Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Kmiot opublikował(a) __indefart_member_status w Kmiot
    Święta, święta i po świętach.
  2. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w PS5
    W ramach ciekawostki: upadek Super Ziemi był jak najbardziej brany przez twórców pod uwagę. Wyciekło nawet nagranie na taką okoliczność. Niestety bez dźwięku. Generalnie w tej linii czasowej prezydent nadal by żył, a my szukalibyśmy nowej siedziby.
  3. Moja umowa na ilość znaków obejmuje tylko tradycyjny miesięcznik.
  4. Dobra, przeczytałem wszystkie cztery tomy, więc kilka szybkich, luźnych odczuć. Przede wszystkim jakościowo pod względem papieru, druku, technologii jest wzorowo. Bardzo doceniam, że ani papier, ani okładki w żadnym momencie się nie "palcują", co bywa udręką w wielu wydawnictwach książkowych (okładki), a przede wszystkim komiksowych (okładki, strony). A tutaj nic. Pod tym kątem jest świetnie i proponuję nic nie zmieniać w ewentualnych przyszłych wydawnictwach. Dalej. Ogromne screeny może i nie prezentują się olśniewająco, ale ileż w nich nostalgii i sentymentu! Patrzysz na to rozpikselowane gówno i natychmiast masz ochotę grę odpalić. Zapewne by się skończyło na 15 minutach zabawy i już ochota by przeszła, ale jednak. Screeny bywają za ciemne i choć cykl SH generalnie ciemnością stoi, to chyba można było wybrać momenty, na których cokolwiek widać, hehe. Treść. Ach, ta treść. Czy wolałbym dłuższe teksty? Tak, bo ja generalnie lubię długie artykuły, jeśli są pisane przez sprawnych autorów. W tym wydawnictwie brali udział sami świetni redaktorzy, więc czuję trochę niedosyt, że nie mieli gdzie rozwinąć skrzydeł. Przynajmniej kilka tekstów aż się prosi o rozwinięcie, szersze konteksty, więcej miejsca. Zupełnie rozumiem ideę tego wydawnictwa, które najwyraźniej miało być bardziej swoistym hołdem, niż encyklopedią czy rozprawką naukową. Było to klarowne już od etapu składania preorderów, więc nie jestem rozczarowany, jedynie nie w pełni nasycony, bo całość połknąłem w trzy dni, a i tak sobie oszczędnie dawkowałem lekturę. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że gdyby napchać tam więcej tekstu, to i cena wydawnictwa zapewne poszłaby w górę (bo wierszówki), a i sami autorzy niekoniecznie mają może czas na pisanie esejów, przynajmniej nie wszyscy. Więc tak, teksty fajne, perspektywa spojrzeń na cykl ciekawa, ale wszystko dla mnie za krótkie, bo potencjał był oczywisty. Wydawnictwo jest piękną ozdobą półki, sentymentalną uciechą dla oka i pod tym kątem jestem w pełni zadowolony. Jak najbardziej jestem zainteresowany kolejnymi albumami poświęconymi innym cyklom gier. Jedyny poważny minus, to ten, że w każdym tomie zamieszczono identyczną treść. Zorientowałem się dopiero pod koniec trzeciego tomu.
  5. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Każdy na swoją. Fotoszop to moja pasja.
  6. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    A nie możecie po prostu wszyscy stanąć na bramce?
  7. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Ogólne
    Kiedy ktoś narzeka, że 50 kroków dziennie to za mało: W ogóle wczoraj poślęczałem trochę z lupą i tak z niczego zrobiłem ogromny progres, który... otworzył mi przynajmniej dwie nowe ścieżki postępu, bo czemu nie? Przecież ta gra to robi nieustannie. Dobrze. Niech się jeszcze nie kończy. Przy okazji skusiłem się wczoraj i obejrzałem recenzję: Ale uwaga. Generalnie zawiera ona nieco miękkich sugestii i mało istotnych spoilerów, jednak w sumie dobrze oddaje urok Blue Prince'a. Mimo wszystko nie polecam oglądać, jeśli ewentualny kontakt z grą jest dopiero przed Wami. Bo pokazane są pokoje, wyjaśnione niektóre mechaniki i zależności, a nawet pojawiają się tipy dotyczące zagadek. Natomiast obejrzeć można w przypadku, gdy dotychczas nic Was do Blue Prince'a nie przekonało i wciąż jesteście sceptyczni.
  8. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Dziękujemy za informację jak to działa.
  9. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Ogólne
    Ukończyłem Ekspedycję 33, potem nowego Dooma i chętnie wróciłem do Blue Prince'a. Znów gram jak szalony. Aktualnie nabite 95 godzin i 104 growe dni na głównym save slocie (o czym za chwilę). Nawet nie potrafię ocenić jak daleko mi do "końca" gry, patrząc na notatki i wciąż nierozwiązane wątki, to pewnie coś w okolicach 80%. Idzie coraz wolniej, robię już kolejne okrążenie po pokojach, książkach, skrawkach gazet, szukając przeoczonego szczegółu. Sporadycznie nadal odnajduję nowe pomieszczenie, przejście, ukryty skarb. Jestem zaskakująco (dla samego siebie) odporny na niesprzyjające RNG, gdy się nie układa, to wzruszam ramionami, bo jutro też jest dzień. Nie ma sensu tutaj wypisywać gdzie byłem, co widziałem i jak to odkryłem. Internetem póki co pomogłem sobie tylko w jednej sytuacji - zagadki z nazywaniem obrazów w Galerii, bo choć jedną z czterech rozgryzłem sam, to wiedziałem już, że wymagają one znajomości języka na wyższym poziomie, niż moja. Patrząc na rozwiązanie nie żałuję tej decyzji, bo pewnie nigdy bym samodzielnie tego nie rozgryzł, bo dwóch z tych słów nawet nie znałem, hehe. Poza tym czasami 2-3 godziny gram bez żadnego progresu, aż w końcu docieram do kolejnego małego przełomu i dreszczyk ekscytacji wraca. Uwielbiam nastrój tej gry, klimat tych pomieszczeń i okolicy domu. Jestem zauroczony muzyką, atmosferą nielicznych przerywników filmowych (Alzara!), subtelnością dźwięków. Ale ja nie o tym, bo oczywiście zachciało mi się wykręcić "calaka" w Blue Prince. A główną przeszkodą na drodze do Platyny są tutaj odrębne tryby gry. Jest oczywiście wyzwanie polegające na dotarciu do pokoju 46 w jeden dzień. Tutaj nie ma marginesu błędu i RNG musi zagrać praktycznie w idealny rytm. Na start jesteśmy golasami, a odwiedzane pokoje są boleśnie puste. Ciułamy pojedyncze monetki z nadzieją, że wystarczy nam na wykrywacz metali, albo buty. Na posiłek w kuchni. Bo deficyt kroków tym bardziej daje się we znaki, gdy w