Treść opublikowana przez Kmiot
-
PSX EXTREME 336
No to wychodzi, że z tymi screenami to jakiś głębszy spisek i sabotaż! Wciąż możesz posiadać numer w własną, wydrukowaną recenzją! Ja wiem. Rozbawił mnie jedynie fragment, że o grze pisały najważniejsze media w Polsce i na świecie, gdy najprawdopodobniej powinni napisać "wykupiliśmy reklamy w wielu mediach polskich i światowych".
-
PSX EXTREME 336
Dobra, poproszę o trochę przestrzeni, bo mam coś do przekazania. Temat okładki łaskawie przemilczę. Jedynie dobór kolorystyki sprawia, że nie określę jej totalną porażką. Ale zasłona milczenia i tak się przyda, by niepotrzebnie nie sprawiać nikomu przykrości. Na szczęście potem jest już tylko lepiej (bo o gorzej byłoby trudno). Patrzcie Państwo. Perez stwierdził, że do numeru trafiło zbyt wiele reklam i żeby czytelnik nie był z tego powodu stratny to w tym miesiącu zwiększył objętość całego pisma o osiem dodatkowych stron. Za darmo. Bo było o czym pisać (Gamescom), więc z pewnością się nie zmarnowały. Kolejny dowód na to, że PE nigdy nie miało i nigdy już mieć nie będzie lepszego wydawcy. Tym bardziej, że nie było to wcale konieczne. Żaden rozsądny czytelnik raczej by nie miał pretensji z powodu powodzenia u reklamodawców i kilku stron mniej do czytania, ale tak czy srak należy docenić troskę wydawcy. Co nowego. Jest CoD, jest GTA. Zabrakło co prawda CD Projekt i Wiedźmina, ale mamy za to dyżurny temat plotek dotyczących Kolejnej Generacji Konsol. PlayStation 6. Najpierw pada info, że mówi się o konsoli o mocy zbliżonej do RTX 5090, a niżej Maciek twierdzi, że taka moc jest w jego ocenie niemożliwa do realizacji ze względu na cenę. Czyli mamy news, który redakcja uznała za na tyle wiarygodny, żeby go opublikować, a zaraz potem ta sama redakcja słowami Maćka zaprzecza tej plotce. Poza tym padają oczywiście magiczne zaklęcia w tytule. 4K i 120 klatek. Czytam o tym już od co najmniej dekady. Tym razem z pewnością się uda. Obstawiam, że zamiast “4K i 120 klatek” dostaniemy “4K albo 120 klatek”. Grucha chciałby grać w nowego CoDa na małym ekranie Switcha 2. Przyznaję, że prychnąłem z tego dowcipu. A tym bardziej, że to najpewniej nie jest nawet żart. Darksiders 4 (przy okazji literówka się zaplątała). Piechota z tym powrotem Okami to narobił mi smaka. Byłoby wspaniale, gdyby zapowiedzieli kontynuację! Cytat numeru. Pojedynek CoD vs. Battlefield zupełnie mnie nie grzeje. Pozorowane ruchy i ciosy z obu stron, to jak ekscytowanie się pojedynkiem naoliwionych wrestlerów w kolorowych ciuszkach. Lepsze gry FPS? Przecież mamy już dobre a nawet genialne FPSy o różnych smakach i zapachach. CoD i BF to osobna kategoria i branża już dawno przestała się na te gry oglądać czy z nimi rywalizować. Ohayo Nippon. Rozbawiła mnie informacja o uchwale z limitem czasu na korzystanie ze smartfonów. Czyli proponujemy ograniczenia, ale nikt ich nie będzie egzekwował, weryfikował i karał za ich ignorowanie. Dodam, że zapewne nikt nie będzie ich sumiennie stosował. Oni tam jednak nie są zbyt normalni w tej Japonii. Dobre bo polskie. Dział zaczyna się dość ciekawie, ale w połowie kończą się intrygujące wątki, a zamiast tego leci wyliczanka ile kto sprzedał House Flipperów, albo Green Hellów. Usypia bardziej niż konkurs skoków narciarskich w niedzielne popołudnie. Konsolometr PS5. Dobra, załóżmy, że kupiłem grę w pudełku za 300 zł. Potem za tę samą kwotę kupiłem co najmniej 10 cyfrówek mniejszych tytułów, żeby nie napisać “popierdółek”. Bo w promocji każda kosztowała mnie coś między 9-49 zł. Ale na wykresie będzie to 10:1 na korzyść cyfry i niektórzy będą się brandzlować jak to cyfra miażdży pudełka. W czymś się pomyliłem? Light of Motiram. Poważnie? Poświęcacie miejsce grze-zrzynce, o której niewiele wiadomo i jej premiera wstępnie planowana jest na końcówkę 2027 roku? MATERIAŁ PARTNERA. GOG.com. Kompletnie nie mam nic do zarzucenia tej formie reklamy. Jasne, że to nadal dość jednostronny i bezkrytyczny tekst niczym z jakiejś korpo-prezentacji, ale pomijając ten fakt to lektura minęła całkiem rześko. Nie było całkowicie bezdusznie, a to już jakaś zaleta, jeśli mówimy o materiale marketingowym. Ale z okładką to przesadzili. To miejmy od razu z głowy drugi MATERIAŁ PARTNERA, czyli Ecumene Aztec. Zabawnie się czyta jak twórcy gry piszą w nim o sobie w trzeciej osobie. “Twórcy deklarują, twórcy podeszli do tematu”, choć czytelnik powinien sobie zdawać sprawę, że to w zasadzie tekst samych twórców, bo przez nich zatwierdzony i zapewne zredagowany, a możliwe, że również napisany. Po co te pozory? No i ponoć PE pisało o tej grze. I owszem, przypominam sobie, że już o niej czytałem w PE, tylko… to też był materiał sponsorowany, żeby nie napisać, że zwykła reklama (wewnętrzna strona okładki numeru 334), więc z tym “potencjałem komercyjnym” to bym nie przesadzał. Generalnie sam nie wiem. Niby brzmi to profesjonalnie (zatrudnieni specjaliści, choć konkretnie wspomniano tylko o jednym), ale z drugiej strony ciągłe szukanie partnerów biznesowych śmierdzi trochę podejściem w stylu Mighty Koi, które robiło Thorgala i Pana Lodowego Ogrodu, a ostatnio okazało się, że od miesięcy zalegają z pensjami pracowników. Oni też aktywnie zachęcali do inwestowania. No nic, zobaczymy jak to się rozwinie tym razem, choć coś mi tu śmierdzi. Battlefield 6. Zawsze mnie to trochę trapiło. Cztery strony na beta test, potem najwyżej dwie na recenzję pełnego produktu. Czy tylko ja mam wrażenie, że w idealnym świecie powinno być odwrotnie? Albo przynajmniej po równo? Szastamy powierzchnią magazynu gdy opisujemy niegotowy produkt, a potem skrupulatnie wydzielamy każde pół strony gdy trzeba jakąś fajną grę zrecenzować, bo “papier nie jest z gumy”? W moim odczuciu takie playtesty nie powinny zajmować więcej jak jedną stronę, chyba że jest coś, o czym nie wiem i w związku z zaproszeniem na pokaz jest zapis, że potem trzeba tematowi poświęcić minimum cztery strony. A pomijając to. “Orgazm, szczęka na podłodze, zmiażdżone jaja” i… 8+. Ok, jest kilka bolączek wymienionych, więc w sumie jestem ciekawy jak to się odbije na ocenie końcowej w recenzji, bo nie wierzę, że w dwa miesiące je wyeliminują. Czy wtedy Butcher też obniży końcową notę, czy jednak już przymknie oko, bo to ocena, która idzie w świat? Przy okazji dostaliśmy potwierdzenie tego, o czym pisałem w zeszłym miesiącu na temat dominacji kontrolera nad myszką i klawiaturą. W przypadku Call of Duty oczywiście, bo Nicki Minaj. Relacja z Gamescom. Coś mnie zastanawia. Monika generalnie jest nieaktywna w czasopiśmie, zbytnio się nie angażuje, ale kiedy trzeba pojechać na targi to nagle wychodzi z dziupli już spakowana, gotowa zrobić o poranku jajecznicę oraz napisać kilka tekstów. Jest w tym coś fascynującego i intrygują mnie jej intencje. Generalnie skład wysłany na Gamescom jest “taki se”, ale przyznaję, że po Extreme Party 2025 do Muszyna i Zabłockiego zyskałem dużo uznania. Bo najwyraźniej nie brakuje im zaangażowania i motywacji. W ogóle doceniam, że redakcja wysłała na Gamescom szeroką ekipę, której “się chciało” zrobić to tradycyjnie, jak za dawnych lat. Chłopaki (i Monika) nie mają już dwudziestu lat, by biegać po halach targowych, hehe. Choć Kamiński to najwyraźniej zdążył tylko sprawdzić nowe Pokemony, bo to jego jedyny tekst. A wrażenia dotyczące gier? Nie mam wielu argumentów, by z nimi w ogóle dyskutować czy je oceniać. Autorzy byli tam na miejscu, często grali w dany tytuł osobiście, więc kim ja jestem by na tym etapie oceniać ich wiarygodność? Na to przyjdzie czas w okresie premier, ale do tego czasu o relacji z Gamescomu wszyscy już zapewne zapomną. Odniosę się więc jedynie do wybranych tekstów i tego jak one wpłynęły na moje oczekiwania dotyczące opisywanych gier. Pozytywnie zaskoczyła nie relacja z nowego Silent Hilla. Dwie “odznaki” Gry Targów, plus mocno zachęcająca i podbudowująca nadzieję treść. Nie oczekiwałem od tej gry wiele, ale najwyraźniej chyba muszę zacząć z podniesioną głową wypatrywać premiery, która już za rogiem. Jestem za to nieco zniechęcony drugą wielką marką horrorową, czyli Resident Evil 9, bo tutaj byłem pewien jakości, a Roger zaszczepił we mnie odrobinę niepewności. Opisany fragment rozgrywki brzmi totalnie tak sobie, ale ufam, że Capcom wie co robi i odkrywa tylko jedną kartę spośród pokerowych pięciu, które trzyma w ręce. Przyznaję, że mocno mnie intrygują powody, dla których Vampire: The Masquerade - Bloodlines 2 wciąż żyje. Dlaczego nikt tego nie uśmiercił, skoro gra przeszła tyle etapów resetów i zwątpienia? Ktoś tam musi mieć na kogoś niezłe haki, albo plecy u kogoś innego. Większe gry i marki kasowano przy mniejszych problemach produkcyjnych. A tak poza tym to Zax musiał się oczywiście zesrać na temat walki w Avowed. Chłop mógłby się skupić na własnej robocie, zamiast bez końca wyciągać na wierzch opinie jakichś internetowych randomów o jeszcze mniejszej publice niż jego. Onimusha: Way of the Sword. Poczułem ukłucie wstydu, bo nigdy nie miałem okazji sumiennie ograć żadnej Onimushy. Zawsze chciałem, nigdy się nie złożyło. Chyba każdy gracz ma jakąś serię, o której może napisać to samo. 007: First Light. Wartość tekstu spadła, gdy już wszyscy mieli okazję zobaczyć to, co Monika. Bo opisywany fragment to najwyraźniej ten sam, który widzieliśmy w dedykowanym grze pokazie State of Play. I sam nie wiem. Niby fajnie, są wybuchy i spektakularne akcje, ale jednocześnie raziła mnie wszędobylska sztuczność, reżyseria zdarzeń i oskryptowanie scenek. Oby twórców nie poniosła fantazja i oby zrobili grę, a nie film. Póki co jestem sceptyczny. Pragmata. Spotkałem się z ciekawą teorią spiskową, że akcja tej gry ma miejsce w uniwersum… Mega Mana. A nawet taką, że to kolejny Mega Man. I patrząc na to jak Namco potrafiło odmienić ideę Pac Mana przy okazji Shadow Labirynth to zaczynam sie zastanawiać czy Capcom nie miało podobnego pomysłu. Od jakiegoś czasu przyglądam się więc Pragmacie nieco uważniej i mimo że to co widzę całościowo nie zachwyca, to zaczyna nieco intrygować ta teoria “a co jeśli to nowy Mega Man?”