekroczy liczbę slotów, toteż będziemy mieli możliwość stworzenia własnego setupu. Dodatkowo wraz z podbijaniem nowych zamków, dostaniemy możliwość uczenia się skilli schwytanych przeciwników, czy wykuwania nowych przedmiotów ze zdobytych run, trenowania wierzchowców, itd. Większość z tego opiera się na jakiejś formie mechaniki 3-row, czyli klona Bejeweled. I w 2007 roku to była rewolucja, a dziś takich gier było już sporo. To co wyróżnia jednak Puzzle Quest, to uniwersum. Bo gra toczy się w uniwersum nieco dziś zapomnianej serii Warlords. Ta seria miała pecha, bo przegrała z Warcraftem 3, pomimo że ten drugi wydawał się początkowo jakby zżynał z Warlords Battlecry 2. Poza tym seria Warlords ma bardzo rozbudowaną historię i politykę, jest od groma ras i ich lore na całej obszernej Erathii. I nigdy niestety nie doczekała się swojego MMO. Dlatego Puzzle Quest zasypuje nas różnymi przypomnieniami o tym co kto i kim jest, albo kim był, a ilość lore wydaje się przytłaczająca. Nie przeszkadza to jednak w rozgrywce, która jest po prostu uzależniająca :)

     

    Jeśli nie grałeś w Puzzle Questa, to pora to nadrobić. O ile lubisz 3-row. Jak grałeś, to warto i tak wrócić - bo gra nie kończy się tam gdzie pierwowzór, ale dodaje jeszcze kilka questów wymagających nieco wyższych leveli, oraz jest też w niej uwzględniony DLC z Anthargiem ;)

    • Plusik 1
  13. O jak pykną Gundam Winga, to będę mega szczęśliwy, bo tam nie było wielkiej dramy czy pindolenia, a Treize to geniusz i dla niego samego bym obejrzał taką ekranizację ;)

    • WTF 1
  14. Na rynku 3d fighterów obecnie rozpycha się Tekken i Soul Calibur, z czego w zasadzie bezpośrednim rywalem VF-a jest ten pierwszy. I Namco bardzo niemrawo podchodzi do sceny online w kwestii Tekkena. Wystarczy spojrzeć na scenę 2d - tam to się rozpychają, walczą Capcom, NRS i Arc, a turnieje potrafią cieszyć się sporą popularnością. Ba, takie WePlay Esports robi turnieje on-site i naprawdę widzów sporo (plus mają bukmacherkę).

     

    Chodzi o to, że SEGA jakby miała jaja, to by zainwestowała mocno choćby i w tego ulepszonego VF5, który ma wspaniały netcode i idealnie by pasował do dzisiejszych czasów pandemii. Nie wiem czy nie za późno tak w ogóle.

  15. W dobie przesytu gier i niedoboru czasu, nie jesteśmy zmuszeni do kończenia gier, tylko dlatego że je kupiliśmy za kieszonkowe i szkoda by było. Zjawisko niekończenia gier jest powszechne. Abonamenty tylko spotęgowały to zjawisko - łatwo jest coś odrzucić i zająć się kolejnym tytułem. Zresztą, to nie temat by rozwodzić się nad tym złożonym zjawiskiem.

     

    Analogicznie do "właśnie ukończyłem", ten temat służy do "chwalenia" się tytułami, które z jakiś przyczyn definitywnie porzuciliśmy i trzeba sobie powiedzieć prawdę - raczej nigdy do nich nie wrócimy. To ja zacznę.

     

    Metro Exodus - nie jest to crap, ale też niestety gra jest technicznie niewypolerowana. Glitche i dziwne sytuacje zmuszały mnie do powtarzania jakiś sekcji. A na PS4 amatorze dodatkowo gra ma POTWORNIE długie loadingi. A że to gra skradankowa, która bardzo mało wybacza, toteż jakiekolwiek ponowne próby są prawdziwą karą na karnym jeżyku w kącie. No ale to da się jakoś z trudem przełknąć. Najbardziej poraża kiepski game design. Czemu mamy tylko jeden save slot na quick save i żadnego innego swojego save'a nie da się zrobić (są autosave'y)? Czemu w pewnym momencie gry gubimy ciężko zdobyczny i niezwykle praktyczny noktowizor, tylko po to by w momencie zgubienia go, "ukryć" go na samym początku poziomu gdy gracz raczej próbuje ogarnąć co się stało i podąża za NPC-kiem? No to już lepiej było go chyba w ogóle zabrać, bo jak potem człowiek czyta w poradniku "no był trochę jakby za plecami na początku poziomu" to czuje się silnie strollowany. Albo czemu główna postać nie rozmawia w trakcie gry (co niby ma chyba wymuszać immersję gracza), ALE przemawia w loadingach?! (co owej immersji zaprzecza). W ogóle rozmowy z główną postacią w grze są surrealistyczne przez to, niczym w klasycznych jrpg-ach gdzie towarzysze wypowiadali się za niemego protagnistę. Tylko tam dało się to trochę specyficzną konwencją wybronić, a tu brzmi i wygląda komicznie. A szkoda, bo gra jest WYPEŁNIONA storytellingiem, masą rozmów i ciekawych historii, a także pospolitych aktywności niczym w grach Davida Cage'a. To mnie urzekło, podobnie jak i pomysły na epizody, które generalnie przesiąkniete były nieco falloutową, postnuklearną szajbą. Zresztą sam tytułowy exodus jest naprawdę fajną wycieczką. W sumie mam wrażenie, że story designerzy byli najbardziej wykwalifikowaną i zgraną grupą w zespole developerskim.

     

    Trzy razy robiłem podejście do tego by przejść grę i chyba na pewno czwartego nie zrobię. Bawiłem się nawet spoko, ale niestety gra jest tak sobie zaprojektowana i przy okazji technicznie też odstaje. Dałbym jej solidne 7+ , no ale nie ukończyłem - jestem w przedostanim epizodzie, a więc dość daleko. No ale żeby sobie ułatwić sprawę, to przeczytałem fabułę. Wielkiego zaskoczenia nie było ;)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...