Skocz do zawartości

Mendrek

Senior Member
  • Postów

    6 094
  • Dołączył

  • Wygrane w rankingu

    5

Odpowiedzi opublikowane przez Mendrek

  1. 21 godzin temu, Mendrek napisał:

    A jak sobie odpalę np. boomer shooterka, to mam wielką spluwę przed oczami i jak wcisnę spust, to wiem że zabiję wroga, a jak przestaje strzelać to muszę przeładować. I tyle mi starczy aby zacząć grać i dobrze się bawić. I ochota na granie wraca ;)

     

    A jakby ktoś nie wiedział, to wczoraj miał premierę Prodeus.

    Z innych mogę polecić oczywiście Ion Fury, Project Warlock, obecnie ogrywam także Ziggurat (skrzyżowanie Tower of Guns z Hexenem) i w zanadrzu Void Bastards od twórców Bioshocka i System Shock 2.

     

    Naprawdę dobrze się sprawuje mocno odrestaurowany Powerslave/Exhumed (będący optymalnym mixem wersji PC, PS1 i z Saturna), a także nieśmiertelne Serious Sam Collection, Quake i Duke Nukem 3D: 20th Anniversary World Tour. Te dwa ostatnie otrzymały bonusowe epizody (z czego Duke dostał od oryginalnych twórców) ;)

    • Plusik 1
  2. 50 minut temu, vip77 napisał:

    Chciałem kupić sobie ea Play na miesiąc, które jest teraz w promce i dupa. Cały czas nieznany błąd, na konsoli, a przez apke, ups, coś poszło nie tak i być tu mądry.

    Napiszę jeszcze, że nie mam teraz aktywnej tej usługi, ale kiedyś już korzystałem z jakiejś ich promocji, ciekawe czy to może właśnie mieć wpływ.

    Ktoś korzysta teraz, a miał już wcześniej wykupione?

     

    Możliwie, że konto EA spięte z konsolą Ci zamarzło. Spróbuj odpalić jakąś gierkę EA z online, jak długo nie grałeś, to Ci napisze, że na maila dostaniesz linka do reaktywacji.

    Swoją drogą, jak te konto mailowe straciłeś, a konto EA miałeś spięte z konsolą, to jesteś w pupie, odzyskiwanie konta w EA to absolutny dramat...

  3. Ja w takich sytuacjach ratuję się albo grindowymi gierkami, albo grami mniej rozbudowanymi. Dobry na takie zmęczenie materiału jest retro-gaming. Po prostu gry potrafią mieć dzisiaj wysoki próg wejścia z powodu tryliona mechanik, którymi uraczają Cię designerzy, pewnie z uśmiechem myśląc: "Hej to przecież intuicyjne, sami tak myślimy, masz jeszcze to i to i pamiętaj że to można połączyć z tym i tamtym, zobacz ile tego, fajnie co?".

     

    A jak sobie odpalę np. boomer shooterka, to mam wielką spluwę przed oczami i jak wcisnę spust, to wiem że zabiję wroga, a jak przestaje strzelać to muszę przeładować. I tyle mi starczy aby zacząć grać i dobrze się bawić. I ochota na granie wraca ;)

    • Dzięki 1
  4. Ziggurat - szukając boomer fps-ów natrafiłem na Ziggurat. Gra ewidentnie dyszy w twarz byciem indie. Sama formuła to skrzyżowanie Tower of Guns z yyy Hexenem? Mamy tutaj po prostu proceduralnie tworzone lochy, w których jako początkujący magowie chodzimy od killrooma do killrooma i zdobywamy doświadczenie/zasoby, levelujemy, wybieramy perki co level (wybór z dwóch losowo dobranych), na końcu każdego jest boss, ale musimy wpierw znaleźć klucz. Arsenał to z reguły czary lub zaklęte bronie, mogą mieć różne efekty. Jest kilka tweaków - pułapki, ołtarze, specjalne warunki w killroom (np. podwójne obrażenia), itd. Z każdą próbą odblokowujemy coś do następnych prób - a więc mamy rogalika. Mamy też rankingi, jakieś tam extrasy do odblokowania i szczątkową fabułę. Jest też wymagająca - musimy się po prostu nauczyć każdego monstrum i bossów, albo spiorą nam tyłki. A nie ma tu autoregeneracji, tylko staroszkolne znajdźki ze zdrowiem.