jeden dzień musimy odhaczyć kilka kluczowych pomieszczeń i przedmiotów. Bezwzględne wyzwanie, pełne restartowania runów (tip: dużo szybciej jest po prostu wyłączyć i włączyć grę), ale im dłużej grałem, tym bardziej uparty byłem. Nie liczyłem, ale to było pewnie kilkadziesiąt prób i finisz na żyletki. Bo teoretyczny plan wykuty na blaszkę, ale nic mi po nim, skoro szczęście nie było łaskawe. Drugim wyzwaniem jest dotarcie do pokoju 46 w godzinę. Jeśli uda się to zrobić w jeden dzień, to zapewne wpadną od razu oba wyzwania. Bo jeden dzień nie powinien przekroczyć godziny rzeczywistego czasu. A nawet jeśli, to w godzinie można zmieścić 2-3 dni, więc challenge dużo łatwiejszy, bo mamy margines. Trzecim wyzwaniem jest tryb Dare Mode. Startujemy go na nowym save slocie od zera. Wszystko przebiega jak w podstawowym trybie, ale mamy tutaj dodatkowe wyzwania, które musimy wypełnić każdego dnia, bo tylko wtedy progres nam się zapisze. Pierwszy dzień to jedno utrudnienie, drugiego dostajemy kolejne i tak aż do czwartego dnia, od którego będziemy musieli codziennie wypełnić cztery wyzwania. One się nie zmieniają - to znaczy są losowane z puli, ale jak już jedno dostaniemy, to będziemy musieli je wypełniać codziennie. Bywają one różne. Codziennie umieść w domu pokój każdego koloru. Nie otwieraj środkowych drzwi w holu wejściowym. Zakup dokładnie jeden przedmiot w każdym sklepie, który otworzysz. Nigdy nie posiadaj więcej niż dwa przedmioty specjalne w ekwipunku. Codziennie otwórz Lavatory i spędź tam przynajmniej 30 sekund. Każdy dzień zakończ z 0 ilością kluczy, klejnotów i monet w posiadaniu. Niektóre wyzwania bywają strasznie upierdliwe i wymuszają zupełnie inny system gry, bo np. sposoby na pozbycie się przedmiotów czy waluty są bardzo ograniczone i nie możemy ich po prostu wyrzucić. Czasami spełnienie czterech wytycznych jest priorytetem i trzeba poświęcić większy progres, aby do końca dnia dowieźć jakiś malutki. Zaletą tego trybu jest to, że w razie niepowodzenia w danym dniu możemy po prostu zacząć go od nowa. I tak małymi kroczkami w kierunku sukcesu. Ostatnim wyzwaniem jest tryb Curse Mode, również startowany na nowym save slocie. I jeśli ktoś czytał książkę "The Curse od Black Bridge" w growej bibliotece to już powinien wiedzieć z czym się wiąże. Niektórzy narzekają, że 50 kroków to za mało. No to w tym trybie masz ich na start każdego dnia ledwie 13. A otwieranie każdego nowego pokoju (poza niebieskimi) to dodatkowy koszt. Korytarze zabierają nam klucze, zielone pokoje kradną klejnoty, a sklepy każdorazowo zabierają jedną monetkę. Sypialnie? Odejmują jeden krok przy otwieraniu, ale zwykle dodają kilka przy wejściu, więc i tak się opłaca. Czerwone pomieszczenia zgodnie ze swoją niezbyt przyjazną naturą zabierają z naszego konta klucz, klejnot, monetę i krok jednocześnie. A jeśli wydaje Ci się, że rozwiązaniem jest pewien sad, to jest on w tym trybie spalony. Dobrej zabawy w próbach dotarcia do 46 pokoju. Szczęśliwie nawet najmniejszy progres wypracowany każdego dnia nie przepada w kolejnym, więc to kwestia czystej cierpliwości i parcia do przodu tym razem już naprawdę małymi kroczkami. Te wszystkie tryby wymagane do platyny/calaka pokazują jedynie, jak bardzo przyjazny jest podstawowy tryb fabularny. Możliwe, że to właśnie po tych ciężkich przeprawach uodporniłem się na RNG i teraz przyjmuję jego łaskę z takim spokojem. Każde z tych wyzwań zajęło mi kilka godzin, było trochę irytacji i żalu, gdy ledwie jeden z kilku elementów nie dopisał, ale było też przekonanie, że wszystko jest kwestią czasu i cierpliwości. Teraz jestem w zasadzie na prostej drodze do platyny, choć jeszcze nie wiem ile mi ona zajmie czasu, może 3 godziny, może 30, albo więcej? Ale żaden problem, bo o ile z jednej strony do niej dążę, to z drugiej wcale jeszcze nie chcę kończyć przygody z Blue Prince. Ta gra w dziwny sposób mnie relaksuje i ekscytuje jednocześnie.
  10. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w PS5
    Bitwę o Super Ziemię wygraliśmy, bo wygrać musieliśmy. 10 czy 11 dni nieustannej walki. Kolejne miasta upadały, ale nie za darmo. Z każdym dniem impet Iluminatów był słabszy, a w międzyczasie udało się ponownie uruchomić stację DSS (złomując 20 000 000 Automatonów), którą gdy już się udało skierować nad Super Ziemię to była punktem zwrotnym bitwy. Ostatecznie natarcie wroga udało się powstrzymać i ocalić 2 (z 7) miasta od zniszczenia. Zginął prezydent (śmiercią heroiczną oczywiście - sam z pistoletem przeciw falom Iluminatów), ale już następnego dnia został "wybrany" jego następca. Demokracja jest piękna. Ludzkość świętuje, ale krótko, bo od poniedziałku trzeba wracać i tyrać dla tego zło... na naszą Wolność, wybijając kolejne setki Robali oraz Botów. Iluminaci póki co się wycofali, ale nie ma wątpliwości, że wrócą.
  11. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Maj dobiega końca, więc podsumowanko gierkowych zakupów miesiąca. Trochę już ogranych w cyfrze gier na półkę, trochę spontanicznych zaległości, szczypta nowości. Kiedy to ogram? Nie wiem, możliwe, że nigdy. Pozdrawiam. Na Switcha w tym miesiącu cieniutko, jakoś nie miałem weny, tym bardziej, że zaraz pewnie trzeba będzie kupić Switcha 2, więc zacisnąłem pasa w kwestii Nintendo. Steelbook Metaphor za 20 zł dorzucony do koszyka dla równej kwoty. No i oczywiście zestaw Silent Hillowca. Po co mi cztery egzemplarze? Nie wiem.
  12. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Spokojnie, jestem psychicznie przygotowany, bo przecież był nowy ZWIASTUN, więc należy się z sześć stron na analizę stopklatek i w ogóle. Ale rozumiem też prawidła, ludzie na grę czekają, więc pewnie przytłaczająca większość czytelników będzie zadowolona. Bardziej zaskoczony jestem faktem, że test Switcha 2 już w tym numerze. W kolejnym pewnie będzie drugi test, bo "nie zdążyliśmy / nie mieliśmy okazji tego przetestować przed premierą", albo "wleciała aktualizacja oprogramowania dodająca/naprawiająca...". TAKIE CZASY.