. Ponoć twórcy zaprzeczyli tej teorii, ale musieli zaprzeczyć, skoro to póki co tajemnica! Pokemon Legends: ZA. Ostatni akapit to kwintesencja tej serii na Switchach. W skrócie: wygląda jak gra z PS2, klatki lecą na ryj nawet na Switchu 2 (a przecież gra wychodzi też na pierwszego Switcha), ale fani Pokemonów i tak kupią i będą zadowoleni. Wszystko się zgadza. Phantom Blade Zero. Zapowiedź na plus, bo potwierdza się, że to nie soulslike. Pocieszające i wystarczy, by dodatkowo zainteresować tytułem. Nie to, że na gry soulslike mam jakąś alergię, bo nawet lubię ten gatunek, ale na niedobór reprezentantów nikt raczej nie narzeka. Gothic Remake. Za mocno zabawny uznaję fakt, że w czasach gdy właściciele klasycznych marek zastanawiają się czy lepiej zrobić remaster, czy od razu remake to Gothic dostanie obie opcje. I niech mi ktoś powie, że nie żyjemy w czasach recyklingu. Hyde park. Patrzcie, patrzcie, jacy “nie calakuję gier”! Byle przejść i następna. Spokojnie, Walkiewicz platynuje za Was wszystkich. Osobiście też lubię docisnąć grę do 100%, robiłem to nawet przed epoką Osiągnięć, choć jednocześnie staram się z tym nie przesadzać i potrafię odpuścić. Platyna, z której jestem najbardziej dumny? Beat Saber (PSVR i potem ponownie na PSVR2), Outer Wilds (kocham tę grę) , Gran Turismo 7 (bo to tak naprawdę moje pierwsze Gran Turismo, któremu poświęciłem więcej niż kilka godzin, więc w gatunku jestem laikiem), a ostatnio Blue Prince. No i pracuję nad platyną w Suikodenach, bo to sentymentalna kwestia honoru. Adamus tak właśnie wydawałeś mi się węższy na tych zdjęciach z Extreme Party, ale założyłem że to przez ojcostwo i stres oraz niedospanie z tego wynikające. I hmmm, jakaś “tajemnica” jest aktualnie ogrywana. Nie ukrywam, że kiedy Ty masz jakieś tajemnice, to jestem zainteresowany. Nie było w ostatnich miesiącach na łamach Hyde Parku wielu pozytywnych doniesień. Chłopaki drżą o zdrowie, unikają stresów, używek, przechodzą operacje, zmuszani są do diety, a wpis Konsolite w tym numerze można streścić w słowach: “alkohol, gniew i Guilty Gear”. Dobry tytuł dla biografii. Recenzje. Mafia: The Old Country. Mamma mia, jaki ja mam wewnętrzny opór przed tym, by w końcu się zapoznać z cyklem Mafii. Sam podjeżdża na pasie transmisyjnym, ale ja uparcie przepycham go do tyłu z adnotacją “później, może kiedyś”. Adamus tą recenzją nie dołożył mi wielu zmartwień. Nie rozbudził ochoty i motywacji, a kwestia “naskórkowego gameplayu” w zasadzie tytuł skreśla z mojej listy. Dzięki Kacper! Ostatnio dorzucałeś mi tylko kolejnych tytułów do ogrania, więc tym razem miła odmiana. Demonschool. Zax znowu się sra o innych recenzentów, którzy śmią mieć odmienne zdanie. Z treści wynika, że to kasztan i słaba gra. Przeczytałem ją. Potem przejrzałem jeszcze dwukrotnie. Same wady. A nawet jak coś jest ok, to tylko przez pierwsze godziny, potem chujnia z grzybnią. Natomiast z oceny wynika, że gra jest średnia. Bo nikt mi nie wmówi, że 5 nie jest środkiem w skali 1-10. Jak już się po tytule jedzie i jest surowym, to trzeba mieć odwagę strzelić niską notą, a nie się tylko wyżywać w treści. No, chyba że u kogoś skala zaczyna się od 5, to wtedy ok. A w ramach ciekawostki dodam, że… gra się jeszcze nie ukazała. Jej premiera została przeniesiona na listopad, głównie z powodu nagle wydanego Hollow Knight: Silksong. Mamy więc dość niecodzienny przypadek recenzji na dwa miesiące przed premierą. A mówią, że prasa jest opóźniona, hehe. Ponieważ Zax zdecydowanie nadużywa wyrażenia “rudymentarny” to zamierzam go z tego rozliczać. Tutaj? Odnotowano “rudymentarny”. Cronos: The New Dawn. Nie wiem ile oryginalności trzeba, aby zadowolić Butchera. PRL-owskie smaczki doceniają wszyscy, z których opiniami się zapoznałem, więc jacy “nieliczni”? Ile jest gier na tym poziomie jakości i w takim anturażu? Pomysł ze zmuszeniem gracza do kontroli pola bitwy, aby zapobiegać ewentualnym połączeniom wrogów nawet jeśli nieco kulawo wykonany, to jest oryginalny. Skoro tego rodzaju PRL-owskie klimaty nie noszą ożywczych znamion, to jakiego rodzaju oryginalności oczekujemy w grach? Kolejnej epidemii zombie/grzybni w Ameryce? W Battlefieldzie brak oryginalności nie przeszkadza? Grałem kilka godzin w Cronosa i balans wydaje się ok, żadnego "frustrującego poziomu wyzwania" nie odnotowałem póki co. Wszystkiego jest mało i każdy strzał potrafi mieć znaczenie, czyli kwintesencja gatunku. W moim odczuciu wydźwięk recenzji jest nieco krzywdzący, umniejszający grze, tak jakby Butcher nieco na siłę i niepotrzebnie próbował zachować sceptyczny obiektywizm, choć z oceną liczbową ostatecznie mogę się pogodzić, bo mieści się w moich akceptowalnych widełkach. Hell is Us. Rzucił mi się w oczy screen "Alpha Footage". W ogóle zauważyłem w tym numerze, że screeny z recenzji autorstwa Komodo mają mało reprezentatywny charakter i rzadko prezentują “gemeplayowy look”. Naprawdę tak trudno zrobić “printscreen” czegoś z rzeczywistej rozgrywki bez udziwnień, artystycznych zapędów (photo mode) i marketingowych bullshotów? Pewnie się czepiam, ale z paru postów w dziale wnioskuję, że nie tylko ja na to zwracam uwagę. Za wzór niech posłuży recenzja nowej Mafii, gdzie gołym okiem widać, że Adamus sam zadbał o screeny (polskie napisy). A gra? Demo mnie przekonało i z pewnością zagram, ale premierowe okienko Hell is Us ma szalenie tłoczne i coś trzeba było wybrać. Więc póki co skupiłem się na Cronosie (patriotycznie) i za chwilę trzeba będzie się zająć nowym Silent Hillem. Niemniej nie dziwi mnie wysoka ocena omawianej gry, bo wyglądała co najmniej solidnie. Iwakura Aria. Korekta nieco zaspała. “Ponadto czuć, że z anglojęzycznym czasem tłumaczeniem jest coś nie tak”. Z drugiej strony Aysnel czujny, bo nie dał się zaskoczyć i stosuje wyrażenie “powieści wizualnej”. Jeśli jednak mam być szczery, to spolszczenie “nowela wizualna” jest dla mnie w zupełności akceptowalna (Mazzi ją stosuje przy okazji recenzji Dear me, I was…, a Jutrzen już zdążył to wytknąć). Szczególnie jeśli gra spełnia fabularne kryteria, czyli jest skupiona na jednym wątku i dość kameralna w swoich założeniach. Nie widzę powodu, by być aż tak kategorycznym, skoro użycie słowa powieść czy nowela nie zmienia znacząco wydźwięku. Drag x Drive. Jestem pewny, że w Nintendo zastanawiali się jak do tej gry wepchnąć Mario i spółkę. Wciskano ich już wszędzie, więc dlaczego nie tutaj, skoro to z całą pewnością zapewni sprzedaż. Ale najwyraźniej robienie z mieszkańców Grzybowego Królestwa inwalidów to było chyba zbyt wiele. W efekcie dostaliśmy gówno-gierkę z postaciami bez charakteru i tytuł bez zawartości, choć z nią Nintendo już nie pierwszy raz ma problem proponując tylko podstawowe tryby. W nowym Mario Kart uszło im płazem, bo to Mario Kart. Sengoku Dynasty. Chaotyczna ta recenzja. Gra to city builder, którego z jakiegoś powodu Kali koniecznie i dwukrotnie chce porównać z survivalem Green Hell. Mam też wrażenie, że gdyby nie inne gry, to autor miałby problem z opisaniem Sengoku Dynasty. Kali w recenzji posiłkuje się takimi tytułami jak: Medieval Dynasty (dwa razy), The Settlers, Green Hell (też dwa razy), Command & Conquer, “pierwsze Soulsy” (cokolwiek to znaczy), Total War: Shogun, MyCraft. Całkiem sporo odniesień jak na jedną stronę recenzji. Bo po co się silić na opisowość, skoro można się ograniczyć do zdania “jak w MyCrafcie”, a jak ktoś nie grał w MyCrafta, to jego problem, bo nie zrozumie. Na dobitkę doczepię się jeszcze plusów/minusów: zbieractwo zostało przez Kaliego uznane za zaletę, ale “za dużo zbieractwa” to już wada. Niby jestem w stanie się domyślić w czym rzecz i dlaczego tak, ale problem w tym, że treść recenzji w żaden sposób nie sygnalizuje żadnych problemów związanych ze zbieractwem. Strasznie bezładny ten tekst, chyba najsłabszy w dziale recenzji w tym miesiącu. Wisienką na torcie jest zdanie: "Mimo że koślawa animacja trochę zaburzała rozgrywkę, to jednak pasuje do charakterystyki Soulsów i przypominać pierwsze dwie części”. Nawet eliminując oczywistą literówkę i tak nie wiem co autor miał na myśli. Wheel World. Zax dostał ledwie pół strony do dyspozycji, ale miejsce na “rudymentarne” się znalazło. Echoes of the End. Zadziwiające, że ta gra kompletnie ominęła mój (i zapewne nie tylko mój) radar. Zwykle takie tytuły gdzieś przemykają na widoku i tylko na podstawie własnej intuicji je ignoruję. Ale Echoes of the End w ogóle nie odnotowałem. Ani przed premierą, ani po niej. Kompletna porażka marketingowa. Wnioskując po recenzji niewielka to strata, ale i tak jestem pod wrażeniem jak niewielkie echo towarzyszyło tej grze. House of the Dead 2 / Gears of War Reloaded. HIV zaskoczył (mnie) w tym miesiącu i wypadł wyjątkowo solidnie. Co prawda to tylko półtorej strony, ale niecodzienna odmiana jest warta odnotowania. Sensownie przekazana treść, bez wiejskich odpałów i dziwnie ubranych w słowa wniosków. HIV jeśli trzyma na uprzęży swoje nieco prymitywne zapędy literackie to potrafi dostarczyć wartościową treść. Będę obserwował czy to tylko chwilowe “wypadnięcie z roli”, czy zwiastun pozytywnej zmiany. Shinobi. Dopierdolka wizualna. Jak już wrzucacie screen z internetu (znak wodny Push Square) to chociaż wybierzcie coś atrakcyjniejszego. Nie wiem komu zawdzięczamy materiały graficzne do oprawy GRY NUMERU. Opcje są dwie: Majk jako autor recenzji, albo Romek. Temu drugiemu jestem w stanie jeszcze wybaczyć (choć brak gustu jest karygodny), a ten pierwszy ma już na koncie aferę z pożyczaniem sobie materiałów graficznych z internetu, więc dla dobra wszystkich niech odpowiedzialność weźmie na siebie Romek, hehe. https://www.pushsquare.com/games/ps5/shinobi_art_of_vengeance#enlarge-9 Kirby and the Forgotten Land. Zaczynam dostrzegać pewien schemat, szczególnie w obliczu nowego, PŁATNEGO DLC (1/3 ceny podstawki) do Bananzy dostępnego już dwa miesiące po premierze gry. Równie rozczarowującego co ten do Kirby’ego. A potem propozycji zakupienia Super Mario Galaxy 1&2 za 300zł. Nintendo na ostro przystąpiło do spieniężania swoich marek, więc gracze, trzymać szyk! Retrorecenzja. Deathtrap Dungeon. Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że to gra typowo pecetowa. A tymczasem zaskoczenie, bo tutaj w oceniaczce "PSX". Przy okazji może warto skrót dotyczący pierwszego PlayStation jakoś jednoznacznie ustalić, bo przy okazji Retrorecenzji widziałem już “PS”, “PSOne” czy “PSX”. Ze swojej strony proponowałbym jednak PS1, bo taki chyba najczęściej funkcjonuje w sieci. A samo Deathtrap Dungeon? Po przyswojeniu faktu, że gra była dostępna na PlayStation moje zainteresowanie nieco wzrosło, ale chyba nie na tyle, bym się zdecydował zagrać. Przy Primalu Kochaniec mnie namówił, tym razem się nie udało, ale lektura była to przyjemna i pouczająca. No i plusik za samo-podjebkę z erratą, choć pewnie i tak by mi umknęła, bo nie przywiązuję wielkiej uwagi do dat. I niech nikt nie myśli, że nie zauważyłem. Kiedy Konsolite nie ma żadnej recenzji w numerze to wiedz, że coś się dzieje. Możemy liczyć na jakiś komentarz? Bo nie chce mi się wierzyć, że “alkohol, gniew i Guilty Gear” tłumaczy sytuację. Publicystyka. Data Mining. Można to opisowo odróżniać od insiderskich przecieków, ale koniec końców efekty są podobne, żeby nie napisać, że takie same. Odebranie efektu zaskoczenia graczom, miesiące wysiłku i pracy twórców zaprzepaszczone przez jednego górnika, bo ten zamiast po prostu grać w grę i się nią cieszyć czekając na prezent urodzinowy postanowił przegrzebać szafę rodziców w poszukiwaniu ukrytego podarunku, psując niespodziankę sobie i innym gościom przyjęcia urodzinowego. Tekst miło się odróżnia i najlepszy jest w akapitach z przykładami gier, które igrają z data minerami (Animal Well zawsze w sercu), ale poza tym to trochę kopia artykułu o przeciekach i powtarzanie wniosków. Temat fajny, istotny, ale chyba poruszony zbyt szybko w stosunku do poprzedniego dotyczącego leaków. Aaa, kotki dwa czyli senność w grach. Trochę usypiający temat, hehe. Nie wiem czego się po nim spodziewałem, chyba niczego. Bo trudno mieć oczekiwania względem mechaniki, skoro funkcja snu najczęściej stosowana jest w grach w celu odzyskania HP, MP, staminy i czego tam jeszcze. Idziesz spać, a potem wstajesz, trudno tutaj o niebanalne rozwiązania. Autor skupił się więc na narracyjnym potencjale snu w grach i możliwościach, które daje. Surrealizm, oniryzm, postawienie rozgrywki na głowie. Nie wiem dlaczego, ale przychodzi mi do głowy What Remains of Edith Finch, bo tam wiele sekwencji gameplayowych było jak ze snu. W tekście widać dużo pracy włożonej przez autora, ale że temat niespecjalnie porywający to i o ekscytację podczas lektury było jakoś trudniej. Mafia sycylijska. Pisałem już, że nie przepadam za tematyką gangstersko-mafijną? Z całą pewnością, bo uwielbiam się powtarzać. Artykuł bardziej historyczny, niż gamingowy i domyślam się, że taki był zamysł, bo gdyby było inaczej, to gier z mafią raczej nie brakuje. Samym cyklem Mafii w połączeniu z Ojcem Chrzestnym (PS2) można pewnie zapełnić kilka stron. No, ale o Mafii dopiero co pisał Adamus, więc decyzja o pominięciu wątków raczej słuszna. Sam tekst całkiem udany, bo choć brakuje mi autorytetu by oceniać jego rzetelność (oraz zapału, by autora sprawdzać pod kątem faktów), to lektura minęła płynnie i przyjemnie. Minimum chaosu, nie odnotowałem nawet jednego fragmentu, który mi zachrzęścił między zębami. Oddworld jakiego nie znacie. Mam takie preferencje, że wolę czytać o grach, które jednak się ukazały. Filozofia “co by było, gdyby” nigdy do mnie nie przemawia, bo zwykle jedynie budzi żal i smutek z powodu zaprzepaszczonej szansy oraz zmarnowanego potencjału. Czy te gry miały szansę być czymś znaczącym? No właśnie nie wiem, pogadać możemy, ale i tak nic nie ustalimy. Jednak patrząc na rozwój uniwersum po dylogii Abe’a obstawiam, że mielibyśmy zaledwie kolejne przeciętniaki. Komodo swoim tekstem sprawił jednak, że biorę pod rozwagę ponowne zagranie w Abe’s Oddysse/Exoddus, więc zawsze jakiś to sukces autora, gdy tematem zaraża czytelnika. Final Fantasy V. No co ja mogę, skoro Kubica w swoim żywiole. Tym razem to nie jest ten przypadek, że zaraz po lekturze mam ochotę odpalić omawianą grę, bo z cyklem Final Fantasy prawie zawsze było mi pod górkę (z jednym wyjątkiem - FF9, które uwielbiałem i nadal cenię). Co nie zmienia faktu, że tekst Kubicy to znowu jedne z najprzyjemniejszych stron w całym numerze. The Evil Within. Najpierw najważniejsze: “Vanquish warte osobnego artykułu”? No kurde, jeszcze jak. Podobnie jak Binary Domain, chociaż nie wiem dlaczego akurat w tym momencie mi to przyszło do głowy. Adamusa skupionego na konkretnej grze uwielbiam najbardziej z wszystkich mi znanych Adamusów. The Evil Within nadrabiałem kilka lat temu, więc był poślizg, ale przynajmniej tym razem uniknąłem syndromu “muszę natychmiast zagrać” i jedno zmartwienie gracza na głowie mniej. Czytanie tego wysokiej jakości tekstu z czystym sumieniem i bez poczucia wstydu, że się w omawiany tytuł nie grało jedynie potęguje przyjemność oraz satysfakcję. Przy okazji pozdrawiamy Monikę Adamus, która zapewne była jedną z pierwszych czytelniczek gotowego, ale jeszcze niewydrukowanego tekstu. Superman. Jest bardzo dobrze. Wiadomo, że o grach z Supermanem nie ma co się zbyt wiele rozpisywać, bo nie ma o czym (dlatego Ostasz skupia się na ambicjach twórców, zamiast na ich rzeczywistych dokonaniach, hehe). Z kolei adaptacje filmowo-telewizyjne to są w takiej ilości i różnej jakości, że osiem stron byłoby mało. Niemniej trochę szkoda, że o wielu wcieleniach Supermana udało się zaledwie wspomnieć (Tajemnice Smallville wspominam niezwykle miło), a niektóre to trzeba było wręcz pominąć. Bo gdzie Nowe Przygody Supermana (w roli głównej: Dean Cain)? To jeszcze lata 90., ale kurde, za małolata uwielbiałem ten serial w TV i dla mnie to było ucieleśnienie Supermana. A tutaj nie doczekał się nawet wzmianki. Jestem tym faktem rozczarowany, ale sam tekst super. Nie tak super, jak Superman, ale trochę super. Extreme Plus. Czarna magia AI. W kontrze do Pixa napiszę, że podoba mi się zmiana tematyki Extreme Plusa. Mam też wrażenie, może mylne, że wzrosła jakość tekstów Zabłockiego, choć wciąż zdarza mu się nieco “polać wody” albo uprzeć się przy jakimś wyrażeniu (gdybym jeszcze raz przeczytał o teatrze, aktorach, scenariuszu i inscenizacji, to chyba coś by we mnie pękło i nie byłby to słoik). Dodatkowo znów do tekstu przedostały się jakieś znaki, których edytor najwyraźniej nie rozpoznał. I jak wspomniałem w zeszłym miesiącu - może warto rozważyć pewną rotację w tematyce tego dodatku. Wiele miesięcy z rzędu mieliśmy sylwetki postaci z branży. Teraz zapowiada się, że kolejne numery upłyną nam pod znakiem zagadnień technologicznych, ale przecież można tematyką ładnie pomieszać, urozmaicenie zawsze w cenie. Felietony i kąciki. Comix Zone. Manor w temacie wytyka, że za dużo w kąciku Marvelozy i sam już jakiś czas temu miałem podobne spostrzeżenie, ale miesiąc temu Muszyński ładnie pomieszał tematycznie, więc wytrącił mi argumenty. A w tym miesiącu znowu się podłożył, bo 3/4 kącika to Marvel. Więc napisze jeszcze raz, choć zapewne i tak nie dotrze: za duże stężenie Marvela/DC. BAKA. Pix zaproponował, że może warto rozważyć wariant kilku mniejszych recenzji, zamiast jednej dużej. Ale przecież ten Kącik Anime kiedyś tak właśnie wyglądał, ale chyba nawet Konsolite uznał, że nikt normalny i tak nie ma czasu oglądać wszystkiego, więc lepiej wybrać jeden tytuł i na nim się skupić. I ja wciąż jestem zwolennikiem tej opcji. Wolę co miesiąc jedną szerzej opisaną perełkę, niż zdawkowo przedstawiony przegląd przeciętniaków z perełką między nimi. Pisarski. Branżowe książki zawsze warte są promowania. Co prawda nie jestem przekonany czy tematyka tej akurat publikacji do mnie przemawia. Lubię czytać książki o grach, o ich powstawaniu, kulisach, ale książki szerzej omawiające branżę jakoś mnie nie przyciągają. Pewnie poczekam na opinie i jeśli to będzie jakiś “sztos” to się skuszę, ale jeśli tylko “dobra książka”, to odpuszczę. Zax. Kwintesencja zaxingu. Pretensje do graczy i recenzentów, że się nie znają i nie podobają im się gry/DLC, które Zax uważa za wybitne. No jak to możliwe?! Poza tym stara, zgrana kaseta magnetofonowa z samymi klasykami: Starfield, Elite Dangerous, Mechwarrior, tylko trochę dziwne, że Microsoft Flight Simulator się nie zmieścił, ale i tak lista przebojów obfita. Walkiewicz. Michał jest Ready or Not zachwycony, Butcher w recenzji kręci nosem na całego, twierdząc, że "Not Ready". I tak się powoli żyje między opiniami, tylko Zax nadal niepogodzony, że są różne. Marcellus. Marcin odpiął wrotki na całego. Czego tutaj nie ma! Są korporacje, jest lewactwo i prawactwo, jest patronat Elona Muska. Chciałoby się coś poczytać o grach, ale może mam zbyt wysokie wymagania? Piechota. Trochę dziwny ten felieton. Wydaje się jakiś enigmatyczny, z ukrytym dnem, mało dosłowny. Adam coś próbuje przekazać, ale albo coś mi umyka (jakiś wątek), albo jestem za głupi, by do końca zrozumieć o jakich atakach na stolicę mowa. Może jakieś bagienko dziennikarskie mnie ominęło. Już nie wspominając o “patologicznych sposobach”, o których w swoim kontekście wspomina Adam, a ja już jestem pewien, że czegoś nie zauważyłem i przez to teraz nie rozumiem. Ostatnie akapity brzmią jak próba oczyszczenia własnego sumienia i wyznanie grzechów, ale ostatecznie kończy się chyba pozytywnie, więc mam nadzieję, że Adam poczuł jakąś ulgę. Ja właściwie nie wiem o czym przeczytałem. Roger. Naczelny w tym miesiącu dzieli się oczywistościami, z których każdy rozsądny gracz już jakiś czas temu zdał sobie sprawę. Nasyceni otwartymi światami, chętnie wracamy do klasycznych form gier, lepiej dostosowanych do ograniczonego czasu, który możemy przeznaczyć na granie. Wybór między poświęceniem 100 godzin jednemu tytułowi z open worldem, a przejściu w tym samym czasie pięciu mniejszych gier, które wydają się bardziej szanować mój czas coraz rzadziej jest trudnym wyborem. Z otwartymi światami mam jeszcze ten dodatkowy problem, że o ile nowe, świeże IP jeszcze przyciąga moją uwagę i ciekawość, to sequele już niekoniecznie. Pierwszego Horizona zaliczyłem z przyjemnością, a mimo to do drugiego już mnie nie ciągnie, bo się nasyciłem. Death Stranding pokochałem, DS2 kończyłem nieco na siłę. Spiderman 2? No nadal fajnie się grało i śmigało między budynkami, się przecież ja już to robiłem i głód nowych doświadczeń nie został zaspokojony. Dlatego też najprawdopodobniej odpuszczę Ghost od Yotei, szczególnie przy premierowej cenie. No, chyba że się okaże, że gra jest czymś dużo więcej, niż tylko kontynuacją czarującego Ghost od Tsushima z mało istotnymi usprawnieniami. Zamiast tego wolę wrócić do paru klasyków, albo sprawdzić 3-5 świeżych marek. Taka jest moja prawda gamingu. Głos Ludu. @Suavek wie, że doczekał się publikacji? Jeśli nie, to uprzejmie donoszę. Ok, to chyba fajrant z mojej strony. Tradycyjnie dziękuję za kolejny już numer wszystkim zaangażowanym i każdemu z osobna. Można się brać za lekturę Xbox Extreme, bo zaraz kolejny numer miesięcznika, coraz trudniej nadążyć! Elo.
-
PSX EXTREME 336
Jestem pewien, że nikt w redakcji nie oczekuje opinii w formie pracy magisterskiej (poza Perezem co miesiąc w stosunku do mnie). Ale nawet kilka zdań ucieszy autorów, nawet jakaś pojedyncza pochwała, albo przypierdolka, bo oni to tworzą i piszą dla czytelników, więc zawsze miło, gdy czytelnik da do zrozumienia, że przeczytał. Na forum i poza nim zdarza nam się marnować czas na głupsze rzeczy, scrollować bezmyślnie internet, więc może zamiast tego poświęcić 5-10 minut, by napisaniem opinii dodatkowo zmotywować Zgredów do dalszego tworzenia miesięcznika i kolejnych specjałów. Przeczytałem opinię Pixa (bardzo ładna) i sporo rzeczy pokrywa się z moimi odczuciami, więc chyba zachodzi jakaś synchronizacja jak z miesiączkami u kobiet.