     

    Gra ma ładną muzykę, grafika to dość widoczne Unity, niestety gra często ze względu na swoją natuę cierpi na spadki klatek animacji. Mimo wszystko jak ktoś lubi killroomy, lochy, fantasy i rogaliki no to ma tytuł warty uwagi ;)

  5. Boys to absolutny must watch, powód dla którego warto mieć Prime. Ograny pomysł świetnie zrealizowany w ramach obecnej popkultury i jej patologii. Fajnie też zaadaptowany komiks, który ubrano w nieco mroczniejsze tony, które nadały mu mocno czarny humor. Film też dość mocno gore, a z każdym sezonem twórcy podwyższają poprzeczkę w kwestii kreatywnej znajomości anatomii :)

     

    Człowiek z Wysokiego Zamku też spoko. Do tego Carnival Row jak lubi się steampunk (nie wiem czemu, ale przypomina mi on Dishonored) i Upload dla fanów transhumanizmu i przemyśleń o przemijaniu ;)

     

     

  6. Top Gun Maverick - spodziewałem się jakiegoś super wow, a dostałem trochę meh. Tom Cruise chyba za dużo nagrał się Ace Combat czy jakiś innych starych japońskich schmupów, bo fabuła i cała ta drama wokół jednego wątku tak męczy bułę, że zęby potrafią wypaść od zgrzytania. Do tego zalana boomerskim sosem a la "Rocky". Miałem też wrażenie, że Tom Cruise z tym ciągłe niezmiennym uśmiechem wciela się w "hide the pain Harolda" z memów. Wątek miłosny to też straszne drewno.

    No dobra, ale czy film jest zły? W zasadzie ratują go sceny powietrzne. Widać gdzie poszedł budżet.
    Aha, w momencie gdy
     

    Spoiler

    wykradali F-14 jak w jakiejś gierce, to aż krzyczałem: "Nie no k*rwa, serio?!". A jak potem tym F14 strącali myśliwiec piątej generacji, to już totalnie byłem:

    49676073.jpg

     

     

    Cóż, nie wiem czemu ten film uratował kina, ale może właśnie dlatego, że było aż tak źle. Obejrzeć, nie myśleć za dużo, zapomnieć. Nie chwyciłem się na boomerski haczyk, więc wyszedłem z kina z mieszanymi odczuciami.

    • Minusik 4
  7. Wujek nie z tego świata (Isekai Ojisan) - jako, że jest na Netfllix to spróbowałem, choć tytuł dość infantylny. Ale anime jest naprawdę lekkie, zabawne i nieco boomerskie. Wujek głównego bohatera (raczej samotnika) po 17 latach budzi się ze śpiączki po wypadku i deklaruje, że był w innym świecie (takim wyjętym z oldschool jrgpa w dodatku). I że potrafi uprawiać magię. Co okazuje się prawdą :)  Może też pokazywać swoje wspomnienia czy ma swój "inventory" z zachowanymi przedmiotami. Inna sprawa, że wujek to totalny nerd, przegryw i fanatyk SEGA. I w sumie film jest takim hołem dla dawnej SEGI, sporo tu wątków i ciekawostek wplecionych w dialogi. Postaci w serialu przybywa, ale generalnie nie wychodzi z ram lekkiej komedii. W sumie miło się zaskoczyłem ;)