  13. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w PS5
  14. Po prostu oglądaj je na wyciągniętych przed siebie rękach, bro! Też jestem wstępnie zadowolony. Jakość wydania tip top, nic się nie palcuje, wszystko pięknie zszyte, treść trochę za szybko leci, bo lubię długie materiały, ale doskonale rozumiem ideę wydania i widziały gały co brały.
  15. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w zgRedzi
    Nie znam się na Final Fantasy 7, ale gdybym miał kupić sobie lalkę, to byłaby to Tifa. Może o to chodziło Adamowi. A podcastu posłucham dzisiaj.
  16. Zaczyna się. Arcywróg starych graczy i czytelników.
  17. Gorzej jak z dziećmi. 22 MAJA: DLACZEGO JESZCZE NIE NADANE?!
  18. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w PS5
    230k graczy, więc obrona Super Ziemi całkiem mocna, bo najwyraźniej wielu weteranów wróciło na pole walki. Ta misja ze zniszczeniem Statku bardzo fajna. Trzeba samodzielnie wycelować tym wielkim działem i najwyraźniej trafić w jeden z tych niebieskich okręgów. Cywile plus oddziały wojska nam pomagające robią fajny klimacik. Trochę odciągają uwagę przeciwników, więc nawet jak grałem solo, to była chwila na oddech, a nie "wszyscy na mnie biednego". Lewiatan widziałem, że ciężki temat do zestrzelenia i trochę trzeba w niego władować mocnej amunicji, a potrafi uprzykrzyć życie, bo z daleka łoi do nas pociskami. Jest też misja, gdzie bronimy miasto przed inwazją. Statki obcych lądują na mapie i musimy się skupić na ich niszczeniu. Każdy lądujący obniża nasz wskaźniki obrony, każdy zniszczony statek część wskaźnika przywraca. Trzeba się więc sprężać, bo opróżnienie wskaźnika kończy misję niepowodzeniem. Ciasna mapa, 20 minut czasu (na najwyższym poziomie trzeba w tym czasie zniszczyć 50 statków), więc bywa niezwykle intensywnie.
  19. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w PS5
  20. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Ogólne
    Też grałem w demo i w sumie już klepnąłem zamówienie. Może nie jestem aż tak entuzjastycznie nastawiony jak Czezare, ale podobało mi się to, czego doświadczyłem przez tę godzinkę. Nie chciałem grać dłużej, bo decyzję podjąłem i zostawiam to już sobie na pełną wersję. Walka zmyślna (cztery kierunki ciosów przypisane do przycisków pod prawym kciukiem), odcinanie kończyn trollowi, szczypta eksploracji, otwierania skrótów, intrygujący system kucia broni, w ruchu czuć trochę vibe gier z ery PS3/X360, ale przecież to żadna wada. Może po kilku godzinach odszczekam swoje słowa, ale na tę chwilę jest wystarczająco dobrze, bym dał dłuższą szansę.
  21. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Chodzi o wygodę i dostępność. Dzisiaj Koskela wrzuciłby DSJ na Steama za kilkanaście złotych i 90% graczy by po prostu kliknęło, by kupić bez kombinacji i by odwdzięczyć się twórcy za godziny frajdy. Może. Bo trudno przełożyć tamten fenomen na współczesne czasy. Gra już wtedy była spóźniona technologicznie, ale szła na wszystkim, nawet szkolnych komputerach do informatyki i to miało duże znaczenie w zyskiwaniu popularności. Gry wychodziły w pudełkach, ale mentalność graczy nastawionych na piracenie i crackowanie wciąż była silna, taki nawyk. Płacenie za tak wyglądającą grę chyba niewielu graczom przechodziła przez myśl. Naprawdę nie wiem na ile to wszystko istotne, ale w wywiadzie Koskela odnosi się do powszechnego piractwa w Polsce (wtedy), jest świadomy że istniało, więc pewnie jakieś znaczenie dla niego miało. Nie, że sam to sobie wymyśliłem.
  22. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Koskela mówi, że udało mu się sprzedać do naszego kraju mniej niż 1000 egzemplarzy, więc nie można powiedzieć, że nie próbował. Robił to, ale wiadomo, że miał ograniczone możliwości dystrybucji i nie było wtedy kultury kupowania gier, nawet jeśli wyglądają jak gówno od studenta informatyki, ale dają frajdę. Potem jako "obejście" licencjonował pełne wydanie gry w Komputer Świat i było to w 2002 roku, więc jednak "ktoś" się wychylił prawie dekadę wcześniej. A ile to pomogło i zmieniło to możemy tylko się domyślać. Możliwe, że nic.
  23. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Jestem. Okładeczka pięknisia i świetnie się wkomponowała w hype przed premierą gry, w zasadzie idealne wyczucie czasu. A leżący obok egzemplarz PC Extreme z pierwszym Doomem na okładce to piękna sztafeta growych pokoleń. Przeszło 30 lat z Doomem. Jedynie drobna przypierdolka należy się za spis zawartości na okładce, bo nie zmieścił się dopisek, że chodzi o Silent Hill Downpour. A jest chyba pewna różnica między Silent Hill i Silent Hill Downpour. Tak mi się wydaje. Dlatego uznaję to za wprowadzanie klienta w błąd co do zawartości numer i pozew już się pisze. Do zobaczenia w sądzie. Z rzeczy ogólnych napiszę jeszcze, że ten numer dostarczył mi paru zaskoczeń. Przeglądam materiały, widzę artykuł o Doomie 3, myślę sobie - pewnie Grabarczyk. Król w Żółci? Jak nic nasz literat i poeta Adamus. Jackie Chan to obstawiam autorstwo Ostasza, a Downpour… no, to akurat mógłby być każdy, więc tutaj aż takiej niespodzianki nie było. Dodajmy do tego kilka nietypowych wyborów przy autorach recenzji i okazuje się, że dość nieprzewidywalny ten numer. I fajnie, bo to pokazuje całkiem szerokie horyzonty i zainteresowania niektórych redaktorów. No i nie odnotowałem BETA WERDYKTÓW w recenzjach, więc ciśnienie krwi w normie. A tymczasem od ogółu do szczegółu. Co Nowego. Marathon - stylistyka do śmieci, gra będzie wyglądać jak gówno, bo musi dobrze działać na jak największym zakresie sprzętów. Poza tym brak zawartości na start. Trzy mapy (czwarta w drodze), brak narracji, ile? Cztery lata tworzenia, a całość wygląda kompletnie niezachęcająco. Dorzućmy do tego kiepskie wyniki testowe i całkiem świeżą aferę z podkradaniem grafik od niezależnych twórców. No nie najlepiej się wiedzie