Dorzucili by jakieś zimowe mapy
Jestem już mocnym Henrykiem, ale jeszcze sporo przede mną, więc coś w ramach wstępnego podsumowania mogę wrzucić:
Świetne w tej grze jest to, że nie jest w żadną stronę przegięta:
Nie ma nadmiaru stuffu do zebrania przy każdych zwłokach.
Nie ma ciągłych potyczek, jak w far cry, gdzie co dziesięć metrów ktoś chce cię zabić.
Nie tłuczesz kolesia na dwa hity: kwadrat, trójkąt, następny oponent, tylko trzeba się niekiedy namęczyć, jak się dobry kozak w zbroi trafi.
Kiedy walisz długo mieczem w przeciwnika, ten ma mocno nadszarpnięte elementy zbroi.
Znajdujesz przy nim broń, którą walczył (patrz Elex-gdzie np nie było przy zwłokach konkretnych mieczy, czy innych broni którymi nas okładano).
Nie ma perków przeginających naszą moc - ot, stopniowo, krok po kroku, walczysz, stajesz się lepszy w walce. Kradniesz, to i złodziej z ciebie wykwalifikowany.
I wiele, wiele innych rzeczy in plus.
Na pewno wspomniany wyżej brak elementów typowego slashera - powolna (zależna od broni) wymiana ciosów. Balet wokół przeciwnika, któremu patrząc prosto w oczy wpychasz klingę w sam środek pyska. Razy siekierą są mięsiste, niczym u rzeźnika. Z tą jednak różnicą, że tam nie widzisz krwi. Tu nie czujesz zapachu.
Dobry kompromis.
Odcinając się od tych nieszczęsnych bugów (których osobiście nie uświadczyłem tak dużo, a przynajmniej żaden nie zaszkodził mi konkretnie w gameplayu) gra jest zrobiona pod czującego klimat gracza. Wielbiciele rpg-ów odnajdą się tu, niczym rybka - bojownik w szklance z wodą. To jest podejście, jak w rockstar - gracze robią gry dla graczy.
Save game? Początkowo czułem się pokrzywdzony.
Dosłownie. Co rusz kilkadziesiąt minut gry w plecy. Teraz jednak doceniam to rozwiązanie. Bardziej ważę każdy powrót w miejsce, gdzie na ścieżce zostałem zaatakowany.
Niby jeden bandyta pobiegł za mną i odciągnięty od watahy dostał bęcki, ale jeszcze dwóch, może trzech nadal tam czeka. Z jednej strony kusi wbicie i złowienie doświadczenia w walce+jakieś żelastwo/bandaże, ale z drugiej - podświadomość podpowiada, że nie mam już ze sobą sznapsa. Lekka rozkmina, chwila przerwy w menu. Otwieram piwo, zasysam mocną szczyptę snuffu. Przeglądam menu, przerzucam kolejne zakładki zatrzymując się na opisach postaci. Gdybym zasejwował, wbiłbym z powrotem na pałę młócąc cepami i rozdając lagi na lewo i prawo, potem nastąpiło by wczytanie zapisanego stanu gry w razie niepowodzenia itd. To się naprawdę sprawdza. Czyni ze mnie wolnego poszukiwacza przygód, myślącego wojownika, który przypomina żywego człowieka, a nie jakiegoś godofwara.
Na dniach wrzucą uproszczenie w save game, ale nie wydaje mi się, żebym z tego korzystał.
( Alchemii nawet nie ruszyłem, ale stać mnie na sznapsy. Nowy koń za 2K i ok 5K w skrzyni za zwykły bandytyzm na leśnych ścieżkach... witaj wesoła przygodo!)