-
ZgRedcasty
Bym coś poklikał Mordeczko, ale nie umiem i nie chcę umieć w Facebook. Postaram się jednak zaglądać.
-
Extreme Party 2025 - impreza Ekstrima w starym stylu
Czyli co? Wszystko jest dla ludzi, w tym występy artystyczne w wykonaniu atrakcyjnej kobiety, ale gracze to nie ludzie, więc dla nich to nie? Tak samo jak granie atrakcyjną bohaterką - nie ma przyzwolenia, piwniczaku.
-
Extreme Party 2025 - impreza Ekstrima w starym stylu
- Helldivers 2
Gracz CoD z poprzedniej strony postanowił jednak włożyć dodatkowy wysiłek i wrócił do gry, by spróbować nieco lepiej zrozumieć jej założenia (oraz pochwalić się umiejętnością czytania wyskakujących informacji).- Helldivers 2
Ten wynik jest bardzo wiarygodny, biorąc pod uwagę fakt, że od momentu premiery Helldivers 2 na Xboxach ilość graczy na serwerach gry znacząco wzrosła i są to liczby rzędu 100-150k więcej graczy w danym momencie. Ostatni duży update z maja zgromadził w szczytowym momencie 230k graczy i to do czasu premiery Xboxowej był chyba tegoroczny peak. Wczoraj w nocy jednocześnie grało 410k graczy. Część bazy PS5/PC zapewne po prostu powróciła do gry, ale z moich obserwacji wśród znajomych z którymi przez ten przeszło rok grałem wynika, że to tylko skrawek dawnej społeczności (większość nie wróciła do gry). A skoro w jednym momencie mogło grać 100-150k nowych graczy, to sprzedażowy milion wydaje się dość prawdopodobny. Zresztą to dobra gra, która przez kilkanaście miesięcy wyrobiła sobie zasłużoną opinię i nikt nie musi jej kupować w ciemno, więc nie jestem zaskoczony, że dobrze się sprzedaje.- Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Nie miałem do czynienia z tym wydawnictwem o Wiedźminie, bo mam tego tematu po dziurki w nosie, ale podejrzewam, że czasami stażyści czy debiutanci po prostu mają styl, jakby pisało to AI. To jeszcze nie znaczy, że rzeczywiście z tego narzędzia korzystali, ale skoro jakość tekstów jest taka, że nie widać różnicy, to po co mi takie wydawnictwo?- Metal Gear Solid: Trylogia
Powinna być limitka z portretem Hideo Kojimy na okładce. Przedstawionego w aureoli.- Blue Prince
- CRONOS: The New Dawn
Patrzcie jak go pieką Potężne Bloobery! Też klepnąłem patriotyczne zamówienie, choć Bloobery (przypominam, że potężne) mają trudne zadanie rywalizacji z Hollow Knightem za 20$. To już lepiej z GTA6 walczyć, bo przynajmniej ceną konkurują.- Znowu do budy...
- Helldivers 2
Haha, gracz CoD jest wściekły gdy okazało się, że aby odblokować sprzęt Halo musi rzeczywiście GRAĆ W GRĘ, którą kupił. No kto to widział, żeby czegoś takiego wymagać w dzisiejszych czasach. Poza tym dodajcie Tactical Sprint i tryb PvP, bo gra za mało podobna do CoD.- Zakupy growe!
Sierpień się w zasadzie skończył, więc pora na podsumowanie miesiąca w zakupach growych. Szaleństwa nie było, bo trzeba się zbroić w fundusze na obfitą w premiery jesień.- własnie ukonczyłem...
FAR: Lone Sails [PS4] Gatunek: artystyczna pierdółka (w miłym tego słowa znaczeniu) na dwa leniwe wieczory. Choć jeśli się uprzeć, to można ten czas skrócić do nieco poniżej dwóch godzin. Kierujemy ludzikiem, którego celem jest podróż w prawo ekranu, ale nie musimy polegać wyłącznie na własnych nogach, bo do dyspozycji mamy dość nietypowy środek transportu. Coś mocno przypominającego parostatek, ale z racji, że przemierzamy iście postapokaliptyczny świat praktycznie pozbawiony wody, to nasz pojazd wyposażony jest w ogromne koła, które są niezbędne w tym chwilami mocno nieprzyjaznym środowisku. Rzecz jasna nasz parostatek sam z siebie nie jedzie, więc na bieżąco musimy dorzucać opał do pieca, by napędzać maszynerię, a w sytuacjach awaryjnych możemy sobie pomóc linką holowniczą, choć nie spodziewajcie się, że będziecie cały sprzęt ciągnąć na wątłych nogach ludzika. W każdym razie taki jest nasz startowy zestaw przetrwania, bo w trakcie przeprawy możemy się spodziewać pewnych ulepszeń pojazdu, o których rzecz jasna nie zamierzam wspominać, bo nie ma takiej potrzeby, by te drobne niespodzianki komukolwiek psuć. No dobra, istnienia żagli chyba nie muszę przed nikim ukrywać, skoro widać je na praktycznie każdym materiale promocyjnym, włącznie z okładką gry. Ale poza tym wystarczy wiedzieć, że naszym priorytetem jest brnąć do przodu za wszelką cenę, dbając o opał na pokładzie. Ten nie materializuje się żadnym magicznym sposobem w kotłowni, więc często będziemy zmuszeni opuścić bezpieczną przestrzeń pojazdu, by w poszukiwaniu zasobów splądrować jakieś napotkane budynki. Albo by jakimś sposobem usunąć przeszkodę środowiskową, która uniemożliwia parostatkowi dalszą podróż. To takie drobne zagadki wymagające odszukania przejścia, przełączania jakiejś dźwigni, albo wduszenia przycisku, który otworzy wrota czy podniesie most. I już za chwilę znów wracamy na pokład naszego pojazdu, rozpędzamy maszynerię, wychodzimy na dach, stawiamy żagiel i cieszymy się widokiem tego zniszczonego, wymarłego świata wypełnionego wrakami pojazdów i pustynnej suchej ziemi. Ach, przygodo! Nieco upraszczam tę gierkę, bo jak wspomniałem - są tutaj dostępne pewne ulepszenia pojazdu i nowe mechaniki, więc zajęcia i jakiegoś rodzaju świeżości na tych kilka godzin raczej nie zabraknie. Tym bardziej, że obok długich i spokojnych (wręcz medytacyjnych) fragmentów spędzonych pod żaglami, czasami będziemy musieli jednak się sprężać w ruchach, by uniknąć zagrożenia. Gra co prawda nie podniesie nam ciśnienia ani nie wystawi na ciężką próbę naszej zręczności, bo system punktów kontrolnych nie pozwoli się zirytować i zwykle druga próba kończy się sukcesem, ale to zawsze miłe i pożądane urozmaicenie przygody. Całość skąpana jest w odcieniach szarości, paleta barw artystycznie ograniczona, niespecjalnie nasycona. Jedynie pojedyncze elementy wyróżniają się czerwienią, a to zwykle oznacza, że możemy z nimi wejść w interakcję. Muzyka trzyma podobny fason co oprawa graficzna i przede wszystkim stara się wtopić w tło, nie narzucać, nie odciągać uwagi, choć kilka razy wybrzmi udanymi akordami. Miła gierka, jeśli się szuka czegoś na wyciszenie. Death Stranding 2: On the Beach [PS5] Wyobraź sobie, że właśnie skończyłeś grać w Death Stranding z 2019 roku i jesteś niezwykle zauroczony tym tytułem, jego koncepcją oraz atmosferą. A na następny dzień gra postanawia zabrać ci wszystkie przedmioty, ulepszenia, bronie, zasoby, rzuca na nową mapę i każe od nowa robić to samo, co robiłeś już przez ostatnie 100 godzin. Tak właśnie się czułem grając w Death Stranding 2. Jeszcze na początku roku miałem w planach ponownie ukończyć pierwszą część gry, bo minęło już blisko sześć lat i wielu wątków nie pamiętałem. Z moich planów nic nie wyszło i całe szczęście, bo tylko dzięki temu wystarczyło mi zapału na spędzenie z nową grą Kojimy 130 godzin. Gdybym miał zaliczyć obie jedna za drugą, to chyba bym odpowiedzialnego za nie człowieka znienawidził. A tak to tylko się rozczarowałem. I żeby było jasne. Death Stranding 2 to wciąż genialna gra, z którą potrafiłem spędzić długie godziny wypełniając kolejne zlecenia, planując podróż i zarządzając ładunkiem. To wszystko ponownie mnie uzależniło i dostarcza (hehe) satysfakcji. Pętla rozgrywki niewiele się zestarzała, ale z oczywistych powodów brakuje jej tej świeżości i nieco się zleżała. Pewnie, że nowa mapa wydaje się dużo ciekawsza i atrakcyjniejsza. Jasne, że doszły nowe narzędzia, a te znane doczekały się znaczących ulepszeń. Oczywiście, że warstwa akcyjno-strzelankowa zyskała na głębi i swobody w podejściu. Imponuje też praktycznie zerowa ilość technicznych wpadek, bo DS2 jest wylizane na błysk, co powinno być normą, a jednak proszę - wspominam o tym w ramach zalet, biorąc pod uwagę w jakim stanie obecnie niektóre gry się ukazują. Praktycznie wszystkie części składowe doczekały się ulepszeń, a oprawa poraża jakością. Dlaczego więc mimo wszystko czuję gorycz? Możliwe, że to kwestia oczekiwań. Kojima już mnie zdążył przyzwyczaić, że nie brakuje mu pewnej twórczej odwagi, każdy jego MGS potrafił w jakiś sposób wyróżnić się na tle pozostałych. Nie brakowało ryzykownych decyzji gameplayowych, śmiałych fikołków fabularnych, igrania z odbiorcami, idei dziwnych, nie zawsze trafionych, ale zawsze w pogoni ku zaskoczeniu gracza. O tym jak oryginalny i ożywczy był pierwszy Death Stranding nawet nie muszę zbyt wiele pisać. Mógł się nie podobać, ale innowacyjności nikt tej grze nie odmawiał. Doszło do sytuacji, że kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi kontynuacji jeszcze bez pełnego tytułu (tylko skrótowiec DS2), to przez chwilę zastanawiałem się czy naprawdę oznacza to, co wszyscy myślą. W końcu to Kojima, możliwe, że nas robi w chuja. Po prostu myślę, że ostatnie czego się po Kojimie spodziewałem to zwykłego, bezpiecznego sequela, który nie wywraca żadnego stolika i nie ma ambicji na choćby krztynę szaleństwa i nieprzewidywalności. Choć jeśli na to spojrzeć z drugiej strony, to Kojima zaskoczył mnie brakiem zaskoczeń, ale od stagnacji są już przecież cykle w rodzaju Assassin’s Creed. Wydźwięk fabularny Death Stranding 2 ma znacznie większy potencjał emocjonalny, niż poprzednio, ale jednocześnie rozmyty jest dużo bardziej niezręcznymi momentami, absurdalnymi pomysłami i scenkami wyjętymi z kapelusza. To jakby w filharmonii orkiestrą dyrygował maestro w stroju klauna. Niby nie jest to nielegalne, ale jakoś się nie komponuje. I ja wiem, że to Kojima, więc mogłem się tego w jakimś stopniu spodziewać i pewnie nawet bym wybaczył, gdyby nie to, że reszta gry jest taka nienatchniona oraz odgrzewana. Nawet muzyka w “jedynce” jakoś uderzała bardziej. Naprawdę chciałem żeby Death Stranding 2 podważyło moje przekonanie, że w przypadku gier z otwartym światem tylko pierwsze odsłony i nowe IP są w jakimś sensie świeże. Każda kontynuacja w tym gatunku potrafi mnie w mniejszym lub większym stopniu rozczarować i zwykle pachnie lekką stęchlizną. Kojima miał być zaprzeczeniem, bo byłem przekonany, że znów zaryzykuje. Wybrał bezpieczną ścieżkę i degradację z mojej Gry Roku 2019 do Rozczarowania Roku 2025. A Short Hike [PS4] To ciepła, niespieszna opowieść o małych, dobrych uczynkach, byciu pomocnym, o miłych słowach, o tym jak ważna jest wiara w siebie i swoją wartość. O rzeczach, które nam umykają w szumie codzienności, bo są tak powszechne i dla nas oczywiste, że po prostu zapominamy je doceniać. Pokierujemy Claire, młodą ptaszyną, która musi się wspiąć na szczyt okolicznej góry, by tam złapać zasięg sieci komórkowej. Niestety jej początkowe umiejętności na to zbytnio nie pozwalają, więc najpierw czeka nas nieco eksploracji w okolicach podnóża góry w poszukiwaniu złotych piórek. Każde zapewnia nam dodatkowy “podwójny skok”, albo sekundę wspinaczki po pionowej ścianie. W trakcie szwendania się spotkamy też mieszkańców i turystów, którym czasami możemy (ale nie musimy) pomóc coś odnaleźć, ścigać się z nimi, albo zagrać w jakąś mini gierkę. Jak cała gra, dialogi są ciepłe, ale przy tym zwięzłe i zabawne w ten uroczy sposób. Niby powinniśmy się skupić na celu w postaci szczytu, a jednak nie potrafimy sobie odmówić zboczenia z kursu, by wysłuchać co ma do powiedzenia kolejny sympatyczny antropomorficzny zwierzak. Tytuł gry to zarazem deklaracja i zobowiązanie. Ta niepozorna gra skrywa kilka satysfakcjonujących sekretów, ale nawet jeśli postanowimy być niezwykle skrupulatni w odkrywaniu tajemnic góry i okolic, to cała wyprawa nie powinna nam zająć więcej niż 5 godzin. To rzeczywiście Krótka Wędrówka. Barwna oprawa ma niezaprzeczalny urok, a dla smaku każdy gracz może sobie wybrać preferowany ”tryb graficzny” - od całkowicie wygładzonych krawędzi, po “piksele” wielkości twojej starej. Co? Kto to napisał? Jedyny zarzut jaki mogę mieć do A Short Hike to ten, że z góry ustalona perspektywa kamery utrudnia eksplorację i w ogóle orientację. Brakuje jakiejkolwiek możliwości rozejrzenia się po okolicy, często jesteśmy zmuszeni lecieć “na ślepo” w stronę kamery. Poza tym gierka wpisuje się w przekaz, który sama stara się rozpowszechnić. Jest małym, dobrym uczynkiem twórcy (tak, pojedynczego). Może umknąć w zalewie większych tytułów, ale warto A Short Hike docenić za szczerość.- Helldivers 2