    • Plusik 1
  8. Split/Second - czysta frajda. Model jazy prosty i przyjemny, pure arcade z naciskiem na drifty i jazdę w tunelu aerodynamicznym. Za to ładujemy pasek "power play" i to największa przyjemność z gry. Paskiem tym odpalamy "przeszkadzajki" przed sobą (nad gło... ehm, karoseriami innych samochodów zaświeca się ikonka) lub uaktywniamy skróty. Te pierwsze to przeważnie jakieś wybuchające zbiorniki, spadające przedmioty, albo np. maszyny budowlane które zachciały "zgarnąć" co nieco z toru. Jest tego sporo. Ale jak naładujemy pasek x3, to możemy odpalić super power play i wtedy dzieje się masakra - a to rozbije się pasażerski samolot na torze, a to ogromny prom wparuje w nadbrzeżny tunel, wielki statek zsunie się akurat w stoczni... Taka akcja może zmienić w ogóle trasę i wygląd toru, o zgarnięciu kilku kierowców w pobliżu włącznie. I najlepsze jest to, że możemy być jednym z nich :) Tak, trzeba ostrożnie wyczuwać te power playe, albo sami padniemy ich ofiarą. Nie ma zmiłuj.

     

    No i gra ma fajne dodatkowe tryby, np. Airstrike, gdzie Apache leci nad nami i strzela w tor rakietami, a my wymijając te wybuchu otrzymujemy punkty czy nawet combosy. Kurcze, dawno się tak świetnie w ścigałce nie bawiłem. Szkoda, że nie ma raczej szans na sequel, może co najwyżej ktoś zrobi duchowego następce, ale dziś przy obecnych silnikach to by naprawdę była miazga ;)

    • Plusik 2
  9. Killzone Shadow Fall (kampania) - mająca prawie dekadę na karku gra z serii, która niegdyś była wyznacznikiem technicznych możliwości konsol PlayStation. Jakby nie patrzeć, historia serii naznaczona jest niezwykłymi wydarzeniami, od okrzykiwaniem jej halo-killerem na PS2, przez render-trailer na PS3 (i dopnięcie swego przy premierze KZ2), przez nierealne wręcz z perspektywy mocy konsoli PS3 otoczenie w KZ3, ciekawą odskocznię na PSP, najładniejszą grafikę na PS Vita, aż w końcu po Shadow Fall, który jak od niedawna wiadomo ma być w sumie ostatnią częścią.

     

    Jak trzyma się dziś ta gra? Ano bardzo dobrze. Grafika jest bardzo ładna, a monumentalne otoczenie potrafi zapierać dech w piersiach. Ba, w pewnym momencie poczułem się jak w pierwszym Unreal w drodze do Wielkiej Iglicy - po prostu spojrzałem w górę i westchnąłem ciche: "wow". W tej grze w otwartym otoczeniu czujesz się malutki. Mamy okazję zwiedzać obie strony konfliktu, więc mamy czystą i schludną Vektę, oraz industrialny i czarny jak smoła Nowy Helghan. Cały czas jest to jak starcie blue i red team, co jest wizytówką serii. Ale nasza wędrówka nie ogranicza się tylko do tych dwóch rejonów, bo mamy też misje w kosmosie, oraz... o nie, tutaj nie zaspoileruje, ale jest klimat :)

     

    Gameplay? Cóż, mieszamy nieco skradania z klasycznym mordem na Helghastach, a także potem dokuczają nam killroomy. Tu nie wychodzimy poza pewien kanon. Ot, zdarzy się kogoś osłaniać, albo postrzelać z działka pokładowego. To co jednak dodaje nieco smaczku, to gadżety z dronem na czele. Sam dron ma kilka funkcji - może wyłączać osłony wrogom, może ich atakować, generować tarcze, oraz przede wszystkim robić za tyrolkę. Jako, że gra stara się być quasi-open worldem, mamy czasami wiele możliwości wyboru drogi, acz trzeba ją samemu odkryć. Jeśli chodzi o gunplay, to nie jest to może poziom KZ2, ale bronie są spoko. Jest dbałość o detale i faktycznie inna myśl techniczna w przypadku broni Vektan i Helghastów. Muzyka? Hm, w sumie jakoś nie zwróciłem uwagi, poza klasycznym utworem w creditsach.