Bungie. Deus Ex. Human Revolution tak bardzo mnie intrygował, że pierwotnie ogrywałem… na PC, choć po latach robiłem też powtórkę już prawilnie, na konsoli. To, że od tylu lat nikt nie chce sfinansować kolejnej części to dla mnie wskaźnik skurwienia branży. Welcome Tour za 10$. Oczywiście, że powinno być za darmo. To wirtualna instrukcja obsługi konsoli i minigierki. Sony mogło dać do PS5 dużo bardziej imponującego Astro's Playroom, a Nintendo woła “dej”. Nie po dżentelmeńsku. Ubisoft chce swojego Apex Legends. Oni niech już lepiej za nic się nie biorą, bo wiele rzeczy chcieli, a wychodziło jak zwykle. Dopiero co zamknęli XDefianta. Cytat numeru. Pewnie. Nadmuchamy grę dziesiątkami gówno-atrakcji, a potem trzymajmy się wersji, że jest tak “rozległa”, że 90$ to prawie jak za darmo. Cóż, ocenimy przy premierze, ale Mario Karty nigdy nie powalały zawartością czy różnorodnością trybów gry, więc nie wiem czy jest sens oczekiwać przełomu? Dobre, bo polskie. Drugi miesiąc z rzędu ciekawy kącik. O to chodzi, to mi się podoba. Trochę polskiego bagienka też warto uhonorować uwagą. A review bombing? Szkoda strzępić ryja jak bardzo czasami jest nieprzemyślany i… dziecinny? Konsolomer Sony. Może i przez ostatnie kilkanaście miesięcy nie ma specjalnie nowych gier od nas, ale za to będziemy drożsi. Konsolomer Xbox. Może i dajemy coraz mniej ekskluzywnych powodów, by zachęcić graczy do kupna naszego sprzętu, ale pieniądze posiadaczy PlayStation jakoś nam to wynagrodzą. No i - jak się okazało już po premierze numeru - również będziemy drożsi. Forever Skies. Czyli alternatywna okładka i materiał partnerski. No taka laurka, wiadomo. W firmie panuje przyjacielska atmosfera, mamy owocowe czwartki, pracują u nas ludzie z pasją i ambicjami, jesteśmy ukierunkowani na społeczność graczy. Bo przecież nie inaczej, skoro to broszurka reklamowa. Zabłocki jako autor pasuje tutaj idealnie, bo on się specjalizuje w laurkach. Czekamy więc na grę. Spoiler z działu recenzji: jest tak sobie, ale też nie do końca wiadomo w sumie, bo Zabłockiemu trudno ufać. Switch 2. Tekst jest, bo być musiał. Nadal uważam, że 8 stron to za dużo (wciąż wiele niewiadomych i pytań bez odpowiedzi), tym bardziej, że zapewne w lipcowym numerze będziemy mogli przeczytać test sprzętu i wiele informacji trzeba będzie i tak powtórzyć. Zabawne będzie jak test sprzętu dostanie mniej niż 8 stron. Playtest Doom: The Dark Ages. Przyznam, że po lekturze pojawiły się wątpliwości. Bo może lepiej poczekać kilka miesięcy na łatki? Nah, nie odmówiłem sobie tej satysfakcji tu i teraz, tym bardziej, że w tym roku odświeżaniem sobie Dooma 2016 i Eternala, obie wciąż zachwycające, więc ufałem twórcom. No i w jakimś stopniu znów mi zaimponowali, że postawili na inny rytm rozgrywki. Gracze narzekają na brak kreatywności w branży, a potem się okazuje, że oczekują po prostu kolejnego Eternala. W jednej kwestii Komodo minął się z prawdą. Fragmentami ludzkich czaszek strzela Pulverizer. Shredder napierdala bełtami. No i chciałbym poinformować, że można też robić zdjęcia bez dłoni przy brodzie. Nikt tego nie sprawdza. Wywiad można podsumować powtarzanymi wielokrotnie sloganami: to wciąż Doom, to nadal w 100% Doom, to nieustannie znany i nieokiełznany Doom. I twórcy najwyraźniej powtarzają to jak mantrę. Ale dla mnie najbardziej wymownym jest zdanie “nie chcemy robić dwa razy tej samej gry”. No jak miałbym takiego podejścia nie szanować? Doom 3. Chujnia nie z tej ziemi ten tekst. Nie no, żartuję, świetny był, przeczytałem nawet dwa razy. Trzeci Doom jest w sumie jedynym, którego nie ograłem w serii i generalnie nawet nie planowałem, a przynajmniej do momentu lektury materiału od Adamusa. Szanse wzrosły z 5% na około 31%. Nie wiem, nigdy nie byłem mocny z matematyki. Gdyby nie to, że już gram w The Dark Ages, to możliwe że bym się rozglądał za trzecim Doomem. Dostrzegam pewne podobieństwa sytuacyjne. The Dark Ages to też trzeci w swojej erze Doom, też spowolnienie tempa, też skrócenie dystansu walki, też silniejsze nastawienie na opowieść (w The Dark Ages więcej przerywników filmowych). Tak jakby współczesne id Software odtwarzało tamten cykl. Czy TDA również okaże się po latach tym najmniej kochanym nowożytnym Doomem? Czy też będzie krytykowany za to, że “nie jest mesjaszem (czy może raczej: antychrystem) branży, zmieniającym nasze spojrzenie na świat gier wideo; strzelanką, po której zakupie wszystkie inne FPS-y wypadało wyrzucić na śmietniku historii”? Eternal trochę taki był. Tymczasem TDA w jakimś sensie obrał ścieżkę Dooma 3 i obrywa mu się za to, że nie jest już Eternalem, zamiast być docenionym za to, czym jest. Oczekiwania to straszne piętno. Wszystko wskazuje, że wiele lat minęło, ale podejście id w pewnym stopniu się nie zmieniło. Hyde Park. Niezwykle cenię co miesiąc tych kilka zdań od Pereza, który właśnie w tym dziale może się podzielić z czytelnikami perspektywą wydawcy. No i teasuje Exteme Party, więc najwyraźniej dopiero się rozkręca. Kacper, Ty to się swoimi pierwszymi tekstami nie przejmuj, bo jakie one mają znaczenie, skoro teraz jesteś na innym poziomie? Patrz na nie z czułością, bo są dowodem progresu. U Adama ze zdrowiem może w kratkę, ale czuć, że skupia się na pozytywach i zaletach każdej, nawet trudnej sytuacji. Do tego zaangażowanie w social media pisma, więc najwyraźniej zapału nie brakuje. Komodo potwierdza, że na albumie poświęconym Silent Hillom się nie skończy, a Roger ogrywający pierwsze GTA rzeczywiście nieco podejrzany (creditsy dla Słupka, bo już to wcześniej odnotował ten fakt w temacie). Headshot. Koso znów gra na mojej wrażliwej strunie. W zeszłym miesiącu Viewtuful Joe, który akurat też ogrywałem, teraz Blue Prince. Wspaniały Blue Prince. W zasadzie efekt pasji i uporu jego reżysera, który latami układał sobie w głowie ten projekt. Fascynujący mnie tytuł, którego