- Helldivers 2
A tego to ja nie wiedziałem. I jak to teraz będzie wyglądać? Nixxes będzie tym zarządzać, czy jak? Bo port gry to jedno, ale GAASy wymagają jednak ciągłej uwagi, tym bardziej takie na martwym od kilu lat silniku, który Arrowhead rozgryzło na własną rękę. Helldivers II Was Built on an Archaic Engine That You Can...One of 2024's most renowned games has proven that even discontinued software can be employed to create something stunning.Zresztą to nie zmienia faktu, że Arrowhead/PlayStation musiało wyjść z inicjatywą, a Nixxes/Xbox chciało współpracować. Wszyscy raczej zadowoleni.- Helldivers 2
To nie deweloper, tylko aktualny CEO Arrowhead, więc... no. Oczywiście, że powie o zasługach PlayStation, w końcu to ich marka, końcowa decyzja i bez ich przyzwolenia nic by z tego nie wyszło. Tobie chyba nie muszę tłumaczyć. Ale to nie PlayStation robi tę grę, tylko ekipa Arrowhead w Sztokholmie i od nich ostatecznie zależało czy mają na to moce przerobowe i podołają. Game Director Helldivers 2 w podcaście na kanale Xbox mówił, że to Arrowhead wyszło z inicjatywą, co potwierdziła jakaś babeczka ze strony Xboxa. Ile w tym wszystkim było "PlayStation nam kazało, więc się zgłaszamy" a ile "zaproponowaliśmy PlayStation, oni wyrazili zgodę, więc się zgłaszamy" to nie jestem w stanie orzec.- Helldivers 2
Tak w temacie kolorowych skórek, o których mowa powyżej. Dyrektor kreatywny (były CEO, który sam się zdegradował, by być "bliżej gry") już rok temu pisał, że o ile dopuszcza a nawet chciałby, aby w grze pojawiły się kolaboracje, to muszą one być spójne i nie rozcieńczać samych Helldiversów. Killzone jak najbardziej pasowało, teraz Halo również komponuje się całkiem nieźle - nie przyćmiewa, ale dla wielu jest miłym smaczkiem (ten widok FPP). Nawet soniarze nie narzekają, tylko biorą nowe bronie czy zbroje i je testują. Sony 4 Life, a biega w pancerzu z Halo, hehe. Czy z czasem twórcy zmienią podejście? Nie sądzę, bo to jednak inny typ gry, niż przywołany Call of Duty. Idea pozbawiona rywalizacji przyciąga w dużej mierze inny typ graczy. Na przykład mnie, który na CoD i podobne nawet się nie oglądam, co tylko po części wynika z tego, że jestem w nie słaby (nie gram regularnie, to jestem słaby, duh!). Część bazy graczy się oczywiście pokrywa, ale duża część społeczności Helldivers jest z zupełnie innej szkoły i natury, napisałbym, że dojrzalszej, ale nie chcę nikogo obrazić, hehe. Helldivers 2 będzie żyło i miało się dobrze, póki twórcy zapewnią grze nową zawartość i piszę tutaj o mięsie, nie kolorowej posypce z wierzchu (skórki). Nowi wrogowie, zupełnie nowe bronie, manewry, rodzaje misji, biomy, eventy społecznościowe - póki co twórcy wydają się doskonale to rozumieć i nie muszą stosować nieuczciwych chwytów. Każda waluta jest do zdobycia w trakcie gry i misji (choć jest możliwość przekazania dodatkowego wsparcia pieniężnego twórcom w zamian za najrzadszą walutę, z czego czasem korzystam, bo uważam, że im się należy, skoro bawię się ich kosztem już kilkanaście miesięcy), każdy zrzut nowego uzbrojenia od premiery jest stale gotowy do wykupienia i nowy gracz dołączający dzisiaj przy wystarczającym zaangażowaniu może względnie szybko nadrobić i nie jest na straconej pozycji, bo to nie rywalizacja i od weteranów otrzyma tylko wsparcie i naukę, a nie wpierdol, by podbić sobie licznik fragów. Helldivers 2 to nie jest gra, w którą młóci się cięgiem (choć i tak się zdarzało), to raczej tytuł do "jednej misji wieczorem z chłopakami", tytuł do powracania co jakiś czas przy okazji zrzutu nowej zawartości, tytuł niczego nie wymuszający i czekający na nasz nastrój. Zachęcający, ale bez presji, bo przecież rangi nam nikt nie odbierze, a nowa broń poczeka na odbiór ile będzie trzeba. No i na potwierdzenie tych słów już w przyszłym tygodniu Druga galaktyczna Wojna znów nieco zmieni oblicze, bo chwilami będziemy zmuszeni zejść pod ziemię, pozbawiając się tym samym tak istotnego wsparcia z powietrza. Ciekawostka: to samo Arrowhead wyszło z inicjatywą wydania gry na Xboxy, choć zakładam, że wcześniej musiało zapytać o zgodę papę PlayStation (a ten w zgodzie tylko pokiwał głową, dumny z przedsiębiorczości pociechy). Współpraca pod kątem kolaboracji z Halo ponoć przebiegała błyskawicznie i płynnie. A społeczność? TOP. Pamiętacie jak gracze postawieni przed wyborem, którą planetę ratować, wybrali tę z fikcyjnym szpitalem dziecięcym, choć uratowanie tej drugiej zapewniało nowe uzbrojenie? Woleliśmy się poczuć lepiej jako ludzie, niż zostać nagrodzonymi jako gracze. A Arrowhead? Poruszone naszą decyzją przekazało już prawdziwą darowiznę na prawdziwy szpital dziecięcy. Gracze nie pozostali dłużni i też zaczęli przelewać darowizny. Powiecie, że to nie jest jedyny przypadek działalności charytatywnej w grach, rzecz w tym, że tutaj to się toczyło naturalnie, organicznie. Nikt nam nie powiedział: "jak uratujecie szpital, to będzie nagroda". Zrobiliśmy to, bo było jedynym słusznym wyborem. Arrowhead stworzyło kapitalną grę, słucha graczy jak mało które studio, stale dodaje nową zawartość i rozwija istniejącą. Nie narzuca presji, nie wyciąga ręki po więcej pieniędzy. Czego wymagać więcej od branży w 2025 roku? Jako bonus macie Square, którego wczoraj niechcący lekko podpaliłem, ale ktoś tu lubi dramatyzować.- Helldivers 2
Peak był w godzinach nocnych, bo zwykle to Ameryka (Ameryki?) robią znaczące liczby. Widać, że parę razy serwery zaprotestowały xd Teraz się stabilizuje, bo Ameryka śpi, a Europa pracuje. A to tylko wtorek, gdy nie każdy może sobie pozwolić na beztroską gierkę z kolegami.- Helldivers 2
- PSX EXTREME 335
Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę, że żaden z nich nie jest one-man-army. Żeby daleko nie szukać wystarczy sięgnąć po tekst Grabarczyka z obecnego numeru, by mieć dowód, że Kojima tylko pewne rzeczy zatwierdzał. Miyamoto? Extreme Plus z zeszłego numeru dotyczący Takashiego Tezuki też wiele rzeczy uświadamia. Niestety nie potrafię ocenić indywidualnego wpływu na gry ani Kojimy, ani Miyamoty, ani tym bardziej Druckmanna. Z tym, że ten ostatni jest póki co w branży "świeżakiem" (w porównaniu do dwóch pozostałych, legendarnych wręcz panów) i trzeba poczekać przynajmniej dwie dekady, by uzyskać pełną perspektywę i móc ich obok siebie zestawiać pod kątem osiągnięć. Ja mu niczego nie odbieram, nie umniejszam, nigdy nie napisałem złośliwego komentarza o nim samym. Po prostu rozbawiło mnie towarzystwo, obok którego został posadzony przy stoliku. Według mnie jeszcze na takie punkty odniesienia nie zasłużył.- PSX EXTREME 335
Nic się nie stało. Obstawiam wręcz, że taki news zasługiwał akurat, by go dać dwukrotnie. Ten crunch mnie wykończy. Masz dużo racji. Oficjalnie przepraszam Sebastiana Milę za niegodne porównanie. Wiesz, z tego co widzę, to wspomnianych przez Ciebie gier nie reżyserował, ani nie pisał do nich scenariusza samodzielnie. Przy Uncharted 2 głównodowodzącą była Amy Henning (scenariusz i reżyseria). Przy reżyserii pomagał jej Bruce Straley, natomiast Druckmann i Josh Scherr dołożyli swoje w scenariuszu. Przy Uncharted 4 Druckmann reżyserował wspólnie ze Straleyem, a scenariusz znów pisał we współpracy z dwoma innymi autorami (Scherr i Tom Bissel). Pierwsze TLoU? Ponownie współpraca ze Straleyem (reżyseria) i już samodzielny scenariusz. Gdy przy TLoU2 zabrakło Henning/Straleya, to miejscami wyszło jak wyszło. Nie zrozum mnie źle. Ja naprawdę lubię TLoU2, pomimo paru głupotek i niepotrzebnych wątków. Ale gra miała już wypracowane pewne zaplecze i było ono zasługą Druckmanna tylko w jakiejś części. Dlatego jestem ciekawy Intergalactic i tego, co tam Druckmann wykombinuje mając już pełnię decyzyjności (tak mi się wydaje). A Kojima jak Kojima. Odciął się od korporacji, poszedł na swoje, zbudował coś (własne studio) od zera, więc jakiś tam sukces osiągnął w branży. Nie wiem czy można znaleźć lepszy wyznacznik.- PSX EXTREME 335