     

    To co mnie trochę urzekło, a trochę skonsternowało to kwestia lore i fabuły. W zasadzie całe story wydaje się prostackie, ale zupełne inne spojrzenie następuje w momencie odnajdywania znajdziek pokroju audio-logów, gazet, czy nawet komiksów. Ukazują one różne oblicza tej wojny, a im więcej odnajdujemy, tym większy dysonans między oficjalnymi komunikatami, a tym co słyszymy czy czytamy w tych znajdźkach. Dziwne to trochę podejście, bo idąc "na jana" w zasadzie nie odkryjemy głębi fabularnej. Sami zresztą Helghaści zostawieni sami sobie rozmawiają do siebie lub ze sobą, dzieląc się swoimi dygresjami, historiami czy wątlpiwościami. Niektóre takie motywy są dość mocne (szczególnie jeden audiolog nie jest dla ludzi o słabych nerwach, serio serio), a grze nie brakuje próby pokazania wojny jako zła, niezależnie jak kto je określa. W jakimś tam stopniu Killzone ma więc wydźwięk antywojenny.

     

    Podsumowując - nie żałuję spędzonych godzin. To nie jest najlepszy FPS w jakiego grałem, nawet nie jakieś tam top. Porządnie skrojony, ale jakoś tak wszystko trochę w pędzie, więc brakuje czasu na zbudowanie atmosfery, a mało wyrazista muzyka nie pomaga. Epickość tej gry jest jakby nieśmiała, choć fajerwerków jej nie brakuje. Jak ktoś szuka ładnej grafiki, lubi sobie poszukać ukrytych motywów, a przy okazji wesoło postrzelać (ew. poskradać się), to nie powinien taką grą pogardzić ;)

     

     

    • Plusik 2
  10. Death Race 2: Frankenstein Żyje - na początek dygresja. Są filmy, które są głupie i próbują nie być głupie, co czyni je przeważnie smutnym crapem. A są filmy, które są głupie i chcą być głupie i próbują być w tym najlepsze, a wtedy zwykle zaj*biście się je ogląda. I takim właśnie filmem jest Death Race 2. Kinem klasy B do potęgi, akcyjniakiem z przepalonym budżetem na to by na ekranie było przede wszystkim ładnie, krwawo, odjazdowo.

     

    Wiecie, kiedy w pierwszej minucie filmu wchodzi pólnagi Dany Trejo, w drugiej jest jakaś masakra, w trzeciej cycki - to wiecie, że film będzie właśnie taki. Z tym, że to nie jest taki do końca tępy film. Jasne, fabuła jest kiczowata (więzienia w USA przejęte przez medialne korporacje XD), ale całość stara się być spójna. To jednak nie jest istotne, bo cały czas ma się wrażenie, że po planie chodzil dyrektor kreatywny i krzyczał: "Dajcie więcej bzdur!". I tak właśnie się działo. Film non stop dostarcza subtelnie komicznych momentów bez popadania w parodię. To coś co obserwujemy np. w produkcjach typu "The Boys", gdzie jest mrocznie, ale w sumie często micha się przy tym cieszy. Co ciekawe, głównie satyra dotyczy mediów i ich pazernością za oglądalnością, co było pierwotnie przesłanką reżysera oryginału Death Race 2000 (która w swej kiczowatości słabo to uwidaczniała, że autor aż musiał monolog wyjaśniający na końcu filmu puścić).

     

    Co więcej, film nie od razu przechodzi do tytułowego wyścigu (nie brakuje mu jednak scen samochodowych), ale to się tak fajnie ogląda, że nie przeszkadza. Na pewno duża tu zasługa ról boomerskich aktorów pokroju Dany'ego Trejo, Robina Shou (Liu Kang!), czy drugoplanowych ról Seana Beana czy Vina Rhamesa (Luther z Mission Impossible). Glówny protagonista grany przez Luke Gross'a również wzbudza sympatię nie wychylając się z pewnych typowych good guy'owych ram.