jednocześnie bałbym się komukolwiek polecić, bo istnieje duże ryzyko odbicia się. Powtórzę się, ale chętnie poczytałbym więcej Kosa co miesiąc (felieton na całą stronę?), bo Marcin intrygująco sobie żegluje po tej branży i zawsze ma coś ciekawego do opowiedzenia czy zaprezentowania. Recenzje. Clair Obscur: Expedition 33. Co tutaj dużo gadać, skoro przez czas od premiery powiedziano już tak wiele. Najbardziej imponującym jest, że praktycznie żaden element gry nie zdradza mniejszego budżetu i faktu, że całość powstała za sprawą tak niewielkiego zespołu. Intrygująca fabuła jest zręcznie poprowadzona, oprawa i kolorystyka zachwyca, bohaterowie z sercem i rewelacyjnie odegrani, muzyka absurdalnie doskonała i nie do wyrzucenia z pamięci, system walki widowiskowy i satysfakcjonujący, pełen dzikich możliwości. Ta gra jakością całkowicie zaprzecza branży. Ona nie ma prawa być aż tak dobra, a jednak jest. Recenzja Komodo oddaje Expedycji 33 sprawiedliwość, a już na pewno krzywdy grze nie robi. Doczepię się jedynie, że autor nie wspomniał nic o naturalności i jakości dialogów, choć może uznał, że wchodzą one w skład chwalonej fabuły, bo przecież nie ma udanej narracji bez solidnych dialogów. Brakuje też podkreślenia muzyki w "plusach". Wspomnienie o niej w treści jest niewystarczającym wyróżnieniem. No i trzeba się zgodzić, że lokacje konstrukcyjnie są bardzo podobne, zmieniają się jedynie tekstury i kolorystyka. Wizualnie są piękne, a wszędobylskie niewidzialne ściany to koszt, który jestem w stanie zapłacić za tego rodzaju widokówki. Piękna gra, którą równie przyjemnie się śledzi, co gra. I choć osobiście jeszcze bym się wstrzymał z obdarowywaniem jej mianem GOTY, to myślę, że Komodo może odetchnąć z ulgą, bo jego wyrażona nadzieja, że Clair Obscur dostaje zainteresowanie, na jakie zasługuje raczej się spełniła. Gra jest szeroko doceniana, kupowana i branża raczej prędko o niej nie zapomni. Commandos: Origins. Nie wiem z czym wiązały się oczekiwania Urala, skoro studio to raczej amatorzy, więc nadzieje wypadałoby trzymać na krótkiej smyczy. Wychodzi mi, że to pierwsza gra Claymore Game Studios i jasne, że byłoby miło, gdyby od razu dostarczyli hit (jak Sandfall powyżej), ale to się dwa razy w jednym miesiącu nie zdarza, hehe. Oprócz tego lekkiego zapaszku naiwności recenzja solidna i treściwa. Choć okazuje się, że gra niekoniecznie zasługiwała na dwie strony. Croc. Kurde, jestem w sumie zaskoczony, że Adam wręcz zachęca do przełączenia się na nowe sterowanie krokodylkiem. Przyznam, że wcześniej nawet o tym nie myślałem, remastery Tomb Raidera też ogrywam na klasycznym, bo wydaje mi się, że gra została pod nie zaprojektowana i wręcz wypada to uszanować. A teraz jak kupię Croca, to będę miał spory dylemat. Pewnie spróbuję pograć na obu opcjach, a potem zdecyduję czy jest sens męczyć się z tradycyjnym sterowaniem, czy jednak jestem za mało retro. W ogóle bardzo zachęcająca recenzja, a że w tym gatunku ufam Piechocie, to i decyzja o zakupie praktycznie zapadła natychmiast. Ale dopiero przy okazji promocji, bo trochę drogo. DLC do Fallouta 76. Strona to za dużo. Zax rozpisuje nam tutaj całą historię rozwoju technologicznego podstawki, zamiast przechodzić do rzeczy: warto czy nie zainteresować się aktualizacją? Generalnie wciąż jestem za tym, by DLC i dodatki nie dostawały więcej niż pół strony, chyba że mowa o tytanach DLC w rodzaju tego do Elden Ringa, wtedy stronę wypada. All in Abyss. 15 godzin to krótka gra? Grałem w życiu w kilka visual novelek, ale nie powiedziałbym, że 15 godzin to mało i jest wadą gry. Jezu, wyobraziłem sobie 15 godzin przeklikiwania dialogów i nie wiem jak dobre by musiały być, aby uznał, że wciąż mi mało. Nawet jeśli przerywane partyjkami pokera. Mandragora. Czasami kompletnie nie rozumiem Darka. Cała strona narzekania, a potem ocena 7/10? I to od naczelnego marudy, zwykle surowo oceniającego cyferkami? Coś mi tutaj mocno się nie komponuje. Tym bardziej że biorąc pod uwagę podcast, gdzie Konsolite miał okazję rozwinąć kilka myśli to Mandragora cierpi na wiele bolączek. Czasami mam wrażenie, że Darek po prostu ma problem z komplementowaniem gier i ich zalety ledwo mu przechodzą przez gardło/klawiaturę. Albo nie wiem, pijany pisze recenzje. To akurat całkiem prawdopodobne. Monaco 2. Brakuje istotnych informacji. Co-op na ilu graczy? Przez sieć? Na kanapie? Obie opcje? Igor wciąż się uczy zwięźle przekazywać treść. Pilo and the Holobook. Co ciekawe, gra jest tylko w wersji PS4, a na PS5 można w nią grać wyłącznie dzięki kompatybilności wstecznej, bo nie ma dedykowanej wersji. Co wydaje mi się dziwnym i niezrozumiałym rozwiązaniem. Bo jak to? Obecna generacja ma już 5-6 lat, a ktoś wypuszcza grę w teorii wyłącznie na poprzednią? Ogólnie jestem wstępnie zainteresowany, bo lubię takie rozluźniające popierdółki z bezstresowym kolekcjonowaniem różnego gówna. Lunar Remastered Collection. Świetna, zachęcająca recenzja, jedna z najlepszych w numerze. Mazzi w topowym wydaniu. Wahałem się z zakupem, ale po lekturze już mam swój egzemplarz. The First Berserker: Khazan. Czy tylko mi się wydaje, czy Roger jakoś wykazuje ostatnio większą aktywność w kwestii recenzowania gier? Ostatnio miłe zaskoczenie z Suikodenami, teraz też obfita gra. Miałem Naczelnego za gościa od Psiego Patrolu i Świnki Peppy, a tymczasem budzi się w nim ostatnio BESTIA. Albo mi się tylko wydaje. Rusty Rabbit. Grałem w demo i nie ma niczego bardziej zniechęcającego do gry, niż “pływające” sterowanie postacią. Spędziłem z nią kilkadziesiąt minut i nie potrafiłem przywyknąć ani odnaleźć satysfakcji z poruszania się. Amerzone. To chyba ten moment w numerze, gdy losowa recenzja Adamusa przekonała mnie do zakupu gry, której wcześniej nie miałem na radarze. Amerzone oczywiście kojarzę, bo jestem dzieckiem wychowanym na PS1 (zawsze przekornie w głowie wymawiałem