No cześć. Mam wrażenie, że jestem w tym miesiącu spóźniony, choć moja rutyna się nie zmieniła i zapewne to tylko wrażenie. Jak Pan Perez mnie nie zmieści do kącika to będę miał potwierdzenie, że się spóźniłem. Ale wierzę, że już zna mój rozkład i spodziewa się recenzji w ten weekend. No to lecę. Obowiązkowy akapit dotyczący okładki, jakkolwiek bezpłciowa by nie była. Bo tradycja zobowiązuje, a od lat chodzą słuchy, że na forum komentujemy tylko okładkę i hejtujemy. Do hejtu zaraz przejdziemy, a co do okładki, to jest solidna. Nic wybitnego, ale z drugiej strony też nic, co poddawałoby w wątpliwość moją orientację seksualną. Czytaj: nic od Nintendo. Choć z drugiej strony napawa mnie pewnym smutkiem fakt, że okładki od Nintendo zapewne się w swoim życiu już nie doczekam. A teraz pora na tryb hejtera. Co nowego. W kwestii aktorskiego filmu “The Legend of Zelda” to pominięto ciekawy wątek, choć domyślam się dlaczego i rozumiem decyzję redakcji. Bo choć wątek jest ciekawy, to również w gruncie rzeczy nieistotny. Otóż do roli księżniczki Zeldy “grupa fanów” upatrzyła sobie… transwestytę (Hunter Schafer). Nintendo postawiło na kogoś innego, więc z aktywiści LGBT wpadli w amok i cóż, kolokwialnie pisząc - się zesrali. A potem zdążyli scancelować Nintendo, zagrać kartą “literalnie faszyzm”, a niektórzy ponoć nawet grozili ludziom z Nintendo śmiercią. I jak ma być dobrze? FromSoftware zaskoczy? Nowy Armored Core raczej pewny, bo Miyazaki darzy ten cykl ogromnym sentymentem i wyraża się o nim bardzo ciepło, twierdząc, że jest tam wciąż potencjał. I świetnie, bo AC6 to dla mnie było chyba największe pozytywne zaskoczenie 2023 roku. Co prawda znów czuję się jak frajer, bo z grą zmagałem się jeszcze przed wszystkimi patchami, które osłabiły niektórych bossów (Balteus pierwsza ściana, potem CEL-240), ale i tak nie żałuję. Rewelacyjna gra, a nawet nie jestem fanem mechów. Krótka seria. Nie bardzo rozumiem. Od którego września? 2018? Ile poważnych projektów mogli stworzyć przez 8 miesięcy? A skończyło się na zrobieniu remastera DG? Strasznie głupi ten news. Znaczy dokładnie nic. Domyślam się, że winne jest jakieś przeoczenie w datach, bo to jedyne logiczne wytłumaczenie, ale wytknąć dla przyszłej motywacji i tak trzeba. Żeby nie było, że nikt tych newsów nie czyta uważnie. 3 mln sztuk Forzy Horizon 5 na PS5? Zabłocki dalej będzie stękał, że Spencer odbiera Xboxowi “tożsamość”, ale cyfry tego rozmiaru kuszą, by tożsamość złożyć w ofierze na ołtarzu. W branży doszliśmy do etapu, w którym nie ma miejsca na wiele sentymentów. Przy okazji mógłby się Zabłocki zdecydować jak się podpisuje - imieniem czy nazwiskiem - bo teraz to trochę bez sensu. Tutaj Maciej, w playtestach, recenzjach i innych tekstach Zabłocki. Nie czaję po co taka autorska schizofrenia, która mniej obytego czytelnika może dezorientować. Cytat numeru. Piechota, jak to “konkretów na temat następnego Xboxa ani widu, ani słychu?” Przecież dalej w numerze jest cały artykuł o KONKRETACH I FAKTACH (ponoć). Nie jesteś na bieżąco z narracją redakcji ;] Ohayo Nippon. Mazzi chyba testuje naszą czujność, bo info o billboardzie z cyckami było już w zeszłym miesiącu. Ta sama gra, ta sama bohaterka. Ustalmy coś. Wiadomość o kolejnym deserze w klimacie Final Fantasy może mi wypaść z głowy w godzinę po lekturze i mogę nie odnotować duplikatu miesiąc później. Ale wieść o billboardzie z “piersiami 3D” dużo trudniej wyrzucić z pamięci, więc wpadka autora nie uszła mu płazem. Na usprawiedliwienie Mazziego dodam, że o ile info jest przestarzałe, to treść newsa została napisana na nowo, więc wygląda na to, że autor po prostu zapomniał, że już nam to opowiadał. Plus za kolejny wgląd w japoński internet i wątki tam poruszane. Naród specyficzny ze swoją wrażliwością, więc zawsze z ciekawością czytam o tym, jakie tematy ich akurat grzeją. ILL. Pachnie scamem, ale Mundfish jako wydawca dodaje tej grze nieco wiarygodności. Bo Atomic Heart swego czasu też wyglądało zbyt dobrze, a ostatecznie zostało dostarczone i to chyba nawet bez znaczącego downgrade’u. Project Motor Racing. No trochę zabawne, że ostatecznie nawet nie wiem jaki ta gra ma tytuł, stawiam na Project Car Racing, bo ten wariant pojawia się częściej (Project Motor Racing tylko dwa razy). Mouse: P.I. for Hire. Wszystko intrygujące, a jedyne obawy jakie mam, są związane z gunplayem, bo jakby brakowało mu impetu. No, ale może w trakcie trzymania pada odczucia się zmienią, nie wiem. W każdym razie wraz z upływem czasu i zbliżającą się premierą gra intryguje mnie jakby bardziej. Konsolometry. No, wybrnęliście! Bo czytałem zestaw newsów kilka stron wcześniej i już byłem gotowy wyrazić święte oburzenie, że zabrakło komentarza na temat Helldivers 2 na Xboxach. Osobiście bardzo się z tego faktu cieszę, bo Demokracja z otwartymi ramionami przywita nowych kadetów. Gra ma się bardzo dobrze, twórcy dodają nową zawartość regularnie, ilość graczy dopisuje, bo w zależności od pory dnia to pływające 30k-100k w jednym momencie, a przy okazji majowej inwazji wrogów na naszą planetę w jej obronie stanęło 230k żołnierzy (jednocześnie w danej godzinie, bo przez kilka dni było nas dużo więcej - 3,4 mln w trakcie tygodnia). Przyznaję, że jestem nawet nieco podekscytowany faktem, że więcej graczy będzie miało okazję spróbować zabawy w Helldivers 2, bo tak - to czysta frajda i absolutne zero frustracji, zwykle po prostu śmiech z głupiego zgonu. Dying Light: The Beast. Jestem jednym z tych graczy, którzy Dying Light 2 nawet polubili. Gra miała ten problem, że nie była już tak świeża jak “jedynka” i miała kilka nietrafionych decyzji, ale doceniam inicjatywę i odwagę zamiast bezpiecznych zagrywek. Czy w Bestię zagram? Pewnie kiedyś tak, ale raczej nie w okolicach premiery. Znając Techland to za rok ta gra będzie dużo lepszym produktem. Przerabiane przy okazji dwóch pierwszych części. EA Sports FC 26. Dwie strony dla Gruchy. Odważnie. Gdyby nie to, że mam Fifę kompletnie w dupie, to może bym się przejął. A tak to ujdzie Wam płazem, bo mi obojętne. Kolejny raz czytam o innowacjach i że tym razem nowa Fifa już z całą pewnością nie będzie przypominała tej sprzed roku (i sprzed dwóch, trzech lat), ale prawda jest taka, że dla EA zbyt drastyczne ruchy to zbyt duże ryzyko. Wystarczą pozorowane ruchy, doklejenie nowej cyferki i miliony znowu się rzucą do tworzenia swojej talii kart. A potem rage quitowania z meczów. Coroczny cykl, który ekscytuje tylko niedzielnych graczy. Cieszę się, że wczesne dostępy i inne nieukończone produkty w tym miesiącu są tam, gdzie powinny (playtest), a nie w recenzjach. Mam na myśli Titan Quest II i Grounded 2. Ostatnio bywało z tym różnie (np. Wreckfest 2), więc chciałem pochwalić redakcję za ruch w dobrym kierunku. PlayStation 6 i Nowy Xbox. Ah shit, here we go again. Po kilkumiesięcznym grzaniu tematów najpierw PS5 Pro, a potem Switcha 2, teraz nagle okazało się, że ma o czym bajdurzyć w kwestii sprzętowej. Trzeba więc wyciągać z głębokiego kapelusza temat PS6 i nowego Xboxa. I co trzy numery będziemy czytać o tym samym, ale inaczej ujętym słowami. Co trzy numery będziemy grzęznąć w bagnie domysłów i insajderskich newsów, z których potem i tak nikt nikogo nie rozliczy, bo po co. Nie wiem kurwa, niby przeczytałem, ale już na następny dzień nie pamiętałem co tam w treści było. Domyślam się, że kolejne konsole to będzie mocniejszy i zarazem droższy sprzęt, nie potrzebuję do tego żadnych branżowych analiz czy donosów. A potem największe studia i tak będą robić jedną grę przez 8-10 lat, więc i tak mogę nie dożyć. Tylko Dżuja szkoda, że stracił czas tak mało emocjonujący tekst, który absolutnie nikogo. Z większym zainteresowaniem czytałem playtest nowej Fify. Autorstwa Gruchy. Niech to wybrzmi. Cyfrowa kosmogonia. Kurde, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wybór miedzy trzema opcjami można nazwać trylematem. Co oczywiście ma sens, ale dla mnie to zawsze był “dylemat”, niezależnie od tego jak szeroki jest wachlarz wyboru. A teraz do mnie dotarło. że dylemat definiuje dwojakość, więc czuję się pouczony. Ale to tak na marginesie. Tymczasem tekst może aż zbyt ambitny jak na czasopismo o gierkach. Zbyt zniuansowany i nawet przeintelektualizowany, przeteoretyzowany, choć flow Adamusa jest na tyle swojski, że czytelnik podczas lektury nie czuje się jakoś wyjątkowo niedouczony. Natomiast potrafię sobie wyobrazić, że lektura tekstu dla niektórych okazuje się kłopotliwa, grząska, bo sam kilka razy się potknąłem na literkach i wstydliwie wróciłem kilka linijek, by treść przetworzyć jeszcze raz. Tłumaczę to faktem, że Adamus ma za sobą grube godziny riserczu, a ja podchodzę do tematu z marszu, więc standardowo można uznać, że on się natrudził, bym ja nie musiał. Najlepsze fragmenty tekstu związane są z grami, bo te kochamy i rozumiemy instynktownie. Wokół nich zawsze płynę swobodnie, niezależnie jak bardzo skomplikowana i zagmatwana jest problematyka tekstu. A jednocześnie wyobrażam sobie jaką absurdalną ilość pracy i przygotowań wymaga napisanie tego rodzaju tekstu naszpikowanego teoriami i przykładami, więc nieustannie mocno podziwiam. Hyde Park i Headshot. Adamus i Konsolite. Już nawet nie chodzi o wyższość recenzji nad publicystyką czy odwrotnie. Bo sensownie wytknęliście, że to zależy od autora, preferencji czytelnika, recenzowanej gry, albo tematu publicystyki. Tutaj częściej dyskusja się toczy nad tym jaki zachować balans - ile miejsca przeznaczać na jedną formę, a ile na tę drugą, bo że różnorodność jest istotą PE to chyba się wszyscy zgodzą. Nic nie zmienia się tylko w tej kwestii, że nigdy nie będzie 100% zgody wśród odbiorców, bo zawsze trafi się ktoś, komu recenzje/publicystyka będą wadzić i będzie za tym, by dany dział zepchnąć na margines. Ja choć minimalnie skłaniam się ku opcji “publicystyka górą”, to recenzje uznaję za wcale nie gorszą rozrywkę. Inną, ale nie gorszą. Czuję dzięki nim pewną świeżość i spontaniczność z każdego numeru, bo wiem, że niektóre opinie powstawały na biegu. Nadają one aktualności lekturze każdego numeru i są uroczą tradycją przeniesioną wprost z lat 90. Pewnie, że nie zawsze są udane, nie zawsze gra która zasługuje na więcej miejsca je dostaje, a obok jakieś DLC, które można skrócić do ⅓ strony dostaje całą. Ale nie wszystko idzie też przewidzieć, uroki działania na bieżąco. BTW Darek. Chodzą słuchy, że nie masz serca, ale i tak się trzymaj twardo, cokolwiek się tam wydarzyło. Mazzi. PS2 jechało do redakcji PS2 z Japonii, Switch 2 jedzie do Japonii z Polski. Jak to się dziwnie pozmieniało. Koso. W sumie poruszony jest temat-rzeka (dobry na publicystykę? Buczyński lubi takie zagadnienia), czyli to jak pogoń za oprawą pozbawił nas “fizyczności” wykreowanych światów. Sterylność, niewidzialne ściany, czasem można rozwalić jakiś stół, ale bez przesady, abyśmy się nie spocili przypadkiem. Nintendo wydaje się mieć większe ambicje w tym temacie, wystarczy przypomnieć Zeldy (BotW/TotK), a teraz Bananzę. A propos Donkey Konga… Recenzje. Donkey Kong Bananza. Przede wszystkim byłbym mocno rozczarowany, gdyby recenzję w swoje ręce dostał ktoś inny. Adam to oddany fan (fanatyk?) gatunku i należało mu się, jak Donkeyowi banany. Odrębną kwestią jest, że wielu redaktorów jeszcze nawet nie kupiło nowej konsoli Nintendo, więc konkurencja pewnie była mniejsza niż zwykle. Ale do rzeczy. Obejdzie się bez kontrowersji, choć osobiście tego plusa z oceny bym zabrał. Głównie za to, że końcowe warstwy gry już tak nie zachwycały, jak wcześniejsze. Plus za nierówny post-game, gdzie twórcy zmuszają nas do biegania po całym poziomie w poszukiwaniu jednego dodanego NPC-a, który ukrywa banana. Poza tym to rewelacja. Bananzę w 100% ukończyłem ledwie dwa dni temu, zajęło mi to bite 50 godzin, więc nieco absurdalny wynik jak na platformówkę. No i właśnie - nowy Donkey Kong nie zastąpi przygód Mario, bo w perypetiach Małpy więcej jest wspomnianego przez Adama colletathona, niż czystych wyzwań zręcznościowych. Więcej metod siłowych, niż finezyjnych, ale fizyczność i impet DiKeja cieszy za każdym razem. To dobry znak, bo