     

    Film trwa półtorej godziny i trudno znaleźć w nim zmarnowane sceny. Nie jest przegadany, jest pełen dynamicznych momentów, nie jest przesadnie gore. Zrobiony w 2010 nie jest skalany poprawnością polityczną (co niektórych może drażnić, a niektórych ucieszyć), w sam raz na dobry nastrój przy piwku i chipsach w niedzielny wieczór. Ma 17 procent na Rotten Tomatoes, ale uwierzcie mi - w tym przypadku to tylko potwierdza czaderskość tej produkcji. Zapnijcie pasy i wyjmijcie mózgi. Polecam ;)

    • Plusik 1
    • Dzięki 1
  11. 1 godzinę temu, UberAdi napisał:

    Może to być po części koszt przejscia na standard 4k. Zarówno PS5 jaki i nowy Xbox to nie są jakieś potwory jeśli chodzi o wydajność a 4k jednak ma swoje wymagania.

     

    Kiedyś pewien mądry dev, nie pamiętam który, ale było to na premierę konsol tej generacji, wypowiedział dwie mądre rzeczy. Raz, że konsole poprzez swoją stałą strukturę i zamkniętą architekturę, mają z tego tytułu dodatkowego boosta względem PC. Dwa, źe nie zmienia to jednak faktu, że to co my rozumiemy jako ograniczenia, jest świadomą decyzją developerów gier. Mając pewną skonkretyzowaną moc, będzie ona przekierowana w te elementy, które zwiększą sukces samej gry. Jeśli jakiejś grze wystarczy 30 fps (bo i tak ludziom się będzie dobrze grało) i tą moc potrzebną na 60 fpsów można użyć w innym elemencie zwiększającym atrakcyjność gry, to wybór będzie oczywisty. Co więcej trendy się zmieniają i już przeskok graficzny nie jest jakimś pryncypium. Także jak ktoś liczy na stare dobre fajerwerki, to niezależnie od generacji i rewizji konsol, napotka po prostu na niewybredne wybory samych twórców ;)

    • WTF 1
  12. Mafię 3 fajnie wspominam, miała świetny soundtrack, znajdźki w postaci archiwalnych numerów Playboya (i nie tylko z paniami w negliżu, ale artykułami np. wywiad z Kubrick'iem przed premierą Odysei Kosmicznej), do tego gameplay naprawdę był spoko i postać głównego bohatera niczego sobie.

     

    Obecnie zacząłem Killzone: Shadowfall. Grze za rok stuknie dekada. I nadal wygląda bardzo ładnie. W dodatku to FPS z nieco otwartym otoczeniem, który nie zalewa póki co milionem mechanik, punktów do odwiedzenia, aktywności i ch*jwieczego. Ot, mamy drona do zabawy, oraz po prostu idziesz i strzelasz. Dubbing to stary dobry Jetix z budżetem na aktorów Power Rangers. Czyli ten sam Killzone, który się zapamiętało z PS3. Fabuła póki co drętwa. Czyli jeszcze bardziej ten sam Killzone, który się zapamiętało z PS3. Ale kurcze, fajnie się strzela do Helghastów i to też ten sam Killzone, który się zapamiętało z PS3. A i jeszcze mega rzecz - gra błyskawicznie ładuje ostatni checkpoint i nie trzeba mieć do tego SSD. Co Guerilla to Guerilla ;)

    • Plusik 1
  13. Mafia 1: Definitive Edition (remake Mafii 1) - z remake'ami jest czasami ten problem, że jak gra się zbyt zestarzeje, to wierny remake jej nie odmłodzi. Mafia 1 należy do tego gatunku gier trochę, ale tylko trochę. W sensie grając w nią, będziesz czuł "że takich gier się nie robi już". W swoim czasie tarmosiła siura samemu GTA, pokazując że można zrobić mniej slapstickowy tytuł z jeżdżeniem po mieście. Chociaż nie było i nie będzie sprawiedliwe porówywanie tych serii. W zasadzie to Mafii bliżej do L.A. Noire niż do GTA, choć oczywiście L.A. ostatecznie wyszło później.