ten tytuł "ameżone", hehe), choć tam nigdy tej gry nie przeszedłem. Ale kurde, czy wobec takiej oceny mogę przejść obojętnie? Gra kupiona. Będzie na Kacpra (albo odsprzedam, bo w pudełku, to MOGĘ - szach mat cyfrowcy). Przy okazji: przestańcie pisać/mówić “Kacpera” xd Chains of Freedom. Trochę za bardzo “mrocznie” się w ostatnim akapicie zrobiło. Aysnel, obudź się. Elroy and the Aliens. Kurwa, to Konsolite teraz już point and clicki recenzuje? Chłop składa jaja, trzymajcie miotacz ognia w pogotowiu. Fatal Fury. Z tym Rolando to Darek brzmi trochę jak moja mama (są w podobnym wieku). Też kompletnie nie ogarnia świata piłki nożnej, ale coś tam o jakimś Rolando słyszała. A TEN ROLANDO TO ILE MA LAT? WIESZ ILE ON MA DZIECI? Ale gierka brzmi zachęcająco w sumie, więc zapisana. Dollhouse. W sumie dopiero w tym momencie zauważyłem, że chłop zaczął się podpisywać Graba. Pewnie przez siłownię. Blue Prince. Ooo, Aysnel, tutaj to pójdziemy na noże. Najpierw piszesz coś o ponad 40 piętrach, ale oczywiście chodzi o pokoje (dość istotna różnica), więc uznam, że to klasyczna pomyłka w rodzaju "myślę o jednym, a mówię drugie). Dalej nie mogę być już tak wyrozumiały. Ilość kroków nie jest mała, zmusza do rozsądnego zarządzania tym zasobem, ale to kwestia wprawy i nauki zasad, bo potem często kończyłem runy z ponad 50 czy 70 krokami w zapasie (a chwilami w trakcie runu miałem ich nawet 120). Zarzut o zbyt małej ilości kroków jest od czapy i uświadomi to sobie każdy, kto spędzi z grą wystarczająco dużo czasu. To istotna mechanika i wolę takie rozwiązanie, niż gdyby wdrożono np. limit czasowy, aby trzeba było się spieszyć. A tak jest pewna presja, ale jednocześnie można niespiesznie eksplorować i oglądać pomieszczenia bez stresu - "czas" ucieka dopiero gdy przekraczamy próg. Kolejna rzecz. Kwestia braku sejwa w trakcie runu jako wada też jest dla mnie niezrozumiała. No przecież całą idea polega na tym, aby podejmować ryzyko, a nie wczytywać zapis, gdy się zablokujemy, albo coś pójdzie nie po naszej myśli. Save w trakcie runu to otwarta furtka do save scummingu. Kompletnie bez sensu zarzut. Czy gra momentami frustruje? Owszem. Ale dzięki temu każdy mały sukces satysfakcjonuje tym mocniej. Po prostu się nie zapędzaj w ślepy zaułek przy otwieraniu pokojów, hehe. Do tego gra ma całkiem sporo małych i dużych permanentnych ulepszeń (drobne monety na start każdego dnia, kombinacje do sejfów, albo otwierane skróty), więc każdy kolejny dzień jest w teorii łatwiejszy, również dzięki temu co mamy w głowie. Gra jest niezwykła. Nie ma czegoś podobnego - nie można powiedzieć, że jest w stylu “wstaw tytuł gry”, bo ona się niczym nie inspiruje i stanowi ewenement. To kolejne gry w branży (o ile powstaną podobne) będą porównywane do Blue Prince właśnie. Pół strony dla czegoś tak nietuzinkowego to kpina, ale uznam, że to była rzecz trudna do przewidzenia przy planowaniu numeru. Żałuję jedynie, że Aysnel już po ograniu Blue Prince nie wyczuł "perełki" i nie wyszarpał dla gry więcej niż pół strony (mówimy tutaj o 92 na metacritic, więc o jednej z najlepiej ocenianych gier w roku). Tylko no właśnie - w grę trzeba zainwestować masę godzin, a patrząc na ilość gier, które Aysnel testuje co miesiąc wyobrażam sobie, że nie ma komfortu mitrężenia czasu, więc popykał i poraz instalować kolejny tytuł. Żeby nie było: osobiście wystawiłbym ocenę wyższą choćby ze względu na oryginalną koncepcję i samą atmosferę opowieści, ale to gra na tyle specyficzna i niełatwa w odbiorze (chwilami ślimaczący się progres i kapryśne RNG), że potrafię się pogodzić z niższą notą. Media są zachwycone, a wielu graczy się po prostu od gry odbija (co odzwierciedla niższy, ale wciąż solidny User Score - 7.6), a że grę można sprawdzić za darmo w obu abonamentach, to nie brakuje takich, którzy nawet nie dają jej dłuższej szansy. O ocenę więc nie mam pretensji. Rozczarowany jestem brakiem ekspozycji gry, bo to nieco zasmucające, że takie staranne i pełne serca projekty pasji nie dostają większej uwagi i nawet strony w ramach wyróżnienia. No i skoro w rubryce ceny zaznaczacie, że gra jest w Gamepassie, to może wypadałoby również wspomnieć, że jest też za darmo w ramach PS+ Extra/Premium? Czy abonament abonamentowi nierówny? Generalnie najbardziej zasmucające mnie pół strony tego numeru. Forever Skies. W sumie zabawna sytuacja. Twórcy wykupują kilka stron w ramach promocji swojej gry, ba! biorą nawet “analną okładkę”, a w tym samym numerze dostają ledwie pół strony na recenzję reklamowanej gry. Nie wiem jak inni, ale osobiście wolałbym stronę, albo nawet dwie poświęcone recenzji, niż cztery “materiału partnera” i ledwie pół na opinie dotyczącą gry. Rozumiem, że to dwie odrębne kwestie, ale wyszło nieco komicznie. South of Midnight. Trochę to ironiczne, że Zax we wstępie zarzuca licznym grom “artystycznym” płytki gameplay i pretensjonalną fabułę, jednocześnie wyróżniając w tej kategorii South of Midnight, a potem okazuje się, że gra też głębią gameplayu nie zachwyca. Przynajmniej wnioskując z jego wrażeń i wypunktowanych wad. No, ale just Zax things najwyraźniej. Retrorecenzja. Summoner. Ooo. To również przypisuję do zaskoczeń w numerze, bo Kochaniec dostarczający materiał do tego działu raczej nie zdarza się często? Możliwe, że nawet pierwszy raz, ale pewności nie mam. W każdym razie bardzo zaciekawił mnie wątek literacki i to, ile w nim rzeczywistego zbiegu okoliczności, a ile kopiowania. Żałuję, że autor nieco go jeszcze nie rozwinął, ale rozumiem powody. No i jeśli gra posiada tę mityczną “duszę”, którego argumentu lubimy tutaj na forum nadużywać, by przykryć wszelkie wady gry, to wiedz, że coś się dzieje. Generalnie ciekawy dobór tytułu. Kojarzę go wizualnie, bo pamiętam, że przy premierze PS2 tym dokładniej się przyglądało każdemu tytułowi startowemu w poszukiwaniu jakości nowej generacji, a