świadczy o tym, że obie marki mogą funkcjonować obok siebie na równych warunkach i wzajemnie nie będą się kanibalizować. Świetna gra, uzależniająca, dająca czystą, zwierzęcą frajdę. Recenzja jakością dotrzymuje kroku grze, choć mnie akurat nikt nie musiał do Donkey Konga przekonywać. Tony Hawk’s Pro Skater 3+4. Dziwnie, trochę surowo oceniono jeden z najbardziej starannych rimejków ostatnich lat. Leniwe odświeżenia dostają wyższe noty. SoQ chyba sięgnął po najniższą możliwą ocenę, bo danie 6/10 byłoby już parodystycznym podejściem, skoro gra (pomimo pewnych cięć) jest po prostu gejzerem gameplayowej uciechy. Niezwykle ciekawy jestem jakie podejście zastosują recenzenci nadchodzących MGS:Delta i Gears of War: Reloaded. Domyślam się, że będzie loteria. Killing Floor 3. Z cyklu “co HIV miał na myśli”: Chyba w sensie, że dzięki latarce nie zesrasz się ze strachu, ale pewności nie mam, bo z kontekstu kompletnie to nie wynika. W ogóle sporo w tej recenzji skatologii, bo potem padają jeszcze mądre słowa: Mam wrażenie, że HIV zatrzymał się na pewnym etapie literackiego dojrzewania i brakuje mu umiaru. Czasami (rzadko) wycyrkluje dobrze z żartami i recenzja uchodzi za solidną oraz “bezkompromisową” (haha, ale się przejechał po grze, wow!), a innym razem przesadzi i robi się z tego wysryw (pozostając w klimatach wydzielin). Dążę do tego, że jego opinie już dawno przestały być dla mnie rzetelne czy wiarygodne. Może znów podpadnę paru fanom autora, ale dla mnie on nieustannie balansuje między konkretnymi akapitami dotyczącymi gry (bo nie przeczę, że potrafi trafnie analizować), a recenzenckim rynsztokiem. Eriksholm. Po co ten akapit z rozpisanym sterowaniem? To nie instrukcja obsługi. Lewą gałką sterujemy postacią, prawą obracamy kamerą. Iście niespotykany zestaw. A interakcja pod X-em to już fanaberia! Co by jednak nie gadać, to gierka dodana do listy. Właśnie tego typu recenzje powodują, że zawsze stanę w obronie działu. Za tytuły, które niespodziewanie intrygują i na które bez tej strony w PE nawet bym nie zwrócił uwagi. Podobne słowa mógłbym napisać pod adresem m.in. Despelote, Abiotic Factor czy Holdfast (przy okazji miło ponownie widzieć Kochańca wśród recenzentów, ostatnio zmotywował mnie do nadrobienia Primala z PS2 i nie żałuję). Rzeczy, które przemykają pod radarem wielu graczy i tylko leniwa lektura papierowego czasopisma pozwala je łatwiej wyłuskać z zalewu tytułów. Nie twierdzę od razu, że wszystkie wymienione planuję ograć, ale wydają się co najmniej warte chwili uwagi. Aysnel sam zrecenzował 7 z 26 gier w numerze, reszta redaktorów to 1-2 tytuły, co wydaje się optymalną ilością zobowiązań. Patryk wyrabia normę za 3-4 autorów i ciekawy jestem na jak długo wystarczy mu zapału. Gatunkowo się zwykle nie zgrywamy, bo rzadko intrygują mnie anime visual novelki (stąd często trudno mi oceniać rzetelność recenzji), ale na swój sposób podziwiam. Na plus mniej Zaxa, na minus więcej (niż zwykle) HIVa. Retrorecenzja. Syberia. SlimShady już wcześniej odnotował w temacie: rzadki przypadek gry ocenianej teraz wyżej, niż “wtedy”. Przynajmniej przez aktualnego recenzenta. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, by się domyślić z czego to wynika. Z doświadczenia życiowego, perspektywy czasowej, rozwiniętej wrażliwości, dojrzałości emocjonalnej. Wiele rzeczy inaczej na nas działa obecnie, niż 20-30 lat temu. Jedne nie uderzają już jak wtedy i cenimy je głównie z sentymentu, inne potrafią trafić w czuły punkt, który wtedy czułym wcale nie był. Syberię ogram, ale czekam na zapowiadane odświeżenie (ponoć w tym roku). Amerzone leży w kolejce, bo… spontanicznie postanowiłem zaliczyć klasycznego Mysta. Odpaliłem w sobotę, w myśl zasady “a poklikam i sprawdzę chociaż”, a potem zleciały 4 godziny i musiałem (choć wcale nie chciałem) przerwać. Wróciłem do gry w niedzielę i zleciało prawie 9 godzin z przerwą na obiad. A grałem w dość ślamazarny port na PS1, wymagający dodatkowej dawki cierpliwości. Cóż mogę dodać, poza tym, że na następny dzień po ukończeniu Mysta na dysk już ściągnąłem Riven? Jest coś czarującego w tego typu grach i mam ambicję wiele z nich nadrobić. Więc kiedy retrorecenzja Mysta? Bo nie przypominam sobie, by już była. A jeśli była, to proszę o nakierowanie. A recenzja Adamusa oczywiście zachęcająca, wręcz zaraźliwa. Iście publicystyczna. Złoty środek między odwiecznym starciem recenzje vs. publicystyka. A skoro juz mowa o tej drugiej... Publicystyka. Steven Spielberg. Mam dziwne poczucie, że ten tekst byłby dobrym uzupełnieniem podobnego zamieszonego kilka miesięcy temu, a biorącego na ruszt filmowców, którym w gamedevie się nie powiodło (#327, autor Buczyński). Wszak nie do końca jestem przekonany czy Spielberg akurat zasługiwał na odrębne 4 strony, gdy jego dokonania w branży można w zasadzie ograniczyć do cyklu Medal of Honor (aż nabrałem ochoty na odsłony z PS1). Chociaż to w sumie spory sukces. Za highlight tekstu uznam jednak postawienie Druckmanna w jednej linii obok takich nazwisk jak Kojima i Miyamoto. To trochę jak wymienianie Sebastiana Mili obok Messiego czy Cristiano Ronaldo, bo strzelił kiedyś gola Niemcom. Nie ta klasa, nie ten przebieg w branży i zaraz może się okazać, że mit Druckmanna upada zanim tak naprawdę powstał, bo Intergalactic przyniesie trochę odpowiedzi, na które warto poczekać. W przypadku TLoU Druckmann miał już solidną (fan)bazę, a i tak wyszło “kontrowersyjnie”. Przy nowym IP nie ma tego komfortu. A Spielberg? Może i uwielbia gry, ale najwyraźniej nie ma do nich wyczucia i smykałki. Człowiek z takim potencjałem postanowił stworzyć gówno-gierkę na Wii, o której już nikt nie pamięta. Izometria. Solidnie opisany temat, tylko chwilami podtykający czytelnikowi czysto techniczne fragmenty, które musiałem czytać wolniej, by zrozumieć przekaz. Domyślam się, że jakieś minimum tego typu definicji tekst wymagał, więc przebrnąłem i nie mam do autora żalu. No i szybko można się domyślić, że większość gier uznawanych za izometryczne z czysto technicznego punktu widzenia takimi nie są, ale ja to uznaję za niegroźny skrót i intuicyjne uogólnienie na rzut kamery, po prostu. Myślę, że większość graczy tak ma i przyjmuje pojęcie “izomerii” z pewnym uproszczeniem. Nie zżyma się potem, że “tak naprawdę to jest rzut trymetryczny, a w ogóle to obiekty są 3d i nie ma uzasadnienia dla kategoryzowania gry pod izometryki!”. Co poniekąd potwierdza autor w ostatnim śródtytule. A przy okazji nieco się gubi w porównaniach, bo np. taki Hollow Knight jeśli już był określany soulslike’em (osobiście rzadko się spotykałem), to raczej z powodu rozwiązań gameplayowych (ławeczki, upuszczanie waluty przy śmierci, ogólny poziom wyzwania), niż przez “atmosferę gry”. Inna sprawa, że Hollow Knight zgodnie zaliczany jest przede wszystkim do grona metroidvanii, a nie soulslike’ów, więc w ogóle dziwnie miejscami wyszło. No i znów: kim jest autor Czerniaski? Ale ok, ok. Uznajmy, że dopiero przy trzecim materiale będę wymagał metryczki i choćby krótkiej notki na temat autora. Lubię chociaż pobieżnie wiedzieć z kim mam do czynienia, bo randomów to mogę poczytać w Internecie. W czasopiśmie cenię pewną więź z autorem. Crossplay. Buczyński pewnie mocno żałuje, że nie udało się zawrzeć przełomowego przypadku Helldivers 2, marki Sony, która oprócz tego, że od początku dostępna na PC, za chwilę pojawi się na Xboxach i jest istotniejszą “jaskółką”, niż takie LEGO Horizon Adventures na Switchu. Choćby dlatego, że Helldivers 2 zaoferuje crossplay, a to jest tematem tekstu. Zaoferuje też kolaborację z HALO 3: ODST, ale tego typu atrakcje to już pewnie materiał na zupełnie inny tekst (podrzucam: Marki kolaborujące między platformami). No i Helldivers 2 na Xboxach debiutuje w ten sam dzień, co Gears of War Reloaded na PS5, więc jak to ktoś słusznie zauważył na forum - wygląda to na wymianę jeńców. Ajajaj, ale musi autora piec, że tuż po publikacji tekst częściowo, acz znacząco się zestarzał. Uroki prasy, naszego ukochanego pokoleniowego archiwum, które raz wydrukowane zostanie takie już na dekady. Z innych wątków wartych odnotowania: pececiarze mają klawiaturę i myszkę, a konsolowcy pada i… aim assist. Doszły mnie słuchy, że aim assist to narzędzie bezwzględne i dzięki niemu kontroler nie stoi na straconej pozycji, a we wprawnych dłoniach daje wręcz przewagę nad klawiaturą i myszką, więc temat do zbadania. I jeszcze wracając do Helldivers 2, to cieszę się podwójnie. Ta gra to moje GOTY zeszłego roku, bezapelacyjne i bez cienia wątpliwości. Nadal do niej wracam, bo to czysta frajda. A teraz moja ukochana gra zapisze się w annałach historii branżowej jako pewnego rodzaju pionier. Duma. Zapraszam do gry, kupujcie, bo jest świetna. Można grać długo i owocnie, można sporadycznie i nic nie przepada. Już we wtorek również na Xboxach. Uwaga, spoiler. O, jak pięknie wstrzelony artykuł do w miarę świeżego wątku w temacie SNES Extreme (dotyczącego spoilerów w recenzjach specjala). Adekwatnie do tematu, tekst pełen spoilerów, a Kochaniec w palce się nie gryzie. Bywa w tym wręcz bezczelny. Sebastian pyta czy banowanie “przestępców” spoilerujących to właściwa praktyka? Ale o czym tu dyskutować? Oczywiście, że właściwa, jeśli ktoś to robi z premedytacją, a nawet na naszym forum się tacy zdarzają. Trzeba piętnować i jednocześnie zachować umiar, jeśli ktoś palnął coś przez przypadek pod wpływem impulsu (Seba, Twój szwagier pewnie by uniknął kary). Ale całość wydźwięku testowi odebrał jeden wątek, bo M jak miłość to się tutaj kurwa nie spodziewałem. Przypadek Hanki Mostowiak i spoilerów z nim związanych i tak położyła komiczna realizacja sceny. Polscy serialowcy kompletnie nie potrafią kręcić scen dramatycznych. Aktorstwo leży, reżyseria leży, scenografia to śmiech. I teraz wyobrażam sobie Kochańca szybko dochodzącego do wniosku, że na temacie wokół którego panuje ogólna zgoda (spoilery = zło) daleko nie zajedzie. Zaczyna więc wchodzić w szarą strefę i próbuje wybielać spoilery i przytaczać nie zawsze jednoznaczne przykłady. Wchodzimy w metanarracje i podciąganie pod spoilery sytuacje, które spoilerami nie są. Filmy spod znaku “How to…” na YT nawet by mi nie przyszło do głowy uznawać za spoiler, tym bardziej jeśli chodzi o wspomniane sposoby na pokonanie bossów. Spoilerem może być co najwyżej scenka fabularna następująca zaraz po zwycięstwie. Wzajemne istnienie tej samej opowieści w dwóch środkach przekazu (TLoU - gry i serial) to nie jest spoiler, bo nadal możesz samodzielnie wybrać w jaki sposób chcesz fabułę poznać, a potem ewentualnie sięgnąć po drugie źródło w celach porównawczych (choć do drugiego sezonu TLoU jakoś nie mam ochoty zasiadać, hehe). To wszystko zabawa z definicjami, zagmatwana problematyka poruszana na około, gdzie w centrum zagadnienia są zwykłe, bezczelne i nikomu niepotrzebne spoilery z cyklu “ta postać umiera w drugim akcie” albo “ogrodnik jest mordercą”. To one są karygodne i żaden czytelnik ich nie chce, nie filmiki na YT pokazujące jak przebrnąć trudny fragment gry, albo istnienie remastera tytułu, w którego do tej pory nie miało się okazji ograć. Jednocześnie rozumiem autora, że w swoich analizach mocno zszedł z ubitej ścieżki, bo na niej nie ma za bardzo o czym dyskutować - recenzje powinny omijać szczegóły fabularne, na to są inne miejsca i okazje (publicystyka, eseje). I jeśli wykluczyć z równania internetowych trolli, to wszystko jest kwestią wyczucia i instynktu autora (tekstu, filmu), jak również rozwagi odbiorcy, który nie powinien się kręcić tam, gdzie na spoilery będzie narażony. Generalnie materiał staranny i wielowymiarowy. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale rozumiem, dlaczego wspomniane wyżej wątki poruszono. Niezbędne było poszerzenie pojęcia “spoilerów”, by rozbudować kontekst. Ale generalnie czytelnicy nie wymagają od autorów w tej materii wiele, poza odrobiną wyczucia. Nawet zdanie w stylu “ w połowie gry następuje twist fabularny” choć pozbawione konkretów potrafi ograbić z zaskoczenia. Tym bardziej jeśli zamieszczone w recenzji, która domyślnie ma dopiero zachęcić do zakupu gry. No i darkowe “to zależy” weszło do klasyki. PS Coś ten spoiler z DS2 nie do końca chyba wyszedł, co? Chyba korektorowi nie zapłacono za poprawianie literówek wymagających deszyfracji. Twisted Metal. Dziwne to jest to, że postanowiono sięgnąć po serię martwą od dwóch dekad, kiedy mają pod ręką dużo popularniejsze marki. Gdyby się zastanowić, to jest w tym wiele dziwności. Tak samo jak nieco dziwnym jest publikowanie wrażeń z wizyty na planie, która miała miejsce rok temu. Rozumiem, że w ruch poszły jakieś umowy NDA czy coś, bo innego wytłumaczenia nie widzę. Może brali pod uwagę skasowanie serialu, hehe. Brave Fencer Musashi. Kubica znowu się znęca nade mną i moją listą gier, które kiedyś chciałem sprawdzić, ale z różnych powodów nie zdołałem. Pamiętam, że Brave Fencer Musashi praktycznie już miałem w ręce (giełdowy pirat), ale z jakiegoś powodu zrezygnowałem. Ech, piękne czasy obfitego wyboru gier za grosze. Obecnie mamy podobne dylematy, ale już w pełni legalne. I znacznie mniej czasu na granie. Ale że był sequel to nie miałem pojęcia, choć widząc jak Kubica do niego podchodzi, to może nic dziwnego. I tak sobie czytałem ten tekst, moje serce zabiło mocniej przy wspomnieniu o Tomba!, a potem o Ape Escape i… nabrałem chęci na łapanie małp do siatki. Tym bardziej, że ta gra ma dla mnie mocno wakacyjny vibe (tak, pierwszy raz ogrywałem ją w wakacje ‘99, gdy podwórka pustoszały od upałów i koledzy powyjeżdżali na kolonie, z rodzicami na urlop albo do babci na wieś). Dzisiaj ściągnąłem grę (dzięki katalogowi klasyków na PS5) i z marszu ukończyłem 50% zawartości (jak wskazuje save slot). Nie jest tak fajnie jak w 1999 roku, ale też na swój sposób uroczo. A Brave Fencer Musashi nieco kusi, tym bardziej po lekturze, choć sentymentu nie czuje żadnego. Aczkolwiek nie wykluczam, że najdzie mnie kaprys. Tymczasem czekam na teksty o Ape Escape i Tomba!. Fox Hound. Graba, ja Cię proszę. Jak możesz proponować, byśmy założyli bandanę i wzięli paczkę cygar? CYGAR? W ogóle miałem podczas lektury kilka momentów zawahania, szczególnie przy nazwiskach aktorów głosowych, bo wiele z nich wydawało mi się obcych. Ogrywałem oryginalnego MGS-a z PS1 kilka razy i mógłbym przysiąc, że Tasia Valenza w roli Sniper Wolf tam nie figurowała, a Liquid Snake to z pewnością był Flinders (imienia nie pamiętam), a nie jakiś Cam Clarke. Co do chuja, pytam siebie? Potem jeszcze fikcyjna pentazemina (odmieniam, choć może nie powinienem) zamiast swojskiego diazepamu i w ogóle zacząłem się zastanawiać o czym ten Graba pisze. Ale koniec końców trzeba autorowi oddać sprawiedliwość za risercz włożony w tekst, bo okazuje się, że nazwiska aktorów głosowych z oryginalnego MGS-a były “pseudonimami artystycznymi”. Myślę, że taka ciekawostka zasługiwała na osobną ramkę, bo niektórzy czytelnicy (np. ja) wciąż mogą żyć w nieświadomości. To wszystko, plus trop pentazeminy (zamiast diazepamu) wskazuje jednak, że autor opierał się głównie na MGS: Twin Snakes, co w sumie można uznać za pewne świętokradztwo. Niech społeczeństwo graczy osądzi. Ale lektura w ogólności całkiem przyjemna, odrobinę zgrzytnąłem zębami tylko przy zdaniu: Echa szczęku Szczęk. Nie będę ściemniał. Zobaczyłem, że autorem jest Dziatkiewicz i nie byłem tym faktem zachwycony. Obawiałem się wywiadu z wnukiem właściciela salonu, gdzie stały flippery nawiązujące tematycznie do Szczęk, ale na szczęście była to dużo bardziej zajmująca lektura. Trochę jak na mój gust za dużo polegająca na “wyliczance” kolejnych tytułów, ale jakoś to przełknąłem i nawet nie ugrzęzło z przełyku. Wciąż mam poczucie, że to jeden z tych tekstów ledwo prześlizgujących się po zbyt szerokim temacie, ale nie chcę autora zniechęcać, bo w gruncie rzeczy było fajnie. Osobiście nie jestem fanem takich ogólnych, mało skonkretyzowanych tekstów. Nie twierdzę, że są złe, po prostu nie odpowiadają moim preferencjom. Nie są zaraźliwe, nie hajpują. Ostatnio czytałem tekst o Miami Vice i zaraz zafundowałem sobie seans. W tym przypadku nie wiem co wybrać, więc ostatecznie nic nie wybieram. Nie do końca zrozumiałem też wątek “Grizzly II: Revenge” z 1983 r. najpierw ukazującego się w kiepskiej kopii VHS na YouTube. Gry z komiksem. Tak samo jak wyżej, tekst mocno jadący na ogólnikach. Nie do końca wiem jakie były kryteria przy doborze tytułów. Czy to gry, które wyglądały jak komiks (ale jest Turok), czy gry na podstawie mniej znanych komiksów? Ale są tam też Superman, Batman i Spider-Man, w wydaniu antycznym i współczesnym. Trzy strony na temat tak obszerny, że w zasadzie można mu poświęcić cały Specjal Extreme. Ogromny niedosyt czuję. Napisać, że Kluska ledwie prześlizgnął się po zagadnieniu, to jak napisać, że screen ze Spider-Mana jest ciutkę duży. Uznaję go za tak samo uroczy, co niepoważny, haha. Extreme Plus. Czarna strona renderingu. Na wstępie plus za miłą odmianę tematyczną. Może się okazać, że za kilka numerów zacznę tego żałować. Bo ja tak naprawdę nie przepadam za technicznymi tekstami, nieszczególnie się na nich znam (co działa na korzyść autora, bo nie wytknę mu błędów) i brakuje mi do nich zapału. Niemniej doceniam inicjatywę i chęć urozmaicenia tematycznego. Jedyne czego bym sobie nie życzył to by teraz przez rok czytać w tym dodatku o zagadnieniach technicznych. Optymalnym byłoby trochę pomieszać podejście, zaskoczyć czytelnika. Początkowe fazy tekstu ciekawsze, niż te późniejsze, nieco gęściej naszpikowane terminologią. Pewnie wynika to z tego, że są prostsze do instynktownego zrozumienia, ale nie wykluczam, że osobiście zbyt opornie przyswajam tego typu informacje. Moje dodatkowe życzenia? Jeśli już poruszać technikalia, to tekst okrasić większą ilością graficznych materiałów pomocniczych, bo tutaj na osiem stron dostałem raptem trzy screeny obrazujące zagadnienia. ' Kąciki i felietony.' BAKA. “Nie jest niczym wybitnym i raczej nie trafi na listy produkcji, które trzeba zobaczyć”. No dzięki Darek, bo jednym zdaniem rozwiązałeś wszystkie dylematy, jakie miałem wobec tego anime. Aczkolwiek nie było ich wiele. Pisarski. Opóźnianie premiery pudełkowej ma też swoje zalety. Na nośnik może trafić zawartość pozbawioną większości premierowych błędów. Taka może nie ostateczna wersja, ale dużo lepsza, niż goła v.1.0, która często jest daleka od ideału i już w dniu premiery musi być łatana. A że niektórzy twórcy to cynicznie wykorzystują, to już osobna kwestia. Dobrze jest być graczem. Dobrze jest być kolekcjonerem. Ale być graczem i kolekcjonerem to już często podwójny wydatek. Bo co? Nie kupisz pudełka z fajną grą, mimo że już ja ograłeś?' Zax. MicroSoft Flight Simulator? Jest. Elite Dangerous? Jest. Dwie dyżurne gry wałkowane od lat to całkiem zacny wynik jak na felieton. Potem Zax odpalił alfę tworzoną od 15 lat (Star Citizen) i nie jest oczarowany. A następnie leci po całości z PC-gamingiem, jakby ten mu krzywdę jakąś wyrządzał. Argumenty te same od dekady, nawet ja (konsolowiec) dostrzegam ich absurdalność. A bo proszę pani, na PC to trzeba czasami pogrzebać w ustawieniach, a na konsoli to siadam na kanapie przed TV i gram. Wiemc komsole lepsze. Pora dorosnąć. Marcellus. Jest kapitalizm już w pierwszym zdaniu, więc Marcin postanowił tym razem nie budować napięcia wcale. Piechota. Logiki nie można odmówić. Sprawa jest prosta - nie masz możliwości bezpośrednio zapłacić twórcom czy nawet wydawcy gry - nie kradniesz. A mimo to i tak czasami ulegam pokusie i kupuję oryginalny nośnik, łudząc się nadzieją, że po drugiej stronie znajduje się taki sam pasjonat, który jakiś czas temu wszedł w posiadanie kopii gry (być może jest nawet pierwszym właścicielem!) i uznał, że już i tak do niej nie wróci, albo sytuacja życiowa zmusiła go do wyprzedania kolekcji. Więc jeśli dostępność danego tytułu jest w granicach zdrowego rozsądku, to wciąż lubię sięgnąć po oryginalny nośnik. Oczywiście każdy przypadek wymaga indywidualnego podejścia i wspomnianego rozsądku, bo choć takiego Suikodena II kocham bezgranicznie, to za blisko trzydziestoletnią płytę nie dam 700-1000 zł. Powodów do narzekań na szczęście mamy chyba coraz mniej. Nintendo czy Sony regularnie dorzucają swoje klasyki do abonamentów, a my mamy coraz mniej wymówek, by je nadrobić. Tematyka siódmego przykazania przewidywalna, ale jestem ciekawy podejścia do ósmego. Mazzi chyba bardzo lubi temat AI (o, przepraszam, SI), bo już mu się zdarzało wątek parę razy wałkować. Temat tak samo na czasie, co nieco nudny i… bezduszny właśnie? Głos Ludu. Perez trochę teasuje jakiegoś Zgrentgena, więc lepiej żeby się z tego wywiązał, bo mit potężnego wydawcy upadnie. Ja już na ten temat parę razy pisałem. Perspektywa czasu niektórym grom czy wątkom dużo by dała. Autor recenzji Mari4n aktywny w temacie, więc nie wołam, bo z pewnością zauważył swoją obecność w numerze. Ok, chyba w tym miesiącu wystarczy. Musi wystarczyć. Bo dochodzi pierwsza w nocy, a rano muszę wstać, by dalej grać w Ape Escape. Ciężkie jest życie gracza. Klasycznie dziękuję wszystkim autorom, a najbardziej tym, którzy tutaj zaglądają i czasem jakoś się odniosą do opinii czytelników. Im jestem w stanie wybaczyć nawet więcej, bo dowodzą, że się POCZUWAJĄ. Najmocniej kciuki trzymam za Pereza i Rogera, bo zdaję sobie sprawę, że to dwa główne filary, bez których nawet najbardziej zaangażowani autorzy byliby bezsilni. Niech zapału nie zabraknie. - Helldivers 2