     

    Remake Mafia bardzo mocno trzyma się oryginału i nie próbuje go znacząco ulepszać. Choć przecież mógł - np. dodać lepsze znajdźki niż tylko okładki komiksów, dorzucić sklepy z ubiorem czy drobną aktywnością, albo choćby dodać jakieś materiały dodatkowe z produkcji gry. Mamy tu taki grubo ciosany city open world, nawet nie sandbox, bo miasto służy tylko do poruszania się po nim między misjami i w ich trakcie (głównie pościgi). Gameplay również jest bardzo konserwatywny - misje to głównie strzelaniny z użyciem osłon, misje skradankowe, czy misje samochodowe (pościg/wyścig/strzelanie z auta). I tyle. Nie ma tu misji pobocznych, nie ma dodatkowych aktywności, nie ma praktycznie też się gdzie zgubić - bo gra prowadzi gracza za rączkę i nawet jak przez moment się zastanawia co zrobić, to szybko gra go doprowadzi do celu. Czy jednak to coś złego? Niekoniecznie, bo mimo prostych schematów gra się przyjemnie. O ile nie wyskoczą jakieś babole techniczne, co niestety może się zdarzyć - raz mi się zglitch'owało dźwięk (musiałem zrestartować grę), innym razem zastrzeliłem cel misji, a gra dała game over bo "cel uciekł" (chyba na tamten świat :) ).

     

    To co ma być najsilniejszą rzeczą, to fabuła. Historia jest dojrzała, brutalna i zróżnicowana - dzieje się na przełomie różnych lat, dzięki czemu zmienia się nieco atmosfera i otoczenie, widać np. jak rozwija się miasto, zwiększa liczba samochodów, ludzie nieco inaczej się ubierają, w radiu są historyczne różne komunikaty z owych lat oddających tło historyczne - od prohibicji, po wielką depresję, aż po atmosferę przedwojenną. Z drugiej strony, gra pochodzi z czasów, gdy story potrafiło jakby rozjechać się z gameplay'em. Choćby klasyk, że w cutscence bohater ma dylemat czy zabić, czy nie - ale jakieś 5 minut temu wystrzelał dziedziniec pełen oprychów. Zresztą historia pragnie być dramatyczna czasami na siłę i wychodzą głupotki. Mimo wszystko fajnie było ją śledzić i chciało się zobaczyć co dalej.

     

    Podsumowując - Mafia 1 to w swym czasie na pewno gra lepsza niż dziś, ale nawet dziś jest dobra. Nie wybitna, ale dość porządna. Na pewno było tu pole do tego aby trochę ją jednak udzisiejszowić. Tak jak np. RNG Studio zrobiło przy okazji Yakuza Kiwami 2. W każdym bądź razie dla boomerów to i tak pozycja obowiązkowa, dla reszty - jak chce pograć w grę o mafii w city open worldzie i klimacie lat 30, to też powinna im się ta gra spodobać ;)

    • Plusik 4
  14. Godzinę temu, messer88 napisał:

     

    To akurat typowe zachowanie pececiarza. 

     

    Niekoniecznie. Ja z PS Plus Premium mam tak, że też próbuję znaleźć grę, która akurat mi "zaklika" w danym momencie. Ostatnio tak po długim szukaniu zaklikały mi Mafia 1 Remake, Sparkle Unlimited (zabijacz czasu) i Werewolf: The Apocalypse - Earthblood. Ten ostatni został zjechany przez recenzentów, ale na razie gra mi się zacnie :)

     

    Także to kwestia czasami żmudnego kopania po backlogu i abonamencie, aż znajdzie się "tę grę". Pomaga też streaming, bo można od ręki coś sprawdzić bez czekania na pobranie i instalację ;)

  15. 28 minut temu, michal napisał:

    no mam i to ogromny sentyment bo Back to Nature to w roku 2001 miał status wśród ludzi wręcz kultowy. Wielu ludzi chciało w to zagrać, a nie każdy w owym czasie miał z Harvest Moonem styczność. Poza tym ...symulator farmy na konsole w 2001 roku? Serio? To był czad ludzie!!!

     

    Zawsze możesz iść w kompromis i obczaić Rune Factory. JRPG + farma. Najbardziej żałuję, że Rune Factory: Oceans nigdy nie dostał remastera na PS4, ani nie ma go w streamingu. Kurde, najlepsza część. Lubię intro słuchać do zachodu słońca...

     

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...