wyboru szerokiego nie było (pamiętacie Fantavision?). Ale po kilku miesiącach trzeba było zrobić w głowie miejsce na gry, które bardziej na to zasługiwały i Summoner wypadł z obiegu. Z grą pewnie się nie zapoznam, bo pomimo posiadania “duszy” bardzo mnie zniechęca wspomniana przez autora toporność. To już ten etap w życiu, że jeśli chcę do śmierci ograć jak najwięcej wartych uwagi tytułów, to muszę zacząć ostrzej je selekcjonować xd Niemniej dział kolejny miesiąc z rzędu trzyma wysoki poziom. Publicystyka. Urwane opowieści. Dla mnie to jest zła decyzja scenariuszowa, aby robić w grze bezczelne “ciąg dalszy nastąpi”. Gra powinna móc funkcjonować jako samodzielna całość zamykać wszystkie, albo prawie wszystkie wątki i ewentualnie zostawiać nieco przestrzeni na kontynuację i rozwinięcie w sequelach. Takiego Order 1886 nikomu bym nie polecił, bo to ledwie pół gry w takim razie. Jestem też niewymownie zły na twórców Deus Ex: Mankind Divided, że tak kiepsko rozplanowali całą intrygę, że koniec końców prawdopodobnie nie doczekamy się satysfakcjonującego zakończenia. Nieszczęście na własne życzenie. Król w Żółci. Idea nie jest mi obca, Król w Żółci to mój znajomy, bo już w 2014 roku się jego wątkiem zainteresowałem, przy okazji pierwszego sezonu True Detective właśnie. Nawet czytałem wtedy opowiadania Chambersa, bo wydawnictwo C&T wyczuło potrzebę wśród czytelników i szybko wypuściło książkę. Nie była to zbyt porywająca lektura, ale problem w tym, że C&T nie uchodziło wtedy za jakościowe wydawnictwo (o czym dowiedziałem się dopiero po kilku latach). Nieco wcześniej czytałem od nich Zew Cthulhu i tamten przekład opowiadań to było coś okropnego (coś jak newsy z translatora na ppe.pl), niewiele brakowało, a do Lovecrafta bym się kompletnie zniechęcił. Dopiero kilka lat później na ratunek przybyło wydawnictwo Vesper, które wraz z Maciejem Płazą w roli tłumacza dostarczyło lekturę godną renomy Lovecrafta. I pisze o tym dlatego, że mój niezbyt entuzjastyczny odbiór Króla w Żółci mógł również wynikać z nieudolnego przekładu od wydawnictwa C&T. Widzę, że od tamtego czasu ukazało się nowe tłumaczenie, więc może warto wrócić i dać ponowną szansę. Choć nie wykluczam, że Chambers pomysły miał intrygujące, ale pisarzem był tylko przeciętnym. W sumie to całkiem prawdopodobne patrząc po opiniach czytelników. Jackie Chan. Najdziwniejszy fragment to ten, w którym z lat 70. i 80. przechodzimy od razu do 2000. Bolesne pominięcie najistotniejszych lat filmowej twórczości Jackiego, najważniejszych przynajmniej dla mnie. Rozumiem co za tym stoi (odwieczny brak miejsca na kartkach), ale nie wspomnieć o tych wszystkich niezwykle twórczych latach nawet słowem, to spora ofiara złożona przez autora na ołtarzu limitu znaków. Jackie Chan na potencjał na dużo obszerniejszy tekst, więc siłą rzeczy czuję spory niedosyt. Jest bardzo dobrze, ale mało. A Jackie Chan Stuntmaster figuruje na liczącej już dekady liście “do solidnego ogrania”, bo za czasów PS1 mimo, że sporo próbowałem, to nigdy nie ukończyłem. Wierzę, że w końcu się uda, nawet jeśli z pomocą save slotów, heh. Deluxe Ski Jump. Koskela może tylko żałować, że powszechne w Polsce piractwo solidnie go ograbiło z potencjalnego zarobku. Można się zastanawiać czy gra stałaby się takim samym fenomenem, gdyby nie była tak łatwo i “darmowo” dostępna, ale oczami wyobraźni widzę jak Małyszomania wybucha dopiero dzisiaj, w dobie powszechnego internetu, streamerów, multiplayera przez sieć, Steama i kultury płacenia twórcom za tego rodzaju projekty wynikające z pasji. Może niekoniecznie Koskela miałby pieniędzy do końca życia, ale na pewno byłoby mu miło z dodatkowym groszem w kieszeni. A informacja, że 90% pobrań wersji mobilnej jest od Polaków daje pewien obraz jaki niefart miał autor, że z boomem trafił akurat na nałogowych piratów. No i tak - widać, że treści było za dużo na jedną stronę, a za mało na dwie, stąd GIGANTYCZNE grafiki. Silent Hill Downpour. Tekst Graby przeczytałem dwa razy, aby zgodnie z tradycją się do czegoś dopierdolić, ale nie znalazłem nic poważnego. Niedobrze. Z mniej istotnych rzeczy to brakuje grafiki dedykowanej Danielowi Lichtowi, a według treści powinna gdzieś być. Brian Gomez albo rzeczywiście brak udział w panelach GDC rok po roku (2010 i 2011), albo autor się machnął. Na szybko namierzyłem tylko edycję 2011. Poza tymi mało istotnymi niejasnościami to była wciągająca lektura. Motyw z deszczem w grze dla mnie jest świetny. Nie ma wielu gier, w których deszcz można uznać za element rozpoznawczy? W sumie szanuję twórców za odwagę i pewność siebie, nawet jeśli ostatecznie się nie opłaciło i niektóre decyzje sprawiały, że było tam po prostu coraz mniej Silent Hilla (odejście od inspiracji twórczością Masahiro Ito) i równie dobrze mogli tworzyć własne IP. Dostrzegam pewne podobieństwa w nadchodzącym Silent Hill f, ale ono pozostaje na wskroś japońskie, więc już ma nieco łatwiej. Z tym, że też próbują w wielu aspektach odbić od kanonu i w sumie kibicuję. Dragon Quest 8. Do cyklu nie pałam przesadną sympatią i obecnie nawet Kubica nie jest w stanie tego zmienić. Akurat DQ8 próbowałem dwa razy: na PS2 i NDS, na konsolce Nintendo dobiłem do kilkunastu godzin, bo bardzo chciałem, aby mnie ta gra wciągnęła, ale wydaje mi się, że było na to już za późno. To był okres, gdy znacząco się od gatunku odwróciłem, przestał mnie angażować, a zaczął irytować dłużyznami oraz infantylizmem. Tekst Kubicy przyjąłem więc raczej chłodno, bo nie zdołał przywołać wielu ciepłych wspomnień, niemniej jak zwykle czytało się to z ogromną przyjemnością. The Last of Us. Jakieś bez wyrazu te materiały towarzyszące premierze. Wypchane spoilerami po brzegi, nie tylko z serialu czy gry, ale również zupełnie niepotrzebnie z Gry o Tron. Treść chwilami to też jak Materiał Partnera, niby odbywały się jakieś rozmowy z aktorami, ale wątków jak na lekarstwo, jakby każdemu z nich zdołano zadać zaledwie po jednym pytaniu. No i skąd info (tutaj w temacie na forum), że wrażenia są na podstawie trzech pierwszych epizodów? Muszyński o tym nie wspomina. Zakładam (bo nie chce mi sie tego weryfikować), że serial jest udostępniany cyklicznie, ale czy to wykluczone, żeby Muszyński jako dziennikarz miał dostęp od razu do całości? Zresztą ten serial jest jakiś taki nie wiem. Swego czasu obejrzałem pierwszy sezon, uznałem że “spoko”, po dwóch dniach zapomniałem o nim, do drugiego sezonu nawet mnie nie ciągnie. Może odpalę do poobiedniej drzemki, ale cieszył się nie będę raczej. W każdym razie te dwa odrębne teksty można było jakoś zgrabnie połączyć w całość, tym bardziej, że autor ten sam. No i grafika z Białego Lotosu się zaplątała w treści, nie myślcie, że nie zauważyłem. Extreme Plus. Reggie Fils-Aime. Nie wywołał we mnie kompletnie żadnych emocji ten tekst. Jest poprawny, mam wrażenie, że dużo lepszy literacko niż większość poprzednich, więc nawet mnie nie irytował czy nie raził bezdusznością rodem z wypocin jakiegoś AI. Ale tematyka i bohater opowieści to jest taki usypiacz, że trudno mi było wykrzesać choć odrobinę ekscytacji. Bardziej przedsiębiorca, niż pasjonat. Tak szybko jak zaistniał w branży, równie szybko z niej spierdolił. Nie wiążę z nim żadnych skojarzeń czy wspomnień growych. Wynudziłem się, a to dla mnie nawet gorzej, nic gdybym miał się irytować podczas lektury. Treść Extreme Plus ma swoje wzloty i upadki (przeważnie upadki), ale dobór tematów bywa tak bardzo nienatchniony, że często rozważam po prostu nie czytanie tego. BAKA. I bardzo dobrze, że Roger Darka zmusił do zrecenzowania Devil May Cry, bo to wreszcie rzecz, która zainteresuje czytelników pisma dla graczy. Konsolite w ramach odwetu się na tym anime wyżył i wlepił niską ocenę. Równowaga w naturze zachowana. Felietony. Zax. No nie zgadniecie, ale dla odmiany znowu o Genshin Impact. Walkiewicz. Zakup Switcha 2 uzasadniają jedynie gry ekskluzywne, bo nikt o zdrowych zmysłach nie będzie na tym grał w multiplatformy (często kilkuletnie), gdy lepiej (i zapewne taniej; patrz cena Cyberpunka) może to zrobić na PS5, Series X czy PC. Chyba że dla kogoś to będzie jedyny sprzęt, to pogratulować opóźnienia generacyjnego. Przerabialiśmy to już przy pierwszym Switchu, gdzie nawet gierki 2D potrafiły odstawać poziomem wykonania i optymalizacji od wersji z dużych konsol. A z każdym rokiem to może (choć nie musi, bo progres nieco wyhamował) się pogłębiać. No i dla mnie Switch 2 to wciąż przede wszystkim handheld, bo od grania przed TV mam już lepsze sprzęty, więc powtórzę - tylko potencjalne gry ekskluzywne, a reszta niespecjalnie mnie interesuje, bo nie może rywalizować (chyba że z grami na PS4/XOne). Switch po tylu latach potrzebował upgrade’u i choć teraz nieco nadgoni, to wciąż jest z tyłu i trudno się ekscytować “nową jakością”, gdy ledwie dobijamy do minimum oczekiwań. To nie jest nowa jakość. To jest jakość PS4/XOne/SteamDecka. Marcellus. Kurde, zło dobrze, ale Marcin nie wytrzymał metr przed kiblem i musiał wspomnieć o Trumpie/Musku, choć temat ich nie dotyczył. Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że tym razem nie było korporacji. Piechota. Przede wszystkim rzuca się w oczy aktualizacja fotki. Brawo! Była już w poprzednim numerze, ale chyba zapomniałem pochwalić. A treść? Adam wciąż drąży tematykę tego, jakim typem graczy jesteśmy, co nas uformowało, na czym się wychowaliśmy, jakie mamy nawyki i przyzwyczajenia. Czasem zboczenia. Na postawie felietonów i podcastów widać, że zechciało mu się bawić w psychologa, grzebać w przeszłości, wyciągać stamtąd kwestie, które nie zasługują na to, by były zapomniane. Czasem obudowuje to aurą wręcz religijną i dostrzegam wyraźny motyw przewodni, ale nie zamierzam go publicznie zdradzać. Bo z Adamem jesteśmy miłośnikami gier pełnych zagadek, ale nie lubimy satysfakcji z rozwiązywania ich komukolwiek odbierać. Chciałem się tylko pochwalić, że widzę co knujesz Adam! Roger. Heh, Pokemony. Kiedyś moja mała fascynacja, bo w Pokemon Red grałem na swoim Game Boyu Pocket. Anime na Polsacie oglądałem regularnie. A potem? Nie wiem, najwyraźniej z tego wyrosłem, mimo że wciąż uważam się za mentalne dziecko. Głos Ludu. Autora recenzji, Shena, wołać nie ma sensu, bo regularnie tu zagląda, czyta PE i z pewnością wie o publikacji. Dodam jedynie, że dzięki jego tekstowi dowiedziałem się, że Aconcagua ma fanowskie tłumaczenie, więc jestem zaintrygowany. Pamiętam, że czytałem opis tej gry, więc tak jakbym ją przeszedł? Jak teraz do niej wrócę to okaże się ile z tej lektury zapamiętałem. Było dla mnie ogromną przyjemnością kolejny miesiąc trzymać w dłoniach te 116 stron wypchane grami i pasją do nich. PE jako czasopismo waży dla mnie znacznie więcej, niż te gramy papieru, bo treść na nim wydrukowana ma dodatkowy ciężar. Ciężar godzin poświęconych na napisanie tekstów i serca w nie włożonego. Każda literka to znak własnoręcznie wklepany na klawiaturze przez autora, wszystko globalnie zatwierdzone przez Rogera, ozdobione wizualnie przez Romka, a logistycznie dopilnowane przez Pereza. Fajna machina Wam z tego wyszła. Ale tego Blue Prince Wam nie wybaczę
  24. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Kącik RPG
    Tylko weź pod uwagę, że konstrukcja gry zakłada, że na tę ostatnią lokację idziesz praktycznie od razu, bo tam są przeciwnicy i bossowie na 50-55 poziomie (na oko) i jak będziesz dużo powyżej, to wyzwania nie będzie. Ja trochę spóźniłem, poszedłem na okolicach 62 poziomu i było generalnie za łatwo. Może zostać niedosyt.
  25. Kmiot opublikował(a) odpowiedź w temacie w Kącik RPG
    Z 82 poziomem to na ostatniego bossa idź jedną postacią, aby przynajmniej zobaczyć jakie ma ataki (i tak nic Ci nie zrobią). Byłoby głupio go zabić jednym ciosem.